0
poomex 3 listopada 2023 19:38
Zacznę od tego, że w relacji postaram się opisać czy Islandię da radę zwiedzić elektrykiem, czyli tytułową Teslą, a może bardziej to opisać jak taka podróż wygląda, łącznie z wrażeniami z szutrów w mniej popularnych częściach wyspy.
Innymi słowy, jak mawiał klasyk, jakie są plusy dodatnie, a jakie plusy ujemne, takiego podróżowania. Na koniec podam też podliczenie kosztów, żeby odpowiedzieć na pytanie czy to się w ogóle opłaca.

Od dłuższego czasu chodził mi po głowie plan, aby w trakcie jednej wyprawy na północ Europy zwiedzić Islandię, a przy okazji Wyspy Owcze.
Punkty w programie SAS Eurobonus, które niebezpiecznie zbliżały się do daty wygaśnięcia przyspieszyły decyzję o realizacji takiego właśnie planu.
Po zweryfikowaniu dostępności lotów stanęło na locie KRK -> KEF Wizzairem, KEF -> FAE Atlantic Airways, FAE -> CPH SASem i na koniec CPH -> KRK Norwegianem.
Na Islandię przylot 28 maja w niedzielę koło 8 rano, później pełne 9 dni, na Wyspy Owcze przylot koło 12 w południe plus pełne 3 dni - nie za bogato, ale coś powinno dać się zobaczyć.


krk-kef.jpg



W temacie noclegu i transportu na Islandii rozważaliśmy wynajęcie mini-kampera, ale finalnie stanęło na względnie tanich hotelach/hostelach i wynajęciu auta.
Po sprawdzeniu co oferują wyspiarskie wypożyczalnie moją uwagę zwróciła kusząco tania jak na ich warunki oferta Hertza na Teslę Model Y. O promocji pisałem na forum.
W skrócie Tesla Model Y 4x4 Long Range na 10 dni za 3989 zł, z darmowym dodatkowym kierowcą, podstawowe ubezpieczenie z wkładem własnym 242000 ISK, czyli ok. 7200 PLN.
Rozwiązaniem wysokości wkładu własnego była w moim przypadku karta PKO Visa Infinite, w której jak wiadomo ubezpieczenie jest do wysokości 2400 EUR.

W niedzielę zaczynamy od pobudki o nieludzkiej porze, ze względu na wylot Wizza z Balic do Reykjaviku o 5:30. Lot bez żadnych niespodzianek, na Islandii wylądowaliśmy planowo i przywitał nas, jakżeby inaczej, rzęsisty deszcz :)
Przy stanowisku Hertza obsługiwał nas ktoś chyba rosyjskojęzyczny, ale oczywiście wśród reszty obsługi było co najmniej dwoje Polaków - standard na Islandii o czym przekonamy się w ciągu najbliższych dni.
Już przy robieniu rezerwacji zauważyłem że kwota wkładu własnego w ISK była na polskiej stronie Hertza niższa, w porównaniu do tej na stronie islandzkiej - niestety na umowie którą dostałem do ręki widniała cena wyższa tj. 399000 ISK, a wypożyczalnia nie widziała w ogóle szczegółowych danych mojej rezerwacji.
Podobnie było w przypadku darmowego drugiego kierowcy - nie mieli o tym informacji, ale w tej kwestii uwierzyli nam na słowo i bez dodatkowych kosztów dodali żonę jako drugiego kierowcę.

Na parkingu czekała już na nas bielutka Tesla z baterią na poziomie równym 80% i z co najmniej takim też poziomem mieliśmy ją za 10 dni zwrócić.
Auto miało przejechane trochę ponad 9200 kilometrów, na masce były już minimalne odpryski, które przezornie uwieczniłem na zdjęciach. Poniżej jeden przykład:


01-odprysk.jpg



Ten dzień był przeznaczony na Złoty krąg i okolice. Na pierwszy cel wybraliśmy obszar geotermalny Seltun, po drodze zahaczając o szybką ładowarkę Isorka przy supermarkecie Netto w Grindaviku.
Jeszcze będąc w domu w Polsce na telefonie zainstalowałem aplikacje trzech sieci ładowania działających w Islandii - Isorka, ON i eONE.
Pierwsze spotkanie z tym elektrycznym ustrojstwem przebiegło bezproblemowo, z tym że zobaczyliśmy na czym polega tzw. nieliniowy charakter szybkości ładowania.
Otóż nawet najszybsze ładowarki działają bardzo szybko, tylko wtedy gdy bateria w samochodzie jest względnie rozładowana, czyli ma w okolicach 20%. Im więcej energii w baterii, tym ładowanie wolniejsze.
W naszym przypadku z poziomu ok. 75% ładowaliśmy do poziomu 98% około pół godziny. Wniosek który szybko wyciągneliśmy - warto zabierać się za ładowanie, gdy na trasie pojawi się szybka ładowarka, ale ze względu na czas nie ma sensu ładować do poziomu większego niż 85%.


