0
Chris Peen 30 marca 2023 20:21
Dzień 0

Genezy tego wyjazdu należy poszukiwać w pasji Najlepszego Syna, który od najmłodszych lat jest absolutnym fanem Parków rozrywki i Aquaparków :D .

Głównym organizatorem, towarzyszem, ale też sponsorem tych eskapad jestem Ja, aczkolwiek bez bicia muszę zdradzić, że moje serce, a zwłaszcza moja głowa tej pasji nie podzielają :| :roll: . Co więcej, im jestem starszy tym dostrzegam, co raz większy rozdźwięk pomiędzy pragnieniami i oczekiwaniami Najlepszego Syna, a moimi możliwościami zdrowotnymi… :oops:

Anyway, w ciągu ostatnich 10 lat odwiedziliśmy zdecydowaną większość tego typu przybytków w Polsce, wiele w różnych krajach Europy, a i na świecie byliśmy tu i tam. Także podczas naszych dwóch poprzednich wizyt w ZEA udało nam się odwiedzić znany Aquapark w Dubaju – Wild Wadi, a także dwa klasyki z Abu Dhabi, czyli Yas Waterworld oraz słynny Ferrari World :!: . W tym ostatnim zaliczyliśmy notabene klasyczny falstart, albowiem ze względu na ówczesny niedowzrost Najlepszego Syna, nie mogliśmy pojechać najszybszym rollercoasterem świata – Formula Rossa i pewnie będziemy musieli kiedyś wizytę w tym Parku powtórzyć ;) . Tym razem w planach mieliśmy największy (podobno) Aquapark świata, czyli położony w Dubaju – Aquaventure oraz położony w tym samym mieście Park rozrywki Motiongate.

Aby nie mieć pustych przebiegów :D , zawsze przy okazji tego typu wyjazdów z Najlepszym Synem, staram się zorganizować jakąś podróżniczą lewiznę dla siebie ;) . I tak, pozostając przy regionie bliskowschodnim, podczas naszej ostatniej wizyty w ZEA odwiedziliśmy także Kuwejt. No więc, nie powinno być bardzo zaskakującym, iż tym razem w plan naszej wyprawy wplotłem pobyt w nieznanym mi jeszcze Bahrajnie :) .

Za bilety WizzAirem z Krakowa do Abu Dhabi zapłaciliśmy po 714,00 zł (czasami bilety są tańsze, ale byliśmy ograniczeni terminem ferii zimowych), a za bilety także WizzAirem z Abu Dhabi do Bahrajnu zapłaciliśmy po 362,00 zł. Jeszcze tylko, przylotniskowy parking za 80,00 zł, ubezpieczenie za 78,00 zł i proszę – jesteśmy gotowi!Dzień 1

To miłe ze strony WizzAira, że swojego lotu z Krakowa do Abu Dhabi nie zaplanował na godzinę 6 rano… Od lat prześladuje mnie „poranna fala odlotów” z KRK i KTW… Lot o 6, czyli na lotnisku wypadałoby być około 4, czyli z domu trzeba wyjechać o 3, czyli trzeba wstać przed 2, czyli z mojej perspektywy – lepiej się w ogóle nie kłaść… :shock: :oops:

A tu, proszę, lot o 8.20… no, do 4 to ja mogę trochę podrzemać… :)

Sam lot bez większej historii. Pięć godzin WizzAirem to sporo, ale bez przesady. Da się wytrzymać, w końcu lecimy na wakacje :D .

W ZEA lądujemy przed 16 i od razu dostajemy to po co przylecieliśmy – słońce i ponad 20 stopni :!: . Nie możemy się doczekać, aby opuścić lotnisko, ale napotykamy niespodziewany problem w postaci mojego wysłużonego paszportu. Najlepszy Syn już dawno przeszedł bramkę imigracyjną, a ja ugrzęzłem na dobre… Najpierw próbuję kilka razy przejść bramkę elektroniczną, ale gdy się to nie powodzi uderzam do okienka z miłym oficerem. Po chwili okazuje się, że Pan oficer nie jest taki miły, albowiem każe mi stanąć z boku i gdzieś dzwoni :roll: . Po chwili przychodzi dwóch starszych Panów po cywilu, którzy z namaszczeniem zaczynają analizować kolejne wpisy w moim paszporcie, a także sprawdzać coś w systemie komputerowym. Eee... Próbowałem się delikatnie dowiedzieć czy jest jakiś problem, ale zostałem całkowicie zignorowany. No, super zaczynają się nasze wakacje :roll: . Najlepszy Syn w stresie, ja w jeszcze większym... Cały nasz samolot już dawno przeszedł, a My stoimy, jak te ciołki. W końcu po prawie pół godziny dwaj starsi Panowie odeszli, a oficer znowu stał się miły i bez słowa, ale z uśmiechem, oddał mi paszport. O co chodziło? Nie mam zielonego pojęcia… :| :?

Z lotniska w Abu Dhabi można się bez problemu dostać komunikacją publiczną do centrum miasta, ale także bezpośrednio do Dubaju. Autobusy odjeżdżają co godzinę, a bilet kosztuje 35 AED (40,00 zł) od osoby. Autobus jedzie około 1,5 h i dojeżdża na dworzec autobusowy w Dubaju położony obok stacji metra Ibn Battuta. Tam możemy przesiąść się do metra i ruszyć do swojego hotelu.

My, korzystając z uprzejmości mojego przyjaciela (i punktów zebranych przez niego w programie lojalnościowym) pierwszą noc śpimy na wypasie w Hyatt Place Dubai Wasl District :D . Hotel jest położony w starej części Dubaju – w dzielnicy Deira. Ze stacji Ibn Battuta jedziemy tam metrem ponad godzinę :oops: i dojeżdżamy do hotelu już po zmroku. Najlepszy Syn, mocno zestresowany sytuacją na lotnisku i wizją odwiedzania mnie przez najbliższe 17 lat w emirackim więzieniu, nie ma zamiaru się już nigdzie z pokoju ruszać. Ja wręcz przeciwnie, muszę wyjść, rozprostować nogi, zaciągnąć się powietrzem, cieszyć się, że znowu się udało, że jest styczeń, w Polsce szaro, buro, a My tu… :P

Deira to dzielnica zamieszkała prawie w całości przez zarobkowych emigrantów, głównie z Azji i Afryki. To nieprawdopodobny tygiel ras, religii, narodowości… tu iracki sklep, tam omańska restauracja, kolorowe szyldy, zapachy, dźwięki… Nasze europejskie lęki przed imigrantami, których ilość w niektórych krajach UE dochodzi do 10 % ogółu populacji… A co mają powiedzieć Emiratczycy, którzy we własnym kraju mają sytuację dokładnie odwrotną i stanowią właśnie zaledwie około 10 % liczby mieszkańców :| ? To naprawdę nieprawdopodobne, ale 90 % mieszkańców ZEA to obcokrajowcy... ;)

Dzień pełen wrażeń, zasypiamy zanim pomyślimy, że jutro czeka nas kolejny piękny i ciekawy dzień.Dzień 2

Jak najlepiej rozpocząć wakacyjny dzień? Wiadomo – śniadanie i hotelowy basen :!: .

To pierwsze poszło z oporami. Jak się okazało, w naszym hotelu była jakaś totalna nadwyżka gości hotelowych w stosunku do miejsc w sali śniadaniowej. Kręciliśmy się z 10 minut próbując znaleźć jakiś wolny stolik, aż w końcu dosiedliśmy się do jakichś rozochoconych fit dziewczyn z Europy, które po zjedzeniu swoich sałatek i musli blokowały stolik, zabawiając się swoimi telefonami :roll: . Widocznie nie okazaliśmy się z Najlepszym Synem interesującymi zawodnikami :oops: , bo dziewczyny zaraz się zmyły, ale My mogliśmy przynajmniej spokojnie zjeść :D .

W przeciwieństwie do zapchanej po sufit stołówki, w basenie pluskały się tylko dwa małe berbecie, pod czujnym okiem rozpartego na leżaku, taty. Od razu zacząłem moją ulubioną grę – z jakiego kraju jesteś nieznany człowieku :?: Szeroka twarz, wysokie czoło, lekko skośne oczy, spory brzuch i mocno przyciasne, zielone kąpielówki. Uzbek? Kazach? Zagadałem – Tadżyk! Mój basenowy towarzysz najpierw był mocno spięty, ale jak usłyszał, skąd jestem to się wyraźnie rozchmurzył. Dalej rozmowa poszła już gładko. Jak się okazało Igor jest muzykiem (podobno w swoim kraju bardzo znanym) i gra w Narodowym Teatrze. Tam zarabia niewiele, ale dorabia różnymi muzycznymi fuchami… i handlem samochodami, które sprowadza z Niemiec, ale często przez Polskę (stąd Jego atencja dla naszego kraju) :) .

Fajnie się gadało, ale trzeba się było zbierać, bo zbliżał się check – out.

Tak jak mąż Jolki, Jolki wielbił „porządek i pełne szkło”, tak Najlepszy Syn wielbi Parki rozrywki, Aquaparki i… fajne hotele :? . Zawsze jak jeździmy, gdzieś razem to staram się, abyśmy zanocowali w jakimś nowym dla nas sieciowym hotelu. Tym razem padło na hiltonowego Curio, który nie dosyć, że rzadko gdzie występuje, to jeszcze jest zazwyczaj bardzo drogi. W Dubaju, generalnie hotele są bardzo drogie, więc cena za Curio 407 AED (486 zł) nie za bardzo odbiegała od średniej :roll: .

