0
pabien 26 listopada 2024 14:25
Miałem dużo wątpliwości czy chce mi się jechać do RPA. Bilety kupiłem dawno i tanio, wydawało mi się, że w razie czego uda mi się z nich zrezygnować.

Nie udało się, więc poleciałem.

Start był z Paryża, do którego poleciałem 2 dni wcześniej. To obecnie jedno z moich ulubionych miast jeśli chodzi o architekturę.

Tym razem zwiedzałem głownie cudowne Bobini. Tak sobie pomyślałem, że w czasie całego mojego pobytu w RPA nie zobaczę więcej niż w tym banlieu.

W zasadzie z architektury RPA znane było mi niewiele więcej niż ta wieża ciśnień, chwilowo występująca w komplecie z tojtojem

Image

Leciałem airfrancą i w sumie nie narzekam, samolot był dość pełny, jakość jedzenia poprawną, obsługa bardzo profesjonalna.

Na miejscu trochę czasu zajęło przejście przez granicę bo w tym samym czasie przyleciał b747 Lufdwaffe i jakoś condom w paski.

Po wyjściu pierwsze kroki skierowałem do kolejki, która zawiozła mnie w okolice mojego noclegu. Jakieś było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że za bilet zapłaciłem 50 zł!

Na miejscu, to był Sandton, rozejrzałem się w jedną stronę potem w drugą i zastanawiałem brać taksówkę czy iść na piechotę. Uznałem, że nic niebezpiecznego nie widać i poszedłem. Przyznam, że nie było wielu ludzi chodzących po ulicach, ale strasznie nie było. Później w hotelu powiedzieli mi, że tak spoko - w dzień można chodzić.

Z tym Sandton jest jednak pewien problem - jest skrajnie nieatrakcyjne.

Wziąłem prysznic i udałem się do miejsca, które zdawało się znacznie ciekawsze, miałem zresztą w tamtych okolicach zaznaczone ze 3 obiekty.

Pojechałem tam znowu Gautrainem, na tym odcinku był wyraźnie tańszy.
Tu mała dygresja, gautrain jest luksusowy, szybki i jeździ raczej pusty. W wielu miejscach, nawet równolegle chyba jest również Metrorail - takie bardziej metro. Nie udało mi się jednak znaleźć żadnej mapy czy aplikacji, która umożliwiłaby mi ustalenie skąd dokąd można dojechać. Znaczy są schematy, ale one nie przekładają się na mapę. Tak mi się wydawało do dzisiaj, czyli ostatniego dnia, kiedy mi Google maps narysowały wszystkie te linie.

Pierwsze spotkanie z centrum Joburga nie było łatwe. Poszedłem do bankomatu wypłacić pieniądze, on mi powiedział, że pobierze prowizję za wyplate, ja mu odpowiedziałem, że ok wybrałem kwotę i czekałem na wysokość prowizji, wyszło 75 randów, powiedziałem, że w takim razie dziękuję, a on mi w zamian wypluł kwitek, że pobrał 78 randów (to obciążenie jednak nie pojawiło się na moim rachunku) potem zauważyłem opuszczony modernistyczny budynek (wcale nie najatrakcyjniejszy w okolicy), więc zrobiłem mu zdjęcie.

Ten budynek

Image


Zaczął na mnie pokrzykiwać jakiś ochroniarz, ja go tak trochę olałem, trochę nie całkiem, więc wezwał szefa. Ten uparcie twierdził, że bez pozwolenia fotografować nie można i kazał skasować. Oczywiście nie pozwolił też zrobić zdjęcia mozaice nieopodal.

Pomyślałem, że coś słabo będzie ale poszedłem dalej. I tam były większe cuda. Nikt mi ich fotografować nie zabraniał, ale co chwila ostrzegano mnie, że tu jest niebezpiecznie, ale w zasadzie straszono, że mi mogą telefon wyrwać. Postanowiłem ponieść takie ryzyko.

A budowle były na prawdę pierwszej klasy. A zapomniałem powiedzieć, że każda, ale to absolutnie każda spotkana osoba mówiła po angielsku. Miało to daleko idące konsekwencje dla jakości pobytu.

