Lubię wyjazdy w czerwcu i lipcu z powodu długich wieczorów (można zwiedzać dłużej). Minus tego okresu to wyższe ceny i upały na południu Europy. Od dłuższego czasu czekałem na jakieś okazje by tanio dolecieć do Andaluzji. Ale gdy było tanio, to terminy nie pasowały. A jak dzieci mają wakacje to jest tam za ciepło. Pojawiła się jednak w dobrej cenie Sevilla w Lufthansie i po kilku dniach podchodów uznaliśmy, że zaryzykujemy. Najcieplej jest na przełomie lipca i sierpnia, może na początku lipca nie będzie tak źle. Mamy z Poznania połączenie bezpośrednie do Malagi i bywa tanio, ale nie w wakacje i samochody są tam droższe niż w Sewilli. Ostatecznie licząc razem z samochodem opcja z Lufthansą wyszła taniej niż Ryanair w promocjach. Całe planowanie poszło jakoś ultra szybko, w zasadzie drugiego dnia od kupna biletów mieliśmy już samochód i wszystkie noclegi. Dolatujemy bezproblemowo, odbieramy samochód i jedziemy do centrum. Już rano o 11:00 jest gorąco. Według prognoz to ma być bardzo gorący dzień. Ponad 40C niestety. Na tę okoliczność mamy plan by skupić się na zwiedzaniu pałacu Alkazar licząc, że będzie tam chłodniej. Nie kupowaliśmy biletów z wyprzedzeniem, na wypadek opóźnień, ale kupno ich w ostatniej chwili nie jest problemem. Samochód zostawiliśmy na parkingu podziemnym. Już na pierwszy rzut oka widać, że architektura jest tu inna, nieco egzotyczna:
Alkazar w Sewilli to pamiątka z okresu maurów, którzy władali Andaluzją od VIIIw. Jednak obecna forma pałacu to efekt późniejszych rozbudów dokonywanych przez królów hiszpańskich. Aż do XVIIw stosowano styl mudejar będący połaczeniem dziedzictwa maurów i europejskiego gotyku. To chyba najważniejsza rezydencja królewksa w tym regionie. Tutaj witano Kolumba gdy wrócił z pierwszej wyprawy. Tutaj żegnano Magellana.
Pałac jest ładny, ma spory ogród, ale dopada nas zmęczenie (wstaliśmy około 4:20 rano) i robimy przerwę na jedzenie. Na skraju ogrodu jest fajna knajpka, dookoła chodzą pawie:
Zaczepia nas jakaś pani o południowo amerykańskiej urodzie. Pyta, czy jesteśmy z Polski, bo rozpoznaje język. Okazuje się, że pochodzi z Ekwadoru, a jej siostra w UK ma męża Polaka, którego cała jej rodzina uwielbia.
Najwięcej czasu spędzamy w podziemiach, bo tu jest najchłodniej. Cysterna na wodę deszczową do podlewania ogrodów robi wrażenie:
W tym miejscu kręcono też ujęcia do serialu Warrior Nun. Jednak nawet powolne zwiedzanie zajmuje 3-4h. Próbujemy jeszcze pochodzić po mieście ale jest zbyt gorąco.
Jedziemy do hotelu. Na tę noc wziałem Ibis Styles częściowo za punkty Accor. Robimy jakieś zakupy i odpoczywamy. Hotel jest w zasięgu spaceru od starego miasta, więc próbujemy jeszcze wieczorem około 19:00 wyjść, ale mam wrażenie, że jest jeszcze cieplej.
Ratuje nas to, że na dachu mamy basen i jeszcze nie wykorzystane drinki powitalne. Siedzimy tam tam do zachodu słońca:
-- 25 Lis 2024 14:44 --
Po całkiem dobrym hotelowym śniadaniu wyjeżdżamy w stronę miast Ronda. Przez pierwszą 1h droga jest wyjątkowo nudna, potem nagle robi się ciekawej. Już z daleka na wzgórzu widać miasto Zahara.
