0
hiszpan 18 maja 2023 23:01
- Thok, moje prawdziwe imię to Thok. I jestem Dinka. Było nas sześcioro a ja byłem najmłodszym synem, cały klan modlił się za moją rodzinę aby urodził się chłopiec. Udało się. To był czas niepokoju. Nasz klan buntował się przeciw panom z północy, wybuchła wojna. Miałem szczęście, wysłali mnie do Ugandy a potem na studia do Kenii. Tam stałem się Johnem.

John-Thok siada obok mnie na ziemi. Jest wieczór, latają dookoła świetliki, porykują krowy należące do klanu Mundari. John zaskoczył mnie swoją szczerością, widać, że bardzo chce mi opowiedzieć ważną historię.

- Muszę ci opowiedzieć o Sudanie Południowym – zachęcony przeze mnie rozgaduje się bardziej - Wszystko zaczęło się w latach pięćdziesiątych. Sudan był jednym z pierwszych krajów, który zrzucił kolonialną dominację Brytyjczyków. Wtedy powstała nowa elita w Chartumie, arabskich władców, bogatych latyfundystów i nowej generalicji. Odkryli, że duże pieniądze można zarobić na handlu bawełną, kauczukiem i sezamem. Ale północny Sudan to piaski i pustynie. Jedyny żyzny fragment to wąski pas wzdłuż Nilu. Tam od wieków biedni fellachowie i inne arabskie ludy koczownicze mieli swoje poletka uprawne. Więc elita chartumska postanowiła wypędzić swoich pobratymców aby przejąć te tereny pod dochodowe uprawy. Wypędzić oczywiście do nas – na południe. My byliśmy dla nich zawsze źródłem siły roboczej – niewolnikami. Murzyńskie południe, które zawsze trzeba było spacyfikować, porywano moich pobratymców do pracy na plantacjach i często nas po prostu zabijano. Nie wiem jak zaczęła się ta wojna, mój ojciec twierdził, że fellachowie ukradli Dinka krowę. Krowa dla nas święta rzecz ale to oczywiście legenda, tak naprawdę chodziło zawsze o władzę. Tutaj w Sudanie Południowym jest nas wiele plemion. My, Dinka, jesteśmy najliczniejsi, są jeszcze Nuerowie, Mundari i inni. Ta wojna z północą była krwawa i trwała ponad 22 lata. Nikt się tym konfliktem nie interesował na świecie, kogo to obchodziło. Zginęły miliony ludzi. Wywalczyliśmy niepodległość w 2011 roku i utworzyliśmy nowe państwo. My mamy tu na południu żyzne pastwiska oraz źródła ropy naftowej. Ale jedyny rurociąg biegnie na północ przez Chartum. Nowy konflikt w Sudanie, który wybuchł kilka tygodni temu znowu spowodował problemy z jej przesyłem, stąd wszyscy tacy podenerwowani w Jubie. Jesteśmy ciągle młodym krajem, niedawno zakończyliśmy kolejną wojnę domową pomiędzy Dinka i Nuerami. Próbujemy coś budować, bardziej otworzyć się świat. Turystyka jest dla nas kolejną szansą, wiem co się dzieje w Kenii i Tanzanii, ile tam turystów przyjeżdża. U nas ich jeszcze nie ma. Cieszę się, że przyjechałeś pomimo obaw. Opowiesz u siebie po powrocie, mam nadzieję, jak wygląda nasz świat.

John mówi po angielsku z ciężkim akcentem, muszę kilka razy dopytać i poprosić aby powtarzał, chcę wszystko zrozumieć. Jesteśmy w wiosce Mundari nad samym brzegiem Nilu Białego około 50 kilometrów na północ od Juby. John jest naszym przewodnikiem, poznałem go kilka godzin wcześniej w Jubie, w hotelu Royal, gdzie zostawił mnie i mojego kolegę David, nasz fixer z Sudanu Południowego (@Cart – dzięki za namiar). David odebrał nas dwóch z lotniska – przylecieliśmy z samego rana z Entebbe z Ugandy, krótki lot ugandyjskimi liniami, całkiem przystępny cenowo. David upewnił się na lotnisku czy przejdziemy wszystkie formalności. Wizę online załatwiliśmy dzięki jego zaproszeniu już miesiąc wcześniej. Lotnisko w Jubie to wielki barak a większość przylatujących to pracownicy organizacji humanitarnych, które ciągle działają w Sudanie Południowym. My turyści to prawdziwy rarytas. Musimy wypełnić formularz zdrowotny, gdzie głównym tematem pytań jest ebola, pokazać żółtą książeczkę z febrą, dowód szczepień na Covid i po kilku dyskusjach wewnętrznych, niewielkiej interwencji Davida, ubrani po cywilnemu urzędnicy wbijają nam wizy. Na hali przylotów wszystkie bagaże są otwierane i sprawdzane bardzo dokładnie. David patrzy na to ze spokojem, wie jak co załatwić aby było dobrze. Zabiera nas do samochodu i informuje, ze zostawi w hotelu na 2-3 godzinki aby załatwić nam pozwolenia na wyjazd z Juby. Jest jeszcze poranek więc nie oponujemy. Wyjeżdżając z lotniska robię fotkę:

Image

David o mało nie dostaje zawału serca! – Nie rób tego proszę więcej! Tu nie wolno niczego fotografować. Żołnierze są bardzo przeczuleni i lepiej nie trafić na kogoś, kto uzna, że zachowujecie się podejrzanie, obcokrajowcy dalej traktowani są tutaj trochę jak najeźdźcy, co chcą nam ukraść ropę, krowy i Bóg wie co jeszcze.
No dobra, patrzymy na siebie i powstrzymamy się od robienia fotek niesamowitego otoczenia – miasta Juby, które wygląda jak prawdziwe miasto trzeciego świata, ulice bez asfaltu, wszyscy handlują gdzie się da, bieda aż piszczy i jest miks ogrodzonych pod prądem posiadłości i lepianek z blachy falistej. Czarna Afryka w pełnej krasie, bez turystów i bez dobrobytu. Mijają nas półciężarówki z żołnierzami na pace, takie z przymocowanym karabinem po środku. Wiedziałem, ze będzie dziko ale rzeczywistość przerasta wyobrażenia. Zrobiłem zdjęcie jeszcze z samolotu Uganda Airlines na podejściu więc miejcie pogląd jak wygląda Juba:

Image

Image

David zostawia nas w hotelowej restauracji, wjechaliśmy przez bramę do innego świata – bogatych ludzi, basenów i drinków - Muszę załatwić Wam te papiery – mówi – i znika na 3 godziny. Biali, basen, sielanka, zamawiamy piwko po 3 dolary:

Image

David wraca i chce się rozliczyć. Dość długo z nim negocjowałem na whatsappie jeszcze w styczniu. Cenę opuścił dopiero jak wybuchła wojna domowa w Sudanie Północnym. No wyjazd na 3 dni do Sudanu Południowego nie jest tanią wycieczką. Spora część tej kasy pójdzie na pozwolenia i łapówki.
Wyciągam uzgodnione dolce i David łapie się za głowę! - Zapomniałem wam powiedzieć, ze tu przyjmują tylko nowe banknoty, te po 2011 roku i niepodniszczone. - No takich to nie mam, skąd miałem wiedzieć!. Dobra, podjedziemy do marketu, jak masz kartę kredytową to da się załatwić - OK, jedziemy więc. Przez pobliskim marketem stoi wóz sił UN – pytam o fotkę – możesz zrobić z ukrycia przez szybę jak dam ci znać – mówi David. Normalnie partyzantka fotograficzna! Cykam:

Image

Za ladą terminal na kartę, przykładam odważnie moją kredytówkę. Facet potwierdza i wydaje Davidowi kasę. Ale David część bierze w dolcach a część w lokalnej walucie, robię wielkie oczy na gruby plik banknotów. Oni wiedzą naprawdę co znaczy inflacja! - Tu też możesz zrobić fotkę – rzuca wesoło rozluźniony David, zasłaniając mnie od tyłu.

