0
Pinezkiz3city 9 stycznia 2023 22:42
Image

Image

Po zostawieniu bagażów ruszyliśmy w „miasto”. Liczącą dziś niemal 2 tys. stolicę Svalbardu założył ponad wiek temu John Munroe Longyear – udziałowiec firmy zajmującej się wydobyciem węgla. Miejscowość nosiła wtedy nazwę Longyear City. Kilka lat po tym, osadę wraz ze znajdująca się tu kopalną węgla wykupili Norwegowie, którzy z czasem zmienili Longyear City na Longyearbyen tj. miasto Longyeara.

Image

Na początku pobytu spotkała nas miła niespodzianka. Zaraz po wyjściu z hostelu trafiliśmy na rodaka, związanego ze znajdującą się na Spitsbergenie – Polską Stacją Polarną Hornsund. Zbiliśmy piątkę, i po chwili rozmowy, ruszyliśmy w kierunku jednej z atrakcji miasta.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Cytując klasyka „A jeżeli będą chcieli pójść do muzeum lotnictwa, zabierzesz ich do Muzeum Lotnictwa…”.

Tak, oto odwiedziliśmy Muzeum Ekspedycji Bieguna Północnego znane wcześniej jako Spitsbergenskie Muzeum Sterowców.

Placówka ukazuje historię lotnictwa, udokumentowaną artefaktami i informacjami dotyczącymi kilku głównych wypraw, przeprowadzonych podczas eksploracji regionu Arktyki.

Image

Image

Image

Image

Image

Podziwiać tu można historię sterowca Norge, którego podróż w 1926 r. ze Spitsbergenu na Alaskę, uznano zarazem za pierwszą w pełni udokumentowaną wyprawę na biegun północny. W skład ekspedycji wchodzili m.in. słynny norweski polarnik Roald Amundsen, amerykański odkrywca Lincoln Ellsworth oraz Włoch płk Umberto Nobile.

Historia tego ostatniego z wymienionych zainteresowała nas szczególnie. Pochodzący z półwyspu apenińskiego pilot, uskrzydlony sukcesem „Norge”, w kwietniu 1928 r. ruszył z Mediolanu, zeppelinem „Italia” na podbój bieguna północnego.

Podczas lotu nad starym kontynentem, statek powietrzny stanął w obliczu silnych burz uniemożliwiających nawigację. Zboczył z kursu i zaczął krążyć nad Górnym Śląskiem. Z pomocą ekipie U. Nobile przyszli pracownicy Polskiego Radia Katowice. Radiostacja przerwała audycję, i przy wsparciu konsula Italii, zaczęła nadawać komunikaty w języku włoskim z wytycznymi dla załogi statku. Dzięki improwizowanej radiolatarni, udało się wyprowadzić sterowiec na właściwy kurs. Opóźnienie wynikające z kilkugodzinnego krążenia nad Katowicami miało wpływ na dalszą trasę „latającego cygara”. Załoga zdecydowała się na lądowanie zeppelina w Słupsku (ówczesny Stolp). Po kilkunastodniowym postoju, związanym z wykonaniem niezbędnych napraw, statek powietrzny ruszył w kierunku Spitsbergenu. Finalnie „Italia” zdobyła biegun 24 maja 1928 roku. Jednak sukces miał niezwykle gorzki smak. Wkrótce zeppelin rozbił się o krę lodową. Wypadku nie przeżyła część załogi. U. Nobile doznał jedynie złamania nogi. Kontrowersyjny dowódca „Italii” opuścił obszar wypadku jako pierwszy, dzięki pomocy jednego ze szwedzkich pilotów. Pozostałych członków ekipy zabrał na pokład radziecki lodołamacz „Krasin”. I tutaj historia zatacza koło. W misji ratowniczej zginął legendarny zdobywca bieguna południowego Roald Amundsen o czym wspominałem w części dotyczącej Tromsø.

„Czerwony Namiot” pod którym ukrywali się rozbitkowie „Italii”, stał się symbolem, oraz tytułem filmu opowiadającym o tragicznych losach załogi. W produkcji z 1969 r. wystąpiła plejada gwiazd m.in. Sean Connery, Peter Finch czy Claudia Cardinale.

Muzeum otwarto w 2008 r. w Międzynarodowy Rok Polarny, była to zarazem 80. rocznica katastrofy Italii, wypadku Roalda Amundsena oraz 30. śmierci Umberto Nobile.

