Do Podgoricy chciałem lecieć już od dawna, ale jakoś nie było po drodze. Pojawiłem się w Albanii, Kosowie, Bośni i Hercegowinie, Serbii, ale nie w Czarnogórze. Wreszcie udało mi się spędzić w tym fajnym kraju cztery dni. Lot z Warszawy trwał około 1,5 godziny. Pod koniec podróży pojawiły się fajne widoczki górskie i trochę emocji, gdy samolot dość ostro skręcał nad jeziorem, co powodowało wrażenie spadania.
Należy pamiętać, że Czarnogóra nie należy do Unii Europejskiej, więc trzeba uważać z polskim internetem. Plusem jest to, że walutą jest euro (w mieście nie widziałem jednak żadnego kantoru). Na lotnisku można chyba w trzech punktach kupić pakiety internetowe na karcie sim. Podstawowy kosztuje 10 euro i daje absurdalne 500 gigabajtów (tak, giga-, nie megabajtów) do wykorzystania w 7 dnia. Jest też droższy i większy pakiet na dłuższy okres czasu. Szczerze mówiąc nie wiem, czy pozostałe karty sim mają w sobie połączenia telefoniczne, ale moja nie miała, o czym przekonałem się po fakcie chcąc zadzwonić do właściciela apartamentu. Zwróćcie zatem na to uwagę. Samo lotnisko jest kompaktowe, czyli małe. Przed budynkiem postój taryf oficjalnych (czarne skody) i mniej oficjalnych. Cen usług nie znam, bo nie dopytywałem.
Zaskoczeniem może być fakt, że do Podgoricy nie kursuje spod lotniska komunikacja miejska. Jako zwolennik idei jakże bliskiej czytelnikom portalu fly4free.pl, postarałem się poszukać wcześniej taniej alternatywy. Alternatywa nr 1: bardziej znaną opcją jest dojazd do centrum pociągiem. Minusy: dojście na stację zajmuje około 15 minut, brak jest tak naprawdę chodnika i trzeba maszerować ulicą lub wąskim poboczem, są rzadkie połączenia kolejowe. Można je sprawdzić sobie na stronie http://www.zcg-prevoz.me wskazując jako stacje Aerodrom. Cena: 1,20 euro. Słowo „stacja kolejowa Aerodrom” obraża prawdziwe stacje, bo wygląda tak …
Podpowiedź: idąc od strony lotniska należy patrzeć na lewą stronę w okolicy przejazdu nad torami. Tam jest ta stacja. Alternatywa nr 2: nie schodzimy na stację, idziemy dalej a’la wiaduktem, dochodzimy do ronda i potem jeszcze kilkaset metrów w prawo. Uważnie rozglądamy się szukając przystanku autobusowego. Nie, nie będzie słupka, czy wiaty. Przystanek wygląda tak:
Na mapach Google oznaczony jest jako przystanek „Cijevna”. Pomocne będą strony http://www.podgorica.me/en/city-traffic oraz http://www.klikbus.me/en (na komputerze działa elegancko, na smartfonie przekierowywało mnie do nieistniejącej aplikacji). Bilet kupuje się u kierowcy, koszt przejazdu 1,20 euro. W samym mieście jest sporo przystanków, nawet dobrze widocznych, ale z mankamentem niezrozumiałym dla Polaków – brakiem oznaczeń, które autobusy odjeżdżają, a przede wszystkim nie ma w ogóle rozkładu jazdy. Typowy przystanek wygląda tak:
Alternatywa nr 3 (skorzystałem z niej wracając na lotnisko): spacerek. Od pierwszego głównego ronda w Podgoricy do lotniska jest nieco ponad 9 km. Minus: brak cienia, brak sklepów, tylko dwie stacje paliwowe. Na pewno przeczytacie kilka różnych relacji o Podgoricy. Ja oczywiście też to zrobiłem i jedno, co się powtarzało, to określanie tego miasta jako najbrzydszej stolicy Europy, głównie z powodu starych, zaniedbanych bloków. No kurczę, bez przesady, są nieładne bloki, dziwne konstrukcje, ale czy nikt nie zauważał, że w Podgoricy powstaje chyba kilkadziesiąt nowych apartamentowców nie licząc kilkuset już istniejących? Stare bloki są poddawane renowacji, maluje się je i remontuje. Ludzie, bądźcie obiektywni, widźcie i wady, i zalety architektury. Tutaj macie przykład zaniedbanej i odnowionej tej samej konstrukcji. Co malkontenci powiedzą, gdy wszystkie bloki zostaną odnowione? (wiem, to nierealne).