Image

Pakujemy się do bardzo starej Toyoty Landcruiser, poznaję Johna – John będzie się wami opiekował, można mu zaufać – mówi David – my spotkamy się za trzy dni tuż przed waszym wylotem - jedzie więc nas pięciu, oprócz nas dwóch, John i jeszcze kierowca i kucharz. John zaczyna od ostrzeżenia aby nam nie przyszło do głowy robić jakiekolwiek zdjęcia w mieście. Chyba boi się bardziej niż David. No cóż taki tutaj klimat!
Wyjeżdżamy z miasta, jeszcze stacja benzynowa, fotkę cyknąłem oczywiście za pozwoleniem Johna i tylko wtedy, kiedy porządnie porozglądał się dookoła.

Image

Ale jak już jedziemy szybciej to nie mam oporu cyknąć parę fotek telefonem przez szybkę boczną.

Image

Image

Image

Image

Nie wyjechaliśmy jeszcze całkiem z Juby a już trafiamy na pierwszą blokadę wojskową. Sznur przeciągnięty w poprzek jezdni obciążony plastikowymi butelkami z piaskiem. Stajemy w kolejce, wokół nagle pełno żołnierzy z karabinami. Chłopaki wychodzą, my siedzimy. Niepokojąca scena bo nie wiemy co się może wydarzyć. Zagląda nam do samochodu ubrany po cywilnemu lokales z kałachem przewieszonym przez ramię. No jasny szlag, to chyba jakiś film, myślę sobie. John przychodzi i prosi nam abyśmy dali paszporty, ma ze sobą gruby plik jakichś dokumentów - Nie obawiajcie się, damy radę, znam tu miejscowego, to też Dinka - Niechętnie rozstajemy się paszportami, w sumie nie mamy innego wyjścia.
Wszystko trwa prawie pół godziny. Wracają z tym gościem z kałachem. Za samochodem z tyłu John odlicza plik banknotów i dyskretnie wsuwa gościowi do kieszeni, widzę to w lusterku. Chłopaki są rozluźnieni – jedziemy, udało się – Co się do diabła udało?? Myślę głupio….
Droga jest asfaltowa, widać, że dopiero świeżo zrobiona – to Chińczycy ją zbudowali, prowadzi do samego Chartumu – trzeba czymś transportować nasze towary na północ.
Dziesięć minut później kolejna blokada. Historia się powtarza, zabierają paszporty, konferują dobre pół godziny, łapówka do łapy i znowu uśmiech na ustach Johna.

Czy to już koniec? – nie, będzie jeszcze jedna a tam nie znam ludzi, więc trochę dłużej to może potrwa - Nie do wiary, minęło półtorej godziny od kiedy wyjechaliśmy a dalej jesteśmy na rogatkach Juby. Ostatnia blokada, obok na poboczu stado murzyńskich dzieci, zeszły z paki pickupa przed nami – dobre 15 osób, jak się tam zmieścili?

Tym razem czekamy prawie godzinę, widzę co jakiś czas Johna jak z kimś gestykuluje. Nie wygląda na szczęśliwego… Podjeżdża pod nas lokales na motorku i włącza się w dyskusję z miejscowymi. Najwyraźniej to pomaga, bo chłopaki wracają z naszymi paszportami. John pochmurny – musiałem dać więcej, jest jakiś nowy gość na tej blokadzie, którego nie znamy. Na szczęście przyjechał Gabriel – jeden z szefów wioski Mundari, do której jedziemy, on zna miejscowych. To wszystko przez tę nową wojnę na północy - Robię jeszcze szybko fotę przez szybkę pobocza jak już ruszamy.

