Obiecałem sobie dawno, że pokażę dzieciom trochę prawdziwej Afryki. I to nie tylko parki narodowe i wspaniałe zwierzęta z bliska ale także ludzi, jak żyją w tej części świata. Dzieciaki wyrobione, już trzeciego świata trochę zakosztowały ale w Afryce równikowej jeszcze nie były. Na majówkę postanowiłem więc wrzucić mały kamyczek do tego ogródka czyli pojechać do Kenii. Pomysł jak zwykle narodził się trzy tygodnie wcześniej kiedy przerzucając wyszukiwarki znalazłem dobre ceny biletów do Nairobi KLMem i AirFrance z Warszawy. No ale majówka to najniższy sezon – końcówka pory deszczowej. Czy da się zobaczyć zwierzęta w parkach z bliska? Lwy, bawoły, hipopotamy - w ogóle Wielką Piątkę? Jaka jest wtedy pogoda? Czy da się spać w namiotach? Odpowiem na te pytania w tej relacji ? Tak, będzie widać Kilimandżaro w Parku Amboseli..
Tak, lwów jest pod dostatkiem w Masai Mara …
Tak, wyprawa udała się znakomicie – dzieci zachwycone!
Trochę technikaliów. Na początek wykluczyłem samodzielne wynajęcie i prowadzenie samochodu tak jak np. w Namibii. Jest to technicznie możliwe w Kenii ale jadę sam z żoną i trójką dzieci. Taka wyprawa w Afryce ma większy sens, kiedy jadą co najmniej dwie ekipy, zawsze to bezpieczniej, można się wspomagać w odcinkach off-roadowych (a takich jest sporo). Prostsza opcja to wynajęcie samochodu z kierowcą. I poszedłem tym tropem. Średnie ceny to około 200euro za dzień za przedłużaną terenową Toyotę Landcruiser, do tego kilka opłat ubezpieczeniowych, wynajęcie kwater w parkach, wejściówki do parków (np. Masai Mara to 80USD od osoby za dobę), paliwo no i wyżywienie. Wychodzi i tak kupę kasy od rodziny. Afryka nie jest tania jak już chyba wszyscy wiedzą. W moich planach jest 5 pełnych dni w Kenii, zaplanowałem przede wszystkim Masai Mara, potem w miarę po drodze jezioro Nakuru i koniecznie park Amboseli aby spojrzeć na Kilimandżaro, na które wszedłem dokładnie rok temu. Na Tsavo już nie ma czasu. W końcu uległem namowom lokalnego biura, z którym negocjowałem na whatsappie i umówiłem się na flat fee za ogarnięcie całego mojego planu. Wybrałem noclegi – w parkach w namiotach plus w miarę przyzwoity jeden nocleg w Nakuru i …. Afryka wita? Do Kenii zabiera nas KLM z Warszawy z krótką przesiadką w Amsterdamie. Wylot o 6 rano a w Nairobi lądujemy tym pięknym Dreamlinerem o 21-ej.
Odpowiednio wcześnie wyrobiłem eTA. Kenia zniosła wizy dla Polaków ale zamian za to jest obowiązkowe eTA, robię się je przez stronkę i kosztuje 30USD od osoby. Nairobi wita nas deszczową pogodą i temperaturą około 20C. Właśnie przeszły przez ten kraj gigantyczne ulewy i sporo miejsc jest objętych powodzią.
Ponieważ lądujemy wieczorem, pierwszy nocleg planuję niedaleko lotniska, przez bookina. W miarę tani apartament (320zł na 5 osób) na zamkniętym osiedlu dla ekspatów. Dostaliśmy duże mieszkanie z czterema pokojami i dwoma łazienkami. Nasz host, Clara załatwiła nam jeszcze podwózkę z lotniska. Płaciłem jej zdalnie przez lokalną apkę płatniczą PesaPal przy użyciu Revoluta. Klucze dał nam ochroniarz i bezproblemowo spędziliśmy noc. Podstawowym wyposażeniem apartamentu jest zestaw świeczek i zapałki ? co dobitnie pokazuje jakie tu są podstawowe problemy. Widoczek z balkonu jest śliczny z rana:
O 7 rano spod osiedla odbiera nas Martine, nasz umówiony kierowca. Pakujemy się do typowej toyotki landcruiser przebudowanej na pojazd do zwiedzania parków, mamy otwierany i podnoszony dach i porządne opony MT-ki.
