0
abelincoln 11 października 2024 13:40
Taki to live, że już ma jednodniowy poślizg, ale o tym w następnej części.

Bilety kupione dawno temu w ramach bardzo popularnej na tym forum promocji Kenya Airways z Paryża do Londynu, z możliwością przystanku w wielu punktach z afrykańskiej siatki tegoż przewoźnika - najpopularniejsze były Seszele oraz Mauritius. Ponieważ, w momencie zakupu, Afryka kontynentalna średnio mnie interesowała (i miałem w bliskich planach Wodospady Wiktorii), więc decydowałem między dwoma wspomnianymi wcześniej kierunkami. I tutaj przyszła z pomocną metoda Marie Kondo - zostaw to, co Ci sprawia radość. Tym sposobem Seszele wciąż są na półce "następna promocja". Oto plan:


mapa.png



Promocja Kenya Airways, przynajmniej w moim przypadku, należała do tego rodzaju wypraw, gdzie loty pozycjonujące były droższe od "głównego dania". Szczególnie że chciałem zminimalizować ilość wykorzystywanego urlopu - więc odpadały podróże przez huby tanich linii i raczej trzeba było skorzystać z oferty tradycyjnych linii. Ale, gdy przewoźnik był na tyle miły i odwołał lot NBO-LHR, to udało się zmienić powrót na NBO-CDG-LHR z długą przerwą w Paryżu, co dawało różne możliwości wyszukania dolotu\powrotu. Ale, jak widać na powyższej mapce, pierwotna trasa się nie zmieniła - bo jak bym nie szukał, to obie opcje były rownie nieciekawe cenowo. Dopiero dużo później do mnie dotarło, że przecież w tym samym czasie są "ziemniaczane" ferie w DK, więc wszyscy wyjeżdżają, co tłumaczy ceny jakichkolwiek biletów z Kopenhagi. Nauka na przyszłość, by zwracać na takie bzdurki uwagę...

W drodze tam czeka mnie całodniowa przesiadka w Nairobi, z możliwością wyjścia z lotniska, potem kilkugodzinna wczesno-poranna przesiadka w Plaine Magnien (czyli na lotnisku Sir Seewoosagur Ramgoolama - MRU) i krótki lot na Rodrigues. Tam kilka dni, potem powrót na Mauritius, tam kilka dni - i wracamy do rzeczywistości. A na miejscu? Trochę bliższego, aktywnego, kontaktu z przyrodą, odrobina plażowania, fotka z żółwiem i moczenie nóg w wodospadach. A może się nawet jakaś przejażdżka łódką trafi.

No i chciałbym ostrzec, że nie do końca miałem czas i energię do głębszego zainteresowania się tym, co oferuje te egzotyczne państwo, więc będę się poruszał po ubitych szlakach (wielkie podziękowania dla @Washington za https://www.fly4free.pl/forum/hiking-na-mauritiusie,350,176671, dużo czasu mi ten wpis zaoszczędził) i nie będzie aż takiego upakowania atrakcjami jak powinno być...

A na początek koniaczek. Jeszcze w Kopenhadze...

ImportedPhoto_1728596996697.jpg

Tak jak wspomniałem w pierwszym wpisie, relacja live rozpoczęła się z jednodniowym poślizgiem. Wspominałem też, że starałem się zminimalizować urlopy, więc z domu wyruszyłem już wczoraj - odwiedzając Shiphol po drodze do Paryża. Tam nocleg w przylotniskowym Ibisie. Dzisiaj od rana praca, ale na szczęście można już zamknąć służbowego laptopa i rozpocząć relację. Tzn. urlop.
Image

Wyjazd się zaczął miło, znaczy koniaczek to też pozytyw - ale głównym umilaczem był upgrade na trasie CPH-AMS. Na moje 300+ lotów legacy, to drugi przypadek, raz w Star Alliance, a teraz Sky Team. Nie da się ukryć, że to miły sposób na rozpoczęcie wakacji. Nawet jeśli lot miał kilkanaście minut opóźnienia - w końcu jedyne co mnie czekało w Amsterdamie, to średni salonik i że dwie godziny pracy - takiej mało ambitnej. Doświadczenie życiowe uczy, że nie ma co zaczynać czegoś ambitniejszego dzień przed urlopem...
Image

