0
tropikey 20 czerwca 2024 19:15
UWAGA TECHNICZNA: jeśli czytacie tą relację bezpośrednio na forum, w wersji www (a nie na tapatalk) i nie wyświetlają się Wam wszystkie zdjęcia, należy odświeżyć kilkukrotnie stronę, do momentu pojawienia się wszystkich zdjęć. Niestety, to jakiś problem techniczny poza moją kontrolą.

A jeszcze łatwiej będzie otworzyć sobie tą relację tu: https://spolecznosc.fly4free.pl/blog/50 ... live-2024/ - w tej wersji zdjęcia wyświetlają się normalnie.


Zasiadłem właśnie w tureckim fotelu, w którym odbędę pierwszy odcinek podróży do Peru, więc chyba już nic nie zapeszę i mogę zacząć pisać relację....

Wahałem się, ta relacja ma sens, bo różne obszary Peru były tu już tyle razy opisywane, że nie sądzę, bym mógł wnieść coś nowego w tej materii. Jest to jednak moja pierwsza podróż od września ubiegłego roku i po prostu nie mogłem sobie odmówić.

Kto pamięta czasopismo "Relax" z dawnych lat, ręka do góry!
Kto nie wie, o co chodzi (mimo, że magazyn został w jakiejś tam formie reaktywowany), wyjaśniam, że był to cykliczny publikator wypełniony historiami komiksowymi, w większości odcinkowymi, ale były też krótkie, zamknięte formy (niektóre wręcz pikantne!).
W moich czasach dziecięctwa, była to jedna z nielicznych form w miarę niezależnej rozrywki (choć były w Relaksie i komiksy o walce z rewizjonistycznymi zapędami RFN, itp.). Było kolorowo, fantastycznie, egzotycznie, odkrywczo.

Jaki to ma związek z Peru? Otóż, jednym z komiksowych seriali (6-odcinkowym) był oto ten:

Image
(zdjęcie z z jednego z tomów antologii "Relaxu", który niedawno pożyczył mi kolega z pracy).

Nie wiem, z jakiego powodu, ale chyba właśnie ta historia najbardziej utkwiła mi w pamięci. Teraz, po jakiś 40 latach będę miał okazję skonfrontować rysunki stworzone przez Pana Szyszkę z rzeczywistością.

Na razie mam za sobą:

1) przejazd kolejowy z Gdyni na lotnisko w Warszawie (podróż pendolino byłaby na solidną 5-tkę, gdyby nie zepsuta toaleta przy 1. klasie i brak mydła w dwóch następnych, a podróż S2 jest przyjemną alternatywą dla 175-tki),

2) trochę kiblowania na zewnątrz terminala, bo byłem na lotnisku sporo za wcześnie przed otwarciem check in, a nie chciałem siedzieć w środku przy takiej ładnej pogodzie. Znalazłem sobie zatem niski metalowy płotek wokół trawnika obok terminala autobusowego i tam sobie przycupnąłem w pozycji zbliżonej do żołnierskiej "sanitarnej" w warunkach bojowych :)

3) skakanie między fast trackami, bo jeden był kompletnie zatkany, a drugi zupełnie pusty,

4) saloniki w strefie Schengen i non-Schengen, z oczywistym wskazaniem na ten pierwszy,

5) sporo opóźniony boarding do Stambułu (miał być o 18:20).

Image

No to w drogę :)


Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaKorzystając z bezpłatnego internetu w biznesie (1 GB), przesyłam z pokładu samolotu do GRU drugi odcinek relacji (choć demonem prędkości to tutejsze połączenie nie jest).

Na początek drobne, acz istotne uzupełnienie - trasa podróży :D

Image

Wracając do wczorajszej Warszawy...