Image

Image

Chłopaki się wyluzowują - koniec blokad, jak będzie pusta droga to możecie już robić fotki - pakuję się nam na asfalt wielkie stado krów, trąbimy na nie a te krowy niechętnie rozstępują się przed nami. Zauważam, że wszyscy pasterze mają przerzucone przez ramie karabiny…

Image

Image

Image

Image

Kilkanaście kilometrów później zjeżdżamy z asfaltu i skręcamy prosto w busz, zupełnie na dziko bez żadnej drogi. John uśmiecha się do mnie – zaraz będziemy na miejscu, musimy znaleźć tylko ślady krów i przejechać te moczary.

Image

Image

Image

Są krowy, wjeżdżamy między nie.

Image

Na horyzoncie pojawia się gigantyczne stado krów i wioska Mundari – nasz dzisiejszy cel. Patrzę i opada mi szczęka…..

Stay tuned….Wielkie, nieprzebrane morze krowich głów. Głów z wielkimi kręconymi rogami. Krowy po sam horyzont aż po brzeg Nilu Białego.

Image

Stoję na dachu naszej Toyoty i nie mogę wyjść z podziwu. Przyjechaliśmy przed chwilą, razem ze strumieniem krów wracających z pastwisk do wioski – zobacz, każda krowa wie gdzie ma stanąć, idzie do swojego palika i grzecznie czeka aż jej opiekun ją do tego kołka przywiąże – opowiada mi John. Krowy są dla klanu Mundari wszystkim. Są ich całym majątkiem i skarbem. Każda krowa ma swojego opiekuna i każda traktowana jest jak członek rodziny. Każda jest zaopiekowania i czyszczona osobno. Mundari po prostu żyją pomiędzy nimi, śpią, jedzą i całą swoją uwagę poświęcają dbaniu o nie.

Image

Image

Image

Stanęliśmy wśród tych krów, zaczęto nam się ostrożnie przypatrywać, na razie z oddali. John po prostu wypakowuje z samochodu sprzęt biwakowy i krzesła - zaraz dojedzie Gabriel, on im wszystko wytłumaczy skąd się tu wzięliśmy i że nie mamy złych zamiarów. Musimy chwilkę poczekać, jedzie starym motorem - mówi ze spokojem.
Ale jest grupa, która nie chce czekać: to dzieci. Wpatrują się we mnie i mojego kolegę w ten sam sposób jakby u nas wylądowało ufo. Mam plan jak przełamać te lody ? Wyjmuję aparat i robię fotkę chłopczykowi, który najodważniej podszedł najbliżej. Potem go wołam pokazując z daleka ekran aparatu. Widzę zdziwienie ale też przemożną ciekawość. Podchodzi i krzyczy głośno jak zobaczył siebie na ekraniku. To ośmiela pozostałą dziatwę.

Image

Już za momencik mamy na głowie stado dzieci, które pozują z rękami ułożonymi jak rogi krowy (to jest najbardziej pożądane ujęcie dla wszystkich) i domagają się oglądania siebie na wyświetlaczu.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

No cóż – raczej nie widzą tu turystów zbyt często!

John uśmiecha się do mnie – bardzo dobry pomysł, starszyzna już patrzy na nas inaczej. Zaraz przyjdą się przywitać.
Przyjeżdża Gabriel, uśmiechnięty wita się z nami, zna trochę angielski więc proponuje spacer po wiosce i opowiedzenie jak żyją Mundari.

Image

Gabriel jest pastorem, nie mieszka w tej konkretnej wiosce ale zna ten klan. Sudan Południowy jest w teorii chrześcijański – jeszcze jeden powód do wojny. Arabowie z Chartumu próbowali wprowadzać prawo szariatu na terenie całego starego Sudanu, to wywołało dodatkowe zamieszki w przeszłości.
Wchodzimy między krowy – nie bójcie się, są nauczone, że ludzie przechodzą między nimi i tak układają rogi aby nikogo nie zranić – opowiada Gabriel, niesamowite ale dokładnie tak się dzieje. Krowy stoją grzecznie przy palikach dość gęsto a przechodzenie pomiędzy nimi jest super łatwe, po prostu się odsuwają i odwracają głowę.

Image

Image

Image

Image

Image

Teraz już więcej mieszkańców wioski idzie nas zobaczyć. Mamy klasyczne odwrócenie ról, to my jesteśmy niesamowitą atrakcją turystyczną dla nich. Nagle objawiliśmy się pośród powracającego bydła i w dodatku jeszcze szanowany przez nich Gabriel jest najwyraźniej naszym przyjacielem.

Image

Image

Gabiel opowiada - w tej wiosce mieszka pięć tysięcy krów i około tysiąca członków klanu. Wszyscy są mniej lub bardziej ze sobą spokrewnieni więc jak jakiś Mundari zapragnie wziąć kolejną żonę a może ich mieć dużo, to musi iść do innej zaprzyjaźnionej wioski.
Żona kosztuje od 50 do 100 krów więc na większą rodzinę mało kto może sobie pozwolić.
Cały klan żywi się tylko mlekiem tych krów. To jest ich jedyny posiłek. Bardzo rzadko i tylko z okazji specjalnych uroczystości (np. wesele jakiegoś znacznego członka klanu) Mundari zabijają i jedzą całą krowę. I to też wybierają wtedy najstarszego lub najbardziej schorowanego osobnika.
Młodzi Mundari są niesamowicie wysocy. Przychodzą do nas 15-17 letni młodzieńcy którzy mają dobre 2 metry wzrostu!

Image

Potrafią wypić do 5 litrów mleka dziennie więc jest to na pewno jeden z czynników ich niesamowitej postury.
Wszyscy jak jeden mąż chcą aby robić im zdjęcia a potem je oglądać. Nie mamy oporów.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jesteśmy świadkami w pewnym momencie jak pobliska krowa zaczyna sikać. Stojący obok chłopak natychmiast podkłada głowę pod ciepły strumień! Gabriel się śmieje – tak właśnie farbujemy włosy, na pewno zauważyliście, że mnóstwo miejscowych ma pomarańczowe włosy, to właśnie nasz styl – wyjaśnia. Nie udało mi się zrobić tej foty ale uwierzcie, widok był szokujący.

Image

Image

Jeden z chłopaków koniecznie chce pokazać mi swoją krowę, no jest piękna. Chłopak wyciąga wielgachny dzwonek i demonstruje jakiś rytuał z nim związany.


Dodaj Komentarz

Komentarze (15)

cart 19 maja 2023 12:08 Odpowiedz
Musiało się coś zmienić od czasu zamieszek w Sudanie, bo my nie mieliśmy żadnych blokad.Ta droga do Chartumu to będzie za kilka lat, na razie asfalt kończy się przed Bor. Toyotka też wydaje się całkiem nowa - oni tam mają takie prosto wyglądające wersje afrykańskie. Mnie też się wydawało, że samochód ma ze 20 lat, a miał 2. Takie same mieliśmy w Etiopii.
jaco027 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
R - E - W - E - L - A - C - J - A
kalispell 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
Świetne! Chce się więcej!
cart 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
Super..., szkoda, że aparat trochę niedomaga i daje duże ziarno, ale klimacik jest :)
marcino123 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
czekam wielce na ciąg dalszy.
sudoku 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
Aż samemu chce się jechać.
dad 21 maja 2023 12:08 Odpowiedz
Świetnie się to czyta, normalny reportaż.- Hasło "Pij mleko będziesz wielki" jednak ma sens ;-)- Impreza musiała być niesamowitym przeżyciem. Dźwięki, zapachy, otoczenie. Dzisiaj coraz bardziej ciężko o autentyczne klimaty.- Może to lekko głupio zabrzmi, ale chyba trzeba w dzisiejszych czasach uważać z tymi gołymi zdjęciami dzieci... wiadomo że to wszystkie pięknie autentyczne jest, ale czasy są jakie są.- Zastanawiały mnie te łapówki na kontrolach. W zasadzie czemu miały służyć. Normalnie jak by nie dostali to co? Nie można wyjechać z miasta?Czekam na resztę relacji. Czytałem z wielką uwagą i zainteresowaniem od pierwszego już posta. Gratuluję stylu.
dmw 21 maja 2023 17:08 Odpowiedz
@hiszpan Jeżeli oni mogą mieć po kilka żon to znaczy nie są chrześcijanami, chyba że jest to jakiś mix religijno-kulturowy.
pabien 21 maja 2023 17:08 Odpowiedz
Mieszkasz w Polsce, to powinieneś sobie zdawać sprawę, że chrześcijaństwo ma liczne dewiacje
dad 21 maja 2023 17:08 Odpowiedz
O ile dobrze kojarzę to Słowo Boże nie zabrania Poligamii.No i fajnie to opisał Cejrowski w któreś książce, gdzie opisywał jak to jakiś ksiądz poszedł do dżungli i się zastanawiał, dlaczego ma powiedzieć teraz człowiekowi ze ma jedna z zon wyrzucić z domu, bo tak każde miłościwy Jezus... (coś w ten deseń)
kothson 21 maja 2023 17:08 Odpowiedz
Cejrowski w ogóle fajny gość, szczególnie przypadł mi do gustu odcinek w którym ścierał naskórek stopy tarką kuchenną.https://m.youtube.com/watch?v=FlwFmtr2j ... IHBpZXQ%3D
sudoku 5 czerwca 2023 17:08 Odpowiedz
@hiszpan Świetna i inspirująca relacja. Czy możesz się podzielić, jak ten wyjazd wyglądał od strony kosztowej?
hiszpan 6 czerwca 2023 17:08 Odpowiedz
Dotarcie do Juby samolotem to koszmarna kasa. Lecieliśmy najpierw do Arushy (trekking na Kilimandżaro) i część mojej ekipy wracała tą samą trasą przez Addis Abebę. Ja zmieniłem wylot powrotny na Jubę i wyszła dopłata ponad 1200zł tylko w Ethiopianie. Do tego przelot Uganda Airlines: 2 odcinki po 600zł każdy (z nocowaniem w Entebbe ale to już po taniości). Do tego fixer bierze też niemało, oczywiście musi opłacić pozwolenia, hotele, przejazdy no i łapówki - to kwota zależna od ilości dni i osób. Udało się trochę wynegocjować "dzięki" zamieszkom w Sudanie Północnym. Trzeba się liczyć z 1k usd raczej plus niż minus. Ale przez trzy dni w Sudanie oprócz trzech browarów po 3usd nie wydałem już ani grosza.
hiszpan 11 listopada 2023 12:08 Odpowiedz
Blisko pół roku po tej podróży mój towarzysz w końcu zebrał się i zmontował nasze filmy z tego wyjazdu. Nagrywane kamerką GoPro i moim Iphonem. Jest trochę komentarza więc polecam posłuchać, zobaczyć i poczuć jeszcze raz te niesamowite klimaty.Pierwsza część - Mundari:https://www.youtube.com/watch?v=nuEFRI3ja6Qi druga - wśród Dinka:https://www.youtube.com/watch?v=eUzdEwF_I_w
qba85 13 grudnia 2023 05:08 Odpowiedz
hiszpan napisał:Młodzi Mundari są niesamowicie wysocy. Przychodzą do nas 15-17 letni młodzieńcy którzy mają dobre 2 metry wzrostu!Potrafią wypić do 5 litrów mleka dziennie więc jest to na pewno jeden z czynników ich niesamowitej postury.No to może być tajemnica ich koszykarskich talentów 8-) wyprawa i relacja fantastyczne! Zazdroszczę i gratuluję! :)