Nasz Al Seef Heritage Hotel Dubai, Curio Collection by Hilton (nazwa - szacunek :lol: ) jest położony nad zatoką Dubai Creek w nowo powstałym „Starym Mieście”. Na przestrzeni kilkuset metrów jest odtwarzana (budowana od nowa?) cała dzielnica nawiązująca do starego, arabskiego miasta z białymi budynkami, placykami, targowiskiem, a ponadto tutaj na chodniku od niechcenia położona kotwica, tutaj designerskie wielkie wazy, a tam wymyślne sznury i sieci rybackie. Wygląda to tyle ładnie, co sztucznie i irytująco :roll: .

No, ale co z naszym Curio? No, cóż… Najlepszy Syn był wyraźnie rozczarowany. On ceni nowoczesność, a nie stylowy vintage z betonowymi posadzkami i dziwnymi urządzeniami w stylu stacjonarnego telefonu :shock: .

Ponieważ ten dzień mieliśmy przeznaczony na odpoczynek, więc nie pozostało nam nic innego jak znowu iść na basen. Wprawdzie nasz Curio basenu nie miał, ale dla chętnych udostępniał możliwość skorzystania z basenu, z także należącego do sieci Hilton – Canopy by Hilton Dubai Al Seef. My oczywiście zgłosiliśmy swój akces w recepcji naszego hotelu i już po chwili gnaliśmy hotelowym meleksem do oddalonego o 1,2 km Canopy. Następne kilka godzin pławiliśmy się w basenie i podziwialiśmy niesamowite widoki na Dubai Creek i okoliczne wieżowce.

Fajny, relaksacyjny dzień :D .Dzień 3

Aby w Dubaju coś zobaczyć i przy okazji nie zbankrutować, należy wcześniej planować i liczyć się z pewnymi niedogodnościami :? . Gdy analizowałem możliwości dojazdu do Parku rozrywki Motiongate zazwyczaj spotykałem się z opiniami, że „najlepiej dojechać taksówką”. Dubaj ma bardzo wygodne i relatywnie tanie metro, które jednak ma jedną zasadniczą wadę – ma mocno ograniczony zasięg. Do miejsc położonych wzdłuż wybrzeża oraz w starych dzielnicach Dubaju możemy łatwo i szybko dojechać, natomiast do miejsc oddalonych od linii metra faktycznie „najlepiej dojechać taksówką” :roll: .

No więc, jak na wakacje przystało, zrywamy się już o 7. Najlepszy Syn nie jest pocieszony takim obrotem sprawy, ale już się przyzwyczaił, że tata nie lubi na wyjazdach chodzić na łatwiznę ;) .

Nasz Curio, jak się okazało, nie tylko miał poza swoją siedzibą basen, ale także restaurację serwującą śniadanie. Na szczęście nie było to zbyt daleko, a samo śniadanie to już absolutny sztos. Wybór dań i przekąsek ogromny. Szkoda, że się spieszyliśmy, bo spokojnie można by tam z godzinkę posiedzieć.

My jednak robimy szybki check – out i idziemy z plecakami na metro, aby po pół godzinie wysiąść na stacji Dubai Internet City. Dlaczego właśnie tam? Ano, bo tam, za resztę moich ciułanych w programie IHG punktów, zarezerwowałem dwie noce w oddalonym od metra o 800 metrów hotelu Holiday Inn Express Dubai – Internet City. Po dojściu do hotelu okazało się, że nasz pokój jeszcze nie jest przygotowany, co nie było niczym dziwnym, skoro była godzina 8.30 rano. Ok, tego się w sumie spodziewałem, ale nie spodziewałem się, że może być jakikolwiek problem z zostawieniem naszych bagaży :| . Tzn. formalnie, problemu nie było, ale w praktyce okazało się, że najpierw musimy się zameldować, no a nie mogliśmy tego zrobić, bo nasz pokój nie był jeszcze gotowy… :roll: Zrobiło się trochę zamieszania, bo zacząłem okazywać oznaki zniecierpliwienia wywołane upływającym czasem. W końcu, ktoś to wreszcie ogarnął i mogliśmy zostawić plecaki i z powrotem pognać do metra. Stamtąd kolejne pół godziny jechaliśmy do stacji Ibn Battuta, na której znajduje się oprócz kolejnego wielkiego malla – mały dworzec autobusowy. No i właśnie stamtąd raz na godzinę odjeżdża autobus do Parku rozrywki Motiongate, a za bilet płaci się tylko 5 AED (5,70 zł). No to jesteśmy w domu :!: .

Tak jak już pisałem, od lat jeździmy z Najlepszym Synem po różnych Parkach rozrywki i w tym czasie odwiedziliśmy ich kilkadziesiąt. Nigdy jednak nie byliśmy jeszcze w Parku tematycznym, zdominowanym przez tematykę filmową. Park podzielony jest na kilka krain, z których każda odpowiada za któreś studio filmowe. A tam już różnego rodzaju atrakcje związane z postaciami ze Shreka, Kung Fu Pandy, Madagascaru i innych.

Jakie wrażenia? Najlepszy Syn był zadowolony, a wiadomo, że byliśmy tam dla niego :P . Na pewno fajnie, coś takiego chociaż raz zobaczyć. Część atrakcji jest na powietrzu, ale większość w wielkich halach, w których jest bardzo kolorowo i klimatycznie. Nie zmienia to jednak faktu, że Park przewidziany jest raczej dla młodszych dzieci… :? To jest zresztą symptomatyczne w krajach wschodnich i spotkaliśmy się już z tym wiele razy. W różnych miejscach jest sporo atrakcji dla dzieci, ale nie ma zbyt wiele dla nastolatków. Wynika to z oczywistych różnic kulturowych czy religijnych. Nasi nastolatkowie to w tych krajach już po prostu… młodzi mężczyźni, którzy mają inne obowiązki, niż zbijanie bąków w Parkach rozrywki :shock: :D .

Ponieważ przy okazji tych wszystkich naszych wyjazdów stałem się mimowolnie ekspertem w dziedzinie Parków rozrywki to mogę jeszcze napisać kilka moich uwag. Po pierwsze Park jest bardzo drogi – bilet kosztuje aż 295 AED (337 zł) :oops: , co biorąc pod uwagę liczbę i jakość atrakcji jest absolutną przesadą (nawet biorąc pod uwagę cenowe standardy Dubaju). Dodatkowo trzeba dodać, że do Parku teoretycznie nie można wnosić swojego jedzenia i picia (na szczęście nie jest to specjalnie przestrzegane), a ceny w Parku są wręcz kuriozalne np. 1,5 l woda za… 30 AED (34 zł) :twisted: . My oczywiście mieliśmy ze sobą swój żywnościowy stuff, ale napotkana rodzina z Polski mocno przeklinała ceny. Po drugie kilka atrakcji w ogóle nie działało. To oczywiście zdarza się wszędzie, ale zazwyczaj ma to jakieś sensowne wytłumaczenie (np. konieczność konserwacji czy warunki pogodowe). Często informacje o tym są zresztą zamieszczane na stronie internetowej lub przed wejściem do Parku. Tu żadnych informacji nie było, a na moje pytania, co do przyczyn nie działania jakichś atrakcji – personel szeroko rozkładał ręce :o . Po trzecie, no właśnie – personel. W Parku praktycznie wszyscy pracownicy to imigranci zarobkowi z Azji i Afryki, którzy byli bardzo mili i przyjaźnie nastawieni, ale których zaangażowanie w pracę i moc sprawcza były bardzo mizerne :roll: . Np. gdy próbowałem się dowiedzieć skąd odjeżdża autobus do Ibn Battuta nikt nie umiał mi wskazać z troską wyjaśniając, że „najlepiej dojechać taksówką” :D :roll: .

Ostatecznie udało nam się znaleźć przystanek i wróciliśmy do naszego hotelu autobusem i później metrem, a wieczorem szybko położyliśmy się spać, bo przecież następnego dnia czekały nas kolejne atrakcje :!: .Dzień 4

Najlepszy Syn nie ma większego problemu z tym, aby spóźnić się do szkoły czy na spotkanie ze swoim tatą… ale spóźnienie na otwarcie Parku rozrywki lub aquaparku? Co to, to nie… :roll: No więc, znowu wstajemy o 7 rano. Niezłe sobie ferie zorganizowaliśmy… :|

Szybkie hotelowe śniadanie i dwu kilometrowy spacer na stację Palm Gateway naziemnej kolejki Monorail. Za bilety w dwie strony kupione przez internet zapłaciliśmy po 30 AED (33,90 zł). Przejazd kolejką to atrakcja sama w sobie. Niespełna 6 km trasę, kolejka pokonuje w kilkanaście minut, zatrzymując się po drodze na 3 stacjach, z których najpopularniejszą jest Nakheel Mall. Oprócz kolejnej wielkiej galerii handlowej mamy tam bowiem jedną z nowszych atrakcji, czyli położony na wysokości 240 metrów punkt widokowy The View At The Palm. Najlepszy Syn miał nawet pomysł, że może wracając do hotelu moglibyśmy tam „podjechać”, ale mając na względzie cenę tej atrakcji (najtańsze wejście po 100 AED) oraz fakt, że za wstęp do Atlantis Aquaventure bulimy po 340 AED (384,20 zł), musiałem odmówić :oops: ;) .

No ok, tymczasem dojeżdżamy do ostatniej stacji Atlantis, gdzie znajduje się podobno największy i najlepszy aquapark na świecie. Na dzień dobry, mój prawie każdorazowy stres w tego typu miejscach, czyli przemycenie na teren aquaparku własnego picia i jedzenia, które to działanie jest teoretycznie zabronione :evil: . Jako stały odwiedzacz tego typu przybytków, mogę zresztą napisać, że jest to najbardziej wkurzający, niesprawiedliwy, a przede wszystkim kompletnie niczym nie uzasadniony (poza oczywistym dodatkowym zarobkiem dla Parku rozrywki czy aquaparku) zakaz :x . Nasz czarnoskóry kontroler udaje, że nie zauważa pochowanych w plecaku kanapek i innych snacków, ale trudno „nie zauważyć” dwóch 1,5 litrowych butelek z wodą. Cicho sygnalizuje, że do aquaparku nie można wnosić własnego picia, a ja równie cicho odpowiadam, że chyba nie wylejemy na tej sztucznej, piaskowej wyspie tak o, 3 litrów wody? Żeby mu ulżyć dopowiadam, że woda jest dla dziecka, co go przekonuje, bo już bez słowa nas przepuszcza :) .