Robimy tam krótki spacer, miasto zostało założone przez maurów, oni także zbudowali zamek którego ruiny znajdują się na szczycie góry ponad miastem. Jest fajnie, bo znacznie chłodniej niż wczoraj. Miasto nie jest popsute komercją. Jedziemy dalej. Kolejne białe miasto to Grazalema. Po drodze wspinamy się wysoko, by przejechać na drugą stroną pasma gór.
Grazalema jest nieco większe, ukryte w górskiej dolinie.
Idzie sprawnie, więc zdążymy jeszcze pojechać do Setenil de las Bodegas. Kolejne z licznych w tej okololicy białych miast. To znane jest dodatkowo z budynków wybudowanych w jamach skalnych w głębi wąwozu:
To bardziej znane miejsce i dlatego przyjeżdżają tu wycieczki zorganizowane co od razu widać. Jest cieplej, więc po krótkim spacerze uciekamy. Do Rondy jest już bardzo blisko. Samochód zostawiamy na parkingu podziemnym 300m od noclegu. W Rondzie mamy fajny nocleg w dobrej cenie. Duże mieszkanie z 2 sypialniami kilka kroków od mostu - najbardziej znanej atrakcji. Wszyscy chcą odpocząć, więc idę rozpoznać teren sam. Gdy wychodzę z wąskich uliczek uderza we mnie dosyć silny gorący wiatr. To efekt otwartej przestrzeni głębokiego wąwozu który wzgórze na 2 części: starego średniowiecznego miasta i wybudowanych później dzielnic. Most na zdjęćiach wygląda fajnie, ale gdy podchodzę bliżej i patrzę w dół jestem bardziej niż zachwucony. Od razu dzwonię po resztę oznajmiając, że koniec odpoczynku. To trzeba zobaczyć:
-- 25 Lis 2024 14:46 --
Ronda jest zdecydowanie warta odwiedzenia. Tym bardziej, że o dziwo nie docierają tu tłumy turystów. Jak większość miast tutaj, Ronda rozwinęła się pod panowaniem maurów. Miasto zostało przejęte przez królów chrześcijańskich dopiero pod koniec XVw. Prześladowania muzułmanów były tutaj bardzo silne, mieszkańcy byli nieufni względem nowych włądz, regularnie dochodziło do buntów. Most będący wizytówką miasta pochodzi dopiero z końca XVIIIw, zbudowano go po katastrofie budowlanej, gdy zawalił się stary most (prawdopodobnie z powodu przeciążenia, bo zginęło wtedy aż 50 osób). Nie sam most robi wrażenie, ale przestrzeń pod nim. Tam jest bardzo głęboko, a ściany wąwozu są niemal pionowe. Most odegrał też swoją rolę jako narzędzie egzekucji podczas wojny domowej w latach 30tych XXw. O Rondzie tych czasów pisał Ernest Hemingway w "Komu boje dzwon".
Widać troskę o uszanowanie krajobrazu. Panorama z góry w obie strony jest spora i nie widać żadnych kłujących w oczy kominów, blokowisk, a nawet szerokich dróg. Szukając cienia i chodu trafiamy do domu Rey Moro. To nieco ponad 100letni pałac wraz z niewielkim ale ładnym ogrodem wybudowany w stylu mauretańskim.
Najciekawsze są jednak podziemia. Znacznie starsze, wybudowane jeszcze za czasów mauretańskich kręcone schody prowadżace na dno wąwozu. Nazwyane "kopalnią wody" miały służyc jako studnia podczas oblężeń miasta. Nawet zejście na dół trochę trwa, podczas wchodzenia w górę trzeba skupiać się na tym, że jest chłodno, a na zewnątrz upał.
Sam budynek pałacu jest zamknięty dla zwiedzających, a w jego wnętrzach kręcono znany teledysk do piosenki "Take w Bow" Madonny. Zresztą wszystkie zdjęcia teledysku kręcone były w Rondzie, w tym sporo na tutejszej arenie byków. Z zewnątrz wygląda niepozornie, ale to pierwsza taka arena zbudowana w Hiszpanii.
Zwiedzamy dalej, wschodnią stronę wąwozu, nieco niższą. Tu także znajduje się stary most, mniej spektakularny.
Wracamy na kolację i odpoczynek:
A potem już późniejszym wieczorem ponownie schodzimy na doł wąwozu, tym razem w najgłębszym miejscu:
Pojawiła się jednak w dobrej cenie Sevilla w Lufthansie i po kilku dniach podchodów uznaliśmy, że zaryzykujemy. Najcieplej jest na przełomie lipca i sierpnia, może na początku lipca nie będzie tak źle. Mamy z Poznania połączenie bezpośrednie do Malagi i bywa tanio, ale nie w wakacje i samochody są tam droższe niż w Sewilli. Ostatecznie licząc razem z samochodem opcja z Lufthansą wyszła taniej niż Ryanair w promocjach. Całe planowanie poszło jakoś ultra szybko, w zasadzie drugiego dnia od kupna biletów mieliśmy już samochód i wszystkie noclegi.
Dolatujemy bezproblemowo, odbieramy samochód i jedziemy do centrum. Już rano o 11:00 jest gorąco. Według prognoz to ma być bardzo gorący dzień. Ponad 40C niestety. Na tę okoliczność mamy plan by skupić się na zwiedzaniu pałacu Alkazar licząc, że będzie tam chłodniej. Nie kupowaliśmy biletów z wyprzedzeniem, na wypadek opóźnień, ale kupno ich w ostatniej chwili nie jest problemem.
Samochód zostawiliśmy na parkingu podziemnym. Już na pierwszy rzut oka widać, że architektura jest tu inna, nieco egzotyczna:
Alkazar w Sewilli to pamiątka z okresu maurów, którzy władali Andaluzją od VIIIw. Jednak obecna forma pałacu to efekt późniejszych rozbudów dokonywanych przez królów hiszpańskich. Aż do XVIIw stosowano styl mudejar będący połaczeniem dziedzictwa maurów i europejskiego gotyku. To chyba najważniejsza rezydencja królewksa w tym regionie. Tutaj witano Kolumba gdy wrócił z pierwszej wyprawy. Tutaj żegnano Magellana.
Pałac jest ładny, ma spory ogród, ale dopada nas zmęczenie (wstaliśmy około 4:20 rano) i robimy przerwę na jedzenie. Na skraju ogrodu jest fajna knajpka, dookoła chodzą pawie:
Zaczepia nas jakaś pani o południowo amerykańskiej urodzie. Pyta, czy jesteśmy z Polski, bo rozpoznaje język. Okazuje się, że pochodzi z Ekwadoru, a jej siostra w UK ma męża Polaka, którego cała jej rodzina uwielbia.
Najwięcej czasu spędzamy w podziemiach, bo tu jest najchłodniej. Cysterna na wodę deszczową do podlewania ogrodów robi wrażenie:
W tym miejscu kręcono też ujęcia do serialu Warrior Nun. Jednak nawet powolne zwiedzanie zajmuje 3-4h. Próbujemy jeszcze pochodzić po mieście ale jest zbyt gorąco.
Jedziemy do hotelu. Na tę noc wziałem Ibis Styles częściowo za punkty Accor. Robimy jakieś zakupy i odpoczywamy. Hotel jest w zasięgu spaceru od starego miasta, więc próbujemy jeszcze wieczorem około 19:00 wyjść, ale mam wrażenie, że jest jeszcze cieplej.
Ratuje nas to, że na dachu mamy basen i jeszcze nie wykorzystane drinki powitalne. Siedzimy tam tam do zachodu słońca:
Po całkiem dobrym hotelowym śniadaniu wyjeżdżamy w stronę miast Ronda. Przez pierwszą 1h droga jest wyjątkowo nudna, potem nagle robi się ciekawej. Już z daleka na wzgórzu widać miasto Zahara.
Robimy tam krótki spacer, miasto zostało założone przez maurów, oni także zbudowali zamek którego ruiny znajdują się na szczycie góry ponad miastem. Jest fajnie, bo znacznie chłodniej niż wczoraj. Miasto nie jest popsute komercją.
Jedziemy dalej. Kolejne białe miasto to Grazalema. Po drodze wspinamy się wysoko, by przejechać na drugą stroną pasma gór.
Grazalema jest nieco większe, ukryte w górskiej dolinie.
Idzie sprawnie, więc zdążymy jeszcze pojechać do Setenil de las Bodegas. Kolejne z licznych w tej okololicy białych miast. To znane jest dodatkowo z budynków wybudowanych w jamach skalnych w głębi wąwozu:
To bardziej znane miejsce i dlatego przyjeżdżają tu wycieczki zorganizowane co od razu widać. Jest cieplej, więc po krótkim spacerze uciekamy. Do Rondy jest już bardzo blisko. Samochód zostawiamy na parkingu podziemnym 300m od noclegu.
W Rondzie mamy fajny nocleg w dobrej cenie. Duże mieszkanie z 2 sypialniami kilka kroków od mostu - najbardziej znanej atrakcji. Wszyscy chcą odpocząć, więc idę rozpoznać teren sam. Gdy wychodzę z wąskich uliczek uderza we mnie dosyć silny gorący wiatr. To efekt otwartej przestrzeni głębokiego wąwozu który wzgórze na 2 części: starego średniowiecznego miasta i wybudowanych później dzielnic. Most na zdjęćiach wygląda fajnie, ale gdy podchodzę bliżej i patrzę w dół jestem bardziej niż zachwucony. Od razu dzwonię po resztę oznajmiając, że koniec odpoczynku. To trzeba zobaczyć:
-- 25 Lis 2024 14:46 --
Ronda jest zdecydowanie warta odwiedzenia. Tym bardziej, że o dziwo nie docierają tu tłumy turystów. Jak większość miast tutaj, Ronda rozwinęła się pod panowaniem maurów. Miasto zostało przejęte przez królów chrześcijańskich dopiero pod koniec XVw. Prześladowania muzułmanów były tutaj bardzo silne, mieszkańcy byli nieufni względem nowych włądz, regularnie dochodziło do buntów. Most będący wizytówką miasta pochodzi dopiero z końca XVIIIw, zbudowano go po katastrofie budowlanej, gdy zawalił się stary most (prawdopodobnie z powodu przeciążenia, bo zginęło wtedy aż 50 osób). Nie sam most robi wrażenie, ale przestrzeń pod nim. Tam jest bardzo głęboko, a ściany wąwozu są niemal pionowe. Most odegrał też swoją rolę jako narzędzie egzekucji podczas wojny domowej w latach 30tych XXw. O Rondzie tych czasów pisał Ernest Hemingway w "Komu boje dzwon".
Widać troskę o uszanowanie krajobrazu. Panorama z góry w obie strony jest spora i nie widać żadnych kłujących w oczy kominów, blokowisk, a nawet szerokich dróg.
Szukając cienia i chodu trafiamy do domu Rey Moro. To nieco ponad 100letni pałac wraz z niewielkim ale ładnym ogrodem wybudowany w stylu mauretańskim.
Najciekawsze są jednak podziemia. Znacznie starsze, wybudowane jeszcze za czasów mauretańskich kręcone schody prowadżace na dno wąwozu. Nazwyane "kopalnią wody" miały służyc jako studnia podczas oblężeń miasta. Nawet zejście na dół trochę trwa, podczas wchodzenia w górę trzeba skupiać się na tym, że jest chłodno, a na zewnątrz upał.
Sam budynek pałacu jest zamknięty dla zwiedzających, a w jego wnętrzach kręcono znany teledysk do piosenki "Take w Bow" Madonny. Zresztą wszystkie zdjęcia teledysku kręcone były w Rondzie, w tym sporo na tutejszej arenie byków. Z zewnątrz wygląda niepozornie, ale to pierwsza taka arena zbudowana w Hiszpanii.
Zwiedzamy dalej, wschodnią stronę wąwozu, nieco niższą. Tu także znajduje się stary most, mniej spektakularny.
Wracamy na kolację i odpoczynek:
A potem już późniejszym wieczorem ponownie schodzimy na doł wąwozu, tym razem w najgłębszym miejscu:
Gdy wracamy na górę jest już prawie ciemno: