0
Pinezkiz3city 9 stycznia 2023 22:42
Plaża Sola, okolice Stavanger (Norwegia) – 2019 r.

Po kąpieli w chłodnych, wodach Morza Północnego, usiedliśmy z Tatą przy brzegu i myślami zaczęliśmy wracać do świeżo odwiedzonych miejsc.
Nasze nogi były twarde niczym kamienie, które dopiero co widzieliśmy, i po których stąpaliśmy tj. Kjerag (Kjeragbolten) – głaz umieszczony między dwoma klifami oraz Preikestolen – skalną półkę zawieszoną nad Lysefjordem.
Odpoczywając na piasku, zastanawialiśmy się też, dokąd wybrać się na kolejną wspólną wyprawę. Wzrok Ojca (miłośnika lodowych kąpieli) przyklejony był do horyzontu Morza Północnego. Pomyślałem więc o wypadzie, w kierunku „N”, jeszcze wyżej niż… Morze Północne. Tam, gdzie „mors” spotka prawdziwe morsy.

Wybór padł na położone za kołem podbiegunowym Tromsø. Wyjazd do największego miasta północnej Norwegii zacząłem planować na początku 2022 r. Po zakupie biletów lotniczych na trasie GDN – TOS (termin wrześniowy), zabrałem się do łączenia kolejnych „puzzli” wycieczki (nocleg, transport itd.)

Kiedy wszystko było dopięte niemal na ostatni guzik, to przypomniał sobie o mnie Wizzair. Wiadomość, której treść w skrócie brzmiała „Hola, hola Panowie nie ma takiego latania” oznaczała zmianę rozkładów lotów, na delikatnie mówiąc „mniej dla nas korzystne”. Różowe barwy, z którymi identyfikuje się przewoźnik oraz przez które postrzegałem wtedy świat nagle zbladły.
Informacja ta storpedowała pierwotną koncepcję wyjazdu. Tromsø na pół gwizdka, nie satysfakcjonowało mnie. Zacząłem szukać alternatywy, gdzie największe miasto północnej Norwegii miało być jedynie przystankiem. Ceny biletów w ramach regionalnych linii Wideroe, były niczym panujące na kole podbiegunowym temperatury – mrożące. Wśród listy lotów ze stolicy regionu Troms, do miejscowości, których większość posiada przekreślone „o” – „ø” w nazwie, wyszukałem jedną, z długim ciągiem liter Longyearbyen. Rozkładając „Long-jer-bjen” na sylaby i w kółko powtarzając, dotarło do mnie, że to przecież miejscowość położona na Spitsbergenie. Stwierdziłem – „mam to”. Zacząłem kreślić plan nowej podróży, na największą z wysp archipelagu Svalbard.
Scenariusz zakładał nocleg u „Wrót Arktyki” i następnego przedpołudnia ich przekroczenie. Na samym Spitsbergenie mieliśmy spędzić kilka dni.

Tak oto, w połowie września, przylecieliśmy nocą, do wysuniętego 350 km na północ od koła podbiegunowego, norweskiego miasta Tromsø. Pierwsze kroki skierowaliśmy do głównego terminalu lotniska. Po dokonaniu odprawy, na mający się odbyć kolejnego dnia lot do Longyearbyen, udaliśmy się na pobliski przystanek. Idąc, przyglądaliśmy się temu co nad nami. Aplikacja w telefonie informowała o występowaniu zorzy polarnej, niestety jej widoczność utrudniały szczelnie wypełniające niebo chmury. Po zakupie biletów autobusowych w stojącym tam automacie (20 NOK szt.), linią 40 pojechaliśmy do centrum miasta, gdzie zarezerwowany mieliśmy nocleg.

Po 15 minutowej podróży byliśmy w hotelu Emilia. Podczas zameldowania moje oczy wpatrzone były w plakat przedstawiający zabudowania Tromso z unoszącą się nad nimi zorzą polarną. Nie umknęło to obsłudze hotelu.
– Szkoda, że nie przyjechaliście przedwczoraj, to był dopiero pokaz iluminacji, dziś może być problem by ją dostrzec – usłyszeliśmy od recepcjonisty.

Postanowiliśmy to sprawdzić. Zaraz po zostawieniu bagażu w hotelu, udaliśmy się na krótki, nocny spacer po okolicy. Rzeczywiście delikatne przebłyski światła pokrywały się z zawieszoną nad nami kołdrą obłoków, zastanawiając nas czy to łuna, a może aurora borealis.
Zalane intensywnym światłem lamp i latarni było natomiast pobrzeże oraz puste ulice miasta, włącznie z tą główną aleją – Storgata.

