+2
jomi83 15 lutego 2023 16:42

FE511C30-8FCA-4E17-A1BB-0FAA7163640D.jpeg


Witam wszystkich serdecznie!
To moja pierwsza relacja na forum, wiec proszę o wyrozumiałość :)
Chciałam podzielić się z Wami doświadczeniami z naszej (ja plus małż) ostatniej podróży do Meksyku i Belize.

Niewiele znalazłam informacji w polskim internecie na temat technicznych aspektów takiej wyprawy, wiec może ktoś znajdzie tu przydatne informacje, albo zainspiruje się do odwiedzenia Caye Caulker - naprawdę warto!

Meksyk zawsze był wysoko na mojej liście krajów do odwiedzenia, a Caye Caulker w Belize zobaczyłam kiedyś na jakimś vlogu na youtubie, i od razu stwierdziłam, że to miejsce dla mnie :)
Co prawda planowałam Meksyk w okresie Święta Zmarłych (Oaxaca i te sprawy), ale przypadkiem trafiłam na super tanie (mniej niż 1500zl) bilety do Cancun z Berlina na styczeń, wiec szkoda było odpuścić taką okazję. Lot odbyliśmy linią KLM, z bagażem podręcznym, bilety kupiłam jakieś 8 miesięcy wcześniej.

Plan wykiełkował w mojej głowie od razu - kilka dni na Jukatanie, kilka na niezwykłej wyspie Caye Caulker w Belize (zwanej najwolniejszą wyspą na świecie :))
Początkowo zakładałam, że do Belize dostaniemy się nocnym autobusem ADO z Cancun, ale to połączenie, jak się okazało, zostało zawieszone w pandemii i do tej pory nie wróciło.
Trzeba było obmyślić plan alternatywny. Było to troszkę bardziej skomplikowane niż bezpośredni autobus do Belize City, ale okazało się wykonalne.
Podróżujemy z moją drugą połówką dość budżetowo (loty economy z bagażem podręcznym, hotele raczej z tych tańszych, ale na jako takim poziomie), za to nie żałujemy raczej kasy na lokalne jedzenie i niepowtarzalne atrakcje (w granicach rozsądku oczywiście).
Zapraszam do czytania i oglądania :)

Mieszkamy we Wrocławiu, wiec do Berlina mamy nie dalej niż do Warszawy, latamy stąd dość często. Za każdym razem obiecuję sobie, że nigdy więcej… lotnisko jest słabe, ale lot do Amsterdamu i potem do Cancun mieliśmy o czasie, bez przygód. Jedzenie jak to w KLM - bez szału, stewardessy średnio miłe, ale wino dobre no i przespaliśmy większość lotu do Meksyku, wiec nie narzekam.

Wylądowaliśmy w Cancun późnym popołudniem i od razu czekała nas ponad godzina w kolejce do imigration, a potem jeszcze zostaliśmy zaciągnięci na kontrolę celną.
Rozpakowywanie przeze mnie małego plecaka, w którym wszystko jest upchane w kostkach do pakowania jak Tetris, chyba sprawiło, że pani celniczce zrobiło się mnie szkoda i w połowie kazała mi przestać :) Za to mój mąż miał szczęście - pierwsza rzecz, którą wyciągnął z plecaka to były żółte okulary przeciwsłoneczne, które spowodowały niemałe zamieszanie wśród celników - nagle wszyscy obecni koniecznie musieli je przymierzyć. Radości i okrzykom (FIESTA!!!!???) nie było końca :) I tyle wyszło z kontroli celnej.
Tutaj przedmiot owego zamieszania. Dodam ze podobną reakcję wywołały przy przekraczaniu granicy z Belize…coś jest na rzeczy z tymi okularami :ugeek:
CDN.

-- 15 Lut 2023 17:42 --

Autobusem ADO dotarliśmy do centrum Cancun. Bilet można kupić na lotnisku, zaraz przy wyjściu. Hostel (Nomads Hotel & Rooftop Cancún) zarezerwowałam w niewielkiej odległości od dworca autobusowego, bo już za półtora dnia mieliśmy w nocy wyruszyć do Belize.

Dla ochłonięcia po podróży wypiliśmy po Margaricie w barze na dachu hostelu, po czym udaliśmy się na jedne z najpyszniejszych tacos całego wyjazdu (Tutaj: Taqueria Coapeñitos)
Dobre tacosy i guacamole to rzadkość w Polsce (a we Wrocławiu to już w ogóle o nie trudno) i ten wyjazd niestety tylko to potwierdził. Prawie wszystko co zjedliśmy w Meksyku było pyszne. W Belize w zasadzie też :)

Hostel mieliśmy całkiem spoko, ale tylko głuchy by tam zasnął przed północą. Zmęczenie jednak zrobiło swoje i o 21 smacznie spaliśmy…aż do mniej więcej 5:30 rano :)
Ale nic to…kto rano wstaje…ten ma długi dzień przed sobą. Wykorzystaliśmy go na obejście okolic centrum Cancun (no niewiele tam jest do oglądania…), śniadanko, kawkę itp i już o 10 wsiedliśmy do autobusu, który zawiózł nas za kilka pesos do Zona Hotelara.

Celem była Playa Delfines - publiczna plaża z daleka od centrum Zony. Pogoda była piękna, morze miało zachwycający turkusowy kolor, małe słomkowe parasole są darmowe i nawet udało nam się jeden dopaść. Pławiliśmy się w tym ciepełku i słoneczku kilka godzin.

FEAD4368-550E-42D0-8CC8-7C94533645A3.jpeg



7B203DD8-8366-4C0C-A5B0-414A30726FA6.jpeg



D1389C6F-BAAD-4CBE-BD04-7F5379940C75.jpeg



6BE80AC1-FBF6-40F1-A7AB-D087A998FB95.jpeg



750A561A-A156-4877-935B-05A9B809A0D3.jpeg


W końcu dopadł nas głód (na Playa Delfines nie było ani pół sklepu, sprzedawcy owoców, nic. Za to są toalety i prysznice).
Centrum Zony to dla mnie miejsce niedalekie od definicji piekła, ale udało się zjeść nienajgorszy lunch, wypiliśmy też piwko z widokiem i wróciliśmy do hostelu.

6FA487DF-3140-4D56-A48B-28170A41B319.jpeg



Wieczór spędziliśmy na miejscowym festynie (?) w Parque de las Palapas - było lokalne jedzonko, muzyka, gry i zabawy :)

90678A8F-1140-4287-BDB9-906724EBD818.jpeg



238BAD77-8922-4A21-BD15-843BDCFFB3FF.jpeg



B2AC239D-8F96-4EE5-B455-ECAF60679B91.jpeg



987F97D1-0A35-4220-B2E6-2E04C8E1AFD7.jpeg



FE00FE08-02EA-4008-BAED-6792DEC6B1D3.jpeg



Przemyślenia mamy takie, ze Meksykanie bawią się dobrze, ale dosyć spokojnie i nie są mocno hałaśliwi (w przeciwieństwie do Hiszpanów na przykład ;)) plus nigdzie nie było widać alkoholu - nie było stoisk z piwkiem/drinkami ani tez nikt własnego nie spożywał. Kulturka.

Wróciliśmy do hostelu na szybką drzemkę i przed północą wyruszyliśmy na dworzec autobusowy, aby udać się w kierunku Chetumal.


59EBA877-515A-4913-B6F4-C88FA0CBB3E8.jpeg



888F7F43-E514-43A3-A1C4-C56DF7CAD701.jpeg



A1C76E2D-1958-4A04-9B6A-E66C78358A37.jpeg


Nasza droga na wsypę Caye Caulker obejmowała przejazd nocnym autobusem do Chetumal na południu Meksyku, a następnie transfer promem (zwanym water taxi) na wyspę. Po drodze był przystanek w San Pedro.

Autobus zarezerwowałam kilka tygodni wcześniej (im wcześniej tym taniej). Strona ADO to narzędzie piekielne i wiele słów uważanych za obraźliwe padło przy okazji prób dokonania zakupu biletów, ale w bólach się udało. Co prawda bilet powrotny zarezerwowałam nie uwzględniając zmiany czasu między Belize a Meksykiem, ale na szczęście rezerwację można przenieść na inną godzinę czy dzień (tylko w okienku ADO, osobiście, niestety). Całe szczęście, że odkryłam to jeszcze przed wyjazdem, bo pewnie mielibyśmy przymusowy postój w Chetumal aż do rana :) Jedyny minus był taki, że musiałam dopłacić różnicę w cenie - czyli nici z promocji za wczesny zakup. Bilety Cancun-Chetumal kosztowały nas po ok 370 MXN czyli około 90zł od osoby, ale już powrotne dwa razy więcej (moje niedopatrzenie :()

Poza tym minimum dzień przed podróżą należy zakupić bilet na łódkę (ja kupiłam dzień przed wyjazdem z Polski) - tutaj https://www.sanpedrowatertaxi.com/ poszło bezproblemowo, ale z tego co pamietam mogłam zapłacić tylko PayPalem.

Water taxi kursuje 3x w tygodniu (w czasie naszego pobytu był to poniedziałek, środa i piątek), wiec trzeba się dostosować jeżeli ktoś planuje popłynąć tam i wracać. Wcześniej kursowała jeszcze w pozostałe dni druga łódka z innej firmy, ale aktualnie nie było w ofercie takiego połączenia.
Bilety na ten prom niestety są tragicznie drogie - 1300 MXN ok 320zł w jedną stronę.
Ogólnie cała podróż wyniosła ok 1000zl od osoby w obie strony (trochę szkoda mi było tej kasy, ale po pobycie na wyspie stwierdzam, ze to były fantastycznie wydane pieniądze :))

Tak wiec wracając do relacji…o północy wyruszyliśmy z Cancun. Autobus zatrzymuje się po drodze tylko w Playa del Carmen i Bacalar, spało się nieźle, ale klima dawała na jakieś 16 stopni, więc przydała się puchówka z Polski. Po 6 rano byliśmy w Chetumal, taksówka do przystani promowej, szybkie śniadanie i kawa w Oxxo (miejscowa Żabka) i o 8 rano zaczął się check-in - trwało to wieki, w zasadzie trzeba było pokazać rezerwację, paszporty, wypełnić kilka papierków i czekać, a potem jeszcze dłużej czekać…Dodam też, że cały terminal promowy roił się od komarów…w życiu czegoś takiego nie widziałam. Mugga na szczęście spisała się na medal! W końcu przepuścili nas do kontroli paszportowej. Miałam wrażenie, ze każda osoba, która była przed nami w kolejce do miłego pana pogranicznika, miała jakieś potworne problemy - niektórzy mieli ze sobą całe segregatory papierów….u nas poszło szybko, zostaliśmy poinformowani ze wjeżdżając z powrotem do Meksyku będziemy musieli zapłacić podatek wjazdowy (41 dolarów od osoby), pieczątka w paszport i nara.
O 10 wszyscy byli już w łódce i popłynęliśmy.

45075548-DDF3-414E-9E91-1B2F2A686BC6.jpeg



9D6FB34C-1F81-4691-B67D-DF2F9F59C820.jpeg



E5DB6AAD-330F-4D08-ACBA-760B7292A561.jpeg



71F04D86-FACC-44EC-93AE-F436E609619D.jpeg



Podróż minęła bez przygód, pogoda była ładna, morze spokojne. Po drodze jest przystanek w San Pedro na Ambergris Caye (czyli La Isla Bonita z piosenki Madonny) i znowu czekanie w kolejce do imigracji. Cześć ludzi została tutaj, reszta popłynęła dalej na Caye Caulker. Z ciekawostek - rozmawialiśmy z ludźmi, którzy byli w San Pedro kilka dni albo popłynęli na jednodniową wycieczkę i wszyscy zgodnie mówią ze nie ma sensu - Caye Caulker jest lepsze :) Po 13 byliśmy na miejscu - zachwyt ogarnął nas od razu…wrzucę tu masę zdjęć, bo to ciężko opisać słowami.

-- 15 Lut 2023 18:30 --

Wyspa jest kolorowa, spokojna, nie ma dróg, tylko piasek. Zamiast samochodów są meleksy i rowery. Mottem wyspy jest „Go Slow”. Przez pierwsze dwa dni chodziliśmy naszym zwykłym tempem i co chwile jakoś miejscowy krzyczał do nas żebyśmy zwolnili. Po paru dniach snuliśmy się równie powoli jak wszyscy :)

40FBA0F9-44A2-454F-B2A8-2F2684D4746F.jpeg



Wynajęliśmy całkiem spoko pokój (to nie hotel, tylko raczej pokoje w kompleksie wakacyjnym - Popeyes Beach Resort) zaraz przy „plaży”. Na Caye Caulker prawie nie ma plaż w takim naszym rozumieniu, wszędzie można wejść do wody, ale jest dużo pomostów. Wystarczyło wyjść z pokoju żeby podziwiać piękne wschody słońca (nadal jetlag budził nas o 5-6 rano, wiec oglądaliśmy codziennie).
Dodatkowo był do dyspozycji wynajmujących mały, ale urokliwy basen.

BA18CFD0-BD8F-4F6B-878B-CD099AF6C8B8.jpeg



3E6DAEBE-41EA-4F4D-BF8D-734978621791.jpeg



FBB0BA98-949C-44F6-B34E-C3C9D9065A1E.jpeg



84A4EA0E-1CB6-4743-AEDA-CC91BB6FBDCF.jpeg



3D3AB64E-5B96-4149-A1E7-7E547D4A4FB4.jpeg



Czas upływał nam leniwie…jedliśmy homary, krewetki i inne cuda z grilla, sączyliśmy drineczki i piwko w knajpach, napawaliśmy się fantastycznym klimatem wyspy. Jest taka trochę hippisowska, trochę rasta, lokalsi są super przyjaźni, chętnie pogadają, zaczepiają na small talk, inny świat po prostu. Jedna z najlepszych miejscówek na wyspie to bar Sip’n’Dip gdzie możesz popijać piwko mocząc tyłek w morzu. No po prostu bajka.

42091B30-E00C-4D77-81B8-46FA5F7EE1E2.jpeg



01020110-D2FF-464F-A244-0FB03E8F8120.jpeg



Wieczory były raczej spokojne, jest kilka dłużej otwartych barów, ale chyba nikt tu nie przyjeżdża na dzikie imprezy (albo rzeczywiście byliśmy bardzo mocno po sezonie)

77B24936-662A-4B5C-92E3-C61620455233.jpeg



A19A7B6B-5818-40B2-838D-86B942D3A35D.jpeg



A0A4E75B-A1BC-46F8-8092-90EBC8F81056.jpeg



AFDD43E8-1A11-4425-A5F1-6EDBD823514E.jpeg


Któregoś dnia objechaliśmy wyspę rowerami (a trzeba wiedzieć ze to w zasadzie dwie wyspy). Kilkadziesiąt lat temu huragan podzielił Caye Caulker na pół - miejsce to nazywa się The Split i z jednej strony na drugą kursują małe promy, na które można zabrać rower (a nawet meleksa jak ktoś bardzo chce).

Ta słabiej zaludniona, północna, cześć niewiele ma do zaoferowania, ale można się przejechać. My spędziliśmy tam trochę czasu w opuszczonym resorcie z piękną plażą. Podobno kiedyś ośrodek tętnił życiem, odbywały się tam super imprezy, ale aktualnie jest pusto (zostały za to leżaki, parasole, huśtawki i inne takie na plaży i pomostach. Można nawet zająć miejsce w ogrodzonej sekcji dla VIPów i poczuć się jak panicho :)

219B2FCA-8717-4077-AEE5-78B70203654C.jpeg



DFF08976-208B-4F50-844E-3B140C157BC3.jpeg



5013B920-051D-4A4C-9021-91B82A789074.jpeg



9058DF94-2A21-4C86-AF82-2F84EE7B59B8.jpeg



11758162-E000-4EA1-9A43-AA976F10D6F5.jpeg



Rowerek kosztuje ok 10$ amerykańskich za dzień. Przychodzisz, płacisz i bierzesz. Żadnej papierologii, zapytali tylko o imię :) Meleksa też można wynająć, ale nie wiem za ile.

Ale do rzeczy…pomijając niezaprzeczalny urok wyspy, to coś innego nas tu przyciągnęło - możliwość zobaczenia drugiej największej na świecie rafy barierowej. Wybraliśmy się na całodniowa wyprawę na snorkeling na rafie z Caveman Tours https://cavemansnorkelingtours.com/(ceny są podobne wszędzie - ok 80-90$ za cały dzień) Było przekozacko!

Rafa może nie była jakoś wybitnie kolorowa, ale rybek było sporo, dużo rekinów (tych niegroźnych), płaszczek, masa rożnej wielkości żółwi (nawet takich olbrzymich!). No i udało nam się coś, na co nawet nie liczyłam (jakoś rzadko do tej pory miałam szczęście do niesamowitych spotkań z morską fauną w czasie snorkelingu). Zatrzymaliśmy się pośrodku niczego, bo nasz przewodnik stwierdził ze tu może być manat. Po 20 minutach w wodzie spędzonych na oglądaniu morskiego dna większość wróciła na łódkę i nagle słyszę - jest tu!!!

Kilkoro z nas miało tą przyjemność spędzić kilkanaście minut w wodzie z manatem - jadł sobie, wynurzył się, wystawił swój muminkowy pyszczek nad powierzchnię, potem spojrzał na mnie i oddalił się niespiesznie w sobie znanym kierunku. Nie miałam nawet aparatu, bo stwierdziłam ze w życiu żadnego manata nie zobaczymy, ale może to i lepiej….byłam w stanie całą sobą chłonąć to niesamowite przeżycie. Po prostu najlepsza cześć całego tego wyjazdu, szczęście absolutne :)

Mają tez w Belize wątpliwą atrakcję - jest miejsce gdzie karmią rekiny sardynkami i można sobie ich duże ilości poobserwować. Rekinów było wystarczająco dużo na rafie, obyłoby się bez takich akcji… Z ciekawostek - troszkę za bardzo zbliżyłam się do miejsca karmienia i kiedy próbowałam odpłynąć jeden z nich pomylił moja stopę z rybką. Z palca polała się krew ;) Dokładnie może ze dwie krople krwi, raczej otarcie, one nie mają zębów :)

DAB94991-57F2-45DE-9CC0-239796779797.jpeg



1E8DB1AE-0D2E-48BE-A788-71F4597F8C8B.jpeg



B1729035-250E-4F6F-93F5-EFE6B4ABB9C9.jpeg



E809AEDD-A7C5-477B-A757-F5CE4AB69A76.jpeg



AB00F6F5-D0F3-4E36-9DBF-5230C952F573.jpeg



E927E9DE-0A19-4448-8E73-66479E4B2BB5.jpeg



BDE989EF-5C98-4D6C-87D9-5542D6297D70.jpeg



4D660116-51B4-4AA1-8760-726DBC6C179B.jpeg



CFEB8D08-78CD-4CB0-9D78-CDB363148BF5.jpeg




Powrót był lekko traumatyczny - usłyszałam tylko, że teraz będzie ostro i jeżeli ktoś ma problemy z kręgosłupem to przepraszamy i może z tylu łódki będzie mniej rzucać. Moja przepuklina w kręgosłupie aż jęknęła, ale na szczęście nie było tak źle. Wszyscy przeżyli, chociaż niektórzy tę podróż skończyli przewieszeni przez burtę.

Na wyspie spędziliśmy niecałe 5 dni i było cudownie. To jedno z niewielu miejsc, w które wróciłabym w mgnieniu oka. Może na emeryturze uda się tam posiedzieć dłużej :)

Z informacji praktycznych - opuszczając Belize należy wnieść opłatę wyjazdową - 20$ amerykańskich.
Generalnie Belize jest dużo droższe niż Meksyk, ale jeżeli ktoś chce żywic się budżetowo to spokojnie da radę. Noclegi też można znaleźć w niezłych cenach, ale Caye Caulker jest malutkie i baza noclegowa też jest niewielka - na bookingu tak z tydzień przed wyjazdem jakiegoś wyboru wielkiego nie było, a to nawet nie był szczyt sezonu.

Pogoda była cudowna - w dzień 28 stopni, w nocy 27 :) ze dwa razy zdarzył się szybki deszcz. Większość naszego pobytu wiało (ale ciepłym wiatrem, wiec bez tragedii).

Wracaliśmy tą samą drogą. Tu ważna wskazówka - od wyjścia z łódki do wyjścia z terminalu portowego minęła prawie godzina, a byliśmy pierwsi w kolejce do imigration. Ledwo zdążyliśmy na autobus. Tym razem wysiedliśmy w Playa del Carmen aby tam kontynuować meksykańską cześć wyprawy. Uznaliśmy, ze PdC będzie dobrą bazą wypadową żeby pobujać się po cenotach, ruinach itp.
Jukatan pewnie dla wielu jest już oklepany i mało interesujący, ale może dopiszę jeszcze krótką relację w następnym poście :)

Dodaj Komentarz