Flagowy salonik KLM opiszę osobno, ale ci co byli wiedzą, że nie jest to miejsce warte zapamiętania - ot, jest czym się zapchać, jest czym się napoić, a i siedzenia wygodniejsze. Aczkolwiek zapełnienie podobne do Poloneza w trakcie remontu.
Image
Potem nocleg w Ibisie przy lotnisku w Paryżu - ale tym troszkę dalszym, w końcu tylko będę tam spał i pracował w piątek...
Image
No i wracamy do LIVE. Piszę te słowa w lounge Air France w oczekiwaniu na boarding drimka. Lounge znowu rozczarowujący - ale, służbowy laptop zamknięty i do wczorajszego koniaczku można dodać dzisiejszy. Popity szampanem - w końcu wakacje...
Image
Image
ImageO ile boarding lotu Kenya Airways zaczął się prawie kwadrans wcześniej niż można się było spodziewać, to nieśpieszne i powolne tempo spowodowało iż drzwi zostały zamknięte jakieś minutę po planowanym czasie odlotu. Ale, skoro przesuwamy się od kultury podporządkowanej zegarkowi do bardziej swobodnej - i jest urlop - who cares?

Załoga dość sprawnie rozdała posiłek - aczkolwiek muszę przyznać że rybą zaczęło pachnieć dużo wcześniej, i też dość dość długo po zebraniu tacek. Poza tym nic wartego zapamiętania. Kurczak dobry, sałatka i ptyś średni, a bułka fatalna. Natomiast wino południowoafrykańskie przyzwoite.
Image
Ale, ważne że już jesteśmy w Nairobi. Kontrola paszportowa poszła szybko, nawet jeśli ustawiłem się do zwykłej kolejki, a nie Sky priority. Trochę dłużej trwało czekanie na przejście przez skaner na cle...
Image
ImageW Nairobi czekała mnie całodniowa przesiadka. Początkowo planowałem wybrać się na jakieś safari do pobliskiego parku narodowego, ale po sprawdzeniu cen (prawie 80$ plus wstęp do parku za kolejne 40$) i przeczytaniu, że dużo ciekawsze są poranne wyprawy - na które nie mam szans się wyrobić v- niż te (po)południowe, stwierdziłem że sobie odpuszczę zorganizowane wycieczki i "zaliczę" standardowe atrakcje przy kilku-kilkunasto godzinnych przesiadkach.
Image
A tak właściwie to dwa miejsca chciałem odwiedzić - muzeum Karen Blixen oraz żyrafy.

To pierwsze z czystego sentymentu - o jakieś trzy rzuty beretem w Danii ode mnie jest tamtejsze muzeum jej poświęcone. W Nairobi do obejrzenia jest niezbyt okazały dom, z dużą częścią oryginalnego wyposażenia (a to co zaginęło po drodze zastępują rekwizyty z oskarowego filmu) plus krótka ścieżka po zaroślach z maszyną do suszenia kawy. Sympatyczne, ale raczej nie jako główny punkt programu.
Image
Image
Image

Drugim punktem dnia były żyrafy - znajdujące się w nie aż tak dużej odległości od pierwszego muzeum - Giraffe Center. Całkiem przyjemne doświadczenie, szczególnie że zwierzęta te karmi się czymś dla nich zjadliwym, a nie suszonym chlebem czy innymi resztkami. No i to bardzo ciekawe uczucie jak się jest smyranym językiem oraz ustami tegoż zwierzęcia. Świetne miejsce do odwiedzin. Nawet bez dzieci. Przeszedłem się potem jeszcze szlakiem przyrodniczym po drugiej stronie ulicy, ale tak na dobrą sprawę nie było tam niczego, poza policjantem z kałachem. Nie mam pojęcia co on tam patrolował...
Image Image
Image
Image

Powrót na lotnisko - dłuższy niż planowano, bowiem był jakiś problem spowodowany awarią samochodu i udało się dzięki temu zaliczyć słynnej nairobiańskie korki. Potem trzy kontrole bezpieczeństwa i czekam na kolejny, przedostatni już lot.

Póki co - na tablicy odlotów nie ma mojego lotu na Mauritius...
ImagePomimo tego, że mam na koncie ładnych kilka lotów na oceanem, jakoś wizja czterech i pół godziny nad dużą wodą w embraerze - który raczej kojarzy się z polską krajówką (tak, wiem, lot na różne międzynarodowe trasy je rzuca), powodowała pewnego rodzaju niewielki dreszczyk emocji. Szczególnie pamiętając o średnio wygodnych fotelach w nim. Cóż, fotele w Kenya Airways są bardzo podobnych do tych polskich...
Image

Warto zauważyć "prawdziwą" business klasę i niesymetryczne schowki (bo układ 1-2).
Image

A i wyjaśniając brak lotu na ekranie - doszukałem się, że są dwa rodzaje wyświetlaczy. Ja jednych są wszystkie odloty, na drugich tylko część. Nie udało mi się wymyślić od czego to zależy... Lokalny koloryt najwyraźniej.

Wystarczy o otoczce. Spytajcie, jak tam lot minął? Ruszyliśmy trochę przed czasem, do dyspozycji miałem cały rząd ewaluacyjny - co prawda ciężko skorzystać ze wszystkich 4 miejsc, ale miło mieć możliwości. Co ciekawe, jeden dżentelmen chciał się przesiąść - by uniknąć towarzystwa niemowlaka, to został przesadzony do innego, zwykłego, rzędu. Najwyraźniej, bodajże jak w Wizzarze, miejsca "premium" są dla płacących/statusowych.
Image

Poza tym, żarcie ok, steward bez pytania dał mi dwie butelki wina, co prawda gorszego niż poprzednio, ale za darmo nie wypada odmówić. Niemowlaka z rzędu przed moim nie było słychać, więc też należy się cieszyć. Muszę przyznać, że dawno nie byłem tak dopieszczony - nawet przy lotach w C. Jeszcze przed startem pan steward się pytał czy nie chce się przenieść do wolnego rzędu - bo ewakuacyjny to w końcu odpowiedzialność, potem te dwa wina, przy zbieraniu tacek padło pytanie czy nie chce jeszcze wina (za jakieś 10h czeka mnie samochód, więc sobie odpuściłem) i potem jeszcze tuż przed zgaszeniem światła kolejne pytanie o napoje...

Na Mauritiusie, kontrola graniczna jest dużo powolniejsza i wymaga więcej informacji - jak na przykład biletu powrotnego. No i, jako że przylecieliśmy w środku nocy, czynne są tylko dwa okienka - jedno dla rezydentów i jedno dla obcych. Po pół godzinie kolejna przeszkoda, czyli kontrola zdrowotna - ale jak tylko się dowiedzieli że lecę dalej, to machnęli ręką, na Rodriguez niech się martwią.
Image

No i w samolocie każdy dostał po dwie deklaracje. Co prawda większość informacji się powtarzało, ale najwyraźniej inne departamenty odpowiadały za inne działania. Poza tym, zapomniałem już jak głośny i ciasny jest ATR. Szczególnie że duża część pasażerów nie była zbyt skromna z podręcznym - więc sporo go lądowało pod nogami. Ale, podróż się właśnie skończyła i czas na wakacje.
ImagePo odebraniu auta - skądinąd pierwszy raz jadę manualem po tej stronie ulicy - udaję się w kierunku Francis Leguat Reserve czyli rezerwatu żółwi. Tutaj jest ich na tyle dużo (ponad 500 olbrzymich i kilka tysięcy innych), że mam nadzieję iż uwaga zwiedzających rozkłada się na więcej niż kilka osobników i dzięki temu nie jest wizyta ludzi aż tak traumatyczna. Zwiedzanie odbywa się dwa razy dziennie 10.30 oraz 13.30 - oraz gdy zbierze się grupa chętnych. Na miejscu też też muzeum opowiadające o tym, ja te wszystkie endemiczne zwierzęta wyginęły. Oraz o poczcie. Oraz o ważnych osobistościach. Oraz o badaniach nad promieniowaniem UV.
Image
A i jest ktoś, kogo nie może zabraknąć w żadnym szanującym się muzeum wszystkiego.
Image

Ale, najważniejsze są żółwie. Najpierw przewodnik opowiada o roślinności, ich pokarmie. Są też odwiedziny u młodych, potem wchodzi się do wąwozu krasowego(?) gdzie żyją siebie te wszystkie żółwie. A część z nich nawet wchodzi po schodach w okolice recepcji. Jest ich dużo, są aktywne, można robić dużo fotek i filmów.
Image
Image
Image
Image
Image

A potem jest jeszcze jaskinia - pełna różnych form skalnych, z którymi można obcować naprawdę blisko. Ja zrezygnowałem z planów odwiedzania Caverne Patate - uznając że tam będzie bardzo podobnie. Jak dla mnie ta wspólna trasa to must na tej wyspie.
Image
Image
Gorzej że pogoda właśnie zaczyna krzyżować moje plany na jutro.Ps. Zapomniałem napisać w poprzednim wpisie - jeśli zaatakuje was żółw, to posmyrajcie go po szyi. Wtedy przestanie się poruszać przez jakieś czas i zdarzycie uciec.

Tak jak wspomniałem wcześniej, wygląda, że pogoda mocno wpłynie na moje jutrzejsze plany i zamiast rejsu będzie kombinowanie. Dlatego też zdecydowałem się przenieść jedna droga rzecz na dzisiaj i szybciej wyjaśnię tytuł relacji niż planowałem...

Otóż, planując wyjazd, znalazłem ciekawostkę, że najwyższy szczyt Rodriguez znajduje się w Lubinie. A dokładniej w Mont-Lubin. Takie Polonica pchają się w ręce - żal nie skorzystać. A tu się jeszcze okazało, że na szczyt prowadzą schody. Z drogi. A obok są takie wioseczki.
Image
No i tym sposobem do walki o szczyt przystąpiłem dzisiaj. A nie jest to łatwe zadanie. Najpierw są takie schody.
Image
Potem inne. Ale na szczęście tutejsi mieszkańcy myślą o niedotrenowanych wspinaczach i co 5 metrów stoi taborecik. Tak na wszelki wypadek.
Image
A po schodach ukazuje się takie coś. Bardzo ładny widok.
Image
Image
Image

Na tyle wspaniały, że niektórzy uciekają się do takich nieuczciwych wspomagaczy. I się z tym nie kryją. Gdzie upadł duch sportu?
ImageTak jak przewidywałem wczoraj, moje plany na dzisiaj trzeba było zmieniać. Mocno wieje i wszelkie rejsy na Ile de Cocos są odwołane. Duża szkoda, bo to było na pierwszym miejscu moich punktów za odwiedzenia. Ale, tak to już jest jak się planuje bez rezerw czasowych (z drugiej strony , wczoraj też odwołali, a i kilka najbliższych dni się zapowiada podobnie).

Dlatego dzisiaj rano zdecydowałem się na odwiedzenie Grande Montagne Nature Reserve. Rezerwatu, który oferuje oprowadzania 2 razy dziennie - 9:30, 13:30. Mają też żółwie (całe dziesięć) ale główną atrakcją są ptaki, nietoperze i przyroda. Co prawda nietoperze tylko czasem bywają po południu, bo aktywne są wieczorami - ale to szczegół. Za to rano ponoć jest więcej ptaków. Podjechałem tam trochę wcześniej, bowiem już wczoraj widziałem że tutejszy parking jest na 5 samochodów, a mój ma duże potrzeby przestrzenne - ale się okazało że o 9:15 byłem jedynym.
Image

Odprowadzanie zaczęło się z 15 minutowym opóźnieniem, ale u tak byłem jedynym uczestnikiem. Mają też muzeum. Takie kompaktowe.
Image
Podczas trasy można dowiedzieć się naprawdę dużo o tutejszej endemicznej przyrodzie. Np ponoć byłem bardzo szczęśliwym gościem, bowiem "najrzadsza roślina świata"(według przewodniczki) właśnie zakwitła. Ta roślina to dzika kawa - ponoć jest tylko jedno drzewko rosnące "na wolności", w centralnej części tej wyspy - odkryte w latach osiemdziesiątych.
Image

Plus pełno innych unikalnych roślin. Jak na przykład ten okaz stinkwood (?) z nasionami - zabezpieczony przed kradzieżą kory, która ma właściwości lecznicze.
Image

Mają też żółwie - ale po wczoraj to meh.
Image

Plus punkt widokowy. A tutaj ciekawostka, to chyba pierwszy rezerwat, w którym cieszą się słysząc piły spalinowe tnące las. Jak to powiedziała przewodniczka - wycinają większość egzotycznej roślinności (jak to brzmi...) żeby zasadzić endemiczne, a jak te trochę podrosną, to wytną egzotykę do końca.
Image
A ptaki? Cóż, było ich 5, ale mój aparat jest za stary i wojny by je złapać poza tym, który się do mnie dosiadł jak pisałem powyższe słowa. A że przewodniczki już nie było - nie mam pojęcia co to.
Image

Ale za to tego było sporo...

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

mikolaj2206 19 października 2024 17:08 Odpowiedz
Rozpatrywałem Mauritius jako poważny kandydat do wyjazdu w 2025, ale przyznam że mnie zniechęciłeś :D .Mam wrażenie, że od początku relacji byłeś sceptyczny :)
gadekk 21 października 2024 12:08 Odpowiedz
Mikolaj2206 napisał:Rozpatrywałem Mauritius jako poważny kandydat do wyjazdu w 2025, ale przyznam że mnie zniechęciłeś :D .Mam wrażenie, że od początku relacji byłeś sceptyczny :)Odniosłem tożsame wrażenie. Byłem na RUN w tym roku, przepaść w czystości i widoczkach, a spodziewałem się że MRU będzie lepsze.