Image

Image

Image

Budynek Muzeum Polarnego ukazujący życie na kole podbiegunowym.

Image

Bar – Kiosk (Lokkekiosken – Raketten) nazywany przez miejscowych rakietą to jeden z symboli Tromsø. Ponad 110 letni obiekt wpisany jest do norweskiego rejestru zabytków, podawane są tu m.in. hot dogi z mięsa z renifera.

Image

Image

Jedna z wielu mozaik zdobiących miasto, wykonana przez lokalna artystkę – Marit Bockelie.

Image

Image

Król Północy, jakby zastygł tuż przed naszym przyjściem. Prawdopodobnie dopiero co wrócił ze spaceru po mieście, które zdawało się być wyludnione.

Image

Inna z wizytówek Tromsø – renifer, którego wizerunek znajduje się m.in w herbie miasta.

Image

Image

Image

Image

Następny dzień zaczęliśmy od szybkiego spaceru, podobną trasą jak zeszłego wieczora. Tromsø powoli budziło się do życia. Czasu mieliśmy niewiele, przed południem czekał nas lot na Spitsbergen.

Image

Za dnia wyłonił się widok mostu, łączącego leżące na wyspie miasto ze stałym lądem.

Image

Naszą uwagę zwróciła „Katedra Morza Arktycznego”, a właściwie Kościół Tromsdalen, którego bryła nawiązuję do lavvo – tradycyjnego namiotu Saamów (ludu zamieszkującego Laponię tj. teren obejmujący północne krańce Norwegii, Szwecji, Finlandii i Rosji).

Dostrzegliśmy też, zlokalizowany na górze, punkt widokowy Storsteinen, na który kursuje kolejka linowa. Na te atrakcje nie mieliśmy niestety czasu, mknęliśmy dalej.

Image

Image

Image

Image

Image

Na dłużej zatrzymaliśmy się przy Skansenie, obszarze obejmującym historyczną zabudowę miasta. Najstarszy z kolorowych, drewnianych obiektów powstał w XVIII w. Fundamenty budowli stanowią pozostałości średniowiecznych fortyfikacji z ok. XIII w.

Image

W dawnym budynku składu celnego znajduje się Muzeum Polarne – Polarmuseet, które niestety w godzinach porannych było zamknięte. Przed placówką podziwiać można wiele eksponatów związanych z zakorzenionym tu przemysłem wielorybniczym. Część obiektu poświęcona jest ekspedycjom prowadzonych przez legendarnych badaczy polarnych – F. Nansena, czy R. Amundsena. Na cześć tego ostatniego powstała sama placówka (1978 rok) dokładnie w 50. rocznicę, brzemiennej w skutkach wyprawy ratunkowej, podczas której polarnik poniósł śmierć. Wtedy to, wybrał się się łodzią powietrzną Latham 47 w rejon Svalbardu, w poszukiwaniu innego badacza – U. Nobile.

Image

Image

Image

Image

Opuściliśmy teren nabrzeża i udaliśmy się w kierunku centrum miasta.

Image

Image

Image

Przy głównym deptaku miasta Storgata znajduje się otwarte w 1915 roku, najstarsze kino w Norwegii (budynek po lewej stronie).

Image

Fangstmonument (Łowca Arktyki) – pomnik wzniesiono ku pamięci wielorybników i rybaków, którzy stracili życie na Oceanie Arktycznym. Przyległy plac, był niegdyś popularnym miejscem spotkań „ludzi morza”. Pomysł na pomnik zrodził się w drugiej połowie XIX w. kiedy podczas jednej z zim, walkę z siłami Neptuna przegrało ponad 100 poławiaczy.

Image

Image

Image

Budynek biblioteki miejskiej.

Image

Spacer po stromej trasie doprowadził nas do niewielkiego parku (Kongeparken), gdzie mieści się punkt widokowy.

Image

Image

Image

Jedyna katedra w Norwegii zbudowana z drewna.

Image

Mozaika M. Bockelie za dnia, ukazująca wszystkie symbole Tromsø.

Image

Po ostatnim spotkaniu z Roaldem Amundsenem, postanowiliśmy podążyć za jego wzrokiem, kierując się ku północy. Nadszedł czas, aby przekroczyć Wrota Arktyki, i polecieć na największą z wysp archipelagu Svalbard – Spitsbergen.

