Po zaspokojeniu głodu rozpoczynamy zwiedzanie. Za katedrą z tyłu McDonalda znajduje się Museo Inka.
W środku znaleźć można wiele eksponatów z czasów inkaskich. Najbardziej zainteresowały mnie sposoby w jaki Inkowie farbowali ubrania. Byli w stanie uzyskać niemalże wszystkie kolory za pomocą naturalnych barwników pozyskiwanych z miejscowych rośli. Na dziedzińcu można podejrzeć w jaki sposób powstawały ubrania Inków (tylko tam można robić zdjęcia).
Wstęp o ile dobrze pamiętam 20 soli. Zdecydowanie warto. Pomiędzy Plaza de Armas a Plaza San Francisco znajduje się Museo de Historia Regional. Wejście na podstawie boleto touristico. Również bardzo polecam. Sporo eksponatów pokazujących miejscową faunę (w tym skamieniałości, m.in. ogromny pancernik). Z muzeów polecę jeszcze Museo de Citio Coricancha przy Av. el Sol. Tutaj również wejście po okazaniu boleto touristico. Między innymi można zobaczyć skąd wzięły się zniekształcone (wydłużone czaszki) niektórych Inków łączone często z ingerencją kosmitów. W okolicach Plaza de Armas znajduje się wiele sklepów z pamiątkami, jednak odradzam zakupy w tym miejscu. Idąc około kilometr na południowy wschód dochodzi się do czegoś w rodzaju bazaru. Znajduje się on obok placu Pumaqchupan przy fontannie.
Poza wspomnianymi wcześniej pamiątkami można kupić też wyroby z wełny alpaki (koce, swetry) oraz zjeść miejscowe przysmaki. Hamburger z alpaki (8 soli)
Gotowana kukurydza z olbrzymimi ziarnami (1 sola)
Następnego dnia podczas śniadania (restauracja w hotelu znajdowała się na 12 piętrze) wykonuje jeszcze kilka zdjęć panoramy miasta
i udajemy się na lotnisko. Wracamy trasą Cusco-Lima-Madryt-Bruksela-Monachium-Kraków. Peru to kraj, który podróżnikom ma wiele do zaoferowania. Zdaje sobie sprawę, że przez te 11 dni odwiedziliśmy ledwie jego małą część. Teraz wiem, że w tym czasie można było zobaczyć więcej, ale jadąc tam obawiałem się wszystkiego, od problemów komunikacyjnych po bezpieczeństwo. Obawy były całkowicie bezpodstawne. Wiadomo. Trzeba nastawić się, że nikomu się tam nie spieszy, a spóźnienie liczone w godzinach to nie spóźnienie, że w wielu miejscach można się poczuć jak w PRLu (mam na tyle lat, żeby trochę pamiętać
;) ), że w centrach miast nie zalepia się dziur (centrum Juliaca to jedna wielka dziura) oraz że wysypiska śmieci są wszędzie. Poza tym jest wiele do zobaczenia za stosunkowo niewiele a ludzie są bardzo mili.
Rewelacja. Takie powroty do przeszłości to ja bardzo łubie. A Toro Meurto urzekło. Kocham kamienie.Jak teraz po powrocie, z perspektywy czasu określiłbyś tę wyprawę? Starocie i nuda czy ekscytacja i historia?A koka naprawdę pomaga.
@Japonka76 Mimo że nie jestem fanem biegania po muzeach czy kościołach, a historia nie była nigdy moim ulubionym przedmiotem, to zdecydowanie to drugie. Będąc w Peru, w wielu miejscach miałem gęsia skórkę. Tam nie trzeba być koneserem, żeby się fascynować tym krajem i jego zabytkami. To jedno wielkie muzeum, w którym żyją ludzie, całkiem mili i pomocni zresztą.
Obok placu oczywiście znajduje się katedra
Po zaspokojeniu głodu rozpoczynamy zwiedzanie. Za katedrą z tyłu McDonalda znajduje się Museo Inka.
W środku znaleźć można wiele eksponatów z czasów inkaskich. Najbardziej zainteresowały mnie sposoby w jaki Inkowie farbowali ubrania. Byli w stanie uzyskać niemalże wszystkie kolory za pomocą naturalnych barwników pozyskiwanych z miejscowych rośli. Na dziedzińcu można podejrzeć w jaki sposób powstawały ubrania Inków (tylko tam można robić zdjęcia).
Wstęp o ile dobrze pamiętam 20 soli. Zdecydowanie warto.
Pomiędzy Plaza de Armas a Plaza San Francisco znajduje się Museo de Historia Regional. Wejście na podstawie boleto touristico. Również bardzo polecam. Sporo eksponatów pokazujących miejscową faunę (w tym skamieniałości, m.in. ogromny pancernik).
Z muzeów polecę jeszcze Museo de Citio Coricancha przy Av. el Sol. Tutaj również wejście po okazaniu boleto touristico. Między innymi można zobaczyć skąd wzięły się zniekształcone (wydłużone czaszki) niektórych Inków łączone często z ingerencją kosmitów.
W okolicach Plaza de Armas znajduje się wiele sklepów z pamiątkami, jednak odradzam zakupy w tym miejscu. Idąc około kilometr na południowy wschód dochodzi się do czegoś w rodzaju bazaru. Znajduje się on obok placu Pumaqchupan przy fontannie.
Poza wspomnianymi wcześniej pamiątkami można kupić też wyroby z wełny alpaki (koce, swetry) oraz zjeść miejscowe przysmaki.
Hamburger z alpaki (8 soli)
Gotowana kukurydza z olbrzymimi ziarnami (1 sola)
Następnego dnia podczas śniadania (restauracja w hotelu znajdowała się na 12 piętrze) wykonuje jeszcze kilka zdjęć panoramy miasta
i udajemy się na lotnisko. Wracamy trasą Cusco-Lima-Madryt-Bruksela-Monachium-Kraków.
Peru to kraj, który podróżnikom ma wiele do zaoferowania. Zdaje sobie sprawę, że przez te 11 dni odwiedziliśmy ledwie jego małą część. Teraz wiem, że w tym czasie można było zobaczyć więcej, ale jadąc tam obawiałem się wszystkiego, od problemów komunikacyjnych po bezpieczeństwo. Obawy były całkowicie bezpodstawne. Wiadomo. Trzeba nastawić się, że nikomu się tam nie spieszy, a spóźnienie liczone w godzinach to nie spóźnienie, że w wielu miejscach można się poczuć jak w PRLu (mam na tyle lat, żeby trochę pamiętać ;) ), że w centrach miast nie zalepia się dziur (centrum Juliaca to jedna wielka dziura) oraz że wysypiska śmieci są wszędzie. Poza tym jest wiele do zobaczenia za stosunkowo niewiele a ludzie są bardzo mili.