Pomysł na Uzbekistan pojawił się po mojej samotnej podróży po Omanie w styczniu tego roku. Był to mój pierwszy "orient" i zupełnie przypadł mi do gustu. Z racji, że staram się wybierać kierunki mało turystyczne, Uzbekistan pojawił się na liście następnych podróży. To było zanim LOT otworzył połączenie do Taszkientu. Do jednoosobowej ekipy na spontanie dołączyła moja siostra, dla której była to pierwsza podróż za granicę, nie licząc tej do mnie-do Szwecji ?
W tej relacji przedstawię po kolei każdy dzień, na koniec postaram się podsumować finansowo, gdyż mam całkiem pokaźne informacje ile gdzie wydaliśmy , przedstawię polecajki noclegowe i ciekawe informacje, które być może przydadzą się innym podróżnikom. Pod koniec każdego dnia dorzucę w gratisie parę zdjęć , dla zobrazowania sytuacji.
Od razu wiedziałem, że nie chce zwiedzić tego kraju standardowo czyli Taszkient-Samarkanda -Bukhara-Chiwa . Mieliśmy 10 dni do dyspozycji, a miasta i zabytki lubię oglądać , ale bez zagłębiania się w szczegóły . Wiedziałem że jeden dzień na każde miasto w zupełności wystarczy i zostanie parę dni na coś innego . Tym czymś innym były góry w rejonie Chimgan w zachodnim paśmie Tien Szan .
W skrócie nasza trasa wyglądała następująco: Wylot z Warszawy (ja doleciałem jeszcze z Goteborga) z przesiadka w Monachium liniami Lufthansa oraz Uzbekistan Airways. Taszkent-Bukhara-Samarkanda-Chimgan-Taszkent .
Jeśli chodzi o tytuł, to niestety, ale "udało" mi się złapać jakiegoś wirusa i od Bukhary musiałem tak planować, żeby zawsze gdzieś mieć dostęp do toalety. Nie było to mocno męczące , ale jednak dyskomfort w podróżowaniu lekki był . Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, ba , w Omanie jadałem w naprawdę kiepskich warunkach i wszystko było w porządku. Kiedyś musiała nadejść ta klątwa ?
13.09 Przylot do Taszkent w godzinach wieczornych Po wylądowaniu standardowo kontrola paszportowa bez żadnych ceregieli, dość sprawnie poszło i po około 15 minutach mogliśmy odebrać bagaż . Na lotnisku wymieniliśmy gotówkę na somy (przy okazji udało mi się wymienić rosyjskie ruble, które zostały mi w kieszeni przez odwołane loty do Rosji , a potem ban na ich walutę ) . Kupiliśmy także karty SIM za 100.000 som z pakietem 50gb . Panowie na miejscu instalują kartę oraz sprawdzają czy wszystko działa. Mi nie działało , ale coś tam poklikał w ustawieniach i włala, internet śmiga . Po wyjściu z lotniska horda taksówkarzy walczyła dzielnie o każdego klienta. Nie do końca ogarnąłem aplikacje Yandex więc wyciągnęliśmy jednego z szeregu i zawiózł nas po twardych negocjacjach za 50.000 (na apce kosztowałoby to nas około 25.000 czyli jakieś 7 zł ) Nocleg w hostelu Topchan , który polecam . Tanio, przyjaźnie , czysto , śniadanie powiedzmy że okej ? jeszcze tego samego wieczoru wyszliśmy do pobliskiego pubu Taszkent Tavern w celu spożycia alkoholu i trochę jedzenia . Było karaoke i ogólnie wesoła atmosfera . Totalnie nie mielismy pomysłu na stolicę , ale pasowało nam zostać cały dzień, gdyż lot do Bukhary mieliśmy 15.09 . Stwierdziliśmy, że zobaczymy główne punkty miasta i pochodzimy bez celu. Rano zaczęliśmy zwiedzanie od przejechania się metrem (niebieska linia) . Kupuje się bilet za 2000 som (przepiękne są te ceny ) przechodzi przez bramki , a następnie wsiada do metra, wysiada na następnym , robi się zdjęcia, wsiada , wysiada na następnym...itd. stacje metra są bardzo piękne , ale najbardziej urzekła mnie kosmonavtlar (astronomia to moje hobby , także tego .. ) . Kolejny punkt wycieczki to lokalny bazar w Chorsu . Warto tu wejść i poczuć ten zapach mięsa, przypraw i potu ? obok bazaru (budynku) jest jeszcze bazar na świeżym powietrzu, gdzie sprzedają się różnego rodzaju wszystko i nic . Ja kupiłem tam klapki, bo brakowało mi ich w moim szpeju , Pan mówił że są "swobodne mister, swobodne " i tak stałem się posiadaczem pięknych najek za 12 zł . Były tak swobodne, że pod koniec dnia miałem pęcherze i wylądowały w koszu .. Udaliśmy się także do City park , gdzie częściowo już powstały i dobudowuje się kolejne drapacze chmur. Taka trochę dzielnica biznesowa. Wieczorem odbyły się tam pokazy fontan, wyglądało to zjawiskowo. Idąc dalej przed siebie trafiliśmy na Islamic Civilization Center, który jest jeszcze w trakcie budowy. Przepotężna budowla! Niedaleko jest jadłodajnia o nazwie Karasaray Lagman, gdzie za około 40.000 dostaje się ogromną porcje jedzenia. Smacznie , tanio i przytulnie -polecam. Wróciliśmy do hostelu żeby się trochę ogarnąć , odpocząć i wyszliśmy ponownie pod wieczór do Magic City, taki trochę Disneyland w ubogiej wersji, ale bardzo piękny. Ogólnie w samym Taszkent zrobiliśmy "z buta" 21 km, dodatkowo były podróże metrem , yandexem i autobusem . Aplikacja Yandex Go przydatna do taxi, natomiast Yandex Maps pokazuje również opcje komunikacji typu metro, autobusy itd.
Późnym wieczorem wróciliśmy do Hostelu, pakowanko i wylot z rana o 6 Linią Uzbekistan Airways do Bukhary (20 dolarów ) . Chcieliśmy zaoszczędzić na czasie , dlatego taka opcja , zamiast pociągu.
Ps. Nie wiem jak dodawać załączniki , żeby były chronologicznie Ps.2 będę dodawać każdy dzień jako osobny post ?Nie chce edytować już pierwszego postu więc dopisze krótką informację . W Taszkencie na sam koniec zatrzymaliśmy się w przydworcowej budce z hot dogami na wypasie . W cenie 30.000 som otrzymaliśmy ogromne porcje do zjedzenia z różnymi dodatkami. Podejrzewam , że to mnie zatruło i już do końca podróży trzymało . Nie chce złowróżyć, ale warto czytać opinie na google chociażby , dużo knajp ma nieciekawe opinie odnośnie warunków sanitarnych ?
15-17.09 Bukhara i Samarkanda
Rano udaliśmy się samolotem prosto do Bukhary. Po około 40 minutach lotu już o 7 rano mogliśmy się witać z nowym klimatem. Taszkent nie pokazał się z tej orientalnej strony, więc bardzo byłem ciekawy pierwszego wrażenia . Umówiliśmy się z guesthousem, że przyjedziemy do nich bezpośrednio z lotniska, zostawimy bagaże i od razu idziemy w miasto na lekko . Po wyjściu z lotniska oczywiście kierowcy rzucają się na pasażerów , ale ja mądry , już umiejący obsługiwać aplikacje Yandex, złapałem kurs za 15.000 som. Przywitaliśmy się z gospodarzami (Khan Rooms za 12$ rezerwowany na booking, polecam, rodzina bardzo sympatyczna, pomocną, porozumiewają się w miarę po angielsku ) zostawiliśmy bagaże i uciekliśmy na Old Town . Również w Bukharze nie mieliśmy ścisłego planu , tylko po prostu zatopiliśmy się w mieście, tam co rusz wyrastają ciekawe budowle, minarety itp. Zaczęliśmy od zwiedzenia Chor Minor, który był najbliżej naszego noclegu. Zrobiło na mnie duże wrażenie, ale tylko dlatego, że nie wiedziałem co czeka mnie później ? można wejść na górę wieży, ale widok nie jest spektakularny, więc nie warto płacić , pomimo, że to parę złotych . Jak się później okaże, dużo atrakcji kosztuje parę złotych, a sumarycznie zbiera się z tego duża kwota. Następnie udaliśmy się do restauracji, żeby coś zjeść . Wybraliśmy Labi Hovuz, ponieważ jako jedyna w okolicy była czynna ? jedzenie było pyszne i za obiad dla dwóch osób, plus kawa i ciasto zapłaciliśmy około 130.000 som . Bardzo przytulne miejsce wśród stawu, zieleni i muzeum Nadir Divan Begi Khanaka. Po uroczystym posiłku skierowaliśmy się dalej w centrum starego miasta . Generalnie co rusz wyrastają jakieś madresy i meczety, nie sposób tego ogarnąć jeśli nie ma się jakiegokolwiek planu czy przewodnika . Ale nam wystarczyło po prostu spacerowanie pośród tego wszystkiego. Uważam, że to dobry plan nie mieć planu, po prostu iść przed siebie i żyć chwilą w tak pięknym miejscu . Jedyny minus dla mnie , to wszechobecne targowiska. O ile te, które oferują rękodzieła jeszcze do mnie przemawiają, tak stoiska z gadżetami kupionymi na aliexpressach czy innych sheinach już psują mi widok. Ale taki już jestem ?
Polecam wejście do Kalan Mosque, jest płatne , na miejscu dają też szaty do zakrycia dla kobiet , jak i dla mężczyzn (kolana trzeba mieć zakryte ) . To miejsce odwiedziliśmy za dnia, jak i wieczorem , żeby zobaczyć jak wszystko jest ładnie podświetlone .
Po wszystkim udaliśmy się na panoramę Ark, z góry jest piękny widok na stare miasto . Wejście jest płatne , 40.000 som. W każdym praktycznie miejscu oferują za dodatkową opłatą przewodnika. My natomiast woleliśmy indywidualne zwiedzanie oczami bez dodatkowych informacji. Zwykle, jeśli coś mnie zainteresuje, zagłębiam się w czeluściach internetu, żeby skompletować wiedzę teoretyczną ?
Po dość intensywnym zwiedzaniu stolicy , odezwała się moja stara kontuzja pleców . Zacząłem mieć obawy co do wyjazdu w góry, więc zacząłem się oszczędzać. Więcej przerw, mniej kroków (mimo wszystko nie schodziliśmy poniżej 25 tysięcy dziennie ) . Postanowiliśmy wrócić do naszego domku, odświeżyć się, a po drodze coś zjeść. I naszym oczom ukazała się ONA - restauracja, która z początku wyglądała jak hotel, czy dziedziniec hotelowy. Miły pan z obsługi poinformował nas, że możemy tutaj zjeść , ale niestety nie ma sali, tylko dostaniemy prywatną kabinę. Podejrzewam, że siostra miała zbyt wyzywający strój czyt. Nie miała zakrytych ramion i włosów . Kiedy zostaliśmy wprowadzeni do kabiny , złapałem się za głowę. Wyglądało tam tak, jakby samo wejście miało kosztować 100 $. Jakie było moje zdziwienie , kiedy dostaliśmy kartę dań, ceny owszem , wyższe niż gdzie indziej, ale wciąż TANIO . Za pyszny obiad dla dwóch osób, 4 piwerka w ultraluksusowych warunkach zapłaciliśmy 200.000 som czyli 30 zł za osobę ! To było piękne przeżycie, zwłaszcza, że ja nie jadam w takich miejscach, bo po prostu nie pasuje do tego ? miejsce nazywa się Marakand.
Po powrocie do noclegowni po raz pierwszy odezwały się problemy brzuszne i mocno spuściłem z tonu . Jak wcześniej wspomniałem , nigdy mi się to nie zdarzyło , więc nie wiedziałem jak to będzie wyglądać w kolejnych dniach . W pewnym momencie po prostu odechciało mi się tej podróży , nagle byłem zmęczony wszystkich, zacząłem tęsknić za domem itd. ale tyle było jeszcze przed nami ! Nie mogłem się poddać, więc starałem się po prostu słuchać swojego organizmu i pilnować dostępu do toalety ? kiedy poczułem , że jest okej , wyruszyliśmy spowrotem na stare miasto na zachód słońca, pospacerować i podziwiać pięknie oświetlone zabytkowe świątynie .
Następnego dnia mieliśmy do dyspozycji cały dzień, bo pod wieczór mieliśmy mieć pociąg do Samarkandy. Ale już wiedziałem, że ten jeden dzień to za długo, bo zobaczyliśmy wszystko co chcieliśmy i byliśmy przesyceni . Pojechaliśmy więc zwiedzić pałac Sitori. Wejście kosztuje 40.000 . Pałac był rezydencja Timura, teraz działa tam muzeum . Ma bardzo bogate wnętrza i warto go odwiedzić .
Zmieniłem na ostatnią chwilę pociąg na wcześniejszy. Początkowo plan uwzględniał przejechanie się Plackartą, ale po zmianie godziny wyjazdu Wsiedlismy do "pendolino" i w ten sposób szybciej trafiliśmy do Samarkandy. Dodam, że dworzec w Bukharze znajduje się na wschód poza miastem, więc warto mieć to na uwadze planując podróż . Miły Pan o imieniu Shuxrat zawiózł nas za 24.000 som . Po drodze pokazał nam swoje dwa domy, bo jak mówił, posiada dwie żony . Jeden dom otrzymał od ś.p prezydenta Karimova za zdobycie medalu w boksie . Niestety mój rosyjski nie pozwolił zrozumieć w pełni jaka to była impreza, ale ja mu wierzę ? Zatrzymaliśmy się w Guest Hous B&B Bahodir , cena 25$ za pokój z prywatną łazienką (dla mnie już miało to wielkie znaczenie ?) , prowadzony przez rodzinę z dzieciakami, które aktywnie uczestniczyły w ugaszczaniu. śniadanie w cenie, warunki mega. Guesthouse posiada dziedziniec z drzewami, gdzie można po prostu odsapnac , zjeść śniadanie itd. Plac Registan jest jakieś 4 minuty spacerkiem , więc ruszyliśmy prosto przed siebie, żeby zdążyć na pokaz iluminacji o godzinie 21. Wejście na plac płatne, z tego co widziałem to ciągle ceny rosną. My płaciliśmy 60.000 za osobę i zdecydowanie polecam wieczorem. Po pierwsze, iluminacje z bliska robią większe wrażenie , po drugie jest zdecydowanie mniej turystów (choć i tak ilość turystów jest niska JESZCZE ) . Zdecydowanie łatwiej robi się zdjęcia, gdy nie masz przed sobą tysiąca innych gapiów . To trochę paradoks, bo sam jestem turystą, ale nie lubię tłumów turystów i pewnie znajdą się tutaj osoby, które myślą podobnie jak ja. Z tego co zauważyłem, dużo osób zbiera się wieczorem przed pałacem na schodach i tym samym podziwia spektakl za darmo ?
Następnego dnia, z samego rana pojechaliśmy na cmentarz Shah-i-Zinda Shohi-Zinda, który uważam za must see zaraz po placu Registan . Na cmentarzu znajdują się wielkie grobowce królów i kuzyna proroka Mahometa. Wejście płatne 40.000 som , jest opcja wzięcia przewodnika . Trafiliśmy niestety na pik zwiedzających i było momentami tłoczno, ale wciąż uważam , że ilość turystów była mała w porównaniu do innych krajów, w których bywałem .
Zahaczyliśmy także o bazar Siyob Bozor. Szliśmy trochę bocznymi drogami, żeby poznać też miasto inne, z dala od turystycznych uliczek i szlakow. Przy okazji zobaczyliśmy trochę życia codziennego miejscowych . Na bazarze daliśmy się ponieść orientalnej magii i zakupiliśmy po twardych negocjacjach parę przypraw .( Tak naprawdę to po prostu pytaliśmy pana co to jest, a on tylko pakował kolejne woreczki ?)
Reszta dnia wyglądała podobnie jak w Bukharze, czyli zatopienie się w mieście. Nie trzeba mieć żadnej mapy, bo na każdym rogu jest coś, co warto zobaczyć . Nam zależało głównie na placu i cmentarzu, a resztę "przy okazji". I tak jak myślałem jeszcze przed wylotem, wiedziałem, że jeden dzień w zupełności wystarczy na każde z tych miast . Powoli czuliśmy przesyt i zaczęliśmy być myślami w górach ...
Pod wieczór udaliśmy się do hostelu, żeby odebrać bagaż. Dzieciaki dostały od siostry worek polskich cukierków, ciepło się pożegnaliśmy i udaliśmy się przed plac, żeby ostatni raz podziwiać pokaż, który standardowo zaczął się o 21. Zamówiłem taxi , która zawiozła nas na dworzec za jedyne 22.000. plan był taki, że jedziemy nocnym pociągiem do Taszkent , a stamtąd w jak najtańszy sposób musimy się dostać w okolice Chimgan. Ale o tym w następnym rozdziale ...18.09 Chimgan i jezioro Charvak
Na dworzec w Samarkandzie przyjechaliśmy dość szybko, bo prawie 3 godziny przed odjazdem pociągu. Nie chcieliśmy po prostu z całym Majdanem drałować przez miasto, więc woleliśmy na spokojnie zrobić sobie bazę w poczekalni, trochę odpocząć przed trasą, bo w końcu nie mieliśmy tej nocy noclegu, tyle co w pociągu 4 godzinki . Bilety na trasę Samarkanda -Taszkent kupiłem parę tygodni przed podróżą, wykupiłem sleeper coupe , ot taki luksus za niewiele ponad 50 zł . Dwa miejsca leżące, komplet pościeli (samemu trzeba założyć ) , gniazdko do ładowania no i wrzątek do herbaty czy co tam człowiek sobie wymyśli ? Dość sprawnie zapakowaliśmy się do wagonu, przyszykowaliśmy łoża i poszliśmy spać. Zmęczenie mocno się objawiło nad ranem, kiedy nawet nie słyszałem budzika. Na szczęście siostra stała na straży i dobudziła mnie 10 minut przed dotarciem do stolicy . Mój plan na dalszą trasę wyglądał następująco: Wsiadamy w autobus miejski, żeby dostać się pod stacje metra. Wsiadamy w metro i jedziemy na ostatnią stacje Buyuk Ipak Yuli, skąd według mojej wiedzy odjeżdżają marszrutki do Gazalkent. Nie wiedziałem czego się spodziewać, na zegarku godzina 5 rano, więc lekko pesymistycznie ruszamy przed siebie . Po wyjściu z metra, pytam pani babci gdzie znajdę marszrutke do Gazalkent. Daleko nie musiałem szukać, bo dosłownie 10 metrów od niej stała ona, piękna biała z karteczką "Газалкент" . Na pytanie za ile dziengów możemy umilić panu podróż, usłyszałem magiczne 13.000 od osoby. Że co ? Przecież to 5 zł .. bez mrugnięcia okiem pakujemy się do środka, mamy szczęście, że jesteśmy pierwszymi pasażerami, bo możemy wybrać swoje miejsca. Wiadomo, że komfort jazdy nie jest najwyższych lotów, ale i tak mieliśmy w planie spać ? przy okazji, byliśmy mocno namawiani przez prywatnego kierowcę na kurs do Gazalkent jego samochodem, luksusowym samochodem , luksusowym samochodem na gaz ! I nie pamiętam jeszcze czym chciał nas przekupić, ale jego cena 200.000 utrzymała nas w przekonaniu, żeby jednak pojechać z innymi ludźmi, w trochę gorszym komforcie. Nie pamiętam nic z jazdy, bo zasnąłem od razu po starcie i obudziłem się już po dojechaniu na miejsce. Ale, ale... To nie koniec naszej trasy. Ciężko było znaleźć jakkolwiek informacje dotyczące transportu w rejon Chimgan , ale widziałem na mapie, że w tym kierunku jedzie pociąg podmiejski . Ruszyliśmy więc na "dworzec" czyli po prostu peron i czekaliśmy ... Pojawiły się pierwsze osoby, więc była szansa na to, że faktycznie coś będzie jechać. Ale wszyscy kierowali się w odwrotnym kierunku niż my, czyli do Taszkent . Bez jaj no.. ja tam już nie chce jechać ! Z pomocą translatora, języka migowego i polskiego rosyjskiego dowiedzieliśmy się, że elektriczka jedzie, mało tego, zaraz tutaj będzie ! I wtedy sposób uda nam się dostać w okolice Hojikent, a stamtąd to już rzut beretem do Chimgan ?. Niestety. To było zbyt piękne , żeby było prawdziwe . Nie wiadomo skąd, ale przyszła informacja, że elektriczka nie przyjedzie. Ani do Taszkent, ani do Hojikent. Jakaś awaria, jakieś roboty i możemy zapomnieć o transporcie . Wszyscy udali się pod miejsce skąd ruszają marszrutki do stolicy, nam natomiast polecili szukać taxi, bo inaczej się nie da . Było oczywiste, że wcale nie musieliśmy szukać taxi, bo nie z gruchy nie z pietruchy wyrósł z ulicy "mister" . Gdy usłyszałem wolanie "mister, mister " wiedziałem, że będą mnie czekały twarde negocjacje. Ale starszy Pan był bardzo miły, i było widać jak bardzo chce nam pomóc. Bez zbędnego gadania zgodził się nas zawieźć już do miejsca , w którym mamy nocleg za 120 tys. Dużo, natomiast wciąż mniej niż chcieli od nas za trasę Taszkent -Chimgan czyli około 300.000 . Pan Mister to były nauczyciel biologii , który jest teraz na emeryturze . Opowiedział trochę o swoim życiu, jak chodził po górach i badał wszystko . Dostaliśmy od niego orzechy na nasze wyprawy, pokazał po drodze główne punkty typu wyciąg krzesełkowy, duży Chimgan i wiele wiele innych gór, których nie sposób zapamiętać.
Na miejsce dotarliśmy około godziny 12 , więc uważam to za dobry czas, patrząc na tą skomplikowaną trasę . Zatrzymaliśmy się, rezerwując wstępnie 2 noce w Apachi Guesthous. Generalnie mocno byliśmy ograniczeni w tym rejonie, ze względu na ceny noclegów . Średnio 120$ za noc skutecznie odstrasza, jeśli chce się podróżować budżetowo . Ten był najtańszy, około 32$ za noc ,okazał się być super baza wypadową, ale byłem nieświadomy, jak ciężko będzie transportować się do okolicznych atrakcji . Przy okazji dowiedziałem się, że potrzebujemy pozwoleń , żeby móc prowadzić jakąkolwiek działalność w rejonie przygranicznym czy to z Kazachstanem, czy Kirgistanem. Nie do końca było to dla mnie zrozumiałe, ponieważ czytałem dużo na ten temat i nie było nic takiego poruszane . Wiedziałem tylko, że będziemy musieli zapłacić mały haracz za wstęp w rejonie Parku Ugam-Chatkal i tyle.. Ale stwierdziłem, że będziemy i tym myśleć później. Zachęceni przez gospodarza do spacerku , poszliśmy 6 kilometrów w dół nad jezioro Charvak. Nad samym jeziorem jest sporo resortów, raczej z tych bardziej droższych niż tańszych . Pierwsze co zauważyliśmy podczas tego długiego spaceru, to absolutny brak ludzi , z wyjątkiem pojedynczych osób, zapewne mieszkańców . Niby spoko, niby nie, bo to oznacza że wszystko jest zamknięte, a ceny będą dostosowane do jedynych turystów w okolicy, czyli nas ? Między wioską Chimgan (w miejscu w którym mieliśmy nocleg ) a jeziorem, jest około 400 metrów przewyższenia . Spacerek w dół nie stanowił więc większego problemu. W niecałą godzinę dotarliśmy na miejsce, najpierw na punkt widokowy , którego rozpościera się przepiękny widok na jezioro i okoliczne szczyty. Następnie udaliśmy się na plażę ścieżka, która wyglądała na dziką. Dzika natomiast ona nie była, bo w połowie drogi spotkaliśmy ochroniarza, który zbierał pieniążki za przejście . Nie wiem na ile było to legalne, ale 6 zł wolałem zapłacić , bo co najmniej dziwnie ten pan wyglądał ?
Jezioro jak i otoczenie samo w sobie jest przepiękne. Plaża niestety już taka nie była, dużo kamieni, brudu i generalnie wyglądało, jakby skończył się sezon i ludzie zapomnieli o tym miejscu . Zrobiliśmy sobie taki Chillout, że obydwoje zasnęliśmy na pełnym słońcu na około półtorej godziny. Ta bloga cisza i spokój skutecznie nas ululała ☺️ ale na ten dzień taki był właściwie plan, totalny relaks i odpoczynek przed wyprawą w góry . Pospacerowalismy w okolicy resortu Piramidy, cały teren był opustoszały, co zdziwiło mnie bardzo, bo przecież wciąż pogoda zachęcała do wypoczynku nad jeziorem . Cena za nocleg w tym resorcie to 120$ w górę , gdybym chciał skorzystać w tym samym dniu. No nie chciałem .. ? więc zaczęliśmy powoli kierować się w stronę noclegu.
Nasz gospodarz ostrzegł nas, żebyśmy zjedli gdzieś, gdziekolwiek, ponieważ on przez dwa dni nie będzie miał możliwości gotowania. Z racji, że nie wiele mieliśmy możliwości wyboru padł na jedyną otwarta restauracje w tej okolicy. Prosta jadłodajnia z grillem, zostaliśmy poczęstowani pysznym Plovem i piwerkiem. Droga powrotna pod górę nie była mocno atrakcyjna na koniec dnia, więc zamówiłem yandexa o po paru minutach jazdy mogliśmy się cieszyć wygodnym łóżkiem.
Na kolejny dzień zaplanowaliśmy trekking do Golkam Kanion i okolice ..
@Semateusz - świetna relacja i super się czyta ale potem trudno dopasować zdjęcia do miejsc, które opisujesz. Jak możesz dodaj trochę opisu pod zdjęciami czego dotyczą konkretnie (dla tych co podążą Twoim śladem) lub spróbuj je umieścić w tekście bezpośrednio pod opisem sytuacyjnym
W tej relacji przedstawię po kolei każdy dzień, na koniec postaram się podsumować finansowo, gdyż mam całkiem pokaźne informacje ile gdzie wydaliśmy , przedstawię polecajki noclegowe i ciekawe informacje, które być może przydadzą się innym podróżnikom.
Pod koniec każdego dnia dorzucę w gratisie parę zdjęć , dla zobrazowania sytuacji.
Od razu wiedziałem, że nie chce zwiedzić tego kraju standardowo czyli Taszkient-Samarkanda -Bukhara-Chiwa . Mieliśmy 10 dni do dyspozycji, a miasta i zabytki lubię oglądać , ale bez zagłębiania się w szczegóły . Wiedziałem że jeden dzień na każde miasto w zupełności wystarczy i zostanie parę dni na coś innego . Tym czymś innym były góry w rejonie Chimgan w zachodnim paśmie Tien Szan .
W skrócie nasza trasa wyglądała następująco:
Wylot z Warszawy (ja doleciałem jeszcze z Goteborga) z przesiadka w Monachium liniami Lufthansa oraz Uzbekistan Airways.
Taszkent-Bukhara-Samarkanda-Chimgan-Taszkent .
Jeśli chodzi o tytuł, to niestety, ale "udało" mi się złapać jakiegoś wirusa i od Bukhary musiałem tak planować, żeby zawsze gdzieś mieć dostęp do toalety. Nie było to mocno męczące , ale jednak dyskomfort w podróżowaniu lekki był . Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, ba , w Omanie jadałem w naprawdę kiepskich warunkach i wszystko było w porządku. Kiedyś musiała nadejść ta klątwa ?
13.09 Przylot do Taszkent w godzinach wieczornych
Po wylądowaniu standardowo kontrola paszportowa bez żadnych ceregieli, dość sprawnie poszło i po około 15 minutach mogliśmy odebrać bagaż . Na lotnisku wymieniliśmy gotówkę na somy (przy okazji udało mi się wymienić rosyjskie ruble, które zostały mi w kieszeni przez odwołane loty do Rosji , a potem ban na ich walutę ) . Kupiliśmy także karty SIM za 100.000 som z pakietem 50gb . Panowie na miejscu instalują kartę oraz sprawdzają czy wszystko działa. Mi nie działało , ale coś tam poklikał w ustawieniach i włala, internet śmiga .
Po wyjściu z lotniska horda taksówkarzy walczyła dzielnie o każdego klienta. Nie do końca ogarnąłem aplikacje Yandex więc wyciągnęliśmy jednego z szeregu i zawiózł nas po twardych negocjacjach za 50.000 (na apce kosztowałoby to nas około 25.000 czyli jakieś 7 zł )
Nocleg w hostelu Topchan , który polecam . Tanio, przyjaźnie , czysto , śniadanie powiedzmy że okej ? jeszcze tego samego wieczoru wyszliśmy do pobliskiego pubu Taszkent Tavern w celu spożycia alkoholu i trochę jedzenia . Było karaoke i ogólnie wesoła atmosfera .
Totalnie nie mielismy pomysłu na stolicę , ale pasowało nam zostać cały dzień, gdyż lot do Bukhary mieliśmy 15.09 . Stwierdziliśmy, że zobaczymy główne punkty miasta i pochodzimy bez celu.
Rano zaczęliśmy zwiedzanie od przejechania się metrem (niebieska linia) . Kupuje się bilet za 2000 som (przepiękne są te ceny ) przechodzi przez bramki , a następnie wsiada do metra, wysiada na następnym , robi się zdjęcia, wsiada , wysiada na następnym...itd. stacje metra są bardzo piękne , ale najbardziej urzekła mnie kosmonavtlar (astronomia to moje hobby , także tego .. ) .
Kolejny punkt wycieczki to lokalny bazar w Chorsu . Warto tu wejść i poczuć ten zapach mięsa, przypraw i potu ? obok bazaru (budynku) jest jeszcze bazar na świeżym powietrzu, gdzie sprzedają się różnego rodzaju wszystko i nic . Ja kupiłem tam klapki, bo brakowało mi ich w moim szpeju , Pan mówił że są "swobodne mister, swobodne " i tak stałem się posiadaczem pięknych najek za 12 zł . Były tak swobodne, że pod koniec dnia miałem pęcherze i wylądowały w koszu ..
Udaliśmy się także do City park , gdzie częściowo już powstały i dobudowuje się kolejne drapacze chmur. Taka trochę dzielnica biznesowa. Wieczorem odbyły się tam pokazy fontan, wyglądało to zjawiskowo.
Idąc dalej przed siebie trafiliśmy na Islamic Civilization Center, który jest jeszcze w trakcie budowy. Przepotężna budowla! Niedaleko jest jadłodajnia o nazwie Karasaray Lagman, gdzie za około 40.000 dostaje się ogromną porcje jedzenia. Smacznie , tanio i przytulnie -polecam.
Wróciliśmy do hostelu żeby się trochę ogarnąć , odpocząć i wyszliśmy ponownie pod wieczór do Magic City, taki trochę Disneyland w ubogiej wersji, ale bardzo piękny.
Ogólnie w samym Taszkent zrobiliśmy "z buta" 21 km, dodatkowo były podróże metrem , yandexem i autobusem .
Aplikacja Yandex Go przydatna do taxi, natomiast Yandex Maps pokazuje również opcje komunikacji typu metro, autobusy itd.
Późnym wieczorem wróciliśmy do Hostelu, pakowanko i wylot z rana o 6 Linią Uzbekistan Airways do Bukhary (20 dolarów ) . Chcieliśmy zaoszczędzić na czasie , dlatego taka opcja , zamiast pociągu.
Ps. Nie wiem jak dodawać załączniki , żeby były chronologicznie
Ps.2 będę dodawać każdy dzień jako osobny post ?Nie chce edytować już pierwszego postu więc dopisze krótką informację . W Taszkencie na sam koniec zatrzymaliśmy się w przydworcowej budce z hot dogami na wypasie . W cenie 30.000 som otrzymaliśmy ogromne porcje do zjedzenia z różnymi dodatkami. Podejrzewam , że to mnie zatruło i już do końca podróży trzymało . Nie chce złowróżyć, ale warto czytać opinie na google chociażby , dużo knajp ma nieciekawe opinie odnośnie warunków sanitarnych ?
15-17.09 Bukhara i Samarkanda
Rano udaliśmy się samolotem prosto do Bukhary. Po około 40 minutach lotu już o 7 rano mogliśmy się witać z nowym klimatem. Taszkent nie pokazał się z tej orientalnej strony, więc bardzo byłem ciekawy pierwszego wrażenia . Umówiliśmy się z guesthousem, że przyjedziemy do nich bezpośrednio z lotniska, zostawimy bagaże i od razu idziemy w miasto na lekko . Po wyjściu z lotniska oczywiście kierowcy rzucają się na pasażerów , ale ja mądry , już umiejący obsługiwać aplikacje Yandex, złapałem kurs za 15.000 som. Przywitaliśmy się z gospodarzami (Khan Rooms za 12$ rezerwowany na booking, polecam, rodzina bardzo sympatyczna, pomocną, porozumiewają się w miarę po angielsku ) zostawiliśmy bagaże i uciekliśmy na Old Town .
Również w Bukharze nie mieliśmy ścisłego planu , tylko po prostu zatopiliśmy się w mieście, tam co rusz wyrastają ciekawe budowle, minarety itp.
Zaczęliśmy od zwiedzenia Chor Minor, który był najbliżej naszego noclegu. Zrobiło na mnie duże wrażenie, ale tylko dlatego, że nie wiedziałem co czeka mnie później ? można wejść na górę wieży, ale widok nie jest spektakularny, więc nie warto płacić , pomimo, że to parę złotych . Jak się później okaże, dużo atrakcji kosztuje parę złotych, a sumarycznie zbiera się z tego duża kwota.
Następnie udaliśmy się do restauracji, żeby coś zjeść . Wybraliśmy Labi Hovuz, ponieważ jako jedyna w okolicy była czynna ? jedzenie było pyszne i za obiad dla dwóch osób, plus kawa i ciasto zapłaciliśmy około 130.000 som . Bardzo przytulne miejsce wśród stawu, zieleni i muzeum Nadir Divan Begi Khanaka.
Po uroczystym posiłku skierowaliśmy się dalej w centrum starego miasta . Generalnie co rusz wyrastają jakieś madresy i meczety, nie sposób tego ogarnąć jeśli nie ma się jakiegokolwiek planu czy przewodnika . Ale nam wystarczyło po prostu spacerowanie pośród tego wszystkiego. Uważam, że to dobry plan nie mieć planu, po prostu iść przed siebie i żyć chwilą w tak pięknym miejscu . Jedyny minus dla mnie , to wszechobecne targowiska. O ile te, które oferują rękodzieła jeszcze do mnie przemawiają, tak stoiska z gadżetami kupionymi na aliexpressach czy innych sheinach już psują mi widok. Ale taki już jestem ?
Polecam wejście do Kalan Mosque, jest płatne , na miejscu dają też szaty do zakrycia dla kobiet , jak i dla mężczyzn (kolana trzeba mieć zakryte ) . To miejsce odwiedziliśmy za dnia, jak i wieczorem , żeby zobaczyć jak wszystko jest ładnie podświetlone .
Po wszystkim udaliśmy się na panoramę Ark, z góry jest piękny widok na stare miasto . Wejście jest płatne , 40.000 som. W każdym praktycznie miejscu oferują za dodatkową opłatą przewodnika. My natomiast woleliśmy indywidualne zwiedzanie oczami bez dodatkowych informacji. Zwykle, jeśli coś mnie zainteresuje, zagłębiam się w czeluściach internetu, żeby skompletować wiedzę teoretyczną ?
Po dość intensywnym zwiedzaniu stolicy , odezwała się moja stara kontuzja pleców . Zacząłem mieć obawy co do wyjazdu w góry, więc zacząłem się oszczędzać. Więcej przerw, mniej kroków (mimo wszystko nie schodziliśmy poniżej 25 tysięcy dziennie ) . Postanowiliśmy wrócić do naszego domku, odświeżyć się, a po drodze coś zjeść. I naszym oczom ukazała się ONA - restauracja, która z początku wyglądała jak hotel, czy dziedziniec hotelowy.
Miły pan z obsługi poinformował nas, że możemy tutaj zjeść , ale niestety nie ma sali, tylko dostaniemy prywatną kabinę. Podejrzewam, że siostra miała zbyt wyzywający strój czyt. Nie miała zakrytych ramion i włosów .
Kiedy zostaliśmy wprowadzeni do kabiny , złapałem się za głowę. Wyglądało tam tak, jakby samo wejście miało kosztować 100 $. Jakie było moje zdziwienie , kiedy dostaliśmy kartę dań, ceny owszem , wyższe niż gdzie indziej, ale wciąż TANIO .
Za pyszny obiad dla dwóch osób, 4 piwerka w ultraluksusowych warunkach zapłaciliśmy 200.000 som czyli 30 zł za osobę ! To było piękne przeżycie, zwłaszcza, że ja nie jadam w takich miejscach, bo po prostu nie pasuje do tego ? miejsce nazywa się Marakand.
Po powrocie do noclegowni po raz pierwszy odezwały się problemy brzuszne i mocno spuściłem z tonu . Jak wcześniej wspomniałem , nigdy mi się to nie zdarzyło , więc nie wiedziałem jak to będzie wyglądać w kolejnych dniach . W pewnym momencie po prostu odechciało mi się tej podróży , nagle byłem zmęczony wszystkich, zacząłem tęsknić za domem itd. ale tyle było jeszcze przed nami ! Nie mogłem się poddać, więc starałem się po prostu słuchać swojego organizmu i pilnować dostępu do toalety ? kiedy poczułem , że jest okej , wyruszyliśmy spowrotem na stare miasto na zachód słońca, pospacerować i podziwiać pięknie oświetlone zabytkowe świątynie .
Następnego dnia mieliśmy do dyspozycji cały dzień, bo pod wieczór mieliśmy mieć pociąg do Samarkandy. Ale już wiedziałem, że ten jeden dzień to za długo, bo zobaczyliśmy wszystko co chcieliśmy i byliśmy przesyceni . Pojechaliśmy więc zwiedzić pałac Sitori. Wejście kosztuje 40.000 . Pałac był rezydencja Timura, teraz działa tam muzeum . Ma bardzo bogate wnętrza i warto go odwiedzić .
Zmieniłem na ostatnią chwilę pociąg na wcześniejszy. Początkowo plan uwzględniał przejechanie się Plackartą, ale po zmianie godziny wyjazdu
Wsiedlismy do "pendolino" i w ten sposób szybciej trafiliśmy do Samarkandy. Dodam, że dworzec w Bukharze znajduje się na wschód poza miastem, więc warto mieć to na uwadze planując podróż . Miły Pan o imieniu Shuxrat zawiózł nas za 24.000 som . Po drodze pokazał nam swoje dwa domy, bo jak mówił, posiada dwie żony . Jeden dom otrzymał od ś.p prezydenta Karimova za zdobycie medalu w boksie . Niestety mój rosyjski nie pozwolił zrozumieć w pełni jaka to była impreza, ale ja mu wierzę ?
Zatrzymaliśmy się w Guest Hous B&B Bahodir , cena 25$ za pokój z prywatną łazienką (dla mnie już miało to wielkie znaczenie ?) , prowadzony przez rodzinę z dzieciakami, które aktywnie uczestniczyły w ugaszczaniu. śniadanie w cenie, warunki mega. Guesthouse posiada dziedziniec z drzewami, gdzie można po prostu odsapnac , zjeść śniadanie itd. Plac Registan jest jakieś 4 minuty spacerkiem , więc ruszyliśmy prosto przed siebie, żeby zdążyć na pokaz iluminacji o godzinie 21. Wejście na plac płatne, z tego co widziałem to ciągle ceny rosną. My płaciliśmy 60.000 za osobę i zdecydowanie polecam wieczorem. Po pierwsze, iluminacje z bliska robią większe wrażenie , po drugie jest zdecydowanie mniej turystów (choć i tak ilość turystów jest niska JESZCZE ) . Zdecydowanie łatwiej robi się zdjęcia, gdy nie masz przed sobą tysiąca innych gapiów . To trochę paradoks, bo sam jestem turystą, ale nie lubię tłumów turystów i pewnie znajdą się tutaj osoby, które myślą podobnie jak ja. Z tego co zauważyłem, dużo osób zbiera się wieczorem przed pałacem na schodach i tym samym podziwia spektakl za darmo ?
Następnego dnia, z samego rana pojechaliśmy na cmentarz Shah-i-Zinda
Shohi-Zinda, który uważam za must see zaraz po placu Registan . Na cmentarzu znajdują się wielkie grobowce królów i kuzyna proroka Mahometa. Wejście płatne 40.000 som , jest opcja wzięcia przewodnika .
Trafiliśmy niestety na pik zwiedzających i było momentami tłoczno, ale wciąż uważam , że ilość turystów była mała w porównaniu do innych krajów, w których bywałem .
Zahaczyliśmy także o bazar Siyob Bozor. Szliśmy trochę bocznymi drogami, żeby poznać też miasto inne, z dala od turystycznych uliczek i szlakow. Przy okazji zobaczyliśmy trochę życia codziennego miejscowych .
Na bazarze daliśmy się ponieść orientalnej magii i zakupiliśmy po twardych negocjacjach parę przypraw .( Tak naprawdę to po prostu pytaliśmy pana co to jest, a on tylko pakował kolejne woreczki ?)
Reszta dnia wyglądała podobnie jak w Bukharze, czyli zatopienie się w mieście. Nie trzeba mieć żadnej mapy, bo na każdym rogu jest coś, co warto zobaczyć . Nam zależało głównie na placu i cmentarzu, a resztę "przy okazji". I tak jak myślałem jeszcze przed wylotem, wiedziałem, że jeden dzień w zupełności wystarczy na każde z tych miast . Powoli czuliśmy przesyt i zaczęliśmy być myślami w górach ...
Pod wieczór udaliśmy się do hostelu, żeby odebrać bagaż. Dzieciaki dostały od siostry worek polskich cukierków, ciepło się pożegnaliśmy i udaliśmy się przed plac, żeby ostatni raz podziwiać pokaż, który standardowo zaczął się o 21.
Zamówiłem taxi , która zawiozła nas na dworzec za jedyne 22.000. plan był taki, że jedziemy nocnym pociągiem do Taszkent , a stamtąd w jak najtańszy sposób musimy się dostać w okolice Chimgan. Ale o tym w następnym rozdziale ...18.09 Chimgan i jezioro Charvak
Na dworzec w Samarkandzie przyjechaliśmy dość szybko, bo prawie 3 godziny przed odjazdem pociągu. Nie chcieliśmy po prostu z całym Majdanem drałować przez miasto, więc woleliśmy na spokojnie zrobić sobie bazę w poczekalni, trochę odpocząć przed trasą, bo w końcu nie mieliśmy tej nocy noclegu, tyle co w pociągu 4 godzinki .
Bilety na trasę Samarkanda -Taszkent kupiłem parę tygodni przed podróżą, wykupiłem sleeper coupe , ot taki luksus za niewiele ponad 50 zł . Dwa miejsca leżące, komplet pościeli (samemu trzeba założyć ) , gniazdko do ładowania no i wrzątek do herbaty czy co tam człowiek sobie wymyśli ?
Dość sprawnie zapakowaliśmy się do wagonu, przyszykowaliśmy łoża i poszliśmy spać. Zmęczenie mocno się objawiło nad ranem, kiedy nawet nie słyszałem budzika. Na szczęście siostra stała na straży i dobudziła mnie 10 minut przed dotarciem do stolicy .
Mój plan na dalszą trasę wyglądał następująco:
Wsiadamy w autobus miejski, żeby dostać się pod stacje metra. Wsiadamy w metro i jedziemy na ostatnią stacje Buyuk Ipak Yuli, skąd według mojej wiedzy odjeżdżają marszrutki do Gazalkent. Nie wiedziałem czego się spodziewać, na zegarku godzina 5 rano, więc lekko pesymistycznie ruszamy przed siebie . Po wyjściu z metra, pytam pani babci gdzie znajdę marszrutke do Gazalkent. Daleko nie musiałem szukać, bo dosłownie 10 metrów od niej stała ona, piękna biała z karteczką "Газалкент" . Na pytanie za ile dziengów możemy umilić panu podróż, usłyszałem magiczne 13.000 od osoby. Że co ? Przecież to 5 zł .. bez mrugnięcia okiem pakujemy się do środka, mamy szczęście, że jesteśmy pierwszymi pasażerami, bo możemy wybrać swoje miejsca. Wiadomo, że komfort jazdy nie jest najwyższych lotów, ale i tak mieliśmy w planie spać ? przy okazji, byliśmy mocno namawiani przez prywatnego kierowcę na kurs do Gazalkent jego samochodem, luksusowym samochodem , luksusowym samochodem na gaz ! I nie pamiętam jeszcze czym chciał nas przekupić, ale jego cena 200.000 utrzymała nas w przekonaniu, żeby jednak pojechać z innymi ludźmi, w trochę gorszym komforcie. Nie pamiętam nic z jazdy, bo zasnąłem od razu po starcie i obudziłem się już po dojechaniu na miejsce. Ale, ale... To nie koniec naszej trasy. Ciężko było znaleźć jakkolwiek informacje dotyczące transportu w rejon Chimgan , ale widziałem na mapie, że w tym kierunku jedzie pociąg podmiejski . Ruszyliśmy więc na "dworzec" czyli po prostu peron i czekaliśmy ... Pojawiły się pierwsze osoby, więc była szansa na to, że faktycznie coś będzie jechać. Ale wszyscy kierowali się w odwrotnym kierunku niż my, czyli do Taszkent . Bez jaj no.. ja tam już nie chce jechać !
Z pomocą translatora, języka migowego i polskiego rosyjskiego dowiedzieliśmy się, że elektriczka jedzie, mało tego, zaraz tutaj będzie ! I wtedy sposób uda nam się dostać w okolice Hojikent, a stamtąd to już rzut beretem do Chimgan ?.
Niestety. To było zbyt piękne , żeby było prawdziwe . Nie wiadomo skąd, ale przyszła informacja, że elektriczka nie przyjedzie. Ani do Taszkent, ani do Hojikent. Jakaś awaria, jakieś roboty i możemy zapomnieć o transporcie . Wszyscy udali się pod miejsce skąd ruszają marszrutki do stolicy, nam natomiast polecili szukać taxi, bo inaczej się nie da . Było oczywiste, że wcale nie musieliśmy szukać taxi, bo nie z gruchy nie z pietruchy wyrósł z ulicy "mister" . Gdy usłyszałem wolanie "mister, mister " wiedziałem, że będą mnie czekały twarde negocjacje. Ale starszy Pan był bardzo miły, i było widać jak bardzo chce nam pomóc. Bez zbędnego gadania zgodził się nas zawieźć już do miejsca , w którym mamy nocleg za 120 tys. Dużo, natomiast wciąż mniej niż chcieli od nas za trasę Taszkent -Chimgan czyli około 300.000 .
Pan Mister to były nauczyciel biologii , który jest teraz na emeryturze . Opowiedział trochę o swoim życiu, jak chodził po górach i badał wszystko . Dostaliśmy od niego orzechy na nasze wyprawy, pokazał po drodze główne punkty typu wyciąg krzesełkowy, duży Chimgan i wiele wiele innych gór, których nie sposób zapamiętać.
Na miejsce dotarliśmy około godziny 12 , więc uważam to za dobry czas, patrząc na tą skomplikowaną trasę . Zatrzymaliśmy się, rezerwując wstępnie 2 noce w Apachi Guesthous. Generalnie mocno byliśmy ograniczeni w tym rejonie, ze względu na ceny noclegów . Średnio 120$ za noc skutecznie odstrasza, jeśli chce się podróżować budżetowo . Ten był najtańszy, około 32$ za noc ,okazał się być super baza wypadową, ale byłem nieświadomy, jak ciężko będzie transportować się do okolicznych atrakcji . Przy okazji dowiedziałem się, że potrzebujemy pozwoleń , żeby móc prowadzić jakąkolwiek działalność w rejonie przygranicznym czy to z Kazachstanem, czy Kirgistanem. Nie do końca było to dla mnie zrozumiałe, ponieważ czytałem dużo na ten temat i nie było nic takiego poruszane . Wiedziałem tylko, że będziemy musieli zapłacić mały haracz za wstęp w rejonie Parku Ugam-Chatkal i tyle..
Ale stwierdziłem, że będziemy i tym myśleć później. Zachęceni przez gospodarza do spacerku , poszliśmy 6 kilometrów w dół nad jezioro Charvak. Nad samym jeziorem jest sporo resortów, raczej z tych bardziej droższych niż tańszych .
Pierwsze co zauważyliśmy podczas tego długiego spaceru, to absolutny brak ludzi , z wyjątkiem pojedynczych osób, zapewne mieszkańców . Niby spoko, niby nie, bo to oznacza że wszystko jest zamknięte, a ceny będą dostosowane do jedynych turystów w okolicy, czyli nas ?
Między wioską Chimgan (w miejscu w którym mieliśmy nocleg ) a jeziorem, jest około 400 metrów przewyższenia . Spacerek w dół nie stanowił więc większego problemu. W niecałą godzinę dotarliśmy na miejsce, najpierw na punkt widokowy , którego rozpościera się przepiękny widok na jezioro i okoliczne szczyty. Następnie udaliśmy się na plażę ścieżka, która wyglądała na dziką. Dzika natomiast ona nie była, bo w połowie drogi spotkaliśmy ochroniarza, który zbierał pieniążki za przejście . Nie wiem na ile było to legalne, ale 6 zł wolałem zapłacić , bo co najmniej dziwnie ten pan wyglądał ?
Jezioro jak i otoczenie samo w sobie jest przepiękne. Plaża niestety już taka nie była, dużo kamieni, brudu i generalnie wyglądało, jakby skończył się sezon i ludzie zapomnieli o tym miejscu . Zrobiliśmy sobie taki Chillout, że obydwoje zasnęliśmy na pełnym słońcu na około półtorej godziny. Ta bloga cisza i spokój skutecznie nas ululała ☺️ ale na ten dzień taki był właściwie plan, totalny relaks i odpoczynek przed wyprawą w góry .
Pospacerowalismy w okolicy resortu Piramidy, cały teren był opustoszały, co zdziwiło mnie bardzo, bo przecież wciąż pogoda zachęcała do wypoczynku nad jeziorem . Cena za nocleg w tym resorcie to 120$ w górę , gdybym chciał skorzystać w tym samym dniu. No nie chciałem .. ? więc zaczęliśmy powoli kierować się w stronę noclegu.
Nasz gospodarz ostrzegł nas, żebyśmy zjedli gdzieś, gdziekolwiek, ponieważ on przez dwa dni nie będzie miał możliwości gotowania. Z racji, że nie wiele mieliśmy możliwości wyboru padł na jedyną otwarta restauracje w tej okolicy. Prosta jadłodajnia z grillem, zostaliśmy poczęstowani pysznym Plovem i piwerkiem.
Droga powrotna pod górę nie była mocno atrakcyjna na koniec dnia, więc zamówiłem yandexa o po paru minutach jazdy mogliśmy się cieszyć wygodnym łóżkiem.
Na kolejny dzień zaplanowaliśmy trekking do Golkam Kanion i okolice ..