A tutaj trochę i staroci, i nowości.
Jak widać, czasami remont robiony jest etapami. Tutaj blok częściowo odnowiony, a częściowo pozostawiony w dawnym stanie. Podobno półśrodki są całkiem dobrym rozwiązaniem.
W Podgoricy jest wiele nietypowych budynków i budowli, nie tylko z czasów socjalizmu/komunizmu. Jako że miasto przedzielone jest rzekami, to i mostów nie może zabraknąć. Najbardziej znany jest most Millenium, czyli jeden z symbolów miasta.
Niedaleko od niego znajduje się duże centrum sportowo-rekreacyjne z halami i boiskami i z obrzydliwym hotelem Podgorica, mającym cztery gwiazdki. Ceny noclegów nie należą do niskich.
Jako że Czarnogóra nie jest dużym krajem (ok. 620.000 mieszkańców), to i wiele rzeczy jest odpowiednio skromniejszych. Ciężko byłoby zgadnąć, że mijamy na przykład parlament, siedzibę prezydenta, czy ministerstwa. Ot, zwykłe nieimponujące biurowce, niezbyt zresztą strzeżone.
W Czarnogórze dominują różne odłamy prawosławia, ale można znaleźć jeden kościół rzymsko-katolicki, a właściwie cały kompleks religijno-edukacyjno-sportowy Don Bosko. Pierwszy raz widziałem taką świątynię – betonową, surową, potężną. W internecie można znaleźć zdjęcia ze środka, które też nie jest standardowe.
Po Podgoricy przemieszczałem się pieszo. Widziałem wiele willi, ale najbardziej podobał mi się ten budynek. A co to jest? Ambasada Polski.
A’propos ambasad. Z ciekawości namierzyłem jeszcze kilka. To podobno jest ambasada rosyjska, ale jakaś taka zamknięta?
Kilka minut piechotką i dochodzimy do ambasady ukraińskiej. Też taka skromna, niepozorna, bez flag.
Dumnie wygląda za to ambasada Palestyny.
A to co? USA. Spory teren, wszystko remontowane, wszystko odgrodzone, pełno anten, kamer itp. Jakoś mnie to nie dziwi, że Amerykanie lubią wyróżniać się. I oczywiście nie mają nic wspólnego ze szpiegowaniem.
Jednym z najbardziej zatłoczonych punktów w Podgoricy jest Plac Niepodległości z okolicami, czyli swego rodzaju centrum kulturowe i polityczne.
W pobliżu Placu Niepodległości jest centrum informacji turystycznej, gdzie można dostać plan miasta, ulotki, informatory itp. Obsługa oczywiście nie mówi po polsku, ale po angielsku oczywiście tak.
Niedaleko od Placu Niepodległości znajduje się jedna z podobno większych atrakcji Podgoricy (jak dla kogo…) – Stary Most i ruiny zamku Depedogen. Widoczki wokół mostu są fajne, ale ruiny mocno rozczarowują.
Spod Depedogen tylko rzut beretem do małego klasztoru świętego Symeona. Wchodzi się na jego teren jak do zwykłego domu.
Czemu w sumie Podgorica nazywa się Podgoricą? Najprostsza odpowiedź – bo znajduje się pod górą o nazwie Gorica. Jakoś tak jest ona niezbyt rzucająca się w oczy z terenu miasta, nie góruje nad nim, ale można na nią wejść (droga za stadionem piłkarskim). Z pewnością przejdziecie obok cerkwi św. Jerzego. Malutka, jak większość świątyń w mieście.
Na górę góry (celowo nie piszę szczyt, bo takowy trudno znaleźć) można wejść kilkoma drogami, o czym informują tablice z grafiką.
Może zawędrujecie pod monumentalny pomnik powstańców, mocno w radzieckim stylu.
Praca marzeń – otóż po drodze mija się dyżurujących strażaków. Panowie oczywiście leżeli do góry bułami i spali.
Warto wejść na Goricę wyłącznie dla widoczków. Zaczyna się skromnie, ta bardziej znana część miasta jest średnio widoczna, ale z kolejnymi setkami metrów widoczki są coraz bardziej ciekawe.
Jakiś wariat zdecydował, żeby na górze góry zbudować … boisko piłkarskie. Sądząc po stanie murawy, mogło być nigdy nieużywane. Komu by się chciało iść kilkadziesiąt minut pod górę, by grać i potem jeszcze kilkadziesiąt minut schodzić.
Lot z Warszawy trwał około 1,5 godziny. Pod koniec podróży pojawiły się fajne widoczki górskie i trochę emocji, gdy samolot dość ostro skręcał nad jeziorem, co powodowało wrażenie spadania.
Należy pamiętać, że Czarnogóra nie należy do Unii Europejskiej, więc trzeba uważać z polskim internetem. Plusem jest to, że walutą jest euro (w mieście nie widziałem jednak żadnego kantoru). Na lotnisku można chyba w trzech punktach kupić pakiety internetowe na karcie sim. Podstawowy kosztuje 10 euro i daje absurdalne 500 gigabajtów (tak, giga-, nie megabajtów) do wykorzystania w 7 dnia. Jest też droższy i większy pakiet na dłuższy okres czasu. Szczerze mówiąc nie wiem, czy pozostałe karty sim mają w sobie połączenia telefoniczne, ale moja nie miała, o czym przekonałem się po fakcie chcąc zadzwonić do właściciela apartamentu. Zwróćcie zatem na to uwagę.
Samo lotnisko jest kompaktowe, czyli małe. Przed budynkiem postój taryf oficjalnych (czarne skody) i mniej oficjalnych. Cen usług nie znam, bo nie dopytywałem.
Zaskoczeniem może być fakt, że do Podgoricy nie kursuje spod lotniska komunikacja miejska. Jako zwolennik idei jakże bliskiej czytelnikom portalu fly4free.pl, postarałem się poszukać wcześniej taniej alternatywy.
Alternatywa nr 1: bardziej znaną opcją jest dojazd do centrum pociągiem. Minusy: dojście na stację zajmuje około 15 minut, brak jest tak naprawdę chodnika i trzeba maszerować ulicą lub wąskim poboczem, są rzadkie połączenia kolejowe. Można je sprawdzić sobie na stronie http://www.zcg-prevoz.me wskazując jako stacje Aerodrom. Cena: 1,20 euro. Słowo „stacja kolejowa Aerodrom” obraża prawdziwe stacje, bo wygląda tak …
Podpowiedź: idąc od strony lotniska należy patrzeć na lewą stronę w okolicy przejazdu nad torami. Tam jest ta stacja.
Alternatywa nr 2: nie schodzimy na stację, idziemy dalej a’la wiaduktem, dochodzimy do ronda i potem jeszcze kilkaset metrów w prawo. Uważnie rozglądamy się szukając przystanku autobusowego. Nie, nie będzie słupka, czy wiaty. Przystanek wygląda tak:
Na mapach Google oznaczony jest jako przystanek „Cijevna”. Pomocne będą strony http://www.podgorica.me/en/city-traffic oraz http://www.klikbus.me/en (na komputerze działa elegancko, na smartfonie przekierowywało mnie do nieistniejącej aplikacji). Bilet kupuje się u kierowcy, koszt przejazdu 1,20 euro.
W samym mieście jest sporo przystanków, nawet dobrze widocznych, ale z mankamentem niezrozumiałym dla Polaków – brakiem oznaczeń, które autobusy odjeżdżają, a przede wszystkim nie ma w ogóle rozkładu jazdy. Typowy przystanek wygląda tak:
Alternatywa nr 3 (skorzystałem z niej wracając na lotnisko): spacerek. Od pierwszego głównego ronda w Podgoricy do lotniska jest nieco ponad 9 km. Minus: brak cienia, brak sklepów, tylko dwie stacje paliwowe.
Na pewno przeczytacie kilka różnych relacji o Podgoricy. Ja oczywiście też to zrobiłem i jedno, co się powtarzało, to określanie tego miasta jako najbrzydszej stolicy Europy, głównie z powodu starych, zaniedbanych bloków. No kurczę, bez przesady, są nieładne bloki, dziwne konstrukcje, ale czy nikt nie zauważał, że w Podgoricy powstaje chyba kilkadziesiąt nowych apartamentowców nie licząc kilkuset już istniejących? Stare bloki są poddawane renowacji, maluje się je i remontuje. Ludzie, bądźcie obiektywni, widźcie i wady, i zalety architektury. Tutaj macie przykład zaniedbanej i odnowionej tej samej konstrukcji. Co malkontenci powiedzą, gdy wszystkie bloki zostaną odnowione? (wiem, to nierealne).
A tutaj trochę i staroci, i nowości.
Jak widać, czasami remont robiony jest etapami. Tutaj blok częściowo odnowiony, a częściowo pozostawiony w dawnym stanie. Podobno półśrodki są całkiem dobrym rozwiązaniem.
W Podgoricy jest wiele nietypowych budynków i budowli, nie tylko z czasów socjalizmu/komunizmu. Jako że miasto przedzielone jest rzekami, to i mostów nie może zabraknąć. Najbardziej znany jest most Millenium, czyli jeden z symbolów miasta.
Niedaleko od niego znajduje się duże centrum sportowo-rekreacyjne z halami i boiskami i z obrzydliwym hotelem Podgorica, mającym cztery gwiazdki. Ceny noclegów nie należą do niskich.
Jako że Czarnogóra nie jest dużym krajem (ok. 620.000 mieszkańców), to i wiele rzeczy jest odpowiednio skromniejszych. Ciężko byłoby zgadnąć, że mijamy na przykład parlament, siedzibę prezydenta, czy ministerstwa. Ot, zwykłe nieimponujące biurowce, niezbyt zresztą strzeżone.
W Czarnogórze dominują różne odłamy prawosławia, ale można znaleźć jeden kościół rzymsko-katolicki, a właściwie cały kompleks religijno-edukacyjno-sportowy Don Bosko. Pierwszy raz widziałem taką świątynię – betonową, surową, potężną. W internecie można znaleźć zdjęcia ze środka, które też nie jest standardowe.
Po Podgoricy przemieszczałem się pieszo. Widziałem wiele willi, ale najbardziej podobał mi się ten budynek. A co to jest? Ambasada Polski.
A’propos ambasad. Z ciekawości namierzyłem jeszcze kilka. To podobno jest ambasada rosyjska, ale jakaś taka zamknięta?
Kilka minut piechotką i dochodzimy do ambasady ukraińskiej. Też taka skromna, niepozorna, bez flag.
Dumnie wygląda za to ambasada Palestyny.
A to co? USA. Spory teren, wszystko remontowane, wszystko odgrodzone, pełno anten, kamer itp. Jakoś mnie to nie dziwi, że Amerykanie lubią wyróżniać się. I oczywiście nie mają nic wspólnego ze szpiegowaniem.
Jednym z najbardziej zatłoczonych punktów w Podgoricy jest Plac Niepodległości z okolicami, czyli swego rodzaju centrum kulturowe i polityczne.
W pobliżu Placu Niepodległości jest centrum informacji turystycznej, gdzie można dostać plan miasta, ulotki, informatory itp. Obsługa oczywiście nie mówi po polsku, ale po angielsku oczywiście tak.
Niedaleko od Placu Niepodległości znajduje się jedna z podobno większych atrakcji Podgoricy (jak dla kogo…) – Stary Most i ruiny zamku Depedogen. Widoczki wokół mostu są fajne, ale ruiny mocno rozczarowują.
Spod Depedogen tylko rzut beretem do małego klasztoru świętego Symeona. Wchodzi się na jego teren jak do zwykłego domu.
Czemu w sumie Podgorica nazywa się Podgoricą? Najprostsza odpowiedź – bo znajduje się pod górą o nazwie Gorica. Jakoś tak jest ona niezbyt rzucająca się w oczy z terenu miasta, nie góruje nad nim, ale można na nią wejść (droga za stadionem piłkarskim). Z pewnością przejdziecie obok cerkwi św. Jerzego. Malutka, jak większość świątyń w mieście.
Na górę góry (celowo nie piszę szczyt, bo takowy trudno znaleźć) można wejść kilkoma drogami, o czym informują tablice z grafiką.
Może zawędrujecie pod monumentalny pomnik powstańców, mocno w radzieckim stylu.
Praca marzeń – otóż po drodze mija się dyżurujących strażaków. Panowie oczywiście leżeli do góry bułami i spali.
Warto wejść na Goricę wyłącznie dla widoczków. Zaczyna się skromnie, ta bardziej znana część miasta jest średnio widoczna, ale z kolejnymi setkami metrów widoczki są coraz bardziej ciekawe.
Jakiś wariat zdecydował, żeby na górze góry zbudować … boisko piłkarskie. Sądząc po stanie murawy, mogło być nigdy nieużywane. Komu by się chciało iść kilkadziesiąt minut pod górę, by grać i potem jeszcze kilkadziesiąt minut schodzić.