Opuściliśmy centrum Tromsø, i udaliśmy się w kierunku lotniska. Tablica w głównym budynku aeroportu wskazywała, wylot do Longyearbyen z terminalu trzeciego (koszt biletu 930 zł).

Image

Do oddalonego o około 300 metrów obiektu postanowiliśmy wybrać się…lotniskowym autobusem, ten miał zaraz ruszyć sprzed wejścia do obiektu. Dlaczego nie skorzystać? Przecież dziś się jeszcze nachodzimy, a czasu mamy spory zapas. Po 5 pięciu minutach oczekiwania na odjazd, stwierdziliśmy że tę trasę byśmy przeszli już 2 razy. Po kolejnych 10 min, pokonalibyśmy skacząc na jednej nodze lub idąc tyłem. Po ponad kwadransie ruszyliśmy wreszcie busem, tyle że w innym kierunku. Zrobiło się ciekawie. Mijając parking zacząłem podkręcać atmosferę. Opowiadałem Tacie, że to taka niespodzianka, i ostatecznie wybrałem minimalnie tańszy wariant podróży na Spitsbergen od tego samolotem. Mówiłem, iż autobus zawiezie nas nad wybrzeże, gdzie czekają kajaki, którymi przez kilka dni będziemy wiosłować w kierunku Svalbardu. Pocieszałem, podkreślając, iż płynący tędy ciepły prąd Golfsztrom będzie naszym sprzymierzeńcem. Ojciec znający moje „racjonalne zarządzanie środkami” był w stanie uwierzyć w tę historię. Dziwnym trafem, jakby zrozumieli ją siedzący za nami Amerykanie, z których jeden zaczął nerwowo wciskać stop, a drugi niemal zaciągnął wajchę awaryjnego otwierania drzwi. Ostatecznie kierowca zakręcił na prowizorycznym rondzie i od drugiej strony wjechał na T3.

Skromny tymczasowy terminal przypominał konstrukcyjnie obiekt popularnego dyskontu. Jedno stanowisko kontroli bezpieczeństwa, spokojnie wystarczało do sprawdzenia podróżnych. Uwagę pracownic lotniska zwróciła moja torba – pamiątka z gdańskiego festiwalu o kulturze nordyckiej – Nordic Focus Festival. Trzymając bagaż, donośnym głosem powtarzały „cham, ham!”. Że ja czy ten Miś na siatce? – pomyślałem. O jakiego (c)hama właściwie chodzi? Źle zachowujący się mężczyzna czy z ang. szynka? Szybko okazało się, że zainteresowanie wywołała część zabranego przeze mnie pożywienia, którego Pani z obsługi lotniska była fanką. Po kontroli udałem się do przyglądającego się całej sytuacji Ojca. Jego wąsy były wyraźnie uniesione z obu stron twarzy. Wyprzedzając pytanie dotyczące sytuacji z „(c)hamem” oznajmiłem ironicznie, iż prześwietlający mnie skaner, potrzebował chwili na trafne poznanie mej osobowości.

Podczas półtoragodzinnego lotu z Tromsø do Longyearbyen co chwilę spoglądaliśmy w kierunku okien, wypatrując największą z wysp archipelagu Svalbard – Spitsbergen (z nor. ostre góry). Przez ostatnie 30 minut mieliśmy nos przyklejony do szyby.

Uwagę zwracały lodowe czapy, przykrywające wyspy. Trzeci co do wielkości lodowiec Europy – Austfonna znajduje się właśnie na Svalbardzie (z nor. zimny ląd).

Dopiero uderzenie kół samolotu o pas lotniska przywróciło nas do rzeczywistości.

Image

Image

Image

Odkryta oficjalnie ponad 500 lat temu przez William Barentsa wyspa (Spitsbergen) przywitała nas przenikliwym chłodnym wiatrem. Przy terminalu czekały już autobusy, które zabierały pasażerów według podziału na hotele (100 NOK).

Image

Lokum zarezerwowane mieliśmy w położonej niemal w centrum Longyearbyen, hostelowej części Mary-Ann’s Polarrigg (ok.1800 NOK pokój/doba). Ośrodek powstał na bazie dawnego hotelu górniczego. W większości zajęty był przez Azjatów, którzy podczas naszego pobytu realizowali materiał filmowy dla jednej z TV. Obecność mieszkańców największego kontynentu na Ziemi, okazała się być kluczowa dla naszego rytmu dobowego.

Image

Image

Image

Image

Śniadania wydawane były w hotelowej restauracji.

Image

Image


Dodaj Komentarz