Moja podobna relacja z Los Guatuzos w Nikaragui została przyjęta pozytywnie i wiem z PW, że kilka osób skorzystało z pomysłu na spędzenie tam czasu, to może i tutaj uda się komuś urozmaicić wyjazd dodaniem pięknego miejsca związanego z naturą. Zwłaszcza, że znów chodzi o miejsce, o którym do tej pory nie było informacji na forum.
Chodzi o indyjski Park Narodowy Keoladeo, znany inaczej jako Bharatpur Bird Sanctuary. Miejsce o tyle ciekawe, że spora część osób odwiedzających Indie mija bramę do parku, nie wiedząc nawet o jego istnieniu. Leży bowiem, jak wskazuje jego druga nazwa, w miejscowości Bharatpur, ok. 55 km od Agry, a sam wjazd znajduje się dokładnie przy trasie Agra-Jaipur. Robiąc więc standardowy złoty trójkąt, można wstąpić tam całkowicie po drodze, spędzając na miejscu nawet 2-4 godziny, co jest wystarczającym czasem na przejazd wszystkiego, co najważniejsze. A jeśli ktoś lubi naturę, to grzechem jest takie miejsce ominąć
;) Oczywiście to kwestia zainteresowań, ale moim zdaniem warto tym bardziej, że standardowe atrakcje Złotego Trójkąta nie uwzględniają żadnych atrakcji związanych z naturą. Tutaj urozmaicamy swój wyjazd o inny rodzaj doświadczenia.
Ponieważ w Keoladeo NP główną rolę odgrywają ptaki, najlepszym czasem na wizytę są miesiące od sierpnia do lutego, z naciskiem na drugą połowę tego okresu, kiedy na terenie parku znajduje się wiele gatunków ptaków migrujących. My byliśmy pod koniec stycznia i z tego okresu jest ta relacja.
Dojazd dla osób, które jadą między Agrą i Jaipurem, jest bardzo prosty. Jeśli ktoś bierze na tę trasę auto z kierowcą, to tak jak pisałem wcześniej, park jest po drodze. Na trasie Agra - Bharatpur - Jaipur jeżdżą też pociągi, ale stacja kolejowa w Bharatpur znajduje się kilka kilometrów od parku, a i pociągi nie słyną z punktualności. Moim zdaniem lepszą opcją sa autobusy, m. in. Nuego, które w obu kierunkach wysadzają i odbierają pasażerów jakieś 300 metrów od wejścia do parku narodowego. My natomiast, jadąc z okolic Czerwonego Fortu w Agrze, wzięliśmy Ubera za ok. 1000 rupii, czyli 50 zł, natomiast kierowcy musieliśmy dopłacić za bramki i podatek za przekroczenie stanu kolejne 300 rupii (aż nie wiedzieliśmy czy nie robi nas w konia, ale na stronie ubera rzeczywiście znaleźliśmy informacje o takiej opłacie). Wyszło więc niecałe 65 zł. Dalej, z Bharatpur do Jaipur, skorzystaliśmy z autobusu. Nuego rozpoczyna trasę w Agrze, więc podobno zazwyczaj nie jest zbyt opóźniony, dlatego też nie sprawdzaliśmy nawet innych, mniej znanych nam firm.
Teoretycznie najlepiej odwiedzać park od rana, wtedy nie tylko przypada okres największej aktywności ptaków, ale też jest większa szansa na zobaczenie szakali i innych ssaków. Bramy otwierane są o 6:00, zamykane o 17:00. Jednak tak naprawdę, w kontekście ptaków, nie widzieliśmy dużej rożnicy między godziną 7, a 13. Choć z samego rana zobaczyliśmy kilka gatunków, których później już nie było okazji trafić, ale nie musi to być koniecznie związane z porą dnia. Więc jeśli ktoś chciałby podjechać tutaj w godzinach późniejszych, na przykład ruszając rano z Jaipuru, lub jadąc z Agry i najpierw chcąć odwiedzić Fatehpur Sikri, to przynajmniej w miesiącu takim jak styczeń/luty, wciąż nie stanowi to dużego problemu. Godziny poranne w najlepszych miesiącach często cechują się też dużym zamgleniem, więc czasem wcale nie jest to najlepsza opcja.
My postanowiliśmy przejechać trasę z Agry do Bharatpur już dzień wcześniej, przenocować blisko parku i wyruszyć z samego rana, o ile nie będzie mgły. Udało się, powietrze było przejrzyste. Spaliśmy w Falcon Guest House, 10 minut pieszo od wejścia do parku i 3 minuty od miejsca, z którego odbierają ludzi autobusy do Jaipuru. Czysto, tanio, bardzo przyjemni gospodarze, na miejscu świetna kuchnia w rozsądnych cenach. Polecam, choć opcji noclegowych blisko wejścia do parku jest wiele. Jest też możliwość noclegu wewnątrz parku, ale po pierwsze dość droga, jak na indyjskie ceny, a po drugie, według opinii, z wnętrza parku trzeba wracać do kasy, żeby kupić bilet, co jest absolutnie bez sensu.
Wstęp do parku dla obcokrajowców kosztuje 851 rupii. Po parku można poruszać się na kilka sposobów. Pieszo, czego prawie nikt nie praktykuje, bo w dwie strony jest trochę do przejścia, ale nie jest to najgorsza opcja. Jeszcze niedawno można było wjeżdżać zwykłą rikszą rowerową, ale kilka miesięcy temu zastąpione zostały elektrycznymi rikszami, z ustaloną odgórnie ceną. Taka riksza kosztuje 800 rupii za dwie godziny i 1200 rupii za trzy godziny, jednak mankamentem jest fakt, że według oficjalnych informacji, do rikszy obowiązkowo trzeba wziąć przewodnika, który kosztuje drugie tyle. Choć widzieliśmy później riksze, w których była jedna osoba, więc może da się to ominąć. Jednak, moim zdaniem, zdecydowaniem najlepszą opcją jest rower, którego wypożyczenie na cały dzień kosztuje 100 rupii za rower miejski i 150 rupii za rower górski. Czyli jakieś 7 zł w wersji droższej. Rower sprawia, że poruszamy się szybciej, niż pieszo, możemy podjechać w więcej miejsc, a jednocześnie jesteśmy niezależni i wjedziemy w miejsca, w który riksza nie wjedzie.
Czy warto brać przewodnika? Moim zdaniem nie, ale to też może zależeć od doświadczenia w wypatrywaniu. Na terenie parku, zwłaszcza od rana, prym wiodą dość profesjonalnie wyglądający fotografowie przyrody. Oni w większości jakiegoś przewodnika mają i nie widziałem przez cały dzień, żeby ci przewodnicy pokazywali coś, czego sami nie jesteśmy w stanie wyhaczyć. Pewnie znają konkretne miejsca, na przykład gdzie znajdują się gniazda jakichś ptaków, ale wystarczy nawiązać rozmowę z kimś w parku i takie informacje też da się uzyskać. Jednocześnie wszystko co najciekawsze wypatrzyliśmy bez przewodnika, a widzieliśmy jak przewodnicy mijają miejsca, w których dało się znaleźć coś ciekawego. Oczywiście jeśli ktoś wypatruje coś w danym miejscu, to zatrzymujemy się i wypatrujemy również, ale w ten sposób nie zobaczyliśmy praktycznie nic, czego nie widzelibyśmy sami. Może przy krótkim, np. 2-godzinnym pobycie, przy jednoczesnym braku doświadczenia, warto dopłacić, żeby ktoś pokazał to, co najciekawsze.
Główna część parku to tak naprawdę prosta droga od bramy wjazdowej do świątyni Keoladeo. Trasa ta ma ok. 4,5 km. Pierwszy odcinek, ok. 1,5 km od bramy do kantyny, w której można kupić przekąski, jest najmniej ciekawy, choć od rana jest tutaj sporo dzikich pawii. W okolicach pierwszej kantyny podobno o świcie spotkać można czasem szakale. Zaraz za kantyną sprawdzane są bilety i to tutaj rozpoczyna się część parku, gdzie nie mogą wjeżdżać żadne pojazdy spalinowe.
Dalej zostają więc 3 km do świątyni i drugiej kantyny. Są też odnogi od głównej drogi, w które warto delikatnie wjechać, ale brak popularności tych miejsc wśród fotografów potwierdza chyba nasze obserwacje, że to, co najciekawsze, odbywa się jednak wzdłuż trasy głównej. Wszystkie zdjęcia, które pojawią się poniżej, są właśnie z tej drogi.