To mój pierwszy lot na pokładzie Turkish Airlines, ale zaczynam z wysokiego "C", czyli w przedniej części samolotu.
Poczytałem sobie co nieco tylko o tym, co mnie czeka na zasadniczym odcinku do Brazylii, więc na pokład Boeinga 737-800 wszedłem bez szczególnych oczekiwań. W klasie biznes spodziewałem się z grubsza średniej europejskiej, czyli zwykłych foteli z ekonomicznej rozdzielonych jedynie pustym miejscem pośrodku. Tu mnie jednak TK bardzo miło zaskoczył. Zamiast 6 foteli, w rzędzie są tylko 4 i to porządne, bardzo wygodne, z wielką przestrzenią na nogi (uwaga dla osób wysokich: unikać pierwszego rzędu, w którym wyciąganie nóg ogranicza ściana widoczna niżej na zdjęciu) i zaskakująco mocno odchylanym oparciem, co w połączeniu z wysuwanym podnóżkiem daje duży komfort podróży. Do tego, w podłokietniku znajduje się wyciągany monitor, który w zestawie z całkiem przyzwoitymi słuchawkami wygłuszajacymi daje radę (jedyna uwaga krytyczna: monitora nie da się ustawić na wprost twarzy, więc w czasie oglądania głowa jest ciągle skierowana lekko w bok). W takich warunkach można spokojnie wybrać się w trasę znacznie dłuższą, niż z WAW do IST.

Image

Image

Image

Image

Image

Jednak tym, co zupełnie rozłożyło mnie (pozytywnie) na łopatki, był serwis gastronomiczny. Żaden ze mnie recenzent kulinarny, więc napiszę po prostu: "niebo w gębie"!
Przystawki były świetnie doprawione i zróżnicowane, a jagnięcina tak delikatna i krucha, że aż trudno pojąć, jak udało im się przygotować coś takiego w ramach żywienia zbiorowego. No i ten dulce de leche... W życiu takiego nie jadłem!

Image

Image

Image

Image

Image

Po wylądowaniu i otwarciu drzwi pędzę długimi korytarzami, by jak najszybciej dotrzeć do stanowiska Turkish Airlines, w którym przydzielają pasażerów takich jak ha (czyli z odpowiednio długą przesiadką) do bezpłatnych hoteli.
Na początku tracę kilka minut, bo ubzdurałem sobie, że to jest gdzieś jeszcze przed kontrolą paszportów, więc dopytuję o to miejsce kilka razy i dopiero w trzecim punkcie pracownica TK wyjaśnia mi, że to jest w hali przylotów, już po wszystkich kontrolach, po wyjściu ze strefy odbioru bagażu. Plus z tego taki, że szukając infornacji minąłem główną część ze stanowiskami do kontroli paszportowej obcokrajowców (w której był tłum), a okazuje się, że kawałek dalej są oddzielne stanowiska dla biznes klasy oraz statusowców TK i Star Alliance (do których ogonek był znacznie krótszy).
Pędzę zatem dalej, opuszczam strefę airside i po prawej stronie od wyjścia znajduję kilkanaście stanowisk do obsługi hotelowej pasażerów tranzytowych. Jest już ok. 23:00, a mimo to wszystkie stanowiska są obsadzone. "Petentów" jest teraz tylko dwoje: ja i jeszcze jedna pasażerka. Załatwienie sprawy jest błyskawiczne i po 10 minutach siedzę już w busie, który ma nas zawieźć do Sheratona Esenyurt.

Niestety, sam przejazd zajmuje ok. 50 minut. Nam wrażenie, że kierowca nie jest do końca pewny, jak ma jechać, bo w trakcie przejazdu trzykrotnie sprawdza trasę na mapie w telefonie (tak, jakby nie mógł sobie po prostu włączyć nawigacji).
Na miejscu jesteśmy o północy. Bus ma mnie odebrać o 7:00, więc mam dość mało czasu na kąpiel i sen (o śniadaniu nie ma mowy, choć jest również bezpłatne), ale muszę przyznać, że spało mi się doskonale i rano jestem wypoczęty.

Dla zainteresowanych Sheratonem kilka zdjęć pokoju (6. piętro, typ "premium").

Image

Image

Image

Gdy rano opuszczam to miejsce, dookoła widzę mało ciekawy obszar - mieszanka magazynów i zakładów przemysłowych, a na tyłach hotelu osiedla i placówki edukacyjne. Do zasadniczego Stambułu jest stąd daleko, więc na pobyt związany ze zwiedzaniem na pewno byłby to kiepski wybór (choć sam hotel prezentuje się bardzo dobrze).

Punktualnie o 7:00 odjeżdżam na lotnisko, na które tym razem docieram w... 35 min. Bez wątpienia wczorajszy kierowca się gdzieś pogubił.

