Cześć wszystkim, dzisiaj mam dla Was kolejną relację, choć nie dokończyłem kilku poprzednich. Może tym razem będzie inaczej, bo na Malediwach byłem tylko 4 dni.
Tytułem wstępu Jestem (nie)szczęśliwym posiadaczem Wizz all you can fly. Jest to prawdopodobnie jedyny powód dla którego w ogóle moja stopa została postawiona na Malediwach Stara uprzedzała, że to bez sensu i że ona nie zamierza dla siebie kupować, ale ja oczywiście byłem mądrzejszy. Mówiła, że pewnie zaraz zrobię tabelkę w excelu i będę liczył czy się zwróciło czy nie. Potem będę biadolił, że jakieś durno loty same mam, a ślad węglowy rośnie i planeta umiera. A na końcu dostanę obywatelstwo Kambodży za sfinansowanie budowy elektrowni w ramach offsetu CO2. No i trochę się z tego sprawdziło.
:lol:
Malediwy nigdy nie były w kręgu moich zainteresowań. Choć lubię sobie czasem poplażować, to jednak przebywania więcej niż dobę na wyspie, którą można obejść w pół godziny, mnie przytłacza. Same Malediwy nie posiadają zbyt wiele atrakcji nie związanych z wodą. Dodatkowo, jako kraj muzułmański, wymagają stosowania się do kilku czasami uciążliwych zasad. Przyznaję, że jako mężczyzna, gdy podróżuję sam, mam zawsze wątpliwości co do zasad kontaktu szczególnie z płcią przeciwną. Czy można usiąść w autobusie z kobietą? A czy wypada zadać pytanie o prom kobiecie w burce? Większość moich wątpliwości jest zupełnie absurdalna, ale staram się dostosowywać do lokalnych zasad, których zbyt dokładnie nie znam i przez to za dużo myślę. Stara jednak powiedziała, że nie jedzie, a zresztą i tak nie miała wizz passa. Dochodzimy tu do drugiego problemu. Praktycznie wszyscy, którzy kupili Wizz AYCF mówili o lotach na Malediwy za 200 zł. Odczuwałem straszną presję, że i ja powinienem zrobić tego złotego gralla Wizz AYCF. Prezes Wizza zaczął coś mówić o nowej puli passów, a dodatkowo niedługo zaczyna się na Malediwach sezon. Uznałem, że teraz albo nigdy. No to poleciałem. Mój pobyt trwał ok. 74h podczas których odwiedziłem region stołeczny i cztery dodatkowe wyspy. Tempo było dość szybkie, ale na tych wyspach na serio nic nie ma. Jeśli nie chcemy korzystać z różnorodnych atrakcji wodnych, to większość wysp obejdziemy w mniej niż godzinę. Lokalna kuchnia też nie należy do najwspanialszych na świecie, także i tutaj nie ma co poświęcać zbyt wiele czasu. Plaże są raczej ładne, ale ja nie z tych co cały dzień potrafią wysiedzieć na jednej. Chciałem zobaczyć kilka miejsc i nigdy już tam nie wracać. Myślę, że mi się udało.
Przelot Rano sprawdzam pogodę i dość długo zastanawiam się w co się ubrać, żeby nie nosić potem ze sobą na Malediwach zimowej kurtki. Wsiadam do pociągu i udaje się na lotnisko. Odprawiam się na lot z Abu Dhabi do Male. Mobilne karty pokładowe są dostępne. Dzięki temu mogłem skorzystać z tranzytu na lotnisku w Abu Dhabi. Przed wylotem warto jeszcze wypełnić deklarację IMUGA. Niektórzy robili to dopiero na lotnisku w Male na swoich telefonach. WiFi działało bez problemu. Sama deklaracja nie wymaga podania kodu lotu powrotnego, a jedynie liczbę dni pobytu. Widziałem jednak, że wiele osób miało podrukowane różne potwierdzenia rezerwacji hotelowych i nie tylko.W swojej deklaracji wpisałem 4 dni i podałem nazwę hotelu z pierwszego noclegu. Prawda mówiąc w tamtym momencie nie miałem zarezerwowanego żadnego kolejnego, ani lotu powrotnego. Liczyłem, że może uda mi się zarezerwować lot powrotny przed kontrolą graniczną, ale że w Polsce było przed 4 rano, to loty na kolejny dzień nie były jeszcze dostępne. Ale najpierw lot do Emiratów. Wszystko przebiegło bez problemów i międzylądowań. Specjalnie zarezerwowałem loty w dniu, w którym przerwa między lotami jest dłuższa niż 2h, ale te też by wystarczyły. Nowy terminal w AUH nie robi na mnie piorunującego wrażenia, zważywszy na te wszystkie zachwyty o jakich słyszałem. Mieliśmy bardzo długi odcinek do przejścia. Udałem się w stronę transferu który przebiegał bardzo sprawnie i po jakichś 2 min byłem już po. Przez jakiś czas kręciłem się po terminalu. Dostrzegłem, że jest stosunkowo mało miejsc do siedzenia. Potem okazało się, że przy samych bramkach jest ich zdecydowanie więcej. Jako że miałem 4 h do odlotu postanawiam poszukać saloniku. Gdy tam docieram widzę kolejkę na 90 min, a tak przynajmniej mówi tabliczka, ostatecznie wszedłem po około 50 min. Nigdy chyba jeszcze tak długo nie czekałem. Obsługa informowała, że osoby z priority pass mogą również skorzystać z vouchera, który można wykorzystać we wszystkich restauracjach na lotnisku po za McD. Niestety nie wiem o jakiej kwocie mówimy. Sam lokal jest bardzo duży i jest całkiem sporo jedzenia do wyboru. Łazienki są natomiast małe, a prysznic jest dodatkowo płatny. Na locie na Malediwy słuchać bardzo dużo polskiego i rosyjskiego. Samolot był pełny w około trzech czwartych. Lot przebiegał raczej bezproblemowo, praktycznie cały przespałem.
Male Meldujemy się na Malediwach około siódmej. Kontrola Graniczna przybiega dosyć sprawnie. Widać że sporo ludzi czeka stoi teraz troszkę dłużej i zadawane im są jakieś pytania. Trochę się stresuję. Natomiast gdy przychodzi moja kolej dostaje pytanie tylko o liczbę dni i nazwę hotelu. Zaczynam się jąkać z niewiadomego powodu, próbując przypomnieć sobie dni tygodnia, bo czy niedziela to na pewno Sunday? A może jednak Saturday? A w ogóle jak ostatniego dnia mam wylot rano to on tez się liczy? A dzień przylotu? A jak się wymawia nazwę tej wyspy na której mam nocleg, bo jest w nazwie lokalu? Bez Starej to jak bez ręki. Moje rozważania na szczęście nie wywołują reakcja Pani pograniczniczki i przepuszcza mnie w około 30 sekund.
