Nadszedł ten dzień. Wyruszam do Nepalu w celu przejścia szlaku Annapurna Circuit i może jeszcze czegoś pobocznego (Tilicho Łąkę, Poon Hill) jak czas pozwoli. Na wyjazd nakręciłem się jakiś rok temu po obejrzeniu filmu „Szybkich podróży” o wyjeździe na ten właśnie szlak.
Miał to być wyjazd wspólny z 2-3 znajomych z miejscowego klubu górskiego. Niestety znajoma miała wypadek, znajomy zmienił pracę i tak zostałem sam. Bilety kupione, więc trzeba lecieć. Swoją drogą ich historia jest długa i ciekawa.
Kolejny raz do samego końca nie wiedziałem czy polecę. W jednym czasie w pracy wpadło tyle tematów, że ostatnie 2-3 tygodnie to była prawdziwa gonitwa, aby je wszystkie dowieźć. Udało się częściowo, resztę będę musiał załatwić na odległość.
Trasa lotu wygląda następująco:
Krajówki LOTem, z kolei kolejne loty Tutkishem, z którym będę leciał pierwszy raz i chętnie przetestuję ich chwalony serwis.
Tymczasem siedzę w saloniku we Wrocławiu i czekam na boarding lotu do Warszawy. Postaram się być w miarę możliwości na bieżąco z relacją, przynajmniej na tyle na ile mi internet w górach pozwoli.
Wysłane z iPhone za pomocą TapatalkPrzesiadka w Warszawie wynosiła nieco ponad 3h. Większość czasu spędziłem nadrabiając pracę na komputerze w Polonezie, który o tej porze był pusty:
Nie wspomniałem jeszcze o drobnych problemach z nadaniem bagażu do Katmandu lub Stambułu (bilety krajowe kupiłem na osobnej rezerwacji). Z racji długiej przesiadki w Stambule (ok. 11h), bagaż finalnie ma przylecieć właśnie tutaj, gdzie będę musiał nadać go ponownie. Najważniejsze jednak, że ominąłem odbiór w Warszawie.
Mimo statusu *G bagaż nie został otagowany zawieszką „Priority”. Zupełnie zapomniałem o to zapytać.
Lot do Warszawy odbywał się na pokładzie Embraera E190, SP-LMH, ex. Air Astana.
Tymczasem za kilkanaście minut boarding Turkisha: No to robi się ciekawie [emoji28] Turkish ma jakąś grubą awarię i póki co wszystkie loty są odwołane do 22:00.
Flightradar24 pokazuje przewidywany odlot mojego lotu o godzinie 4:26:
Samolot który ma wykonywać mój rejs stoi cały czas we Frankfurcie.
Wracając do lotu Warszawa - Stambuł. Na plus zdecydowanie prawdziwa klasa biznes (która nie leciałem) oraz darmowy internet (dla statusowców zdaje się 400MB) i system rozrywki pokładowej nawet w Airbusie A321 neo, którym leciałem: Trzeba przyznać, że na trasie europejskiej jest to zdecydowanie najlepsza opcja.
Jeśli zaś chodzi o serwis to było danie na ciepło, natomiast średnio smaczne, co było widać po pełnych talerzach osób siedzących obok mnie. Obsługa też się nie sprawdziła. Po podaniu dania próżno było szukać kogoś pytającego, czy jeszcze czegoś potrzebujemy. Brakowało też soku pomidorowego, na który zazwyczaj mam ochotę w samolocie.Na lotnisku w Stambule odwiedziłem dwa saloniki: iGA Lounge:
oraz Turkish Miles&Smiles: Oba są olbrzymie ale nieco zawiodły mnie wyborem posiłków na ciepło i alkoholu.
Zmęczony niemiłosiernie czekaniem na drugi lot, który na dodatek wyruszył jakieś 3h po czasie (o 4:10) od razu po zajęciu miejsca postanowiłem się przespać i z tego powodu nie mam zdjęcia pierwszego posiłku. Z racji długości lotu, drugim posiłkiem była tylko kanapka [emoji853] i coś do picia (brak ciepłych napoi).
Samolot wylądował o godzinie 13:57, tj. 3:02h po rozkładowym czasie (otwarcie drzwi nastąpiło jeszcze później). Tym samym wyjazd stanie się tańszy [emoji28] (wniosek o 300 EUR od Turkish już wysłałem).
Bagaż odebrałem jako jedna z pierwszych osób, dzięki zawieszce priority. W Stambule już poprawnie ją nakleili.
Od razu udałem się do punktu poboru opłat za wizę (30 USD) i kontroli granicznej. Całość od wyjścia z samolotu zajęła mi jakieś 20-25 minut. Mega szybko, bo udało się przed tłumem. Pomógł status *G i wybór miejsca tuż za klasą biznes. Kawałek dalej wymieniłem w kantorze 100 USD na rupie (nie widziałem bankomatu), a nieco dalej zakupiłem kartę SIM NCELL z pakietem bodajże 28 GB za 800 rupii i zamówiłem taxi za 800 rupii do Nepal Tourism Board.
Tutaj dokładnie po godzinie od wyjścia z samolotu miałem już złożony wniosek o pozwolenie Annapurna Conservation Area Project (koszt: 3000 rupii).
Tak sprawnego obrotu spraw się nie spodziewałem. Zatem pozostało wziąć kolejną taksówkę do hotelu znajdującym się tuż przy dworcu Gongabu Bis Park skąd odjeżdżają autobusy i mikrobusy do Besisahar.
W okolicy hotelu przyszła pora na kolację, małe zakupy i wyciągnięcie gotówki na cały trekking. Zwiedzanie Kathmandu zostawiłem siebie na koniec wyjazdu. Teraz postanowiłem odpocząć przed jutrzejszą długą jazdą na start szlaku Annapurna Circuit. Annapurna Circuit - day 1 Budzik zadzwonił o 5:20, licząc zmianę czasu daje to pobudkę niedługo po północy polskiego czasu. Spało mi się bardzo słabo z uwagi na hałas i smród papierosów.
Na mapie zaznaczam skąd odjeżdżają minibusy do Besishahar (może komuś się przyda). W kasie kupujemy bilet i tam już kierują do odpowiedniego busa (koszt 1000 rupii).
Takiej jazdy autobusem jak w Nepalu, to nie miałem nigdzie. Sam wyjazd trwał chyba z godzinę, bus zbierał po drodze kogo się da, aby zapełnić wolne miejsca.
Drogi z kolei to istny koszmar. Jakieś 70% czasu spędziliśmy na drogach szutrowych i to na tej niby autostradzie.
Po drodze były trzy przystanki na siku i jedzenie. Jeden taki przystanek:
Do Besishahar dotarliśmy po ok. 8 godzinach (ok. 14:00). Od razu po opuszczeniu busa szukałem autobusu / jeepa, aby podjechać jeszcze trzy wioski dalej i dopiero stamtąd ruszyć na szlak. Okazuje się, że za 300 rupii można było podjechać do Nadi Bazar i tak właśnie zrobiłem. W autobusie trzeba było trzymać się używając obu rąk, aby guza sobie nie nabić [emoji28] niekiedy po kilkanaście centymetrów skakałem. Na koniec jazdy tyłek już nieźle bolał
Po tym jak wysiadłem z autobusu to poczułem, że żyję. W końcu spokój i piękna przyroda. Zobaczcie sami:
Nocleg zaplanowałem w Bahundanda po ok. 5km trekkingu (na więcej tego dnia nie było czasu). Hotel Mountain View. Koszt to 1300 rupii (ok. 41 zł) za nocleg z gorącym prysznicem, kolacją i śniadaniem:
Na koniec uspokoję Was. Trzęsienie ziemi owszem było. Na szczęście epicentrum było jednak daleko i nie wyrządziło tutaj żadnych szkód. Złapało mnie jak sobie twardo spałem. Obudziłem się i miałem dziwne wrażenie, że ktoś buja całym budynkiem. Myślałem, że to jacyś rabusie czy pijaczki. Ale przecież tam jest spokojnie i ludzie nie piją alkoholu.
Okazało się, że to było trzęsienie ziemi. Na dworze właściciel coś krzyczy. Jednak nie krzyczał odpowiedniego hasła i to spowodowało, że jeszcze bardziej się bałem i już chciałem barykadować drzwi [emoji28] Dopiero rano dowiedziałem się, że było trzęsienie ziemi.Nie ma takiego obowiązku. Nadal jest to martwy przepis. Na kontrolach z uśmiechem wpisują i życzą przyjemnej drogi.
Trzy spotkane Niemki właśnie myślały, że jest obowiązek i wzięły przewodnika, który wprowadził je w maliny prowadząc zamkniętą / zawaloną części szlaku za Tal… Tyle na temat „przewodników”. Szlak zamknięty od 2021 roku, a on nie wiedział [emoji28].Annapurna Circuit - day 2
W końcu czuję, że żyję! Trasa z Bahundanda do Bargarchhap była naprawdę przepiękna, przynajmniej na odcinkach, które nie prowadziły główną drogą.
Tutaj dochodzimy do głównego problemu tego szlaku. Wybudowano lepszą drogę i wieloma odcinkami idzie się właśnie taką drogą miejscami betonową, miejscami szutrową, którą przejeżdżają jeepy i motocykle wznosząc tumany kurzu. Muszę przyznać, że ten fakt naprawdę odbiera wiele z uroku szlaku i nie pozwala cieszyć się pięknem (często trzeba po prostu skupić się na ominięciu jeepów, żeby nie zostać potrąconym).