Na razie jednak byłem trochę zaniepokojony. A to nie wolno, a to uważaj na siebie, a po zmroku to w ogóle zapomnij o wychodzeniu na zewnątrz. Ja się na taki wyjazd nie pisałem

(teraz będą zdjęcia gorszej jakości)

Image Image Image Image Image Image Image Image Image

Było tak pięknie, że z bólem opuszczałem tę okolicę, ale jednak uznałem, że na miejsce o podwyższonym ryzyku jestem zbyt zmęczony.

Dodam, że później ja obszedłem i do tej pory nie wiem czy to był akt głupoty czy wynik rozsądnego myślenia. Do tego tematu wrócę.

Pierwszy dzień przyniósł mieszane odczucia. Niby pięknie, ale nie do życia.

Następnego dnia sprawdziłem ceny Bolta i okazał się on tańszy niż gautrain. Myślałem o transporcie publicznym, ale busików się jednak obawiałem, Metrorail a nie zidentyfikowalem, a BRT Rea vaya jak przeczytałem zawiesiło działalność na czas nieokreślony (najwyraźniej odwiesiło drugiego dnia mojego pobytu).

Plan na drugi dzień to małe zwiedzanie, padło na kampus Uniwersytetu Johannesburskiego a potem na lotnisko po auto i w drogę w kierunku DurbanuJadąc na ten kampus obawiałem się, że wejść tam nie będzie łatwo, ale spróbować zawsze warto. Podszedłem do bramy i mówię co i jak.

-bez zezwolenia nie wolno
-a może mi ktoś dać zezwolenie?
-zadzwonię, zapytam.

Potem było długie tłumaczenie co i jak, 30 min czekania rozmowa o delegacji RPA (a w zasadzie to chyba ochroniarzach prezydenta) zatrzymanej na Okęciu - ja nawet tego nie odnotowalem i innych duperelkach.

W końcu przyjechał po mnie ktoś samochodem. Zawiózł na dziedziniec, a potem jeszcze odwiózł po terenie. Miejsce polecam Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image




Image

Stamtąd pojechałem boltem do centrum żeby wsiąść w pociąg, ale było jeszcze wcześnie, więc uznałem, że warto dokładniej przyjrzeć się temu co widziałem z okna samochodu

Parking chyba wygrywa, choć teatr jest też OK, Z dwóch rotund na zdjęciach jedna to hotel (o którym będzie później)

Druga to sławne niesławne Ponte City. Kiedyś najniebezpieczniejsze miejsce w mieście. Budynek jest jak komin. Dawniej ponoć prawie codziennie znajdowano tam zrzucane ciała ludzkie. Teraz to miejsce w którym są zwyczajne mieszkania, ale ponoć zamiast ciał do środka w nadmiarze zrzucane są śmieci.

Na lotnisko w końcu pojechałem byłem bo był 30% tańszy od gautraina Image Image Image Image Image Image Image ImageJednak pojawiło się zwierzę. Tak sfotografowałem go żeby sprawdzić o co kaman, ale nie miałem czasu, więc dzięki!Mój plan na raptem tygodniowy pobyt w RPA nie był skomplikowany i poza zwiedzaniem Johannesburga zakładał podróż autem do Durbanu. Autem, żeby móc się zatrzymać po drodze, bo spodziewałem się, że natknę się na kilka ciekawych miejsc.

Dlaczego Durban? Bo tam znalazłem budynek terminalu promowego, bo jest nad oceanem, a ja lubię oceany. I jest tam Hilton, a mi został dwunoclegowy dług wobec tej sieci. Po powrocie diamond miał być przedłużony.

Problem polegał na tym, że nigdy wcześniej nie prowadziłem auta z kierownicą po prawej stronie i nie miałem bladego pojęcia o kulturze jazdy i infrastrukturze drogowej w RPA. Z jednej strony podejrzewałem, że nie jest najgorsza, lecz z drugiej wykupiłem dodatkowe ubezpieczenie opon i przedniej szyby.

Ku mojemu zaskoczeniu w Europcarze, mimo statusu nie dali mi żadnego apgrejdu. Dostałem maleńką Toyotę Vitz, automat. Zgłosiłem dodatkowe zadrapania i ruszyłem. Nie miałem większych problemów z jazdą i trzymaniem się właściwej strony drogi. Kultura jazdy w RPA okazała się bardzo wysoka a rozwiązanie na wielu skrzyżowaniach, gdzie nikt nie ma pierwszeństwa bardzo łatwe w zrozumieniu. Po prostu jedzie jedno auto z jednej, potem jedno z drugiej itd. wszystko powoli i bardzo bezpiecznie.

Do Durbanu prowadzi płatna autostrada, ale można jechać drogą obok. I nie zajmuje to wiele więcej czasu, przynajmniej wg map. W tamtą stronę wybrałem właśnie tę boczną drogę. Na początku wszystko było świetne, choć widoki średnie. Wielkie uprawne pola niezbyt zróżnicowany krajobraz. Tak jechałem do momentu, gdy zostałem sprowadzony na drogę gruntową, niezbyt równą - tak ze 20 km jej było. Potem wrócił asfalt, a w zasadzie to trafiłem na autostradę, jej bezpłatny odcinek. Przy okazji zmienił się krajobraz. Bardzo. Wjechałem w niesamowite Góry Smocze. Tyle tylko, że się trochę spieszyłem do mojego noclegu zarezerwowanego po drodze. Chciałem dotrzec przed zmrokiem, a potem jeszcze przed burzą, więc nie miałem czasu żeby się zatrzymać.

Po drodze (już do Durbanu)
było tak. Jeszcze za górami była malownicza dolina rzeki. Nocleg też przyjemniuyki. W hotelu byłem ja Polak, Ruscy i Niemcy. O dziwo gadałem z Niemcami - bo oni coś o Ukrainie opowiadali, a Rosjanie jak zdobyć kartę działająca za granicą.

Image Image Image Image Image Image Image ImageZapomniałem poprzednio dodać, że choć po lewej stronie jeździło mi się bez większych problemów, tylko raz wjechałem w zjazd w drugą stronę, ale to było na całkiem pustej drodze, to ilość przypadków, kiedy zamiast kierunkowskazu włączałem wycieraczki była bliska nieskończoności.

I jeszcze o drogach. O ile jeśli były to generalnie bywały w dobrym stanie, jednak nie całkowicie. Z nienacka potrafiły pojawiać się bardzo głębokie dziury.

Prawdopodobnie wpadniecie do jednej z nich spowodowało, że nabiłem oponie guza. Zobaczyłem go, gdy zatrzymałem się zrobić zdjęcie wodospadowi z poprzedniego wpisu.

Guz był szczęśliwie z boku opony, więc w prowadzeniu nie przeszkadzał. Postanowiłem zaryzykować i dojechać tak do Durbanu, a tam niech się Europcar tym zajmie. Jak już wspominałem postanowiłem za 20 EUR dokupić dodatkowe ubezpieczenie kół i szyby, bo uznałem, że w razie czego zgłaszanie szkody z mojego ubezpieczenia wkładu własnego byloby czasochłonne

Okazało się, że mieścił się ze 200 m od Hiltona w którym miałem nocleg. Poszedłem tam powiedziałem co i jak i usłyszałem mañana, ale to mi odpowiadało. Mogłem sobie pójść zobaczyć ołszyn.

Ocean wyglądał tak jak powinien. Były duże fale i ciepła woda. Jednak najlepsza była betonowa palma.

Image

Już z okna hotelu przekonałem się, że w Durbanie jest trochę ciekawej architektury. Najlepsze były budynek uniwersytetu i lokalny oddział telekomu.



Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Sam hotel okazał się być bezalkoholowy. Otworzono go po długiej przerwie jakoś zupełnie ostatnio i nie dostał jeszcze licencji.

Następny dzień zacząłem od wizyty w Europcarze. Trochę zajęło wypełnianie formalności, potem pracownik agencji zawiózł mnie do wulkanizatora i przy okazji sobie trochę porozmawialiśmy.

O wyzwaniach przed jakimi stoi to państwo, o zawieszonych nadziejach i o takiej zauważalnej dychotomii jego funkcjonowania. Czasem wygląda jak kraj wysoko rozwinięty, a chwilę później jak jeden z najbiedniejszych.

Co ciekawe za podstawowe problemy państwa uznał przyspawanych do władzy polityków, już bardzo starych ale niedopuszczających młodszych, którzy traktowani są jako konkurencja.

