Dwa lata temu cieszyłem się z wyjazdu z synem na Wyspy Owcze. Ale nastała zaraza i świat się zamknął. Wyspy Owcze otworzyły się na turystów kilka dni po naszym pierwotnym locie - więc zamiast przygody mieliśmy voucher ważny dwa lata. Pierwotny lot mieliśmy linią Atlantic Airways z Edynburga z powrotem przez Kopenhagę SASem. Po dwóch latach trzeba było w końcu wykorzystać voucher AA – na przełomie czerwca i lipca tym razem w obie strony z Kopenhagi i z żoną wybrałem się na upragnione Wyspy Owcze. Ponieważ przegapiłem datę ważności vouchera SAS (był ważny na lot, a nie zakup w ciągu roku), dokupiłem dolot Lotem, z noclegiem na powrocie. Pozostało zarezerwować auto i nocleg. Samochód znaleźliśmy w PHD Car Rent - od razu z abonamentem na przekraczanie tuneli (poza najdłuższym tunelem – Eysturoyartunnilin), pełnym ubezpieczeniem i podstawieniem na lotnisko za okrągłe 5000 DKK (można ciut taniej z odbiorem w Sørvágur – pół godziny na piechotę z lotniska). Ponieważ transport mieliśmy zapewniony a same wyspy za bardzo rozległe nie są, na nocleg szukałem najtańszej samodzielnej kwatery. Znalazłem przez boo... - farerski domek na wyłączność z mieszkalnym piętrem dla 5 osób w Haldorsviku na wyspie Stremyoy. Jedyne czego mu brakowało to trawy na dachu. Lot Lotem do Kopenhagi - z samego rana, bez historii, na lotnisku mieliśmy 3 godzinną przesiadkę i po 2 godzinach lotu znaleźliśmy się na środku Atlantyku. Pierwsze WOW było przed lądowaniem - piękne podejście nad jeziorem Leitisvatn
Po przylocie większość pasażerów rzuciła się na alkohole, więc jak te owce zrobiliśmy to samo – faktycznie by kupić coś mocniejszego niż 2% piwo trzeba się zdrowo naszukać - jest 7 sklepów na całe wyspy. Odbiór samochodu na lotnisku bezproblemowy - na godzinę przed przylotem otrzymaliśmy maila ze zdjęciem samochodu na parkingu - kluczyki w stacyjce, samochód otwarty, pełen luz. I tu wystąpił w zasadzie jedyny zgrzyt wyprawy– do przeczytania maila potrzebny jest internet. Trochę się nie przygotowałem i co prawda wiedziałem, że to nie UE ale nie spodziewałem się SMS-a o opłacie 260 zł za dane komórkowe po jednej minucie. Ponieważ zamek w drzwiach był zepsuty, przez cały pobyt samochód zostawialiśmy otwarty, nigdy nic nie zginęło, zresztą niezamykanie samochodu i mieszkań na wyspach podobno jest powszechne. Wyspy przywitały nas ciepło i słonecznie
Zaraz po opuszczeniu lotniska znajduje się szlak do wodospadu Bossdalafossur - gdzie jezioro Leitisvatn wpada do oceanu. Wstęp 200DK od osoby płatne w knajpce. Przed szlakiem prośba, że jeśli ktoś wchodzi na szlak rano przed otwarciem, by zapłacił wracając. Widoki faktycznie obłędne. Niestety byliśmy po południu, zdjęcia robione częściowo pod światło i nie oddają całego piękna okolicy.
Przy wyjściu pożegnał nas taki ochroniarz
Po drodze zrobiliśmy zakupy w Bonusie i HO - ceny porównywalne. Z ciekawostek pierwszy raz widziałem pomidory sprzedawane na sztuki.
Przy okazji mogę polecić mrożonego dorsza? w ludzkiej cenie - bardzo smaczny, bez glazury, jak ma się dostęp do kuchni to spokojnie dla 2 osób na obiad wystarczy.
Wieczorem dotarliśmy do domu i pomimo panującej jasności udało się zasnąć.
Dzień drugi - Streymoy - Rano powitał nas piękny wschód słońca i owce.
Postanowiliśmy pojechać do Tjørnuvík, z którego jest piękny widok na Eysturoy i dwie skały - Risin og Kellingin czyli Wiedźmę i Olbrzyma. Jak dojechaliśmy ujrzeliśmy to –
W miasteczku nie było nikogo, sklep żeglarski, kościół, wszystko pozamykane. Był za to lokalny pies, bardzo ładnie proszący by mu rzucać patyk (noga jakiegoś wodorostu).
W drodze powrotnej minęliśmy wodospad Fossa. Malowniczy, aczkolwiek w porównaniu do wodospadów islandzkich niezbyt imponujący.
Następnie pojechaliśmy do Hvalvik - znajduje się tu kościół z 1829 roku, zbudowany z drewna odzyskanego z rozbitego statku. Niestety był zamknięty na głucho i nie było nam dane obejrzeć ambony z 1609 roku ze śladami cięć szabel francuskich piratów z 1677r. Posiada pomysłową konstrukcję okiennic - takim żaden wiatr niegroźny. Obok znajduje się park i „fabryka” trawy dachowej.
Po kilku kilometrach dojechaliśmy do Saksun z ciekawym skansenem i kościołem. Ze względu na okres lęgowy ostrygojadów kościół był zamknięty. Przy próbie zbliżenia para ptaszków broniła swojego terytorium.
Zaczyna się tu też pieszy szlak do Tjørnuvík.
My udaliśmy się szlakiem do zatoki - płatne 75 DK, ale terminal i bramka nie działały, a brama była otwarta. W międzyczasie pogoda bardzo się poprawiła.
Następnie pojechaliśmy "zwiadowczo" do Vestmanna. Okazało się, że najbliższy rejs statkiem do klifów jest za pół godziny - oczywiście skorzystaliśmy. Około 2 godzinny rejs kosztował 350 DK od osoby. Przy okazji w knajpce posililiśmy się zupą rybną z barem sałatkowym w cenie 130 DK od osoby, co na WO jest ceną całkiem dobrą (sama zupa 95 DK z możliwością brania dokładki i pieczywem). Sam rejs był świetny, podziwialiśmy klify i pasące się na wzgórzach owce, oraz farmy łososi.
Dzień zakończyliśmy w stolicy Thorshavn, głównie spacerując po dzielnicy rządowej.
@paweł p Rewelacyjne zdjęcia.W jakim miesiącu byliście na wyspach?Wiem, że do wyjazdu tam trzeba się przygotować także finansowo i ceny, które wrzuciłeś to potwierdzają.Pokusisz się może o podsumowanie kosztów?Czy miejscówkę, w której spaliście polecasz? Jeśli tak, to możesz podać namiary?
Dzięki. Byliśmy na przełomie czerwca i lipca - sobota-sobota,.Nocleg z blokingu - Cozy house in the idyllic village of Haldórsvík - 4200 pln, domek w pełni wyposażony z kuchnią gazową, na piętrze 4 pokoje dla 5 osób i wejście po naprawdę stromych schodach - cena bez względu na ilość osób - jak by nas było więcej koszt by się rozłożył, podobnie samochód. Dom w pełni wyposażony. Dodatkowo nocleg w Kopenhadze - 500 płn ze śniadaniem.samochód - 5000 koron z ubezpieczeniem, benzyna ok 80 litrów - 1200 koron (1l - 15,04)helikopter - 2 x 140 koron - Vagar-Mykines, 2 x 215 Tórshavn - Vágar - kupowane tydzień przed lotem, 1500 koron - lot widokowy, z perspektywy czasu te dwa pierwsze by wystarczyły, aczkolwiek bardzo dużo zależy od pogody no i nie miałem pewności że mi się uda kupić a musiałem polecieć (okazało się bez problemu - trzeba kupić na tydzień przed o północy)Wydatki z karty - 4700 pln na 2 osoby, w tym wejścia na szlaki, prom, w knajpie byliśmy tylko przy okazji wycieczki na klify Vestmanna i w Kopenhadze, a tak to mieliśmy liofilizaty z domu, plus kupowaliśmy jedzenie śniadaniowe, mrożone ryby i szpinak + wino i piwo na lotnisku.Loty to trudno powiedzieć bo brane za vouchery i zamieniane - około 1000 z Kopenhagi + 500 WAW-CPH (od osoby - można było ogarnąć za mniej, ale nie pasowały terminy.Wyszło sporo, ale nie żałujemy, było rewelacyjnie. Inna sprawa, że jakbyśmy mieli pogodę jak ostatniego dnia to byłoby słabo.
Pięknie! To zdecydowanie miejsce, gdzie nie żałuje się ani jednej wydanej korony.Sporo udało się Wam zjechać i tak czy inaczej trafiła się Wam dobra pogoda jak na Owce
:) Do ideału brakuje wyspy Kalsoy imo. Przypomniał mi się mój pobyt (i niedokończona relacja
:oops: ) Może kiedyś ją dokończę.. ale na pewno też muszę wrócić, helikopter czeka;)
Bardzo ciekawa relacja i przepiękne zdjęcia. Urzekły mnie szczególnie te zwierzakowo-ptasie , brawa dla autora .Spędziłam na wyspach 1 dzień i też bardzo,bardzo mi się podobało. Widziałam jednak mały % tego co ty, pozytywnie zazdroszczę
Świetna relacja z rzeczowymi informacjami oraz przepięknymi zdjęciami. Brakowało tylko podsumowania kosztów, ale dodałeś dziękuje bardzo.W planach masz Grenlandię, liczę że relacja również będzie.
Lot Lotem do Kopenhagi - z samego rana, bez historii, na lotnisku mieliśmy 3 godzinną przesiadkę i po 2 godzinach lotu znaleźliśmy się na środku Atlantyku. Pierwsze WOW było przed lądowaniem - piękne podejście nad jeziorem Leitisvatn
Po przylocie większość pasażerów rzuciła się na alkohole, więc jak te owce zrobiliśmy to samo – faktycznie by kupić coś mocniejszego niż 2% piwo trzeba się zdrowo naszukać - jest 7 sklepów na całe wyspy. Odbiór samochodu na lotnisku bezproblemowy - na godzinę przed przylotem otrzymaliśmy maila ze zdjęciem samochodu na parkingu - kluczyki w stacyjce, samochód otwarty, pełen luz. I tu wystąpił w zasadzie jedyny zgrzyt wyprawy– do przeczytania maila potrzebny jest internet. Trochę się nie przygotowałem i co prawda wiedziałem, że to nie UE ale nie spodziewałem się SMS-a o opłacie 260 zł za dane komórkowe po jednej minucie. Ponieważ zamek w drzwiach był zepsuty, przez cały pobyt samochód zostawialiśmy otwarty, nigdy nic nie zginęło, zresztą niezamykanie samochodu i mieszkań na wyspach podobno jest powszechne.
Wyspy przywitały nas ciepło i słonecznie
Zaraz po opuszczeniu lotniska znajduje się szlak do wodospadu Bossdalafossur - gdzie jezioro Leitisvatn wpada do oceanu. Wstęp 200DK od osoby płatne w knajpce. Przed szlakiem prośba, że jeśli ktoś wchodzi na szlak rano przed otwarciem, by zapłacił wracając. Widoki faktycznie obłędne. Niestety byliśmy po południu, zdjęcia robione częściowo pod światło i nie oddają całego piękna okolicy.
Przy wyjściu pożegnał nas taki ochroniarz
Po drodze zrobiliśmy zakupy w Bonusie i HO - ceny porównywalne. Z ciekawostek pierwszy raz widziałem pomidory sprzedawane na sztuki.
Przy okazji mogę polecić mrożonego dorsza? w ludzkiej cenie - bardzo smaczny, bez glazury, jak ma się dostęp do kuchni to spokojnie dla 2 osób na obiad wystarczy.
Wieczorem dotarliśmy do domu i pomimo panującej jasności udało się zasnąć.
Dzień drugi - Streymoy -
Rano powitał nas piękny wschód słońca i owce.
Postanowiliśmy pojechać do Tjørnuvík, z którego jest piękny widok na Eysturoy i dwie skały - Risin og Kellingin czyli Wiedźmę i Olbrzyma. Jak dojechaliśmy ujrzeliśmy to –
W miasteczku nie było nikogo, sklep żeglarski, kościół, wszystko pozamykane. Był za to lokalny pies, bardzo ładnie proszący by mu rzucać patyk (noga jakiegoś wodorostu).
W drodze powrotnej minęliśmy wodospad Fossa. Malowniczy, aczkolwiek w porównaniu do wodospadów islandzkich niezbyt imponujący.
Następnie pojechaliśmy do Hvalvik - znajduje się tu kościół z 1829 roku, zbudowany z drewna odzyskanego z rozbitego statku. Niestety był zamknięty na głucho i nie było nam dane obejrzeć ambony z 1609 roku ze śladami cięć szabel francuskich piratów z 1677r. Posiada pomysłową konstrukcję okiennic - takim żaden wiatr niegroźny. Obok znajduje się park i „fabryka” trawy dachowej.
Po kilku kilometrach dojechaliśmy do Saksun z ciekawym skansenem i kościołem. Ze względu na okres lęgowy ostrygojadów kościół był zamknięty. Przy próbie zbliżenia para ptaszków broniła swojego terytorium.
Zaczyna się tu też pieszy szlak do Tjørnuvík.
My udaliśmy się szlakiem do zatoki - płatne 75 DK, ale terminal i bramka nie działały, a brama była otwarta. W międzyczasie pogoda bardzo się poprawiła.
Następnie pojechaliśmy "zwiadowczo" do Vestmanna. Okazało się, że najbliższy rejs statkiem do klifów jest za pół godziny - oczywiście skorzystaliśmy. Około 2 godzinny rejs kosztował 350 DK od osoby. Przy okazji w knajpce posililiśmy się zupą rybną z barem sałatkowym w cenie 130 DK od osoby, co na WO jest ceną całkiem dobrą (sama zupa 95 DK z możliwością brania dokładki i pieczywem). Sam rejs był świetny, podziwialiśmy klify i pasące się na wzgórzach owce, oraz farmy łososi.
Dzień zakończyliśmy w stolicy Thorshavn, głównie spacerując po dzielnicy rządowej.