Niestety Bankomat ze zdjęcia na forum nie chciał przyjąć mojej karty jeżeli chodzi o drugi Bankomat chciał stówkę prowizji, szukałem innych bankomatów na lotnisku, ale wszystkie chciały 100, to samo dotyczyło bankomatów w Male. Ostatecznie nie skorzystam z żadnego bankomatu przez cały wyjazd.. Mam wrażenie, że ten bezprowizyjny bankomat przyjmuje tylko karte Visa. W Male, jest jeszcze co najmniej jeden bankomat tej samej sieci w okolicach przystani promowej 6?. Akurat nie działał.
:lol:
Około ósmej jako jedyny przepłynąłem promem do miasta, kosztowało mnie to 1$ natomiast musiał być to nowy banknot. Mój speed boat na wyspę Huraa powinien być około jedenastej, dlatego postanowiłem poszwendać się nieco po mieście. Miasto samo nie robi zbyt dobrego wrażenia, widać że jest bardzo ciasne. Za to praktycznie wszędzie można płacić kartą. W parku Sułtana obok meczetu i galerii Narodowej dostępny jest kran z pitną wodą i darmowe łazienki. Na przystani promu publicznego też są łazienki, ale płatne kartami zbliżeniowymi 10 lub 15 MVR. Po przekątnej od pałacu prezydenckiego przy zielonym budynku szkoły dostępne jest darmowe wifi.
Temperatura coraz bardziej się podnosiła, a ze względu na posiadanie dosyć dużego plecaka, było to nieco męczące. Poszukiwania darmowego bankomatu zakończyły się niepowodzeniem. Wymieniłem pieniądze w punkcie a'la kantor w jednym ze sklepów niedaleko placu republiki. Niestety ciężko liczyć na tabliczki z kursami i trzeba się pytać w każdym miejscu z osobna. Dostałem 1900 MVR za 100 €, dla mnie był to bardzo dobry kurs, więc nie szukałem dalej.
Bardzo brakowało mi Starej, ponieważ nie mogłem znaleźć odpowiedniej osoby (znowu zbyt wiele myślenia, a za mało działania), którą mógłbym zapytać gdzie znajdę mój prom. Tak chodziłem, kręciłem się, próbowałem znaleźć jakieś napisy. Natomiast nie jest łatwo, informacji turystycznej właściwie jako takiej nie ma, a Pani na lotnisku wręcz uznała, że nie istnieje coś takiego jak schedule speed ferry i jest tylko prom publiczny lub należy wynająć łódkę. Także trzeba się pytać ludzi na przystani, najlepiej tych na łodziach, bo niestety nie zawsze dobrze odpowiadają. Na szczęście w końcu ktoś mnie dobrze pokierował i po kilku kolejnych osobach dotarłem w odpowiednie miejsce. Co do zasady należy rezerwować miejsce wcześniej, ale mimo wszystko i tak mnie zabrali. Prom na wyspę Huraa odpływał o 11:30. Z tego co wiem są trzy kursy dziennie. Koszt to 10 $, więc chyba jedna z najtańszych ofert przepłynięcia na jakąkolwiek z wysp. Rejs trwa tylko 0,5h, dlatego uważam że jest to całkiem sensowne wyjście, gdy mamy mało czasu.
Cud się stał i dodaję kolejną część relacji.
8-)
Huraa Wyspa Huraa pomimo swojej niewątpliwie wspaniałej nazwy nie jest zbyt popularne pod wśród turystów. Natomiast w jej bardzo bliskiej odległości znajdują się kurorty. Wyspa, jak to na Malediwach, duża nie jest, można obejść w mniej niż godzinę. Jest tu jednak coś niezwykłego, lasy namorzynowe. Możemy w nim dostrzeć wiele jaszczurek, krabów i innych żyjątek. Dla mnie to dosyć duże zaskoczenie.
Huraa się rozbudowuje, jest obecnie tutaj bardzo dużo pustej przestrzeń, ale też jakoś nie widać żeby ktoś coś chciał tam stawiać. Na Malediwach chyba trochę przesadzili z powiększaniem wielu z wysp i teraz mają tam spore łąki. Bardzo złej jakości mapka wyspy poniżej.
Na wyspie znajduje się tylko jedna plaża bikini. Jest w pewnym oddaleniu od zabudowań. Plaża nie jest duża ale było na niej dosłownie kilka osób. Piasek był ok, wokół trochę wymarłego koralowce. O dziwo przy napisie/huśtawce pływało kilkanaście kolorowych rybek. Jeśli chcecie sobie zrobić ikoniczne zdjęcie, to trzeba bardzo uważać, bo w okolicach huśtawki jest ok. 1,5 metra głębokości, a dodatkowo występuje tam dość silny prąd, który utrudnia wdrapanie się na nią. To pierwszy raz kiedy spotkałem się z taką plaża na Malediwach. Nie wiedziałem, że jest to plaża publiczna i że można tam normalnie wejść za darmo, gdyż posiada wygodne leżaki, parasole, fotele do leżenia w wodzie, a dodatkowo obok jest plaża hotelowa. Jak to zobaczyłem, to pomyślałem, że źle trafiłem, bo normalnie by wołali za coś takiego nie mniej niż 10$. Na Malediwach plaże bikini mają jak się okazuje świetną infrastrukturę dla plażowiczów. W tym wypadku nie było jednak prysznica, ani łazienki. Co ciekawe łatwiej o nie na plażach dla ludności lokalnej. Plaże bikini często są przysłonięte czarną siatką żeby nie gorszyć lokalnej ludności. Im jednak więcej turystów na danej wyspie tym mniejszy wyboru w kwestii gorszenia się, bo niestety ludzie w ogóle nie są zainteresowani przestrzeganiem lokalnych reguł.
Po kąpieli, udałem się w dalszą podróż w okół wyspy. Przeszedłem obok dwóch plaż dla miejscowych, boiska sportowego i sceny. Pokręciłem się nie co po miasteczku i udałem się na prom publiczny na wyspę Thulusdhoo. Bilety na prom są do kupienia na nim samym za gotówkę. Zapłaciłem jakieś 20 MVR.