02-ladowarka-netto.jpg



Gdy dotarliśmy do Seltun, przywitała nas zamknięta brama - obszar geotermalny był akurat zamknięty.
W tej sytuacji ruszyliśmy w stronę krateru Kerid po drodze wstępując na wczesny lunch do Hipstur - knajpka znajduje się w budynku hotelu Greenhouse w miasteczku Hveragerði.
Jedzenie ze zdjęcia poniżej było wyśmienite, ale cena była też islandzko adekwatna :)


02b-hipstur.jpg



Gdy dotarliśmy do Kerid pogoda była niezmiennie uciążliwa. Zwiedzanie w deszczu nie jest najprzyjemniejsze, ale krater zrobił pozytywne wrażenie.


03-kerid.jpg



Następnie ruszyliśmy w stronę wodospadu Gullfoss. Pierwszy wodospad z listy wielu, które mieliśmy jeszcze na Islandii zobaczyć był taki jak go opisują - widowiskowy. Ogrom spadającej masy wody trudno opisać słowami.


04-foss.jpg



Kolejnym punktem wycieczki był obszar geotermalny z gejzerem Strokkur - fajnie było w końcu zobaczyć wodę strzelającą z głębi ziemi na 20 metrów w górę.
Pozostałe pomniejsze gejzery to jak dla mnie nic specjalnego. Na zdjęciu poniżej jeden z nich Blesi:


05-blesi.jpg



Na parkingu przy centrum informacyjnym znajdowały się dwie ładowarki, pomyśleliśmy że przy okazji przerwy na kawę podładujemy naszą Teslę. Niestety ładowarki były cały czas zajęte - pojawił się niepokój, że jeśli sytuacja będzie się powtarzać to solidnie utrudnić nam to zwiedzanie.

Deszcz dał nam się we znaki na tyle, że w przypadku parku narodowego Thingvellir ograniczyliśmy się do zobaczenia wodospadu Öxarárfoss i szczeliny pomiędzy płytami kontynentalnymi.


05b-oxara.jpg



06-szczelina.jpg




Ruszyliśmy w drogę powrotną do Rejkyaviku, gdzie w centrum mieliśmy zarezerwowany na 2 noce hotel Thingholt. Po drodze zajechaliśmy do jednej z dwóch stacji superszybkich ładowarek Tesli, zwanych skromnie Superchargers.
Gdy wskażemy je jako cel podróży to Tesla odpowiednio wcześniej zaczyna przygotowywać baterię do szybkiego ładowania. Gdy dojechaliśmy poziom baterii wynosił ok. 20%, a ładowanie do 85% zajęło koło 40 minut.
Płatność za ładowanie poprzez Tesla Superchargers, w przypadku Hertza odbywa się już po oddaniu auta - podliczają nas i obciążają nasza kartę kredytową, gdy dawno już nie ma nas na Islandii.
Wspomnę tutaj od razu o zalecie, przynajmniej w mojej ocenie, ładowarek elektrycznych nad stacjami benzynowymi. Stacje benzynowe to zazwyczaj mało przyjemne miejsca na których tankujemy, płacimy i szybko odjeżdzamy.
Z kolei ładowanie elektryka trwa dłużej, ale też lokalizacje w których zazwyczaj są instalowane ładowarki są trochę bardziej ustronne, więc spokojnie można nastawić się np. na czytanie książki, albo planowanie kolejnych etapów podróży.

Już z pełną baterią dotarliśmy do centrum, tak aby kolejnego dnia z rana wyruszyć na podbój półwyspu Snæfellsnes, ale o tym będzie dopiero w następnym odcinku.Zanim przejdę do kontynuacji relacji muszę ostrzec, aby już nie próbować korzystać z ładowarki koło Netto w Grindaviku wspomnianej w poprzednim odcinku - erupcja pobliskiego wulkanu odcięła to miasteczko od świata.