No dobrze, ja tu się złoszczę na ceny (mogę tu jeszcze dorzucić, że już w aquaparku możemy sobie kupić wodę za 30 AED lub lody za 45 AED :shock: ;) ) i inne ograniczenia, a przecież jesteśmy w słynnym aquaparku Aquaventure, szybko się przebieramy i ciśniemy na zjeżdżalnie. O ile dzień wcześniej w Parku rozrywki Motiongate przeważali Azjaci ze szczególnym uwzględnieniem Hindusów i Pakistańczyków, o tyle w Aquaventure zdecydowanie królowali Europejczycy, ze szczególnym uwzględnieniem Rosjan :| .

Aquaventure jest faktycznie bardzo duży, ale jednak trzeba mieć na względzie, że tą wielkość napędzają także liczne leżakowiska, place zabaw czy plaża. Typowe atrakcje wodne, czyli zjeżdżalnie ulokowane są prawie w całości na trzech wieżach o faktycznie imponujących rozmiarach. Zjeżdżalni jest dużo i są urozmaicone, więc jest co robić.

O ile do rollercoasterów już od pewnego czasu nawet nie podchodzę (zawroty głowy i inne), o tyle w Aquaparkach mogę się jeszcze trochę powygłupiać. Aczkolwiek po dwóch godzinach też już mam dosyć i ostatecznie ląduję w cieniu, przy stoliku, rozkoszując się piękną pogodą i czytając zaległe gazety. Obok mnie, co chwila przechadzają się młodzi mężczyźni dumnie prężący swoje klaty oraz młode kobiety dumnie testujące granicę, między strojem kąpielowym, a kilkoma skrawkami materiału, które mają na sobie, uchodzącymi w pewnych kręgach również za „strój kąpielowy”. Ech, młodość… :lol: ;)

Najlepszy Syn (jak zwykle) walczył do krwi ostatniej, więc wychodzimy na samym końcu. Potem jeszcze powrotny przejazd Monorail i końcowy spacer do hotelu.

Najlepszy Syn jest rozgoryczony, że główne (z jego perspektywy) atrakcje wyjazdu już się skończyły, ja go pocieszam, ale też w duchu się uśmiecham. W końcu główne (z mojej perspektywy) atrakcje wyjazdu, dopiero przed nami :D .Dzień 5

Wreszcie się wysypiamy. W końcu dzisiejsza, jedyna terminowa aktywność (lot do Bahrajnu) jest zaplanowana dopiero na wieczór. Spokojnie jemy śniadanie, pakujemy się i robimy check – out. Plecaki zostawiamy w hotelu i idziemy do metra.

Postanawiamy, że te kilka wolnych godzin spędzimy w słynnej galerii Dubai Mall. Pamiętam, że gdy byliśmy tam po raz pierwszy, kilka lat temu to zrobiła na nas wielkie wrażenie :!: . Jej wielkość, te wszystkie ekskluzywne sklepy, no i to gigantyczne akwarium... :roll: Ale i tak prawdziwym sztosem nie jest przecież galeria (nawet tak gigantyczna), lecz znajdujący się tuż obok Burj Khalifa, czyli najwyższy budynek świata... :) Sprawnie, więc przemykamy obok tych wszystkich abstrakcyjnych (dla większości śmiertelników) sklepów i wychodzimy na zewnątrz. No i jest... wyzwanie rzucone prawom fizyki, opus magnum inżynierii budowlanej i perła architektury przyszłości w jednym :idea: . Poprzednim razem byliśmy na tarasie widokowym ulokowanym na 124 piętrze. Tym razem, zadowalamy się podziwianiem budynku z dołu. Najlepszy Syn po raz kolejny deklaruje, że Dubaj to jego ulubione miasto świata, a ja tym razem daruję Mu wykład o wykorzystywaniu przez Emiratczyków mieszkańców biednych azjatyckich krajów przy budowaniu tych wszystkich niesamowitych budynków :roll: .