Przejeżdżamy przez Nairobi zbudowaną przez chińczyków obwodnicą, która jest płatna i w miarę pusta oraz łapiemy zaraz potem na śniadanie kurczaki w lokalnej knajpce przy stacji benzynowej.
Obok przy drodze leży przewrócona ciężarówka. Taki widok będzie nam towarzyszył jeszcze kilka razy. Ruch drogowy jest szalony, wyprzedzanie na trzeciego to norma. Martine prowadzi niewzruszony ale wiele razy zaliczamy pobocze aby po prostu uciec z drogi przed wyprzedzającą z naprzeciwka ciężarówką. Po prostu trzeba nie patrzeć na drogę bo człowiek może dostać co chwila zawału.
Mijamy wioski i miasteczka, gdzie przy drodze wszyscy wszystkim handlują. Po drodze widzimy też pola kukurydzy i pszenicy. Region jest żyzny i widać, że rolnictwo jest tu podstawą lokalnej gospodarki
Przed nami Wielki Rów Tektoniczny, rozległa dolina biegnąca przez pół wschodniej Afryki:
Zjeżdżamy w dół, gdzie leżą wielkie afrykańskie parki narodowe. Czytaliśmy o powodziach w Kenii, na szczęście jesteśmy parę dni po i widzimy już tylko skutki w paru miejscach.
Osobówki mają problemy ale my przejeżdżamy bezproblemowo
Przy okazji powodzi oglądamy marabuty i dławigady afrykańskie
Jest południe, zanim dojedziemy do Masai Mara miałem koncepcję odwiedzenia wioski Masajów. Zagaduję z Martine i proszę go o zabranie nas to takiej prawdziwej wioski, nie skansenu dla turystów. Martine zapewnia mnie oczywiście, że do takiej nas zawiezie ale dzwoni gdzieś od razu i podejrzewam, że ustawia tę wizytą. Nie mylę się niestety, zjeżdżamy z drogi i jedziemy w pole. No cóż, wioska jest jak najbardziej prawdziwa, Masajowie też ale … no zdążyli się przygotować.
Wita mnie pięknie ubrany i pomalowany lokaleski Masaj i płynną angielszczyzną opowiada mi jak tu mają ciężko z edukacją i potrzebują wsparcia finansowego a konkretnie po 25USD od osoby. Wyjmuje telefon (przez moment myślałem, że to nowy Iphone15 Pro) i wymienia się ze mną numerem na whatsapp No tak, wiedziałem, że tak się skończy i byłem nawet na to przygotowany. Jest nas pięcioro więc próbuję opędzić temat banknotem 100-dolarowym, o dziwo udaje się. No cóż, chciałem aby dzieciaki zobaczyły prawdziwych tubylców i mamy prawdziwych tubylców ubranych i pomalowanych w tradycyjny sposób. To, że zrobili to pół godziny przed naszym przyjazdem świadczy tylko o sprawnym marketingu i chęci zarobienia na turystach.
Jesteśmy więc w prawdziwej wiosce przystrojonej i przerobionej na nasz przyjazd. Odwiedzimy jeszcze kilka takich wiosek po drodze (już za darmo) i one wszystkie będą tak wyglądać. My zapłaciliśmy a w zamian dostajemy folklorystyczny show. Czy jest on autentyczny? W pewnym sensie tak z zastrzeżeniem, że życie wśród Masajów poszło do przodu i pewnie już tak się na co dzień nie malują. Zauważam jeszcze jedną prawidłowość, podróżowałem trochę po Afryce i widziałem, że przy takiej wizycie pierwsze aktywują się dzieci. Obskakują przyjezdnych, dają się fotografować i generalnie mają zawsze ucieszone michy. Tutaj jest inaczej, grupka dzieci siedzi razem na ziemi, naburmuszona i zajmuje się sobą. Wyglądają jakby ktoś im zabrał pół godziny temu komórki i kazał udawać, że dobrze się bawią bez nich ?
No ale w końcu przebrani Masaje robią nam pokaz i przyznaję, podoba się nam bardzo
W czerwonych i różowych strojach chodzą też na co dzień, ten kolor podobno najlepiej odstrasza dzikie zwierzęta.
Kobiety, a jakże, też tańczą dla nas
Idziemy zwiedzać samą wioskę a właściwie to zbiorowisko chat otoczonych palisadą dla ochrony przed dzikimi zwierzętami.
Do jednej można wejść, ciemno tam jak…. w ciemnicy.
Oczywiście jest i wizyta w straganie z pamiątkami. Te wyroby znajdują się na wszystkich targowiskach w Kenii i Tanzanii i podejrzewam, że robi je jakaś chińska firma na zamówienie.
No na końcu jakieś dzieciaki jednak do nas podeszły
W sumie to nawet było bardzo sympatycznie, moja młodzież zobaczyła coś naprawdę tubylczego. Dojeżdżamy do bramy parku Masai Mara, jesteśmy jedynym samochodem na wjazd.
Zanim Martine ogarnie bilety robię trochę fotek lokaleskom, które coś próbują sprzedawać
No i wjeżdżamy do Masai Mara, do zachodu słońca około 3 godziny więc na pierwszy dzień będzie ok. Od razu za wjazdem stada zebr i bawołów afrykańskich:
Widzę, że niezależnie jakie plemię afrykańskie, żelazny pkt, czyli rozpalanie ognia przy pomocy drewna i tarcia, musi być:). Wcześniej widzieliśmy to u Masajow, w tym roku w wiosce pokazowej Damara
:)
Niesamowita relacja i przepiękne zdjęcia. Przeżyliście Państwo wspaniałą przygodę. Ja także planuję taką przeżyć na początku lutego 2025 zabierając do Kenii 2 moich dzieciaków i żonę. Czy podzieli się Pan namiarem na kierowcę? Czy Kierowcę załatwiał Pan osobno a osobno w ramach oferty z lokalnego biura noclegi, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałem? Serdecznie pozdrawiam.
Tu namiar do naszego kierowcy Martina +254723442842 kontakt przez Whatsapp oczywiście. Pogadaj z nim i napisz co się konkretnie interesuje. Pisałem w relacji o cenach więc będziesz miał pogląd które opcje są najbardziej opłacalne.
Na majówkę postanowiłem więc wrzucić mały kamyczek do tego ogródka czyli pojechać do Kenii. Pomysł jak zwykle narodził się trzy tygodnie wcześniej kiedy przerzucając wyszukiwarki znalazłem dobre ceny biletów do Nairobi KLMem i AirFrance z Warszawy.
No ale majówka to najniższy sezon – końcówka pory deszczowej. Czy da się zobaczyć zwierzęta w parkach z bliska? Lwy, bawoły, hipopotamy - w ogóle Wielką Piątkę? Jaka jest wtedy pogoda? Czy da się spać w namiotach? Odpowiem na te pytania w tej relacji ?
Tak, będzie widać Kilimandżaro w Parku Amboseli..
Tak, lwów jest pod dostatkiem w Masai Mara …
Tak, wyprawa udała się znakomicie – dzieci zachwycone!
Trochę technikaliów. Na początek wykluczyłem samodzielne wynajęcie i prowadzenie samochodu tak jak np. w Namibii. Jest to technicznie możliwe w Kenii ale jadę sam z żoną i trójką dzieci. Taka wyprawa w Afryce ma większy sens, kiedy jadą co najmniej dwie ekipy, zawsze to bezpieczniej, można się wspomagać w odcinkach off-roadowych (a takich jest sporo).
