Ponieważ moja ostatnia relacja była jednym z zapalników (kolejnej) dyskusji o tym, czym jest prawdziwe podróżowanie – a co raczej jest zaliczaniem połączonym z narcystycznym ekshibicjonizmem https://www.fly4free.pl/forum/o-tym-co-to-znaczy-podrozowac,18,170639, chciałbym na samym początku zaznaczyć, że nie mam ambicji podróżniczych i tylko chciałem zrobić to, czego nie mogę zrobić w domu. Wyskoczyć na bazarek kupić coś smacznego i wygrzać starzejące się kości w ciepłej wodzie. To znaczy niby mam do plaży jakieś pół godziny rowerem, a Bałtyk – jak wszystko inne – coraz cieplejszy, ale wciąż to jakieś 17 stopni. A na Guam troszkę poniżej 30…
Natomiast jeśli chodzi o bazarek nawet zbytnio nie mam wymówki. Mieszkam tu już ładnych parę lat, ale nie udało mi się znaleźć miejsca, które byłoby podobne do naszych lokalnych targowisk czy bazarków. To znaczy są flagowe Torvehallerne, ale raczej obiekt na poziomie nowych Koszyków czy Hali Mirowskiej czyli dla starzejących się już hipsterów czy też turystów – a nie dawne Hale Banacha. To znaczy są jeszcze tureckie sklepy z rozwiniętą cześcią owocowo-warzywną, ale dla uzasadnienia swojego punktu widzenia je pominę. I przepraszam za warszawskocentryczne referencje, ale chyba będą zrozumiałe dla najszerszej publiczności. A na Guam jest bazarek co tydzień, w środę, w Chamorro. Co prawda nie można przywozić owoców do UE (poza kilkoma wyjątkami), ale nikt nie zabrania spożyć na miejscu.
Plan jest następujący:
Dzisiaj lot pozycjonujący do Krakowa, kiedyś dość regularnie latałem na tej trasie, ale od jakiegoś czasu nie jest mi z Norwegianem i tą trasą po drodze – póki co, aby tradycji stało sie zadość, podróż rozpoczynamy koniaczkiem. A i czujcie się ostrzeżeni, że będzie to zaliczanie połączone z lekko narcystycznym ekshibicjonizmem.
Ps. Jeśli troszkę się ten pierwszy wpis rozjeżdża z tytułem - cóż, wina Tuska @warsawreceiver, bo też chciałem zacząć tytuł relacji od "Aaaby", a dwie relacje z tym słowem w ciągu 3 godzin to troszkę za dużo
:DSpoko, prosty tytuł - czytany bez jednej spacji - jest na tyle sprośny, że może być [emoji16]Wczorajszy lot do Krakowa minął bez historii. Tak, jak wspomniałem, kiedyś latałem na tej trasie regularnie, ale po pierwsze konferencja którą odwiedzałem co roku nie przetrwała lockdownu, a przed pandemią Norwegian niezbyt dobrze skonstruował swój rozkład i na ostatnie kilkanaście lotów, prawie wszystkie były opóźnione (poza bodajże jednym) o godzinę albo i dwie. Ale jakoś nigdy nie o ponad trzy [emoji846]. Co nie zmienia faktu, że przylot do Krakowa po 23, szczególnie że przeważnie nie był to punkt docelowy - nie jest aż tak atrakcyjny...
Nie wspominając o locie powrotnym, który rozkładowo był ostatnim lądowaniem na CPH danego dnia, albo i pierwszym po północy - więc z opóźnieniem robiło się bardzo późno. A że mieszkałem wtedy pod Kopenhagą, to w połączeniu z przerwą techniczną całodobowego metra o 00:45 (nie wiedzieć czemu remonty były skorelowane z moimi powrotami) i nocnym autobusem jeżdżącym co godzinę czy dwie, skutecznie zniechęcilo mnie do tej trasy i tego przewoźnika. Ale, tym razem nie mogę narzekać. 737 max nie spadł, lot nie był spóźniony - a ja miałem miejsce na nogi i wolne miejsce obok.
Skoro już jestem w Polsce to sobie ponarzekam. Fajnie że na lotnisku człowiek chce skorzystać z toalety, ale w męskiej na przylotach pisuary były nieczynne, więc kolejka niczym na konferencji dla informatyków. Spoko, idziemy dalej, pierwsza toaleta w części ogólnodostępnej. Nieczynna... Nic to, mało czasu do odjazdu pociągu, więc idziemy dalej. Automat do biletów (wiem, burżuj ze mnie, 17 zł, ale że jutro meldujemy się w okolicach 5:30 na lotnisku, to bardziej liczyła się szybkość dojazdu niż cena) - UX dizajner płakał jak umieszczał przycisk "Next"...
A i na deser scenka rodzajowa z pociągu. Podchodzi pani do konduktora, nie zdążyła się odezwać, pan wskazując gdzieś za nią mówi: "Pani poczeka tam niżej". Odpowiedź: "Sorry, I don't...", na co pan konduktor wolniej i bardziej stanowczo "proszę poczekać tam". Pani zrozumiała. A polski to ponoć trudny język... [emoji16]
Aby zakończyć wątek narzekania - człowiek startuje rano z krakowskiego lotniska, jesień za pasem, a tu nawet mgły nie ma by dodać trochę chaosu do planu wyjazdu. Chaos i tłok za to na lotnisku:
Mimo że miałem późny przylot i wczesny wylot, to skorzystałem z oferty znanego i lubianego Ibisa Budget przy dworcu Głównym - nawet jeśli kosztowało to dodatkowe 34 zł w biletach kolejowych. Tym razem nie miałem ochoty na nocleg na lotnisku, bowiem spędziłem dwie nocki na twardej norweskiej ławeczce w lipcu, a kolejna jest planowana w listopadzie. Nocka, nie wizyta w Norwegii. Ponieważ mam troszkę dłuższą przesiadkę we Wiedniu, to poszedłem zobaczyć miejscówkę, gdzie owej listopadowej nocy będę mógł zmrużyć oko – na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że może lepiej jednak zarezerwować hotel. Ale, wracając do teraźniejszości.
Znaczy się nie do końca, bo w tym wpisie przeniesiemy się prawie o rok do tyłu, do przełomu września i października 2022 roku. Wtedy właśnie sobie liczyłem, gdzie mogę wrzucić nabytki milowe z kilku wypraw/zaliczeń planowanych na następne pół roku – tak, by zapewnić sobie najlepszą pozycję startową (czytaj mile do minimalizacji kosztów i maksymalizacji wrażeń) do wstępnie planowanego na 2024 małego marzenia podróżniczego, czyli RTW w C. I wyszło mi, że po Brazylii https://www.fly4free.pl/forum/lekko-pechowe-dwa-mgnienia-z-brazylii,212,167991, RPA https://www.fly4free.pl/forum/lot-opinie-recenzje-uwagi,226,74113?start=3780#p1573408 (tutaj nie planowałem relacji, ale drugi lot tegoż wyjazdu sprowokował mnie do popełnienia wpisu, który chyba jest moim najbardziej „lubianym” wpisem na tym forum[emoji4]) oraz Australii https://www.fly4free.pl/forum/zycie-mnie-mnie-czasem-czyli-tam-i-z-powrotem,217,169599 zabraknie mi jeszcze trochę mil do statusu dającego voucher na upgrade 2 podróży OW do C. A także golda Star Alliance na 4 lata.
I wtedy pojawiła się całkiem przyjemna oferta Lufthansy https://www.fly4free.pl/forum/wro-gum-3434-pln,232,167386&p=1559600. Szczególnie, że udało mi się znaleźć Y+ z Budapesztu za około 5k zł. A to już dawało tyle mil, ile potrzebowałem – mniej więcej. Nie zrozumcie mnie źle, Guam samo w sobie było atrakcją i miałem na tyle dużą chęć na kąpiele w wodzie mającej sympatyczną temperaturę – że nawet bez statusowych motywacji bym kupił ten bilet, ale skoro można połączyć przyjemne z pożytecznym, to czemu nie.
Co prawda dzisiaj już wiem, że RTW w C nie będzie w 2024 i na pewno nie będzie miało nic wspólnego z Turkish Airlines, więc zostanę z tymi kuponami na upgrade jak Himilsbach z angielskim - ale nie to miejsce, nie ten czas na tą historie. W dodatku, zupełnie nie w porę, bo już czas zmykać z saloniku na boarding lotu do Tokio.
Ciekawe podejście - przynajmniej dla mnie, mieli do boardingu we Wiedniu. Ponieważ boarding się spóźniał, to pod bramką było sporo ludzi. Pierwsze co zrobiła obsługa po przyjściu, to wygoniła wszystkich nie Business i nie Gold spod bramki i siedzeń - na korytarz idący przez całą długość terminala i na siedziska pod dalszymi bramkami. Ja nie narzekałem, ale trochę się głupio człowiek czuł czując na sobie spojrzenia tłumu ludzi stojących 10 metrów dalej...
Ponad dwunastogodzinny lot odbędzie się na pokładzie 777-200ER. Jeśli ktoś miałby ochotę na lot z przodu, to przy bramce zamiana Y+ na C kosztuje 850 euro. Lub 35k mil, co ciekawe, w poniedziałek, przez stronę to samo kosztowało 30k mil. Ja tym razem nie skorzystam, ale jako że lot powrotny jest dłuższy, to jestem na liście oczekujących na spalenie eVouchera. Mam tylko jeden i nie za wiele możliwości w najbliższym czasie do jego wykorzystania (bo większość okazji wymaga dwóch) - więc 14h na leżąco zamiast "na wpół" w Y+, brzmi jak dobry sposób wykorzystania tego covidowego gratisu. Zobaczymy tylko, czy skuteczny...
Na dobry początek lotu - sok pomarańczowy lub woda, w szkle, co jest zawsze miłe. Troszkę mniej mile jest to, że jesteśmy delikatnie opóźnieni i napój dostajemy jak zaczyna się boarding klasy ekonomicznej, i szklanki są zbierane jak się kończy - więc osoby przy przejściu muszą uważać przy piciu na uderzenia przeróżnych plecaków i toreb. Z drugiej strony, nie ma co narzekać. Przecież można było być uderzanym bez soku [emoji16]
Wkrótce po osiągnięciu wysokości przelotowej przekąska i przepitka. Czyli mała paczka krakersów oraz kawa, herbata, napoje, piwo czy wino. Ale już w plastikowym naczyniu. Ale nie będę narzekał, przynajmniej wino było całkiem w porządku.
Natomiast posiłek był mocno średnia, już mi się zdarzyło używać tego porównania, ale ze jest dobre, to je wykorzystam ponownie. Otóż wszystkie składniki dania smakowały bardziej jak pozostałości po rosole, niż samodzielne danie. Ale, słabość głównej potrawy były rekompensowane przez bardzo smaczny deser malinowy oraz uroczą filiżankę - taki mały wiedeński smaczek. Nie wiem czy to przez nią, czy może rzeczywiście tak było, ale tutaj kawa smakowała dużo lepiej.
Śniadanie też było lepsze niż główny posiłek - o dziwo, jajecznica smakowała jak produkt z jajek, a nie z proszku. Nie wnikając z czego w rzeczywistości była. No ale, prasowe półdobowy lot za mną - jak zwykle w samolocie bez snu, a jeszcze pół doby podróży przede mną...
I ostatni rozgrzewkowy post w tej relacji. Pewnie niektórzy z Was zauważyli pewną nieścisłość. Poprzednio wspominałem o tańszej opcji z Budapesztu, a tu nagle ruszam z Krakowa. United był na tyle miły, że zmienił czas lotu NRT-GUM i mogłem sobie troszkę pomieszać w rezerwacji. Może nie aż tak jak @solek https://www.fly4free.pl/forum/wro-gum-3434-pln,232,167386&p=1559023#p1594778, ale nie mogę narzekać. Co prawda pierwsza próba zmiany zakończyła się równie spektakularnym co niechcianym sukcesem…
…to już za kolejnym razem dostałem to, com chciał. Czyli punkt startowy z lepszym dla mnie dolotem. Co prawda wkrótce potem zrobiłem mały błąd i źle policzyłem dni podczas rezerwacji samochodu, ale kosztowało mnie będzie to jakieś 150 złotych, więc nie ma tragedii. Stwierdziłem otóż, że przy jetlagu, przylocie po 16, zachodzie słońca w okolicach 19 i skorzystaniu z sake w Tokio – nie ma sensu brać samochodu po przylocie, tylko lepiej pójść do hotelu, przespać się i rano udać się do wypożyczalni. Tylko że jakaś pomroczność jasna czy inna filipińska choroba spowodowała, iż rezerwację wziąłem na poranek dnia przylotu, a nie dzień później… Cóż, degustacja sake poczeka na podróż powrotną.
A jakiś czas potem nastąpiła zmiana planów, zachciało mi się małego skoku w bok i wynajem mógł być opóźniony o kolejną dobę… I tutaj pojawia się chyba debiut na forum – szukając informacji, zauważyłem, że Rota jeszcze nie gościła na łamach fly4free.
<skórzana kurtka>Ale, nie uprzedzajmy faktów. </skórzana kurtka>
(obrazek za https://www.visittheusa.com/destination/rota
)Przesiadka w Tokio była krótka - nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że będę tam o godzinę dłużej - ale obfitująca we wrażenia. Najpierw wizyta w saloniku na śniadanie, a potem potrzebowałem dostać nową kartę pokładową, ponieważ w Krakowie nie byli w stanie mi zarezerwować miejsca.
Więc przed boardingiem podszedłem do obsługi, wszystko przebiegło w miłej atmosferze, dostałem nową kartę pokładową. Potem, jak już podchodziłem do bramki, to pani - która mnie wcześniej obsługiwała - strasznie sobie na kimś łamała język, wzywając do kontaktu. Dopiero jak odbiłem się od bramki dotarło do mnie, że tak dziwnie brzmi japońska wersja mojego nazwiska. Podeszłem więc ponownie do pani i dowiedziałem się, że ponoć nie ma do mojego paszportu podpiętej żadnej ESTA'y. Co mnie trochę zdziwiło, bowiem całkiem niedawno wjeżdżałem do Stanów na niej bez żadnych problemów. Więc pokazałem potwierdzenie, z dużym przekonaniem powiedziałem pani że mam prawo wjazdu. Najwyraźniej tam bardziej ufają ludziom i po jakiś pięciu minutach klikania pani pozwoliła mi wejść na pokład. Uff.
Lot na Guam niezbyt warty zapamiętania. Zaskakująco dużo miejsca na nogi, kiepski posiłek, kiepska rozrywka pokładową i niewiele więcej. Natomiast gdzieś w połowie drogi dokonałem niezbyt miłego odkrycia: zapomniałem przejściówki i to chyba będzie moje pierwsze zadanie po wylądowaniu...
...potem okazało się, że troszkę więcej problemów sobie zafundowałem. Ale o tym w następnym wpisie.Hmm, na Guam jestem od 4,5h i w życiu nie szukałem (ani nie byłem - no chyba że uznać za wariację na temat kilkugodzinny pobyt w saloniku [emoji16]) all- więc nawet nie wiem na co się powinno patrzeć. Przepraszam @konkwisotr ale nie jestem dobrym adresatem twojego pytania.
Aktualnie jestem w hotelu, który ma 8 miejsc parkingowych na kilkadziesiąt pokoi, z czego jedno to niebieskie a na drugim stoi służbowy wóz. A i dostałem ponoć upgrade, ale i tak "bliźniacy flippingu" czy jak się tam nazywa ten program, na którym bliźniacy podrasowują mieszkania - jakby tu weszli, to od razu chwycili za młoty i z wigorem by to skończyli...No cóż, człowiek czasem pada ofiarą własnego poczucia wspaniałości. Ponieważ przeważnie biorę podobny zestaw rzeczy na tego typu wyjazdy, mam mało bagażu, to pakowałem się kilka godzin przed wyjściem. I nie pomyślałem o przejściówce. Własna głupota kosztowała mnie 10 dolarów, nie tak źle. Potem zapłaciłem frycowe za nieprzespaną noc w samolocie i krótki sen noc wcześniej. Przy opłacie za samochód pani powiedziała że nie akceptuje terminal karty. Spoko, dałem drugą i popatrzyłem co robi. Pani włożyła kartę, terminal zapytał o pin, pani zaczęła wpisywać 4 zera. Zatrzymałem ja, wpisałem co trzeba, przeszło. A że pani nie sprzedawała nachalnie dodatkowego ubezpieczenia, to dopiero potem do mnie dotarło, że mam ubezpieczenie samochodowe na tej pierwszej karcie... jeszcze nie wiem ile i czy mnie to będzie kosztowało. A potem dostałem smsa od dostarczyciela najlepszego roamingu na świecie(tm), że prewencyjne po 250 koronach zużycia zablokowali mi roaming i mogę do nich napisać jakbym chciał zdjąć ten kaganiec. Hmmm, przecież powinienem w Stanach "darmowy"... otóż nie na wszystkich terenach stowarzyszonych. Znowu. Poczułem się pewnie i nie sprawdziłem do końca. Gorzej, że nie znalazłem na lotnisku miejsca gdzie mógłbym kupić lokalną kartę, a wifi lotniskowe działało, jakby była pora deszczowa. Więc dużo czasu mi zajęło znalezienie miejsca, gdzie mogę takową kupić i zrobienie screena mapy, jak tam dojechać. Prawie jak w XiX wieku... koszt: 10$ SIM (4 dni netu gratis) i 5$ doładowanie po tych 4 dniach. I prawie 1.5h czasu. Uczcie się na moich błędach [emoji16]
Ale już jestem na Guam i dzisiaj, jeszcze przed tym powyższym, chciałem tylko się lekko zapoznać z wyspą. Po pierwsze jestem mocno niewyspany, po drugie miałem godzinę do zmierzchu, a po trzecie - to wakacje mają być...
Więc udałem się na two lovers point - cóż, komercja wysokiego poziomu, łącznie z tym, że by dojść do miejsca w którym widać klif - trzeba zapłacić 3 dolary. Odpuściłem sobie.
Tuż obok jest plaża Tanguisson. Brzmi swojsko, więc się tam przejechałem. Swojsko dla mnie, c dla was może mniej [emoji6] Blisko, ale droga pamięta lepsze czasy - dziura pogania łatę. I wąsko. A na miejscu? Po pierwsze, tylko lokalsi. Po drugie misz-masz ładnych widoków z brzydkimi. Tuż obok jest nieczynna chyba elektrownia, i taki klimat rodem z escape from Tarkov. Plus tona śmieci. Mam nadzieję, że to tylko w tym jednym miejscu, bo syf strasznie minimalizuje przyjemność że zwiedzania, ale...
Na koniec dnia skoczyłem sobie na piwo do Guam Brewery. Co łączyło się z 2,5 kilometra spaceru po ciemnych, nierównych chodnikach - ale czego nie robi się dla nałogu... Na miejscu było nas trzech. Mają tam ciekawy pomysł na otwarcie rachunku - barman wziął ode mnie kartę i oddał dopiero jak go zamykałem. A i nie ma zbytnio widocznych cen, więc albo trzeba się dopytywać, albo ryzykować. Tego drugiego nie polecam, ceny kopenhaskie - 0,4 za około 40 złotych. Smakowo może być, ale bez rewelacji.
Ps. Obserwacja z drałowania po zaułkach. Ilość wciąż czynnych o tej porze salonów masażu jest zastanawiająca (szczególnie tych 24h). Ciekawi mnie, ale też krępuje się zapytać, czy to takie jak w Tajlandii, czy po prostu ludzie tutaj lubią się zrelaksować w ten sposób wieczorem...Ponieważ miejsce w którym spałem nie oferowało śniadania, więc wybrałem się do Pikas cafe, z tego co czytałem, fajne miejsce z lokalnym żarciem oferujące śniadania przez cały dzień - to znaczy aż do zamknięcia o 14. Co prawda oferowali też burgery, ale może tutaj je się je też na śniadanie... było smacznie i dużo - czego chcieć więcej?
Potem podjechałem do centrum Hagatna, zobaczyć Plaza de Espana. I to był bardzo depresyjny widok. Owszem zielenina zadbana, ale pozostałości po dawnym placu gubernatora trochę straszą zaniedbaniem. Nie mówiąc o tym, że stały się miejscem noclegowym dla bezdomnych.
Może dlatego, że tuż obok znajduje się bazylika - gdzie pewnie jakaś forma wsparcia dla nich istnieje.
Aby troszkę się poczuć lepiej, przeszedłem się do parku nad oceanem. Co prawda infrastruktura tam jest w równie dobrym stanie, co znaki poniżej, ale za to rośliny i widok na nabrzeże potrafią to zrekompensować.
Niby wciąż jesteśmy w Ameryce...
Ale można się poczuć jak na rynku dowolnego polskiego miasteczka [emoji16]
Dzisiaj czekał mnie mały skok w bok, na Rota – półgodzinny lot 8-osobowym Piperem PA-31-350 Navajo Chieftain linii STAR Marianas Air. STAR jak Saipan, Tinian, Aguiguan, and Rota. Mała lokalna linia, posiadająca 11 samolotów i wykonująca około 200 lotów dziennie. Czyli mniej więcej tyle, ile pewna środkowoeuropejska linia mająca 74 (lub 75 – na zalinkowanej stronie nie mogą się zdecydować) z ambicjami.https://www.lot.com/uz/pl/odkrywaj/o-lot/lot-w-liczbach
Pierwotnie, planowałem zrobić sobie wypad z Guam na trasie GUM-ROP-SPN-GUM, ale pomiędzy zakupem biletów na Guam w zeszłym roku, a „właściwym” planowaniem, linie Marianas Southern Airways obsługujące te połączenia nie otrzymały rządowego finansowania na które liczyły – i przestały działać. United na trasie GUM-SPN jest bardzo drogi (a jakoś milowych biletów mi się nie udało trafić), więc inne wyspy sobie odpuściłem. Szczególnie, że w lipcu – kiedy planowałem ten wyjazd i rezerwowałem – niezbyt miałem czas na szukanie opcji. Ale, pewnego sierpniowego dnia, LOT zafundował mi nieoczekiwane dodatkowe 2,5h w Polonezie opóźniając lot, i przy bardzo zacnym winie z Dolnego Śląska nawiedziła mnie myśl, że jakoś na Rota muszą się ludzie dostawać. I może coś poza zbankrutowaną linią tam lata. Tym sposobem natknąłem się na coś, czego nawet nie umiem znaleźć w zasobach flightradar24...
Swoją drogą, bardzo zaintrygował mnie jeden punkt z ichniejszego FAQ. Jak często są ciasta przewożone – i jak wielkie, że trzeba było tą kwestię opisać na stronie.
Quote:
1. Can we send cake as cargo? We no longer accept cakes through cargo. However, you are able to hand-carry cakes that are big enough to be placed on your lap. Any over-sized cake is not accepted.
Za to na pewno wiozą tutejszy ekwiwalent worka ziemniaków... i to dwóch różnych pasażerów.
Tego nie wiedziałem wcześniej - albo tej informacji nie ma, albo jest dobrze ukryta. Loty STARa odbywają się z innego terminala niż pozostałe loty pasażerskie - z terminala cargo. Jakieś 5 minut na piechotę od głównego. Dobrze że tylko tyle, bo inaczej miałbym problem, bo byłem na lotnisku tuż przed rozpoczęciem odprawy - zaczyna się 45 minut przed lotem. Dla zmotoryzowanych: obok jest parking, chyba darmowy w przeciwieństwie do tego "głównego". Odprawa była bardzo miła - pani przepisała na karteczkę moje dane, mocno się przy tym dziwiąc mojemu nazwisku. Na tyle, że po chwili uczyłem trzech osób wymowy [emoji16] potem zabierają bagaż podręczny (potem zauważyłem że tylko mi zabrali. Może dlatego że jestem jedynym nie-lokalnym pasażerem, a może chcieli mi ulżyć), ważą i dają pokwitowanie. Potem pasażer jest zapraszamy na wagę. Informacja o łącznej wadze też ląduje na karteczce. I na koniec dostajemy deklarację celną do wypełnienia. A po jakiś 15 minutach pan rozdaje karty pokładowe. Wyglądające tak [emoji2957]
Potem, jak tylko wyładowali przylatujących pasażerów i ich bagaże, zabrali nas. Dobrze, że się interesowałem wszystkim wokół - bo mój plecak wylądował na wózkach z bagażami przylatujących i był bliski pozostania na Guam. Ciekawe, że nawet przy 8 pasażerach mogą pogubić bagaż [emoji16]
Pro tip, przy locie z Guam lepiej wybrać prawą stronę - miejsca parzyste, gdy samolot leci wzdłuż brzegu, to wyspa jest właśnie po tej stronie.
Super się zapowiada ! Ja wróciłem ze swojej wyprawy z tej samej wrzutki tydzień temu i chętnie wrócę w twojej relacji na GUAM. Poniżej fotki z Island Hoopera UA155.
Hmm, na Guam jestem od 4,5h i w życiu nie szukałem (ani nie byłem - no chyba że uznać za wariację na temat kilkugodzinny pobyt w saloniku [emoji16]) all- więc nawet nie wiem na co się powinno patrzeć. Przepraszam @konkwisotr ale nie jestem dobrym adresatem twojego pytania.Aktualnie jestem w hotelu, który ma 8 miejsc parkingowych na kilkadziesiąt pokoi, z czego jedno to niebieskie a na drugim stoi służbowy wóz. A i dostałem ponoć upgrade, ale i tak "bliźniacy flippingu" czy jak się tam nazywa ten program, na którym bliźniacy podrasowują mieszkania - jakby tu weszli, to od razu chwycili za młoty i z wigorem by to skończyli...
@kumkwat_kwiat miałeś szansę, niedawno były promocyjne loty z PL na Guam [emoji16] a tak poważnie, ta IPA była solidna, ale nic wartego specjalnej podróży.
Szkoda, że Marianas Southern Airways już nie latają. Miałam nadzieję polecieć z nimi ponownie z Saipan na Tinian. Rota też mam zamiar odwiedzić przy następnym pobycie. Tajemnicą latania United z Guam jest posiadanie ich mil, inaczej można przewrócić się na widok cen za gotówkę. Otworzyli już Ypao Road na Guam? Ile miałeś przesiadki w Tokyo? Mój bilet ma tylko 1h, więc spodziewam się lecieć kolejnym lotem parę godzin później. Dostałam też z United email o zmianach lotów Swiss, zobaczę później czy to daje możliwość zmiany innych lotów i zrobienia stopover w TYO.
@Aga_podrozniczka Dokładnie - ceny United były takie, że nie miało sensu z nich korzystać...Miałem 2h na przesiadkę - przy transferze międzynarodowym wydaje mi się, że godzina też może starczyć.Nie mam pojęcia czy Ypao Road jest otwarta. Jest tam coś ciekawego?
Byłam na tym szlaku przy jaskini Pagat. Faktycznie rozdziela się na dwa. Była tam grupa żołnierzy, którzy poszli w dwie różne strony. Ja poszłam z nimi w lewo, nad wode. Powrót nie był tragiczny, aczkolwiek można było zmęczyć się pod górkę. Podczas mojej wizyty bylo sucho, więc łatwo wchodziło się. Jak wróciłam do samochodu, to ta druga grupa już czekała przy drodze i niecierpliwiła się. Nie wiem jak daleko zaszli.Ritidian Point byl zamkniety rowniez w lutym. O Ypao Road pytałam się, bo bez niej ciężko dostac się do zatoki z Days Inn. Uzywam Days Inn do krótkich postojów i bylam rozczarowana, ze nie mogę dojść nad wodę.Gun Beach jest polecane jako miejsce do snorkowania. Wchodzi sie do wody przy rurze, bo wszędzie indziej są rafy. Ewentualnie przy hotelu, mają tam kładkę drewnianą. Nie widziałam tam nic nowego w wodzie oprócz jednego żyjątka przyklejonego do rafy, ale nie sprawdzałam jak się nazywa.Nie snorkowales nigdzie czy nie doczytałam?
@konkwisotr może takie coś Cię zainteresuje: https://www.picresorts.com/guam/ (ich złoty pakiet), aczkolwiek nie jest to "pełne" all-. Takiego typu tutaj nie widziałem.@Aga_podrozniczka tym razem nie ma snorkuję. Teraz się przeniosłem do Wyndham Gardens - który polecam, bo ma całkiem rozsądne ceny i ładne, nowoczesne pokoje - o rzut beretem od Days Inn, więc pewnie jutro się przekonam jakie jest dojście
:)
Przynajmniej pokazujesz, że jest co zwiedzać na Guam, bo tak to na forum ciągle były wypowiedzi, że nie ma nic ciekawego i wystarczy tam 1-2 dni. Ja tam lubię latać i pojeździć po okolicy.Wyndham Gardens jest prawie obok Days Inn. Days Inn nie jest super jakości, ale po tygodniu na kampingu było dla mnie wręcz luksusowe. Dobre miejsce na tani stopover.
Chyba bardziej to metalowe coś z ostatniego zdjęcia. Może tego nie widać, ale przy kółku jest rączka i można kręcić tak, że aż państwo zademonstrują pewne czynności...
Kmart nie jest zły, można kupić dużo tanich rzeczy i co ważne jest otwarty całą dobę. Ale ta knajpa przy wejściu, która również tak się reklamuje, była nieczynna jak pojechałam zjeść śniadanie o 4.00 rano.
Nie korzystałem z żarłodajni w Kmarcie, ale widziałem, że w Micronesia mall - przy głównym wejściu - była jakaś knajpa z jedzeniem reklamująca się, że jest czynna 24h. Tak na przyszłość [emoji846]
Natomiast jeśli chodzi o bazarek nawet zbytnio nie mam wymówki. Mieszkam tu już ładnych parę lat, ale nie udało mi się znaleźć miejsca, które byłoby podobne do naszych lokalnych targowisk czy bazarków. To znaczy są flagowe Torvehallerne, ale raczej obiekt na poziomie nowych Koszyków czy Hali Mirowskiej czyli dla starzejących się już hipsterów czy też turystów – a nie dawne Hale Banacha. To znaczy są jeszcze tureckie sklepy z rozwiniętą cześcią owocowo-warzywną, ale dla uzasadnienia swojego punktu widzenia je pominę. I przepraszam za warszawskocentryczne referencje, ale chyba będą zrozumiałe dla najszerszej publiczności. A na Guam jest bazarek co tydzień, w środę, w Chamorro. Co prawda nie można przywozić owoców do UE (poza kilkoma wyjątkami), ale nikt nie zabrania spożyć na miejscu.
Plan jest następujący:
Dzisiaj lot pozycjonujący do Krakowa, kiedyś dość regularnie latałem na tej trasie, ale od jakiegoś czasu nie jest mi z Norwegianem i tą trasą po drodze – póki co, aby tradycji stało sie zadość, podróż rozpoczynamy koniaczkiem. A i czujcie się ostrzeżeni, że będzie to zaliczanie połączone z lekko narcystycznym ekshibicjonizmem.
Ps. Jeśli troszkę się ten pierwszy wpis rozjeżdża z tytułem - cóż, wina
Tuska@warsawreceiver, bo też chciałem zacząć tytuł relacji od "Aaaby", a dwie relacje z tym słowem w ciągu 3 godzin to troszkę za dużo :DSpoko, prosty tytuł - czytany bez jednej spacji - jest na tyle sprośny, że może być [emoji16]Wczorajszy lot do Krakowa minął bez historii. Tak, jak wspomniałem, kiedyś latałem na tej trasie regularnie, ale po pierwsze konferencja którą odwiedzałem co roku nie przetrwała lockdownu, a przed pandemią Norwegian niezbyt dobrze skonstruował swój rozkład i na ostatnie kilkanaście lotów, prawie wszystkie były opóźnione (poza bodajże jednym) o godzinę albo i dwie. Ale jakoś nigdy nie o ponad trzy [emoji846]. Co nie zmienia faktu, że przylot do Krakowa po 23, szczególnie że przeważnie nie był to punkt docelowy - nie jest aż tak atrakcyjny...Nie wspominając o locie powrotnym, który rozkładowo był ostatnim lądowaniem na CPH danego dnia, albo i pierwszym po północy - więc z opóźnieniem robiło się bardzo późno. A że mieszkałem wtedy pod Kopenhagą, to w połączeniu z przerwą techniczną całodobowego metra o 00:45 (nie wiedzieć czemu remonty były skorelowane z moimi powrotami) i nocnym autobusem jeżdżącym co godzinę czy dwie, skutecznie zniechęcilo mnie do tej trasy i tego przewoźnika. Ale, tym razem nie mogę narzekać. 737 max nie spadł, lot nie był spóźniony - a ja miałem miejsce na nogi i wolne miejsce obok.
Skoro już jestem w Polsce to sobie ponarzekam. Fajnie że na lotnisku człowiek chce skorzystać z toalety, ale w męskiej na przylotach pisuary były nieczynne, więc kolejka niczym na konferencji dla informatyków. Spoko, idziemy dalej, pierwsza toaleta w części ogólnodostępnej. Nieczynna... Nic to, mało czasu do odjazdu pociągu, więc idziemy dalej. Automat do biletów (wiem, burżuj ze mnie, 17 zł, ale że jutro meldujemy się w okolicach 5:30 na lotnisku, to bardziej liczyła się szybkość dojazdu niż cena) - UX dizajner płakał jak umieszczał przycisk "Next"...
A i na deser scenka rodzajowa z pociągu. Podchodzi pani do konduktora, nie zdążyła się odezwać, pan wskazując gdzieś za nią mówi: "Pani poczeka tam niżej". Odpowiedź: "Sorry, I don't...", na co pan konduktor wolniej i bardziej stanowczo "proszę poczekać tam". Pani zrozumiała. A polski to ponoć trudny język... [emoji16]
Aby zakończyć wątek narzekania - człowiek startuje rano z krakowskiego lotniska, jesień za pasem, a tu nawet mgły nie ma by dodać trochę chaosu do planu wyjazdu. Chaos i tłok za to na lotnisku:
Mimo że miałem późny przylot i wczesny wylot, to skorzystałem z oferty znanego i lubianego Ibisa Budget przy dworcu Głównym - nawet jeśli kosztowało to dodatkowe 34 zł w biletach kolejowych. Tym razem nie miałem ochoty na nocleg na lotnisku, bowiem spędziłem dwie nocki na twardej norweskiej ławeczce w lipcu, a kolejna jest planowana w listopadzie. Nocka, nie wizyta w Norwegii. Ponieważ mam troszkę dłuższą przesiadkę we Wiedniu, to poszedłem zobaczyć miejscówkę, gdzie owej listopadowej nocy będę mógł zmrużyć oko – na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że może lepiej jednak zarezerwować hotel. Ale, wracając do teraźniejszości.
Znaczy się nie do końca, bo w tym wpisie przeniesiemy się prawie o rok do tyłu, do przełomu września i października 2022 roku. Wtedy właśnie sobie liczyłem, gdzie mogę wrzucić nabytki milowe z kilku wypraw/zaliczeń planowanych na następne pół roku – tak, by zapewnić sobie najlepszą pozycję startową (czytaj mile do minimalizacji kosztów i maksymalizacji wrażeń) do wstępnie planowanego na 2024 małego marzenia podróżniczego, czyli RTW w C. I wyszło mi, że po Brazylii https://www.fly4free.pl/forum/lekko-pechowe-dwa-mgnienia-z-brazylii,212,167991, RPA https://www.fly4free.pl/forum/lot-opinie-recenzje-uwagi,226,74113?start=3780#p1573408 (tutaj nie planowałem relacji, ale drugi lot tegoż wyjazdu sprowokował mnie do popełnienia wpisu, który chyba jest moim najbardziej „lubianym” wpisem na tym forum[emoji4]) oraz Australii https://www.fly4free.pl/forum/zycie-mnie-mnie-czasem-czyli-tam-i-z-powrotem,217,169599 zabraknie mi jeszcze trochę mil do statusu dającego voucher na upgrade 2 podróży OW do C. A także golda Star Alliance na 4 lata.
I wtedy pojawiła się całkiem przyjemna oferta Lufthansy https://www.fly4free.pl/forum/wro-gum-3434-pln,232,167386&p=1559600. Szczególnie, że udało mi się znaleźć Y+ z Budapesztu za około 5k zł. A to już dawało tyle mil, ile potrzebowałem – mniej więcej. Nie zrozumcie mnie źle, Guam samo w sobie było atrakcją i miałem na tyle dużą chęć na kąpiele w wodzie mającej sympatyczną temperaturę – że nawet bez statusowych motywacji bym kupił ten bilet, ale skoro można połączyć przyjemne z pożytecznym, to czemu nie.
Co prawda dzisiaj już wiem, że RTW w C nie będzie w 2024 i na pewno nie będzie miało nic wspólnego z Turkish Airlines, więc zostanę z tymi kuponami na upgrade jak Himilsbach z angielskim - ale nie to miejsce, nie ten czas na tą historie. W dodatku, zupełnie nie w porę, bo już czas zmykać z saloniku na boarding lotu do Tokio.
Ciekawe podejście - przynajmniej dla mnie, mieli do boardingu we Wiedniu. Ponieważ boarding się spóźniał, to pod bramką było sporo ludzi. Pierwsze co zrobiła obsługa po przyjściu, to wygoniła wszystkich nie Business i nie Gold spod bramki i siedzeń - na korytarz idący przez całą długość terminala i na siedziska pod dalszymi bramkami. Ja nie narzekałem, ale trochę się głupio człowiek czuł czując na sobie spojrzenia tłumu ludzi stojących 10 metrów dalej...
Ponad dwunastogodzinny lot odbędzie się na pokładzie 777-200ER. Jeśli ktoś miałby ochotę na lot z przodu, to przy bramce zamiana Y+ na C kosztuje 850 euro. Lub 35k mil, co ciekawe, w poniedziałek, przez stronę to samo kosztowało 30k mil. Ja tym razem nie skorzystam, ale jako że lot powrotny jest dłuższy, to jestem na liście oczekujących na spalenie eVouchera. Mam tylko jeden i nie za wiele możliwości w najbliższym czasie do jego wykorzystania (bo większość okazji wymaga dwóch) - więc 14h na leżąco zamiast "na wpół" w Y+, brzmi jak dobry sposób wykorzystania tego covidowego gratisu. Zobaczymy tylko, czy skuteczny...
Na dobry początek lotu - sok pomarańczowy lub woda, w szkle, co jest zawsze miłe. Troszkę mniej mile jest to, że jesteśmy delikatnie opóźnieni i napój dostajemy jak zaczyna się boarding klasy ekonomicznej, i szklanki są zbierane jak się kończy - więc osoby przy przejściu muszą uważać przy piciu na uderzenia przeróżnych plecaków i toreb. Z drugiej strony, nie ma co narzekać. Przecież można było być uderzanym bez soku [emoji16]
Wkrótce po osiągnięciu wysokości przelotowej przekąska i przepitka. Czyli mała paczka krakersów oraz kawa, herbata, napoje, piwo czy wino. Ale już w plastikowym naczyniu. Ale nie będę narzekał, przynajmniej wino było całkiem w porządku.
Natomiast posiłek był mocno średnia, już mi się zdarzyło używać tego porównania, ale ze jest dobre, to je wykorzystam ponownie. Otóż wszystkie składniki dania smakowały bardziej jak pozostałości po rosole, niż samodzielne danie. Ale, słabość głównej potrawy były rekompensowane przez bardzo smaczny deser malinowy oraz uroczą filiżankę - taki mały wiedeński smaczek. Nie wiem czy to przez nią, czy może rzeczywiście tak było, ale tutaj kawa smakowała dużo lepiej.
Śniadanie też było lepsze niż główny posiłek - o dziwo, jajecznica smakowała jak produkt z jajek, a nie z proszku. Nie wnikając z czego w rzeczywistości była. No ale, prasowe półdobowy lot za mną - jak zwykle w samolocie bez snu, a jeszcze pół doby podróży przede mną...
I ostatni rozgrzewkowy post w tej relacji. Pewnie niektórzy z Was zauważyli pewną nieścisłość. Poprzednio wspominałem o tańszej opcji z Budapesztu, a tu nagle ruszam z Krakowa. United był na tyle miły, że zmienił czas lotu NRT-GUM i mogłem sobie troszkę pomieszać w rezerwacji. Może nie aż tak jak @solek https://www.fly4free.pl/forum/wro-gum-3434-pln,232,167386&p=1559023#p1594778, ale nie mogę narzekać. Co prawda pierwsza próba zmiany zakończyła się równie spektakularnym co niechcianym sukcesem…
…to już za kolejnym razem dostałem to, com chciał. Czyli punkt startowy z lepszym dla mnie dolotem. Co prawda wkrótce potem zrobiłem mały błąd i źle policzyłem dni podczas rezerwacji samochodu, ale kosztowało mnie będzie to jakieś 150 złotych, więc nie ma tragedii. Stwierdziłem otóż, że przy jetlagu, przylocie po 16, zachodzie słońca w okolicach 19 i skorzystaniu z sake w Tokio – nie ma sensu brać samochodu po przylocie, tylko lepiej pójść do hotelu, przespać się i rano udać się do wypożyczalni. Tylko że jakaś pomroczność jasna czy inna filipińska choroba spowodowała, iż rezerwację wziąłem na poranek dnia przylotu, a nie dzień później… Cóż, degustacja sake poczeka na podróż powrotną.
A jakiś czas potem nastąpiła zmiana planów, zachciało mi się małego skoku w bok i wynajem mógł być opóźniony o kolejną dobę… I tutaj pojawia się chyba debiut na forum – szukając informacji, zauważyłem, że Rota jeszcze nie gościła na łamach fly4free.
<skórzana kurtka>Ale, nie uprzedzajmy faktów. </skórzana kurtka>
(obrazek za https://www.visittheusa.com/destination/rota )Przesiadka w Tokio była krótka - nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że będę tam o godzinę dłużej - ale obfitująca we wrażenia. Najpierw wizyta w saloniku na śniadanie, a potem potrzebowałem dostać nową kartę pokładową, ponieważ w Krakowie nie byli w stanie mi zarezerwować miejsca.
Więc przed boardingiem podszedłem do obsługi, wszystko przebiegło w miłej atmosferze, dostałem nową kartę pokładową. Potem, jak już podchodziłem do bramki, to pani - która mnie wcześniej obsługiwała - strasznie sobie na kimś łamała język, wzywając do kontaktu. Dopiero jak odbiłem się od bramki dotarło do mnie, że tak dziwnie brzmi japońska wersja mojego nazwiska.
Podeszłem więc ponownie do pani i dowiedziałem się, że ponoć nie ma do mojego paszportu podpiętej żadnej ESTA'y. Co mnie trochę zdziwiło, bowiem całkiem niedawno wjeżdżałem do Stanów na niej bez żadnych problemów. Więc pokazałem potwierdzenie, z dużym przekonaniem powiedziałem pani że mam prawo wjazdu. Najwyraźniej tam bardziej ufają ludziom i po jakiś pięciu minutach klikania pani pozwoliła mi wejść na pokład. Uff.
Lot na Guam niezbyt warty zapamiętania. Zaskakująco dużo miejsca na nogi, kiepski posiłek, kiepska rozrywka pokładową i niewiele więcej. Natomiast gdzieś w połowie drogi dokonałem niezbyt miłego odkrycia: zapomniałem przejściówki i to chyba będzie moje pierwsze zadanie po wylądowaniu...
...potem okazało się, że troszkę więcej problemów sobie zafundowałem. Ale o tym w następnym wpisie.Hmm, na Guam jestem od 4,5h i w życiu nie szukałem (ani nie byłem - no chyba że uznać za wariację na temat kilkugodzinny pobyt w saloniku [emoji16]) all- więc nawet nie wiem na co się powinno patrzeć. Przepraszam @konkwisotr ale nie jestem dobrym adresatem twojego pytania.
Aktualnie jestem w hotelu, który ma 8 miejsc parkingowych na kilkadziesiąt pokoi, z czego jedno to niebieskie a na drugim stoi służbowy wóz. A i dostałem ponoć upgrade, ale i tak "bliźniacy flippingu" czy jak się tam nazywa ten program, na którym bliźniacy podrasowują mieszkania - jakby tu weszli, to od razu chwycili za młoty i z wigorem by to skończyli...No cóż, człowiek czasem pada ofiarą własnego poczucia wspaniałości. Ponieważ przeważnie biorę podobny zestaw rzeczy na tego typu wyjazdy, mam mało bagażu, to pakowałem się kilka godzin przed wyjściem. I nie pomyślałem o przejściówce. Własna głupota kosztowała mnie 10 dolarów, nie tak źle.
Potem zapłaciłem frycowe za nieprzespaną noc w samolocie i krótki sen noc wcześniej. Przy opłacie za samochód pani powiedziała że nie akceptuje terminal karty. Spoko, dałem drugą i popatrzyłem co robi. Pani włożyła kartę, terminal zapytał o pin, pani zaczęła wpisywać 4 zera. Zatrzymałem ja, wpisałem co trzeba, przeszło. A że pani nie sprzedawała nachalnie dodatkowego ubezpieczenia, to dopiero potem do mnie dotarło, że mam ubezpieczenie samochodowe na tej pierwszej karcie... jeszcze nie wiem ile i czy mnie to będzie kosztowało.
A potem dostałem smsa od dostarczyciela najlepszego roamingu na świecie(tm), że prewencyjne po 250 koronach zużycia zablokowali mi roaming i mogę do nich napisać jakbym chciał zdjąć ten kaganiec. Hmmm, przecież powinienem w Stanach "darmowy"... otóż nie na wszystkich terenach stowarzyszonych. Znowu. Poczułem się pewnie i nie sprawdziłem do końca.
Gorzej, że nie znalazłem na lotnisku miejsca gdzie mógłbym kupić lokalną kartę, a wifi lotniskowe działało, jakby była pora deszczowa. Więc dużo czasu mi zajęło znalezienie miejsca, gdzie mogę takową kupić i zrobienie screena mapy, jak tam dojechać. Prawie jak w XiX wieku... koszt: 10$ SIM (4 dni netu gratis) i 5$ doładowanie po tych 4 dniach. I prawie 1.5h czasu. Uczcie się na moich błędach [emoji16]
Ale już jestem na Guam i dzisiaj, jeszcze przed tym powyższym, chciałem tylko się lekko zapoznać z wyspą. Po pierwsze jestem mocno niewyspany, po drugie miałem godzinę do zmierzchu, a po trzecie - to wakacje mają być...
Więc udałem się na two lovers point - cóż, komercja wysokiego poziomu, łącznie z tym, że by dojść do miejsca w którym widać klif - trzeba zapłacić 3 dolary. Odpuściłem sobie.
Tuż obok jest plaża Tanguisson. Brzmi swojsko, więc się tam przejechałem. Swojsko dla mnie, c dla was może mniej [emoji6] Blisko, ale droga pamięta lepsze czasy - dziura pogania łatę. I wąsko. A na miejscu? Po pierwsze, tylko lokalsi. Po drugie misz-masz ładnych widoków z brzydkimi. Tuż obok jest nieczynna chyba elektrownia, i taki klimat rodem z escape from Tarkov. Plus tona śmieci. Mam nadzieję, że to tylko w tym jednym miejscu, bo syf strasznie minimalizuje przyjemność że zwiedzania, ale...
Na koniec dnia skoczyłem sobie na piwo do Guam Brewery. Co łączyło się z 2,5 kilometra spaceru po ciemnych, nierównych chodnikach - ale czego nie robi się dla nałogu... Na miejscu było nas trzech. Mają tam ciekawy pomysł na otwarcie rachunku - barman wziął ode mnie kartę i oddał dopiero jak go zamykałem. A i nie ma zbytnio widocznych cen, więc albo trzeba się dopytywać, albo ryzykować. Tego drugiego nie polecam, ceny kopenhaskie - 0,4 za około 40 złotych. Smakowo może być, ale bez rewelacji.
Ps. Obserwacja z drałowania po zaułkach. Ilość wciąż czynnych o tej porze salonów masażu jest zastanawiająca (szczególnie tych 24h). Ciekawi mnie, ale też krępuje się zapytać, czy to takie jak w Tajlandii, czy po prostu ludzie tutaj lubią się zrelaksować w ten sposób wieczorem...Ponieważ miejsce w którym spałem nie oferowało śniadania, więc wybrałem się do Pikas cafe, z tego co czytałem, fajne miejsce z lokalnym żarciem oferujące śniadania przez cały dzień - to znaczy aż do zamknięcia o 14. Co prawda oferowali też burgery, ale może tutaj je się je też na śniadanie... było smacznie i dużo - czego chcieć więcej?
Potem podjechałem do centrum Hagatna, zobaczyć Plaza de Espana. I to był bardzo depresyjny widok. Owszem zielenina zadbana, ale pozostałości po dawnym placu gubernatora trochę straszą zaniedbaniem. Nie mówiąc o tym, że stały się miejscem noclegowym dla bezdomnych.
Może dlatego, że tuż obok znajduje się bazylika - gdzie pewnie jakaś forma wsparcia dla nich istnieje.
Aby troszkę się poczuć lepiej, przeszedłem się do parku nad oceanem. Co prawda infrastruktura tam jest w równie dobrym stanie, co znaki poniżej, ale za to rośliny i widok na nabrzeże potrafią to zrekompensować.
Niby wciąż jesteśmy w Ameryce...
Ale można się poczuć jak na rynku dowolnego polskiego miasteczka [emoji16]
Dzisiaj czekał mnie mały skok w bok, na Rota – półgodzinny lot 8-osobowym Piperem PA-31-350 Navajo Chieftain linii STAR Marianas Air. STAR jak Saipan, Tinian, Aguiguan, and Rota. Mała lokalna linia, posiadająca 11 samolotów i wykonująca około 200 lotów dziennie. Czyli mniej więcej tyle, ile pewna środkowoeuropejska linia mająca 74 (lub 75 – na zalinkowanej stronie nie mogą się zdecydować) z ambicjami.https://www.lot.com/uz/pl/odkrywaj/o-lot/lot-w-liczbach
Pierwotnie, planowałem zrobić sobie wypad z Guam na trasie GUM-ROP-SPN-GUM, ale pomiędzy zakupem biletów na Guam w zeszłym roku, a „właściwym” planowaniem, linie Marianas Southern Airways obsługujące te połączenia nie otrzymały rządowego finansowania na które liczyły – i przestały działać. United na trasie GUM-SPN jest bardzo drogi (a jakoś milowych biletów mi się nie udało trafić), więc inne wyspy sobie odpuściłem. Szczególnie, że w lipcu – kiedy planowałem ten wyjazd i rezerwowałem – niezbyt miałem czas na szukanie opcji. Ale, pewnego sierpniowego dnia, LOT zafundował mi nieoczekiwane dodatkowe 2,5h w Polonezie opóźniając lot, i przy bardzo zacnym winie z Dolnego Śląska nawiedziła mnie myśl, że jakoś na Rota muszą się ludzie dostawać. I może coś poza zbankrutowaną linią tam lata. Tym sposobem natknąłem się na coś, czego nawet nie umiem znaleźć w zasobach flightradar24...
Swoją drogą, bardzo zaintrygował mnie jeden punkt z ichniejszego FAQ. Jak często są ciasta przewożone – i jak wielkie, że trzeba było tą kwestię opisać na stronie.
We no longer accept cakes through cargo. However, you are able to hand-carry cakes that are big enough to be placed on your lap. Any over-sized cake is not accepted.
https://www.starmarianasair.com/frequently-asked-questions
Chociaż, może pizzę też w ten sposób zamawiają [emoji16]
Za to na pewno wiozą tutejszy ekwiwalent worka ziemniaków... i to dwóch różnych pasażerów.
Tego nie wiedziałem wcześniej - albo tej informacji nie ma, albo jest dobrze ukryta. Loty STARa odbywają się z innego terminala niż pozostałe loty pasażerskie - z terminala cargo. Jakieś 5 minut na piechotę od głównego. Dobrze że tylko tyle, bo inaczej miałbym problem, bo byłem na lotnisku tuż przed rozpoczęciem odprawy - zaczyna się 45 minut przed lotem. Dla zmotoryzowanych: obok jest parking, chyba darmowy w przeciwieństwie do tego "głównego".
Odprawa była bardzo miła - pani przepisała na karteczkę moje dane, mocno się przy tym dziwiąc mojemu nazwisku. Na tyle, że po chwili uczyłem trzech osób wymowy [emoji16] potem zabierają bagaż podręczny (potem zauważyłem że tylko mi zabrali. Może dlatego że jestem jedynym nie-lokalnym pasażerem, a może chcieli mi ulżyć), ważą i dają pokwitowanie. Potem pasażer jest zapraszamy na wagę. Informacja o łącznej wadze też ląduje na karteczce. I na koniec dostajemy deklarację celną do wypełnienia. A po jakiś 15 minutach pan rozdaje karty pokładowe. Wyglądające tak [emoji2957]
Potem, jak tylko wyładowali przylatujących pasażerów i ich bagaże, zabrali nas. Dobrze, że się interesowałem wszystkim wokół - bo mój plecak wylądował na wózkach z bagażami przylatujących i był bliski pozostania na Guam. Ciekawe, że nawet przy 8 pasażerach mogą pogubić bagaż [emoji16]
Pro tip, przy locie z Guam lepiej wybrać prawą stronę - miejsca parzyste, gdy samolot leci wzdłuż brzegu, to wyspa jest właśnie po tej stronie.