+2
Blister 1 marca 2024 19:54
Angola w październiku 2023 roku zniosła wizy dla obywateli 98 państw, w tym Polski. Wcześniej kosztowały one ponad 100$, a przed 2020 roku były praktycznie nie do zdobycia. Ta decyzja zbiegła się w czasie z pojawieniem się względnie tanich połączeń na jednym bilecie na trasie Warszawa – Lizbona – Luanda (Tap Portugal + TAAG) za ok. 2500 zł.
Linia TAAG wywarła pozytywne wrażenie, 46 kg bagażu nadawanego, dwa przyzwoite posiłki, monitory ze skromnym systemem rozrywki.
W Angoli w lutym spędziliśmy 14 dni. W internecie można przeczytać, iż od listopada w tym kraju trwa pora deszczowa. Zgodnie z moimi przypuszczeniami są to informacje mocno odbiegające od rzeczywistości. Przez cały wyjazd były trzy krótkotrwałe ulewy i to w godzinach raczej neutralnych z mojej perspektywy. W dniu 4 lutego wylądowaliśmy w Luandzie na położonym w centrum miasta, lotnisku imienia 4 lutego. Są to ostatnie dni tego portu. Podobno jeszcze w lutym loty zagraniczne zostaną przeniesione na nowoczesne lotnisko położone 40 km od miasta, a krajowe od lipca 2024 roku. Odprawa celna przebiegła bardzo sprawnie. Z uwagi na fakt, iż w Angoli obowiązuje drugi, uliczny obieg dolara to nigdy nie wymienialiśmy pieniędzy w bankach. Różnice są istotne ok. 825 kwanza (AOA) za 1 dolara w kursie oficjalnym i pomiędzy 900, a 1000 kwanza za 1 dolara w kursie ulicznym. Zatem pierwsza wymiana waluty odbyła się na chodniku przy terminalu, a w kolejnych dniach na bazarach, prywatnych samochodach, barach. Generalnie dosyć szybko przy pomocy życzliwych mieszkańców można namierzyć osobę, która zajmuje się wymianą waluty. Jedna uwaga, bez znajomości podstaw portugalskiego czy hiszpańskiego będzie trudno cokolwiek i gdziekolwiek załatwić w Angoli.
Warto też podkreślić, iż wskutek znacznej dewaluacji kwanzy w stosunku do dolara o ok. 40% w 2023 roku, Angola jest obecnie jednym z najtańszych krajów jaki kiedykolwiek odwiedziłem, dla przykładu:
litr benzyny – 1,30 zł,
bilet na autobus Macon na trasie Luanda – Melanje (400 km) – 34 zł,
małe piwo Kuka – 1,20 zł,
0,75 lokalnego ginu – od 9 zł,
kalmary w panierce – od 15 zł,
pokój dwuosobowy z łazienką w hotelu dwugwiazdkowym – 60 zł (z wyjątkiem Luandy),
pokój dwuosobowy w hotelu uchodzącym za ekskluzywny – od 180 zł (z wyjątkiem Luandy).

W Angoli odbyliśmy następującą trasę: Luanda – Melanje (wodospady Calandula)- Luanda – Namibe – Lubango – Benguela – Lobito – Cabo Ledo - Mussulo – Luanda

Luanda jest jak na afrykańskie standardy nowoczesnym i zadbanym miastem. Wbrew nielicznym opiniom dostępnym w internecie, szeroko rozumiane centrum miasta jest bezpieczne i czuliśmy się tam swobodnie zarówno w dzień jak i wieczorem. Warto odwiedzić sztucznie wyglądającą fortecę, którą można potraktować jako punkt widokowy na zatokę. Obok banku centralnego znajduje się względnie nowoczesne muzeum walut. Poza tym jest trochę budynków kolonialnych.











Około 50 km od Luandy znajdują się formacje skalne Miradouro da Lua. Taksówka w obie strony wraz z blisko godzinnym postojem kosztowała 30.000 AOA. Przyjemne miejsce.







W Angoli są dwaj główni przewoźnicy autokarowi Macon i Huambo Express. Huambo jest minimalnie droższe, ale uważam za bardziej punktualne i posiadające trochę nowsze pojazdy. Autokary są względnie nowoczesne i oferują komfort jazdy niespotykany dotychczas w Afryce Zachodniej. Fotele są numerowane, bilety co do zasady można też zakupić w dniu przejazdu. Rozkłady jazdy są dostępne na dworcach lub poprzez oficjalnego messengera przewoźnika.



Zarówno w Luandzie jak i reszcie kraju jest problem z taksówkami. W przeciwieństwie do Afryki Zachodniej jest ich bardzo mało i są nieoznakowane. Co do zasady można je złapać na słabo oznaczonych, skromnych postojach. Natomiast popularne są, szczególnie w mniejszych miastach moto taxi. Koszt przejazdu 200-400 AOA.

Autobus do Melanje jechał ponad 8 godzin. Kolejnego dnia znaleźliśmy taksówkę do wodospadów Calandula za 30.000 AOA. Na miejscu jest kilku przewodników, ich usługi zostały stargowane do 15.000 AOA za naszą parę. Na górze jest punkt widokowy do którego trafisz bez przewodnika, ale żeby zejść pod wodospad przewodnik jest niezbędny, trasa dość śliska. Wodospad zrobił bardzo pozytywne wrażenie.













Angola jest bardzo tania. Rachunek z knajpy w centrum Melanje.




Po powrocie do Luandy, polecieliśmy lokalnym przewoźnikiem TAAG do Namibe. Lot za 420 zł. Na nowym lotnisku w Namibe nie ma żadnych taksówek i publicznego transportu. Dogadaliśmy z kierowcą hotelowego autobusu czekającego na klientów.



W Namibe jest całkiem przyjemna miejska plaża, trochę kolonialnej zabudowy.











Kolejnego dnia pojechaliśmy do ostatniego miasta przed pustynia – Tombua. Wynajęliśmy cały mały autobus za 15.000 AOA. Miasteczko ma dosyć senny klimat. Chcieliśmy w siedzibie parku narodowego wynająć jeepa z kierowcą na krótki tour po pustyni w stronę wydm. Niestety jedyna ich oferta polegała na 3 dniowej wycieczce za kilkaset dolarów. To jest problem całej Angoli, iż infrastruktura turystyczna dopiero się rozwija i nie zdają sobie sprawy, że przy odrobinie inwencji mogli by zarobić trochę pieniędzy.













W drodze powrotnej do Namibe zatrzymaliśmy się na pustyni, około 5 km od głównej drogi zobaczyć formacje skalne.







Kolejnego dnia spędziliśmy trochę czasu w bliskiej okolicy Namibe i pojechaliśmy Huambo Express do Lubango za 4.000 AOA.



Lubango położone jest w dolinie, na wysokości 1600 m n.p.m. co oczywiście sprawia że klimat jest bardziej umiarkowany. W okolicy miasta są dwa punkty widokowe: Tundavala i bliżej miasta na wzgórzu przy statui Chrystusa. W Tundavala mieliśmy pacha, bo chmury zeszły bardzo nisko i widoczność była fatalna. W ramach rekompensaty zobaczyliśmy i obdarowaliśmy biżuterią lokalne dziewczyny :)
Taksówka z ulicy za całą wycieczkę kosztowała 18.000 AOA.



















Następnie pojechaliśmy nocnym autobusem do miasta Benguela. Trwał świąteczny karnawałowy weekend, więc znalezienie hotelu było trochę trudniejsze niż zazwyczaj, ale ostatecznie przy około 12 zapytaniu znaleźliśmy nocleg za 65 zł za pokój.
Miasto można poznać w jeden dzień. Miejska plaża jest dosyć brudna, ale z uwagi na wspomniany karnawał było bardzo dużo ludzi i można było z zainteresowaniem podpatrzeć miejscowe sposoby celebracji:)







Następnie za 8.000 AOA wynajęliśmy busa i pojechaliśmy do położonego 30 km dalej kurortu na półwyspie Restinga, będącego częścią miasta Lobito. Tutaj plaże były już czyste, a atmosfera spokojniejsza niż w Benguela. Ku naszemu zdziwieniu lokalni mieszkańcy preferowali pobyt od strony niezbyt czystej zatoki, a nie od strony morza.











Następnie udaliśmy się do Cabo Ledo, w którego pobliżu znajduje się podobno jedna z najładniejszych plaż Angoli - Praia dos Surfistas. Natomiast baza noclegowa jest dosyć uboga i składa się wyłącznie z kilku snobistycznych hoteli przeznaczonych dla lokalnej klasy wyższej. Caboledo położone jest nad zatoką z całkiem czystą i ładną plażą.







Kolejnego dnia, dosłownie rozpadającym się busem, w towarzystwie 10 pań handlujących rybami udaliśmy się w stronę Luandy, aby wziąć łódź i dostać się na półwysep Mussulo. Kierowca zasugerował opuszczenie pojazdu w okolicy Benfica Market i stamtąd wynajęcie łódki. Tak na marginesie, Benfica Market położony obok muzeum niewolnictwa, jest jednym z niewielu miejsc w całym kraju, w którym można zakupić jakieś pamiątki. Dominują obrazy, ciuchy, biżuteria. Łódź do naszego hotelu na półwyspie, najdroższego w całym wyjeździe, kosztowała po ostrym targowaniu 15.000 AOA. Natomiast koszty pobytu w Dallys Resort wyniosły 230 zł za noc za pokój. Właściciele hotelu bardzo chcą, żeby uchodził za ekskluzywny, natomiast już po chwili okazuje się, że za leżaki na prywatnej plaży trzeba dopłacać po 6.000 AOA, zlew w pokoju jest uszkodzony, a na wieczorną przystawkę w restauracji czekasz 75 minut. Przynajmniej w cenie pobytu wliczony jest transport łodzią do Luandy.
Plaże na przylądku są obiektywnie ładne, trochę karaibski klimat. Oczywiście po zagłębieniu się w okolice hotelu, wewnątrz półwyspu czuć od razu afrykański klimat :)
Należy dodać, iż standardem w Angoli jest śniadanie uwzględnione w cenie hotelu. W tych lepszych jest to pełen bufet z ciepłymi i zimnymi przekąskami, a w tych tańszych kawałek omleta, bułka, kawa/ herbata.









Reasumując, Angola jest krajem skrajnie bezpiecznym, zamieszkałym przez życzliwych i uczciwych ludzi. Jedynie natężenie żebrzących dzieci było czasem nieznośne oraz osób sępiących papierosy. Sieć dróg jest przyzwoicie rozwinięta, czasem niestety asfalt jest lekko zniszczony. Transport między miastowy na większych odległościach jest na poziomie nie spotykanym w większości krajów na kontynencie. Wspomnianym już problemem są trudno dostępne i nieoznakowane taksówki. Kuchnia jest zróżnicowana, nie ograniczona w przeciwieństwie do wielu krajów w Afryce wyłącznie do ryb. Kraj ma duży potencjał turystyczny i bardzo prawdopodobne jest, że za kilka lat znajdzie się w ofercie europejskich biur podróż, więc tym bardziej warto go odwiedzić zanim ten moment nastąpi.


Dodaj Komentarz