Myślę że wyspa Huraa, to dobry pomysł na te kilka godzin lub na jednodniówkę z Male. Taki wyjazd to tylko 30 minut i 10$ w jedną stronę, co wydaje się jedną z najtańszych opcji, zazwyczaj speed boaty zaczynają się od 25$. Możemy się tu też dostać promem publicznym za ok. 2$, ale płynie on 1h i przypływa o 15:30, a odpływa następnego dnia o 7:40. To w sumie też wystarczy by obejść wyspę.
Tak patrze sobie na zdjęcia i myślę jak tam było ładnie. No ale nie, nadal uważam, że to nie jest miejsce dla wszystkich i zdecydowanie nie jest to miejsce dla mnie.
Thulusdhoo
Po dwudziestu kilku minutach przypłynąłem do wyspy znanej z fabryki Coca-Coli. Jest to jedna fabryka Coca-Coli na świecie, która korzysta z wody morskiej, oczywiście odsolonej. W Male kupiłem sobie Fante truskawkowa i jestem skłonny przyznać, że smakuje inaczej. Prawdopodobnie nigdy nie piłem truskawkowej fanty u nas i ogólnie raczej nie lubię tego typu napojów, więc moje zdanie w tej kwestii może być jednym wielkim kłamstwem.
Przystań znajduje się na skraju miasta, tuż obok fabryki Coca-Coli. Obok znajduje się też wielka niezagospodarowana łąka i znowu mam wrażenie, że dalej próbują dosypywać terneu, zresztą na wyspie Huraa robota też się posuwała do przodu. Thulusdhoo to kolejna wyspa która jest niewielka, natomiast jest to już nieco więcej turystów. Więcej turystów, to więcej miejsc noclegowych, a dodatkowa konkurencja ze strony Diffushi powoduje, że ceny noclegów są tu bardzo atrakcyjne.
Idę pieszo do nocleg, tam staram się załatwić szybko wszystkie sprawy, a potem szybciutko rezerwuje swój lot powrotny z Malediwów. Na szczęście udaje mi się kupić ten o którym myślałem, choć było już bliżej południa czasu polskiego. Korzystając jeszcze z ostatnich chwil słońca postanawiam pokręcić się trochę po wyspie i kupić Magnum. Kosztowało 45 MVR, a w sklepie można było płacić kartą. W razie czego jest dostępny na wyspie bankomat. Na wyspie Huraa też był. Zbliżała się pora zachodu słońca, udałem się na drugą stronę wyspy, kawałek za przystanią. Czekała tam już dosyć sporo grupa turystów. Ta plaża to nie plaża bikini, natomiast umówmy się, nie bardzo ludzi to interesuje kiedy ważniejsze są zdjęcia na instagrama. Spędzam kilkanaście minut na plaży, a następnie pieszo wracam do swojego noclegu na drugą stroną wyspy. Co ciekawe, większość osób potrzebuje podwózki do własnych hoteli.
:roll: Idę drugą stroną wyspy, spacerując wokół kóz, śmieci i królików. Niestety lokalni mają w zwyczaju palić śmieci lokalnie, więc w niektóre miejsca nie warto iść.
Po przybyciu do hotelu szukam sobie noclegu na kolejne dwa dni. W nocy obudziłem się i było bardzo gorąco, więc włączyłem dość głośną klimatyzację. Gdy obudziłem się ponownie, usłyszałem straszliwe dudnienie, przeraziłem się przekonany że coś zepsułem. Klikałem wszystko na pilocie, ale nic nie pomagało, w chwilii paniki odłączyłem klimę od prądu, ale o dziwo nadal nie pomogło. Dopiero po jakimś czasie doszło do mnie że to po prostu deszcz i rzeczywiście padało bardzo porządnie, rano na drodze były kałuże, które nie zawsze łatwo było ominąć.
Nocowałem w Midsummer Thulusdhoo, który znajduje się w centrum miasteczka. Za pokój zapłaciłem jakieś 130 PLN. Pokój może nie był bardzo duży, ale łóżko i owszem, łazienka też była spora. Co prawda wanna z hydromasażem nie miała nad sobą dachu, a reszta łazienki nie miała ściany od strony rzeczonej wanny, ale raczej nikt z dachu nie podglądał.
:lol: Naturalnie znowu za dużo myślałem, więc wlazłem do wanny, po czym szybko wylazłem, żeby się ubrać w kąpielówki i wejść z powrotem. W końcu nie wytrzymując stresu, wziąłem jednak prysznic.
Jak powiedziałem w hotelu, że mam prom z samego rana do Male to zgodzili się zapakować śniadanie na wynos, chociaż podawali od ósmej, a także zawieźć mnie melexem na przystań, wszystko to było oczywiście za darmo. Obiektem opiekował się jakiś człowiek z Bangladeszu, który choć bardzo dużo SIRowował to był bardzo pomocny.
Rano obudziłem się w okolicach wschodu słońca. Jak się później okazało nie tylko ja. Ponieważ te wyspy są malutkie, to możemy łatwo chodzić zarówno na wschód jak i zachód słońca. Przeszedłem się po plaży bikini i okolicy surferskiej, bo i z serfowania Thulushdoo słynie. Fale są tu wyraźnie większe. Musze powiedzieć, że mój poranny spacerek zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie kąpałem się więc nie powiem wam jak przyroda wodna, ale ogólnie fajna wyspa na jakieś 24h.
Następny krok to oczywiście prom do Male, prom płynie z Diffushi. Kiedy ja wsiadałem, to do mojego miejsca noclegowego przypłynęli właśnie kolejni goście. Doba hotelowa jest tu trochę bardziej elastyczna i hotele odbierają właściwie o każdej porze z przystani i przechowują bagaże do czasu przygotowania pokoju. Zdaje się, że na promie była właścicielka, najprawdopodobniej Chinka, której nie przywieźliśmy kawy, bo jak dzwoniła to już jechaliśmy melexem. Zacząłem się zastanawiać do kogo należą obiekty noclegowe, skoro nawet coś a'la dom należy do zagranicznej inwestorki. Jak w wielu innych tego typu miejscach lokalna ludność niestety nie ma okazji do znacznego wzbogacenia się na turystach, a jednocześnie muszą się mierzyć z problemami wynikającymi z tychże turystów. Prom publiczny do Male płynął niecałe 2h i miał jeszcze dwa przystanki po drodze w tym na wyspie Huraa.
Więzienie to na pewno było wcześniej niż turyści, ale zdaje się, że jest ciągle rozbudowywane. Z drugiej strony im więcej turystów, tym więcej występków przeciw moralności, więc może i więzienie tuż obok ma sens.
:lol: @Misiatek oczywiście, że poleciałem z małym podręcznym, ale akurat to nie jest wielki wyczyn jak się jedzie gdzieś na 74h gdzie jest 28 stopni.
;)
Każdy kolejny wpis przekonuje mnie, że nie chcę tam jechać
:D I pewnie wiele osób na tym forum odbiera to podobnie... Podziękowania dla autora za poświęcenie
:)A w temacie Malediwów - natrafiłem niedawno na taką rozmowę z panią, która się tam przeprowadziła https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177 ... szcze.html Twierdzi, że tydzień na Malediwach można spędzić już za 6000 zł. @adam1987 stawiam, że wydałeś jeszcze mniej
;-)
Być może odniosłem niewłaściwe wrażenie, że autor pojechał tam z nastawieniem negatywnym a w dodatku ta chyba bardziej wyimaginowana niż rzeczywista presja społeczna swoje też zrobiła. Chociaż raczej widzę w tym żart niż rzeczywista presję. Malediwy są dobre dla tych, którzy w okresie polskiej późnej jesieni, zimy czy przedwiośnia chcą odpocząć korzystając z plaży i słońca, do tego lubią nurkowanie albo snorkeling a na zwiedzaniu zabytków czy podziwianiu cudów przyrody im nie zależy. A w dodatku potrafią bez problemu i uszczerbku dla komfortu wytrzymać tydzień bez alkoholu. Autor faktycznie trochę się tam męczył ale starał się uatrakcyjnić pobyt odwiedzaniem kilku wysp, ostatecznie wytrzymał i ten wyjazd był też z pewnością ciekawym na swój sposób doświadczeniem.Na Malediwach byłem dwa razy, za każdym razem na wyspie lokalnej i w moim odbiorze nie było tam tak brzydko, jak na zdjęciach z relacji. Długa i pusta plaża z łachą piachu wchodzącą w ocean bardzo mi się podobała. Tak więc ta sceneria na pewno wpłynęła, że byłem zadowolony z pobytu. W nieumocowanym czasowo planie mam - dla porównania i zaznania komfortu - wyjazd na wyspę-hotel. Ciekaw jestem wrażenia. Malediwy mają swoje zalety, wg mnie są to: dobre warunki do pływania, nurkowania i snorkelingu w okresie naszej zimy (w egipskich kurortach morzu Czerwonego dla wielu może być zbyt chłodna woda i zbyt wietrznie), sporo opcji połączeń z Polski a zatem niezbyt długi lot z rozsądną przesiadką można znaleźć. Ale faktycznie poza plażowaniem to właściwie nie ma tam atrakcji lecz relaks i leniwe spędzenie kilku dni dla niektórych może być kluczową atrakcją. Tak więc Malediwy jako miejsce odpoczynku na chociażby tydzień, by odpocząć od codzienności - czemu nie. I to też zaleta, że racjonalne może być, by "wyskoczyć" tam na tydzień, co trudno powiedzieć o znacznie dalszych miejscach
"Ale faktycznie poza plażowaniem to właściwie nie ma tam atrakcji" - czytając Twój post liczyłem, że pojawią się jednak jakieś atrakcje (pomijam spacery i oglądanie okolicy:)), ale no właśnie... Nie będę udawał, że nie lubię posiedzieć na plaży, ale po dwóch dniach można się tak zanudzić. Natomiast co do porównania Malediwy-Egipt zimą to mam bliskie osoby, które były w grudniu w jednym z egipskich kurortów i było wszystko co potrzeba do "leniwego wypoczynku" w cieple. Na wiatr i wodę nie narzekały
;)
@Qba85 rzeczywiście wydałem mniej niż 6 000 zł, ale też byłem tam właściwie 3 dni i miałem praktycznie darmowy lot. Zakładając, że loty to jakieś 2,5 tys. zł, to wychodzi jakieś 500 zł na dzień. Gdybym tylko postanowił się udać na jakąkolwiek wycieczkę, to pewnie bym mniej więcej tyle wydał. Jako, że zależało mi na zobaczeniu rożnych wysp, gdyż jest szansa, że nigdy więcej tam nie przyjadę, to z typowych atrakcji Malediwów nie korzystałem. Myślę jednak, że warto. Jakieś podsumowanie wydatków przedstawię na koniec.@Przemm oczywiście, że ta presja społeczna jest w pewnym stopniu wyimaginowana, ale prawdą jest, że ludzie kupujący AYCF bardzo często mówią o wyjeździe na Malediwy jako jakimś świętym Graalu, czymś najlepszym co można wycisnąć z karnetu. Gdzieś w tyle głowy kołatała mi się więc myśl, że najbardziej "zaoszczędzę" udając się w lot do Male. Jako, że dostępność lotów jest tam duża, a cena niska, to postanowiłem się wybrać. Oczekiwania miałem niskie, ale nie powiedziałbym, że nastawienie było negatywne. Ciesze się, że tam pojechałem, ale zdania nie zmieniłem, to nie dla mnie.Nie przeczę, że Malediwy mogą się wielu osobom podobać, ale tak jak wspomniał kolega są inne regiony oferujące więcej różnorodności. Jeśli chodzi o temperaturę, to rzeczywiście było bardzo ciepło, wchodząc do wody właściwie się człowiek nie chłodzi. Publiczne plaże z ich darmowymi leżakami są chyba unikatem na skalę światową.Bardzo często, szczególnie w amerykańskich mediach porównuje się Polinezję francuską z Malediwami. Ja wybieram Polinezję, bo ma mniej więcej to co Malediwy, ale wyspy są większe i mają dodatkowo jakąś górę, trochę ciekawych ruin starej cywilizacji, czasem jakiś wodospad i prawdziwe supermarkety. Tak mam dziwne wymagania.
:lol: Relacja oczywiście jest bardzo subiektywna, ale tez chyba oto w nich chodzi. Do Egiptu mam traumę, także Malediwy na pewno lepsze.
:D
Presja społeczna polegała na wybraniu się na Malediwy w ramach Wizz All You Can Fly, więc jak najbardziej zaspokoiłem.
8-) To taka bardziej walka o tytuł złotego cebulaka, kto lepszy deal zrobi.Pierwsze słyszę, że by była jakakolwiek presja społeczna na leżenie na plaży w resorcie. Rozumiem, żeby zrobić coś niestandardowego lub głupiego, ale resort? Powiedziałbym, że nawet w drugą stronę. - Pojechałeś do resortu na plażę popijać drinki z palemką? "Ja ostatnio zwiedzałam dzikie, nieoznakowane szlaki w południowych łańcuchach Alp mołdawskich. Nie słyszałeś o nich? No jaszka przeczytałam o nich w piśmie dla koneserów podróżników takich jak ja."Pozdrawiam wszystkich, którzy zorientowali się, że to pasta o loszce podróżniczce.
adam1987 napisał:@Qba85 rzeczywiście wydałem mniej niż 6 000 zł, ale też byłem tam właściwie 3 dni i miałem praktycznie darmowy lot. Zakładając, że loty to jakieś 2,5 tys. zł, to wychodzi jakieś 500 zł na dzień. Gdybym tylko postanowił się udać na jakąkolwiek wycieczkę, to pewnie bym mniej więcej tyle wydał. Jako, że zależało mi na zobaczeniu rożnych wysp, gdyż jest szansa, że nigdy więcej tam nie przyjadę, to z typowych atrakcji Malediwów nie korzystałem. Myślę jednak, że warto. Jakieś podsumowanie wydatków przedstawię na koniec.Tzn. co jednak warto?
;) co do kosztów to ja to pół serio napisałem, bo wiadomo, że nie był to typowy wyjazd turysty na Malediwy. adam1987 napisał:Pierwsze słyszę, że by była jakakolwiek presja społeczna na leżenie na plaży w resorcie. Rozumiem, żeby zrobić coś niestandardowego lub głupiego, ale resort? Powiedziałbym, że nawet w drugą stronę.Na tym forum resort na Malediwach może być uznany za "coś niestandardowego lub głupiego". To też oczywiście żartem
:lol: Natomiast jeśli spojrzeć na to szerzej - nie odbieram nikomu przyjemności wyjazdu do resortu, by poleżeć tydzień na plaży, ale to tak naprawdę w niewielkim stopniu się różni między krajami. Czyli to taki wyjazd na Malediwy, który jest wyjazdem na Malediwy tylko z nazwy. Może trochę filozoficzne podejście, ale wiadomo, o co chodzi
;)
Warto popłynąć jakąś łódką do jakiejś rafy i sobie popływać z rybkami. Przy czym warto oznacza, że jak już jesteś na tych Malediwach, to kup sobie taką wycieczkę, a nie, warto jechać na Malediwy, bo oni tam mają takie wycieczki.Typowy to ten wyjazd na pewno nie był, ale też zauważyłem, że były inne osoby, które popłynęły sobie promem na najdalszą wyspę, a potem w kolejnych dniach płynęły na kolejną, kolejnego dnia na następną i w końcu docierały do Male. Właściwie można to też zrobić w drugą stronę. A na naszym forum to presji w sumie raczej nie ma, że gdzieś trzeba jechać, bo właściwie człowiek cały czas byłby w podróży, tyle tu propozycji. Jest za to pewnie jakaś presja, żeby nie przepłacać. Do tej pory się wstydzę mojego lotu zipairem z Honolulu do Tokyo tylko z podręcznym w jedną stronę za 1600 zł.
:lol:
adam1987 napisał:mojego lotu zipairem z Honolulu do Tokyo tylko z podręcznym w jedną stronę za 1600 zł.
:lol: Usuń konto
:mrgreen: A tak na serio, wspaniała relacja, utwierdziła mnie w przekonaniu, że Malediwy trafiają do sekcji planowane weekendówki i nie dłużej.
Spojrzałem na to ostatnie zdjęcie "widok na Male z pokładu samolotu" i zastanawiam się, czy z wyższych pięter wieżowców widać całą linię brzegową i wodę dookoła. Ale tego pewnie nie sprawdzałeś?
;)
Fajnie się czytało relację, chociaż się nie wybieram, bo mnie do tego, że to miejsce nie jest dla mnie nie musisz przekonywać.Nawet sobie wyobraźiłam mojego zdezorientowanego męża, samego na takim wyjeździe
:D
@Qba85 jest to możliwe, ale prawdopodobnie tylko z tego jednego najwyższego budynku na końcu wyspy. Co ciekawe to szpital ufundowany przez rząd w New Delhi. Bardzo wiele budynków ma podobną do siebie wysokość, więc wzajemnie zasłaniają sobie widoki. @Iza N. ja pewnie nie muszę sobie nawet wyobrażać, bo wiem jak sam byłem zdezorientowany.
;) Ogólnie im dłużej opisuje ten wyjazd i im dalej od niego, to tym bardziej mi się te Malediwy podobają. Może powinienem jeszcze raz się wybrać?
:lol: Chodzą słuchy, że mają być cięcia na tej trasie, oby, bo jeszcze padnie mi na głowę i rzeczywiście się wybiorę.
Jak przeczytałem informację, że WizzAir zawiesza loty na Malediwy, to aż mi się łezka w oku zakręciła. Gdzieś oczywiście ta informacja krążyła od jakiegoś czasu, ale jednak to w końcu sztandarowa trasa Wizz AYCF. Dobrze, że się wybrałem póki była taka możliwość.Powiem Wam, że w sumie to bym poleciał jeszcze raz, chociaż nadal nie polecam.
:lol: Tym razem jednak tylko posiadając od razu bilet powrotny, bo nie zdziwiłbym się jakby Wizz zablokował kwietniowe loty powrotne, żeby zmusić ludzi do zakupu biletu zanim trasa odejdzie na zawsze.
-- 13 Mar 2025 22:21 -- Dzięki za relacje i dużo informacji na koniec. Właśnie też się zastanawiam czy nie jechać z AYCF póki jest czas. Ostatni dzwonek. Też się boję o powrót. Widziałem, że w kwietniu jest mniejsza częstotliwość lotów powrotnych. Czy pytali cię o bilet powrotny na lotnisku?Ja bym pewnie szukał noclegu w jakimś kurorcie. Relacja nie zachęca do zwiedzania. No i jeszcze do tego ramadan... -- 13 Mar 2025 22:22 -- @adam1987
@piotrkr nie pytali mnie o powrotny bilet. Zapytali mnie tylko o hotel i to w sumie tylko jeden. Pamietaj tylko żeby wypełnić deklarację wcześniej. Teoretycznie można to też zrobić na lotnisku, ale nie wiem jak szybko oni to widzą u siebie w systemie.
Bilet powrotny nie jest wymagany. Nie pytaja o niego. Deklarujesz tylko jak długo zostaniesz. Natomiast wcale bym się nie zdziwił gdyby wizz wycial jakis numer z dostepnascian bieltow powrotnych AYCF. Jozef jest nieprzewidywalny i niedetrministyczny.Deklarację online wypelnisz w kaciku hali przylotow, bo tam daja dobry internet
;-) Widoczna jest w ich systemie imigracyjnym natychmiast. Nawet po ponownym podejściu do urzędnika minute po wypełnieniu (bez kolejki).
dzisiaj mam dla Was kolejną relację, choć nie dokończyłem kilku poprzednich. Może tym razem będzie inaczej, bo na Malediwach byłem tylko 4 dni.
Tytułem wstępu
Jestem (nie)szczęśliwym posiadaczem Wizz all you can fly. Jest to prawdopodobnie jedyny powód dla którego w ogóle moja stopa została postawiona na Malediwach Stara uprzedzała, że to bez sensu i że ona nie zamierza dla siebie kupować, ale ja oczywiście byłem mądrzejszy. Mówiła, że pewnie zaraz zrobię tabelkę w excelu i będę liczył czy się zwróciło czy nie. Potem będę biadolił, że jakieś durno loty same mam, a ślad węglowy rośnie i planeta umiera. A na końcu dostanę obywatelstwo Kambodży za sfinansowanie budowy elektrowni w ramach offsetu CO2. No i trochę się z tego sprawdziło. :lol:
Malediwy nigdy nie były w kręgu moich zainteresowań. Choć lubię sobie czasem poplażować, to jednak przebywania więcej niż dobę na wyspie, którą można obejść w pół godziny, mnie przytłacza. Same Malediwy nie posiadają zbyt wiele atrakcji nie związanych z wodą. Dodatkowo, jako kraj muzułmański, wymagają stosowania się do kilku czasami uciążliwych zasad. Przyznaję, że jako mężczyzna, gdy podróżuję sam, mam zawsze wątpliwości co do zasad kontaktu szczególnie z płcią przeciwną. Czy można usiąść w autobusie z kobietą? A czy wypada zadać pytanie o prom kobiecie w burce? Większość moich wątpliwości jest zupełnie absurdalna, ale staram się dostosowywać do lokalnych zasad, których zbyt dokładnie nie znam i przez to za dużo myślę. Stara jednak powiedziała, że nie jedzie, a zresztą i tak nie miała wizz passa.
Dochodzimy tu do drugiego problemu. Praktycznie wszyscy, którzy kupili Wizz AYCF mówili o lotach na Malediwy za 200 zł. Odczuwałem straszną presję, że i ja powinienem zrobić tego złotego gralla Wizz AYCF. Prezes Wizza zaczął coś mówić o nowej puli passów, a dodatkowo niedługo zaczyna się na Malediwach sezon. Uznałem, że teraz albo nigdy. No to poleciałem. Mój pobyt trwał ok. 74h podczas których odwiedziłem region stołeczny i cztery dodatkowe wyspy. Tempo było dość szybkie, ale na tych wyspach na serio nic nie ma. Jeśli nie chcemy korzystać z różnorodnych atrakcji wodnych, to większość wysp obejdziemy w mniej niż godzinę. Lokalna kuchnia też nie należy do najwspanialszych na świecie, także i tutaj nie ma co poświęcać zbyt wiele czasu. Plaże są raczej ładne, ale ja nie z tych co cały dzień potrafią wysiedzieć na jednej. Chciałem zobaczyć kilka miejsc i nigdy już tam nie wracać. Myślę, że mi się udało.
Przelot
Rano sprawdzam pogodę i dość długo zastanawiam się w co się ubrać, żeby nie nosić potem ze sobą na Malediwach zimowej kurtki. Wsiadam do pociągu i udaje się na lotnisko. Odprawiam się na lot z Abu Dhabi do Male. Mobilne karty pokładowe są dostępne. Dzięki temu mogłem skorzystać z tranzytu na lotnisku w Abu Dhabi. Przed wylotem warto jeszcze wypełnić deklarację IMUGA. Niektórzy robili to dopiero na lotnisku w Male na swoich telefonach. WiFi działało bez problemu. Sama deklaracja nie wymaga podania kodu lotu powrotnego, a jedynie liczbę dni pobytu. Widziałem jednak, że wiele osób miało podrukowane różne potwierdzenia rezerwacji hotelowych i nie tylko.W swojej deklaracji wpisałem 4 dni i podałem nazwę hotelu z pierwszego noclegu. Prawda mówiąc w tamtym momencie nie miałem zarezerwowanego żadnego kolejnego, ani lotu powrotnego. Liczyłem, że może uda mi się zarezerwować lot powrotny przed kontrolą graniczną, ale że w Polsce było przed 4 rano, to loty na kolejny dzień nie były jeszcze dostępne.
Ale najpierw lot do Emiratów. Wszystko przebiegło bez problemów i międzylądowań. Specjalnie zarezerwowałem loty w dniu, w którym przerwa między lotami jest dłuższa niż 2h, ale te też by wystarczyły. Nowy terminal w AUH nie robi na mnie piorunującego wrażenia, zważywszy na te wszystkie zachwyty o jakich słyszałem. Mieliśmy bardzo długi odcinek do przejścia. Udałem się w stronę transferu który przebiegał bardzo sprawnie i po jakichś 2 min byłem już po. Przez jakiś czas kręciłem się po terminalu. Dostrzegłem, że jest stosunkowo mało miejsc do siedzenia. Potem okazało się, że przy samych bramkach jest ich zdecydowanie więcej.
Jako że miałem 4 h do odlotu postanawiam poszukać saloniku. Gdy tam docieram widzę kolejkę na 90 min, a tak przynajmniej mówi tabliczka, ostatecznie wszedłem po około 50 min. Nigdy chyba jeszcze tak długo nie czekałem. Obsługa informowała, że osoby z priority pass mogą również skorzystać z vouchera, który można wykorzystać we wszystkich restauracjach na lotnisku po za McD. Niestety nie wiem o jakiej kwocie mówimy. Sam lokal jest bardzo duży i jest całkiem sporo jedzenia do wyboru. Łazienki są natomiast małe, a prysznic jest dodatkowo płatny.
Na locie na Malediwy słuchać bardzo dużo polskiego i rosyjskiego. Samolot był pełny w około trzech czwartych. Lot przebiegał raczej bezproblemowo, praktycznie cały przespałem.
Male
Meldujemy się na Malediwach około siódmej. Kontrola Graniczna przybiega dosyć sprawnie. Widać że sporo ludzi czeka stoi teraz troszkę dłużej i zadawane im są jakieś pytania. Trochę się stresuję. Natomiast gdy przychodzi moja kolej dostaje pytanie tylko o liczbę dni i nazwę hotelu. Zaczynam się jąkać z niewiadomego powodu, próbując przypomnieć sobie dni tygodnia, bo czy niedziela to na pewno Sunday? A może jednak Saturday? A w ogóle jak ostatniego dnia mam wylot rano to on tez się liczy? A dzień przylotu? A jak się wymawia nazwę tej wyspy na której mam nocleg, bo jest w nazwie lokalu? Bez Starej to jak bez ręki. Moje rozważania na szczęście nie wywołują reakcja Pani pograniczniczki i przepuszcza mnie w około 30 sekund.
Niestety Bankomat ze zdjęcia na forum nie chciał przyjąć mojej karty jeżeli chodzi o drugi Bankomat chciał stówkę prowizji, szukałem innych bankomatów na lotnisku, ale wszystkie chciały 100, to samo dotyczyło bankomatów w Male. Ostatecznie nie skorzystam z żadnego bankomatu przez cały wyjazd.. Mam wrażenie, że ten bezprowizyjny bankomat przyjmuje tylko karte Visa. W Male, jest jeszcze co najmniej jeden bankomat tej samej sieci w okolicach przystani promowej 6?. Akurat nie działał. :lol:
Około ósmej jako jedyny przepłynąłem promem do miasta, kosztowało mnie to 1$ natomiast musiał być to nowy banknot. Mój speed boat na wyspę Huraa powinien być około jedenastej, dlatego postanowiłem poszwendać się nieco po mieście. Miasto samo nie robi zbyt dobrego wrażenia, widać że jest bardzo ciasne. Za to praktycznie wszędzie można płacić kartą. W parku Sułtana obok meczetu i galerii Narodowej dostępny jest kran z pitną wodą i darmowe łazienki. Na przystani promu publicznego też są łazienki, ale płatne kartami zbliżeniowymi 10 lub 15 MVR. Po przekątnej od pałacu prezydenckiego przy zielonym budynku szkoły dostępne jest darmowe wifi.
Temperatura coraz bardziej się podnosiła, a ze względu na posiadanie dosyć dużego plecaka, było to nieco męczące. Poszukiwania darmowego bankomatu zakończyły się niepowodzeniem. Wymieniłem pieniądze w punkcie a'la kantor w jednym ze sklepów niedaleko placu republiki. Niestety ciężko liczyć na tabliczki z kursami i trzeba się pytać w każdym miejscu z osobna. Dostałem 1900 MVR za 100 €, dla mnie był to bardzo dobry kurs, więc nie szukałem dalej.
Bardzo brakowało mi Starej, ponieważ nie mogłem znaleźć odpowiedniej osoby (znowu zbyt wiele myślenia, a za mało działania), którą mógłbym zapytać gdzie znajdę mój prom. Tak chodziłem, kręciłem się, próbowałem znaleźć jakieś napisy. Natomiast nie jest łatwo, informacji turystycznej właściwie jako takiej nie ma, a Pani na lotnisku wręcz uznała, że nie istnieje coś takiego jak schedule speed ferry i jest tylko prom publiczny lub należy wynająć łódkę. Także trzeba się pytać ludzi na przystani, najlepiej tych na łodziach, bo niestety nie zawsze dobrze odpowiadają. Na szczęście w końcu ktoś mnie dobrze pokierował i po kilku kolejnych osobach dotarłem w odpowiednie miejsce. Co do zasady należy rezerwować miejsce wcześniej, ale mimo wszystko i tak mnie zabrali. Prom na wyspę Huraa odpływał o 11:30. Z tego co wiem są trzy kursy dziennie. Koszt to 10 $, więc chyba jedna z najtańszych ofert przepłynięcia na jakąkolwiek z wysp. Rejs trwa tylko 0,5h, dlatego uważam że jest to całkiem sensowne wyjście, gdy mamy mało czasu.
Cud się stał i dodaję kolejną część relacji. 8-)
Huraa
Wyspa Huraa pomimo swojej niewątpliwie wspaniałej nazwy nie jest zbyt popularne pod wśród turystów. Natomiast w jej bardzo bliskiej odległości znajdują się kurorty.
Wyspa, jak to na Malediwach, duża nie jest, można obejść w mniej niż godzinę. Jest tu jednak coś niezwykłego, lasy namorzynowe. Możemy w nim dostrzeć wiele jaszczurek, krabów i innych żyjątek. Dla mnie to dosyć duże zaskoczenie.
Huraa się rozbudowuje, jest obecnie tutaj bardzo dużo pustej przestrzeń, ale też jakoś nie widać żeby ktoś coś chciał tam stawiać. Na Malediwach chyba trochę przesadzili z powiększaniem wielu z wysp i teraz mają tam spore łąki. Bardzo złej jakości mapka wyspy poniżej.
Na wyspie znajduje się tylko jedna plaża bikini. Jest w pewnym oddaleniu od zabudowań. Plaża nie jest duża ale było na niej dosłownie kilka osób. Piasek był ok, wokół trochę wymarłego koralowce. O dziwo przy napisie/huśtawce pływało kilkanaście kolorowych rybek. Jeśli chcecie sobie zrobić ikoniczne zdjęcie, to trzeba bardzo uważać, bo w okolicach huśtawki jest ok. 1,5 metra głębokości, a dodatkowo występuje tam dość silny prąd, który utrudnia wdrapanie się na nią.
To pierwszy raz kiedy spotkałem się z taką plaża na Malediwach. Nie wiedziałem, że jest to plaża publiczna i że można tam normalnie wejść za darmo, gdyż posiada wygodne leżaki, parasole, fotele do leżenia w wodzie, a dodatkowo obok jest plaża hotelowa. Jak to zobaczyłem, to pomyślałem, że źle trafiłem, bo normalnie by wołali za coś takiego nie mniej niż 10$. Na Malediwach plaże bikini mają jak się okazuje świetną infrastrukturę dla plażowiczów. W tym wypadku nie było jednak prysznica, ani łazienki. Co ciekawe łatwiej o nie na plażach dla ludności lokalnej. Plaże bikini często są przysłonięte czarną siatką żeby nie gorszyć lokalnej ludności. Im jednak więcej turystów na danej wyspie tym mniejszy wyboru w kwestii gorszenia się, bo niestety ludzie w ogóle nie są zainteresowani przestrzeganiem lokalnych reguł.
Po kąpieli, udałem się w dalszą podróż w okół wyspy. Przeszedłem obok dwóch plaż dla miejscowych, boiska sportowego i sceny. Pokręciłem się nie co po miasteczku i udałem się na prom publiczny na wyspę Thulusdhoo. Bilety na prom są do kupienia na nim samym za gotówkę. Zapłaciłem jakieś 20 MVR.
Myślę że wyspa Huraa, to dobry pomysł na te kilka godzin lub na jednodniówkę z Male. Taki wyjazd to tylko 30 minut i 10$ w jedną stronę, co wydaje się jedną z najtańszych opcji, zazwyczaj speed boaty zaczynają się od 25$. Możemy się tu też dostać promem publicznym za ok. 2$, ale płynie on 1h i przypływa o 15:30, a odpływa następnego dnia o 7:40. To w sumie też wystarczy by obejść wyspę.
Tak patrze sobie na zdjęcia i myślę jak tam było ładnie. No ale nie, nadal uważam, że to nie jest miejsce dla wszystkich i zdecydowanie nie jest to miejsce dla mnie.
Thulusdhoo
Po dwudziestu kilku minutach przypłynąłem do wyspy znanej z fabryki Coca-Coli. Jest to jedna fabryka Coca-Coli na świecie, która korzysta z wody morskiej, oczywiście odsolonej. W Male kupiłem sobie Fante truskawkowa i jestem skłonny przyznać, że smakuje inaczej. Prawdopodobnie nigdy nie piłem truskawkowej fanty u nas i ogólnie raczej nie lubię tego typu napojów, więc moje zdanie w tej kwestii może być jednym wielkim kłamstwem.
Przystań znajduje się na skraju miasta, tuż obok fabryki Coca-Coli. Obok znajduje się też wielka niezagospodarowana łąka i znowu mam wrażenie, że dalej próbują dosypywać terneu, zresztą na wyspie Huraa robota też się posuwała do przodu. Thulusdhoo to kolejna wyspa która jest niewielka, natomiast jest to już nieco więcej turystów. Więcej turystów, to więcej miejsc noclegowych, a dodatkowa konkurencja ze strony Diffushi powoduje, że ceny noclegów są tu bardzo atrakcyjne.
Idę pieszo do nocleg, tam staram się załatwić szybko wszystkie sprawy, a potem szybciutko rezerwuje swój lot powrotny z Malediwów. Na szczęście udaje mi się kupić ten o którym myślałem, choć było już bliżej południa czasu polskiego. Korzystając jeszcze z ostatnich chwil słońca postanawiam pokręcić się trochę po wyspie i kupić Magnum. Kosztowało 45 MVR, a w sklepie można było płacić kartą. W razie czego jest dostępny na wyspie bankomat. Na wyspie Huraa też był. Zbliżała się pora zachodu słońca, udałem się na drugą stronę wyspy, kawałek za przystanią. Czekała tam już dosyć sporo grupa turystów. Ta plaża to nie plaża bikini, natomiast umówmy się, nie bardzo ludzi to interesuje kiedy ważniejsze są zdjęcia na instagrama. Spędzam kilkanaście minut na plaży, a następnie pieszo wracam do swojego noclegu na drugą stroną wyspy. Co ciekawe, większość osób potrzebuje podwózki do własnych hoteli. :roll: Idę drugą stroną wyspy, spacerując wokół kóz, śmieci i królików. Niestety lokalni mają w zwyczaju palić śmieci lokalnie, więc w niektóre miejsca nie warto iść.
Po przybyciu do hotelu szukam sobie noclegu na kolejne dwa dni. W nocy obudziłem się i było bardzo gorąco, więc włączyłem dość głośną klimatyzację. Gdy obudziłem się ponownie, usłyszałem straszliwe dudnienie, przeraziłem się przekonany że coś zepsułem. Klikałem wszystko na pilocie, ale nic nie pomagało, w chwilii paniki odłączyłem klimę od prądu, ale o dziwo nadal nie pomogło. Dopiero po jakimś czasie doszło do mnie że to po prostu deszcz i rzeczywiście padało bardzo porządnie, rano na drodze były kałuże, które nie zawsze łatwo było ominąć.
Nocowałem w Midsummer Thulusdhoo, który znajduje się w centrum miasteczka. Za pokój zapłaciłem jakieś 130 PLN. Pokój może nie był bardzo duży, ale łóżko i owszem, łazienka też była spora. Co prawda wanna z hydromasażem nie miała nad sobą dachu, a reszta łazienki nie miała ściany od strony rzeczonej wanny, ale raczej nikt z dachu nie podglądał. :lol: Naturalnie znowu za dużo myślałem, więc wlazłem do wanny, po czym szybko wylazłem, żeby się ubrać w kąpielówki i wejść z powrotem. W końcu nie wytrzymując stresu, wziąłem jednak prysznic.
Jak powiedziałem w hotelu, że mam prom z samego rana do Male to zgodzili się zapakować śniadanie na wynos, chociaż podawali od ósmej, a także zawieźć mnie melexem na przystań, wszystko to było oczywiście za darmo. Obiektem opiekował się jakiś człowiek z Bangladeszu, który choć bardzo dużo SIRowował to był bardzo pomocny.
Rano obudziłem się w okolicach wschodu słońca. Jak się później okazało nie tylko ja. Ponieważ te wyspy są malutkie, to możemy łatwo chodzić zarówno na wschód jak i zachód słońca. Przeszedłem się po plaży bikini i okolicy surferskiej, bo i z serfowania Thulushdoo słynie. Fale są tu wyraźnie większe. Musze powiedzieć, że mój poranny spacerek zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie kąpałem się więc nie powiem wam jak przyroda wodna, ale ogólnie fajna wyspa na jakieś 24h.
Następny krok to oczywiście prom do Male, prom płynie z Diffushi. Kiedy ja wsiadałem, to do mojego miejsca noclegowego przypłynęli właśnie kolejni goście. Doba hotelowa jest tu trochę bardziej elastyczna i hotele odbierają właściwie o każdej porze z przystani i przechowują bagaże do czasu przygotowania pokoju. Zdaje się, że na promie była właścicielka, najprawdopodobniej Chinka, której nie przywieźliśmy kawy, bo jak dzwoniła to już jechaliśmy melexem. Zacząłem się zastanawiać do kogo należą obiekty noclegowe, skoro nawet coś a'la dom należy do zagranicznej inwestorki. Jak w wielu innych tego typu miejscach lokalna ludność niestety nie ma okazji do znacznego wzbogacenia się na turystach, a jednocześnie muszą się mierzyć z problemami wynikającymi z tychże turystów. Prom publiczny do Male płynął niecałe 2h i miał jeszcze dwa przystanki po drodze w tym na wyspie Huraa.