Kolejnego dnia zaraz po przyzwoitym hotelowym śniadaniu ruszyliśmy w stronę półwyspu Snæfellsnes. Plan zakładał przerwę na kawę i podładowanie Tesli w miasteczku Borgarnes około 80 km od Reykjaviku.


015-tesla.jpg



Plan niestety nie wypalił, ponieważ ładowarka przy tamtejszym Netto, pomimo wielu próśb, odmówiła posłuszeństwa. Z kolei ładowarka na stacji N1 tuż obok wymagała apki, którą uruchomić da się tylko posiadając islandzki odpowiednik naszego PESEL-u.
Ale nic to, bateria jeszcze nie prosiła o prąd, więc ruszyliśmy dalej w stronę półwyspu. Po drodze odwiedziliśmy bazaltowe klify Gerðuberg, a później na zaległą kawę wstąpiliśmy do restauracji przy hotelu Snaefellsnes.


016-mur.jpg



Wybór nie był przypadkowy, bo przy hotelu znajdują się dwie ładowarki - szybka 80 kW i wolna 22 kW. Szybka była zajęta, więc skorzystaliśmy z tej wolnej.
Dla tych paru procent naładowania w trakcie dłuuugiej przerwy na kawę, w przypadku turystycznego zwiedzania, nie było raczej sensu wyciągać kabli z bagażnika i wiedzieliśmy już żeby ładowarki 22 kW albo mniej po prostu odpuszczać.

Ruszyliśmy dalej zwiedzając atrakcje rozstawione na półwyspie jedna za drugą. Plaża fok na Ytri Tunga, kościół Búðakirkja, klify i posąg Bardura w Arnarstapi, bazaltowe filary Lóndrangar oraz zatoka Dritvík Djúpalónssandur ze szczątkami brytyjskiego trawlera, który zatonął tam w 1948 roku.


018-kosciol.jpg



019-domki.jpg



020-klify1.jpg



023-klify2.jpg



024-mech.jpg



025-jeziorko.jpg



026-szczatki.jpg



Kolejna możliwość ładowania szybką ładowarką znajdowała się w miejscowości Ólafsvík, już na północnym wybrzeżu półwyspu. Pamiętając dwa poprzednie niepowodzenia byliśmy lekko zaistniałą sytuacją zestresowani - jeśli pojawi się jakiś problem to nie wystarczy nam prądu na powrót do Reykjaviku.
Na domiar złego tuż przed wjechaniem do miasteczka rozpętała się spora ulewa. Całe szczęście ładowarka była sprawna i nikt z niej nie korzystał. Mogliśmy spokojnie podładować Teslę siedząc wygodnie przy kominku i czytając książki :)


028-kominek.jpg



Już z baterią na 80% ruszyliśmy w drogę powrotną, po drodze zbaczając z głównej trasy na szutrówkę prowadzącą przez pola lawy Berserkjahraun.


029-pola-lawy1.jpg



030-pola-lawy2.jpg



Tutaj przeżyliśmy chwile grozy - zerwała się wichura i nieświadomi olbrzymiej siły wiatru chcieliśmy wyjść z samochodu zrobić zdjęcia.
Gdy żona uchyliła lekko drzwi, wiatr postanowił otworzyć je na oścież :)
Na całe szczęście, albo Tesla jest z bardzo twardej blachy, albo wiatr nie był aż tak silny, bo obyło się bez wyrwanych zawiasów i wgniecionej karoserii.

Pozostałą część podróży jechaliśmy w rzęsitym deszczu i nieustającej wichurze. W takich warunkach poziom naładowania baterii spadał w oczach, ale spokojnie dojechaliśmy do ładowarki w Reykjaviku, z której korzystaliśmy poprzedniego wieczoru.


032-reykjavik.jpg



Po całym dniu przygód zasnęliśmy jak kamień, w oczekiwaniu na atrakcje kolejnego dnia.

Cały następny dzień mieliśmy zarezerwowany na jazdę konną na farmie Mr Iceland (mriceland.is). Na miejscu mieliśmy pojawić się przed 13:00. Jako że miejscowość Hvolsvöllur jest zlokalizowana około 2 godziny jazdy na południe ze stolicy to, po leniwym śniadaniu, ruszyliśmy w drogę.
W docelowym miasteczku znajduje się stacja Tesla Superchargers, z której bezproblemowo skorzystaliśmy przy okazji jedząc lunch w pobliskiej knajpce z jakoś dziwnie znajomą nazwą Björk :)

Na miejscu okazało się, jakże by inaczej, że w stadninie pracuje dwoje Polaków - gorąco pozdrawiamy! :)
Mieliśmy wcześniej wykupiony pakiet wycieczka konna plus kolacja, a do tego nocleg w domku na farmie tuż obok stajni. Spodobało nam się na tyle, że zdecydowaliśmy się jeszcze na wycieczkę konną do czarnej plaży kolejnego dnia po śniadaniu.


042-tesla-przed-domkiem.jpg



043-wnetrze.jpg



044-konie1.jpg



Myślę że dla mnie najfajniejsza z wszystkiego była czarna plaża - całkowicie pusta, z aksamitnie gładkim, wulkanicznym piaskiem.


046-konie2.jpg



Jeśli ktoś chce poznać specyfikę islandzkich koni oraz sprobować jazdy toltem, czyli rzadko występującym rodzajem chodu charakterystycznym właśnie dla koni na Islandii, to miejscówka jest świetna.
Nawet pomimo dosyć zaporowej ceny.

Już po jeździe ruszyliśmy w dalszą drogę.


048-droga.jpg

Trudno zaprzeczyć - elektryk spowodował, że byliśmy bardzo uważni w kwestii ile baterii zostało i gdzie będziemy mogli ją doładować, z tym że:
  • To była pierwsza Tesla, którą intensywanie jeździłem więc na początku trochę stresu było związanego po prostu z nauczeniem się jak takim elektrykiem się posługiwać, a później było już prościej
  • Od początku planowałem w relacji położyć nacisk na praktyczne aspekty podróżowania autem elektrycznym, stąd tak dużo wtrętów dotyczących gdzie ładować i jakie mogą pojawić się problemy
Niedługo po pożegnaniu ze stadniną na naszej drodze stanęły kolejne bardzo znane wodospady - widoki cudne, jednak ilość turystów w porównaniu z zaciszem stadniny bardzo wzrosła.
Najpierw standardowo Seljalandsfoss:


049-Seljalandsfoss.jpg



055-Seljalandsfoss.jpg



Zaraz obok niego, ukryty w jaskini, Gljufrabui:


056-gluj.jpg



Później, po 20 minutach jazdy, imponujący Skógafoss:


060-Skogafoss.jpg



061-Skogafoss.jpg



I o rzut beretem Kvernufoss - mi z tej czwórki najbardziej do gustu przypadł ten ostatni, może ze względu na klimatyczne, porośnięte mchem położenie, a może dlatego że turystów było tu najmniej.


062-Kvernufoss.jpg



063-Kvernufoss.jpg



Przy okazji odwiedziliśmy również znajdujący się w pobliżu skansen. Nie jestem wielkim fanem takich atrakcji, ale tutaj muszę przyznać że bardzo ciekawie było zobaczyć jak Islandczycy mieszkali na wyspie te kilkadziesiąt/kilkaset lat temu.


064-Skansen.jpg



065-Skansen.jpg



066-Skansen.jpg



Kolejnym punktem na naszej drodze był półwysep Dyrhólaey z latarnią, fotogenicznym łukiem skalnym oraz widokiem na bezkresną czarną plażę.


073-polwysep.jpg



074-polwysep.jpg



076-polwysep.jpg



Niedaleko znajduje się również czarna plaża Reynisfjara z bazaltowymi kolumnami skalnymi - atrakcja nienajgorsza, ale ludzi były całe tłumy i lepsze wrażenie zrobiły na mnie podobne kolumny na półwyspie Snæfellsnes, o których pisałem w poprzednim odcinku.


078-plaza.jpg



079-plaza.jpg



Zdążyliśmy mocno zgłodnieć, a przy okazji Tesla wołała już o prąd. Na późny obiad zatrzymaliśmy się w restauracji Ströndin w Vik. Burgery, które zamówiliśmy były godne polecenia.
W międzyczasie samochód ładował się w pobliskiej, czerwonej, szybkiej (50 kW) ładowarce N1 - miły zaskoczeniem był fakt, że prąd tutaj był całkowicie za darmo :)


089-ladowarka.jpg



I jeszcze stan ładowania 10 minut później :)


090-ladowarka.jpg



Na zakończenie intensywnego dnia zawitaliśmy jeszcze do wąwozu Fjaðrárgljúfur, czyli tzw. wąwozu Justina Biebera.
Bardzo ładne widoki, w dodatku przy zachodzącym słońcu, zaliczam w pełni na plus.


