Na zdjęciu naczynie służące do ofiar z owoców. Wyciskane soki spływały przez otwór do ziemi
Ten grobowiec nie został odrestaurowany, żeby pokazać jak wygląda w środku.
Inne zachowały się w całości
Na szczycie znajduje się punkt widokowy
oraz kilka innych budowli
Ten grobowiec nie został dokończony. Wypustki na kamieniach ponoć służyły do transportu. Były wygładzane po wbudowaniu kamienia.
W drodze powrotnej rozmowa z przewodnikiem schodzi na temat wiary w Peru. Przewodnik opowiada, że Pueruwiańczycy są katolikami, ale równocześnie wierzą w "starych" bogów, między innymi Pachemamę (matkę ziemię). Jak to wygląda w rzeczywistości przekonaliśmy się kilka minut później. Schodziliśmy w dół w kierunku parkingu dość stromymi schodami
Obok kamienia, który ma ponoć własności magnetyczne (nie miałem kompasu ani odpowiedniej aplikacji w telefonie więc potwierdzić nie mogę),
peruwiański chłopiec w wieku około 4 lat będący z nami na tej samej wycieczce, upadł uderzająć się mocno w głowę. Stracił na kilkanaście sekund przytomność i wyglądało to dość groźnie. Jego babcia najpierw przeżegnała się po czym rozpoczęła jakieś pogańskie obrzędy machając chustą na wietrze. Na końcu wzięła garść ziemi, wsypała do butelki z wodą mineralną i kazała dziecku wypić. Przewodnik tłumaczył, że Pachamama w ten sposób uzdrowi jego duszę. U nas po prostu dziecko bada się tomografem, ale nie w Peru.
Po siedemnastej wracamy do Puno.Na Plaza de Armas imprezka trwa w najlepsze
Zabieramy bagaże z hotelowej przechowalni i udajemy się na dworzec. Autobus do Cusco odjeżdża o 22.00. Niestety w Puno nie ma saloniku Cruz del Sur. Obsługa też jakaś średnio miła (nie chcieli przyjąć bagaży wcześniej niż godzinę przed odjazdem). Do tego dworzec niezwykle głośny. Okrzyk pewnej pani "Arequipa, Arequipa, Arequipa, Arequipa" słyszę do tej pory. Nie wiem czy w Peru ten sprzedaje więcej biletów kto głośniej krzyczy, ale na pewno pracownicy firm transportowych głęboko w to wierzą.Nocne przejazdy na trasie Puno-Cusco to niezbyt szczęśliwy pomysł. Raz że traci się an prawdę piękne widoki, dwa że spanie w autobusie do najprzyjemniejszych nie należy. Ale było minęło. Przyjazd do Cusco tradycyjnie opóźniony co nas specjalnie nie zmartwiło. Bagaż dostaliśmy około 5.30. Z dworca Cruz del Sur do uliczki Pavitos skąd odjeżdżają colctivosy do Ollantaytambo jest niby tylko dwa kilometry, ale taksówka kosztowała kosmiczne jak na miejscowe warunki 10 soli. Podwiozła nas pod konkretny busik (nie żeby kierowca taksówki miał z tego prowizję). Na ulicy walka na pięści o pasażerów. Busik miał wyjechać w ciągu 15 minut. Wyjechał po półtorej godzinie. Dobrze, że nie padało bo bagaże były na bagażniku dachowym przykryte jedynie siatką. Z Cusco do Ollanta jedzie się około dwie godziny. Najpierw w miarę po prostym, później przed Urubambą jest kilkaset metrów dół serpentynami a dalej już płasko doliną rzeki Vilcanota (tej samej, która płynie obok Machu Picchu). Ollantaytambo gdzie mieliśmy trzy kolejne noclegi to małe miasteczko znane z inkaskiej twierdzy oraz stacji kolejowej skąd odjeżdżają pociągi do MP. Po śniadaniu decydujemy się wybrać do twierdzy do której wejście znajduje się około 100 metrów od naszego hotelu. Aby wejść do środka należy kupić "boleto turistico" za 130 soli. Bilet ten umożliwia wejście do kilku pobliskich atrakcji (Moray, ruin w Chinchero) a także kilku muzeów w Cusco. Zwiedzanie odbywa się bez przewodnika. Przejście całej budowli trwa około 2-3 godziny.
Oto Ollantaytambo w całej okazałości
Tutaj po raz kolejny przykład możliwości transportowych Inków. Kamienie o wymiarach około 3 x 1 x 1,5 metra.
w stronę Machu Picchu to tędy
widok na Ollanta ze szczytu
Tutaj ktoś wyciął sobie tyle i potrzebował. Przypominam, że zrobiono to za pomocą prymitywnych narzędzi typu młotek i dłuto, a całość wypolerowano piaskiem
;)
pod całym kompleksem kanałami płynie woda z tej rzeczki
przy wyjściu "ul" miejscowych pszczół
Po wyjściu kierujemy się do drugiej i ostatniej atrakcji miasta - spichlerza (a właściwie zespołu spichlerzy).
Niestety zaczyna kropić deszcz i zmuszeni jesteśmy zawrócić. Podejście jest na prawdę strome.
Rewelacja. Takie powroty do przeszłości to ja bardzo łubie. A Toro Meurto urzekło. Kocham kamienie.Jak teraz po powrocie, z perspektywy czasu określiłbyś tę wyprawę? Starocie i nuda czy ekscytacja i historia?A koka naprawdę pomaga.
@Japonka76 Mimo że nie jestem fanem biegania po muzeach czy kościołach, a historia nie była nigdy moim ulubionym przedmiotem, to zdecydowanie to drugie. Będąc w Peru, w wielu miejscach miałem gęsia skórkę. Tam nie trzeba być koneserem, żeby się fascynować tym krajem i jego zabytkami. To jedno wielkie muzeum, w którym żyją ludzie, całkiem mili i pomocni zresztą.
Na zdjęciu naczynie służące do ofiar z owoców. Wyciskane soki spływały przez otwór do ziemi
Ten grobowiec nie został odrestaurowany, żeby pokazać jak wygląda w środku.
Inne zachowały się w całości
Na szczycie znajduje się punkt widokowy
oraz kilka innych budowli
Ten grobowiec nie został dokończony. Wypustki na kamieniach ponoć służyły do transportu. Były wygładzane po wbudowaniu kamienia.
W drodze powrotnej rozmowa z przewodnikiem schodzi na temat wiary w Peru. Przewodnik opowiada, że Pueruwiańczycy są katolikami, ale równocześnie wierzą w "starych" bogów, między innymi Pachemamę (matkę ziemię). Jak to wygląda w rzeczywistości przekonaliśmy się kilka minut później.
Schodziliśmy w dół w kierunku parkingu dość stromymi schodami
Obok kamienia, który ma ponoć własności magnetyczne (nie miałem kompasu ani odpowiedniej aplikacji w telefonie więc potwierdzić nie mogę),
peruwiański chłopiec w wieku około 4 lat będący z nami na tej samej wycieczce, upadł uderzająć się mocno w głowę. Stracił na kilkanaście sekund przytomność i wyglądało to dość groźnie. Jego babcia najpierw przeżegnała się po czym rozpoczęła jakieś pogańskie obrzędy machając chustą na wietrze. Na końcu wzięła garść ziemi, wsypała do butelki z wodą mineralną i kazała dziecku wypić. Przewodnik tłumaczył, że Pachamama w ten sposób uzdrowi jego duszę. U nas po prostu dziecko bada się tomografem, ale nie w Peru.
Po siedemnastej wracamy do Puno.Na Plaza de Armas imprezka trwa w najlepsze
Zabieramy bagaże z hotelowej przechowalni i udajemy się na dworzec. Autobus do Cusco odjeżdża o 22.00. Niestety w Puno nie ma saloniku Cruz del Sur. Obsługa też jakaś średnio miła (nie chcieli przyjąć bagaży wcześniej niż godzinę przed odjazdem). Do tego dworzec niezwykle głośny. Okrzyk pewnej pani "Arequipa, Arequipa, Arequipa, Arequipa" słyszę do tej pory. Nie wiem czy w Peru ten sprzedaje więcej biletów kto głośniej krzyczy, ale na pewno pracownicy firm transportowych głęboko w to wierzą.Nocne przejazdy na trasie Puno-Cusco to niezbyt szczęśliwy pomysł. Raz że traci się an prawdę piękne widoki, dwa że spanie w autobusie do najprzyjemniejszych nie należy. Ale było minęło. Przyjazd do Cusco tradycyjnie opóźniony co nas specjalnie nie zmartwiło. Bagaż dostaliśmy około 5.30. Z dworca Cruz del Sur do uliczki Pavitos skąd odjeżdżają colctivosy do Ollantaytambo jest niby tylko dwa kilometry, ale taksówka kosztowała kosmiczne jak na miejscowe warunki 10 soli. Podwiozła nas pod konkretny busik (nie żeby kierowca taksówki miał z tego prowizję). Na ulicy walka na pięści o pasażerów. Busik miał wyjechać w ciągu 15 minut. Wyjechał po półtorej godzinie. Dobrze, że nie padało bo bagaże były na bagażniku dachowym przykryte jedynie siatką. Z Cusco do Ollanta jedzie się około dwie godziny. Najpierw w miarę po prostym, później przed Urubambą jest kilkaset metrów dół serpentynami a dalej już płasko doliną rzeki Vilcanota (tej samej, która płynie obok Machu Picchu).
Ollantaytambo gdzie mieliśmy trzy kolejne noclegi to małe miasteczko znane z inkaskiej twierdzy oraz stacji kolejowej skąd odjeżdżają pociągi do MP. Po śniadaniu decydujemy się wybrać do twierdzy do której wejście znajduje się około 100 metrów od naszego hotelu. Aby wejść do środka należy kupić "boleto turistico" za 130 soli. Bilet ten umożliwia wejście do kilku pobliskich atrakcji (Moray, ruin w Chinchero) a także kilku muzeów w Cusco.
Zwiedzanie odbywa się bez przewodnika. Przejście całej budowli trwa około 2-3 godziny.
Oto Ollantaytambo w całej okazałości
Tutaj po raz kolejny przykład możliwości transportowych Inków. Kamienie o wymiarach około 3 x 1 x 1,5 metra.
w stronę Machu Picchu to tędy
widok na Ollanta ze szczytu
Tutaj ktoś wyciął sobie tyle i potrzebował. Przypominam, że zrobiono to za pomocą prymitywnych narzędzi typu młotek i dłuto, a całość wypolerowano piaskiem ;)
pod całym kompleksem kanałami płynie woda z tej rzeczki
przy wyjściu "ul" miejscowych pszczół
Po wyjściu kierujemy się do drugiej i ostatniej atrakcji miasta - spichlerza (a właściwie zespołu spichlerzy).
Niestety zaczyna kropić deszcz i zmuszeni jesteśmy zawrócić. Podejście jest na prawdę strome.