Prostsza opcja to wynajęcie samochodu z kierowcą. I poszedłem tym tropem. Średnie ceny to około 200euro za dzień za przedłużaną terenową Toyotę Landcruiser, do tego kilka opłat ubezpieczeniowych, wynajęcie kwater w parkach, wejściówki do parków (np. Masai Mara to 80USD od osoby za dobę), paliwo no i wyżywienie. Wychodzi i tak kupę kasy od rodziny. Afryka nie jest tania jak już chyba wszyscy wiedzą.
W moich planach jest 5 pełnych dni w Kenii, zaplanowałem przede wszystkim Masai Mara, potem w miarę po drodze jezioro Nakuru i koniecznie park Amboseli aby spojrzeć na Kilimandżaro, na które wszedłem dokładnie rok temu. Na Tsavo już nie ma czasu.
W końcu uległem namowom lokalnego biura, z którym negocjowałem na whatsappie i umówiłem się na flat fee za ogarnięcie całego mojego planu. Wybrałem noclegi – w parkach w namiotach plus w miarę przyzwoity jeden nocleg w Nakuru i …. Afryka wita?
Do Kenii zabiera nas KLM z Warszawy z krótką przesiadką w Amsterdamie. Wylot o 6 rano a w Nairobi lądujemy tym pięknym Dreamlinerem o 21-ej.
Odpowiednio wcześnie wyrobiłem eTA. Kenia zniosła wizy dla Polaków ale zamian za to jest obowiązkowe eTA, robię się je przez stronkę i kosztuje 30USD od osoby.
Nairobi wita nas deszczową pogodą i temperaturą około 20C. Właśnie przeszły przez ten kraj gigantyczne ulewy i sporo miejsc jest objętych powodzią.
Ponieważ lądujemy wieczorem, pierwszy nocleg planuję niedaleko lotniska, przez bookina. W miarę tani apartament (320zł na 5 osób) na zamkniętym osiedlu dla ekspatów. Dostaliśmy duże mieszkanie z czterema pokojami i dwoma łazienkami. Nasz host, Clara załatwiła nam jeszcze podwózkę z lotniska. Płaciłem jej zdalnie przez lokalną apkę płatniczą PesaPal przy użyciu Revoluta. Klucze dał nam ochroniarz i bezproblemowo spędziliśmy noc. Podstawowym wyposażeniem apartamentu jest zestaw świeczek i zapałki ? co dobitnie pokazuje jakie tu są podstawowe problemy.
Widoczek z balkonu jest śliczny z rana:
O 7 rano spod osiedla odbiera nas Martine, nasz umówiony kierowca. Pakujemy się do typowej toyotki landcruiser przebudowanej na pojazd do zwiedzania parków, mamy otwierany i podnoszony dach i porządne opony MT-ki.
Przejeżdżamy przez Nairobi zbudowaną przez chińczyków obwodnicą, która jest płatna i w miarę pusta oraz łapiemy zaraz potem na śniadanie kurczaki w lokalnej knajpce przy stacji benzynowej.
Obok przy drodze leży przewrócona ciężarówka. Taki widok będzie nam towarzyszył jeszcze kilka razy. Ruch drogowy jest szalony, wyprzedzanie na trzeciego to norma. Martine prowadzi niewzruszony ale wiele razy zaliczamy pobocze aby po prostu uciec z drogi przed wyprzedzającą z naprzeciwka ciężarówką. Po prostu trzeba nie patrzeć na drogę bo człowiek może dostać co chwila zawału.
Mijamy wioski i miasteczka, gdzie przy drodze wszyscy wszystkim handlują. Po drodze widzimy też pola kukurydzy i pszenicy. Region jest żyzny i widać, że rolnictwo jest tu podstawą lokalnej gospodarki
Przed nami Wielki Rów Tektoniczny, rozległa dolina biegnąca przez pół wschodniej Afryki:
Zjeżdżamy w dół, gdzie leżą wielkie afrykańskie parki narodowe. Czytaliśmy o powodziach w Kenii, na szczęście jesteśmy parę dni po i widzimy już tylko skutki w paru miejscach.
Osobówki mają problemy ale my przejeżdżamy bezproblemowo
Przy okazji powodzi oglądamy marabuty i dławigady afrykańskie
Jest południe, zanim dojedziemy do Masai Mara miałem koncepcję odwiedzenia wioski Masajów. Zagaduję z Martine i proszę go o zabranie nas to takiej prawdziwej wioski, nie skansenu dla turystów. Martine zapewnia mnie oczywiście, że do takiej nas zawiezie ale dzwoni gdzieś od razu i podejrzewam, że ustawia tę wizytą.
Nie mylę się niestety, zjeżdżamy z drogi i jedziemy w pole. No cóż, wioska jest jak najbardziej prawdziwa, Masajowie też ale … no zdążyli się przygotować.
Wita mnie pięknie ubrany i pomalowany lokaleski Masaj i płynną angielszczyzną opowiada mi jak tu mają ciężko z edukacją i potrzebują wsparcia finansowego a konkretnie po 25USD od osoby. Wyjmuje telefon (przez moment myślałem, że to nowy Iphone15 Pro) i wymienia się ze mną numerem na whatsapp
No tak, wiedziałem, że tak się skończy i byłem nawet na to przygotowany. Jest nas pięcioro więc próbuję opędzić temat banknotem 100-dolarowym, o dziwo udaje się.
No cóż, chciałem aby dzieciaki zobaczyły prawdziwych tubylców i mamy prawdziwych tubylców ubranych i pomalowanych w tradycyjny sposób. To, że zrobili to pół godziny przed naszym przyjazdem świadczy tylko o sprawnym marketingu i chęci zarobienia na turystach.
Jesteśmy więc w prawdziwej wiosce przystrojonej i przerobionej na nasz przyjazd. Odwiedzimy jeszcze kilka takich wiosek po drodze (już za darmo) i one wszystkie będą tak wyglądać. My zapłaciliśmy a w zamian dostajemy folklorystyczny show. Czy jest on autentyczny? W pewnym sensie tak z zastrzeżeniem, że życie wśród Masajów poszło do przodu i pewnie już tak się na co dzień nie malują.
Zauważam jeszcze jedną prawidłowość, podróżowałem trochę po Afryce i widziałem, że przy takiej wizycie pierwsze aktywują się dzieci. Obskakują przyjezdnych, dają się fotografować i generalnie mają zawsze ucieszone michy.
Tutaj jest inaczej, grupka dzieci siedzi razem na ziemi, naburmuszona i zajmuje się sobą. Wyglądają jakby ktoś im zabrał pół godziny temu komórki i kazał udawać, że dobrze się bawią bez nich ?
No ale w końcu przebrani Masaje robią nam pokaz i przyznaję, podoba się nam bardzo
W czerwonych i różowych strojach chodzą też na co dzień, ten kolor podobno najlepiej odstrasza dzikie zwierzęta.
Kobiety, a jakże, też tańczą dla nas
Idziemy zwiedzać samą wioskę a właściwie to zbiorowisko chat otoczonych palisadą dla ochrony przed dzikimi zwierzętami.
Do jednej można wejść, ciemno tam jak…. w ciemnicy.
Oczywiście jest i wizyta w straganie z pamiątkami. Te wyroby znajdują się na wszystkich targowiskach w Kenii i Tanzanii i podejrzewam, że robi je jakaś chińska firma na zamówienie.
No na końcu jakieś dzieciaki jednak do nas podeszły
W sumie to nawet było bardzo sympatycznie, moja młodzież zobaczyła coś naprawdę tubylczego.
Dojeżdżamy do bramy parku Masai Mara, jesteśmy jedynym samochodem na wjazd.
Zanim Martine ogarnie bilety robię trochę fotek lokaleskom, które coś próbują sprzedawać
No i wjeżdżamy do Masai Mara, do zachodu słońca około 3 godziny więc na pierwszy dzień będzie ok. Od razu za wjazdem stada zebr i bawołów afrykańskich: