Naprawdę nie sposób było nie zatrzymywać się co chwilę w takim fajnym Zoo. Poza tym to już miejsce, gdzie ziemia jest czerwono-ruda. No i po drodze kilometrami ciągną się tereny całe pokryte termitierami.Exmouth
Mamy wynajęty dom. Jest wygodny, duży - idealny, żeby spędzić tam święta. Ale jeżeli chcesz korzystać z wszystkich atrakcji jakie daje Ci położenie tego miasta – bezwzględnie musisz mieć samochód. Bez niego pobyt tam jest bez sensu. Dom był na terenie czegoś w rodzaju osiedla domków wypoczynkowych. W Exmouth takich osiedli jest kilkanaście.
Exmouth to niewielkie miasteczko, w większości zabudowane domami wypoczynkowymi. W pobliżu znajduje się stacja amerykańskiej (US Navy) i australijskiej (Royal Australian Navy) marynarki wojennej. Samo miasto powstało całkiem niedawno – około 50 lat temu, głównie jako miejsce dla rodzin personelu. Teraz nie jest już to tak strategiczne miejsce– jest to baza - ale głównie dla turystów. Stamtąd odbywają się połowy na „wielką rybę”, nurkowania głębinowe, wycieczki na pływanie z żółwiami, rekinami i mantami. Miasto słynie też z połowów krewetek, jest portem macierzystym dla największej firmy zajmującej się połowami - MG Kailis. Wielka krewetka jest więc symbolem miasteczka.
No i w niedalekiej okolicy znajduje się piękna Zatoka Turkusowa. Jest w Cape Range National Park i dojeżdża się do niej Yardie Creek Rd. Wjazd do parku jest płatny – 12 $ za samochód. Można też kupić karnet, kosztuje (chyba) 44 $ i jest (chyba) na miesiąc. Wzdłuż wybrzeża jest sporo miejsc, gdzie można nurkować na rafie Ningaloo. Jest Tulki Beach, Ospray Bay, kamienista Oyster Stacks i wiele innych .Jest nawet Mauritius Beach
:D Dojechać samochodem można tylko do Yardie Creek. Można dalej ale trzeba mieć napęd 4WD. My nie mieliśmy. Nasze ulubione miejsce to Turquoise Bay. Była… WOW
:shock:
Sama plaża jest długa i tworzy coś jakby cypel oznaczony jako danger zone. Nasza „baza wypoczynkowa” była dokładnie w miejscu „you are here”.
Ten cypel opływają wody o silnym prądzie. Prąd jest na tyle silny, ze pływając „pod prąd” czujesz się jak na bieżni wodnej
:) Czyli płyniesz, płyniesz i stoisz w miejscu. Z drugiej strony, kiedy szliśmy nurkować wchodziliśmy do wody mniej więcej 200 m od naszych ręczników i prąd przez piękne rafy niósł nas swobodnie do cypla. Żadnej pracy rąk i nóg. Inna sprawa, że zatrzymanie w miejscu, na dłuższą obserwacje wymagało ciężkiej pracy tychże. Łukasz znalazł coś takiego w sieci. W okolicach 45 s do 1,10 widać dokładnie jak ten cypel wygląda a od 3,08 min samolocik filmuje pod wodą. Doczekajcie przynajmniej do 3,50.
Rafa bogata w kolorowe ryby, płaszczki, udało nam się popływać z żółwiem a nawet z rekinem. Rekin to było moje doświadczenie tuż po pierwszym wsadzeniu głowy pod wodę. Dosłownie w momencie kiedy zanurzyłam się w wodzie w odległości 3,4 metrów przepłynął taki niewielki, może metrowy. Szybko zawołałam resztę. Kiedy zanurzyłam głowę po raz drugi już go nie było. Nie uwierzyli mi chyba, że był bo podsumowali : ta, ta - był...
:D Rekiny w zasadzie nie zatrzymują się – muszą cały czas pływać. Wyjątek stanowią miejsca, gdzie prąd jest tak duży, że pozwala na swobodne przepływanie tlenu przez skrzela. Tam mogą sobie postać bez ruchu w jakiś jamach. W Torquoise Bay po raz pierwszy zobaczyłam z jaką ogromną prędkością startuje wystraszona płaszczka i jak pięknie i majestatycznie poruszają się żółwie na wolności. Kilka zdjęć.
Tam też zupełnie zawiódł mnie (nas? nie, chyba jednak mnie
:oops: ) instynkt samozachowawczy. Płynęliśmy we trójkę: ja , Łukasz i Maciek. Wiadomo jak to jest pod wodą: zobaczysz coś ciekawego – zwołujesz pozostałych. Łukasz zawołał nas ze słowami: tam głęboko jest taka wielka ryba. Podpłynęliśmy. Wielka ryba odpoczywała? spała? żerowała? na dnie do połowy schowana w jamie w rafach. Obserwując ją z góry stwierdziliśmy, że to czarny rekin rafowy. Nie ruszał się. Byłam nieusatysfakcjonowana. Chciałam koniecznie zobaczyć go w całości, próbowałam wiec namówić Łukasza, żeby….złapał go za ogon
:oops:
:oops:
:oops: (pytana potem dlaczego sama go nie złapałam odpowiedziałam od razu i zgodnie z prawdą „bo się bałam”) Łukasz (na szczęście ) stanowczo powiedział: nie ma opcji!! Udało mi się za to namówić Maćka, żeby zszedł niżej i zrobił bliższe zdjęcie. Zrobił (to trzecie) ale nie bardzo mu wyszło, bo zaraz wyskoczył na powierzchnię jak oparzony ze słowami: ON jest ogromny, spadamy stąd!!. I uciekliśmy.
Myślę, że to (z perspektywy czasu – nieodpowiedzialne) zachowanie wynikało z tego, że po jakimś czasie w Australii poczuliśmy się bardzo bezpiecznie. Straszeni przed wyjazdem, z myślą, że tam właściwie strach gdziekolwiek wejść - do wody, lasu, na ścieżki na wzgórzach chodziliśmy zaopatrzeni w ampułkę adrenaliny w strzykawce. Potem zobaczyliśmy, że wcale nie jest tak, że wszystko usiłuje Cię zjeść. Że żyje się normalnie, bez strachu, z zachowaniem zdrowego rozsądku. Czarny rekin rafowy też właściwie nie atakuje ludzi. Właściwie. W zeszłym roku w Torquoise Bay zaatakował jakąś kobietę. Ale wtedy tego nie wiedzi-ałam/eliśmy.
Ograniczę się teraz do relacji zdjęciowej z Exmouth i Cape Range NP. Był to świetnie, leniwie spędzony czas we wspaniałym otoczeniu
- błękitnego nieba
- turkusowego morza
- białego piasku
- zwierząt
i pięknych zachodów słońca
A to Yardie Creek. Gdybyśmy wybrali się tam na początku naszej wyprawy do Australii pewno bylibyśmy zachwyceni.
:D
Jedno z moich „must do” to spędzić święta Bożego Narodzenia w tropikalnym klimacie, pod palmami, ze zdjęciami w mikołajowej czapce i płetwach. Zrealizowane.
I odczarowane. Bo w takich warunkach trudno jest poczuć magię świat. Bo przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Bo brakuje świątecznego stołu, rodziny, z którą zawsze spędzamy święta, prezentów pod choinką, kolęd. Wprawdzie wzięłam opłatek, płytę z kolędami ale magii zabrakło. Zabawnie było paradować w stroju kąpielowym i czapce mikołaja, robić z rafy koralowej napisy „wesołych świąt”. No właśnie. Zabawnie. Ale polecam spróbować. I sama też nie mówię „nigdy więcej”
:mrgreen:
Australijczycy nie obchodzą Wigilii Bożego Narodzenia, 24 grudnia jest dniem, kiedy wszystko jest otwarte. Na kolację wigilijną wybieramy się do restauracji. Celebrujemy ten dzień jest to więc „prawdziwa” restauracja z obrusami, kelnerami, winem i świecami na stołach. I z bardzo prawdziwym rachunkiem
:shock:
Przedtem podjeżdżamy jeszcze do kościoła katolickiego ale drzwi zastajemy zamknięte. Urodzinowe przyjecie Jezusa było rano.
Spóźniliśmy się na tę „imprezę”. Msza jest następnego dnia o 8. 30. Idziemy. Odświętnie ubrani, my sukienki, chłopaki długie spodnie i koszule. Nie pasujemy do reszty towarzystwa w krótkich spodenkach, klapkach. Brakuje im tylko kół dmuchanych założonych na szyję
:lol: Ale w tym klimacie jakoś to nie razi. Wchodzi ksiądz – wygląda i mówi po angielsku jak Polak. Po mszy ksiądz wychodzi przed kościół i żegna się z wiernymi. Kiedy podchodzimy do niego mówi „Merry Christmas” „Wesołych Świąt” odpowiada Maciek. Bardzo się ksiądz ucieszył: „Wiedziałem! Jak tylko was zobaczyłem, wiedziałem, ze jesteście Polakami”
:)
W pierwszy dzień świąt na kolację robimy „barbie”: rewelacyjna, wspomniana już wcześniej wołowina, jakieś kotleciki z posiekanego mięsa i… steki z kangura. Do tego pyszne owoce i piekielnie drogie warzywa
;) Mięso kangurze kupujemy już przyprawione bo nie bardzo wiemy jakie przyprawy do niego pasują. Każdy (oprócz Majki, która kategorycznie zaprotestowała przeciwko takiemu barbarzyństwu) próbuje pierwszy kęs. Daga krzywi się i mówi: „nie smakuje mi, jakieś takie słodkawe, smakuje jak ludzkie” (ciekawe skąd wie???
:mrgreen: ) Ale fakt, jakieś słodkie to mięso było. I to był koniec degustacji. Nikt już nie tknął ani kawałka. Nam w każdym razie kangurze mięso nie smakuje.PODRÓŻ POWROTNA
27 grudnia opuszczamy Exmouth i wyruszamy w naszą podróż powrotną. Droga daleka . Po drodze termitierowe pola.
Jest gorąco.
Coraz goręcej
;)
Wyruszyliśmy wcześnie rano bo nastawiamy się na „zatrzymanki” po drodze w ciekawych miejscach. Nic nam z tego nie wychodzi. Powód jest prozaiczny i obrzydliwy. Plaga much. Czytałam o tym, ale nie zdawałam sobie sprawy, że jest to tak uciążliwe. Właściwie eliminuje możliwość wyjścia z samochodu. Muchy są bardzo natarczywe – wchodzą do buzi, nosa, oczu, uszu. Są ich setki i nie dają się odgonić! Znikają dopiero po zachodzie słońca a pojawiają się tuż po wschodzie. Przez głupie muchy nie mogliśmy nacieszyć się piękną Shell Beach – poszliśmy i uciekliśmy bo zatrzymanie się choćby na minutę powodowało nową inwazję. Nawet zdjęcia nie zrobiliśmy
:x .
Nasz przystanek na nocleg to Monkey Mia Dolphin Resort. Miejscowość leży na terenie Parku Narodowego Zatoki Rekina. Turystów przyciąga tam możliwość przyglądania się karmieniu delfinów butlonosych, które codziennie rano podpływają do plaży na bardzo płytkiej wodzie.
Delfinów nie można dotykać. Co powiem na ten temat? No cóż – bardzo to skomercjalizowane. Nie uważam, że jak nie wezmę zwierzęcia na ręce, nie pogłaskam, nie zrobię selfie to taki tylko wizualny kontakt nie ma dla mnie sensu. Wręcz przeciwnie. Szanuję dzikość zwierząt i jak wspominałam wcześniej - nie lubię ZOO w żadnej postaci. Nie pcham się z łapami tam gdzie mnie nie chcą
:) . Ale tam? Tłum ludzi (łącznie z nami), który tuż przed ósmą rano dziarsko maszeruje do plaży najpierw wyganiany „za barierkę”. Potem na komendę ten tłum ludzi jest ustawiany w szeregu nad brzegiem przez rangerkę, która chodzi wzdłuż niego patrząc czy ktoś czasem nie przekracza wytyczonej niewidzialnej linii. Potem do morza wchodzą dwie, trzy osoby z obsługi z wiaderkami. W wiaderkach po 3 ryby. Patrzą uważnie na tłum i wybierają kogoś do podania ryby. Może odzwyczaiłam się w Australii od tłumów, może odzwyczaiłam się od „nie wolno” . Nie chciałam dotykać – wiedziałam, że nie wolno. Ale myślałam, że będę mogła wejść do wody po kolana a delfiny będą przepływać w pobliżu. Tak było kiedyś i to się zmieniło. Liczyłam na bliskie spotkanie trzeciego stopnia – skończyło się na pierwszym
:roll: Jako, że ta atrakcja wymaga nadłożenia dodatkowych 300 km - bo z drogi głównej do Monkey Mia jest 150 km, jako, że pobyt w Dolphin Resort jest drogi (jakość/cena) plus dodatkowo płatny wjazd na teren parku 8,5 $/os. – myślę, że ten element podróży spokojnie mogliśmy ominąć.
Większą atrakcją dla nas okazały się pelikany australijskie. Piękne, wielkie ptaki, kompletnie nie bały się ludzi można im się było przyglądać z odległości 1,5 metra.
To dzikie stworzenia, więc też nie wolno ich dotykać. Zresztą nie pozwalają na to – syczą. Ale jak mu się chciało pić to czekał żebym odkręciła kran
:lol:
Na terenie resortu jest też mnóstwo emu. Te tutaj są nachalne i nie czułam się komfortowo w ich obecności. To wielkie ptaki z dziobem na wysokości ludzkich oczu i trudno je przegonić, kiedy chcą sprawdzić czy nie masz czegoś co mogłyby zjeść. Buszują głównie w miejscach, gdzie ludzie przyrządzają jedzenie lub jedzą posiłek. Bezczelnie wsadzają te swoje małe łebki do bagażników w poszukiwaniu jedzenia.
Około 11 jedziemy w dalszą drogę. Naszym celem jest Kalbarri National Park. Po drodze często widzimy małe tornada piaskowe. Zdjęcie bardzo słabe bo z jadącego samochodu.
świetna relacja, do zwiedzania Australii i okolic nie trzeba mnie namawiać - jest to jedno z moich podróżniczych marzeń. Zazdroszczę Ci, że masz ekipę do zwiedzania, ja zawsze jeżdżę tylko z mężem, bo naszych znajomych trudno namówić na wyjazd dalej niż do Chorwacji
:(
Prawdę mówiąc ta "australijska ekipa" to moja naj-naj-bliższa rodzina
:D . Ale mam też znajomych, którzy również sprawdzają się na wyjazdach i z nimi właśnie planuję najbliższy wyjazd. Mam po prostu szczęście do otaczających mnie ludzi.
:)Dziękuję Wam za miłe słowa dotyczące relacji.
Gosia, świetnie się czyta relację i miło wspomina (niektóre) miejsca, gdzie się (prawie) rozminęliśmy
:)Czekam na ciąg dalszy
:)I pozdrawiam również z Tfetfina
:)
Mayka - no wiem, czytałam:) Tobie Sydney nie przypadło do gustu. Ja za to zazdrościłam Kings Canyon. Dzięki za miłe słowa z tak bliska:)catqbat, co ja polecam? Krewetki, ryby, kalmary, przegrzebki...
:) A na serio to lubię wszystkie owoce morza (z wyjątkiem ostryg i ośmiornic) A przyrządzanie? To chyba są najprostsze produkty do przyrządzania. Bo im mniej "udziwnień" tym lepsze.Ale na targu są też takie knajpki a raczej stoiska gdzie możesz kupić już gotowe przyrządzone dania. Np. talerz mix - wszystkiego po trochu. Tylko.... szczerze mówiąc były to najgorzej przyrządzone owoce morza jakie w życiu jadłam:(
Super:) też w 2014 spełniło się moje marzenie i byłam w Australii i też chcę tam wrócic
:)) mogłabym tam mieszkać
:D a na Great Ocean Road miałam to samo!
:)) w Melbourne 31C, a na Port 15C. Zero sweterka, deszcz i zimno
:( ale i tak mi się podobało
;)) Obcowanie z fauną australijską polecam w QLD - Billabong koło Townsville - karmiłam tam kangury, trzymałam koale, wombaty, węże, żółwie, kuzuary i inne. Super przeżycie!!
Wombatów niestety nie udało mi się zobaczyć. Chociaż bardzo chciałam…@maxima - Ty tez ? Jakie miejsce do życia sobie wybrałaś w marzeniach
:D .Przed wyjazdem często słyszałam od ludzi, którzy byli w Australii zachwyty nad tym krajem. Zastanawiałam się co w nim takiego jest, że tak się im buzia rozmarza na samo wspomnienie. Na pytania odpowiadali: no po prostu - Australia taka jest… Super wyjaśnienie. Pojechałam i powiem tak: no, Australia taka jest
:lol:
sama nie wiem
:) wszędzie było fajnie
:) Melbourne, Sydney lub Brisbane
:) bardziej pewnie zależałoby to od pracy - gdzie bym dostała, tam bym pracowała, bo wszędzie mi się podobało
;)
fajna relacja
:)obecnie mieszkam właśnie w Sydney już prawie pół roku.Co do zakupów do polecam Aldi, najtańszy, Coles droższy ale i większy wybór i lepsze jakościowo rzeczy.Obok Coogie jest Gordons Bay świetne miejsce do snoorklowania, są pdowodne łańcuchy trzeba było spróbowac. Wode mozna śmiało pić z kranu, troche "pachnie" chlorem, ale jak postawisz w butelce albo jakims naczyniu to szybko odparuje i nie czuc.Szkdoa, że nie pojechaliscie do Blue Mountains bedac w Sydney zobaczyc kanion, wodospady albo jaskinie, ale to calodzienna podroz.Fajnie, ze Wam sie podobalo! Super zdjecia!Pozdrawiam.
Na napisanie relacji to musiałabym się mocno zebrać w sobie... (ja umysł mocno ściśnięty - chyba nie potrafię tak pisać
:? )Albumów z fotkami nie mogę zrobić jeszcze od '13 roku..
:lol: Ja też bym z chęcią wróciła, ale: primo - nie wiem, czy męża uda mi się namówić (na tę eskapadę ledwie mi się udało...), secundo - już chyba naszego małego
:twisted: nie zostawimy z dziadkami na tak długo, tertio - jeśli już się trafi następna wyprawa - to w zupełnie przeciwną stronę
:) I jak zawsze na celowniku mam kochaną Japonię, do której mam zamiar wrócić niejednokrotnie...Ale za lat kilka.. kto to wie....