Kolejnym problemem była według niego niekontrolowana migracja. Skąd my to znamy? To pierwsze też. Różnica jest taka, że ich politycy są na dodatek potężnie skorumpowani.

Po rozmowie pojechałem do mojego nowego noclegu w Północnym Durbanie blisko plaży. Plaża nie była tak bardzo blisko, ale dało mi to możliwość przejścia przez ulice z pogrodzonymi domami z drutami podłączonymi do prądu. Przykry to widok. I po ulicach prawie nikt nie chodzi bo poza twierdzą domową może czaić się zło.

A sam ocean oferował niezwykle wielkie fale wody w temperaturze powietrza. Zawsze mam niezwykła przyjemność z kąpieli w takich warunkach.

Dodatkowo był jeszcze widok na Durban za mgłą - wilgotność powietrza, zwłaszcza w mieście jest bardzo duża.

Po południu poszedłem jeszcze na piechotę docentrum osiedla. Tam się przyjeżdża autem, nie przychodzi, ale życie wygląda całkiem normalnie. Są sklepy, jakieś knajpki. To dostatnia okolica, więc wygląd i oferta są zbliżone do tego co jest u nas




Image Image Image ImageJak widać na ostatnim zdjęciu z poprzedniego wpisu, w północnym Durbanie jest jakaś outdoorowa infrastruktura sportowa, jednak nie wiem na ile wykorzystywana do takich celów.

Jeszcze wracając do Pana z wypożyczalni rozmawialiśmy trochę o geopolityce. To kolejny odwiedzony przeze mnie kraj, który lubi Rosję.

Zresztą podobieństwa do Argentyny na tym się nie kończą. Są jeszcze choćby bydło i wino.

Miałem takie przeczucie, że ta przyjaźń z Rosją wynika głównie z jej antyamerykańskości. I przeczucie może być prawidłowe. To w ogóle ciekawa sprawa, bo oni tam odczuwają kolonizacyjną siłę USA. A przecież my w Europie jesteśmy zależni od Stanów w tym samym jeśli nie większym stopniu!

W sumie to pewnie jest sporo opracowań na ten temat, ja jednak ich nie znam, więc sobie prowadzę takie wtórne przemyślenia. Czy my akceptujemy naszą zależność, bo zaliczamy Stany do "naszej" cywilizacji zachodniej? Ale przecież Europa zdaje się być w fazie postkolonialnej, kiedy Stany nie zakończyły swojej ekspansji.

A nasze uzależnienie dotyczy każdej sfery - kultury, obronności, mediów, reklamy. Jaka część wpływów reklamowych płynie do US? Jaką my mamy kontrolę nad działaniami moderacyjnymi w socjal mediach? Takich pytań powstaje wiele.

Pierwsze z nich brzmi: czy Europa może być tą lepszą alternatywą dla Stanów? Bo o ile uważam, że Stany to zło, Rosja jest złem większym, a Chiny co najmniej nie mniejszym. Takie Indie, Brazylia, Argentyna, Południowa Afryka, ale również pozostałe kraje, często demokratyczne mogłyby mieć doskonałego partnera w Europie. Jest tylko kilka problemów. Pierwszy - Europy nie ma, drugi ponieważ Europy nie ma nikt z nią się nie liczy. Trzeci w Europie której nie ma, są kraje wykonujące krecią robotę dla Rosji i Chin.

Z tym wszystkim trzeba coś zrobić. Inaczej w ciągu najbliższych dziesięcioleci to my staniemy się celem wyjazdów na zwiedzanie plemion, tego co robią teraz niektórzy forumowicze w państwach afrykańskich.

No właśnie po takie przemyślenia jeżdżę sobie po świecie i przechadzam po miastach.

Po takie i inne, a także po architekturę i gdzie to możliwe, wnętrza modernistyczne.

W Durbanie miałem zaznaczony terminal portowy. Próbowałem się tam dostać drugiego dnia. Po rozmowie czy da się tam dojść, usłyszałem już mi znane - tam pieszo iść nie mogę - to niebezpieczne. Wtedy posłuchałem i pojechałem autem. Niestety za szlaban mnie nie wpuścili, a spod szlabanu nawet nie było widać mojego obiektu pożądania.

Tak, ale skoro tam miałem nie móc chodzić to niby, gdzie bym mógł. Zignorowałem ostrzeżenia, zresztą już wcześniej przechadzałem się po okolicy i okazało się, że tuż za terenami wystawowymi wokół hotelu jest tętniące życiem, normalnie funkcjonujące miasto. Żadnego poczucia zagrożenia, w zasadzie to nawet było nieporównywalne z CBD Johannesburga. Ludzie odpoczywali w parku, robili zakupy... Europa, normalnie.

Przy czym naprawdę dużo ciekawej architektury. Tu tylko mała część tego co znalazłem

Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

kameander 26 listopada 2024 17:08 Odpowiedz
Oho, ciekaw jestem ciągu dalszego. Wielu jest tu świetnych relacjuszy i wiele świetnych relacji, ale to Kolega pisze tak, że nawet (zwłaszcza!), gdy mowa o miejscu, które odwiedziłem, to jestem w szoku, ile fascynujących rzeczy ominąłem.
chupacabra 26 listopada 2024 17:08 Odpowiedz
A co tam robi piastowski orzeł?Już rozpoznałem, że nie piastowski tylko Barclays.
pabien 26 listopada 2024 23:08 Odpowiedz
Jednak pojawiło się zwierzę. Tak sfotografowałem go żeby sprawdzić o co kaman, ale nie miałem czasu, więc dzięki!
jaco027 2 grudnia 2024 23:09 Odpowiedz
To pierwszy wyjazd do RPA? Jesli tak, to kudos za ominiecie Krugera i Kapsztadu i wybranie Durbanu :-)Co prawda juz tacy na forum spryciarze byli, ale oni pojeachali do... Eswatini :-)
pabien 3 grudnia 2024 12:08 Odpowiedz
Tak to był pierwszy wyjazd od początku celem były dwa noclegi w hiltonie (RPA to chyba drugie najlepsze po Bostwanie państwo do odnowienia statusu diamentowego), a przede wszystkim modernistyczna architektura. Zwierzątka to ja sobie mogę w internecie zobaczyć, a tych miast ludzie się tak boją, że nie są obfotografowwne. Miało nie być o zwierzętach, ale w sumie to jakieś widziałem. Na trasie między Johannesburgiem a Durbanem było mnóstwo bydła, więc przyzwyczaiłem się do jego widoku, ale w pewnym momencie wodze, że to nie krowy tylko jakieś konie czy muły, patrzę dokładniej, a one całe w paski, dalej inne nie krowy mają piękne długie rogi, więc zaliczyłem zebry i jakieś antylopy (to był park w górach Smoczych, poznałem po solidniejszym płocie niż ten wokół pól) plus małpy i kraczące ptaki z zagiętym dziobem, gdzie indziej. Wystarczy. Miał być koniec, ale zapomniałem o dwóch rzeczach. Ze zdziwieniem zauważyłem, że w pensjonacie w górach Smoczych oprócz mnie są dwaj Niemcy i trójka Rosjan. Więc był Polak, Rusek i Niemiec na końcu świata. Nawet okazało się, że siedziałem w środku. I jeszcze liczebność oddawała masomenos różnice populacyjne. Trochę porozmawiałem i to o dziwo nie z Rosjanami. Jeden z Niemców był tak stary, że jego wspomnieniem z wczesnego dzieciństwa był przemarsz żołnierzy amerykańskich, którzy dawali dzieciom używane gumy do żucia.I, wyobraźcie sobie, dotarł do RPA, ale nigdy nie był w Polsce.I jeszcze na koniec, mój przewodnik po UNISIE, o niefortunnym z naszej perspektywy imieniu Pinda, ma pewną propozycję biznesową. Jego lokalny samorząd potrzebuję inwestora do kopalni chromitu. Ponoć świetnej jakości. Dysponuje dużą ilością materiałów na temat złoża, więc jak ktoś coś to zapraszam na PW. Przy okazji przypominam, że kiedy wybuchnie III Wojna Światowa, RPA uznawane są za jedno z miejsc, które ma największe szanse na ocalenie (choć myślę, że tak naprawdę to dotyczy to większości Afryki). Czarna rasa tak czy owak będzie odgrywała coraz większą rolę w świecie.