Będąc w Podgoricy stwierdziłem, że nie samą Podgoricą człowiek żyje i trzeba zobaczyć coś innego w Czarnogórze. W punkcie informacji turystycznej pracownik powiedział mi jasno: jeśli lubisz góry, jedź na północ, a jeśli lubisz morze, to na południe. Dał mi mapę całego kraju z największymi atrakcjami i wybór był prosty: jadę nad morze. Patrząc na mapę widać, że atrakcje turystyczne są praktycznie na całej długości wybrzeża – od Herceg Novi do Ulcinj. Nie mówią wam nic te nazwy? Mi również, dlatego szukałem czegoś bardziej znanego. Początkowo chciałem zaliczyć cztery lokalizacje za jednym razem (Bar, Sveti Stefan, Budva i Kotor), ale po oszacowaniu dostępnego czasu i odległości wybrałem tylko dwa ostatnie miasteczka. Dworzec autobusowy w Podgoricy znajduje się tuż obok kolejowego. Oczywiście jest przed nim mnóstwo taksówek, są punkty gastronomiczne, kioski itp.
W kasie kupiłem bilet Podgorica-Budva za 7 euro. Kierowca skrupulatnie odrywa sobie górną część biletu, a dolną pozostawia klientowi. W mieście był bodajże jeszcze jeden przystanek i szofer sumiennie sprzedawał każdemu bilet z kasy fiskalnej. Gdyby to widzieli kierowcy w Ukrainie, to zapewne dostaliby zawału serca.
Dla przypomnienia - Czarnogóra jest krajem górskim. Po drodze na pewno czekają na was piękne widoczki, ale czasami pojawia się w głowie alarm, czy wątłe barierki przy drodze zatrzymają szczególnie duży autokar przed osunięciem się w przepaść na niebezpiecznych odcinkach.
Mój bus przejeżdżał przez miejscowość Cetinje, często polecaną w przewodnikach, ale ominąłem ją bez żalu. Wraz ze zbliżaniem się do Budvy widoczki były coraz ładniejsze. Można było pooglądać to miasto i jej okolice prawie z lotu ptaka.
Nad wyjściem z dworca witają nas drzewa – o ile się nie mylę – z kiwi. Po granatach w Podgoricy kolejne zaskoczenie egzotyczną florą. No i oczywista oczywistość – palmy.
W Budvie zapewne natkniecie się na punkt informacji turystycznej i polecam wstąpić do niego. Dostaniecie bardzo fajną mapę miasta i okolic.
Tradycyjnie eksplorowałem miasto pieszo. Wybrałem najdalszy punkt na mapie i po jego osiągnięciu wracałem do centrum. Nazwa brzmiała imponująco: twierdza Mogren. Wybudowana w 1860 roku, ale zniszczona podczas trzęsienia ziemi w 1979. Hmmm, to trochę zaniepokoiło, ale pomaszerowałem. Po drodze widziałem uliczkę o absurdalnie dużym kącie nachylenia. Kurczę, jak wjeżdżają tam samochody (jest dużo, dużo dłuższa, niż na fotografii)?
No i oczywiście widoczki, które są bardzo przyjemne.
A sama forteca Mogren wygląda tak …
Widoczki trochę rekompensują widok smutnych gołych murów.
W drodze ku centrum kolejne fajne krajobrazy.
Skierowałem się ku Staremu Miastu, czyli cyplowi z najstarszymi zabudowaniami w Budvie. W pobliżu była marina z całym przekrojem łódeczek, łódek, jachtów i JACHTÓW. Poszukiwałem polskiej bandery, ale niestety …
Kontakt nr 1 z plażą – ależ syf!
Stare Miasto z zewnątrz prezentuje się tak. Nie jest olbrzymie, ale nie jest i małe. Na pewno zgubicie się w labiryncie wąskich uliczek. W sumie po to wchodzi się w takie miejsca, aby znaleźć restauracje, czy sklepiki całkiem niespodziewanie.
Na pewno traficie pod cerkwię i cytadelę. Tam będzie najwięcej turystów.
Również dlatego, że jest tam dogodny punkt do obserwacji okolic, oczywiście z ładnymi widoczkami.
Kontakt nr 2 z plażą – mniejszy syf! (żwirek)
Na turystów chcących poznać okolice Budvy czekają właściciele łódek i stateczków. Można popłynąć do miejscowości Sveti Stefan, żeby obserwować enklawę dla bogaczy lub na wyspę St. Nicholas (dwukilometrowa wyspa niezamieszkana przez ludzi, ale z przebogatą florą śródziemnomorską i plażą). Dla bogatszych (czytaj ponad 30 euro od głowy) oferowano kursy do dalszych rejonów lub dla najbogatszych sprzedawano prywatne wycieczki lub wędkowanie morskie.
Quote:Podpowiedź dla wielbicieli 4free – jest alternatywna droga za darmo. Trzeba dojść do supermarketu Voli, skręcić w prawo, iść prosto z 500 metrów i po minięciu jakiejś starej budowli wodnej wchodzi się na ścieżkę bezpłatną. Jak mówi internet, na jej końcu jest drabina, po której trzeba wejść, by dostać się na teren twierdzy. I należy wrócić tą samą drogą, ponieważ podobno na oficjalnej drodze mogą być sprawdzane bilety na ścieżce powrotnej. Drabiny nie ma, ale spokojnie da się wskoczyć.
:twisted: Na powrocie sprawdzają bilety.
Patrząc na mapę widać, że atrakcje turystyczne są praktycznie na całej długości wybrzeża – od Herceg Novi do Ulcinj. Nie mówią wam nic te nazwy? Mi również, dlatego szukałem czegoś bardziej znanego. Początkowo chciałem zaliczyć cztery lokalizacje za jednym razem (Bar, Sveti Stefan, Budva i Kotor), ale po oszacowaniu dostępnego czasu i odległości wybrałem tylko dwa ostatnie miasteczka.
Dworzec autobusowy w Podgoricy znajduje się tuż obok kolejowego. Oczywiście jest przed nim mnóstwo taksówek, są punkty gastronomiczne, kioski itp.
W kasie kupiłem bilet Podgorica-Budva za 7 euro. Kierowca skrupulatnie odrywa sobie górną część biletu, a dolną pozostawia klientowi. W mieście był bodajże jeszcze jeden przystanek i szofer sumiennie sprzedawał każdemu bilet z kasy fiskalnej. Gdyby to widzieli kierowcy w Ukrainie, to zapewne dostaliby zawału serca.
Dla przypomnienia - Czarnogóra jest krajem górskim. Po drodze na pewno czekają na was piękne widoczki, ale czasami pojawia się w głowie alarm, czy wątłe barierki przy drodze zatrzymają szczególnie duży autokar przed osunięciem się w przepaść na niebezpiecznych odcinkach.
Mój bus przejeżdżał przez miejscowość Cetinje, często polecaną w przewodnikach, ale ominąłem ją bez żalu. Wraz ze zbliżaniem się do Budvy widoczki były coraz ładniejsze. Można było pooglądać to miasto i jej okolice prawie z lotu ptaka.
Nad wyjściem z dworca witają nas drzewa – o ile się nie mylę – z kiwi. Po granatach w Podgoricy kolejne zaskoczenie egzotyczną florą. No i oczywista oczywistość – palmy.
W Budvie zapewne natkniecie się na punkt informacji turystycznej i polecam wstąpić do niego. Dostaniecie bardzo fajną mapę miasta i okolic.
Tradycyjnie eksplorowałem miasto pieszo. Wybrałem najdalszy punkt na mapie i po jego osiągnięciu wracałem do centrum. Nazwa brzmiała imponująco: twierdza Mogren. Wybudowana w 1860 roku, ale zniszczona podczas trzęsienia ziemi w 1979. Hmmm, to trochę zaniepokoiło, ale pomaszerowałem.
Po drodze widziałem uliczkę o absurdalnie dużym kącie nachylenia. Kurczę, jak wjeżdżają tam samochody (jest dużo, dużo dłuższa, niż na fotografii)?
No i oczywiście widoczki, które są bardzo przyjemne.
A sama forteca Mogren wygląda tak …
Widoczki trochę rekompensują widok smutnych gołych murów.
W drodze ku centrum kolejne fajne krajobrazy.
Skierowałem się ku Staremu Miastu, czyli cyplowi z najstarszymi zabudowaniami w Budvie. W pobliżu była marina z całym przekrojem łódeczek, łódek, jachtów i JACHTÓW. Poszukiwałem polskiej bandery, ale niestety …
Kontakt nr 1 z plażą – ależ syf!
Stare Miasto z zewnątrz prezentuje się tak. Nie jest olbrzymie, ale nie jest i małe. Na pewno zgubicie się w labiryncie wąskich uliczek. W sumie po to wchodzi się w takie miejsca, aby znaleźć restauracje, czy sklepiki całkiem niespodziewanie.
Na pewno traficie pod cerkwię i cytadelę. Tam będzie najwięcej turystów.
Również dlatego, że jest tam dogodny punkt do obserwacji okolic, oczywiście z ładnymi widoczkami.
Kontakt nr 2 z plażą – mniejszy syf! (żwirek)
Na turystów chcących poznać okolice Budvy czekają właściciele łódek i stateczków. Można popłynąć do miejscowości Sveti Stefan, żeby obserwować enklawę dla bogaczy lub na wyspę St. Nicholas (dwukilometrowa wyspa niezamieszkana przez ludzi, ale z przebogatą florą śródziemnomorską i plażą). Dla bogatszych (czytaj ponad 30 euro od głowy) oferowano kursy do dalszych rejonów lub dla najbogatszych sprzedawano prywatne wycieczki lub wędkowanie morskie.