Miasto zapomniane przez każdego, w Stanach, szczególnie przez turystów. Jak się mówi ze leci się na West Coast (Pacific Northwest Coast), to kończy się na Los Angeles lub San Francisco.
Pierwszy raz poczytałem o Seattle, na greckim forum lotniczym, jak ktoś tam leciał i zwiedził fabrykę Boeinga, i zostało mi w głowie, ze może warto tam kiedyś polecieć.
Aż do momentu kiedy kupiłem, niechcąco, bilet na koncert Pearl Jam w Atenach, w 2006.
Wtedy przyszła zaraza, która nazywa się grunge. Koszulka flanelowa, koszulki zespół które w moim ateńskim liceum były nieznane (brak Nirvany bo jakoś mi nie podpadli w guście) no i pierwsze kontakty z gitarą.
I tak przez 14 lat. To jedynie plan, który siedzi mi na głowie. Aż do momentu kiedy wygrywam voucher na noclegi o wartości 600 euro do skorzystania. Warunek? Trzeba skorzystać całość. A co najbardziej się opłaca? Stany.
Więc zbieram się, do najważniejszej rzeczy potrzebna do wyjazdu, wizę Amerykańską.
Spotkanie z pracownikiem konsulatu i szybka rozmowa
Powód wyrobienia wizy? Transit na amerykańskich lotniskach oraz prawdopodobne wizyta w celach turystycznych. Turystycznych? Nowy Jork, Miami, Las Vegas? Nie, nie. Seattle. A pracownik, pokerface, bo nie liczyła na taką odpowiedź.
Następnego dnia odbieram wizę, a na twitterze, redaktor Cichy z Radia357, reklamuje nową książkę, z ulubionego wydawnictwa Czarne, Grunge. Bękarty z Seattle - Piotra Jagielskiego.
Więć to znak, żeby kupić książkę i odpalić plan: Seattle 2024
Jeden z większych problemów jakich miałem z Seattlem, to wybór noclegu. Tak jak to w Stanach, nie ma jednego centrum jako tako, i obecnie szuka się noclegu w żonach “fentanyl free”. Więć downtown odpada (i jak 2 razy wieczorem tam byliśmy mieliśmy rację że odpuściliśmy) i decyzja padła na Fremont jako młodzieżowa i hippie dzielnica.
Pierwsze koty za płoty, zabawa z drugimi. Jak tam dolecieć. Το nie Miami, Nowy Jork czy Los Angeles, gdzie w dobrych cenach loty są cały czas.
Niestety Berlin w dobrych cenach na KLM/Deltie lub AirLingus nam przepadły ale na ratunek przyszedł Icelandair i jego dobre ceny na Pacific Northwest Coast i w końcu ułożone mamy KTW-OSL-KEF-SEA-OSL-KRK
Mamy loty, pora zaplanować co i kiedy zwiedzamy.
Punkt nr 1, wiadomo to wycieczka po fabryce (szczerze bardziej po hangarze) Boeinga w Everett.
No i kolejny punkt, jak się dostać tam. Niby to blisko Seattle, niby to aglomeracja Seattle, niby Seattle uważane jest za najlepsze miasto w USA pod kątem komunikacji a 40 km przejazdu potrzebuje z 2 do 3h. W jedną stronę.
Szybka decyzja, klepiemy auto nie na jeden dzień (żeby się dostać do Kanady) ale na 2 żeby nie zmarnować pół dnia jazdy.
I tak mamy już prawie wszystko zaklepane. Inne atrakcje będą dodawane/odejmowane w zależności od pogody.
I tym wszystkim czekamy cierpliwie na nasz lot, w specjalnym dniu 9-11.Dni szły spokojnie, sporo roboty, jako sezon wakacyjny, do czasu pięknego maila do Icelandaira.
Z powodu “problemów” nasz lot z Oslo do Keflaviku został odwołany i nasza idealna (i bezpieczna) przesiadka paru godzin zrobiła się ledwo 2 godzinna.
Icelandair, twierdzi ze to “minor change” i nie interesuje go.
Narada z @seba, co robimy. Monitoruje nasz lot Ryanaira od początku roku. Najdłuższe opóźnienie to 30 minut, czyli jak na standardy Oslo OSL do wykonania nawet.
Zostajemy z pierwszym lotem z Katowic do Oslo.
I tak docieramy do 11 września. Poranny flix do Katowic a my non stop na FlighRadarze zaglądamy czy wcześniejszy lot od naszego (do Forli) odbiega o czasie.
Chillujemy i już wiemy ze na 99% dolecimy o czasie do Oslo.
I tak się składa. Jesteśmy w OSL nawet przed czasem, do daje nam zapas czasu do skorzystania z salonki i najedzenia się na długie loty bez zarełka.
13:50 boarding do mojego pierwszego 757-300 w życiu.
Pierwsze wrażenie, linia Icelandair, umie w PR. Fajnie opisane samoloty z miejscami Islandii
Drugie wrażenie. Na Odina. Jaki ten samolot jest długi! Idzie się, idzie się i dalej nie ma mojego miejsca.
Ciekawe safety video (ponownie promujące Islandię)
I start. Trochę turbulencji na locie, i po chwili darmowy serwis pokładowy (czyli napoje). I ponownie, Islandczycy robią to dobrze.
Przylot do Keflaviku,
5h do zabicia a jako ze pogoda jest coś po prostu fenomenalna jak na ten kraj, spacerujemy do miasta na szybkie piwko (z Norwegii) i sushi (także z Norwegii).
Po dobrych godzinach spacerowania, wracamy do lotniska, szybka kontrola paszportowa i po chwili znowu pakujemy się do kolejnego 757, tym razem, ten który nas weźmie do Seattle.
Kontrola paszportowa szybka, i już za chwilę na głowie leci kawałek Pearl Jam
State of love and trust as I busted down the pretext
Mając wszystko załatwione, już można się skierować do naszego noclegu.
Google maps pokazuje ze trzeba kolejką z krótką przesiadką na autobus na Downtown. Jadąc kolejką i widząc pasażerów myślimy ze zapowiada się super miastem.
Do czasu kiedy wychodzimy na przystanek autobusowy i zdarzają nam realia amerykańskiego marzenia, fentanyl. I skutki tego. Zarazem na przystanku oraz w autobusie. I tak jedziemy do naszego noclegu, gdzie dostajemy kolejnego kopa.
Właściciel hostelu/hotelu zapomniał wysłać dane do otwarcia drzwiach do hostelu oraz także do naszego pokoju. Po 15 minutach dzwonienia wreszcie ktoś nam otwiera. Szybki check, zaliczamy pierwszego Seatlowskiego krafta i do spania.
Pierwsza pobudka w Seattle, pierwszy spacer w dzielnicy Fremont i pierwsza niespodzianka.
Jedyny pomnik Władimira Iljicza Uljanowa, znanego potocznie jako Lenin w USA.
Historia tego tego pomnika jest dość ciekawa. Zbudowany został przez Bułgara, urodzonego w Słowacji Emila Venkowa i postawiony był w Słowackim Popradzie w 1988, i stał tam ledwo 1 rok. W 1993 roku został transportowany do US i w 1995 postawiony w Fremontcie.
Pomnik Lenina stał się symbolem i obiektem ciekawości Fremont, odzwierciedlając ekscentryczną naturę tej artystycznej dzielnicy, której mottem jest Libertas Quirkas – wolność bycia ekscentrycznym. Podczas Tygodnia Dumy Gejowskiej posąg jest ubrany w strój drag queen.
Dzielnica faktycznie jest dziwna ale zarazem miła. Przypomina Exarhii lub lekko Poblado w Medellin. Sporo kraftowni, ciekawych lokali oraz niskie zabudowy. Idealne miejsce na szybką kawę i skierowanie się do Downtown gdzie, “czeka” na nas, nasze auto.
Pierwszy postój, w sumie niechcący bo mieliśmy dość autobusu, to magiczne logo Sub Pop. To znak, który każdy fan grunge musi kojarzyć. To niezależna wytwórnia płytowa założona w 1986 roku przez Pavitta i Ponemana. Zyskał sławę na początku lat 90. XX wieku po podpisaniu kontraktów z zespołami z Seattle, takimi jak Nirvana, Soundgarden i Mudhoney, które były czołowymi postaciami ruchu grunge.
Tutaj zlokalizowany jest sklep z pamiątkami (notabene jeden z dwóch miejsc w Seattle gdzie można dorwać grungowe pamiątki) a nowa siedziba wytwórnii jest kawałek dalej.
Naprzeciwko, Sphere i siedziba Amazona
oraz jego Sphere oraz 7 Aleja
i Met Tower.
Docieramy do jednej z siedziby Hertza, gdzie mamy zaklepane auto. Zwykła benzynówka, najtańsza na wskazaną godzinę.
Mała kolejka jest, biuro Hertza przypomina bardziej biuro Manolakis Rent-A-Car na krecie i dostajemy zonga, ze naszego auta nie mają. A ze mają codziennie overbooking, nie mają aut, ale dadzą nam elektryka. Dziękujemy, ale nie przepadamy za motoryzacyjne hazardy, szczególnie jak mamy w planach Kanadę robić.
Pomoc prawie zerowa. Mamy sami dzwonić do innych Hertzów i koles nam zamyka okno, jak pracownik w budżetówce za PRLu bo pora obiadowa.
Po 30 minut, jak Deus ex Machina, wpada auto do oddania, nasza klasa, więć do kolesia mówimy, ze ma ogarnąć auto na tiptop i przekazać nam, bo mamy ważne spotkanie z Boeingiem. I tak robi i po paru minutach już kierujemy się do drogi, przy akompanii Nirvana.
https://youtu.be/hTWKbfoikegPierwsza rzecz jaką widzimy przy wyjściu z auta, to ogromne zielone pole a w nim ogromne zabawki dla dorosłych.
Wchodzimy do środka
Odbieramy bilety i jako ze mamy sporo czasu do zabijania, idziemy do sklepiku z pamiątkami
Wybór ogromny. Od zwykłych naklejek każdego możliwego samolotu który Boeing wyprodukował przez Starlinery oraz wojskowych helikopterów. Do tego modele, koszulki, bluzki, polskie klocki COBI oraz kubki/szklanki/kieloni.
Jeżeli ktoś chce spalić 500 USD w 20 minut, to idealne miejsce do tego.
Kierujemy się na observation desk gdzie mamy możliwość zobaczenia najnowszego dobytku firmy Boeing, 777X
Niestety oprócz niektórych samolotów czekających na odbiór, niczego ciekawego nie widzieliśmy żeby lądowało a kawiarnia nie działała żebyśmy jakiegoś krafta wypili.
Zbiórka się zaczęła do wycieczki. W wycieczce jest całkowity zakaz robienia wideo/zdjęć i dlatego cała elektronika musi zostać przy wejście. Broń tak samo, jakby ktoś miał ze sobą glocka.
Wiadomo jak w każdej wycieczce, obowiązkowe wideo do oglądania o historii Boeinga, jak powstał, jak działa oraz ponownie warunki wycieczki.
Po chwili wchodzimy do autokaru, który nas podwiezie do fabryki. W trakcie jazdy pokazane nam są hangary (każdy hangar dedykowany jest do jednego typu samolotu, 787 już nie ma bo składanie samolotów robi fabryka Boeinga South Carolina), testy ciśnieniowe silników/skrzydlów oraz benefitów dla pracowników (sic!).
Cała “wycieczka po fabryce” to pozostawienie nas w hangarze, w pkt widokowym i tłumaczenie jak działa montowanie samolotów.
Z ciekawostek który mi utkwiło, to ilość produkowanych Boeingów 737 w ciągu miesiąca. W sierpniu, to było 30-31 737 Boeingów w miesiąc a po przemianowaniu hangaru 787 na 737 wzrosłoby do 45 Boeingów a w 2025 do 50.
I tyle by było. Zero fotek, bo strach na “kradzieży patentów” (jakoś się nie przejmują ze posiadają fabrykę w Zhoushan w Chinach lub ze ich samoloty są sprzedawane po całym świecie) albo pokazanie bardziej z bliska jak wygląda montaż.
No nic, mamy jeszcze wejście do wystawy Boeing Future of Flight Aviation Center.
Co okazuje się mega rozczarowaniem.
Wygląda jakby mieli wolną salę i wrzucili tam co zostało lub znalezione z hasjoka.
Jak np. ogon 747-800
Destiny Module Exhibit
Moduł Destiny to szczegółowa, pełnowymiarowa makieta głównego laboratorium badawczego, w którym przeprowadzane są badania amerykańskich ładunków wysyłanych na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS).
Jedynie co ratowało, to wideo room, z historią Królową Powietrza, 747 Jumbo Jet.
Rozczarowani lekko, kierujemy się do knajpy, z krótkim postojem na zdjęcia przy hali Boeinga.
Lokal wybrany przy pomocy, google mapsa i opinni szczególnie pracowników Boeinga, i lądujemy w Zoey's Fried Chicken Sandwiches & Wings.
Wygląda spelunowato, ale porcje dobre, duże i tanie jak na warunki USA.
Tam się dowiadujemy, ze pracownicy planują ogromny strajk. I to bardzo szybko.
Spoiler alert, zaczęli strajkować następnego dnia, i wszystkie wycieczki do Boeinga zostały anulowane. Więc trafiliśmy dosłownie na Last Call.
Jako ze do wieczora sporo czasu zostało, zostawiamy auto i wracamy na Downtown, a szczególnie w okolicach, kolejnego znaku firmowego Seattle, Space Needle.
Seriale i filmy które były nagrywane tu, mają go na tle lub jako logo
Tak jak serial Grey's Anatomy
Lub w filmie z Meg Ryan i Tomasem Hanksem, Sleepless in Seattle/Bezsenność w Seattle
Wieża widokowa zbudowana w 1961 roku, z okazji wystawy światowej EXPO które odbywały się tam.
@kubus95Muzeum lotnictwa w Seattle, gdzie jest trochę samolotów Boeinga do obejrzenia, jest ciekawe i warte odwiedzenia (co nie znaczy, że warto specjalnie w tym celu tam lecieć) . Natomiast zwiedzanie wytwórni w Everett, która na mnie zrobiła duże wrażenie, pozostawia niedosyt, gdy się ją zwiedza jako odwiedzający. Myslę, że dla kogoś, kto interesuje się lotnictwem warto zwiedzić muzeum (Museum od flight) a Everett - do rozważenia.
Miasto zapomniane przez każdego, w Stanach, szczególnie przez turystów. Jak się mówi ze leci się na West Coast (Pacific Northwest Coast), to kończy się na Los Angeles lub San Francisco.
Pierwszy raz poczytałem o Seattle, na greckim forum lotniczym, jak ktoś tam leciał i zwiedził fabrykę Boeinga, i zostało mi w głowie, ze może warto tam kiedyś polecieć.
Aż do momentu kiedy kupiłem, niechcąco, bilet na koncert Pearl Jam w Atenach, w 2006.
Wtedy przyszła zaraza, która nazywa się grunge. Koszulka flanelowa, koszulki zespół które w moim ateńskim liceum były nieznane (brak Nirvany bo jakoś mi nie podpadli w guście) no i pierwsze kontakty z gitarą.
I tak przez 14 lat. To jedynie plan, który siedzi mi na głowie. Aż do momentu kiedy wygrywam voucher na noclegi o wartości 600 euro do skorzystania. Warunek? Trzeba skorzystać całość. A co najbardziej się opłaca? Stany.
Więc zbieram się, do najważniejszej rzeczy potrzebna do wyjazdu, wizę Amerykańską.
Spotkanie z pracownikiem konsulatu i szybka rozmowa
Powód wyrobienia wizy?
Transit na amerykańskich lotniskach oraz prawdopodobne wizyta w celach turystycznych.
Turystycznych? Nowy Jork, Miami, Las Vegas?
Nie, nie. Seattle.
A pracownik, pokerface, bo nie liczyła na taką odpowiedź.
Następnego dnia odbieram wizę, a na twitterze, redaktor Cichy z Radia357, reklamuje nową książkę, z ulubionego wydawnictwa Czarne, Grunge. Bękarty z Seattle - Piotra Jagielskiego.
Więć to znak, żeby kupić książkę i odpalić plan: Seattle 2024
Jeden z większych problemów jakich miałem z Seattlem, to wybór noclegu. Tak jak to w Stanach, nie ma jednego centrum jako tako, i obecnie szuka się noclegu w żonach “fentanyl free”.
Więć downtown odpada (i jak 2 razy wieczorem tam byliśmy mieliśmy rację że odpuściliśmy) i decyzja padła na Fremont jako młodzieżowa i hippie dzielnica.
Pierwsze koty za płoty, zabawa z drugimi. Jak tam dolecieć. Το nie Miami, Nowy Jork czy Los Angeles, gdzie w dobrych cenach loty są cały czas.
Niestety Berlin w dobrych cenach na KLM/Deltie lub AirLingus nam przepadły ale na ratunek przyszedł Icelandair i jego dobre ceny na Pacific Northwest Coast i w końcu ułożone mamy KTW-OSL-KEF-SEA-OSL-KRK
Mamy loty, pora zaplanować co i kiedy zwiedzamy.
Punkt nr 1, wiadomo to wycieczka po fabryce (szczerze bardziej po hangarze) Boeinga w Everett.
No i kolejny punkt, jak się dostać tam. Niby to blisko Seattle, niby to aglomeracja Seattle, niby Seattle uważane jest za najlepsze miasto w USA pod kątem komunikacji a 40 km przejazdu potrzebuje z 2 do 3h. W jedną stronę.
Szybka decyzja, klepiemy auto nie na jeden dzień (żeby się dostać do Kanady) ale na 2 żeby nie zmarnować pół dnia jazdy.
I tak mamy już prawie wszystko zaklepane. Inne atrakcje będą dodawane/odejmowane w zależności od pogody.
I tym wszystkim czekamy cierpliwie na nasz lot, w specjalnym dniu 9-11.Dni szły spokojnie, sporo roboty, jako sezon wakacyjny, do czasu pięknego maila do Icelandaira.
Z powodu “problemów” nasz lot z Oslo do Keflaviku został odwołany i nasza idealna (i bezpieczna) przesiadka paru godzin zrobiła się ledwo 2 godzinna.
Icelandair, twierdzi ze to “minor change” i nie interesuje go.
Narada z @seba, co robimy. Monitoruje nasz lot Ryanaira od początku roku. Najdłuższe opóźnienie to 30 minut, czyli jak na standardy Oslo OSL do wykonania nawet.
Zostajemy z pierwszym lotem z Katowic do Oslo.
I tak docieramy do 11 września. Poranny flix do Katowic a my non stop na FlighRadarze zaglądamy czy wcześniejszy lot od naszego (do Forli) odbiega o czasie.
Chillujemy i już wiemy ze na 99% dolecimy o czasie do Oslo.
I tak się składa. Jesteśmy w OSL nawet przed czasem, do daje nam zapas czasu do skorzystania z salonki i najedzenia się na długie loty bez zarełka.
13:50 boarding do mojego pierwszego 757-300 w życiu.
Pierwsze wrażenie, linia Icelandair, umie w PR. Fajnie opisane samoloty z miejscami Islandii
Drugie wrażenie. Na Odina. Jaki ten samolot jest długi! Idzie się, idzie się i dalej nie ma mojego miejsca.
Ciekawe safety video (ponownie promujące Islandię)
https://youtu.be/6F99x4ngp6w
I start. Trochę turbulencji na locie, i po chwili darmowy serwis pokładowy (czyli napoje). I ponownie, Islandczycy robią to dobrze.
Przylot do Keflaviku,
5h do zabicia a jako ze pogoda jest coś po prostu fenomenalna jak na ten kraj, spacerujemy do miasta na szybkie piwko (z Norwegii) i sushi (także z Norwegii).
Po dobrych godzinach spacerowania, wracamy do lotniska, szybka kontrola paszportowa i po chwili znowu pakujemy się do kolejnego 757, tym razem, ten który nas weźmie do Seattle.
Kontrola paszportowa szybka, i już za chwilę na głowie leci kawałek Pearl Jam
State of love and trust as I busted down the pretext
Mając wszystko załatwione, już można się skierować do naszego noclegu.
Google maps pokazuje ze trzeba kolejką z krótką przesiadką na autobus na Downtown. Jadąc kolejką i widząc pasażerów myślimy ze zapowiada się super miastem.
Do czasu kiedy wychodzimy na przystanek autobusowy i zdarzają nam realia amerykańskiego marzenia, fentanyl. I skutki tego. Zarazem na przystanku oraz w autobusie. I tak jedziemy do naszego noclegu, gdzie dostajemy kolejnego kopa.
Właściciel hostelu/hotelu zapomniał wysłać dane do otwarcia drzwiach do hostelu oraz także do naszego pokoju. Po 15 minutach dzwonienia wreszcie ktoś nam otwiera. Szybki check, zaliczamy pierwszego Seatlowskiego krafta i do spania.
Pierwsza pobudka w Seattle, pierwszy spacer w dzielnicy Fremont i pierwsza niespodzianka.
Jedyny pomnik Władimira Iljicza Uljanowa, znanego potocznie jako Lenin w USA.
Historia tego tego pomnika jest dość ciekawa. Zbudowany został przez Bułgara, urodzonego w Słowacji Emila Venkowa i postawiony był w Słowackim Popradzie w 1988, i stał tam ledwo 1 rok. W 1993 roku został transportowany do US i w 1995 postawiony w Fremontcie.
Pomnik Lenina stał się symbolem i obiektem ciekawości Fremont, odzwierciedlając ekscentryczną naturę tej artystycznej dzielnicy, której mottem jest Libertas Quirkas – wolność bycia ekscentrycznym. Podczas Tygodnia Dumy Gejowskiej posąg jest ubrany w strój drag queen.
Dzielnica faktycznie jest dziwna ale zarazem miła. Przypomina Exarhii lub lekko Poblado w Medellin. Sporo kraftowni, ciekawych lokali oraz niskie zabudowy. Idealne miejsce na szybką kawę i skierowanie się do Downtown gdzie, “czeka” na nas, nasze auto.
Pierwszy postój, w sumie niechcący bo mieliśmy dość autobusu, to magiczne logo Sub Pop. To znak, który każdy fan grunge musi kojarzyć. To niezależna wytwórnia płytowa założona w 1986 roku przez Pavitta i Ponemana. Zyskał sławę na początku lat 90. XX wieku po podpisaniu kontraktów z zespołami z Seattle, takimi jak Nirvana, Soundgarden i Mudhoney, które były czołowymi postaciami ruchu grunge.
Tutaj zlokalizowany jest sklep z pamiątkami (notabene jeden z dwóch miejsc w Seattle gdzie można dorwać grungowe pamiątki) a nowa siedziba wytwórnii jest kawałek dalej.
Naprzeciwko, Sphere i siedziba Amazona
oraz jego Sphere oraz 7 Aleja
i Met Tower.
Docieramy do jednej z siedziby Hertza, gdzie mamy zaklepane auto. Zwykła benzynówka, najtańsza na wskazaną godzinę.
Mała kolejka jest, biuro Hertza przypomina bardziej biuro Manolakis Rent-A-Car na krecie i dostajemy zonga, ze naszego auta nie mają.
A ze mają codziennie overbooking, nie mają aut, ale dadzą nam elektryka. Dziękujemy, ale nie przepadamy za motoryzacyjne hazardy, szczególnie jak mamy w planach Kanadę robić.
Pomoc prawie zerowa. Mamy sami dzwonić do innych Hertzów i koles nam zamyka okno, jak pracownik w budżetówce za PRLu bo pora obiadowa.
Po 30 minut, jak Deus ex Machina, wpada auto do oddania, nasza klasa, więć do kolesia mówimy, ze ma ogarnąć auto na tiptop i przekazać nam, bo mamy ważne spotkanie z Boeingiem. I tak robi i po paru minutach już kierujemy się do drogi, przy akompanii Nirvana.
https://youtu.be/hTWKbfoikegPierwsza rzecz jaką widzimy przy wyjściu z auta, to ogromne zielone pole a w nim ogromne zabawki dla dorosłych.
Wchodzimy do środka
Odbieramy bilety i jako ze mamy sporo czasu do zabijania, idziemy do sklepiku z pamiątkami
Wybór ogromny. Od zwykłych naklejek każdego możliwego samolotu który Boeing wyprodukował przez Starlinery oraz wojskowych helikopterów. Do tego modele, koszulki, bluzki, polskie klocki COBI oraz kubki/szklanki/kieloni.
Jeżeli ktoś chce spalić 500 USD w 20 minut, to idealne miejsce do tego.
Kierujemy się na observation desk gdzie mamy możliwość zobaczenia najnowszego dobytku firmy Boeing, 777X
Niestety oprócz niektórych samolotów czekających na odbiór, niczego ciekawego nie widzieliśmy żeby lądowało a kawiarnia nie działała żebyśmy jakiegoś krafta wypili.
Zbiórka się zaczęła do wycieczki. W wycieczce jest całkowity zakaz robienia wideo/zdjęć i dlatego cała elektronika musi zostać przy wejście. Broń tak samo, jakby ktoś miał ze sobą glocka.
Wiadomo jak w każdej wycieczce, obowiązkowe wideo do oglądania o historii Boeinga, jak powstał, jak działa oraz ponownie warunki wycieczki.
Po chwili wchodzimy do autokaru, który nas podwiezie do fabryki. W trakcie jazdy pokazane nam są hangary (każdy hangar dedykowany jest do jednego typu samolotu, 787 już nie ma bo składanie samolotów robi fabryka Boeinga South Carolina), testy ciśnieniowe silników/skrzydlów oraz benefitów dla pracowników (sic!).
Cała “wycieczka po fabryce” to pozostawienie nas w hangarze, w pkt widokowym i tłumaczenie jak działa montowanie samolotów.
Z ciekawostek który mi utkwiło, to ilość produkowanych Boeingów 737 w ciągu miesiąca. W sierpniu, to było 30-31 737 Boeingów w miesiąc a po przemianowaniu hangaru 787 na 737 wzrosłoby do 45 Boeingów a w 2025 do 50.
I tyle by było. Zero fotek, bo strach na “kradzieży patentów” (jakoś się nie przejmują ze posiadają fabrykę w Zhoushan w Chinach lub ze ich samoloty są sprzedawane po całym świecie) albo pokazanie bardziej z bliska jak wygląda montaż.
No nic, mamy jeszcze wejście do wystawy Boeing Future of Flight Aviation Center.
Co okazuje się mega rozczarowaniem.
Wygląda jakby mieli wolną salę i wrzucili tam co zostało lub znalezione z hasjoka.
Jak np. ogon 747-800
Destiny Module Exhibit
Moduł Destiny to szczegółowa, pełnowymiarowa makieta głównego laboratorium badawczego, w którym przeprowadzane są badania amerykańskich ładunków wysyłanych na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS).
Jedynie co ratowało, to wideo room, z historią Królową Powietrza, 747 Jumbo Jet.
Rozczarowani lekko, kierujemy się do knajpy, z krótkim postojem na zdjęcia przy hali Boeinga.
Lokal wybrany przy pomocy, google mapsa i opinni szczególnie pracowników Boeinga, i lądujemy w Zoey's Fried Chicken Sandwiches & Wings.
Wygląda spelunowato, ale porcje dobre, duże i tanie jak na warunki USA.
Tam się dowiadujemy, ze pracownicy planują ogromny strajk. I to bardzo szybko.
Spoiler alert, zaczęli strajkować następnego dnia, i wszystkie wycieczki do Boeinga zostały anulowane. Więc trafiliśmy dosłownie na Last Call.
Jako ze do wieczora sporo czasu zostało, zostawiamy auto i wracamy na Downtown, a szczególnie w okolicach, kolejnego znaku firmowego Seattle, Space Needle.
Seriale i filmy które były nagrywane tu, mają go na tle lub jako logo
Tak jak serial Grey's Anatomy
Lub w filmie z Meg Ryan i Tomasem Hanksem, Sleepless in Seattle/Bezsenność w Seattle
Wieża widokowa zbudowana w 1961 roku, z okazji wystawy światowej EXPO które odbywały się tam.