No ok, ale tymczasem musimy się zbierać. Wracamy metrem do naszego hotelu, odbieramy plecaki i znowu ciśniemy na metro. Jedziemy do stacji Ibn Battuta, skąd odjeżdżają bezpośrednie autobusy na lotnisko w Abu Dhabi za 35 AED (40 zł). Tam przekonujemy się czym jest dobrodziejstwo automatycznej odprawy. Pomimo tego, że mamy tylko bagaż podręczny, musimy przejść normalną procedurę :shock: . Widać, że emiracka odnoga WizzAira dopiero raczkuje, bo na lotnisku nie ma nawet własnej obsługi, lecz korzysta z pracowników Etihad. Strasznie to się wszystko ślimaczy... Sterczymy w kolejce ponad 40 min, ale w końcu dostajemy upragnione karty boardingowe i możemy przejść przez ochronę :D .

Nasz samolot spóźnia się ponad pół godziny, ale w końcu ładujemy się do środka. Przyzwyczajeni do wypełnienia samolotów WizzAira „po sufit”, że zdumieniem konstatujemy, że w bolidzie jest maksymalnie... 40 pasażerów... :o Wygląda to dosyć dziwacznie, zwłaszcza, że lecimy 239 osobowym Airbusem 321... No, ale to już nie nasze zmartwienie :roll: .

Lot trwa tylko 50 minut i już lądujemy w Bahrajnie. Procedury wjazdowe są naprawdę proste i sprowadzają się do wykupienia wizy za 5 BHD (57 zł) od osoby (można płacić kartą). Po kilkunastu minutach już jesteśmy przed lotniskiem i czekamy na autobus miejski jadący do stolicy kraju – Manamy. Za przejazd płacimy po 300 filsów (3,42 zł). Jak się okazuje, nawet kilkaset km na północ wystarczy, aby temperatura była wyraźnie chłodniejsza niż w ZEA, bo idąc kilkaset metrów od przystanku do naszego hotelu Ibis Styles Manama Diplomatic Area trochę marzniemy :D . W hotelu dostajemy upgrade do apartamentu, co jest przyjemnym zakończeniem tego ciekawego dnia. Czas na kolację i sen :) .Dzień 6

Wstajemy rano, zwarci i gotowi. No, powiedzmy niektórzy z nas... :roll: Najlepszy Syn jest od rana dosyć zmęczony... :oops: Idziemy na śniadanie, które jest serwowane na najwyższym piętrze naszego hotelu. Od rana piękne słońce, a z hotelowej restauracji widok na Manamę. Mogliby jednak kiedyś te okna umyć... :|

Najlepszy Syn po śniadaniu jest jeszcze bardziej zmęczony niż przed i sugeruje, że w sumie to mógłby popilnować pokoju (zakładam, że z tabletem w ręku), gdy ja będę zwiedzał... Ech, ta młodzież. Ja tu nagrzany – nowy kraj, Bahrajn, wakacje, a Ten chce leżeć w pokoju... :? No dobra, zostawiam marudera w hotelu i sam ruszam w miasto.

Postanawiam pojechać do Bahrain Fort, reklamowanego jako jedną z głównych miejscowych atrakcji. Ok, na mapie nie wygląda to źle – 10 km z hotelu, jest autobus miejski (bilet kosztuje 300 filsów, czyli równowartość 3,42 zł). No tak, ale na autobus czekam chyba z pół godziny, a on sam wlecze się niemiłosiernie, przede wszystkim przez gigantyczne korki w centrum stolicy… Dojazd do fortu zajął mi 1,5 h, więc w sumie mogłem pójść na piechotę i na to samo by wyszło… :cry:

Wejście do fortu jest bezpłatne i spotykam tam sporo turystów, aczkolwiek raczej zorganizowanych. Sam fort jest dosyć duży i ładnie zachowany, ale daleko mu do fortów np. pobliskiego Omanu. Ponieważ nie chce mi się czekać na autobus, a potem wlec się nim przez te zatłoczone ulice, postanawiam wrócić na piechotę. Jest to też okazja, aby trochę przyjrzeć się ludziom i miastu. Manama to taka… mocno uboga wersja Abu Dhabi czy Dubaju :) . Też wszędzie wieżowce, wielopasmowe autostrady i imigranci z Indii czy Pakistanu. To jednak nie ta skala, nie ten rozmach i nie te pieniądze… ;) Na plus Bahrajnowi można natomiast zaliczyć to, że w przeciwieństwie do dużych miast ZEA – tutaj Bahrajńczyków można spotkać nie tylko w drogich galeriach handlowych, ale także po prostu na ulicach :!: .

Po powrocie do hotelu okazało się, że Najlepszy Syn już zgłodniał i jest zdziwiony, że po tym jak właśnie przeszedłem na piechotę 10 km, mam ochotę trochę odpocząć :roll: .

Na szczęście z naszego hotelu do dzielnicy targowej jest zaledwie kilkaset metrów, więc jeszcze udaje mi się tam jakoś doczłapać. Znajdujemy fajną knajpkę serwującą azjatycki street food i zamawiamy po wegetariańskiej zupie. Potem kręcimy się jeszcze trochę po okolicy, podziwiając chyba najbardziej znany budynek z Bahrajnu – Bahrain World Trade Center.

Do hotelu wracamy już po ciemku. Jestem wykończony, ale zadowolony. Nowe państwo, nowe miasto – uwielbiam to :D !Dzień 7

Rano powtarza się sytuacja z dnia poprzedniego. Najlepszy Syn nie ma siły na chodzenie ze mną po mieście (argumentacja – ma ferie, chce wreszcie odpocząć, lubi nowoczesne miasta, ale takie jak Dubaj czy Singapur, a nie takie jak Manama), a ja nie mam siły na przekonywanie Go, że nie wie co traci… No więc znowu się rozdzielamy. Najlepszy Syn zostaje pilnować pokoju, a ja ruszam na miasto.

Tym razem od razu uderzam w stronę AlFateh Grand Mosque, czyli największego i najbardziej znanego meczetu w Bahrajnie. Pomny doświadczeń dnia poprzedniego w poruszaniu się komunikacją miejską, postanawiam pójść na piechotę zwłaszcza, że z hotelu to tylko 3 km. Jest luty, a ja zamiast zbawiać świat swoim jestestwem w smutnej, zimowej Polsce, raźno sobie spaceruję słoneczną i ciepłą Manamą… Czy życie nie potrafi być piękne :D ? A przynajmniej czasami :roll: ?

Meczet widać z daleka, bo faktycznie jest wielki, a przy okazji bardzo ładny. Robię zdjęcia, gdy słyszę, że ktoś mnie woła. Policja :!: ! Ocho, będą kłopoty :? ? Podchodzę do zaparkowanego z boku samochodu, w którym siedzi dwóch młodych policjantów. Nie wyglądają groźnie, a wręcz przeciwnie. Chyba im się trochę nudzi, bo pytają z zaciekawieniem - Skąd jesteś? Co robisz? Gdzie masz samochód? No więc ja też grzecznie odpowiadam – z Polski, zwiedzam, w domu. Policjanci dopytują – nie masz tu samochodu? To jak się poruszasz? Pokazuję, że mam dwie nogi… strasznie ich to bawi :o ;) . No tak, Arabowie z krajów Zatoki Perskiej raczej nie zwykli nigdzie chodzić na piechotę… Pamiętam jak kilkanaście lat wcześniej, zwiedziłem cały Oman przemieszczając się tylko i wyłącznie autostopem. Zazwyczaj zatrzymywał się pierwszy przejeżdżający samochód, a miejscowi też zazwyczaj pytali ze zdziwieniem – Gdzie jest Twój samochód ;) ?

Po obejrzeniu meczetu miałem jeszcze trochę czasu, więc udałem się do Muzeum Narodowego, gdzie za bilet zapłaciłem 1,1 BHD (12,5 zł). Bardzo nowoczesne i ciekawe miejsce z dużą ilością wystaw i instalacji. W środku spotykam też pierwszych Polaków w Bahrajnie. Młoda para będąca w trakcie kilkumiesięcznej podróży dookoła świata… ech, Tacy to pożyją… :D :roll:

Ja tymczasem wracam po Najlepszego Syna, który w międzyczasie zdążył się trochę znudzić i zgłodnieć, więc z chęcią przystał na moją propozycję odwiedzenia najbliższej galerii handlowej. Idziemy do polecanej i nieodległej od hotelu The Avenues, gdzie jemy pysznego falafela z jeszcze lepszym humusem. Ale ja lubię te bliskowschodnie dania :) .

Tymczasem robi się już dosyć późno i musimy się zbierać na lotnisko. W końcu dzisiaj wieczorem wracamy do Abu Dhabi. Nasz samolot się pół godziny spóźnia, co powoduje, że w ZEA lądujemy sporo po północy. Do naszego Ibis Abu Dhabi Gate jedziemy autobusem miejskim, ale od przystanku jest jeszcze 2,5 km na piechotę :x . Marzymy, żeby się wreszcie położyć, ale na miejscu okazuje się, że do zameldowania czeka… chyba z 15 osób :shock: . O 1,45 w nocy… Do pokoju docieramy sporo po 2 w nocy, ale to też są uroki podróżowania :) .

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

chris-peen 22 czerwca 2023 23:08 Odpowiedz
Dzień 8Nie wysypiamy się zbytnio, bo trzeba wstać na śniadanie :| . Schodzimy na parter, gdzie spodziewamy się odnaleźć jakąś śniadaniownię, ale zamiast tego odnajdujemy pracowników recepcji, którzy przepraszają nas, że ich lokal jest właśnie remontowany i śniadanie serwowane jest w sąsiednim Novotelu. No takie zamiany to ja lubię :D . Zamiast skromnego śniadania, z którego słynie zwykle Ibis, trafiamy na śniadaniowy wypas w Novotelu :lol: .Potem kolejny etap porannego rozruchu, czyli basen. Faktycznie obydwa hotelowe budynki Ibisa i Novotelu ze sobą sąsiadują, a goście Ibisa mogą także kapać się w basenie Novotelu. No więc korzystamy… :) Basen jest relatywnie duży i dosyć głęboki można więc w nim spędzić przyjemną godzinkę. A potem? A potem, cóż… wracamy do domu… :oops: Najpierw 2,5 km na piechotę na przystanek autobusowy, potem pół godziny autobusem na lotnisko, a potem… prawie godzinne kiblowanie w kolejce po kartę pokładową, którą musimy odebrać pomimo tego, że lecimy tylko z bagażem podręcznym i że odprawiliśmy się przez internet… :cry: Lot przelatuje szybko. Trochę czytamy, trochę drzemiemy… oswajamy się z tym, co nas wkrótce czeka. I słusznie… ciemno, buro, z nieba coś kapie i całe 3 stopnie… No to, żeśmy wrócili… :roll: Ale wspomnienia i zdjęcia z tej wyprawy towarzyszyły nam jeszcze przez wiele dni… :D , a poza tym, miesiąc później (niestety bez Najlepszego Syna) siedziałem już w samolocie lecącym do Bangkoku… Na szczęście życie kręci się dalej… :D ;)
chris-peen 28 czerwca 2023 23:08 Odpowiedz
Dzień 100To już ostatni odcinek z naszej podróży do ZEA i Bahrajnu. Czas na wnioski i podsumowanie z perspektywy kilka miesięcy, które upłynęły od naszego powrotu.Nasze męskie wyjazdy z Najlepszym Synem mają swoją specyfikę, rytm i już wieloletnią tradycję :!: . Oczywistym jest więc, że nie traktuję ich tylko jako kolejnych wyjazdów, albowiem spełniają one w naszej rodzinie różne funkcje wychowawczo – rodzicielskie. Moja podróżnicza napinka jest z tego też powodu mało napięta i generalnie są to wyjazdy spokojniejsze i bardziej refleksyjne :) .Z tych też względów te wyjazdy mocno się różnią od tych, które odbywam w innej konfiguracji osobowej zarówno, co do miejsc, do których jeździmy jak i sposobu spędzania czasu. Zazwyczaj z Najlepszym Synem jeździmy tam, gdzie są jakieś ciekawe aquaparki i Parki rozrywki. Tak było i tym razem, albowiem w trakcie naszego wyjazdu odwiedziliśmy położone w Dubaju Park rozrywki Motiongate i aquapark Atlantis Aquaventure. Szczególne wrażenie zrobił na nas ten drugi, bo faktycznie był olbrzymi i cały dzień pobytu bardzo szybko nam w nim minął. Oprócz tych Parków mieliśmy sporo czasu, żeby poszwendać się po Dubaju, w którym już kilka razy wcześniej byliśmy i który bardzo lubimy, a Najlepszy Syn nawet uważa za swoje ulubione miasto :o ;) .Powyższe nie zmienia faktu, że zawsze do tych naszych wyjazdów coś staram się swojego wcisnąć. Tym razem był to kilkudniowy pobyt w Bahrajnie, co było dla mnie absolutnie wyjątkowym doświadczeniem, albowiem było to dokładnie 100 państwo :!: :!: :!: (wg listy UN, do której należy 193 państw) które miałem przyjemność odwiedzić :D . To zresztą bardzo charakterystyczne dla moich wyjazdów. Skoro pierwszy raz leciałem samolotem dopiero w wieku 28 lat (ale odwiedziwszy wcześniej lądem Chiny, Bangladesz czy Jordanię), skoro pierwszy raz w Kopenhadze czy Lizbonie byłem kilkanaście lat po tym jak byłem (też lądem) w Damaszku, Ułan – Bator czy Delhi, no to czemu moim 100 państwem nie miałby być taki oto mały, niepozorny Bahrajn :lol: .Z innych statystycznych ciekawostek mogę dodać że podczas naszej podroży odwiedziliśmy 3 regiony wg podziału Nomadmanii (United Arab Emirates – Abu Dhabi, United Arab Emirates – Dubai oraz Bahrain), z czego nowy był dla mnie tylko ten ostatni.Podczas wyjazdu odbyliśmy 2 loty WizzAirem oraz 2 loty WizzAirem Abu Dhabi, wszystkie cztery Airbusem A321. To były moje loty nr 520 – 523 :) .Jeżeli chodzi o koszty to na cały 8 dniowy wyjazd wydaliśmy 6.850,00 zł za dwie osoby, ale z jednym zastrzeżeniem, że za trzy noclegi nie płaciłem (wykorzystałem punkty w sieciach hotelowych). Cena ta w obecnych czasach nie wydaje się być szczególnie wygórowana. Byliśmy przecież w dwóch drogich krajach, spaliśmy w niezłych hotelach, no a same wstępy do Motiongate i Atlantis Aquaventure kosztowały nas 1.442,00 zł. Relatywnie tanie były za to przeloty Kraków – Abu Dhabi – Bahrajn, za które łącznie zapłaciłem 2.152,00 zł. I to tyle. Dziękuję za uwagę i do następnego razu :D .