Drugim problemem wspomnianej drogi jest niemal całkowite odcięcie pierwszych 30 km szlaku od turystów. Pierwszego dnia na szlaku spotkałem aż 1 osobę!!! Wszyscy po prostu wsiadają w jeepa i jadą od razu dalej. Po tych 30 km ruch jest już zdecydowanie większy. Cierpią mocno na tym mieszkańcy pierwszych wiosek. Właściciel mojej noclegowni mocno się żalił, że klepie biedę bo nie ma turystów. Z kolei na drugi noclegu dziecko właścicielki latało po stromych schodach z iPhone’m 14 Pro…
Wracamy jednak do samego szlaku. Dzień zaczynam od śniadania: omletu z warzywami i chlebka tybetańskiego:
Najedzony ruszam na szlak podziwiając takie widoki:
Dochodzę do Tal, zalanego i mocno zniszczonego podczas monsunu w 2021 roku. Wiele budynków zostało opuszczonych i nadal jest zasypane piaskiem na wysokość około metra. Wielu podróżnych właśnie tutaj rozpoczyna swoją wędrówkę, moim zdaniem tracąc bardzo wiele:
Mnie Turkish serwisem nie powalił na kolana (fotki są w relacji obok), ale było przynajmniej przyzwoicie.Powodzenia w eskapadzie, dawaj liczne fotki z treku
Tutaj dokładnie po godzinie od wyjścia z samolotu miałem już złożony wniosek o pozwolenie Annapurna Conservation Area Project (koszt: 3000 rupii).A jak wygląda sprawa z obowiązkiem wynajęcia przewodnika ?
Nie ma takiego obowiązku. Nadal jest to martwy przepis. Na kontrolach z uśmiechem wpisują i życzą przyjemnej drogi. Trzy spotkane Niemki właśnie myślały, że jest obowiązek i wzięły przewodnika, który wprowadził je w maliny prowadząc zamkniętą / zawaloną części szlaku za Tal… Tyle na temat „przewodników”. Szlak zamknięty od 2021 roku, a on nie wiedział [emoji28].
Darek M. napisał: Wybudowano lepszą drogę i wieloma odcinkami idzie się właśnie taką drogą miejscami betonową, miejscami szutrową, którą przejeżdżają jeepy i motocykle wznosząc tumany kurzu. Muszę przyznać, że ten fakt naprawdę odbiera wiele z uroku szlaku Na pewno już to sam znalazłeś, ale dodam na użytek czytelników tej relacji, którzy wybiorą się tam w przyszłości - na całej długości AC poprowadzono alternatywne szlaki NATT, które pozwalają na ominięcie zdecydowanej większości odcinków drogą. Byłem tam dość dawno, bo równe 10 lat temu, ale z tego, co czytam, to te szlaki są utrzymywane i odnawiane.Główny inicjator ich powstania napisał przewodnik po szlakach NATT, który na naszym treku te 10 lat temu bardzo się sprawdził. Widzę, że teraz ostatnie wydanie jest z 2018, czyli pewnie byłoby przydatne, ale z zastrzeżeniem, że niektóre informacje mogą być nieaktualne.https://www.amazon.com/Trekking-Annapur ... 07HW2WLHS/
Niestety ale nie jest tak fajnie. Na wielu odcinkach nie ma alternatywy po monsunie, który spustoszył ten region. Raz wybrałem taką drogę i po kilometrze musiałem zawrócić. Tam gdzie się dało to oczywiście wybieram szlak poza drogą.Ps. Piszę o rejonie, który przeszedłem. Wiele odcinków prowadziło drogą i na mapach nie było widać żadnej innej drogi.
Mega! Cieszy mnie bardzo informacja, że ten obowiązek wynajęcia przewodnika to wciąż martwy przepis. Lecę do Nepalu w kwietniu i mam nadzieję, że do tego czasu tak zostanie
:D W planach również Annapurna
:)
Trasa marzenie i widoczki po prostu powalają!@Darek M. jak robisz z noclegami? Zabukowałeś je wcześniej czy idziesz na żywioł i szukasz dopiero po dojściu do jakiejś wioski?
Legion1 napisał:Piękna sprawa, Nepal ciągle na liście, ale chyba najpierw trzeba zdecydowanie poprawić kondycję żeby sobie pozwolić na taki trekking
;)Nie do końca z tą mega kondycją
;) Mogę podać przepis dla tych bez kondycji. Z braku czasu i takiej sobie kondycji miałem robić Mardi Himal trek ale bardzo dużo chmur i pogoda słaba więc zmiana decyzji na miejscu i jeep (można autobusem albo somolotem) do Jomsom, na miejscu gdzie nogi poniosą, trek po okolicznych wioskach i świątyniach, później bus do Mukiontah z przystankiem (noclegiem w Kagbeni) i tam też krótkie treki po okolicznych wioskach.Widoki boskie. Nie żałuję zmiany decyzji a kondycja na zasadzie gdzie nogi poniosą. Tak nawiązując do relacji to te wszytkie widoki ( i zapewne wiele więcej po drodze) są jeszcze przed @Darek M no bo AC trek to zejście z do Mukintah z przełęczy.A jeszcze odnośnie kondycji to spotkaliśmy w jednej z wiosek grupę 60-70 latków którzy kończyli właśnie rundkę AC i nie była to mocno wysportowana grupa
;) Także ten
:) Można tek AC zacząć bardzo wysoko bo jeepem dojechać aż do Manang zdaje się. 10-15km to nie jest aż tak strasznie dużo więc zostaje kwestia wysokości. @Darek M piękne widoki, niedawno wróciłem a już bym wrócił
:)
-- 12 Lis 2023 13:21 -- Zjeżdżając z Mutkinath od razu do Tatopani ominąłeś najfajniejsze odcinki AC, klimatyczne stare wioski, dużo wariantów omijających drogę - spokojnie nawet na tydzień i więcej niespiesznego łażenia. Ja wspominam te odcinki w sumie najlepiej z całego treku, a doszliśmy pieszo aż do Beni (ostatni odcinek z Tatopani do Beni z powodu strajku transportu). -- 12 Lis 2023 13:36 -- jar188 napisał:Legion1 napisał:Piękna sprawa, Nepal ciągle na liście, ale chyba najpierw trzeba zdecydowanie poprawić kondycję żeby sobie pozwolić na taki trekking
;)Nie do końca z tą mega kondycją
;) Mogę podać przepis dla tych bez kondycji. ... Jakąś opcją jest też zacząć trek nisko (w Besisahar albo niewiele wyżej) i iść powoli, z założeniem, że nic na siłę, nie mamy czasu zaplanowanego na styk i możemy sobie pozwolić nawet na wiele dni poślizgu albo ewentualne zawrócenie. Trasa na to pozwala, bo lodge są co chwilę. Można prawie w każdej chwili dojść do wniosku, że na dzisiaj dość i się zatrzymać. Zaczynając trek miałem średnią, jeżeli nie kiepską kondycję. Dojście do Braki zajęło nam ponad tydzień i to już przyniosło mocną poprawę. Dolne odcinki są na to idealne, bo nie ma jeszcze problemu z wysokością. W sumie całość treku można zrobić bez dziennych przewyższeń po 1000 m jak te, które robił Darek. Jedynym miejscem, gdzie nie da się uniknąć dłuższego "przebiegu" jest samo przejście przez Thorung La. O ile nocując w Thorung High Camp można podejście ograniczyć tylko do 500 m (co i tak na wysokości 5000+ m nie jest banałem), to potem i tak się nie pominie zejścia 1600-1700 m do Muktinath.
Bardzo fajna relacja. Podzielam zdanie meczki, że na odcinku od Muktinath do Tatopani znajdują się jedne z najpiękniejszych nepalskich wiosek i szkoda je pomijać. Jednak rozumiem, że ograniczenia czasu zmuszają do dokonania trudnych wyborów i skróceniu trasy.Rozwijasz dość duże tempo. Trochę szkoda, że pominąłeś (tak wnioskuję po Twoich zdjęciach?) lokalne klasztory buddyjskie...
hiszpanTrasa marzenie i widoczki po prostu powalają!@Darek M. jak robisz z noclegami? Zabukowałeś je wcześniej czy idziesz na żywioł i szukasz dopiero po dojściu do jakiejś wioski?
Byłem 3 tygodnie wcześniej i zrobiłem cały ACT pieszo. Wyszło 261 km i nigdzie nie było problemów z noclegami. W wielu miejscach byłem jedynym gościem, więc po prostu wchodzisz i pytasz (Fakt wybierałem mniejsze wioski np Bhraga zamiast Manaang, GHUSANG LEDAR zamiast Manaang czy Yak Kharki).
hiszpanTrasa marzenie i widoczki po prostu powalają!@Darek M. jak robisz z noclegami? Zabukowałeś je wcześniej czy idziesz na żywioł i szukasz dopiero po dojściu do jakiejś wioski?
Byłem 3 tygodnie wcześniej i zrobiłem cały ACT pieszo. Wyszło 261 km i nigdzie nie było problemów z noclegami. W wielu miejscach byłem jedynym gościem, więc po prostu wchodzisz i pytasz (Fakt wybierałem mniejsze wioski np Bhraga zamiast Manaang, GHUSANG LEDAR zamiast Manaang czy Yak Kharki).
Darek M. napisał:Czas na podsumowanie, zestawienie kosztów, plan trekkingu i porady jeszcze przyjdzie. Może w samolocie nad tym popracuję. Lot jest w ciągu dnia, więc spać nie będę. hej, udało się podsumować wyprawę?czekamy niecierpliwie na domknięcie relacji
;)
Przepraszam za opóźnienie. Wszystkie noclegi na miejscu. W miastach przez booking w dniu noclegu. Wybór olbrzymi. W Kathmandu dopadło mnie choróbsko i gorączka przez 3 dni. Nadal nie wyzdrowiałem i dodatkowo muszę ogarnąć pracę. Zaraz do kolejnego lekarza jadę :/ Jak się pozbieram, to od razu dokończę.
Darek M. napisał:PokharaTaksówkarz próbował jeszcze sztuczki na terminal [emoji6] Twierdził, że terminal krajowy jest dużo dalej i stawka powinna być wyższa [emoji23] ciekawe, bo to było w tym samym miejscu na innym piętrze. Umówiona stawka to 500 rupii.W Pokharze są dwa działające lotniska, sam lądowałem lecąc z Jomsom na jednym i taksą jechałem na drugie na lot PKR-KTM.To ze zdjęcia opisane jest jako international.
Ile potrzeba tych Rupii na 4 tygodnie wyjazdu przy założeniu ,że nie będę cebulował caly wyjazd? Oczywiście plus minus ,bo zdaję sobię sprawę ,że każdy ma minimalnie inne potrzeby.
Nie napisałeś, gdzie chcesz przebywać przez te 4 tygodnie. Każdy ma inne potrzeby i zachcianki. Domyślam się, że nie wszędzie też obowiązuje zasadadarmowe spanie za zakup posiłków.
Przepraszam, że nie napisałem ,myślałem że w poście Himalaje-Annapurna Circuit wszystkie posty dotyczą tylko tego szlaku ,ale ok.Ruszam 2 kwietnia z Kathmandu do Besisahar a potem cały szlak ACT i o te koszty mi chodzi ,mniej więcej oczywiście, mam cztery tygodnie na miejscu ,żeby się delektować przyrodą i dobrym Nepalskim jedzeniem.
deha napisał:i dobrym Nepalskim jedzeniem.
:DCo do kosztów, to jest osobny dział od tego typu pytań.W każdym razie są one zmienne zależnie od wysokości i obłożenia teahouse'ów. Szykowałbym się mniej więcej na:nocleg: 600-1200 NPR (nie wiem jak na ACT, na EBC często były darmowe jeśli brało się posiłek lub 2)pasza: 600-1200 NPRbutelka wody: 150-500 NPRtermos gorącej herbaty: 150-800 NPRgorący prysznic: 350-800 NPRładowanie urządzeń elektronicznych: 0-600 NPR
Darek M. napisał: Domyślam się, że nie wszędzie też obowiązuje zasadadarmowe spanie za zakup posiłków.Robiłem zarówno AC jak i EBC (plus 1 przełęcz).Na AC nigdzie nie trafiłem na darmowy nocleg, na EBC jeden raz w Gorakshep.
Cześć, Czy spotkałeś się po drodze z możliością wynajmu konia na ThorongLa? gdzie i za ile?wybieram się z partnerką w okolicy kwietnia, dla niej to pierwszy trek i bardzo się boi, ja robiłem już ACT ale w przeciwynym kierunku, tj. od Jomosom, i 20 lat temu miałem problem z aklimatyzacją w Muktinath i podejściem na przełęcz, w efekcie wjechałem na koniu. Boję się czy w tym roku nie będzie konieczności skorzystania z takiego udogodnienia, aczkolwiek zakładam dłuższą aklimatyzację plus wsparcie acetazolamidem.Oczywiście przejście solo, nie planujemy nikogo wynajmować.
yarps napisał: ... ja robiłem już ACT ale w przeciwynym kierunku, tj. od Jomosom, i 20 lat temu miałem problem z aklimatyzacją w Muktinath i podejściem na przełęcz, w efekcie wjechałem na koniu. Od strony Muktinath to potężna wyrypa, 1700 m różnicy wysokości do zrobienia na raz - startuje się z 3700 m, przełęcz jest na 5400. Nieporównywalnie większy wysiłek niż od strony Manang/ Thorung Phedi.Jak idziesz od strony Manang to Thorung Phedi jest na 4500, Thorung High Camp na ok. 4900 czyli podchodząc z tej strony w zależności od opcji robi się na raz 500 albo najwyżej 900 m podejścia na przełęcz. Między Thorung Phedi a Thorung High Camp jest solidnie strome podejście, z High Camp na przełęcz już łagodnie. Co nie znaczy, że wysokość nie zrobi swojego nawet mimo aklimatyzacji. Zarówno w Thorung Phedi jak i w High Camp oprócz koni w sezonie na pewno będą też porterzy, których będzie można zatrudnić na krótki odcinek do niesienia plecaka i przejść ten kawałek całkiem na lekko. My skorzystaliśmy z takiej usługi do przełęczy, od przełęczy w dół do Muktinath już spokojnie daliśmy radę z plecakami.Byliśmy tam już 10 lat temu, ale pamiętam, że wynajęcie konia z "kierowcą" było dość mocno drogie - pamiętam z wtedy stawkę $100, ale nie pamiętam, czy to było z Phedi czy z High Camp na przełęcz. Zatrudnienie portera wychodziło znacznie taniej - wtedy to było chyba (znowu o ile mnie pamięć nie myli) 2000 rupii, czyli wtedy $20 za odcinek (odrębnie Phedi-High Camp i High Camp-przełęcz).Oczywiście ceny sprzed 10 lat nie będą miarodajne, ale może to da jakiś rząd wielkości.
Od strony Muktinath to potężna wyrypa....taaaa, do Muktinath szedłem od Chhusang, czyli z ok 3000 mnpm jakąś paterską ścieżką, przez przełęcz Gnyi La na jakichś 4050 m i też zdychałem potwornie. Za duże przewyższenia na jeden dzień. ale racja, dobra kilkudniowa i nieśpieszna aklimatyzacja w okolicy Manang powinna zrobić robotę, mimo bagażu kolejnych 20 lat na karku
;)Jeszcze jedno pytanko - jak oczyszcałeś wodę? Czytałem rózne opinie o jakości wody z tzw. bezpiecznych ujęć, nie za bardzo chciałbym im ufać. Butelka filtrująca? Tabsy? Steripen?No i wielkie dzięki za poprzednie odpowiedzi, rzecz jasna!
@Darek M. dzięki za podzielenie się z nami Twoim super kompleksowym podejściem do planowania i pakowania. Na pewno skorzystam bo ruszamy na AC już wkrótce....
Cenne informacje. Mam Kilka uwag z własnego doświadczenia (trzech treków, łączni 2 miesiące w górach).Darek M. napisał:EkwipunekGeneralnie, to postarajcie się zabrać tak mało rzeczy, jak to tylko możliwe. Wasz plecak powinien ważyć do 20% Waszej wagi ciała. Im mniej tym lepiej. Plecy Wam podziękują i będziecie mieli większą przyjemność z wędrówki i mniej cierpienia.Absolutna racja - lekki plecak to podstawa. Jednak 20% wagi ciała jest moim zdaniem może być zbyt dużo. Przykładowo przy 80 kg wagi (ja tyle ważę) oznaczałoby to do 16 kg dla plecaka. A to byłoby moim zdaniem już sporym obciążeniem. Ja wyznaczyłem sobie nieprzekraczalne 10 kg i to mi się z powodzeniem udało osiągnąć. Idąc z takim lekkim plecakiem naprawdę bardzo dużo się zyskuje.Quote:Buty x 2 - Ostatecznie zdecydowałem się zabrać dwie pary butówRozumiem problem Darka i konieczność posiadania dodatkowej lekkiej pary butów. Jednak jeśli nie ma takiej bezwzględnej potrzeby to trzeba pozostać przy jednej parze trekkingowego obuwia.Quote:5. Spodnie trekkingowe + ewentualnie drugie krótkie spodenki. [...]Dobrym wyborem byłyby też takie 2 w 1.Używam spodni trekkingowych z odpinanymi nogawkami (tuż nad kolanami). Zdecydowanie się sprawdziły.Co do ubiorów/bielizny, które w trasie trzeba prać oraz ręcznika - jedna praktyczna uwaga - miałem ze sobą kilka klipsów i jeżeli rano wyprane rzeczy były nadal wilgotne (a przeważnie były) to w drodze przypinałem je na zewnątrz do plecaka. Może nie wyglądało to pięknie, ale było skuteczne
:D Quote:11. Śpiwór i/lub liner (wkładka do śpiwora)Podobnie jak Darek M. uważam, że na Annapurna Circuit śpiwór można sobie odpuścić. Wkładka jest jak najbardziej potrzeba.Quote:15. Latarka + zapasowe baterieW miejsc latarki sugeruję zabranie czołówki.Quote:19. Powerbanki, ładowarki, przewody - Miałem jeden 10k mAh i 5k mAh, do tego jedną ładowarkę 3 portową (niestety często napięcie spada dramatycznie i ładowarka praktycznie nie ładuje sprzętu! Dlatego też polecam zabrać dwie różne ładowarki. Prądu może też nie być w Tilicho Base Camp i Thorong Phedi)20. Modem LTE To generalnie największe obciążenie wagowe plecaka. Podszedłbym do tego bardzo selektywnie. My mieliśmy (wędrujemy we dwójkę) jedną ładowarkę do baterii aparatów foto (każde z nas miał swoją lustrzankę) i zapasowe baterie. I w zasadzie wystarczyło nam to na całe ponad 3 tygodnie (Annapurna Circuit). Zupełnie odpuściliśmy kwestie internetu (i całe szczęście, 3 tygodnie bez sieci w Himalajach jest niezwykle odświeżające).Quote:22. Orzechy, batony, czekolady - te częściowo kupiłem w Polsce, a częściowo w Kathmandu. Najlepiej wziąć ze sobą, ale można też uzupełnić zapasy w dużo wyższej cenie na szlaku.W całości odpuściliśmy wychodząc z założenia, że z sumy bardzo lekkich rzeczy robi się całkiem spory ciężar i wolimy raczej przepłacać w drodze (czasami bardzo sporo) niż nosić na plecach.Lista Darka jest bardzo cenna i na pewno pomoże przy przygotowaniach własnego wyjazdu. Przed wyjazdem zrobiłem jedną rzecz - wszystkie rzeczy, które chciałem zabrać rozłożyłem na podłodze (podobnie jak Darek uwieńczyłem to na zdjęciu) i jeszcze raz przeanalizowałem czego mogę się pozbyć.
Zgadzam się z powyższym w zupełności, ok 8 kg powinno wystarczyć, do tego woda ok 2 l., żeby zejść do tego poziomu zostawiłem niepotrzebne rzeczy w hotelu do którego po treku wróciłem, i tak polecam wszystkim którzy wybierają się na szlak, obojętnie czy w Pokharze czy Katmandu, dodatkowo jest tam masa pralni za grosze, więc nie ma potrzeby zabierania większej ilości rzeczy, buty kupiłem latem z przeceny
;) i na końcu szlaku zostawiłem, pewnie się komuś przydały, a ja nie miałam zbędnego dźwigania, ogólnie proponuję wziąć część rzeczy które już się nie przydadzą i zostawiać po drodze, zmniejszając ciężar plecaka.P.S. Co do zabierania jedzenia czy batonów, mam trochę zawsze na wszelki wypadek, ale najbardziej przydatna była puszka mielonki, mam tak że tracę apetyt ile razy jestem w wyższych górach, a dodatkowo w Nepalu jest mało urozmaicone jedzenie więc puszka z miejscowym chlebem smakowała najbardziej
Miał to być wyjazd wspólny z 2-3 znajomych z miejscowego klubu górskiego. Niestety znajoma miała wypadek, znajomy zmienił pracę i tak zostałem sam. Bilety kupione, więc trzeba lecieć. Swoją drogą ich historia jest długa i ciekawa.