Ok, przechodzimy do najważniejszego. Co tam w ogóle można zobaczyć?
W pierwszej części trasy między kantynami widzieliśmy m. in. dzioborożca indyjskiego i orła przedniego, ale też inne gatunki ptaków drapieżnych oraz widoczne na wcześniejszych zdjęciach modrzyki i mniejsze ptaki.
Idąc dalej, wchodzimy w teren, gdzie dominują zimorodki. Gdzie byśmy się nie obejrzeli, tam siedzą na drzewach, latają lub łowią, jak wskazuje ich nazwa, łowce krasnodziobe. Ale są też, znane nam w Polsce, "zwykłe" zimorodki. Można spotkać też jakieś ssaki, przede wszystkim krowopodobne, ale też jeleniowate.
Niektóre drzewa, lub ich okolice, obsiadują dziesiątki dławigadów indyjskich, których angielska nazwa, czyli "painted stork", wskazuje nam, że to gatunek bociana.
Przy samej drugiej kantynie znajduje się dla nas chyba główna atrakcja tego dnia. Kilka drzew opanowanych przez zwisające rudawki, znane częściej jako flying fox. Sami przyznajcie, że są cudowne
;)
Swoją drogą, widzieliście kiedyś filmik, jak sikają nietoperze? Jeśli tak, to potwierdzam, nie tylko w kwestii sikania
:D
W drugiej kantynie, w przeciwieństwie do pierwszej, można zjeść coś na ciepło. Oczywiście nie jest to jedzenie najwyższych lotów, jakieś proste "burgery", ale z głodu się nie umrze. Jemy więc przy stole, obserwując wiszące nad głowami nietoperze.
Obok kantyny, za toaletami, znajduje się punkt znany jako "Python point". Gdy tam zaglądamy, akurat nie ma żadnego, bo za dnia wygrzewają się w słońcu, ale jednego z nich trafiamy obok świątyni.
Na trasie jeden z lokalnych fotografów powiedział nam, żebyśmy weszli na wieżę widokową obok kantyny, bo da się stamtąd zobaczyć gniazdo sowy z młodymi. Początkowo widzimy tylko latające papugi, ale rzeczywiście w końcu udało się dojrzeć gniazdo Puchacza indyjskiego z dwójką młodych.
Postanawiamy powjeżdżać trochę w boczne uliczki, jednak wydaje się tam być mniej ciekawie, niż na głównej trasie. Udaje się jednak zobaczyć ibisy, które widzieliśmy już wcześniej, ale w kiepskich warunkach do robienia zdjęć, oraz znanego nam w Polsce krogulca.
Wracamy na chwilę pod kantynę, oglądamy jeszcze rudawki i jedziemy w kierunku wyjścia. Ludzi na trasie zrobiło się trochę więcej. Od rana praktycznie nie da się spotkać kogoś bez bardzo drogiego sprzętu fotograficznego. W późniejszych godzinach zaczynają się normalne odwiedziny hinduskich rodzin. Mimo tego, przez cały dzień nie minęliśmy raczej więcej niż kilkadziesiąt osób.
Spędziliśmy w parku ok. 6 godzin, w trakcie których udało nam się zobaczyć znacznie więcej, niż się spodziewaliśmy. W tym czasie w ogóle się nie spieszyliśmy, dobrą godzinę spędziliśmy z nietoperzami obok kantyny, drugą poświęciliśmy na wjazdy w boczne drogi, które przy mniejszej ilości czasu śmiało można odpuścić. Dużo i długo obserwowaliśmy różne gatunki. Myślę, że gdybyśmy mieli 3 godziny, zobaczylibyśmy niewiele mniej. Sporo gatunków nie trzeba było wypatrywać, były w dużych liczbach, jedynie dzioborożca, ptaki drapieżne oraz zwykłego zimorodka widzieliśmy tylko po razie. Dlatego czasowo nie powinno być problemu, żeby mając kierowcę, jednego dnia przejechać z Agry do Jaipuru lub w drugą stronę, odwiedzić Keoladeo i dorzucić jeszcze Fatehpur Sikri. Wydaje mi się, że realne jest to nawet przy transporcie publicznym, przy ewentualnym dorzuceniu krótkiego odcinka rikszą czy taksówką.
To był świetny dzień. Wracamy do noclegu, jemy szybki obiad i autobusem Nuego ruszamy dalej w kierunku Jaipuru. Jeżdżąc od miasta do miasta, doskonale było zrobić przerywnik, w czasie którego dało się odpocząć od miejskiego gwaru i spędzić czas wśród przyrody.
Chodzi o indyjski Park Narodowy Keoladeo, znany inaczej jako Bharatpur Bird Sanctuary. Miejsce o tyle ciekawe, że spora część osób odwiedzających Indie mija bramę do parku, nie wiedząc nawet o jego istnieniu. Leży bowiem, jak wskazuje jego druga nazwa, w miejscowości Bharatpur, ok. 55 km od Agry, a sam wjazd znajduje się dokładnie przy trasie Agra-Jaipur. Robiąc więc standardowy złoty trójkąt, można wstąpić tam całkowicie po drodze, spędzając na miejscu nawet 2-4 godziny, co jest wystarczającym czasem na przejazd wszystkiego, co najważniejsze. A jeśli ktoś lubi naturę, to grzechem jest takie miejsce ominąć ;) Oczywiście to kwestia zainteresowań, ale moim zdaniem warto tym bardziej, że standardowe atrakcje Złotego Trójkąta nie uwzględniają żadnych atrakcji związanych z naturą. Tutaj urozmaicamy swój wyjazd o inny rodzaj doświadczenia.
Ponieważ w Keoladeo NP główną rolę odgrywają ptaki, najlepszym czasem na wizytę są miesiące od sierpnia do lutego, z naciskiem na drugą połowę tego okresu, kiedy na terenie parku znajduje się wiele gatunków ptaków migrujących. My byliśmy pod koniec stycznia i z tego okresu jest ta relacja.
Dojazd dla osób, które jadą między Agrą i Jaipurem, jest bardzo prosty. Jeśli ktoś bierze na tę trasę auto z kierowcą, to tak jak pisałem wcześniej, park jest po drodze. Na trasie Agra - Bharatpur - Jaipur jeżdżą też pociągi, ale stacja kolejowa w Bharatpur znajduje się kilka kilometrów od parku, a i pociągi nie słyną z punktualności. Moim zdaniem lepszą opcją sa autobusy, m. in. Nuego, które w obu kierunkach wysadzają i odbierają pasażerów jakieś 300 metrów od wejścia do parku narodowego. My natomiast, jadąc z okolic Czerwonego Fortu w Agrze, wzięliśmy Ubera za ok. 1000 rupii, czyli 50 zł, natomiast kierowcy musieliśmy dopłacić za bramki i podatek za przekroczenie stanu kolejne 300 rupii (aż nie wiedzieliśmy czy nie robi nas w konia, ale na stronie ubera rzeczywiście znaleźliśmy informacje o takiej opłacie). Wyszło więc niecałe 65 zł. Dalej, z Bharatpur do Jaipur, skorzystaliśmy z autobusu. Nuego rozpoczyna trasę w Agrze, więc podobno zazwyczaj nie jest zbyt opóźniony, dlatego też nie sprawdzaliśmy nawet innych, mniej znanych nam firm.
Teoretycznie najlepiej odwiedzać park od rana, wtedy nie tylko przypada okres największej aktywności ptaków, ale też jest większa szansa na zobaczenie szakali i innych ssaków. Bramy otwierane są o 6:00, zamykane o 17:00. Jednak tak naprawdę, w kontekście ptaków, nie widzieliśmy dużej rożnicy między godziną 7, a 13. Choć z samego rana zobaczyliśmy kilka gatunków, których później już nie było okazji trafić, ale nie musi to być koniecznie związane z porą dnia. Więc jeśli ktoś chciałby podjechać tutaj w godzinach późniejszych, na przykład ruszając rano z Jaipuru, lub jadąc z Agry i najpierw chcąć odwiedzić Fatehpur Sikri, to przynajmniej w miesiącu takim jak styczeń/luty, wciąż nie stanowi to dużego problemu. Godziny poranne w najlepszych miesiącach często cechują się też dużym zamgleniem, więc czasem wcale nie jest to najlepsza opcja.
My postanowiliśmy przejechać trasę z Agry do Bharatpur już dzień wcześniej, przenocować blisko parku i wyruszyć z samego rana, o ile nie będzie mgły. Udało się, powietrze było przejrzyste. Spaliśmy w Falcon Guest House, 10 minut pieszo od wejścia do parku i 3 minuty od miejsca, z którego odbierają ludzi autobusy do Jaipuru. Czysto, tanio, bardzo przyjemni gospodarze, na miejscu świetna kuchnia w rozsądnych cenach. Polecam, choć opcji noclegowych blisko wejścia do parku jest wiele. Jest też możliwość noclegu wewnątrz parku, ale po pierwsze dość droga, jak na indyjskie ceny, a po drugie, według opinii, z wnętrza parku trzeba wracać do kasy, żeby kupić bilet, co jest absolutnie bez sensu.
Wstęp do parku dla obcokrajowców kosztuje 851 rupii. Po parku można poruszać się na kilka sposobów. Pieszo, czego prawie nikt nie praktykuje, bo w dwie strony jest trochę do przejścia, ale nie jest to najgorsza opcja. Jeszcze niedawno można było wjeżdżać zwykłą rikszą rowerową, ale kilka miesięcy temu zastąpione zostały elektrycznymi rikszami, z ustaloną odgórnie ceną. Taka riksza kosztuje 800 rupii za dwie godziny i 1200 rupii za trzy godziny, jednak mankamentem jest fakt, że według oficjalnych informacji, do rikszy obowiązkowo trzeba wziąć przewodnika, który kosztuje drugie tyle. Choć widzieliśmy później riksze, w których była jedna osoba, więc może da się to ominąć. Jednak, moim zdaniem, zdecydowaniem najlepszą opcją jest rower, którego wypożyczenie na cały dzień kosztuje 100 rupii za rower miejski i 150 rupii za rower górski. Czyli jakieś 7 zł w wersji droższej. Rower sprawia, że poruszamy się szybciej, niż pieszo, możemy podjechać w więcej miejsc, a jednocześnie jesteśmy niezależni i wjedziemy w miejsca, w który riksza nie wjedzie.
Czy warto brać przewodnika? Moim zdaniem nie, ale to też może zależeć od doświadczenia w wypatrywaniu. Na terenie parku, zwłaszcza od rana, prym wiodą dość profesjonalnie wyglądający fotografowie przyrody. Oni w większości jakiegoś przewodnika mają i nie widziałem przez cały dzień, żeby ci przewodnicy pokazywali coś, czego sami nie jesteśmy w stanie wyhaczyć. Pewnie znają konkretne miejsca, na przykład gdzie znajdują się gniazda jakichś ptaków, ale wystarczy nawiązać rozmowę z kimś w parku i takie informacje też da się uzyskać. Jednocześnie wszystko co najciekawsze wypatrzyliśmy bez przewodnika, a widzieliśmy jak przewodnicy mijają miejsca, w których dało się znaleźć coś ciekawego. Oczywiście jeśli ktoś wypatruje coś w danym miejscu, to zatrzymujemy się i wypatrujemy również, ale w ten sposób nie zobaczyliśmy praktycznie nic, czego nie widzelibyśmy sami. Może przy krótkim, np. 2-godzinnym pobycie, przy jednoczesnym braku doświadczenia, warto dopłacić, żeby ktoś pokazał to, co najciekawsze.
Główna część parku to tak naprawdę prosta droga od bramy wjazdowej do świątyni Keoladeo. Trasa ta ma ok. 4,5 km. Pierwszy odcinek, ok. 1,5 km od bramy do kantyny, w której można kupić przekąski, jest najmniej ciekawy, choć od rana jest tutaj sporo dzikich pawii. W okolicach pierwszej kantyny podobno o świcie spotkać można czasem szakale. Zaraz za kantyną sprawdzane są bilety i to tutaj rozpoczyna się część parku, gdzie nie mogą wjeżdżać żadne pojazdy spalinowe.
Dalej zostają więc 3 km do świątyni i drugiej kantyny. Są też odnogi od głównej drogi, w które warto delikatnie wjechać, ale brak popularności tych miejsc wśród fotografów potwierdza chyba nasze obserwacje, że to, co najciekawsze, odbywa się jednak wzdłuż trasy głównej. Wszystkie zdjęcia, które pojawią się poniżej, są właśnie z tej drogi.
Ok, przechodzimy do najważniejszego. Co tam w ogóle można zobaczyć?
W pierwszej części trasy między kantynami widzieliśmy m. in. dzioborożca indyjskiego i orła przedniego, ale też inne gatunki ptaków drapieżnych oraz widoczne na wcześniejszych zdjęciach modrzyki i mniejsze ptaki.
Idąc dalej, wchodzimy w teren, gdzie dominują zimorodki. Gdzie byśmy się nie obejrzeli, tam siedzą na drzewach, latają lub łowią, jak wskazuje ich nazwa, łowce krasnodziobe. Ale są też, znane nam w Polsce, "zwykłe" zimorodki. Można spotkać też jakieś ssaki, przede wszystkim krowopodobne, ale też jeleniowate.
Niektóre drzewa, lub ich okolice, obsiadują dziesiątki dławigadów indyjskich, których angielska nazwa, czyli "painted stork", wskazuje nam, że to gatunek bociana.
Przy samej drugiej kantynie znajduje się dla nas chyba główna atrakcja tego dnia. Kilka drzew opanowanych przez zwisające rudawki, znane częściej jako flying fox. Sami przyznajcie, że są cudowne ;)
Swoją drogą, widzieliście kiedyś filmik, jak sikają nietoperze? Jeśli tak, to potwierdzam, nie tylko w kwestii sikania :D
W drugiej kantynie, w przeciwieństwie do pierwszej, można zjeść coś na ciepło. Oczywiście nie jest to jedzenie najwyższych lotów, jakieś proste "burgery", ale z głodu się nie umrze. Jemy więc przy stole, obserwując wiszące nad głowami nietoperze.
Obok kantyny, za toaletami, znajduje się punkt znany jako "Python point". Gdy tam zaglądamy, akurat nie ma żadnego, bo za dnia wygrzewają się w słońcu, ale jednego z nich trafiamy obok świątyni.
Na trasie jeden z lokalnych fotografów powiedział nam, żebyśmy weszli na wieżę widokową obok kantyny, bo da się stamtąd zobaczyć gniazdo sowy z młodymi. Początkowo widzimy tylko latające papugi, ale rzeczywiście w końcu udało się dojrzeć gniazdo Puchacza indyjskiego z dwójką młodych.
Postanawiamy powjeżdżać trochę w boczne uliczki, jednak wydaje się tam być mniej ciekawie, niż na głównej trasie. Udaje się jednak zobaczyć ibisy, które widzieliśmy już wcześniej, ale w kiepskich warunkach do robienia zdjęć, oraz znanego nam w Polsce krogulca.
Wracamy na chwilę pod kantynę, oglądamy jeszcze rudawki i jedziemy w kierunku wyjścia. Ludzi na trasie zrobiło się trochę więcej. Od rana praktycznie nie da się spotkać kogoś bez bardzo drogiego sprzętu fotograficznego. W późniejszych godzinach zaczynają się normalne odwiedziny hinduskich rodzin. Mimo tego, przez cały dzień nie minęliśmy raczej więcej niż kilkadziesiąt osób.
Spędziliśmy w parku ok. 6 godzin, w trakcie których udało nam się zobaczyć znacznie więcej, niż się spodziewaliśmy. W tym czasie w ogóle się nie spieszyliśmy, dobrą godzinę spędziliśmy z nietoperzami obok kantyny, drugą poświęciliśmy na wjazdy w boczne drogi, które przy mniejszej ilości czasu śmiało można odpuścić. Dużo i długo obserwowaliśmy różne gatunki. Myślę, że gdybyśmy mieli 3 godziny, zobaczylibyśmy niewiele mniej. Sporo gatunków nie trzeba było wypatrywać, były w dużych liczbach, jedynie dzioborożca, ptaki drapieżne oraz zwykłego zimorodka widzieliśmy tylko po razie. Dlatego czasowo nie powinno być problemu, żeby mając kierowcę, jednego dnia przejechać z Agry do Jaipuru lub w drugą stronę, odwiedzić Keoladeo i dorzucić jeszcze Fatehpur Sikri. Wydaje mi się, że realne jest to nawet przy transporcie publicznym, przy ewentualnym dorzuceniu krótkiego odcinka rikszą czy taksówką.
To był świetny dzień. Wracamy do noclegu, jemy szybki obiad i autobusem Nuego ruszamy dalej w kierunku Jaipuru. Jeżdżąc od miasta do miasta, doskonale było zrobić przerywnik, w czasie którego dało się odpocząć od miejskiego gwaru i spędzić czas wśród przyrody.