0
hiszpan 5 września 2023 16:59
To w Australii można jeździć na nartach??? – zapytacie – otóż oczywiście, że można i o tym między innymi jest ta relacja.

Ale ta sierpniowa podróż do Australii jest dla mnie szczególna – po pierwsze to siódma, ostatnia tegoroczna wyprawa z mojego planu odwiedzenia wszystkich kontynentów w jeden rok. W sumie zajęło mi to 7 miesięcy i bach, udało się, jest siedem kontynentów w 2023 roku.

Ale to także wyprawa z cyklu „Odwiedzenie wszystkich ośrodków narciarskich na półkuli południowej” To będzie już czwarty kraj gdzie pojeżdżę na nartach po Chile, Argentynie i Nowej Zelandii.

No i w końcu spełnienie marzeń o zobaczeniu Góry Kościuszki, Uluru i Wielkiej Rafy Koralowej (tak, zamierzam w jednym tygodniu jeździć na nartach i nurkować na rafie). Także będzie to 10 dni bardzo napakowane podróżniczymi wyzwaniami w skrajnych klimatach. Harmonogram jest jak zwykle zresztą bardzo napięty.

Last but not least – mam również ważne spotkanie biznesowe na przedmieściach Sydney więc pakuję do walizki odpowiednio: sprzęt narciarski, sprzęt do snorkowania i gajer z koszulą?

Image

Zaczynamy od Sydney wyprawą w Góry Śnieżne na narty (w sierpniu ciągle jest zima w tym regionie), następnie przelot do Uluru i na koniec Cairns czyli lasy deszczowe i rafa koralowa.
Składałem bilety kilka miesięcy próbując różnych kombinacji co by wyszło jakoś znośnie cenowo. W końcu zdecydowałem się na Scoota z Singapuru do Sydney, który wyniósł 1520zł RT od osoby a do Singapuru najtaniej zabrał nas Katarczyk z Warszawy. Na miejscu woził nas będzie głównie Jetstar i raz lecę Qantasem za Avioski. Scoot i Qantas to będą moje debiuty na pokładzie.

Na Okęciu przy bramce zapowiedź temperatury, która będzie nas atakować w Doha przy przesiadce – trwa przebudowa terminali w Doha i mnóstwo lotów obsługiwanych jest z płyty do autobusów.

Image

Image

A tymczasem na Okęciu w dolnej części strefy Non-Schengen odkrywam taką miejscówkę:

Image

Konia z rzędem temu z Was kto już był w tym miejscu, mi spadły kapcie! No jest super miło i sympatycznie, piwo przedstartowe nawet w znośnej cenie.
Do Dohy zabiera nas Airbus 330 (miał być Dreamliner ale na wakacje zrobili podmiankę). Po drodze robię fotkę Bagdadu.

Image

Do SIN lecimy na A350. W Singapurze zaplanowaliśmy prawie 10 godzin przerwy na rozprostowanie kości i zwiedzanie.

Image

Moja ekipa jest tu po raz pierwszy, dla mnie to pierwsza wizyta od pandemii. Bagaże nadajemy od razu prosto do Scoota i na pusto jedziemy nieśpiesznie na miasto. Trasa całkiem standardowa – obejście Marina Bay, zwiedzanie ogrodów (akurat zrobi się ciemno), Chinatown i Little India. Na powrocie też będzie kilka godzin przerwy i wpadniemy wtedy do ogrodów botanicznych.
Fotki z okolic Marina Bay Sands

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W Gardens By The Bay akurat trafiamy na widowisko „światło i dźwięk” Jak ktoś z was zwiedzał tylko ogrody z „normalnym” oświetlenie to ten spektakl naprawdę powala na kolana. Przyznam, że oglądam go po raz pierwszy chociaż Gardens By The Bay zwiedzałem już z 5 razy. W rytm muzyki wszystko błyska i mruga całą feerią kolorów. Niesamowite przedstawienie:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Kolacja w Chinatown (w Scoot nic nie dadzą do jedzenia). Jedne z najlepszych chińskich restauracji poza Chinami imho mieszczą się właśnie w Singapurze w Chinatown.

Image

Image

Rachunek mnie ubawił ?

Image

Jeszcze jedna zmiana po pandemii. Nie trzeba kupować biletów na metro, wystarczy karta kredytowa przy bramce, opłata schodzi automatycznie za każdy przejazd. Fajne, wygodne rozwiązanie dla jednodniowego turysty.

Image

Na Changi ostatnie zakupy na lot (trójkąciki onigiri znane z Japonii) i do Sydney zabiera nas wypakowany po brzegi Dreamliner Scoota.

Image

Image

Udaje się przespać większość lotu chociaż jest dość ciasno na pokładzie i nie ma ekraników. Lądujemy w Sydney w południe, emigracja zajmuje dosłownie chwilkę. Odbieram uprzednio zarezerwowany samochód bo mamy w planie dojechać dzisiaj do Jindabyne u stóp masywu Góry Kościuszki a to prawie 450km. W dobrej cenie dostajemy dużego Forda Everesta

Image

Po drodze wypatrujemy kangurów ale jedzie się głownie szybką autostradą więc niewiele widać. Dopiero za Goulburn droga robi się bardziej lokalna. Podziwiamy panoramę Lake George.

Image

Image

Image

Na parkingu stado chruścieli australijskich.

Image

Image

Żywych kangurów brak ale przy trasie ich trup ściele się gęsto. Nikt nie zbiera trafionych sztuk i zalegają setkami na poboczach aż do pełnego rozkładu. Malują je tylko sprajem odblaskowym!

Po drodze Canberra – stolica Australii. Małe miasteczko, gdzie znajduje się siedziba rządu i parlament. Canberra została stolicą Australii na mocy kompromisu pomiędzy Sydney i Melbourne, każde z tych miast rościło sobie prawa do bycia stolicą nowego państwa i Canberra leżąca pośrodku została salomonowym rozwiązaniem. Oczywiście nie omieszkamy zwiedzać parlamentu.

Image

Image

Wejście jest darmowe, można literalnie zajrzeć na salę obrad. Na korytarzach spotykamy lokalnych polityków – panuje tu pełne otwarcie dla społeczeństwa.

Image

Image

Jeszcze obraz przedstawiający wizytę w parlamencie królowej Elżbiety.

Image

Dojeżdżamy do Jindabyne – naszej bazy narciarskiej. Wynajęliśmy tu apartament z widoczkiem na Lake Jindabyne

Image

Image

Miasteczko jest malutkie więc wieczorem spacerek na lokalne specjały. A tam swojsko brzmiące nazwy:

Image

Image

Miejscowy browar:

Image

Image

Pytamy jak to wymawiają, trzymajcie się: „kozjusko” Na nic nasze prostowania, nikt z lokalesów prawidłowo słowa „Kościuszko” nie powtórzy.

Rano wypożyczamy narty i jedzmy do wybranego ośrodka narciarskiego gdzie jest dużo śniegu – Perisher.

Image

To około 30 minut jazdy z Jindabyne. Droga nie zapowiada dziś szusowania.

Image

Wjeżdżamy do Parku Narodowego Mt. Kosciuszko. Wjazd jest płatny

Image

Pojawiają się górki i płaty śniegu

Image

Parkujemy na bardzo zapchanym parkingu. Wysiadamy, patrzymy na góry i …… jednocześnie wszyscy wybuchamy śmiechem! No … w sumie niby człowiek wiedzioł, że Alpy to to nie będą ale…. no Białka Tatrzańska to przy Perisherze mega wielki i wysoki ośrodek narciarski.

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (9)

mikolaj2206 6 września 2023 12:08 Odpowiedz
Jeśli chodzi o płatność kartą za metro w SIN to ta opcja była już przed pandemią :)
januszjanuszewski 6 września 2023 12:08 Odpowiedz
Zamiast dać zarobić góralom to pojechali do Austaralii.
abelincoln 6 września 2023 12:08 Odpowiedz
...bo było taniej niż w Zakopanem ;)
abelincoln 19 września 2023 12:08 Odpowiedz
hiszpan napisał: A nie mówili wam na pokładzie, że pas startowy znajduje się na świętej ziemi Aborygenów i nie wolno robić zdjęć? :D
agnieszka-s11 19 września 2023 12:08 Odpowiedz
Inspirujace, juz mi chodzi po glowie zimowe wejscie na Gore Kosciuszki. Cena za lot helikopterem ktora podales jest za osobe rozumiem, nie za caly helikopter?
hiszpan 20 września 2023 12:08 Odpowiedz
@agnieszka.s11 no niestety to cena od osoby :(@abelincoln zdawałem sobie sprawę, że cały ten teren to święta ziemia Aborygenów ale nikt tam nie zabraniał robić fotek. Co innego przy Uluru, tam są tablice uprzejmie proszące o brak focenia
pawel-epwr 26 września 2023 23:08 Odpowiedz
Byłem tam w środku ichniejszego lata. Muszki rzeczywiście nie dawały spokoju plus temperatura ponad 40 stopni, jednak te widoki i to miejsce warte jest każdych pieniędzy i niedogodności.
dmw 7 października 2023 23:08 Odpowiedz
Uluru jest największą i najbardziej znaną tego typu "świętą skałą" na świecie. Na drugim miejscu jest Sibebe Rock w Eswatini.
cart 7 października 2023 23:08 Odpowiedz
Jesteś kozak i szczerze gratuluję odwiedzenia 7 kontynentów w 7 miesięcy!