Kolejny raz do samego końca nie wiedziałem czy polecę. W jednym czasie w pracy wpadło tyle tematów, że ostatnie 2-3 tygodnie to była prawdziwa gonitwa, aby je wszystkie dowieźć. Udało się częściowo, resztę będę musiał załatwić na odległość.
Trasa lotu wygląda następująco:
Krajówki LOTem, z kolei kolejne loty Tutkishem, z którym będę leciał pierwszy raz i chętnie przetestuję ich chwalony serwis.
Tymczasem siedzę w saloniku we Wrocławiu i czekam na boarding lotu do Warszawy. Postaram się być w miarę możliwości na bieżąco z relacją, przynajmniej na tyle na ile mi internet w górach pozwoli.
Wysłane z iPhone za pomocą TapatalkPrzesiadka w Warszawie wynosiła nieco ponad 3h. Większość czasu spędziłem nadrabiając pracę na komputerze w Polonezie, który o tej porze był pusty:
Nie wspomniałem jeszcze o drobnych problemach z nadaniem bagażu do Katmandu lub Stambułu (bilety krajowe kupiłem na osobnej rezerwacji). Z racji długiej przesiadki w Stambule (ok. 11h), bagaż finalnie ma przylecieć właśnie tutaj, gdzie będę musiał nadać go ponownie. Najważniejsze jednak, że ominąłem odbiór w Warszawie.
Mimo statusu *G bagaż nie został otagowany zawieszką „Priority”. Zupełnie zapomniałem o to zapytać.
Lot do Warszawy odbywał się na pokładzie Embraera E190, SP-LMH, ex. Air Astana.
Tymczasem za kilkanaście minut boarding Turkisha:
Flightradar24 pokazuje przewidywany odlot mojego lotu o godzinie 4:26:
Samolot który ma wykonywać mój rejs stoi cały czas we Frankfurcie.
Wracając do lotu Warszawa - Stambuł. Na plus zdecydowanie prawdziwa klasa biznes (która nie leciałem) oraz darmowy internet (dla statusowców zdaje się 400MB) i system rozrywki pokładowej nawet w Airbusie A321 neo, którym leciałem:
Trzeba przyznać, że na trasie europejskiej jest to zdecydowanie najlepsza opcja.
Jeśli zaś chodzi o serwis to było danie na ciepło, natomiast średnio smaczne, co było widać po pełnych talerzach osób siedzących obok mnie.
Obsługa też się nie sprawdziła. Po podaniu dania próżno było szukać kogoś pytającego, czy jeszcze czegoś potrzebujemy. Brakowało też soku pomidorowego, na który zazwyczaj mam ochotę w samolocie.Na lotnisku w Stambule odwiedziłem dwa saloniki: iGA Lounge:
oraz Turkish Miles&Smiles:
Oba są olbrzymie ale nieco zawiodły mnie wyborem posiłków na ciepło i alkoholu.
Zmęczony niemiłosiernie czekaniem na drugi lot, który na dodatek wyruszył jakieś 3h po czasie (o 4:10) od razu po zajęciu miejsca postanowiłem się przespać i z tego powodu nie mam zdjęcia pierwszego posiłku. Z racji długości lotu, drugim posiłkiem była tylko kanapka [emoji853] i coś do picia (brak ciepłych napoi).
Samolot wylądował o godzinie 13:57, tj. 3:02h po rozkładowym czasie (otwarcie drzwi nastąpiło jeszcze później). Tym samym wyjazd stanie się tańszy [emoji28] (wniosek o 300 EUR od Turkish już wysłałem).
Bagaż odebrałem jako jedna z pierwszych osób, dzięki zawieszce priority. W Stambule już poprawnie ją nakleili.
Od razu udałem się do punktu poboru opłat za wizę (30 USD) i kontroli granicznej. Całość od wyjścia z samolotu zajęła mi jakieś 20-25 minut. Mega szybko, bo udało się przed tłumem. Pomógł status *G i wybór miejsca tuż za klasą biznes. Kawałek dalej wymieniłem w kantorze 100 USD na rupie (nie widziałem bankomatu), a nieco dalej zakupiłem kartę SIM NCELL z pakietem bodajże 28 GB za 800 rupii i zamówiłem taxi za 800 rupii do Nepal Tourism Board.
Tutaj dokładnie po godzinie od wyjścia z samolotu miałem już złożony wniosek o pozwolenie Annapurna Conservation Area Project (koszt: 3000 rupii).
Tak sprawnego obrotu spraw się nie spodziewałem. Zatem pozostało wziąć kolejną taksówkę do hotelu znajdującym się tuż przy dworcu Gongabu Bis Park skąd odjeżdżają autobusy i mikrobusy do Besisahar.