:mrgreen:
Podzielam zachwyt nad Australią, chociaż nie byłem (jeszcze) w WA. Co więcej obiecałem sobie (15 lat temu), że jeśli pozwoli mi na to zdrowie i stan finansów to emeryturę chcę spędzić właśnie w Australii.Według moich marzeń wygląda to tak, że pieniądze z emerytury ZUS przelewa na konto w Polsce a ja wydaję je na antypodach.Pewnie pierwsza część moich marzeń to mrzonki (myślę, że za 20 lat nie będzie już ZUS-u) ale mam plan B: inwestuję we własną firmę tak aby uniezależnić się od państwowego kolosa na glinianych nogach. Już za 20 lat sprzedaję firmę (ewentualnie przekazuję ją następcom aby Ci robili comiesięczne przelewy) i jadę TAM na dłużej.
:D
@fortuna - muszę być uczciwa: to nie ja jestem autorem zdjęć - głównie mój mąż i kilku Majka. Zazdroszczę Ci, że możesz tam mieszkać. Idealny dla mnie byłby wyjazd na 3, 4 miesiące. Ale niestety niemożliwy.
@fortuna, ja bym miał pytania odnośnie przeprowadzki, ponieważ od pewnego czasu mam AU i NZ na oku.Z tym, że nie chciałbym lecieć w ciemno, a znaleźć pracę z PL i dopiero wtedy załatwić wszelkie formalności. Jest to wygodniejsze i łatwiej dostać wizę pobytową.Myślisz, że taki wariant jest możliwy czy jednak miejscowi pracodawcy preferują kogoś, kto jest już na miejscu?Pozdrawiam
kefirm napisał:@fortuna, ja bym miał pytania odnośnie przeprowadzki, ponieważ od pewnego czasu mam AU i NZ na oku.Z tym, że nie chciałbym lecieć w ciemno, a znaleźć pracę z PL i dopiero wtedy załatwić wszelkie formalności. Jest to wygodniejsze i łatwiej dostać wizę pobytową.Myślisz, że taki wariant jest możliwy czy jednak miejscowi pracodawcy preferują kogoś, kto jest już na miejscu?Pozdrawiamzależy o jakiej branży i pracy mówimy. Jesli jest to IT, marketing albo ogólnie pojęta praca, która ma te same standardy pracy na całym świecie to można znaleźć już z Polski (podobno są takie przypadki, ale moim zdaniem jest to duży fart, chyba że najpierw pracujesz dla nich zdalnie itd). Jednak uważałbym tutaj np. na inzynierów, wcale nei będą mieli łatwiej będą musieli tutaj pojsc do szkoly i przejsc caly proces praktyk itd. od nowa. Najwazniejsza sprawa to wiza. JEsli znajdziesz prace z Polski i Ci dzadza sponsora to jestes gosc i mozesz otwierac szampana
:). W innych przypadkach np. na wizie studenckiej moze byc ciezko znalezc jakas stala prace w ktorej Ci dadza sponsora, nie oszukujmy sie wiekszsc na studenckiej to praca fizyczyna, restauracje, sprzatanie itd. a te firmy zeby Cie zasponsorowaly to sa marne szanse albo bys musial dobrych kilka lat u nich przerobic, ale to tez ma swoja ciemna strone, bo jak CI oferuja sponsoring to musisz u nich przepracowac 2 lata a slyszalem, ze wtedy, zwlaszcza jesli to praca fizyczna potrafia czlowieka wykorzystac do szpiku kosci, no bo jestes do nich przywizany wiec zrobisz wszystko a nie odejdziesz. Jesli bys odszedl to albo przepada Ci sponsoring albo znajdziesz w ok chyba miesiac inna firme ktora Cie przejmie na sponsoring. Ale to moim zdaniem wrecz niemozliwe. Bo to jest mnostwo formalnosci oraz spore koszta dla pracodawcy.Wracajac jeszcze do wizy studenckiej i prac niefizycznych. Jesli juz ktos na cos takiego idzie, to niech oleje studia, najlepiej zeby sie dogadal z wykladowca ze nie bedzie w ogole chodzil a tylko na testy. Wtedy znalezc prace fizyczna dobrze platna i jakis staz na dzien lub dwa w tygodniu. Jak sie sprawdzisz pracujac na takim stazu kilka miesiecy sa duze szanse ze Ci dadza sponsora. Bo na wizie studenckiej mozna pracowac tylko 20h wiec nie lciz ze ktos Cie z miejsca przyjmie do jakiejs firmy dajac 20h, a druga sprawa nie przezyjesz za te pieniadze. Ogolnie pracy jest dosc sporo na rynku (Sydney), ale trzeba byc zaradnym i sie samemu ubiegac, trzeba tez dobrze napisac CV itd. Ja pierwsza prace dostalem na magazynie, ale na romozwie kwalifikacyjnej mowilem ze znam sie na IT i ze maja slaba strone i im moge przy niej pomoc
:D wiec 2 pierwsze tyg pracowalem fizycznie a potem w biurze, ale i tak odszedlem.Ja jestem tutaj na wize 462 working and holiday, chyba dostalem ja jako jeden z pierwszych albo i pierwszy w PL. Jak Wam sie uda ja dostac to polecam kazdemu. Jest tez wiza partnerska o ktorej warto poczytac, mozecie np przyjechac tutaj na studencka i zmienic na partnerska jak jestescie para, zawsze lepsze to niz we dwoje na studenckiej. No i ostatnia studencka, najgorsza, ale spokojnie mozna dac rade, tylko ze bedzie sie bardzo zajetym wiekszosc czasu
;)
kefirm napisał:@fortuna, ja bym miał pytania odnośnie przeprowadzki, ponieważ od pewnego czasu mam AU i NZ na oku. Z tym, że nie chciałbym lecieć w ciemno, a znaleźć pracę z PL i dopiero wtedy załatwić wszelkie formalności. Jest to wygodniejsze i łatwiej dostać wizę pobytową.Myślisz, że taki wariant jest możliwy czy jednak miejscowi pracodawcy preferują kogoś, kto jest już na miejscu?Obecnie sytuacja gospodarcza pogarsza sie z kazdym miesiacem - Australia ozywa na czas boomu surowcowego i zapada w letarg, kiedy sie konczy. Tu artykul, zebys mial wyobrazenie http://www.couriermail.com.au/news/quee ... ec368cd238 . W duzych miastach jest lepiej, ale i tak bezrobocie powoduje, ze jest ogromna ilosc lokalnych kandydatow. Jesli nie posiadasz unikalnych umiejetnosci, na razie zapomnialbym o znalezieniu pracy z PL.
W Australii nie sposob sie nie zakochac. Pokazalas fajowe miejsca. Ja bylem na wschodnim wybrzezu teraz planuje wycieczke na zachodnie plus obowizakowo Tasmania
:) Jeszcze raz dzikei za super relacje !
To miłe co napisałeś
:) Zawsze najbardziej jestem usatysfakcjonowana, jeżeli po jakimś wpisie dowiaduję się, że zachęciłam kogoś do odwiedzenia miejsca czy nawet kraju. Jeżeli chodzi o Tasmanię, to zupełnie inaczej jednak pokierowałabym teraz planem. Podróżowanie w większej grupie jest z jednej strony niepozbawione korzyści (zdecydowane oszczędności) a z drugiej zmusza do uwzględnienia oczekiwań współtowarzyszy. Nie mogę odżałować Franklin Gordon River NP czy Cradle Mountain. Rekomendowałabym kampera lub po prostu przemieszczanie się po wyspie samochodem z uwzględnieniem noclegów w różnych miejscach.
To fakt, jezeli jedziesz z wieksza liczba osob musisz brac pod uwage plany wszystkich. Ja tez podrozowalem po Queensland z wieksza grupka i moze pewne rzeczy zrobilbym inaczej ale nie zaluje, bo bylo wesolo i dzieki temu moglismy wynajac kampera, a wiadomo ze w Oz, taki srodek transportu to najwieksza frajda.
KOSZTYNo niestety – trzeba się z nimi liczyć. Nie ma złotych sposobów na ich ominięcie. Australia jest po prostu droga. Ale.Znacznie można je obniżyć podróżując w większej (np. tak jak my 5-cio osobowej) grupie. Wiem, że to niby znane i wszyscy to wiedzą ale w Australii ma inną moc.Wtedy opłaca się wynajmowanie całych mieszkań. Mieszkania mieliśmy ładne i w dobrej lokalizacji – to też ma swoją cenę. Najdroższy był w Sydney 56 $ za noc/os. Ale – znowu ale. Po pierwsze w Sydney jest najdrożej. Po drugie - samo centrum co pozwala na wchłoniecie atmosfery miasta. Tuż przy 555 co wyeliminowało właściwie konieczność korzystania z komunikacji miejskiej (która też do tanich nie należy). Najtańszy nocleg (a chyba najbardziej pozostał w mojej pamięci
:D ) to autobus w Waminda - 22$ za noc/os. – ze śniadaniem (tostowany chleb, dżem i kawa z mlekiem) Pozostałe noclegi noc/os:Tasmania:36 $, Hamelin Pool : 20, Coral Bay 47$, Exmouth 46 $, Monkey Mia 42$ (dorm+wjazd resortu) Przy większej ilości osób obniża się też wtedy koszt wynajęcia samochodu, paliwa, wstępów do parków (bo opłata jest na ogół za samochód a nie osobę) a nawet jedzenia – oczywiście tego przygotowywanego samodzielnie. W myśl zasady „zbiorowego żywienia”
:lol: . Bo w Australii większe = tańsze. Transport na przykładzie pobytu w Melbourne: koszt wynajęcia dużego samochodu na dwa dni: 518 zł,koszt parkingu w mieście 50 zł, paliwo ok. 200 zł. To daje kwotę na osobę 155 zł. Porównanie tego samego planu - bez samochodu. SKY BUS – 30$ w dwie strony. (90 zł)MYKI – 6$ za kartę (bezzwrotne) plus doładowanie na 1 dobę 7$ (40 zł)Wycieczka zorganizowana jednodniowa GOR min. 100 $ (300 zł) To daje kwotę na osobę 430 zł.Transport samolotowy wewnątrz kraju. Tu zdecydowanie warto ułożyć sztywny plan podróży. Spontaniczność w Australii przekłada się na wyższy koszt. Na stronach linii lotniczych bardzo często pojawiają się promocje na zakup biletów. Ja miałam ustawiony alert na stronie Jetstar w interesującym mnie terminie i na interesującą mnie trasę. Jak tylko cena się „poruszyła” dostawałam powiadomienie na maila. Nie zawsze reagowałam. Czasem czekałam zachłannie na jeszcze niższą.
:mrgreen: Opłaciło się.Za bilety na 1 os. z bagażem rejestrowanym zapłaciliśmy (przy czym należy wziąć pod uwagę , że to najwyższy sezon w Australii) Melbourne – Launcheston 193 złLauncheston - Sydney 274 złSydney - Melbourne 179 złMelborne- Perth 812 złPo raz kolejny przestrzegam przed wysokim sezonem czyli głównie tym rozpoczynającym się w okresie australijskich wakacji szkolnych. Ten czas rozpoczyna się mniej więcej 11 grudnia i kończy w połowie stycznia. Dla przykładu: nasz dom na Tasmanii jest w obecnej chwili tańszy o 25%. A nadal pięknie i słonecznie
:D
Hej Gosiu, super relacja, przeczytalam jednym tchem. Czy mozesz podac namiary na noclegi w tych miejsach , które zdecydowanie polecasz np ten domek w Bay of Fires? Interesuje mnie Taamania, Melbourne i Sydney .dziekuje
Gosiu, przeczytałam po raz drugi Twoją relację i jestem pod ogromnym wrażeniem. nie dość, że ciekawy opis, piękne zdjęcia to jeszcze sporo informacji praktycznych, z których zapewne skorzystam
;) .Czy możesz napisać kiedy kupowałaś bilety na loty wewn.?
@nelciowata, noclegi były z airbnb. Podaję Ci linki:https://www.airbnb.pl/rooms/969742 - Sydneyhttps://www.airbnb.pl/rooms/1763726 - Tasmania, Binalong Bay@singielka_1976 - dzięki
:)Pierwszy bilet kupiłam z Sydney do Melbourne 28 kwietnia.Ostatni 8 października z Melbourne do LauncestonW sierpniu kupiłam do Perth bo nerwy mi już puściły
:) Nie sprawdzałam później czy były tańsze bo chciałam sobie oszczędzić stresu:)
fortuna napisał:Najwazniejsza sprawa to wizaJak wygląda sprawa jak mam miliony na koncie, dobrą emeryturę czy pracuję zdalnie i chciałbym tam tylko po prostu zamieszkać nie podejmując pracy zarobkowej?
...Siedze i chlone te piekne wybrzeza i cudne widoki, podziwiam zwierzaki i ciekawe roslinki, az nagle zdaje sobie sprawe, ze jestem... w domu
:shock: a nie w Australii
;) Bardzo fajna relacja i ciekawe zdjecia, mi od jakiegos czasu chodzi po glowie, by sie tam wybrac, ale maz sie uparl, ze nie chce... Jesli Twoja relacja go nie przekona, to chyba nic juz nie pomoze
;)
@chaleanthite - a dlaczego nie chce? Australia jest bezpiecznym krajem i naprawdę uzależniającym. Jedyny jej minus to odległość - ponad 20-godzinna podróż jest naprawdę dosyć męcząca. Ale warto
:)
Maz twierdzi, ze tam nie ma nic ciekawego-a przynajmniej nie na tyle, zeby chcialo mu sie tluc taki kawal swiata... Nie moge kwestionowac tego, co uznaje za ciekawe, a co nie, kazdy ma prawo do swojej opinii, ale Twoja relacja jest od dzis moim orezem i mysle, ze go powali na lopatki
;) Tyyyle fajnych miejsc do zobaczenia, nie ma bata-cos musi go zainteresowac
;)
Relacja super a ja dodam jeszcze film, który warto zobaczyć odnośnie WA
:)https://www.youtube.com/watch?v=NztJewe9LXwco prawda autor mówi głównie o samochodzie, ale macie wszystkie widoki od samego południa aż do Monkey Mia
No niestety w pracy brak mozliwosci ustawienia polskiej klawiatury (przepraszam!). ...Za to jeszcze raz sobie przeczytam Twoja relacje-naprawde bardzo mi przypadla do gustu
:) Beda jakies kolejne..?
Mmm...Sardynia...
:D Bylam tam w zeszlym roku-piekna wyspa! To ja juz zacieram raczki i bede wyczekiwac tej relacji
:) Fajnie bedzie popatrzec na Sardynie okiem drugiej osoby, a na Korsyce jeszcze nie bylam i jestem ciekawa, czy warto sie wybrac, czy bardzo sie rozni od swej wloskiej sasiadki... Tak wiec zachecam do pracy nad nowym materialem
;) Pozdrowki!
Świetna relacja!Teraz planuję swoją Australię i na pewno skorzystam z niektórych rad:)Mogłabyś jeszcze podać link z namiarem z airbnb na mieszkanie w Sydney?
Rzeczywiście Australia wciąga, ja byłem w 2010 roku miesiąc, właśnie w Australii Zachodniej, niedaleko Esperance. Wspaniałe krajobrazy, puste plaże i masa kangurów. Od tej pory ciągle myślę o powrocie i dalszej eksploracji.
Ja również rozważam rozszerzenie mojego wyjazdu na Sardynię o Korsykę.W tej chwili mam jeszcze duże pole do wyboru gdyż pierwszy lot mam do Pizy a stamtąd tzn.z Livorno promy kursują do Golfo Aranci, Olbii oraz do Bastii na Korsyce. Kto tam był, kto tam się wybiera?
Hej! Super wyprawa! :) Myślimy nad wyjazdem do Australii w grudniu tak jak w waszym przypadku bo są bilety do Melbourne za 2700 zł :D I teraz pytanko czy północy wschód czyli cairns itd... czy zachodnia australia czyli wasza trasa? Z czego się dowiedziałem to jest pora deszczowa akurat w okolicach cairns i się boimy że pogoda może nam wszystko zepsuć dlatego jestem bardziej za zachodem chociaż jeszcze trzeba dodać loty w 2 strony do perth ponieważ przylatujemy i odlatujemy z melbourne.....No cóż ale po zdjęciach widać że warto :) A teraz kilka pytanek: ile wyniosła was wycieczka na osobę po zachodniej aus bez biletów do perth? I dlaczego nie wybraliście campervana? Aha no i ostatnie pytanie: jakoś nie widzę zdjęć z kąpania się....why? Wielkie dzięki za informacje i Pozdrawiam! :)
Hej! Super wyprawa!
:) Myślimy nad wyjazdem do Australii w grudniu tak jak w waszym przypadku bo są bilety do Melbourne za 2700 zł
:D I teraz pytanko czy północy wschód czyli cairns itd... czy zachodnia australia czyli wasza trasa? Z czego się dowiedziałem to jest pora deszczowa akurat w okolicach cairns i się boimy że pogoda może nam wszystko zepsuć dlatego jestem bardziej za zachodem chociaż jeszcze trzeba dodać loty w 2 strony do perth ponieważ przylatujemy i odlatujemy z melbourne.....No cóż ale po zdjęciach widać że warto
:) A teraz kilka pytanek: ile wyniosła was wycieczka na osobę po zachodniej aus bez biletów do perth? I dlaczego nie wybraliście campervana? Aha no i ostatnie pytanie: jakoś nie widzę zdjęć z kąpania się....why? Wielkie dzięki za informacje i Pozdrawiam!
:)
Hamellin Pool Caravan 1 noc - 60 złCoral Bay 2 noce – 289 złExmouth 5 nocy – 709 złMonkey Mia 1 noc – 100 zł + wjazd na teren resortu ok. 30 złWaminda 2 noce – 129 złRazem 1317 złSamochód z ubezpieczeniem: 560 zł/osZa to wszystko na osobę wydaliśmy 1877 zł. W całej podróży paliwo na osobę wyniosło 426 zł, to nie wiem ile z tego przypadło na WA.Dlaczego nie campervan? Był rozpatrywany ale finansowo było to zbliżone w ogólnym rozrachunku a komfort mieszkania o wiele wyższy w naszej opcji. Przy 5-ciu osobach podróżujących wspólnie, trzeba brać (IMO) pod uwagę to, że człowiek czasem potrzebuje miejsca wyłącznie dla siebie
:) a campervan niestety tego nie zapewnia. Odległości pomiędzy poszczególnymi miejscami postoju w naszej podróży były tak duże, że według naszej oceny mieszkania i samochód były lepszym wyborem. Zdjęć z kąpania się nie ma?
:D Chyba dlatego, że człowiek kąpie się w dość ograniczonym stroju
:mrgreen: Ale spokojnie: kąpaliśmy się często. Podczas podróży również zatrzymywaliśmy się, żeby wskoczyć do wody.