Poniżej archiwalny film z lądowania włoskiego sterowca w Słupsku/Jezierzycach.

https://youtu.be/8WkAhqon7ng

Opuściliśmy muzeum lotnictwa i „polecieliśmy” do (napisałbym leżącego nieopodal, ale tu wszystko jest blisko siebie) Muzeum Svalbardu (100 NOK).

Nowoczesna bryła placówki skrywa liczne eksponaty i informacje związane z archipelagiem Svalbard. Od arktycznej flory i fauny, po czasy osadnictwa, wydobycia węgla oraz warunki życia. Całość podana została w interaktywnym opakowaniu. Wrażenie robi symulacja topniejących tu lodowców, spowodowana zmieniającym się klimatem.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Patrząc na mapę Longyearbyen, można odnieść wrażenie, że miasto ukształtowane jest w literę „T”. Takie połączenie prostej mknącej wzdłuż wybrzeża wraz z odnogą, biegnącą w głąb lądu, na której znajduje się główny deptak stolicy wyspy. Tam się wybraliśmy.

Image

Na Spitsbergenie obowiązuje wiele interesujących obostrzeń.

Zakazem objęte są np. zgony. Jedyny cmentarz w mieście nieczynny jest od ponad 70 lat. Wiąże się to z przeprowadzonymi w 1950 r. badaniami. Wykryto, iż występująca tu wieczna zmarzlina chroni ciała przed procesem rozkładu. W testowanych wówczas próbkach ujawniono ślady „hiszpanki”, wirusa który w XX w. zdziesiątkował populację na świecie. Ze względów sanitarnych, dalsze chowanie zmarłych, groziłoby wybuchem epidemii.

Dziś w przypadku osób ciężko chorych, bliskich śmierci, gubernator nakazuje opuszczenie archipelagu Svalbard. Ich pochówek odbywa się w kontynentalnej części Norwegii. Analogiczna sytuacja ma się z porodami. Poza tym nie można posiadać tu m.in kota, albo fretki, które mogłyby stanowić zagrożenie dla bogatej populacji arktycznych gatunków ptaków.

Image

Do tutejszego marketu, z „giwerą” nie wejdziemy.

Image

Obszar Svalbard objęty jest jest strefą bezcłową, co nieco osładza norweskie ceny.

Image

Image

Dzień zakończyliśmy tym po co tu przyjechaliśmy, czyli kąpielą w środowisku, w którym występuje mors arktyczny. Ssak ten zajmuje ważną pozycję na Spitsbergenie. Jego wizerunek umieszczono w herbie archipelagu Svalbard. Po morsowaniu raczyliśmy się złocistym napojem, z Svalbard Bryggeri, który nosi miano najbardziej na północ wysuniętego browaru świata.

Image

Image

Wieczorem obudził nas harmider na hostelowym korytarzu. Jak się okazało jego źródłem byli Azjaci, którzy zbierali się do nagrania programu „na żywo”. No tak, przecież jak śpiewał Igor Herbut, „w Tokio jest już jutro”.

Była to okazja, aby zza okna pokoju przyjrzeć się białej nocy. Zegarek wskazywał godzinę 2:00 (zdjęcie poniżej).

Image

„Mieć kasy jak lodu” to słynne powiedzenie zdecydowanie musiało powstać na Spitsbergenie. Pomyślałem tak w momencie przeglądania ofert jednodniowych podróży statkiem po okolicy. Ceny mroziły krew w żyłach, były zdecydowanie wyższe od tych jakie trzeba zapłacić za rejs „Czarną Perłą” po gdańskiej Motławie.

Po długiej analizie wycieczek padło na podróż statkiem do Billefjorden i lodowca Nordenskiöldbreen (2 490 NOK).
https://en.visitsvalbard.com

Około 9:00 busem podstawionym przez organizatora wycieczki, ruszyliśmy z hostelu w kierunku nabrzeża. Po dotarciu do niewielkiego portu w Longyearbyen, skipper wraz z przewodnikiem przeprowadzili odprawę.

Image

Po wysłuchaniu planu wycieczki, zasad BHP itd. weszliśmy na pokład łodzi pontonowej typu „RIB”. Po tych słowach wypłynęliśmy w 7 godz. rejs. w kierunku lodowca Nordenskiöldbreen. Wraz z załogą było nas na pokładzie dziesięcioro + przyjaciel mojego żołądka (Aviomarin).

Image

Lekkie zamulenie, z początkowej fazy podróży (spowodowane działaniem leku) minęło, gdy obok szyby przeleciało stado maskonurów. Widok kolorowych, płochliwych „morskich papug” na tle svalbardzkiej szarości spowodował, ze źrenice zdecydowanie się powiększyły.

O ile to co unosiło się nad taflą (ptaki, renifery) były względnie łatwe do identyfikacji, o tyle to co poruszało się w wodzie m.in. wieloryby nie były już tak łatwe do odgadnięcia. Według rady przewodnika – miałem patrzeć na płetwę, kolor, czas zanurzenia, wysokość wynurzenia i wtedy wszystko było jasne. Bułka z masłem (ssaka widać w 0:02 oraz 0:21 poniższego filmu).

https://youtu.be/ku7VuBdhbls

Dla ułatwienia dostaliśmy ściągę z atlasem zwierząt żyjących na archipelagu. Większość wypatrywała „Króla Arktyki”. Dziwne, że nie dotarł tu jeszcze ten „z Krupówek”.

Image

Pierwszy przystanek – Zatoka Skansbukta/ Billefjorden

Nazywana też zatoką wraku, od wyrzuconego na brzeg kutra. Jedna z odnóg lodowca Isfjorden, otoczona jest strzelistymi klifami gór, zabezpieczającymi obszar przed mrozem i wiatrem. Warunki te sprzyjają rozwojowi roślinności. To przyciąga tu renifery, których gęstość jest wyższa niż w jakimkolwiek innym miejscu na archipelagu. Dawniej znajdowała się tu kopalnia gipsu.

Image

Image

Image

Image

Następnym przystankiem były okolice Pyramiden – nieczynnej rosyjskiej (wcześniej radzieckiej) osady górniczej. Kopalnie jak i samo miasteczko działały prężnie do lat 90. W czasach rozkwitu, mieszkało tu ponad tysiąc mieszkańców. Infrastrukturę tworzyły m.in. szkoła, basen pływacki, dom kultury czy szklarnie. Standard życia był tu na tyle wysoki, że praca w Pyramiden była traktowana przez sowietów, jako nobilitacja i przywilej.

Katastrofa rosyjskiego samolotu w Longyearbyen w 1996 r., z górnikami lokalnych kopalń na pokładzie oraz brak opłacalności wydobycia węgla doprowadziły „Piramidę” (jak tą finansową) do upadku. Z czasem zmieniając ją w miasto widmo. Opuszczone miejsce stało się popularnym celem wycieczek, przynajmniej do niedawna. W związku z wojną za naszą wschodnią granicą, większość tutejszych biur podróży, w ramach poparcia dla Ukrainy, zawiesiła wyjazdy do Pyramidem oraz Barentsburga – kolejnej z rosyjskich osad górniczych zlokalizowanej na Spitsbergenie. Co ciekawe druga z wymienionych miejscowości, liczy sobie ponad 300 mieszkańców z czego 2/3 stanowią… obywatele Ukrainy. Konflikt zbrojny na wschodzie Europy przekłada się na niezwykle chłodne relacje między oboma narodami w tym odległym, arktycznym mieście.

Image

Image

Image

Ostatni przystanek zrobiliśmy przy Nordenskiöldbreen, niezwykłym przeżyciem jest słuchanie cielącego się lodowca.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Chwilę po opuszczeniu okolic lodowca, ruszyliśmy w kierunku Longyearbyen. Fala zrobiła się jakby większa.

– Zaraz poczujecie moc, silnego wiatru znad Grenlandii – oznajmił skipper.

Zaczęło ostro bujać. Moja twarz momentalnie zrobiła się alabastrowa, idealnie wpasowując się białe wierzchołki pobliskich szczytów. Jakimś cudem dotarliśmy bez ofiar do portu.

https://youtu.be/yCf0MPrXe4c

Po wycieczce udaliśmy się na spacer po Longyearbyen.

Image

Image

Image

Trzy miśki. My plus znak – symbol Svalbardu, informujący o niebezpieczeństwie związanym z występowaniem niedźwiedzi polarnych na archipelagu. Pocieszny Ursus maritimus to największy przedstawiciel swojego gatunku. Jego średnia waga oscyluje między 300-700 kg, choć zdarzył się też okaz o ciężarze ponad 1 tony. Pomimo takich gabarytów, nie stanowi to przeszkody, aby „misiek” mógł biec nawet 40 km/h! Ostatni przypadek śmiertelnego ataku niedźwiedzia polarnego miał miejsce w 2020 roku, kiedy to zwierzę zaatakowało turystę, przebywającego na lokalnym polu namiotowym.

Opuszczając rejon miasta, należy być wyposażonym w broń.

Image

Image

Trening psich zaprzęgów, to jedna z form spędzania wolnego czasu, przez tutejsze dzieci.

Image


Dodaj Komentarz