0
Pinezkiz3city 9 stycznia 2023 22:42
Image

Image

Image

Image

Image

Jeśli chodzi o rzeczy, z którymi omal się "nie wstrzeliłem" podczas planowania wycieczki, to termin wyrobienia pozwolenia na posiadanie broni. Dokumentem, który jest niezbędny do wypożyczenia „giwery”, zacząłem zajmować się nieco ponad miesiąc przed wyjazdem.

Wniosek o niekaralności, tłumaczenie na język angielski, wysłanie kompletu dokumentów do Gubernatora Svalbardu, zapłacenie za zgodę, i wreszcie jej uzyskanie udało się załatwić na styk (248 NOK).

Z dokumentem stawiliśmy się w sklepie Longyear78 Outdoor & Expeditions. Odchodząc nieco od tematu w mieście króluje liczba 78, nawiązująca do równoleżnika na którym leży stolica archipelagu. We wspomnianym Longyear78 interesowało nas wypożyczenie broni na 24 godziny, tak aby jeszcze przed jutrzejszym popołudniowym wylotem, udać się na trekking.

– Czy znasz główną zasadę strzelectwa? – usłyszałem od ekspedientki, wręczającej mi do ręki Mausera, pozostawionego przez uzbrojoną niemiecką „wycieczkę”, która przyjechała tu w latach 40.

Jako, że z bronią nie ma żartów, padło pewne „no gun, no fun” „safety first” (najważniejsze bezpieczeństwo) synchronizowane z kiwającą głową z góry na dół. Po krótkim kursie, i teście obsługi broni, wróciliśmy do hotelu. W jego depozycie pozostawiliśmy w Mausera, na numerek, jak kurtkę w szatni. Nic niezwykłego na tej szerokości geograficznej.

Co jeśli nie udałoby się wypożyczyć karabinu? Wtedy można zapisać się na wycieczkę zorganizowaną przez tutejsze biuro podróży albo…podpiąć pod inną ekipę (wcześniej pytając w hostelu, ew. stojąc przy znaku końca bezpiecznej strefy, czego byliśmy świadkami).

Na trekking ruszyliśmy następnego dnia, tuż po śniadaniu. Naszym celem był lodowiec Longyearbreen. Od początku przyjazdu, ten wiszący kawał lodu zwracał na nas swoją uwagę. Wyglądał jak tlący się nad miastem kocioł, z którego cały czas buchała para (widoczny na poniższym zdjęciu po prawej stronie).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

https://youtu.be/FJfTYz3sP2c

Image

Image

Image

Image

Image

Kolejna niespodzianka, zajęcia dla dzieci na lodowcu, połączenie geologii z zajęciami praktyczno-technicznymi.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po 4 godzinach spaceru, udaliśmy się oddać broń oraz odebraliśmy bagaże. Nasz przejazd na lotnisko zakładał wynajęcie „taryfy” i krótki postój, w znajdującym się pod drodze Globalnym Banku Nasion, niestety obie korporacje taksówkarskie w tych godzinach były niedostępne.

Do portu lotniczego wróciliśmy wiec autobusem, a na magazyn przechowujący nasiona roślin jadalnych z całego świata spojrzeliśmy z perspektywy pasa startowego.

Image

Image

Image

Nadszedł czas pożegnania ze Svalbardem i Norwegią. Wyczuły to tutejsze Belugi (Białuchy arktyczne), białe wieloryby, które na do widzenia zatańczyły dla nas w wodach pobliskiej zatoki (filmik dla osób z sokolim wzrokiem).

https://youtu.be/NqFBMGEjQUM

Jak się okazało ta pierwotnie gorzka „Landryna” (Wizzair) zmieniająca nasz początkowy plan lotu do Norwegii, w połączeniu z liniami Norwegian, nabrała finalnie słodkiego smaku.

Tromsø, Svalbard, lodowce, ślady wypraw R. Amundsena, Radio Katowice, morsowanie, to tylko niektóre z punktów, które sprawiły, że wyjazd na Spitsbergen, wylądował na „szpicy” listy naszych wspólnych wypraw.

Dodaj Komentarz