Spokojnie wystarczy. My mieliśmy 11 dni w tym dwa dni w Coral Bay i 5 w Exmouth. Mówiąc szczerze to teraz zrezygnowałabym bo rafa w Cape Range National Park zdecydowanie lepsza. Jeszcze jedna moja podpowiedź - skoro masz aż 13 dni: niedaleko Exmouth (660 km ale w warunkach WA to naprawdę niedaleko
:lol: ) jest Karijini National Park. Zdjęcia w sieci zabijają
:)Jeżeli zrobicie trasę Perth - Exmouth- Karijini - Perth to ilość kilometrów jest prawie identyczna z naszą trasą a nie powtarzacie jej i masz kawałek outback'u, o którym pisałeś, że Ci się. marzy. Ja w każdym razie tak bym teraz to chyba zaplanowała. Tylko tu by się raczej przydał samochód 4WD.
Dzięki za info! :) Chyba jednak rezygnujemy z trasy brisbane-sydney i urulu na rzecz australii zachodniej :D Dodatkowo jeszcze mamy w planach zobaczyć sydney i okolice oraz melbourne :) Masz może gdzieś trasę w mapach google? Jeśli kupimy bilety do perth to bede mial milion pytan do Ciebie ;) THX!
Dzięki za info!
:) Chyba jednak rezygnujemy z trasy brisbane-sydney i urulu na rzecz australii zachodniej
:D Dodatkowo jeszcze mamy w planach zobaczyć sydney i okolice oraz melbourne
:) Masz może gdzieś trasę w mapach google? Jeśli kupimy bilety do perth to bede mial milion pytan do Ciebie
;) THX!
Zastanawiamy sie nad noclegami teraz. Czytalem troche o tych campervanach i troche cienko z nocowaniem na dziko bo rangersi podobna scigaja ;) Na jakich portalach szukalas noclegow Gosia? Chodzi nam o tanie noclegi z prysznicem ;)
Zastanawiamy sie nad noclegami teraz. Czytalem troche o tych campervanach i troche cienko z nocowaniem na dziko bo rangersi podobna scigaja
;) Na jakich portalach szukalas noclegow Gosia? Chodzi nam o tanie noclegi z prysznicem
;)
Australia to nasze marzenie dlatego relacja bardzo mnie wciągnęła. Gratuluje podróży mam nadzieje, że kiedyś do niej jeszcze wrócę by zaplanować naszą podróż. Pozdrawiam:)
OK juz wiem z airbnb :) Mam jeszcze prosbe do Ciebie. Jak bys zaplanowala tripa ladujac 28.12 i wylatujac 09.01 z Perth? Oczywiscie dodajemy ten park co wspomnialas :D
OK juz wiem z airbnb
:) Mam jeszcze prosbe do Ciebie. Jak bys zaplanowala tripa ladujac 28.12 i wylatujac 09.01 z Perth? Oczywiscie dodajemy ten park co wspomnialas
:D
Trudno jest coś doradzić jak nie wiem o której lądujesz w Perth, ile czasu zamierzasz spędzić na rafie, co interesuje Cię najbardziej... Czy bardzo chciałbyś przejechać przez outback pomimo wysokich temperatur i dużego prawdopodobieństwa wszechobecnych much
:)Przede wszystkim poszukałabym opcji wynajmu samochodu w Perth w opcji "one way". Ze zwrotem na lotnisku niedaleko Karijini np. Broome albo Port Hedland i powrót samolotem do Melbourne. Nie wiem jak to cenowo wychodzi i to może być bariera. Chętnie pomogę ale mam za mało danych
:)
Dzieki za pomysl z lotniskiem w broome :) Rozwazymy ta opcje choc ceny sa 2 x wieksze za bilety. Wychodzi 800$ od osoby :/ Interesuje mnie podobny przejazd do twojego. Te same atrakcje po drodze plus exmouth 5 dni no i oczywiscie Karijini Park. Jesli chodzi o outback to moze nam wystarczy sam przejaz do parku, a noz widelec lizniemy troszke outbacku :P NIedlugo bedziemy kupowac bilety wiec wszystko sie okaze co do godzin :)
Dzieki za pomysl z lotniskiem w broome
:) Rozwazymy ta opcje choc ceny sa 2 x wieksze za bilety. Wychodzi 800$ od osoby :/ Interesuje mnie podobny przejazd do twojego. Te same atrakcje po drodze plus exmouth 5 dni no i oczywiscie Karijini Park. Jesli chodzi o outback to moze nam wystarczy sam przejaz do parku, a noz widelec lizniemy troszke outbacku
:P NIedlugo bedziemy kupowac bilety wiec wszystko sie okaze co do godzin
:)
Własnie dowiedziałem się że w tym okresie grudzień/styczeń występują tam cyklony i zaczyna się mokra pora, choć gorzej jest w Cairns podobno. Czy padało podczas waszego pobytu? Tak czy siak jesteśmy gotowi podjąć te ryzyko ;)
Własnie dowiedziałem się że w tym okresie grudzień/styczeń występują tam cyklony i zaczyna się mokra pora, choć gorzej jest w Cairns podobno. Czy padało podczas waszego pobytu? Tak czy siak jesteśmy gotowi podjąć te ryzyko
;)
My byliśmy na północy na przełomie listopada i grudnia. Chyba coś w nocy tylko trochę popadało ale z przyjemnych, słonecznych 35C w dzień zrobiło się pochmurne 26C dnia następnego.
@kangurrr podczas naszego pobytu nawet najmniejszej kropli deszczu. Okres grudzień/styczeń jest najgorętszym okresem w tym rejonie. Kiedy my byliśmy temperatura zawsze przekraczała 30 stopni z tendencja zwyżkową. Problem z ta pogodą w WA jest taki, że nie bardzo chce podlegać jakimś regułom
:) Fakt jest taki, że bardzo gwałtowne opady na pewno są bo infrastruktura okołodrogowa na to wskazuje. Okres australijskiego lata jest też rzeczywiście okresem, w którym występowanie cyklonów tropikalnych jest najbardziej prawdopodobne. Ale mogą występować nawet kilkuletnie okresy bez deszczu W okolicach Exmouth ostatni cyklon, który spowodował duże zniszczenia był w 1999. A w kwietniu (??) ubiegłego roku przez ten obszar przeszła fala powodziowa.
W końcu mamy już wstępny plan. Napisz co myślisz o tym tripie Gosia bo już jutro będziemy kupować bilety do Perth :) Będziemy w Perth o 8 rano. Pakujemy się w furę na lotnisku i jedziemy:
29.12 - przylot, wydmy w lancelin, pinnacles - nocleg w Geralton - 418km
30.12 - różowe jezioro, park kalbarri - nocleg w Carnarvon - 476 km
31.12 - blow holes, coral bay - nocleg w Exmouth - 366 km
01.01 - exmouth
02.01 - exmouth
03.01 - exmouth
04.01 - exmouth
05.01 - coral bay - nocleg w Carnavorn - 366 km
06.01 - shark bay, shell beach - nocleg w Geralton - 476 km
07.01 - Perth - 418 km
Co o tym myślisz? :)
Pozdrawiam!
W końcu mamy już wstępny plan. Napisz co myślisz o tym tripie Gosia bo już jutro będziemy kupować bilety do Perth
:) Będziemy w Perth o 8 rano. Pakujemy się w furę na lotnisku i jedziemy:
29.12 - przylot, wydmy w lancelin, pinnacles - nocleg w Geralton - 418km
30.12 - różowe jezioro, park kalbarri - nocleg w Carnarvon - 476 km
31.12 - blow holes, coral bay - nocleg w Exmouth - 366 km
01.01 - exmouth
02.01 - exmouth
03.01 - exmouth
04.01 - exmouth
05.01 - coral bay - nocleg w Carnavorn - 366 km
06.01 - shark bay, shell beach - nocleg w Geralton - 476 km
07.01 - Perth - 418 km
Co o tym myślisz?
:)
Pozdrawiam!
Ale później nie będzie na mnie? Jakby co....
;) 29.12 - przylot, wydmy w lancelin, pinnacles - nocleg w Geralton - 418kmSpokojnie to zrobienia. Obok wydm przejeżdżaliśmy widząc z daleka piękny obrazek białego piasku na tle roślinności i błękitu nieba. Oj dostało mi się (taki los planistów) za niedoczytanie o tym zjawisku i nieuwzględnienie jako celu
:) 30.12 - różowe jezioro, park kalbarri - nocleg w Carnarvon - 476 kmZ Geraldton do Carnarvon z uwzględnieniem Hutt Lagoon i Kalbarri to będzie 600 km. Mało czasu. Musisz brać pod uwagę całkowite wykluczenie jazdy po zmroku.31.12 - blow holes, coral bay - nocleg w Exmouth - 366 kmNie wiem czy zalezy Wam na spędzeniu Sylwestra w fajnej atmosferze. Jeżeli tak - zostałabym na noc w Coral Bay. Jeśli nie - Coral Bay odpuściłabym zupełnie. Tam oprócz rafy nie ma nic. A rafa lepsza w Cape Range.01.01 - exmouth02.01 - exmouth03.01 - exmouth04.01 - exmouthFajnie - optymalny czas na nurki i chillout
:)05.01 - coral bay - nocleg w Carnavorn - 366 km06.01 - shark bay, shell beach - nocleg w Geralton - 476 kmTego nie za bardzo rozumiem: Z Carnarvon chcecie jechać do Zatoki Rekina i na Shell Beach i potem na nocleg do Geraldton? To to nie 476 km tylko prawie 700. I jazdy na około 8,9 godzin.07.01 - Perth - 418 km
Właśnie wpadłem na nowy pomysł
:) Zaoszczędzi to nam sporo czasu. Zamiast wracać z powrotem do Perth można kupić bilety bezpośrednio z Exmouth. Plan jest taki: Melbourne - Perth - Exmouth - Melbourne. Będziemy mieli 11 dni na całość. Myślę własnie teraz nad planem i noclegami ale nic nie mogę znaleźć do spania w Coral Bay :/29.12 - Wydmy, Pinnacles - nocleg w Geralton w autobusie
:)30.12 - Kalbarri park, Hutt - nocleg w Monkey Mia31.12 - Shark bay i okolice - nocleg w Carnavorn01.01 - Blow Holes, Coral Bay - nocleg w Coral Bay (póki co nie ma) 02.01 - Coral Bay - nocleg w Coral Bay (póki co nie ma)03.01 - Exmouth04.01 - Exmouth05.01 - Exmouth06.01 - Exmouth07.01 - Exmouth08.01 - Exmouth - wylotCzy nie za długo w Exmouth? Jeśli chodzi o park karinji to odpada bo mogą być tam powodzie i lecimy wczesniej do urulu
:)Pozdro!
Nie wiem czy za długo - zależy jak bardzo lubisz nurki. My lubimy i spędzilismy tam 4 pełne dni (5 nocy). Plus dwa dni w Coral Bay. Pisałam już, że gdybym planowała dla siebie jeszce raz to Coral Bay bym odpuściła. Zresztą możesz mieć tam problem z noclegiem. Sprawdzałam w Aspen Park gdzie my mieliśmy nocleg i na wymieniony przez Ciebie okres wszystko jest zajęte. Jeszcze odnośnie długości pobytu w Exmouth: wydłużyłeś czas przez to, że nie będziesz miał podróży powrotnej - super pomysł tylko pamiętam, że nam znacznie podnosił koszty (samochód OW i lot z Exmouth) Ale ja naprawdę radzę: wydłuż podróż do Exmouth. Zróbcie to spokojniej (jeszcze raz usilnie namawiam na wydłuzenie pobytu w okolicy Kallbari - nawet z noclegiem tam ja bym spała tam 2 noce
:))
Na fotkach moich czy w sieci? Jeżeli moich to nie moja wina tylko Maćka
:mrgreen: Tak - bardzo polecam. W samym Kalbarri jest fajna,przyjemna plaża. Okno Natury i wędrówki wewnątrz nie każdemu muszą przypaść do gustu ale nadmorska część parku jest naprawdę piękna. Z "prywatnymi" plażami. Przepięknymi widokami. W agencji turystycznej są bezpłatne mapki parku. Zauważ, że nie odradzam Monkey Mia pomimo, że sama zachwycona nie byłam. Ale tam jest chociaż co robić i na coś się pogapić. Coral Bay jest natomiast fajne tylko w przypadku, gdy nie będziesz w Cape Range. Jeszcze dodam, że z Exmouth można wybrać się na nurki z mantami i rekinami wielorybimi. To nie była tania wycieczka niestety:( ale z perspektywy czasu żałuję, że nie popłyneliśmy.
Czytając tę relację jakiś czas temu, chyba nie do końca rozumiałam i zgadzałam się z...tytułem, teraz po powrocie STAMTĄD zmieniam zdanie i doskonale rozumiem i wcale nie dziwi mnie, że niektórzy zakochują się w tym kraju i emigrują do niego na stałe
:) .W każdym razie obiecałam sobie, że ja tam jeszcze wrócę, nie za rok i nie za dwa ale może uda się w najbliższej pięciolatce
;) .
Przeczytałam tę relację po raz kolejny i coraz bardziej podoba mi się Wasza trasa, kto wie czy ten drugi raz to właśnie nie będzie taki plan choć chciałabym tu dołączyć jeszcze Brisbane
;) .
@TikTak - zapewniam - krzycz: hurra! lecimy do Australii. A potem napisz relację w niepowtarzalnym, Twoim stylu
:D Jeżeli naprawdę chociaż w malutkim stopniu moja podróż była inspiracja to bardzo, bardzo jestem dumna
:)A trasa już określona?
Twoja relacja - kapitalna!Niestety, zrobiłem błąd i dałem ją do przeczytania małżonce.No i od tej pory nie było wyproś...Ostatni bastion: "strasznie drogie bilety" padł wskutek promocji Quatar.Jak tu się cieszyć?!Jadowite węże, koledzy Edwarda w każdym zakamarku, zima w lecie, lato w zimie.Najchętniej powtórzyłbym Twoją trasę - skoro udało się Wam wrócić, to może i ja miałbym szanse.Niestety, wylatujemy z końcem czerwca - a tam, na południu - szczyt sezonu narciarskiego.Dlatego plan taki:* lecimy do Alice Springs* stamtąd kamperem do Uluru i Kings Canyon* potem na północ, w stronę Darwin* Park Kakadu, Katherine, Litchfield* w Darwin oddajemy kamper i lecimy do Brisbane* na koniec Sydney
:?
@TikTak - zabiłeś mnie tym planem...To MÓJ plan na kolejny pobyt w Australii! Układany z wielką pieczołowitościa i w ogromnym skupieniu. A Ty ot, tak sobie: mam plan
:) Pozdrów żonę - mądra dziewczyna
;)
przeczytałem tę relację po raz 2
:) i jeszcze z pewnością do niej zajrzę.najpierw była po prostu świetną relacją, a teraz stała się również instrukcją obsługi na najważniejszy trip w 2017
:)
trip jest na przełomie 4/5.2017 więc na chwile obecną obserwuję ceny krajówek
;) z racji lądowania w MEL i powrotu z SYD, bez zagłębiania się w temat myślałem wstępnie, o tych 2 miastach, a także Tamsania na 2-3 dni i wypad na Uluru.Wiele, więcej nie zmieszczę podczas krótkiego niestety pobytu.
Tasmania jesienią musi być piękna! I grzyby wtedy są. Na dodatek rydze, których w moich rejonach nie ma. Wybrałabym się na grzyby do Australii
;) http://michaeltequila.com/?p=1746
gosiagosia napisał:Na koniec zadam jeszcze kultowe (dla mnie) pytanie z forum:Zakochałam się w Australii na zabój – CZY KTOŚ JESZCZE/TEŻ TAK MA?
:DMŁA!!!!!!
:D Przeczytałam po raz kolejny, spisałam trasę i będę lobbować resztę ekipy żeby się nie pchać na Wielką Rafę tylko na nurki do Zachodniej Australii- Exmounth. Dużo czasu przed nami, więc mam nadzieję, że uda mi się ich urobić
:mrgreen:
Ja właśnie przeczytałem po raz pierwszy (najlepiej spędzone 45 minut od dawien dawna
:mrgreen: ). Jaka świetna relacja, jakie świetne dziewczyny/kobiety na zdjęciach!
:oops:
:oops:
@ara - takie "zaśmiecanie" to sama przyjemność. Balsam
:D. @kamwad @correos - dziękuję bardzo w imieniu pochwalonych
:D . Wyjątkowo miłe to było
:) @singielka_1976 - no właśnie - nie był to maraton. Takie było założenie - ma być chill. Nie moje oczywiście założenie - reszta wycieczki po maratonie poprzednich dni, kiedy zrywałam ich z łóżek o niehumanitarnych godzinach wymogła na mnie rezygnację z pewnych założeń.
;) Tam (w Coral Bay i Exmouth) wstawaliśmy o przyzwoitych godzinach (np. o 8
:mrgreen: ), leniwe śniadanie, kawka, ciastko, plaża, snurki, jakieś kręcenie się po okolicy... Bez pośpiechu się to wszystko odbywało. Rozłożenie drogi powrotnej na 4 dni też było dobrym pomysłem bo nadal było w przyzwoitym tempie i bez wstawania o 4 rano
:? .Czyli planujesz kolejną wyprawę w te rejony. Ja też. Tylko ciągle mi kłody pod nogi. Deale na ten kierunek pojawiają się teraz jak grzyby po deszczu a ja naprawdę nie mogę się ruszyć na dłużej niż tydzień
:(
Po przeczytaniu relacji wraz z narzeczoną, mam na głowie kolejny problem po za ślubem, planowanie wycieczki do Australii
;) Gratuluję i zazdroszczę przeżytej przygody. Pozdrawiam.
@gosiagosia przeczytałem i jestem na tyle zachwycony, ze zmieniam plany na Australię, choć tutaj trochę decydują bilety lotnicze. Mam jednak pytanie, pisząc o Tasmanii napisałaś, że gdybyś robiła ją kolejny raz to kamperem. A czy WA robiła byś kamperem. Lecimy w dwójkę i tak się zastanawiam czy właśnie nie skrzystać z tej opcji. A lubimy podróżować podobnie jak Ty, czyli na "średnim poziomie".
Przed wyjazdem robiłam bardzo szczegółowe rozeznanie porównując obie opcje. Finansowo było to bardzo zbliżone - nawet na niekorzyść kampera. Pewno, że fun. Australia tak bardzo kojarzy się z kamperem, że na początku w ogóle nie braliśmy innej opcji pod uwagę. Ale potem zaczęłam dokładniejsze analizy i emocje trochę opadły. My byliśmy w piątkę więc perspektywa spędzania czasu w jednym pomieszczeniu (nawet pomimo ciepłych uczuć wzajemnych
:D ) nie była zbyt nęcąca. Po drugie wynajmowane przez nas mieszkania miały wygodną kuchnię co przy wysokich cenach w restauracjach znacznie obniżyło nam koszty pobytu. Śniadania, obiady i kolacje przygotowywaliśmy na ogół we własnym zakresie. Po trzecie : tak naprawdę w WA wcale nie ma tak dużo ofert kempingowych. Na ogół tam, gdzie sa kempingi są tez inne miejsca noclegowe a odległości są tak ogromne, że z powodzeniem można ustalić trasę i wcześniej zabukować spanie. A miedzy miejscami docelowymi jest monotonny krajobraz. Odpowiadając na Twoje pytanie: w Australii Zachodniej nie brałabym kampera. Tasmania to zupełnie coś innego. Wyspa zróżnicowana więc fajnie jest mieć tę mobilność i móc swobodnie decydować o tym ile czasu chcesz w danym miejscu spędzić. Bo idziesz gdzieś i odkrywasz takie miejsca, że zbrodnią jest ich nie spenetrować.
;) A nie możesz, bo gdzieś tam masz jakiś nocleg (jak my). I wkurzasz się (jak my). I obiecujesz sobie, że wrócisz tam kamperem. Jak my
:) A podaż miejsc kempingowych na Tasmanii jest ogromna.
Dziękuję za szczegółową odpowiedź. My póki co zastanawiamy się nad zachodnią,a wschodnią Australią. Widać, że ta wschodnia (byliśmy w Sydney i szerokiej okolicy) jest dużo bardziej rozwinięta, a co chyba za tym idzie tańsza. Nawet dostępność owych kamperów jest większa przez co ceny inne. Ale z drugiej strony WA pociąga w listopadzie dobrą pogodą, tym trochę outbackowym klimatem i totalną pustą. Także... trudny wybór:) Poza tym do wschodniej mamy już jeden bilet w promocji Cebu na szczęście na tyle tani, ze wchodzi w grę rezygnacja z niego.
No cóż - Australia Zachodnia to nie tylko to co ja opisałam. Można ja jeszcze zdobyć poruszając się w odwrotnym kierunku od Perth.Jest Wave Rock.Jest zatoka Cape Le Grand National Park z piękną plażą Lucky Bay. Greens Pool i niedaleki Wiliam Bay National Park.Tree Top Walk - dolina gigantów. Jest fantastyczna podobno wyspa Rottnest tuz obok Perth. No. To tak w skrócie sprzedałam następne swoje marzenie
:)
@gosiagosia mam jeszcze jedno dość ważne pytanie. Często w relacjach z tych rejonów Australii przewija się temat much. Podobno nie dają one żyć i faktycznie stanowią utrapienie. Jednakże są to zwykle relacje z miesięcy luty-marzec. A napisz jak to wyglądało w Waszym terminie.I druga kwestia - ceny. Wiadomo Australia nie należy do tanich państw. Jednak nasz pobyt w południowo-wschodniej części kraju nie wspominam jako zabójczo drogi. Ceny jak w Europie Zachodniej, a czasem nawet taniej. Jak to wygląda po drugiej stronie, bo coś mi się wydaje, że tam ze względu na odseparowanie może być to jednak bardziej zabójcze. Masz porównanie z Tasmanią oraz południem. Jesteś w stanie jakoś się odnieść?
Muchy są naprawdę bardzo uciążliwe. Jeżeli nawet wydaje Ci się, że wiesz jak bardzo to swoje wyobrażenie pomnóż przez pięć
:lol: W czasie kiedy my byliśmy ten problem w zasadzie nas ominął. Oprócz jednego dnia, kiedy byliśmy w podróży i kolejnego w Monkey Mia (opisałam to w relacji) nie mieliśmy tego problemu w ogóle. Odnośnie cen to mam jednak inny odbiór. Europa Zachodnia to dziewięć państw i w każdym, oprócz Holandii, byłam. Zbliżone ceny to może tylko w Szwajcarii
:) Ale masz rację - wszystko zależy od tego gdzie i co kupujesz. Naprawdę najprostszym sposobem przybliżonego liczenia jest 1:1 - czyli w Polsce 1 PLN a w Australii 1 AUD. Natomiast jeżeli chodzi o różnice w cenach pomiędzy stanami to nie zauważyłam, żeby jakoś znacznie od siebie odbiegały. Może na trasie na stacjach benzynowych są znacznie wyższe ale od tego można się spokojnie ustrzec zaopatrując się wcześniej w markecie w niezbędne produkty.
Naprawdę nie sposób było nie zatrzymywać się co chwilę w takim fajnym Zoo. Poza tym to już miejsce, gdzie ziemia jest czerwono-ruda. No i po drodze kilometrami ciągną się tereny całe pokryte termitierami.Exmouth
Mamy wynajęty dom. Jest wygodny, duży - idealny, żeby spędzić tam święta. Ale jeżeli chcesz korzystać z wszystkich atrakcji jakie daje Ci położenie tego miasta – bezwzględnie musisz mieć samochód. Bez niego pobyt tam jest bez sensu.
Dom był na terenie czegoś w rodzaju osiedla domków wypoczynkowych. W Exmouth takich osiedli jest kilkanaście.
Exmouth to niewielkie miasteczko, w większości zabudowane domami wypoczynkowymi. W pobliżu znajduje się stacja amerykańskiej (US Navy) i australijskiej (Royal Australian Navy) marynarki wojennej. Samo miasto powstało całkiem niedawno – około 50 lat temu, głównie jako miejsce dla rodzin personelu. Teraz nie jest już to tak strategiczne miejsce– jest to baza - ale głównie dla turystów. Stamtąd odbywają się połowy na „wielką rybę”, nurkowania głębinowe, wycieczki na pływanie z żółwiami, rekinami i mantami. Miasto słynie też z połowów krewetek, jest portem macierzystym dla największej firmy zajmującej się połowami - MG Kailis. Wielka krewetka jest więc symbolem miasteczka.
No i w niedalekiej okolicy znajduje się piękna Zatoka Turkusowa. Jest w Cape Range National Park i dojeżdża się do niej Yardie Creek Rd. Wjazd do parku jest płatny – 12 $ za samochód. Można też kupić karnet, kosztuje (chyba) 44 $ i jest (chyba) na miesiąc.
Wzdłuż wybrzeża jest sporo miejsc, gdzie można nurkować na rafie Ningaloo. Jest Tulki Beach, Ospray Bay, kamienista Oyster Stacks i wiele innych .Jest nawet Mauritius Beach :D Dojechać samochodem można tylko do Yardie Creek. Można dalej ale trzeba mieć napęd 4WD. My nie mieliśmy.
Nasze ulubione miejsce to Turquoise Bay. Była… WOW :shock:
Sama plaża jest długa i tworzy coś jakby cypel oznaczony jako danger zone. Nasza „baza wypoczynkowa” była dokładnie w miejscu „you are here”.
Ten cypel opływają wody o silnym prądzie. Prąd jest na tyle silny, ze pływając „pod prąd” czujesz się jak na bieżni wodnej :) Czyli płyniesz, płyniesz i stoisz w miejscu. Z drugiej strony, kiedy szliśmy nurkować wchodziliśmy do wody mniej więcej 200 m od naszych ręczników i prąd przez piękne rafy niósł nas swobodnie do cypla. Żadnej pracy rąk i nóg. Inna sprawa, że zatrzymanie w miejscu, na dłuższą obserwacje wymagało ciężkiej pracy tychże.
Łukasz znalazł coś takiego w sieci. W okolicach 45 s do 1,10 widać dokładnie jak ten cypel wygląda a od 3,08 min samolocik filmuje pod wodą. Doczekajcie przynajmniej do 3,50.
http://www.geekweek.pl/aktualnosci/2179 ... o-samolotu
Rafa bogata w kolorowe ryby, płaszczki, udało nam się popływać z żółwiem a nawet z rekinem. Rekin to było moje doświadczenie tuż po pierwszym wsadzeniu głowy pod wodę. Dosłownie w momencie kiedy zanurzyłam się w wodzie w odległości 3,4 metrów przepłynął taki niewielki, może metrowy. Szybko zawołałam resztę. Kiedy zanurzyłam głowę po raz drugi już go nie było. Nie uwierzyli mi chyba, że był bo podsumowali : ta, ta - był... :D Rekiny w zasadzie nie zatrzymują się – muszą cały czas pływać. Wyjątek stanowią miejsca, gdzie prąd jest tak duży, że pozwala na swobodne przepływanie tlenu przez skrzela. Tam mogą sobie postać bez ruchu w jakiś jamach.
W Torquoise Bay po raz pierwszy zobaczyłam z jaką ogromną prędkością startuje wystraszona płaszczka i jak pięknie i majestatycznie poruszają się żółwie na wolności.
Kilka zdjęć.
Tam też zupełnie zawiódł mnie (nas? nie, chyba jednak mnie :oops: ) instynkt samozachowawczy. Płynęliśmy we trójkę: ja , Łukasz i Maciek. Wiadomo jak to jest pod wodą: zobaczysz coś ciekawego – zwołujesz pozostałych. Łukasz zawołał nas ze słowami: tam głęboko jest taka wielka ryba. Podpłynęliśmy. Wielka ryba odpoczywała? spała? żerowała? na dnie do połowy schowana w jamie w rafach. Obserwując ją z góry stwierdziliśmy, że to czarny rekin rafowy. Nie ruszał się. Byłam nieusatysfakcjonowana. Chciałam koniecznie zobaczyć go w całości, próbowałam wiec namówić Łukasza, żeby….złapał go za ogon :oops: :oops: :oops: (pytana potem dlaczego sama go nie złapałam odpowiedziałam od razu i zgodnie z prawdą „bo się bałam”) Łukasz (na szczęście ) stanowczo powiedział: nie ma opcji!! Udało mi się za to namówić Maćka, żeby zszedł niżej i zrobił bliższe zdjęcie. Zrobił (to trzecie) ale nie bardzo mu wyszło, bo zaraz wyskoczył na powierzchnię jak oparzony ze słowami: ON jest ogromny, spadamy stąd!!. I uciekliśmy.
Myślę, że to (z perspektywy czasu – nieodpowiedzialne) zachowanie wynikało z tego, że po jakimś czasie w Australii poczuliśmy się bardzo bezpiecznie. Straszeni przed wyjazdem, z myślą, że tam właściwie strach gdziekolwiek wejść - do wody, lasu, na ścieżki na wzgórzach chodziliśmy zaopatrzeni w ampułkę adrenaliny w strzykawce. Potem zobaczyliśmy, że wcale nie jest tak, że wszystko usiłuje Cię zjeść. Że żyje się normalnie, bez strachu, z zachowaniem zdrowego rozsądku. Czarny rekin rafowy też właściwie nie atakuje ludzi. Właściwie. W zeszłym roku w Torquoise Bay zaatakował jakąś kobietę. Ale wtedy tego nie wiedzi-ałam/eliśmy.
Ograniczę się teraz do relacji zdjęciowej z Exmouth i Cape Range NP. Był to świetnie, leniwie spędzony czas we wspaniałym otoczeniu
- błękitnego nieba
- turkusowego morza
- białego piasku
- zwierząt
i pięknych zachodów słońca
A to Yardie Creek. Gdybyśmy wybrali się tam na początku naszej wyprawy do Australii pewno bylibyśmy zachwyceni. :D
Jedno z moich „must do” to spędzić święta Bożego Narodzenia w tropikalnym klimacie, pod palmami, ze zdjęciami w mikołajowej czapce i płetwach. Zrealizowane.
I odczarowane. Bo w takich warunkach trudno jest poczuć magię świat. Bo przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Bo brakuje świątecznego stołu, rodziny, z którą zawsze spędzamy święta, prezentów pod choinką, kolęd. Wprawdzie wzięłam opłatek, płytę z kolędami ale magii zabrakło. Zabawnie było paradować w stroju kąpielowym i czapce mikołaja, robić z rafy koralowej napisy „wesołych świąt”. No właśnie. Zabawnie. Ale polecam spróbować. I sama też nie mówię „nigdy więcej” :mrgreen:
Australijczycy nie obchodzą Wigilii Bożego Narodzenia, 24 grudnia jest dniem, kiedy wszystko jest otwarte. Na kolację wigilijną wybieramy się do restauracji. Celebrujemy ten dzień jest to więc „prawdziwa” restauracja z obrusami, kelnerami, winem i świecami na stołach. I z bardzo prawdziwym rachunkiem :shock:
Przedtem podjeżdżamy jeszcze do kościoła katolickiego ale drzwi zastajemy zamknięte. Urodzinowe przyjecie Jezusa było rano.
Spóźniliśmy się na tę „imprezę”. Msza jest następnego dnia o 8. 30. Idziemy. Odświętnie ubrani, my sukienki, chłopaki długie spodnie i koszule. Nie pasujemy do reszty towarzystwa w krótkich spodenkach, klapkach. Brakuje im tylko kół dmuchanych założonych na szyję :lol: Ale w tym klimacie jakoś to nie razi. Wchodzi ksiądz – wygląda i mówi po angielsku jak Polak. Po mszy ksiądz wychodzi przed kościół i żegna się z wiernymi. Kiedy podchodzimy do niego mówi „Merry Christmas” „Wesołych Świąt” odpowiada Maciek. Bardzo się ksiądz ucieszył: „Wiedziałem! Jak tylko was zobaczyłem, wiedziałem, ze jesteście Polakami” :)
W pierwszy dzień świąt na kolację robimy „barbie”: rewelacyjna, wspomniana już wcześniej wołowina, jakieś kotleciki z posiekanego mięsa i… steki z kangura. Do tego pyszne owoce i piekielnie drogie warzywa ;) Mięso kangurze kupujemy już przyprawione bo nie bardzo wiemy jakie przyprawy do niego pasują. Każdy (oprócz Majki, która kategorycznie zaprotestowała przeciwko takiemu barbarzyństwu) próbuje pierwszy kęs. Daga krzywi się i mówi: „nie smakuje mi, jakieś takie słodkawe, smakuje jak ludzkie” (ciekawe skąd wie??? :mrgreen: ) Ale fakt, jakieś słodkie to mięso było. I to był koniec degustacji. Nikt już nie tknął ani kawałka. Nam w każdym razie kangurze mięso nie smakuje.PODRÓŻ POWROTNA
27 grudnia opuszczamy Exmouth i wyruszamy w naszą podróż powrotną. Droga daleka . Po drodze termitierowe pola.
Jest gorąco.
Coraz goręcej ;)
Wyruszyliśmy wcześnie rano bo nastawiamy się na „zatrzymanki” po drodze w ciekawych miejscach. Nic nam z tego nie wychodzi. Powód jest prozaiczny i obrzydliwy. Plaga much. Czytałam o tym, ale nie zdawałam sobie sprawy, że jest to tak uciążliwe. Właściwie eliminuje możliwość wyjścia z samochodu. Muchy są bardzo natarczywe – wchodzą do buzi, nosa, oczu, uszu. Są ich setki i nie dają się odgonić! Znikają dopiero po zachodzie słońca a pojawiają się tuż po wschodzie. Przez głupie muchy nie mogliśmy nacieszyć się piękną Shell Beach – poszliśmy i uciekliśmy bo zatrzymanie się choćby na minutę powodowało nową inwazję. Nawet zdjęcia nie zrobiliśmy :x .
Nasz przystanek na nocleg to Monkey Mia Dolphin Resort. Miejscowość leży na terenie Parku Narodowego Zatoki Rekina. Turystów przyciąga tam możliwość przyglądania się karmieniu delfinów butlonosych, które codziennie rano podpływają do plaży na bardzo płytkiej wodzie.
Delfinów nie można dotykać. Co powiem na ten temat? No cóż – bardzo to skomercjalizowane. Nie uważam, że jak nie wezmę zwierzęcia na ręce, nie pogłaskam, nie zrobię selfie to taki tylko wizualny kontakt nie ma dla mnie sensu. Wręcz przeciwnie. Szanuję dzikość zwierząt i jak wspominałam wcześniej - nie lubię ZOO w żadnej postaci. Nie pcham się z łapami tam gdzie mnie nie chcą :) . Ale tam? Tłum ludzi (łącznie z nami), który tuż przed ósmą rano dziarsko maszeruje do plaży najpierw wyganiany „za barierkę”. Potem na komendę ten tłum ludzi jest ustawiany w szeregu nad brzegiem przez rangerkę, która chodzi wzdłuż niego patrząc czy ktoś czasem nie przekracza wytyczonej niewidzialnej linii. Potem do morza wchodzą dwie, trzy osoby z obsługi z wiaderkami. W wiaderkach po 3 ryby. Patrzą uważnie na tłum i wybierają kogoś do podania ryby. Może odzwyczaiłam się w Australii od tłumów, może odzwyczaiłam się od „nie wolno” . Nie chciałam dotykać – wiedziałam, że nie wolno. Ale myślałam, że będę mogła wejść do wody po kolana a delfiny będą przepływać w pobliżu. Tak było kiedyś i to się zmieniło. Liczyłam na bliskie spotkanie trzeciego stopnia – skończyło się na pierwszym :roll:
Jako, że ta atrakcja wymaga nadłożenia dodatkowych 300 km - bo z drogi głównej do Monkey Mia jest 150 km, jako, że pobyt w Dolphin Resort jest drogi (jakość/cena) plus dodatkowo płatny wjazd na teren parku 8,5 $/os. – myślę, że ten element podróży spokojnie mogliśmy ominąć.
Większą atrakcją dla nas okazały się pelikany australijskie. Piękne, wielkie ptaki, kompletnie nie bały się ludzi można im się było przyglądać z odległości 1,5 metra.
To dzikie stworzenia, więc też nie wolno ich dotykać. Zresztą nie pozwalają na to – syczą. Ale jak mu się chciało pić to czekał żebym odkręciła kran :lol:
Na terenie resortu jest też mnóstwo emu. Te tutaj są nachalne i nie czułam się komfortowo w ich obecności. To wielkie ptaki z dziobem na wysokości ludzkich oczu i trudno je przegonić, kiedy chcą sprawdzić czy nie masz czegoś co mogłyby zjeść. Buszują głównie w miejscach, gdzie ludzie przyrządzają jedzenie lub jedzą posiłek. Bezczelnie wsadzają te swoje małe łebki do bagażników w poszukiwaniu jedzenia.
Około 11 jedziemy w dalszą drogę. Naszym celem jest Kalbarri National Park. Po drodze często widzimy małe tornada piaskowe. Zdjęcie bardzo słabe bo z jadącego samochodu.