087-wawoz.jpg



088-wawoz.jpg



091-wawoz.jpg



094-wawoz.jpg



Tego dnia na nocleg i zasłużony odpoczynek zameldowaliśmy się w pobliskim Hvoll Hostel.


095-zachod.jpg



Kolejnego dnia wyruszymy, aby kontynuować zwiedzanie południowego wybrzeża.

Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

j-a 3 listopada 2023 23:08 Odpowiedz
Będę śledził relację z uwagi na tego elektryka, bo wcześniej czy później dieselka nie będzie ;) . Dzięki za wszystkie spostrzeżenia i czasy ładowania. :idea:
brunoj 3 listopada 2023 23:08 Odpowiedz
Ja również, chociaż prosiłbym żeby informacje wychodziły poza te oczywiste. Szybkie ładowanie od "mało" do 80% to w zasadzie elementarz ładowania aut elektrycznych (a tak naprawdę wielu innych urządzeń z bateryjkami). Dziś to nie jest już żadne ufo, i sporo forumowiczów miało okazję się elektrykami wozić, a pewnie jakby dobrze poszukał, to i tacy co posiadają by się znaleźli. PS. ładny Defender w tle. Ten to by się do szutrów nadał...
poomex 4 listopada 2023 12:08 Odpowiedz
Trudno nie przyznać Ci racji w kwestii szybkiego ładowania, z tym że w moim przypadku, czyli osoby która elektrykami jeździła na tyle okazjonalnie że nie musiała ich ładować, sytuacja gdy szybka ładowarka 150kW, zwalnia pod koniec do ledwo 5kW uzmysłowiła że w trakcie podróży takie ładowanie nie ma sensu i dlatego o tym napisałem. Trochę inaczej sprawy mają się ze zwykłą elektroniką, gdy można nawet nie zauważyć, że powyżej 80% ładowanie jest wolniejsze.
brzemia 4 listopada 2023 17:08 Odpowiedz
Polecam https://abetterrouteplanner.com/Pieknie zaplanuje trase i sam policzy ile i jak dlugo warto ładować. Elektrykiem inaczej uzupełnia się energie niz w aucie spalinowym w ktorym najczesciej tankuje sie do pełna i jezdzi sie do rezerwy.W elektryku wyglada to zgoła inaczej. Unika się ładowania powyzej 80% w trasie bo to szkoda czasu lepiej planować trasy 80%-20%-80% i tak dalej. Czasowo wychodzi to wiele lepiej a i człowiek sie lepiej czuje robiac 15min przerwy na ładowanie co kilka godzin niż ładowanie do 100% w godzinęWyslane z telefonu przez Tapatalka
brunoj 15 listopada 2023 23:08 Odpowiedz
Coś zdechło. Mam nadzieję, że się kolega nie obraził i będzie kontynuował.
poomex 16 listopada 2023 23:08 Odpowiedz
W żadnym wypadku się nie obraziłem. Kontynuacja będzie jak najbardziej, tyle tylko że ostatnio inne obowiązki mnie trochę przygniotły :)
jac 24 września 2024 23:08 Odpowiedz
Fajna relacja ? szczególnie ze za pół roku sam lecę na Islandię i jestem na etapie planowania wyjazdu ?Ale chyba bym psychicznie nie wytrzymał z elektrykiem, a to dlatego że ta relacja brzmi jakby sie wszystko kręciło wokół poziomu baterii i dostępności ładowarek ? a chyba nie o to chlodzi na urlopie ?
poomex 25 września 2024 17:08 Odpowiedz
Trudno zaprzeczyć - elektryk spowodował, że byliśmy bardzo uważni w kwestii ile baterii zostało i gdzie będziemy mogli ją doładować, z tym że:To była pierwsza Tesla, którą intensywanie jeździłem więc na początku trochę stresu było związanego po prostu z nauczeniem się jak takim elektrykiem się posługiwać, a później było już prościejOd początku planowałem w relacji położyć nacisk na praktyczne aspekty podróżowania autem elektrycznym, stąd tak dużo wtrętów dotyczących gdzie ładować i jakie mogą pojawić się problemy