0
irae 20 listopada 2022 12:05
2609_Arabia_Pakistan_1290.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1152.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1162.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1139.jpg



Uderzające było to jak bardzo cicho się tam zrobiło. Miejsce to jest pozostałością po cywilizacji Mogołów, jeszczez XVII wieku. Pełne zieleni, pięknych ścieżek, starodawnych budowli z pięknymi kolumnami czy też zaułkami wprowadziło nas w nastrój melancholii. Z jednej strony mieliśmy kompleks zadbany, przemyślany z basenami i drzewami, a zaraz za murem cały ten „rozpizdziec”, gdzie ponad 10 milionów ludzie stłoczonych na niedużej powierzchni przemierzały zaśmiecone ulice. Nie czas jednak na te metafizyczne rozkminy skąd jesteśmy dokąd zmierzamy, bo musieliśmy odwiedzić drugą część Ogrodów, czyli fort Lahore do którego udaliśmy się wspomnianym naziemnym metrem.


2609_Arabia_Pakistan_1221.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1070.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1012.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1291.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1301.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1287.jpg


2609_Arabia_Pakistan_842.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1199.jpg


2609_Arabia_Pakistan_794.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1143.jpg



Naprawdę było to przyjemne doświadczenie, gdyż z góry było widać Lahore w całej rozciągłości. Spokojnie można było sięgać wzrokiem daleko, bo najwyższe budynki to meczety, a może bardziej szczegółowo minarety. Fort Lahore to tak naprawdę kompleks ulic z punktem centralnym, czyli wspomnianym fortem. Wzdłuż ulic lokuje się mnóstwo sklepów, głównie z ubraniami, perfumami i tego typu dobrami. Kręciliśmy się w sumie bez celu przez pewnie godzinę, w międzyczasie dopadł nas gigantyczny deszcz, głównie więc zaczęliśmy się skupiać na szukaniu schronienia :) Gdy tylko trochę opady zmalały udaliśmy się do meczetu Badshahi. Przed wejściem jako, że byliśmy ubrani w krótkie spodenki nie bardzo chcieli nas wpuścić. Nie było to jednak problemem, gdyż lokalny przedsiębiorca już czekał z gotowymi do wypożyczenia „szalami”, którymi owinął nas od pasa, więc w sumie to wyglądaliśmy jakbyśmy chodzili w sukience. Jeszcze tylko obowiązkowe zdanie butów, gdyż po terenie meczetu należało poruszać się boso. Było to przyjemne doznanie, bo deszcz w połączeniu z ciepłą pogodą powodował, że kamień był fajnie nagrzany. Do samego meczetu nie wchodziliśmy tylko raczej zwiedzaliśmy giogantyczny wręcz plac. I tutaj znowu następowała seria śmiesznych zdarzeń, bo conajmniej 10, może ciut więcej osób chciało sobie z nami zrobić selfie. Nie wiem dlaczego, czy to kwestia aż takiego braku turystów i każdy z zachodu jest w jakiś sposób dla nich ciekawy? Po wyjściu syn udzielił wywiadu po angielsku jakiejś telewizji, która akurat kręciła tam jakieś reportaże. Generalnie ciąg dziwnych zdarzeń :)


2609_Arabia_Pakistan_819.jpg


2609_Arabia_Pakistan_870.jpg


IMG-0366.jpg


IMG-0395.jpg



Wychodząc z meczetu byliśmy już mocno zmęczeni chodzeniem i dodatkowo powietrze po opadach stało się przytłaczająco ciężkie. Nie zwalniamy jednak tempa i po krótkiej analizie czasu dojazdu postanawiamy, że jedziemy.
To co czekało nas w ciągu następnych paru godzin prawdopodobnie było jedną z najlepszych rzeczy jaką zobaczyłem podczas tego łączonego wyjazdu Arabia-Pakistan. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli możliwość tam pojechać, zobaczyć to nie jest to kwestia do rozmyślan tylko do działania. Granica Wagah, czyli pewnie jedna z najdziwniejszych granic na świecie dzieląca dwie potęgi atomowe, czyli Pakistan i Indie. Znana na całym świecie z niesamowitego „rytuału” zamykania przejścia granicznego.

Zanim jednak tam dotarliśmy czekała nas dość długa droga najpierw metrobusem na skraj Lahore, a następnie przesiadka do motororikszy (są tak jakby dwa rodzaje, małe miejskie riksze i te riksze połączone z motorem, które poruszają się bardziej na zewnątrz miasta). Jazda do granicy prowadzi dwupasmową drogą, więc pokonanie tej trasy zajmuje około 30 minut. Nam zajęło to ponad godzinę, bo na 3 lub 4 checkpoincie żołnierz pakistański miał problem z faktem, że jesteśmy w krótkich spodenkach i żeby obejrzeć ceremonię trzeba być w długich spodniach. Jedynym wyjściem było cofnąć się parę km do niby to miasteczko, a bardziej wyglądało jak takie stopshop przy drodze. Tam za jakieś 15-20 zł kupiliśmy spodnie, w których wyglądaliśmy jak idioci, ale warunek zakrycia został spełniony. Śmiało mogliśmy dojechać pod samą granicę.
Rikszą można podjechać tylko do pewnego etapu, gdzie w budkach sprawdzają paszporty, resztę drogi trzeba pokonać pieszo. Myślę, że odległość od tego miejsca już do ławek z których można oglądać zamykanie bramy to jakieś 1,5km. Po drodze mija się 2 dodatkowe checkpointy, ale raczej jest to formalność. Przed samym wejściem jakiś żołnierz miał do nas jakiś problem, chciał żebyśmy coś pokazali, ale totalnie nie wiem o co mu chodziło. Inny wyższą rangą krzyknął coś do niego i puścili nas na trybuny. Samo miejsce robi niesamowite wrażenie. Z glośników z całej siły wali muzyka chwaląca Pakistan, to samo dzieje się po drugiej stronie – Indii. Muszę przyznać, że druga strona jest bardziej okazała i było więcej ludzi. Nie umniejsza to jednak doznaniom wizualnym, które w końcu się zaczęły. Synchronizacja, ruch, krzyki, taniec, wymachy nóg – naprawdę coś wspaniałego. Trochę czułem się jak w teatrze na jakimś spektaklu. Na koniec, akurat tak trafiliśmy odbył się pokaz, ale ze względu na to, że chyba trafiliśmy na jakieś święto i na honorowych miejscach dla VIPów zasiedli jacyś generałowie i pułkownicy. Wszystko zakończyło się już po zachodzie słońca i do naszej rikszy wracaliśmy już praktycznie po ciemku. Do hotelu wrócilismy bardzo późno i tutaj zaczęła się ta nieprzyjemna część podróży. Syn dość mocno się pochorował. Gorączka, słabość, łamanie w kościach i było to na tyle mocne, że praktycznie następny dzień to było spanie i branie leków.

2609_Arabia_Pakistan_900.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1200.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1229.jpg


2609_Arabia_Pakistan_899.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1059.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1024.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1081.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1073.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1296.jpg



Całe szczęście, że 2 dni wcześniej mocno rozważaliśmy jak mamy dostać się do Karaczi. Opcje mieliśmy 3, a właściwie to finalnie dwie. Pociągi, które jak się okazało nie kursowały ze względu na powodzie. Autobus, oficjalnie wpisane miał 18h jazdy, ale jak już wiecie, jest jak jest i z tego co się dowiedzieliśmy to niżej niż 24h nie schodzą. I ostatnia, którą na szczęście wybraliśmy to lot. Trochę cierpiałem z powodu kasy, bo wiadomo że autobus wychodził taniej, ale patrząc na to jak się męczył, a i ja powoli miałem coraz gorsze samopoczucie to nie mam bladego pojęcia jak mielibyśmy wysiedzieć w autobusie tyle godzin. Zwłaszcza, że mile widziany był też dostęp do toalety. Następny dzień to już bardzo słabe samopoczucie syna, więc ranek w oczekiwaniu na lot spędziłem na samotnym spacerze. Okazało się, że niedaleko naszego hotelu była linia kolejowa. Bardzo fajne miejsce, gdzie spędziłem trochę czasu na rozmowie z lokalnymi mieszkańcami, udało mi się uchwycić naprawdę fajne ujęcie pędzącego pociągu, a także co najfajniejsze mogłem spróbować ciepłego, świeżego mleka specjalnie dla mnie dojonego z krowy. Uprzejmość Pakistańczyków zadziwiała mnie na każdym kroku i jeszcze nigdy nie spotkałem ludzi tak bezinteresownych jak właśnie tam. Podobna uprzejmość „dotknęła” mnie też w Syrii. Czy to kwestia trudnego życia, wojny, kultury czy poprostu takiego wychowania to już temat na jakąś dłuższą analizę, której ja się nie podejmę bo spędziłem w tych krajach zbyt mało czasu :!:

2609_Arabia_Pakistan_939.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1027.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1286.jpg


2609_Arabia_Pakistan_996.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1193.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1252.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1107.jpg


2609_Arabia_Pakistan_921.jpg



Popołudniu udaliśmy się na lotnisko w Lahore które jest mocno, że tak to ujmę surowe. Bardziej przypomina jakieś lotnisko wojskowe. Ludzi było niewielu, praktycznie żadnych sklepów, za to wygodne siedzenia do poleżenia. Do Karaczi dostaliśmy się pakistańskimi liniami PIA i muszę przyznać, że są naprawdę w porządku. Siedzenia miały dużo miejsca, dali jakiś posiłek, a sam lot trwał może 90 minut, więc same plusy.
Do Karaczi, czyli największego miasta Pakistanu z liczbą ludności na poziomie ponad 25 milionów osób dolecieliśmy późnym wieczorem. Od razu udaliśmy się na postój taksówek, ale cena którą nam zaproponował kierowca nijak nie pasowała mi do zapłaty (około 60 zł). Postanowiliśmy poszukać czegoś tańszego dalej. Przechadzając się po parkingu udało mi się namierzyć miła parę, która zgodziła się nas zabrać do centrum miasta. I tak w ten sposób wylądowaliśmy na pace jakiegoś pickupa, nie dość że droga fajna bo z wiatrem we włosach to jeszcze za darmo. Troszkę doznaliśmy szoku, bo po jakimś kilometrze wsiadł do nas policjant z bronią i jechał obok nas, a za nami jechały trzy wozy policyjne na światłach. Już prawie uwierzyłem, że to jakaś eskorta, ale był to najzwyczajniej w świecie zbieg okoliczności (chyba woda sodowa uderzała do głowy, bo tych prośbach o selfie w Lahore :P). Po godzinie jazdy, w naprawdę gigantycznych korkach wysiedliśmy bardzo blisko naszego hotelu. Jeszcze tylko pomoc policjantów, którzy wstrzymali cały ruch na rondzie, żebyśmy mogli przejść przez ulicę i po kilku minutach dotarliśmy do naszego hotelu. Jako, że syn był ledwo żywy, a ja też czułem się coraz słabiej od razu udaliśmy się na spanie i praktycznie cały następny dzień przeleżeliśmy w łóżku.

Dopiero wieczorem tego dnia zebraliśmy się na krótkie wyjście. Bardzo chcieliśmy zobaczyć morze i plażę (w końcu jakaś plaża po Arabii). Jakieś 15 minut drogi rikszą od naszego hotelu znajdowała się jedna z plaż oznaczona na google maps. Gdy tam zajechaliśmy (a był piątek, czyli dzień odpoczynku) naszym oczom ukazały się setki ludzi idących w stronę plaży. Droga prowadziła wśród straganów, było brudno (śmieci, odchody – czego tam nie było), tłoczno i śmierdziało. Natomiast sama plaża sprawiała niesamowite wrażenie. Była bardzo szeroka i akurat był odpływ, więc śmiało można było wchodzić w głąb Morza Arabskiego. Przechadzały się tam wielbłądy, rozstawione były jakieś budki ze słodyczami, jeździły quady, pełna wolność ;) Żałuję, że akurat wtedy nie chciało mi się wziąć aparatu, bo straciłem kilka naprawdę zacnych kadrów. Jak mówi pewne powiedzenie, najlepszy aparat to ten co masz pod ręką, więc kilka z telefonu udało się uchwycić :)
Wieczór tam był bardzo przyjemny, temperatura była idealna, sceneria wymarzona, bo wszystko to działo się przy zachodzącym słońcu, jeśli chodzi o Karaczi to było to chyba najfajniejsze miejsce w tym gigantycznym mieście. Gdy wracaliśmy do rikszy wybraliśmy drogę obok straganów, żeby nie przedzierać się przez ludzi i mało nie wpadłem do gigantycznej dziury, która boję się aż pomyśleć, ale chyba służyła jako lokalna zlewnia nieczystości :oops:


2609_Arabia_Pakistan_866.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1022.jpg


2609_Arabia_Pakistan_835.jpg


2609_Arabia_Pakistan_858.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1181.jpg


2609_Arabia_Pakistan_833.jpg


IMG-0668.jpg


IMG-0681.jpg


IMG-0683.jpg


IMG-0685.jpg


IMG-0687.jpg


IMG-0704.jpg



Wieczorem wpadłem jeszcze do galerii handlowej, którą mieliśmy po drugiej stronie ulicy, ale w sumie to była tak samo nudna jak każda galeria gdziekolwiek :? Bardziej chodziło o zabicie czasu, bo syn po wysiłku plażowym musiał odpokutować leżąc w łóżku. Przy okazji zaraz obok naszego hotelu odkryłem bardzo dobrą niedrogą knajpkę, gdzie pozwoliłem sobie w towarzystwie szczura wychodzącego z dziury obok mojego krzesła na zjedzenie smacznego kebaba (modląc się jednocześnie w duchu, żeby ten kebab nie był wcześniej krewnym mojego kolegi z dołu).
W sumie trzeci dzień w Karaczi postanowiliśmy przeznaczyć na wypad poza Karaczi do UNESCO w Makli obok miejscowości Thatta. Najpierw musieliśmy się udać na dworzec autobusowy. W mieście było kilka takich i z każdego autobusy jechały w inny kierunek świata. Po przejrzeniu internetu i dopytaniu w hotelu udało nam się namierzyć i dojechać do jednego z nich. Tam mieliśmy do wyboru dziesiątki autobusów, ale tylko jeden jechał w kierunku Thatty. Kupiliśmy bilet i mieliśmy jeszcze 40 minut do odjazdu. Czas ten spożytkowaliśmy na chodzenie bez celu w okolicy, która była wyjątkowo nieciekawa. Wszędzie były zaniedbane budynki, walało się dużo śmieci, ale przynajmniej pięknie grzało słońce :)

2609_Arabia_Pakistan_878.jpg


2609_Arabia_Pakistan_1192.jpg


2609_Arabia_Pakistan_901.jpg


Dopiero teraz mogliśmy zobaczyć z okien autobusu jak duże jest to miasto. Samo wydostanie się na granice miasta zajęło nam około dwóch godzin jazdy. W międzyczasie pogoda drastycznie się zmieniła i nagle zaczął padać ulewny deszcz. Ulice od razu wypełniły się kałużami, a my zaczęliśmy się zastanawiać co będzie dalej, bo oczywiście mieliśmy tylko koszulki i krótki rękawek. Gdzieś tak w połowie drogi, gdy deszcz nie przestawał padać uznaliśmy, że nie bardzo ma to sens, więc postanowiliśmy w połowie drogi wysiąść i złapać coś powrotnego. Jako, że kierowca nie załapał gdy mu powiedziałem, że chcemy wysiąść w jakiejś miejscowości przed nami, wylądowaliśmy na jakimś skrzyżowaniu dróg. Było tam dużo ludzi, bo niektórzy czekali na busy jeszcze w innym kierunku niż na linii wschód – zachód. Po jakichś kilku minutach w deszczu udało nam się złapać busa.
Jest to jedna z tych rzeczy w takich krajach, że nigdy nie zostaniesz na lodzie. O ile masz przy sobie trochę gotówki, zawsze trafi się ktoś kto chętnie Cię podrzuci. Nie ma też czegoś takiego jak standardy, jakieś BHP, stajesz tam gdzie Ci wygodni i machasz ręką. Zawsze ktoś zjedzie.

Podjechaliśmy do najbliższej miejscowości, ale okazało się że totalnie tam nic nie ma, więc w lokalnym sklepiku kupiliśmy colę i złapaliśmy kolejny bus tym razem na obrzeża Karaczi. W busie mieliśmy przyjemność poznać niesamowicie zabawnego „naganiacza”. Umiał niesamowicie naśladować głosy zwierząt. Serio, gdy pierwszy raz usłyszałem jak udaje kozę to myślałem że gdzieś za mną przewozimy jakąś  Trasa upłynęła w bardzo ciekawej atmosferze i po ponad godzinie drogi wylądowaliśmy na obrzeżach Karaczi – dalej bus nie mógł jechać, trzeba było się przesiąść.
Całe ulice były pełne wody, dosłownie miejscami w jakichś zapadnięciach potrafiła sięgać kolan. Dość długo i z pomocą jakiegoś sprzedawcy ze sklepu z dywanami, zajęło nam w ogóle złapanie rikszy która mogła nas zabrać do centrum. Droga do hotelu to była kolejna godzina, więc nasza wyprawa w pewnym sensie skończyła się niepowodzeniem. Zawsze jednak w takich miejscach jestem pozytywnie nastawiony i w sumie sam fakt wyjazdu, możliwości pobycia z mieszkańcami i poznania chociaż trochę ich jest dla mnie wartością dodaną. Jako, że mieliśmy jeszcze trochę czasu to czas spędzilismy na zwiedzaniu okolicy, która nie była jakaś niesamowicie wybitna pod kątem architektury, ale była pełna ruchu i życia mieszkańców. Wieczorem weszliśmy jeszcze do budynku, w którym odbywała się sprzedaż ubrań i ich produkcja, ale gdyby tam były składy broni to w ogóle bym się nie zdziwił :) Sam budynek mógłby spokojnie być miejscem, w którym kręci się jakiś horror, albo kino akcji.

Kolejnego dnia mieliśmy już wylot do Zjednoczonych Emiratów, ale dla odmiany nie był to Dubaj, ani Abu Dhabi, a Szardża, czyli kolejny Emirat. Zanim jednak o tym to jeszcze rano udało mi się wrócić na plażę z pierwszego dnia, tym razem z aparatem. Niestety plaża była pusta, ale parę ładnych kadrów udało mi się złapać, zwłaszcza że ta pusytnność też miała swój klimat.
Popołudniu udaliśmy się liniami Air Arabia do Szardży. Wylądowaliśmy jak już było ciemno i rozpoczęliśmy naszą podróż autobusem do Dubaju. Trwało to dość długo, ale finalnie jakoś udało się dotelepać do znanego nam już hotelu w dzielnicy Deira, czyli miejsca bardziej dla przyjezdnej ludności i przeciwieństwie do Downtown jest dużo taniej. Syn mocno zmęczony chorobą poszedł wcześnie spać. Jako, że byłem pełen energii postanowiłem, że pojadę metrem (które mieliśmy pod nosem) w stronę Burj Khalify, żeby popatrzeć na nią w nocy. W sumie to nie wiem czy powinienem pisać, ale pomyłki zdarzają się każdemu.
Wsiadłem w metro i po pewnym czasie, a w sumie to na końcu trasy okazało się, że pojechałem nie w stronę Burj Khalify, a w stronę lotniska i terminala 2. W sumie to nie przejąłem się tym jakoś strasznie, bo uznałem że przesiądę się i wrócę w drugą stronę. Jakież było moje zdziwienie jak okazało się, że mogę pocałować (nie klamkę bo tam jej nie ma), ale drzwi. Bo to był ostatni kurs metra i zamknęli je na noc. Na lotnisku okazało się, że jest mnóstwo ludzi czekających na taksówkę, ale pamiętajcie, że cebula we mnie silna więc uznałem że wrócę autobusem. Nie miałem internetu, bo na jeden dzień nawet nie dokupowałem, więc jechałem trochę na pałę. Wylądowałem pewnie jakieś 5-6 km od hotelu, więc rad nie rad musiałem w końcu wysupłać te 30 zł na taksówkę, żeby do niego wrócić. Tak się skończyła moja misja nocna oglądania Burj Khalify.
Następnego dnia przejechaliśmy do Abu Dhabi i tam wróciliśmy WizzAirem do Krakowa. W Krakowie byliśmy jakoś o północy i czekało nas jeszcze przemieszczenia się w stronę Dworca PKP i jazda do Warszawy. Generalnie Kraków o 1 w nocy jest bardzo ciekawy. Wyobraźcie sobie, że idziemy we dwóch, zmęczenie, trochę brudni bo zużyliśmy wszystkie ciuchy, z plecakami a na rynku podchodzi do nas Pani i pyta po angielsku, czy nie chcielibyśmy wejść do stripclubu :lol: (ciekawe czy to ten gdzie odcina świadomość po drinku :lol: ) Myślałem, że skisnę, ale może były takie braki w klienteli. Na dworcu pospaliśmy do 6 rano i zawinęliśmy się pociągiem do domu. Ja do żony, stęsknionej, ale tego opisywać już nie będę :twisted:

Jak ktoś dotarł tutaj to szacunek :lol: Trochę liter wyszło.
Przy okazji jeśli to nie problem to bardzo proszę w imieniu swoim i syn o suby na jego kanale na youtubie.
Pozdro i do następnej relacji!@katka256

normalnie się uczy w szkole (LO) i naprawdę daje radę :P@Sudoku

Haha, czyli nas rozumiesz :)
W sumie śmieszne to były sytuacje :)@QbaqBA

Nieźle :) Efekt kuli śnieznej poszedł :)W przerwach między meczami odcinek drugi :)
Dużo interakcji, wizyta w kuchni afgańskiej (coś pysznego) i rózne takie takie :)

https://youtu.be/nxfvbIWtSvgTradycyjnie zdjęcia czarnobiałe, część 1 :)
Trochę zmienia percepcję odbierania, zwłaszcza że Pakistańczycy byli chętni do pozowania :)No hej :)
Nie zwalniam tempa (tępa :P)

Odcinek 3 :) Lahore czyli miasto i wszystkie to co miasto ma do zaoferowania :P - miała być już granica Wagah, ale się chłopak rozgadał :)

https://youtu.be/mWkMw2rJ4J8

Piona i dzięki za oglądanie :)@malawita

dzięki wielkie :)
Łamanie kości, gorączka i nieustanna potrzeba bycia blisko kibelka ;) - 2 dni mocno, potem słabszy był ze 2-3 dni.
Obstawiam, że mogło to być następstwo pobytu w Arabii i przechodzenie z 40-paru stopni do klimy 20 stopni :)
Mnie złapało to samo tylko trochę słabiej.

NIe braliśmy nic na malarię.Część 2 i ostatnia czarnobiałych foteczek :)

Moje ulubione to 1116 i 940 :)
W Polsce nie do zrobienia, jak raz przechodziłem w mieście przez tory z rowerem to mnie 3 SOKistów ścigało, za to w Pakistanie pełen luz :PChwilę nie wrzucałem, mała obsuwa z montowanie filmików, ale wracam z naprawdę wyjątkowym miejscem (a nawet dwoma).
Granica Pakistańsko-Indyjska - Wagah - super miejsce oraz plaża w Karaczi, trochę dziwne miejsce :)
Zapraszam :P

https://www.youtube.com/watch?v=cgeAaTUotbA - odcinek 4

10k wyświetleń, więc troszkę jubileuszowo :)@p10tr

mega mi miło, dzięki i pozdro ! :)Ostatni odcinek :( ... z Pakistanu :)

Karaczi, czyli pakistański moloch :)

Zapraszam do obejrzenia przy okazji przygotowywania potraw na wigilię :P

https://www.youtube.com/watch?v=r4evs-ATc48

Dodaj Komentarz

Komentarze (14)

katka256 20 listopada 2022 17:08 Odpowiedz
Nie wiem czy już było pytanie, Twoj syn realizuje edukację domową czy inaczej łączy podróże z nauką?
irae 20 listopada 2022 17:08 Odpowiedz
@katka256normalnie się uczy w szkole (LO) i naprawdę daje radę :P
miriam 20 listopada 2022 17:08 Odpowiedz
Przecież podróże najbardziej kształcą i dodatkowo kształtują charakter. Gratuluję relacji i oczywiście fajnego syna. :P
sudoku 20 listopada 2022 17:08 Odpowiedz
Wow, kolejna rewelacyjna relacja.Co do selfie i zainteresowania miałem podobnie, kiedy poleciałem z synem na Sumatrę, żeby zobaczyć zaćmienie słońca.Po jakimś czasie przebywania w tłumie staliśmy się większą atrakcją niż samo zaćmienie. Też podchodzili do nas ludzie chcący sobie zrobić z nami zdjęcie, także pilnujący porządku mundurowi. I też udzieliłem wywiadu lokalnej telewizji. Byliśmy tak oblegani, że zacząłem się bać, że nie zdążymy z powrotem do hotelu, żeby odebrać rzeczy i jechać na lotnisko.Ale takie wspomnienia zostają już na zawsze.
qbaqba 21 listopada 2022 17:08 Odpowiedz
Ja kiedyś z powodu podonych okoliczności przez dobre pół godziny nie mogłem się ruszyć z muru chińskiego. Do tego stopnia, że w pewnym momencie nawet czarnoskórzy turyści robili sobie ze mną zdjęcie ;)
irae 21 listopada 2022 23:08 Odpowiedz
@QbaqBANieźle :) Efekt kuli śnieznej poszedł :)
irae 27 listopada 2022 12:08 Odpowiedz
W przerwach między meczami odcinek drugi :)Dużo interakcji, wizyta w kuchni afgańskiej (coś pysznego) i rózne takie takie :)https://youtu.be/nxfvbIWtSvg
irae 3 grudnia 2022 17:08 Odpowiedz
No hej :)Nie zwalniam tempa (tępa :P)Odcinek 3 :) Lahore czyli miasto i wszystkie to co miasto ma do zaoferowania :P - miała być już granica Wagah, ale się chłopak rozgadał :) https://youtu.be/mWkMw2rJ4J8Piona i dzięki za oglądanie :)
malawita 4 grudnia 2022 05:08 Odpowiedz
@iraeJak zwykle, super relacja i foty.Można zapytać, na co chorował syn i czy byliście u lekarza ?A czy łykaliście piguły antymalaryczne ?
irae 4 grudnia 2022 12:08 Odpowiedz
@malawitadzięki wielkie :)Łamanie kości, gorączka i nieustanna potrzeba bycia blisko kibelka ;) - 2 dni mocno, potem słabszy był ze 2-3 dni.Obstawiam, że mogło to być następstwo pobytu w Arabii i przechodzenie z 40-paru stopni do klimy 20 stopni :)Mnie złapało to samo tylko trochę słabiej.NIe braliśmy nic na malarię.
irae 17 grudnia 2022 23:08 Odpowiedz
Chwilę nie wrzucałem, mała obsuwa z montowanie filmików, ale wracam z naprawdę wyjątkowym miejscem (a nawet dwoma). Granica Pakistańsko-Indyjska - Wagah - super miejsce oraz plaża w Karaczi, trochę dziwne miejsce :)Zapraszam :Phttps://www.youtube.com/watch?v=cgeAaTUotbA - odcinek 4 10k wyświetleń, więc troszkę jubileuszowo :)
p10tr 21 grudnia 2022 05:08 Odpowiedz
to jest jedna z tych relacji, w które wszedłem ze strony głównej żeby zobaczyć czy warto.. i przeczytałem całość za jednym razem, na końcu dukając "a co to już koniec" ? :D
irae 21 grudnia 2022 12:08 Odpowiedz
@p10trmega mi miło, dzięki i pozdro ! :)
irae 22 grudnia 2022 23:08 Odpowiedz
Ostatni odcinek :( ... z Pakistanu :)Karaczi, czyli pakistański moloch :)Zapraszam do obejrzenia przy okazji przygotowywania potraw na wigilię :Phttps://www.youtube.com/watch?v=r4evs-ATc48