0
Chris Peen 10 maja 2023 21:06
Dzień 0

Genezy tego wyjazdu należy poszukiwać w decyzji Mojej Pani o zrealizowaniu długo odkładanego kobiecego weekendu w Mediolanie :) .

Miałem, zatem perspektywę weekendowego leżenia na kanapie i nadrabiania zaległości filmowych (i być może alkoholowych :oops: ) lub samodzielny wyjazd. Na szczęście, po szczegółowej analizie wszystkich za i przeciw, wybrałem tą drogą opcję :D . Założenie było takie, że ma być w miarę tanio, w miarę łatwo i w miarę mało atrakcyjnie :shock: (ten ostatni warunek został delikatnie, acz stanowczo, wyartykułowany przez Moją Panią :roll: ;) ). No więc, brałem pod uwagę lot do Podgoricy (jedynej, oprócz Reykjaviku, nie odwiedzonej jeszcze przeze mnie europejskiej stolicy), lot do Wielkiej Brytanii i odwiedzenie Sheffield (jedynego miasta z 10 największych miast brytyjskich, którego jeszcze nie widziałem) lub przejazd autobusem do Berlina i odwiedzenie któregoś z nieznanych mi jeszcze krajów związkowych na terenie byłego NRD – owskiego „pasa rdzy” (Turyngia lub Saksonia – Anhalt). Tak długo się zbierałem (trzeba jednak pamiętać o branej przeze mnie bardzo poważnie pod uwagę opcji kanapowej), że w końcu bilety lotnicze były drogie, a nie miałem siły po raz kolejny tłuc się flixbusem do Berlina (jeżdżę nim dość często na lotnisko) :cry: .

Co zrobić? Ano postanowiłem zrealizować wreszcie mój odkładany od wielu lat plan – „dania Austrii prawdziwej szansy”... Oczywiście byłem już w tym kraju nie raz, aczkolwiek zazwyczaj tylko w Wiedniu. Prawie zawsze to było jednak przy okazji innych wyjazdów, w ramach jakichś awaryjnych działań, no i w ogóle, jakby od niechcenia :roll: .

Zasada jest taka – cieszę się na każdy wyjazd, podchodzę z pokorą i otwartą głową do każdego z nich, w zasadzie wszędzie mi się podoba i prawie zawsze jestem z wyjazdu zadowolony :D A jednak są państwa (miasta), do których moja turystyczna mięta ma mniej miętowy smak, gdzie zamiast głębokiej, a często upojnej miłości odczuwam jedynie szorstką przyjaźń, gdzie moja winda percepcji wyraźnie nie dojeżdża na ostatnie piętro :| . Takim właśnie państwem zawsze była dla mnie Austria. Co mam zrobić skoro zamiast pierwszego skojarzenia z Mozartem, Alpami czy skokami narciarskimi, w pierwszej kolejności wizualizuję sobie Hitlera, Fritzla i jego piwnicę czy austriacką prorosyjską „neutralność”… :roll:

Miałem nadzieję, że ten wyjazd odczaruje, dla mnie Austrię, tak jak w styczniu absolutnie zaczarował mnie Cypr, z którym także po pierwszej wizycie miałem delikatnie na pieńku.

Ok. Genezę, motywację i oczekiwania względem wyjazdu już znamy, czas przystąpić do działania. Jak na tak krótki i bliski wyjazd, wymagał on stosunkowo sporo przygotowań. Z branych przeze mnie pod uwagę opcji transportowych, wybrałem najbardziej wygodną i ekonomiczną, czyli pociąg (z jednym autobusowym odstępstwem). Austria jest bardzo dobrze skomunikowana transportem kolejowym zarówno wewnątrz, jak i z sąsiednimi państwami. Nie jest to niestety tania zabawa. Istnieje wprawdzie możliwość kupienia tańszych biletów przez internet, ale trzeba kupować z wyprzedzeniem, a tańsze oferty zazwyczaj są i tak ograniczone do kursów „nie biorących” (poranne i późno wieczorne). Gdybym zabrał się za to wcześniej, pewnie udałoby mi się kupić część biletów taniej, ale i tak nie narzekam, bo jednak na kilka okazji się załapałem. Jeszcze tylko rezerwacja najtańszych możliwych pokoi jednoosobowych (ze spania w wieloosobowych dormitoriach po licznych „przygodach” związanych z tego typu noclegami wyleczyłem się już kilka lat temu), kupno ubezpieczenia za 14,00 zł i proszę – jestem gotowy :D !Dzień 1

Tym razem zaczynam swój wyjazd nie na lotnisku, lecz na dworcu kolejowym w Katowicach. Co z tego, skoro znowu o tak nieludzkiej porze jak 4.52… :o Noc znowu w plecy, ale liczę, że trochę odrobię w pociągu (ha! - optymista :roll: ). Za bilet kupiony na stronie austriackich kolei zapłaciłem 22,70 euro (na stronie PKP był droższy). Mój bez przedziałowy wagon jest dosyć dokładnie zapełniony. W najbliższym otoczeniu mam 7 dziewczyn jadących na weekend panieński do Wiednia oraz 3 pielęgniarki, które wybierają się do tego miasta na szkolenie. Dziewczyny bez zbędnej krępacji od razu wyciągają wina i zaczynają trunkować :roll: . Od razu robi się głośno i wesoło. Panie pielęgniarki, wprawdzie nie piją, ale i bez tego gadają jak najęte. No to pospałem... :cry:

Na dodatek pociąg ma opóźnienie. Niby niewielkie, ale w Wiedniu mam tylko 51 minut na przesiadkę, a do przebycia prawie 3 km z dworca głównego na przystanek flixbusa. No więc od razu nerwy… :oops: Dziewczyny po jakiejś godzinie były już tak wstawione, że poszły spać, ale Panie pielęgniarki nie dawały za wygraną. Dopiero po kolejnych 40 minutach, w końcu jedna powiedziała „wiecie dziewczyny, a może byśmy się trochę przespały”. No, wreszcie... :|

Pociąg przyjechał do Wiednia opóźniony o prawie 20 minut, musiałem więc zastosować plan rezerwowy. Zamiast przyjemnego 3 km spaceru musiałem sobie zaordynować przebieżkę przez dworzec kolejowy do połączonego z nim dworca kolejek podmiejskich skąd na szczęście w kilka minut dojechałem za 2,4 euro do Matzleinsdorfer Platz, skąd już przystanek flixbusa jest bardzo blisko. Ok, zdążyłem. Autobus przyjeżdża o czasie i wreszcie mogę trochę podrzemać, bo nie jedzie nim zbyt wiele osób. Za bilet zapłaciłem 69,99 zł.

Do Grazu przyjeżdżamy przed 13. Nie mam jakichś specjalnych oczekiwań co do tego miasta, zwłaszcza, że zbierają się ciemne chmury i wg telefonicznej prognozy za godzinę ma padać :cry: . Idę na rynek, gdzie od razu zaczepia mnie 3 miejscowych obszczymurków próbując wycyganić jakąś kasę. Nie wiem skąd ja tych ludzi wszędzie do siebie ściągam… :shock: Odczepiają się dopiero, gdy w naszą stronę zaczyna zmierzać patrol Policji. W międzyczasie zaczyna padać, więc chowam się wkurzony do jakiejś hipsterskiej knajpki. Relax kolego…masz wolny weekend… :|

Po przyjęciu kawy, jabłkowego ciastka i ze świadomością, że przestało padać, od razu nabieram mocy i chęci do działania. Szwendam się po Grazu następnych kilka godzin i muszę stwierdzić, że to naprawdę całkiem ładne miasto. Najładniej jest na wzgórzu zamkowym (tam też znajduje się symbol miasta – wieża zegarowa), skąd rozciągają się piękne widoki na miasto i okolice. Na wzgórze można wjechać kolejką, ale można też spokojnie wejść na piechotę.

Do mojego Veni Apartments (za świetne, jak na Austrię, 44,50 euro) docieram już po zmroku, zmęczony, ale zadowolony. W pokoju jest wszystko co mi dzisiaj potrzeba, czyli prysznic i łóżko. O dodatkowe atrakcje zadbałem sam, kupując sobie piwo i biorąc z domu tablet. Fajny dzień, a tu jeszcze przede mną wieczór filmowy z piwem. Jest dobrze :D !FUX - No, ba... :D ;)Dzień 2

Znowu wstaję o nieludzkiej porze, ale nie marudzę. Dzisiaj będzie piękny dzień :!: !

Cisnę na dworzec, gdzie o 6.56 odjeżdża mój pociąg do Salzburga. No właściwie, to nie do Salzburga, lecz do Linzu gdzie dopiero będę miał przesiadkę na pociąg do Salzburga, no i właściwie to nie o 6.56, bo pociąg ma 40 min opóźnienia… Jeszcze się dzień na dobre nie zaczął, a tu już los mi kłody pod nogi podkłada... :cry: W Linzu mam tylko 20 minut na przesiadkę, więc pewnie się spóźnię i będę musiał jechać następnym. Dokładnie tak się dzieje i tym oto sposobem objawiam się w Salzburgu zamiast przed południem to prawie o 13 :| .

Zasadzałem się na Salzburg od lat. Tyle, że jest on z mojej perspektywy… kompletnie nie po drodze :roll: . W okolicy nie ma żadnych lotnisk obsługiwanych przez tanie linie, a od lat nie jeżdżę już na wakacje samochodem. No i tym oto sposobem moi znajomi, coroczni Królowie Chorwacji lub Północnych Włoch byli już w tym mieście kilkukrotnie, a ja Podróżnik Worlwide – ani razu :shock: :lol: . Ale, co się odwlecze to – wiadomo! Na dodatek sprzyja mi jakieś nieprawdopodobne pogodowe szczęście, bo Salzburg w kwietniu najczęściej równa się Salzburg w deszczu, a dzisiaj proszę – ponad 20 stopni i ani jednej chmurki :D .

Salzburg to oczywiście Mozart sprzedawany tu pod każdą możliwą postacią, ale to także piękne Stare Miasto z mnóstwem kościołów, no i oczywiście słynna twierdza Hohensalzburg, a jeszcze ściślej widok z niej.

Zaczynam od twierdzy wiedząc, że zwiedzenie jej zajmie mi sporo czasu i słusznie, bo faktycznie twierdza jest naprawdę spora i aby obejrzeć chociażby pobieżnie wszystkie wystawy musimy sobie na nią przeznaczyć 2 – 3 h. Bilet do twierdzy kosztuje 10,8 euro, ale dla Cebularzy (lub po prostu oszczędnych) jest dobra wiadomość, bo po 17 brama wejściowa była już otwarta. Z twierdzy rozciągają się niesamowite widoki nie tylko na sam Salzburg, ale także na okolice. Siadam sobie na jednym z murów twierdzy i zajadając drugie śniadanie myślę – ale tu, kurde, pięknie :o .

W końcu schodzę do Starego Miasta i kilka godzin spaceruję po średniowiecznych uliczkach. Pomimo przedsezonowej pory przez Salzburg przewalają się po prostu tabuny turystów. Jak miejscowi radzą sobie z tym latem…? Cieszę się, że jestem tutaj w kwietniu, no i jeszcze w taką pogodę… :P

Tymczasem zaczyna się robić późno, a ja przecież muszę jeszcze dojechać do Linzu. Tak, tak, noclegi w Salzburgu są tak drogie, że postanawiam nocować w Linzu, do którego i tak miałem jechać następnego dnia. Za kupiony jeszcze w Polsce przez internet bilet płacę tylko 4,99 euro, co w realiach austriackich jest bardzo małą kwotą.

Do Linzu dojeżdżam już po zmroku i… w deszczu :cry: . No, super… do mojej dzisiejszej mety – Jugendgastehaus Linz mam z dworca 2 km… Ech, do hostelu dochodzę totalnie przemoczony, ale i tak jestem zadowolony. Co to był za dzień :D !Dzień 3

Napisać, że w moim Jugendgastehaus Linz śniadanie było skromne, to tak jakby raczej, nie napisać nic :roll: . Ale w końcu to schronisko młodzieżowe. Zadanie – przenocować w Austrii samemu, ale nie w wieloosobowym dormie, za relatywnie niewielką kwotę (48,70 euro) – wykonane :) .

Zbieram się z hostelu i ruszam na miasto. Po przejrzeniu relacji i zdjęć zamieszczonych w necie nie spodziewam się jakiegoś niesamowitego turystycznego gold stara :| , więc po drodze przysiadam na ławce w Bauernberg Park i godzinkę się relaksuję.

Faktycznie, Stare Miasto w Linzu okazuje się być całkiem przyjemne, ale to jednak nie ta liga co Graz, nie mówiąc o Salzburgu 8-) . Fajny duży rynek z wysoką Kolumną Trójcy, aczkolwiek przedzielony przez drogę, ładne, kolorowe kamienice i… Dunaj. Zawsze jak ciepłą porą widzę Dunaj to od razu przypomina mi się moja pierwsza w życiu backpackerska (aczkolwiek wtedy raczej zwana trampingową ;) ) wyprawa, którą odbyłem z moim przyjacielem… 26 lat temu :o :D . Otóż, pojechaliśmy z plecakami i namiotami do środkowoeuropejskich stolic – Budapesztu, Bratysławy i Wiednia. No i My tak jeździmy od miasta do miasta..., a tu wszędzie ten Dunaj ;) . Mam wrażenie, że pamiętam każdą kolejną godzinę tamtego wyjazdu, gdy obecnie nie zawsze pamiętam, co robiłem miesiąc temu… :roll: Piękna wyprawa, cudowny i magiczny czas młodości… :D

Ale tymczasem czas na Linz minął i trzeba się było przemieścić na dworzec kolejowy skąd o 15.06 odchodził mój pociąg do Wiednia. Jak na tak krótką trasę (1.15 h) 24 euro za bilet to lekka przesada, ale tak jak już pisałem, komunikacja publiczna w Austrii nie jest tania.

W Wiedniu dojeżdżam do stacji Westbahnhof, a pociąg do Katowic mam za 2 godziny z oddalonego o 4 km dworca głównego. Bardzo mi to odpowiada, bo akurat mam czas na spokojny spacer i kolejną szansę, którą daję Wiedniowi :| . Od zawsze jestem z tym miastem na delikatny bakier :roll: . Nie to, że mi się nie podoba, ale pomimo moich kilkukrotnych wizyt, nigdy mnie jakoś Wiedeń nie olśnił. Trudno, żeby tą sytuację zmienił mój kilkukilometrowy spacer pomiędzy dwoma dworcami, ale było bardzo przyjemnie :) .

Za bilet z Wiednia do Katowic zapłaciłem 142,00 zł, otrzymując miejsce w 6 – osobowym przedziale, a w praktyce cały przedział dla siebie, bo przez całą drogę nikt się w nim nie zjawił (łącznie z konduktorem). Przez jakiś czas nawet myślałem, że to jakiś pociąg – widmo :oops: zwłaszcza, że ciągle wieszała mi się nawigacja w telefonie, ale jednak nie. Po prawie 5 godzinach jazdy cały i zdrowy dojechałem do Katowic.

Kolejny ciekawy wyjazd za mną :!: !

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

fux 29 maja 2023 12:08 Odpowiedz
Graz jest git.
chris-peen 18 czerwca 2023 23:08 Odpowiedz
FUX - No, ba... :D ;)
chris-peen 29 czerwca 2023 23:08 Odpowiedz
Dzień 100To już ostatni odcinek z mojej krótkiej podróży do Austrii. Czas na wnioski i podsumowanie z perspektywy kilka miesięcy, które upłynęły od powrotu.Mam to niesamowite szczęście, że obecnie mogę podróżować relatywnie często :D . Bardzo sobie cenię ten stan, bardzo się z niego cieszę, ale podchodzę do niego z absolutną powagą i pokorą :? . Przecież nie zawsze tak było i mam świadomość, że pewnie nie zawsze tak będzie :roll: . Dlatego też pomimo tego, że obecnie kilka razy w roku jeżdżę na podróżnicze „grubasy” (tylko w ciągu ostatnich miesięcy były to opisywane już przeze mnie na forum Gambia i Senegal, Azerbejdżan, ZEA i Bahrajn czy Malediwy i ZEA, a cały czas czeka na opis Kambodża, Laos i Tajlandia) to jednak równą atencją i szacunkiem darzę wyjazdy weekendowe po Europie (również opisywane przeze mnie Cypr czy East Sussex). Starannie się do nich przygotowuję, cieszę się nimi i staram się skorzystać z nich w jak najszerszym zakresie :) .I tak właśnie było z tym niepozornym weekendowym wypadem do Austrii, która oprócz planowanych wyjazdów do Wiednia lub w góry, raczej rzadko jest turystycznym celem samym sobie. Tymczasem, gdy potraktujemy Austrię poważnie... to Austria potraktuje poważnie nas ;) . Gdzieś tam spóźnił się pociąg, jacyś menele mnie zaczepili... Ale czy będę pamiętał z tego wyjazdu takie detale? No, raczej nie... Będę pamiętał piękne widoki ze wzgórza zamkowego w Grazu, Dunaj w Linzu, przejazdy czystymi i wygodnymi pociągami, lokalne piwo, a przede wszystkim niesamowity słoneczny dzień w Salzburgu :) . No, więc... czy było warto? Absolutnie, tak :) :lol: .Ze statystycznych ciekawostek należy wspomnieć, że podczas wyjazdu odwiedziłem 3 regiony wg podziału Nomadmanii (Austria – Eastern, Austria – Northern i Austria – Southern), z czego ten trzeci po raz pierwszy w życiu :) . Jeżeli chodzi o koszty to na cały 3 dniowy wyjazd wydałem 1.450,00 zł, co wydaje mi się kwotą relatywnie wysoką :cry: , ale Austria jest po prostu krajem drogim. Pomimo tego, że wszystkie przejazdy kupowałem będąc jeszcze w Polsce, a więc z pewnymi zniżkami, to i tak wydałem na nie około 530,00 zł. Z kolei za dwa noclegi zapłaciłem około 415,00 zł. Taniej byłoby przenocować w wieloosobowych dormitoriach, ale po rozlicznych przygodach, które mnie spotkały w tego typu przybytkach, od kilku lat staram się tego typu atrakcji unikać :| ;) . Resztę wydałem na jedzenie i inne niezbędne wydatki na miejscu.I to tyle. Dziękuję za uwagę i do następnego razu :D .