W okolicy hotelu przyszła pora na kolację, małe zakupy i wyciągnięcie gotówki na cały trekking. Zwiedzanie Kathmandu zostawiłem siebie na koniec wyjazdu. Teraz postanowiłem odpocząć przed jutrzejszą długą jazdą na start szlaku Annapurna Circuit.
Budzik zadzwonił o 5:20, licząc zmianę czasu daje to pobudkę niedługo po północy polskiego czasu. Spało mi się bardzo słabo z uwagi na hałas i smród papierosów.
Na mapie zaznaczam skąd odjeżdżają minibusy do Besishahar (może komuś się przyda). W kasie kupujemy bilet i tam już kierują do odpowiedniego busa (koszt 1000 rupii).
Takiej jazdy autobusem jak w Nepalu, to nie miałem nigdzie. Sam wyjazd trwał chyba z godzinę, bus zbierał po drodze kogo się da, aby zapełnić wolne miejsca.
Drogi z kolei to istny koszmar. Jakieś 70% czasu spędziliśmy na drogach szutrowych i to na tej niby autostradzie.
Po drodze były trzy przystanki na siku i jedzenie. Jeden taki przystanek:
Do Besishahar dotarliśmy po ok. 8 godzinach (ok. 14:00). Od razu po opuszczeniu busa szukałem autobusu / jeepa, aby podjechać jeszcze trzy wioski dalej i dopiero stamtąd ruszyć na szlak. Okazuje się, że za 300 rupii można było podjechać do Nadi Bazar i tak właśnie zrobiłem. W autobusie trzeba było trzymać się używając obu rąk, aby guza sobie nie nabić [emoji28] niekiedy po kilkanaście centymetrów skakałem. Na koniec jazdy tyłek już nieźle bolał
Po tym jak wysiadłem z autobusu to poczułem, że żyję. W końcu spokój i piękna przyroda. Zobaczcie sami:
Nocleg zaplanowałem w Bahundanda po ok. 5km trekkingu (na więcej tego dnia nie było czasu). Hotel Mountain View. Koszt to 1300 rupii (ok. 41 zł) za nocleg z gorącym prysznicem, kolacją i śniadaniem:
Na koniec uspokoję Was. Trzęsienie ziemi owszem było. Na szczęście epicentrum było jednak daleko i nie wyrządziło tutaj żadnych szkód. Złapało mnie jak sobie twardo spałem. Obudziłem się i miałem dziwne wrażenie, że ktoś buja całym budynkiem. Myślałem, że to jacyś rabusie czy pijaczki. Ale przecież tam jest spokojnie i ludzie nie piją alkoholu.
Okazało się, że to było trzęsienie ziemi. Na dworze właściciel coś krzyczy. Jednak nie krzyczał odpowiedniego hasła i to spowodowało, że jeszcze bardziej się bałem i już chciałem barykadować drzwi [emoji28]
Dopiero rano dowiedziałem się, że było trzęsienie ziemi.Nie ma takiego obowiązku. Nadal jest to martwy przepis. Na kontrolach z uśmiechem wpisują i życzą przyjemnej drogi.
Trzy spotkane Niemki właśnie myślały, że jest obowiązek i wzięły przewodnika, który wprowadził je w maliny prowadząc zamkniętą / zawaloną części szlaku za Tal… Tyle na temat „przewodników”. Szlak zamknięty od 2021 roku, a on nie wiedział [emoji28].Annapurna Circuit - day 2
W końcu czuję, że żyję! Trasa z Bahundanda do Bargarchhap była naprawdę przepiękna, przynajmniej na odcinkach, które nie prowadziły główną drogą.
Tutaj dochodzimy do głównego problemu tego szlaku. Wybudowano lepszą drogę i wieloma odcinkami idzie się właśnie taką drogą miejscami betonową, miejscami szutrową, którą przejeżdżają jeepy i motocykle wznosząc tumany kurzu. Muszę przyznać, że ten fakt naprawdę odbiera wiele z uroku szlaku i nie pozwala cieszyć się pięknem (często trzeba po prostu skupić się na ominięciu jeepów, żeby nie zostać potrąconym).
Drugim problemem wspomnianej drogi jest niemal całkowite odcięcie pierwszych 30 km szlaku od turystów. Pierwszego dnia na szlaku spotkałem aż 1 osobę!!! Wszyscy po prostu wsiadają w jeepa i jadą od razu dalej. Po tych 30 km ruch jest już zdecydowanie większy. Cierpią mocno na tym mieszkańcy pierwszych wiosek. Właściciel mojej noclegowni mocno się żalił, że klepie biedę bo nie ma turystów. Z kolei na drugi noclegu dziecko właścicielki latało po stromych schodach z iPhone’m 14 Pro…
Wracamy jednak do samego szlaku. Dzień zaczynam od śniadania: omletu z warzywami i chlebka tybetańskiego:
Najedzony ruszam na szlak podziwiając takie widoki:
Dochodzę do Tal, zalanego i mocno zniszczonego podczas monsunu w 2021 roku. Wiele budynków zostało opuszczonych i nadal jest zasypane piaskiem na wysokość około metra. Wielu podróżnych właśnie tutaj rozpoczyna swoją wędrówkę, moim zdaniem tracąc bardzo wiele: