Dodaj Komentarz
Komentarze (2)
pabien
18 grudnia 2024 17:08
Odpowiedz
Zakończyłem część rozrywkową mojej wycieczki, teraz została mi praca i powrót do domu.Na pewno gdybym został w Astanie w Garden Inn, który nic nie robi - nawet sauny tam nie ma, to przy tutejszej gorszej pogodzie pewnie bym się nie nacieszył miastem. Pomysł pojechania w cieplejsze rejony był zdecydowanie właściwy. Spędziłem czas lepiej niż w najbardziej optymistycznych oczekiwaniach. Poza tym, w tym roku jakoś niewiele miałem poradziecji - krótkie wyjazdy do Lwowa i Kiszyniowa - po 2 noce - oba wspaniałe i ten - średnio chciany do Kazachstanu. Ach tak dużo jeszcze mam w tym kraju do zobaczenia, ale to już od przyszłego roku.
pabien
18 grudnia 2024 23:08
Odpowiedz
Ponieważ samolot mam po 2 w nocy postanowiłem, że skorzystam z hostelu, żeby mieć gdzie zostawić rzeczy, wziąć prysznic a nawet zdrzemnąć się. To w Astanie dostępne jest po wyjątkowo atrakcyjnej cenie. Łóżko (zwane szumnie kapsułą) kosztowało mnie 20 zł. A przy okazji mogłem posłuchać Rosjan. Jeden spod Moskwy rozmawiał z drugim z Omska i tłumaczył mu, że za Uralem to jest bezpiecznie, kiedy u nich ciągle coś wybucha.Potem, zbyt krótką, chwilę rozmawiałem ze starszym Moskwianinem, który powiedział, że lud w Rosji jest cierpliwy, ale kiedy władza przekroczy pewną granicę - zbuntuje się. Powiedział, że Rosja jest teraz na beczce prochu. Oczywiście, to nie żadna reprezentatywna grupa, może przypadek, jednak takich słów z ust Rosjan jeszcze nie słyszałem. Jednak za krótko byłem w Astanie, a jutro będzie tylko -1.Miałem też świetna rozmowę z kierowcą inDrive w drodze na lotnisko. Było o klanach, złodziejach przy władzy - norma. Tylko ten miał zupełnie niezwykły akcent i powiedział mi, że metro nie wyszło bo w czasie budowy za dużo nakradli - obciach wielki bo te tory widać, a miały być otwarte na Expo. Teraz będzie otwarte, bo budowę przejęli Chińczycy - budują swoimi
Trochę tak było z moim biletem do Astany, który miał się magiczne zmienić w świąteczno - noworoczny wyjazd do Wietnamu. Miau...
ale pozostał jako przedświąteczny do Astany. Oczywiście to Azja Środkowa, więc choć bałem się przeraźliwego zimna, wiedziałem, że poza tym jednak coś ciekawego się zdarzy.
Co prawda opowiadałem wszystkim, że to lot niechciany, ale ani przez chwilę nie rozważałem rezygnacji z niego.
Jedyne co postanowiłem zmienić to nie zostawać w Astanie (spodziewane -20), tylko polecieć w cieplejsze rejony.
Początkowo w planach było Atyrau. Stambuł Kazachstanu położony w Europie i Azji.
Okazało się jednak, że wyrobiłem tyle nocy w Hiltonach, że dodatkowe 5 da mi 40K punktów, co przy dobrych wiatrach (cenach) da noclegi właściwie za darmo. W tej sytuacji wybór był tylko jeden: Szymkent i Turkistan.
Szymkent znam i lubię, w Turkistanie nie byłem, a na dodatek zgodnie z prognozą miało tam być ciepło i słonecznie.
Początek nie był łatwy Turkisz przyleciał do Astany ok 1, mój SCAT miał być o 8. Jest hotel kapsułowy 6h za ok 100 zł, ale postanowiłem zaoszczędzić i sprawdzić ławki w poczekalni oraz salon. Ławki pierwsza klasa, salon też klasa w porównaniu z Ałmaty.
Ale się nie przespałem, jakoś mi zasypianie nie wyszło. Może to wynik drzemki w samolocie - była bieda pierwsza klasa, bo samolot miał układ siedzeń 2-4-2, ja miałem 4 dla siebie więc spokojnie dało się wyciągnąć.
W Astanie nie było -20 tylko -9 i bardzo mało śniegu. W Szymkencie +10 i śliczne słońce.
Okazało się również, że przebywa tam z misją naukowa mój znajomy, nie widziany od bardzo dawna. Ucieszyło mnie to, zwłaszcza że jest znawcą rejonu (choć głównie w pewnym niezbyt sympatycznym wycinku)
Spotkaliśmy się wieczorkiem, następnego dnia namówił mnie na wycieczkę do muzeum regionalnego. Wycieczka zmieniła się w wyprawę, ale o tym później.
Tymczasem dla zachęty pokażę Wam jak może wyglądać zimowy wieczór w Azji Środkowej
Przyjechała kierowczymi, przez krótkie włosy i młodu wiek podobna do Ewy Błaszczyk ze zmienników. Kierowniczką była świetną, ale nie umiała korzystać z aplikacji. Wpisała to co wydawało się jej właściwym adresem do yandexowej nawigacji. W efekcie nasza podróż wyglądała tak:
Droga prowadziła przez przedmieścia, ale (nie)świadomy tego, że nie ma tam transportu, uznałem że muzeum jest w dziwnym miejscu. Z czasem jednak uznałem, że jedziemy źle i ustaliliśmy właściwą drogę.
Wyszła z tego ciekawa wycieczka - trasa biegła obok kurchanowato wyglądających hałd zapewne, a potem prowadziła przez tereny poprzemysłowe. Mój towarzysz podróży zwrócił uwagę, iż pozostało tam całkiem sporo zabezpieczeń przypominających więzienne. Ja wypatrzyłem napis w brzmieniu "praca uczy dyscypliny" czy coś podobnego, co mnie zdziwiło, więc uznałem, że coś źle przeczytałem.
Z czasem jednak nasze spostrzeżenia ułożyły się w przypuszczenie, że to nie był zakład dla zwykłych robotników.
Zresztą Kazachstan to miejsce, gdzie praca przymusowa była za Sowietów mocno popularna.
Do muzeum w końcu dojechaliśmy i byliśmy jego jedynymi gośćmi, zoo obok cieszy się znacznie większym powodzeniem.
Budynek jest nowy, taka ohydka typu tani Nazarbajew. Wystawa zaś w stylu ZSRR. Przedstawia historię regionu.
Była czasem ciekawa, czasem zabawna. W każdym razie czas poświęcony na jej zwiedzanie był czasem dobrze spędzonym. Bilet kosztował jakieś 420 groszy.
Muzeum otworzył sam Nursultan, ale na współczesnej ekspozycji jego fotki z przywódcami powędrowały w kąt. Wyeksponowane zostały spotkania obecnie panującego Tokajewa.
Historia w muzeum opowiadana była od czasów przedludzkich
Dlaczego dzik? Nie wiem.
Były historyczne fotki
Był duch Lenina
Był też Stalin
Wśród postaci historycznych pojawił się również Nazarbajew (Tokajewa jeszcze nie malują)
Było dużo medali, dyplomów pamiątek. W tym legitymacja związku ateistów (bezbożników) ZSRR
Przedstawiano sukcesy sportowe za Sojuza
i współczesne
Była bawełna
I pomniki
Mi szczególnie spodobała się gablotka z przedmiotami z początków bankowości w niepodległym Kazachstanie
Oraz taka makatka, która nie zasłużyła na właściwą wystawę i wisiała gdzieś w korytarzu
W drodze powrotnej przechodziłem obok hotelu z flagami, które dobrze przedstawiają politykę prowadzona przez Kazachstan (choć są tacy, którzy twierdzą, że ten kraj jest już protektoratem kraju od pierwszej flagi)
Na szkołe była piękna mozaika, obok innej stał ciekawy witacz. Odwiedziłem też kompozycję przed stadionem, bo ją bardzo lubię
Kiedy kładliśmy się spać ten śnieg wydawał się być jakąś pomyłką, poza tym w takim środku Azji pogoda nie powinna zmieniać się ot tak. Tylko, że przed moim przyjazdem było -10, więc jednak się zmienia.
Rano było biało. Pojechaliśmy na dworzec autobusowy, gdzie okazało się, że do Turkiestanu jeździ się Hyundaicikiem. Znaczy marszrutką.
Tylko nie było miejsca na bagaż mojego współtowarzysza podróży. Problem szybko rozwiązano, na bagaż trzeba kupić miejsce siedzące. Bilet na tę 150 km podróż kosztuje jakieś 12 zł (za osobo-bagaż)
Normalnie jedzie się ok 2h, ale w taką pogodę wiedzieliśmy że będzie to trwało dłużej. Okazało się, że nie za dużo dłużej - mniej niż 3h.
Wysadzono nas przy hotelu, zameldowałem się, mój towarzysz wracał do Szymkentu a stamtąd do Polski, więc tylko zostawił rzeczy, ogarnął transport i poszliśmy zwiedzać
O ile śnieg nie miał wielkiego wpływu na transport drogowy, to na lotniczy owszem, a on miał powrót na dwóch biletach, a do tego ubezpieczenie od goto hell.
Ale na razie mieliśmy zwiedzanko. Turkiestan to więcej niż Kazachska Częstochowa. Jest tam mauzoleum Chodży Ahmeda Jessewiego, największego świętego Azji Środkowej.
Wygląda lepiej niż te uzbeckie, ponieważ zostało odrestaurowane jeszcze za Sojuza, w latach 60-tych więc jest trochę starsze. W środku jednak prowadzone są intensywne prace konserwatrskie
O ile mauzoleum jest stare (oryginalnie xv wieczne) to otaczającą je zabudowa powstała w XXI wieku, w większości w trzeciej jego dekadzie. Inwestora trochę poniosło. Zwłaszcza przy budowie centrum handlowego Karawanseraj, które wygląda jak moje wyobrażenie o Disneylandzie przeniesionym w środkowoazjatycki kontekst.
Choć są tam też budynki bardziej ambitne, a niektóre nawet całkiem skromne
Ja po zwiedzaniu zająłem się pracą, mój towarzysz powrotem. I niestety samolot z Szymkentu spóźnił się wystarczająco dużo, żeby nie zdążył na następnego Katarczyka, kupił bilet Turkiszem i liczy na odszkodowanie, jeśli ktoś ma jakieś doświadczenie z ubezpieczeniem x-cover od bookingu (to dawny ubezpieczyciel Revoluta chyba), to prosiłbym o priva.
Ja miałem w Turkiestanie jeszcze jeden dzień zwiedzania, ale o tym w następnym odcinkuŚnieg padał rano, więcej w Szymkencie niż w Turkistanie, ale tam zrobiło się zimno (jak na nasze standardy) było jakieś -5, ale trochę wiało, nawet rozważałem posmarowanie twarzy kremem.
Jednak następnego dnia było pewnie z -1 i świeciło piękne słońce. Cudowne warunki na spacer. A celem było miasto sowieckie. Po drodze napatoczyło się kilka budowli nowszych w tym mur z bramą (sowiecko - Warszawska szkoła konserwacji zabytków - bije ja na głowę tylko szkoła tadżycka, ale o tym było w innej relacji.
Tu taka ciekawostka hotel z piaskowca i marmuru z pajace w nazwie, ale infrastruktura energetyczna jak za Sojuza.
W bramach są zresztą dobrzy w Turkistanie
A to skromny posterunek policji z rurą
Cudny znak DYI (kolor oryginalny)
Śliczna rybka
I jurty pod mauzelum
Dalej znalazłem wspaniała szkołę medyczna z fontanną, pięknymi lampami, ławkami, reklamą nowo - starą i tak poradzieckim zestawem ppoż. Był tam jeszcze wonsz
Całkiem ładny był też podjazd pod SOR
Pod który podjeżdżają m.in. takie auta
Dalej kilka ciekawostek - stare z nowym i fake etno
Zaspokoiwszy swoje potrzeby w zakresie zwiedzania Turkiestanu, udałem się w podróż powrotną do Szymkentu. Kierowca zarządzał opłaty za osobo-bagaż, ale dał mi dwa miejsca z przodu, więc nie protestowałem. Było przynajmniej wygodnie.
Jeszcze kilka słów o Hamptonie w Turkiestanie. Hotel jak hotel - luksusowa wersja tej marki, ale Panie w recepcji były absolutnie przecudne. Były uśmiechnięte, chętne do pomocy, pamiętały imię i to wszystko w taki przemiły sposób. Naprawdę unikalne przeżycie, niby drobiazg, ale jakże przyjemny.
Okazało się że marszrutka do Szymkentu jedzie na inny dworzec niż ten z którego wyruszaliśmy. Dalej od miasta, ale za to w miejscu, którego bałem się, że nie zobaczę, bo nie jest po drodze.
Tam stoi meczet w stylu burkowym lub sukienkowym. Podobny, większy widziałem w Pawlodarze