Kolejny wpis zamieszczę już z Brazylii.Mają to tutaj ładnie dopracowane....
Bus podwozi mnie na terminal wprost pod wejście przeznaczone dla biznes klasy, w odseparowamej od reszty terminalu strefie check in sprawdzają w sekundę moją kartę pokładową, potem oddzielna kontrola bezpieczeństwa oraz paszportowa i już mogę iść na śniadanie do słynnego Business Lounge.

Salonik, nie powiem, duży, choć w porównaniu z katarskim to nadal mikrus. Nie będę się szczegółowo rozpisywał o tymiejscu, bo zostało już przez innych dziesiątki razy opisane w najdrobniejszych szczegółach, ot choćby tu:
https://liveandletsfly.com/turkish-airl ... ul-review/

Czeka mnie tu jeszcze wizyta w drodze powrotnej i o innej porze, więc może moje spojrzenie ulegnie zmianie, ale na razie nie podzielam euforycznych głosów niektórych recenzentów o tym saloniku. Na pierwszy rzut oka prezentuje się świetnie, ale dostrzegam kilka rzeczy, które mogłyby być poprawione.

Po pierwsze, obsługa powinna gonić gości, którzy na siedziska foteli i kanap kładą swoje giry w butach, albo wręcz gołe. Niestety, w trakcie mojej wizyty było to permanentne zjawisko i kompletnie nikt się tym nie przejmował.

Po drugie, jedzenia - przynajmniej o poranku - jest niby dużo i jest wiele smakołyków (dla miłośników oliwek to istny raj), ale dania, które przygotowują w kilku oddzielnych kuchniach nie są jakoś specjalnie dobre, co po wyśmienitym jedzeniu w samolocie z Warszawy zaskakuje. Jak przypomnę sobie pyszne pierożki i zupy na lotnisku w Hong Kongu, czy wyborne dania w saloniku w Dausze, to ten stambulski zostaje daleko w tyle. No, ale zobaczymy jeszcze za kilkanaście dni w porze obiadowej.

Wrócę jeszcze do tematu nocowania w czasie przerwy w podróży. W innym wątku prowadzona była dyskusja, co lepsze: jazda do hotelu, czy próba znalezienia sobie jakiegoś legowiska w saloniku. Po moim doświadczeniu twierdzę, że to pierwsze ma sens tylko wtedy, gdy przerwa trwa minimum 12 godzin (jak w moim przypadku). Pobyt w hotelu, mimo czasu, który trzeba było poświęcić na formalności i przejazdy, spełnił swoją funkcję. Jednak przy przerwie krótszej, pozostałbym w saloniku i próbował szczęścia. Nie wiem, jaka była tutaj sytuacja ok. 23:00 poprzedniego wieczora, ale przed 8:00 rano, gdy się tu dziś pojawiłem, było dużo wolnych kanap, na których można byłoby się wyciągnąć. Do tego słuchawki wygłuszające i klapki na oczy i można spać.

Czas iść na pokład mojego A350.

Image

Niestety, nie trafił mi się ex-aerofłotowy (chyba nie latają na tej trasie), ale nowa kabina w klasie biznes nie rozczarowuje. Obawiałem się trochę, że fotel - identyczny z tym, którego w Singapore Airlines używają na maksymalnie kilkugodzinnych trasach regionalnych - okaże się zbyt ciasny, ale jest zupełnie w porządku, być może dlatego, że siedzisko (materiałowe, a nie skórzane, jak w SQ) jest chyba nieco mniej twarde.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wielki ekran i dobre słuchawki działają w parze wymienicie. Z wielkim rozczarowaniem odkrywam jednak, że nie jest tu dostępna Diuna 2, która była możliwa do obejrzenia w trakcie wczorajszego lotu. Dziwna sprawa....

Po wystartowaniu dostaję śniadanie, ale ograniczam się tylko do przystawek. Okazuje się, że to co wciągnąłem w saloniku jednak mnie całkiem dobrze wypełniło, więc na jakiegoś omleta, czy inny śniadaniowe główne danie miejsca już nie ma. Poczekam na łososia teryiaki.

Image

Image

Image

Image

Image

Potem nieco drzemki, jakiś film, odcinek relacji i 4 godziny przed lądowaniem podają główny posiłek.

Image

Image

Image

Image

Cóż, nie wzbudza to już takiego zachwytu, choć zupa jest świetna.

Ostatnie półtorej godziny spędzam na drzemce i.... Boa tarde Sao Paulo!
Mam tu czas do kolejnego popołudnia.
Pierwsze, co mnie czeka, to odpowiedź na pytanie, czy zioła w dużych paczkach, które wiozę dla znajomego, nie będą się lokalnym sluzbom kojarzyć zbyt mocno z "ziołem" :DEch, ta autokorekta :DPrzed dotarciem do GRU podziwiam znany mi już z poprzednich wizyt widok wciąż zadziwiającego swym ogromem molocha, którym jest Sao Paulo. Prezentuje się ciekawie w jednoczesnym blasku zachodzącego słońca i księżyca w pełni.

Image

Image

Image

W GRU lądujemy (tym razem już nie "ładujemy" :D ) punktualnie. Po raz kolejny komunikat załogi do pasażerów zaczyna się od formułki, której nie słyszałem w żadnej innej linii: "drogie panie, panowie i dzieci".
Wokół terminala 3. widzę bardzo dużo samolotów z zagranicy, znacznie więcej, niż widywałem poprzednio. Oprócz całej masy maszyn lokalnego LA (co oczywiste), są tu samoloty ET, BA, AZ, LX, LH, AF, UA (aż 4) i AA (3 szt.).

Mój limit na szybkie opuszczanie tego lotniska najwyraźniej się wyczerpał. Zawsze chwaliłem GRU za ekspresowe formalności, ale tym razem kolejka do kontroli paszportowej jest niczym w szczycie przylotów na JFK. Po 30 minutach stania nie pokonałem nawet połowy dystansu do pograniczników. Nagle jednak wydarza się cud... Ktoś z obsługi ściąga zaraz obok mnie taśmę odgraniczającą i kieruje ludzi do stanowisk do obsługi Brazylijczykow (tam już wszyscy przeszli na drugą stronę). Dzięki temu po 10 minutach jestem już z bagażem na zewnątrz. Cóż, nadal zajęło mi to łącznie ok. 45, co w porównaniu z poprzednimi wizytami jest słabym wynikiem, ale zapowiadało się dużo gorzej, więc nie mogę narzekać.
A najistotniejsze jest to, że zioła w bagażu nikogo nie zainteresowały :)

Lotniskowe WiFi zadziałało dopiero po wyjściu z części paszportowej. Zamawiam Ubera - za przejazd do Hilton Garden Inn Rebouças wychodzi 104 BRL, czyli ok 78 zł. Trafiam na doskonałego kierowcę. Jest szybki, pewny i dynamiczny (choć gdybym kierował którymś z samochodów przed nim, które błyskaniem światłami zmuszał do ustąpienia drogi, to by mnie chyba krew zalała :D ). Do hotelu docieramy w 45 min, choć to też zasługa mniejszego ruchu o tej porze w kierunku do miasta (bo odwrotnie było tragicznie). Na koniec mówię mu, że jest tak szybki, jak Ayrton Senna, czym sprawiam mu chyba frajdę :) .

HGI jest zlokalizowany w modnej obecnie dzielnicy, która jeszcze kilka lat temu nie uchodziła za zbyt przyjazną. Teraz dookoła powstają nowe budynki, a w lokalach przy ulicy tętni życie. W 3 minuty można dojść do stacji metra żółtej linii, a vis a vis recepcji jest też przystanek autobusowy.
Recepcjonistka daje mi upgrade do pokoju wyższej kategorii i śmigam na 11. piętro.

Image

Image

Image

Image

Po szybkim prysznicu zjeżdżam na dół, gdzie czeka już wspominany w poprzednich relacjach mieszkaniec Sao Paulo - nieoceniony Maciek. Podjeżdżamy w okolice jego mieszkania na tutejszym Brooklin'ie i idziemy do jednego z lokali z muzyką na żywo. Przy pysznych Caipirinhach (w Brazylii smakuje to jednak inaczej) gadamy sobie o tym i owym, a w tle świetna ekipa gra sambę. Brzmi to zupełnie, jak w Rio, a i ludzie bawią się świetnie.

Image

Image

Image

Rano, wyspany niczym bobasek schodzę na śniadanie. Gdyby to był hotel w USA, przybywałyby tu pielgrzymki, żeby podziwiać to, co tu oferują, ale jak na moje potrzeby, poziom jest jedynie akceptowalny. Zasadniczym mankamentem jest kompletny brak warzyw. Na szczęście, są dobre owoce. Oprócz tego, co na zdjęciu, jest jeszcze stolik z maszyną kawową na kapsułki Nespresso i z kilkoma sokami.

Image

Do wymeldowania o 15:00 mam sporo czasu. Udaję się do zaplanowanego wcześniej miejsca - pasażu handlowego Galeria Nova Barão. Kurczę, zakupy, serio...?
Już wyjaśniam. W tym jednym miejscu jest cała masa sklepów z winylami (są też i CD), a mnie interesowały głównie płyty z muzyką brazylijską, których wybór jest tu - jak łatwo sobie wyobrazić - niebywały. Sam takim czymś się nie zajmuję, ale dla ludzi interesujących się samplingiem, jest to nieprzebrane źródło dźwięków. Oczywiście, dla zwykłych słuchaczy muzyki brazylijskiej też.

Image

Image

Zaraz obok znajduje się jeszcze Teatr Miejski, którego jeszcze nie widziałem (wyglądający identycznie, jak te w innych dużych miastach Ameryki Południowej) oraz most herbaciany, który - jak podsłuchałem od stojącej w pobliżu przewodniczka "free walking tour" - swoją nazwę zaczerpnął z istniejącej w tym miejscu dawno temu plantacji herbaty. Jeszcze kawałek dalej są inne atrakcje tej części Sao Paulo (np. Farol Santander), ale już je widziałem wcześniej, więc wracam powoli do hotelu.

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (33)

sko1czek 22 czerwca 2024 05:08 Odpowiedz
Co było ładowane 4 godziny po głównym posiłku?
tropikey 22 czerwca 2024 05:08 Odpowiedz
Ech, ta autokorekta :D
marek2011 23 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
@tropikey: poczekalnia LA w GRU jest jak najbardziej funkcjonalna i bardzo spoko pod kątem jedzenia itp., ale zawsze zatłoczona + średnio interesujący design ; jak będziesz miał okazję być we flagowym LA VIP Signature Lounge w SCL (albo może już byłeś?) to dopiero zobaczysz / znasz różnicę ?
marek2011 24 czerwca 2024 17:08 Odpowiedz
W pierwszym rzędzie LA jest IMO bardzo wygodnie i dla mnie to zawsze preferowany wybór o ile tylko jest dostępne miejsce pod oknem - no chyba że ktoś jest ekstremalnie wysoki, to wtedy być może rzeczywiście ścianka przeszkadza. Zaletą jest to, że nikt nie rozłoży przed nosem fotela, co się zdarza w kolejnych rzędach, że pax praktycznie od startu do lądowania ma full rozłożony fotel (do czego oczywiście każdy ma prawo), a wtedy ogranicza to jednak dość wydatnie "przestrzeń życiową" w trakcie lotu. Moja uwaga generalnie jest taka: na lotach krajowych w Peru, Kolumbii, Brazylii, Chile itp. różnice cenowe LA Eco (zwłaszcza z bagażem większym niż mała torba) i premium Eco są relatywnie nieduże, więc jak ktoś nie liczy każdego grosza absolutnie warto bukować PE - zdecydowana większość tych lotów jest zapakowana po dach dosłownie, więc za kilka groszy więcej wolny fotel obok, miejsce na nogi, jakiś poczęstunek (w Chile i Brazylii jest bardziej wydatny niż np. w Peru), brak kontrolowania ilości/wagi bagażu, zdecydowanie więcej mil w FFP, są ogromną zaletą.Na trasach międzynarodowych różnice w cenach są zwykle większe, choć też zależy od konkretnej trasy (przeloty po APd między krajami generalnie i tak są dość drogie nawet w zwykłym Y).
marek2011 25 czerwca 2024 12:08 Odpowiedz
@tropikey: trzymanie nóg na przednich ściankach to raczej kwestia braku właściwej kultury i dobrego smaku niektórych paxów, niż przestrzeni przed fotelem...
agnieszka-s11 25 czerwca 2024 17:08 Odpowiedz
mnie w okolicy Cuzco poza oczywistym Machu Picchu zachwylily Salinas de Madras, polecam. Fajnie poczytac o miejscach w ktorych sie bylo.
jar188 25 czerwca 2024 17:08 Odpowiedz
Z okolic Cuzco zdecydowanie Palcoyo :)
sko1czek 25 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
tropikey napisał:O 1:30 korytarzem zaczęła krążyć pani z ochrony informując, że drzwi do lotów krajowych są już otwarte. Po drugiej stronie jest inna bajka. Pełno wolnych foteli, w tym nadających się do leżenia, więc znajduję sobie taki zestaw i spędzam tam kolejne niecałe 2 godziny, drzemiąc w oczekiwaniu na otwarcie saloniku Newrest (wstęp m. in. na Priority Pass). Jest to jedyny salonik w części krajowej lotniska w Limie. W osobnym wątku o lotnisku LIM padły mocno krytyczne oceny tego przybytku, ale bywałem w gorszych. Biorąc pod uwagę, że to jednak terminal krajowy, mniej prestiżowy, nie jest moim zdaniem aż tak dramatycznie. Jest sporo miejsca (wielkościowo zbliżony do saloniku w GDN), są lekko odseparowame szezlągi (ja się załapałem, bo wchodziłem, jako pierwszy gość, ale później mogą być trudno dostępne), jedzenie jest zjadliwe (3 rodzaje kanapek, owoce, słodycze), są napoje, w tym alkoholowe. W skali od 0 do 10 daję 5-tkę. A gdyby nie było tu zimno jak w psiarni, dałbym nawet 6-tkę.Eh, bardzo jesteś łaskawy dla przybytku w Limie. ...5/10... no ja bym dał 2/10. Wczesnym popołudniem panował tłok i bałagan, nikt nie sprzątał i nie zmywał stolików, naczynia mogłem sobie powynosić sam po poprzednich paxach. Miły personel był zainteresowany wyłącznie skasowaniem wejścia. Niska temperatura to najmniejszy mankament. Krzywdzące jest Twoje porównanie do saloniku w GDN (wiem, chodziło o rozmiary,przestrzeń ;) ). O ile w obu nie ma nic sensownego do jedzenia, kanapki w GDN są jednak słuszniejszych rozmiarów. A przecież żołądki mamy my i Peruwiańczycy podobne :D. Owoce- litości. Każdy przeciętny, 2* hotel w Peru daje na śniadanie lepsze, bardziej apetyczne frukty. No i napoje- w Limie straszna nędza, podłe, słodzone soczki, cola, kiepskie wino, jeszcze gorsza whisky i niedogotowana woda na herbatę, o kawie nie chciałbym pamiętać- bez porównania z przybytkiem w GDN z piwem z Brovarnii i wyjątkową wiśniówką.
tropikey 26 czerwca 2024 05:08 Odpowiedz
@skoczek: w takim razie dodaję przy mojej ocenie 5/10 następujący przypis: "UWAGA! dotyczy wyłącznie godzin wczesno porannych" :D
marek2011 27 czerwca 2024 17:08 Odpowiedz
Ale kawa dalej w HGI zalewajka czy parzocha (jak kto woli) ale to niestety standard śniadaniowy generalnie w większości hoteli w Peru i okolicach.
tropikey 27 czerwca 2024 17:08 Odpowiedz
W trakcie mojego pobytu dwa razy śniadania jadłem w towarzystwie dużej zorganizowanej grupy Greków (pierwszy raz w życiu widziałem Greków na wakacjach poza Grecją :D ) i widziałem, że gdy sobie zażyczyli dostawali cappuccino lub inną kawę "nie-zalewajkę" (w sumie, to ona też nie jest taka zła, przynajmniej w tym HGI). Być może to jakieś ustalenie tej grupy z hotelem, na co może wskazywać też to, że bez skrępowania przychodzili z pudełkami i ładowali je po brzegi ciastkami i innymi dobrami. Sprawdzę jeszcze tą kawę, bo będę tam wkrótce jeszcze raz (obecnie Aguas Calientes).
sko1czek 27 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
Aguas Calientes teraz nazywa sie Machu Picchu Pueblo.Jak mogę coś polecić, to zajrzyj do tej restauracji, bo karmią, w mojej opinii, ponadprzeciętnie i do tego organicznie: Green House. Chyba najlepsza knajpa z odwiedzonych przeze mnie w Peru. Moja, zazwyczaj niejedząca mięs, Żona zajadała się ich wersją lomo saltado.https://www.greenhousemapi.com/https://maps.app.goo.gl/Nyu8z1DWuijZjCWYA
tropikey 27 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
@sko1czek: ale żeś trafił :D !Akurat wróciłem z MP, siedzę w recepcji hotelu, ćw którym spałem i rozglądam się za miejscem na kibsumpcje przed powrotem do Cuzco :DWczoraj byłem w https://maps.app.goo.gl/wQeijqJhS53x9H9z8. Też było bardzo dobre (szczegóły później), ale bardzo chętnie spróbuję też innej kuchni.
daro1978 30 czerwca 2024 23:08 Odpowiedz
Niestety "Kamari" zamknięte więc chyba się nie zeszli od razu
tropikey 1 lipca 2024 05:08 Odpowiedz
No to klops :(Z drugiej strony, może lepiej, bo jeszcze z rozpaczy zacząłby truć klientów. Może jednak nie wszystko jeszcze stracone i jest jakaś szansa na reaktywację....
jaco027 1 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
A swoja droga pewnie chlopina nie ma zielonego pojecia jaki stal sie populany en Polonia i ze conajmniej kilkaset, jak nie kilka tysiecy osob zna jego aventuras de amor... :-)
daro1978 4 lipca 2024 17:08 Odpowiedz
Doprecyzowując Twoją relację, wybierając bus też nie pozwolą Ci wyjechać wcześniej. Ale w kolejce 'cuda' się działy jak wybierałeś przewodnika ;) (wtedy tak jak Ty zostałeś wpuszczony na MP przed godziną na bilecie, niektórzy jechali wcześniejszym busem lub nagle byli przed Tobą w kolejce).Tak pogoda nam się udała :), ja z rodziną wchodziliśmy o 11:00.PS. Jechaliśmy w tym samym wagonie ciuchci :), ale ten świat mały :)
tropikey 4 lipca 2024 17:08 Odpowiedz
Dzięki za wyjaśnienie dot. autobusu :)A z tym pociągiem i niemal tym samym czasem wchodzenia do MP, to niezły zbieg okoliczności!Co do pogody, to nie wiem, czy Wam też to mówiono, ale ponoć przez cały wcześniejszy tydzień było kiepsko, więc dobrze trafiliśmy.
marek2011 6 lipca 2024 05:08 Odpowiedz
O to trafiłeś na ochłodzenie w AQP, bo byłem pewnie jakieś może 2-2,5 tygodnia przed tobą i w pokoju w H było mega gorąco tak że na noc musiałem chłodzić AC po tym jak się nagrzewał w ciągu dnia (okna na wulkan). BTW Uber ok 25-30 soli (w zależności od pory dnia), więc te 40 nie było aż tak mega zawyżone.
tropikey 6 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
W ciągu dnia było bardzo ciepło, ale różnicę zrobiła pewnie ta ekspozycja pokoju - ja miałem na zachód i to taki słabo naświetlony, więc pokój nie miał się kiedy nagrzać. W trakcie tamtejszego lata to byłaby zaleta, a tak, to kichowato.No i widoku na wulkan nie było :( (chociaż niby też typ "scenic view").
diana 8 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
Ehh, zatęskniło się. A czy w Santa Catalina nadal hodują świnki morskie?
tropikey 8 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
Wydaje mi się, że nie, bo zwiedziłem to miejsce (tak mi się zdaje) dokładnie, ale głowy nie daję. A gdzie one były w czasie Twojej wizyty?
hiszpan 11 lipca 2024 23:08 Odpowiedz
Świetne dwa ostatnie odcinki, czyta się i ogląda z zapartym tchem. Oczywiście wskakuje na moją listę "co robić przy ponownej wizycie w Peru". Kanion Colca oglądałem niestety tylko z okien Avianki.....
marek2011 11 lipca 2024 23:08 Odpowiedz
Potwierdzam renomę Zig Zag w AQP - świetne jedzenie, fajny wystrój io obsługa - można też zjeść na małym balkonie z widokiem na kościół i ulicę ale są tylko dwa malutkie stoliczki. Oczywiście warto wziąć pod uwagę, że nie jest to specjalnie budżetowa kanapa zwłaszcza jak na warunki peruwiańskie ;-)
marek2011 16 lipca 2024 05:08 Odpowiedz
@tropikey: to dziwne, wprawdzie ostatnio leciałem w Premium C, ale poprzednim razem w Premium Y (wtedy był to lot do AEP) i też miałem wstęp do Signature Lounge a nie tego środkowego. No chyba że wtedy babka w recepcji się pomyliła i mnie tam z rozpędu skierowała. Możliwe też, że zależy to też od konkretnej trasy (czy jakiś innych czynników): AEP jest kierunkiem zdecydowanie prestiżowym (biznesowo), a LA nie oferuje na tej trasie produktu C, z kolei GRU jest oczywiście też prestiżowe, ale tu w ofercie jest zarówno klasa C jak i PE w zależności od rotacji.
tropikey 16 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
Tak, to może chodzić o kierunek. Ta moja wizyta w 2022 r. była też przed lotem do Buenos Aires (w C przyleciałem z JFK, a potem Y+ do AEP).
hiszpan 16 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
@tropikey - rozumiem, że tych łóżek/pokoików w saloniku nie dało się wcześniej zarezerwować. A miałeś jakiś plan B na tą noc jakby wszystko było zajęte? (ja dodam, że w podobnej sytuacji jechałem do pobliskiej LaQuinty z darmowym transferem - ale loty miałem w economy więc bez szans na ten salonik)
hiszpan 22 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
W Hiltonie w Stambule nie było expresu do kawy w pokoju aby Cię po prostu nie obrazić. Nie wyobrażam sobie picia dobrej kawy w tym mieście ( i zapewne management hotelu także) zaparzonej inaczej niż w specjalnym czajniczku, czarnej jak smoła i podawanej na życzenie bez cukru.
gadekk 22 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
@tropikey, czy tylko u mnie nie widać zdjęć z ostatnich 3 dni?
tropikey 22 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
@hiszpan:A bo ja wiem... Mnie jakoś ta wersja nie przekonała do siebie (również bez cukru). Stąd też, do tej nieszczęsnej tarty z czekoladą wziąłem "americano", co z resztą nieco mnie poratowało, bo pojemność tego jest sporo większa, niż wersji tureckiej. Bez tego nie dałbym rady zjeść nawet 1/3 :DMam nauczkę - jeśli tureckie słodycze, to wyłącznie w wersji mini. A do takiej to już kawa po turecku pasuje (nomen omen) jak ulał :)@Gadekk: a w czym przeglądasz? U mnie w Tapatalk wszystko widać. Sprawdzę później w wersji online.
qbaqba 22 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
tropikey napisał:Hmm, faktycznie, bardzo dużo zdjęci się nie wyświetla, ale po kilkukrotnym odświeżeniu strony jest komplet.[/b].Nope :(Sprawdzane na firefoxie, chrome i safari.
darek-m 22 lipca 2024 17:08 Odpowiedz
U mnie działa, ale faktycznie z wielu relacji jest na Tapatalk tak, że niektórych nie widać ale po kliknięciu w nie, można zobaczyć zdjęcia.
qba85 12 września 2024 23:08 Odpowiedz
tropikey napisał:Pytamy ją o męża, a dziewczyna na to, że ją rzucił i nic nie płaci na dziecko, więc jej Marco mówi, żeby koniecznie wystąpiła o alimenty i ze zdziwieniem słyszę, jak jej krok po kroku klaruje, co i jak (a nie sądzę, by miał osobiste doświadczenia w tym zakresie, bo wygląda na przykładnego męża i ojca). Oj bardzo stereotypowo tu podszedłeś do tematu... A może to pan Marco ma dziecko z niezbyt przykładną żoną i matką? :-)