0
Ancyna 1 stycznia 2025 15:28
- Hej, szukamy chętnych na wyjazd do Australii - rzucił Paweł.
- Dobra, namówiłeś mnie - odparłam i owinęłam się szczelniej zimowym szalem.
- To kiedy?
I tak to mniej więcej wyglądało ;-)
“Kiedy” miało nastąpić za wiele miesięcy, australijską wiosną, a naszą jesienią. Zaczęłam rozglądać się za lotami, daleko nie musiałam szukać, wkrótce pojawiła się taka opcja: https://www.fly4free.pl/australia-z-war ... -3607-pln/ , dzięki Fly4free, kupione? Myśleliśmy raczej o wschodnim wybrzeżu, ale samo wpadło pod palce, szybka konsultacja, wszyscy na tak, 4 tixy na mailu:) Odrobinę droższe niż podana wyżej cena, bo raz postanowiłam po bożemu kupić bilety na stronie linii. Wylot miał być dopiero za wiele miesięcy, a zmiany w rozkładach były bardzo prawdopodobne, więc wolałam uniknąć ewentualnych komplikacji z egzotycznymi pośrednikami ;-) Trochę też liczyłam na znaczną modyfikację trasy (na przykład powrót z Sydney – bywały już takie cuda)... ale Turkish Airline podrzucał tylko drobne modyfikacje i był bardzo stanowczy w pertraktacjach. Nasza trasa wyglądała tak:

1.jpg


Ich zmiany niespecjalnie mi się podobały, zdecydowanie wolę dłuższe przesiadki i perspektywę chilloutu w saloniku niż biegów po lotniskach, szczególnie takich wielkich jak te w Stambule czy Kuala Lumpur, ale mimo obiecującego komunikatu w apce - nic się zmienić nie dało. Nawet podczas osobistej wizyty w punkcie obsługi pasażerów Turkish Airlines na lotnisku Chopina. Przy okazji zostawiam tu info o nim, bo to trochę taki punkt widmo (wg infolinii lotniskowej w ogóle nie istnieje, tak mi powiedziano). Otóż jest, otwierają go na na 3 godziny przed odlotem Turka, czynny jest jeszcze godzinę po. Na dowód fotka i nr do Call Center ;-)

1_20241018_151129_TK.jpg


Teoretycznie w punkcie można ogarnąć takie sprawy jak zmiana biletu, ale w przypadku tego naszego nic się w zasadzie nie dało zrobić, nawet sprawdzić ile wynosiłaby płatna zmiana na powrót z Sydney czy na dzienny stop w Malezji (zawsze to szansa na pozwiedzanie). Trochę dziwne, no ale trudno. Upewniłam się chociaż, że proponowane przez nich nowe przesiadki nie będą problematyczne i pozwoliłam na zatwierdzenie. Mały spoiler…: taaaaa…. ;-)

Ale zanim to wszystko nastąpiło snuliśmy leniwe plany, czasu dużo, pomysłów pełno, dni na miejscu całkiem sporo. Kamperem do Darwin, autem do Exmouth? A może Rexem do Shark Bay?
Z Perth do Monkey Mia można by było polecieć np. o tak:

2.png


A może jednak oblotówka? Kiwi proponuje w całkiem sensownej cenie (z bagażem podręcznym).

3.png


Do płatności jednak … nie dotarłam. Niestety, z powodu różnych osobistych problemów cała podróż stanęła pod dużym znakiem zapytania, a cała moja energia musiała zostać skierowana na zupełnie inne obszary życia. Odłożyłam wszelkie przygotowania, zarezerwowałam jedynie auto - na stronie https://www.nobirds.com.au/ .Najważniejsza była w tym momencie możliwość modyfikacji czy odwołania tej rezerwacji do samego dnia odbioru. A przy okazji pełne ubezpieczenie, dobre opinie, całkiem konkurencyjna cena, płatność na miejscu.
Nie chciałam mnożyć kosztów, wystarczy, że bilety lotnicze zarezerwowałam z wrodzonym optymizmem… w opcji bezzwrotnej. Całkiem zrozumiałe, że w takiej sytuacji nasi kompani zaczęli opracowywać Plan B, beze mnie i Szoniego. Nawet miesiąc przed wylotem sytuacja wciąż była niepewna i ostatecznie nasze podróżnicze drogi się rozeszły.
Na wszelki wypadek postanowiłam wyrobić nam wizy, nic one nie kosztują i zazwyczaj są przyznawane od razu, ale bywa że chcą jakiś dokumentów i proces potrafi trwać i parę tygodni. O turystyczną wizę do Australii wnioskuje się tu: https://immi.homeaffairs.gov.au/visas/g ... sitor-651#, potrzebne jest zdjęcie/skan paszportu, a także dane dowodu osobistego. Wyrobiliśmy też międzynarodowe prawo jazdy, jego wyrobienie trwało 3 dni, trzeba tylko pamiętać, że Australia jest stroną Konwencji Genewskiej i o takie prawko trzeba zawnioskować. Koszt nie jest duży - 35 zł, potrzebna też jest oczywiście fotografia.
Tymczasem dni mijały, ceny lotów rosły, moja frustracja również… Zastanawiałam się czy tę organizacyjną porażkę da się jeszcze jakoś przekuć na sukces…;-) I wtedy przypomniałam sobie o RELOKACJI!
Relokacja kampera w Australii polega na tym, że wypożyczalnie (np. Apollo, Britz, Jucy) muszą przenosić swoje pojazdy pomiędzy oddziałami – często oddalonymi od siebie o setki czy tysiące kilometrów. Zamiast angażować własnych pracowników, firmy te proponują relokację turystom. W zamian za symboliczną opłatę, często bezpłatnie lub nawet ze zwrotem za paliwo - otrzymuje się kampera, pod warunkiem dostarczenia go do wskazanej lokalizacji w wyznaczonym czasie. To super budżetowa opcja na podróżowanie, ma jednak ten minus, że ofert relokacji zazwyczaj nie da się zarezerwować z dużym wyprzedzeniem, bo pojawiają się dopiero na chwilę przed planowanym przejazdem kampera. No cóż, akurat idealnie jak na nasz brak planów;-) Pogodziłam się już z tym, że oblotówka nie wchodzi już w grę, ale aż tak bardzo mnie to nie martwiło. Nigdy nie zakładam, że nie mogę wrócić w dane miejsce, zresztą ciągle kołatało mi się po głowie “przylatujesz do Australii Zachodniej, to zwiedź Australię Zachodnią!” Najbardziej kusiła mnie rafa koralowa Ningaloo, o której czytałam, że jest dostępna z brzegu - bez łodzi czy rejsów, wystarczy wejść do wody i zacząć snorklować. A także wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO Zatoka Rekina i dzikie delfiny w Monkey Mia. W głowie rodził się zarys planu - trasa wzdłuż wybrzeża do Exmouth. Wypożyczonym na cały okres pobytu autem w dwie strony lub darmowym kamperem w jedną plus lot.
Rezerwacja kampera nie jest jednak taką prostą sprawą, ofert jest niby sporo, ale nie jak chce się z konkretnego miejsca, w danym przedziale czasowym i zarysem trasy. Ale pełna wiary w ten pomysł, czerpiąc info m.in. z tej stronki https://www.rentalcarrelocation.com.au/ ustawiłam sobie w komputerze jako strony startowe:
https://www.transfercar.com.au/
https://www.imoova.com/en/relocations?region=AU
https://coseats.com/campervan-relocation
i rozpoczęłam polowanie:)Szybko zauważyłam pewną niewygodną prawidłowość – nowe pojazdy pojawiają się na tych stronach zazwyczaj około 1 w nocy naszego czasu, kiedy w Australii właśnie zaczyna się dzień i Jack czy Lizzie wypiją już pierwszą kawę. Zdarzało mi się budzić w środku nocy, odświeżać stronki na telefonie, a potem wracać do łóżka. Sprawdzałam je także w ciągu dnia, w różnych miejscach i momentach. Nawet gdy trafiała się odpowiadająca mi oferta, samo kliknięcie „zarezerwuj” nie wystarczało – to był dopiero pierwszy krok. Rezerwacja musiała zostać zaakceptowana przez pośrednika i przekazana do wypożyczalni kamperów do ostatecznego zatwierdzenia. Minął tydzień, a ja wciąż bez sukcesu.
Na dwa tygodnie przed terminem podróży zapadły decyzje: lecimy!
Zabookowałam dwa noclegi w okolicach Perth: https://www.tripadvisor.com.au/Hotel_Re ... ralia.html - teoretycznie za 145 euro, ale wykorzystując 2 rewardsy od hotels zapłaciłam całe 112 zł ?, aktywując przy okazji ubezpieczenie turystyczne z karty kredytowej Paribas. Na drugi dzień po planowanym przylocie kupiłam bilety na prom na Rottnest Island - wyspę, którą koniecznie chciałam odwiedzić: https://www.sealink.com.au/ . Na 9 dni przed terminem dało się je kupić w całkiem promocyjnej cenie - 160 zł za osobę w dwie strony (płacąc Revolutem), w kwocie tej zawarta jest już opłata za wstęp. Zarezerwowałam też rowery na dzienny pobyt: https://ria.rentrax.io/nine, 86 zł pax.

Odpowiedniego kampera nadal nie było, zaczęłam nastawiać się na wynajem auta na prawie cały okres pobytu i spokojną podróż wzdłuż oceanu aż do Exmouth.
Właściwie to zaczęła mnie pociągać wizja jazdy bez większego planu, przed siebie, tyle ile będzie się chciało. Nie pędzić, a powoli delektować się tym ogromnym krajem. I tak całego nie zobaczę, chcę odpocząć - myślałam. Wtedy przyszło mi do głowy by pogadać o tej wyprawie z AI. Co się okazało? Że to co robiłam wcześniej godzinami (a nawet czasem tygodniami), Sztuczna Inteligencja ogarnia w parę sekund. Że moją rolą jest tylko odpowiednio zdefiniować swoje potrzeby, klarownie jej to wytłumaczyć i zweryfikować czy nie gada głupot. Muszę stwierdzić, że jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tej nowej rzeczywistości, w której rzucam hasło typu “atrakcje po drodze” i dostaję obszerny plan podróży i na koniec jeszcze dobrotliwe rady typu:

"Sprawdzajcie prognozy pogody i warunki drogowe przed wyjazdem.
Pamiętajcie o odpowiednim zapasie paliwa, zwłaszcza w mniej zaludnionych rejonach.
Dajcie znać, jeśli potrzebujecie jeszcze jakichś zmian lub dodatkowych informacji!"

Świat oszalał ;-)

Tymczasem AI pstryknęła cyfrowymi palcami i wyrzuciła z siebie:
Dzień 1: 3 listopada – Perth do Cervantes
09:00 – Wyjazd z Perth.
11:00 – Wydmy w Lancelin – przystanek na krótki spacer po imponujących białych wydmach.
12:00 – Wyjazd do Cervantes (60 km, 45 min).
12:45 – Lunch w Cervantes (np. Lobster Shack – znana z lokalnych owoców morza).
14:00-16:00 – Zwiedzanie Pinnacles Desert w Nambung National Park (unikalne formacje skalne w piasku).
16:30 – Zakwaterowanie: Cervantes Pinnacles Motel lub alternatywa: Cervantes Lodge Backpackers (tańsza opcja, od 50 AUD/os.).
18:00 – Kolacja: Seafood Delights – popularne miejsce z owocami morza i lokalną kuchnią.
Dzień 2: 4 listopada – Cervantes do Geraldton
09:00 – Wyjazd z Cervantes.
10:30 – Lesueur National Park (krótka wycieczka po parku, słynącym z bogactwa roślinności, zwłaszcza dzikich kwiatów).
12:00 – Wyjazd do Geraldton (100 km, 1 godzina).
13:15 – Lunch w Salt Dish – budżetowe dania z lokalnymi składnikami.
14:30-15:30 – Zwiedzanie: HMAS Sydney Memorial – imponujący pomnik marynarki wojennej.
16:00-17:00 – Zwiedzanie Point Moore Lighthouse – krótki spacer i wizyta przy latarni morskiej.
17:30 – Zakwaterowanie: Geraldton Backpackers on the Foreshore lub alternatywa: Chapman Valley Eco Farm Stay – budżetowy nocleg na farmie (od 60 AUD/os.).
18:30 – Kolacja: Jaffle Shack – lokalna knajpka serwująca niedrogie dania.
Dzień 3: 5 listopada – Geraldton do Hamelin Pool
09:00 – Wyjazd z Geraldton.
12:00 – Toolonga Nature Reserve (krótka wycieczka, jeśli są asfaltowe drogi, malownicze tereny naturalne, dobre na krótki postój).
13:00 – Przejazd do Hamelin Pool (100 km, 1 godzina).
14:00-15:30 – Zwiedzanie stromatolitów w Hamelin Pool (najstarsze żywe organizmy na świecie).
16:00 – Zakwaterowanie: Hamelin Pool Caravan Park lub alternatywa: Monkey Mia Dolphin Resort.
18:30 – Kolacja w restauracji kempingowej.
Dzień 4: 6 listopada – Hamelin Pool do Monkey Mia
09:00 – Wyjazd z Hamelin Pool.
09:30-10:00 – Shell Beach (niesamowita plaża pokryta miliardami muszelek, spacer wzdłuż brzegu).
10:30 – Eagle Bluff Lookout (krótki przystanek na widoki z klifu na Shark Bay).
12:00 – Lunch w Denham (polecana knajpa: Shark Bay Takeaway – niedrogie ryby i frytki).
14:00 – Przyjazd do Monkey Mia.
15:00-16:00 – Relaks na plaży, ewentualnie krótki spacer.
17:00 – Zakwaterowanie: Monkey Mia Dolphin Resort lub Denham Seaside Tourist Village (alternatywa w Denham).
18:30 – Kolacja w hotelowej restauracji.
Dzień 5: 7 listopada – Monkey Mia - Carnarvon
06:30-07:30 – Poranne karmienie delfinów w Monkey Mia (organizowane przez WA’s Department of Parks and Environment).
09:00 – Wyjazd do Carnarvon (300 km, 3,5 godziny).
12:30 – Lunch w Carnarvon (np. Harbourside Cafe – popularna lokalna kawiarnia z widokiem na port).
14:00-16:00 – Spacer po Fascine – malowniczy nadbrzeżny deptak, i wizyta na One Mile Jetty (historyczny pomost).
17:00 – Zakwaterowanie: Carnarvon Motel lub alternatywa: Farmstay w Carnarvon (np. Outback Oasis Caravan Park, opcje budżetowe).
18:30 – Kolacja w Gascoyne Junction Pub & Cafe.
Dzień 6: 8 listopada – Carnarvon do Coral Bay
09:00 – Wyjazd z Carnarvon.
12:00 – Przyjazd do Coral Bay.
12:30 – Lunch w Bill's Tavern – budżetowa restauracja, popularna wśród turystów.
13:00-17:00 – Relaks i snorkelling na plaży w Coral Bay.
17:00 – Zakwaterowanie: Ningaloo Coral Bay Backpackers lub alternatywa: Coral Bay Eco Lodge.
18:30 – Kolacja w Ningaloo Reef Cafe.
Dzień 7: 9 listopada – Coral Bay (Ningaloo Marine Park)
09:00 – Dzień wycieczek: snorkelling w Turquoise Bay, kajakowanie w Osprey Bay.
12:00 – Lunch na plaży (piknik).
13:00-17:00 – Eksploracja Jurabi Turtle Center.
17:00 – Powrót na nocleg: Ningaloo Coral Bay Backpackers.
Dzień 8-9: 10-11 listopada – Coral Bay do Exmouth
09:00 – Wyjazd do Exmouth (200 km, 2 godziny).
11:00-17:00 – Zwiedzanie Cape Range National Park.
17:00 – Zakwaterowanie: Potshot Hotel Resort.
18:30 – Kolacja: Whalebone Brewing Company
Dzień 10: 12 listopada – Exmouth do Kalbarri
09:00 – Wyjazd z Exmouth.
15:00 – Przyjazd do Kalbarri (snorkelling, papugi).
17:00 – Zakwaterowanie: Kalbarri Palm Resort.
Dzień 11: 13 listopada – Kalbarri National Park
Cały dzień na zwiedzanie parku (szlaki, punkty widokowe).
Dzień 12: 14 listopada – Kalbarri do Yanchep
09:00 – Wyjazd do Yanchep.
Dzień 13: 15 listopada – Yanchep National Park- Perth

Przyznam, że czasu na szczegółową weryfikację mi zabrakło ale i tak nie zamierzałam się trzymać sztywno tego pieczołowicie rozpisanego harmonogramu ;-)

Tymczasem na 5 dni przed wylotem obudziłam się bladym świtem i jak co dzień zajrzałam na strony z relokacjami. I.. JEST! Wymarzony, wyczekany, teraz już się uda, czuję to! Co prawda nie z Exmouth, a z Broome, ale to nawet lepiej – stamtąd łatwiej ogarnąć lot powrotny. Po szybkim sprawdzeniu, że Virgin Australia proponuje akceptowalną cenę, w moim zaspanym mózgu wszystko złożyło się w jedną całość. Dobra, klikam! Serce bije mi tak mocno jakbym jakimś cudem zdecydowała się przebiec maraton, mijają długie sekundy. Nerwowo odświeżam skrzynkę i jest:) Mail od Transfercar z info: “Your relocation request has been accepted” :)) i za chwilę drugi z oficjalnym potwierdzeniem Britza o zaakceptowaniu relokacji. Yess!
Odbiór dwuosobowego kampera 2 listopada z Broome, zdanie 8 listopada w Perth.
No dobra, to teraz lot Perth-Broome, ceny nie powalają, 900 zł za osobę (z bagażem), no ale na parę dni przed datą podróży raczej niczego lepszego spodziewać się nie mogę. Pierwszego listopada jesteśmy na Rottnest, to wybieram na drugiego. Kupuję.
I wtedy się budzę ;-) A właściwie dobudzam i przyglądam się wnikliwiej temu co ja właściwie zrobiłam. Uświadamiam sobie, że:
- przylot do Broome jest o 13:55, a wypożyczalnia Britza czynna jest do 15, w dodatku wcale nie jest na samym lotnisku a kilka km od niego (choć Transfercar oznaczył ją jako Broome Airport), więc najmniejsze opóźnienie może pokrzyżować nasze plany
- mamy tylko 7 dni na dotarcie do Perth, a w ten sposób tracimy prawie cały pierwszy, jechać można tylko do zachodu słońca, potem jazda nie jest bezpieczna (zwierzęta na drogach) i nie działa ubezpieczenie
- właśnie zapłaciłam 1800 zł za bilety do Broome, którego nawet nie zdążymy zobaczyć, bo natychmiast trzeba ruszać w trasę
Moja radość ulotniła się bezpowrotnie ale liczyłam jeszcze na możliwość odkręcenia całej sytuacji, wysłałam na wszelkie możliwe maile wiadomość z pytaniem czy może moglibyśmy odebrać to auto choć dzień później, jednak niestety nie doczekałam się żadnej odpowiedzi.
Postanowiłam szukać dalej i w ostateczności anulować tę niefortunną rezerwację, co wiązałoby się jednak z utratą opłaty, którą pośrednik pobrał w ramach zabezpieczenia - 90 AUD (ok. 240 zł), pobrane po zaakceptowaniu relokacji. No trudno, cóż zrobić.
Ale póki co żadna nowa oferta na trasę z Broome się nie pojawiała i radość ze zbliżającego wyjazdu zatruła mi wizja opóźnień Virgin Airlines, odbiór auta prawie tuż przed zmrokiem, a gdzie tu jeszcze jakieś zakupy na drogę, nie mówiąc już o pozwiedzaniu okolicy :( A potem pędzenia przed siebie by zdążyć na czas do Perth, bo jak nie dotrzemy do 8 listopada, to musimy liczyć się z karą - 150 AUD jeśli nie dotrzemy ostatniego dnia do 15:00, a 1000 jeśli będzie to po 16:00 lub później. A trasa, którą mieliśmy pokonać to około 2800 km, niemało jak się chce jeszcze coś zobaczyć, a nie być tylko kierowcą Britza, w dodatku bez pensji i za swoje paliwo ;-) No to sobie załatwiłam chillout i odpoczynek w Australii ;-)
Nie wiedząc co nas tam ostatecznie czeka i czy nie będziemy musieli wracać z tego Broome np. na stopa, postanowiliśmy odświeżyć trochę nasz ekwipunek turystyczny i ostatecznie do Australii wybraliśmy się z ogromnymi (jak na dzieci tanich linii i bagaży podręcznych) plecakami, namiotem szybkorozkładalnym, pompowanymi materacami, a także płetwami, maskami i całą resztą “normalnego” bagażu. Trochę koszmar ;-) Plecaki ważyły 13 i 15 kg (plus podręczny) – zdecydowanie nie mój styl pakowania.
Zbliżał się dzień wylotu.Przy próbie odprawy online taki psikus:


5.png



Ciekawe… Czyżby problem dotyczył trzeciego lotu, który, choć kupiony na stronie Turkish Airlines jako integralna część połączenia do Australii, odbywa się na pokładzie Malaysia Airlines?
Na lotnisku jednak nikt nam tego nie wyjaśnia, ale odprawa przebiega bez problemu – dostajemy po trzy karty pokładowe, a plecaki zostają nadane do Perth.
Podróż mija bez przygód, podczas przesiadki w Stambule i Kuala Lumpur mamy nawet chwilę by odwiedzić saloniki. W Turkishu dają ładne kosmetyczki z opaskami, kapciami, zatyczkami do uszu, kremem, szczoteczką i pastą, dostępne są też kocyk i poduszka. Jedzenie w porządku, w Malaysia smakuje nam bardziej.


6.jpg



Do Perth przylatujemy na terminal 1, o czasie. Niestety … jak postanowiliśmy raz jak ludzie nadać bagaż ;-) … to doleciał tylko mój. Przy taśmach kręci się sporo niezadowolonych pasażerów, widać, że nie jesteśmy jedyni z takim problemem. Jest środek nocy, na chwile pojawia się obsługa, udostępnia poniższy papierek, narzeka na Malaysia Airlines i znika, nie czekając nawet na wypełnienie. Mamy zostawić go na ladzie. Nigdy jeszcze nie byliśmy w takiej sytuacji, na wszelki wypadek robimy zdjęcie, bo nie mamy żadnego potwierdzenia wpłynięcia czy kopii tego dokumentu.


7.jpg



Poza tym sprawnie, jesteśmy na terminalu nr 1, sprawdzają nam paszport i deklarację, którą dano nam do wypełnienia jeszcze w Malaysianie. Zaznaczamy w niej, że przewozimy leki (na wszelki wypadek), poza tym pamiętamy o tym, by nie wwozić żadnego jedzenia, nie można. Australia ma surowe przepisy bioasekuracyjne – zakaz wwozu dotyczy jedzenia, roślin, produktów pochodzenia zwierzęcego oraz przedmiotów zabrudzonych ziemią. W deklaracji jest nawet pytanie czy nie masz błota na butach.
Jest 3:30 w nocy, szukamy sobie jakiegoś spokojnego miejsca by przeczekać do świtu. Chcemy zobaczyć się z Pawłem i Kaśką, którzy przylecieli parę dni wcześniej, dziś rano lecą do Darwin. Na hali przylotów - na piętrze znajdujemy wolne ławki. Wygodniejsze są kawałek dalej w nieczynnych jeszcze kawiarniach, ale wszystkie są zajęte. Nasz wybór okazuje się jednak lepszy, lokale są dość wcześnie otwierane i trzeba zwolnić legowiska. My rozbijamy obozowisko na tej drewnianej, znienacka dostajemy jeszcze po cukierku od wesołego Australijczyka, chyba na otarcie łez po plecaku ;-) Uznajemy, że nie jest Złą Królową z zatrutym jabłkiem i po konsumpcji próbujemy zasnąć choć na chwilę.


8.jpg



9.jpg



Już po 6 ruszamy na poszukiwanie kiosku z kartami SIM, lotniskowy internet działa słabo, ciągle się rozłącza lub w ogóle zanika. W międzyczasie sprawdzam kampery, ciągle nic.
Kupujemy 35 GB (do podziału na dwie osoby), dostępne są karty eSIM.


10.jpg



Wsiadamy w autobus, który zabiera nas na terminal 4, tam mamy się spotkać ze znajomymi. Przejazd trwa tylko klika minut, ale jak się okazuje bardzo istotnych dla naszej dalszej podróży. Zaglądam do telefonu i wreszcie jest! Kamper marzenie :)


11.jpg



6 dni za łącznie 6 AUD, możliwość dokupienia jednego dodatkowego za 75AUD, dodatkowo 300 AUD zwrotu za paliwo i co najważniejsze - pasująca nam idealnie data:)
Klikam z szybkością jak przy dealach od Expedii (kiedyś to było;-), zaznaczam 5-11 listopada i już po chwili mam wstępne potwierdzenie. Nie chcę jeszcze skakać z radości, czekam na kolejnego maila. I jest!!
… ale zaraz, CO TO JEST??
Patrzę i nie mogę uwierzyć. Rezerwacja na moje imię i nazwisko ale… Z Adelaide do Sydney?!


12.jpg



W dodatku z karty schodzi 114 AUD. No ekstra… Czuję, że opadam z sił, jakoś tak pod górkę ta cała podróż, ciekawa jestem co nas jeszcze czeka ;-)
Szukam telefonu do coseats, na szczęście jest dostępny, nawet przez Whatsapp. Nerwowo tłumaczę problem, są zdziwieni sytuacją, obiecują sprawdzić i się odezwać.
W tym czasie na lotnisko docierają nasi niedoszli kompani, wymieniamy się wrażeniami, dostajemy garść przydatnych rad i nie pozostaje nam nic innego jak pomachać im na pożegnanie. Ciągle jeszcze liczymy na to, że może choć pod koniec złapiemy się np. w Sydney i razem posiedzimy pod operą:)
Tymczasem nie wiemy jakie są właściwie nasze plany i czy mamy to auto czy nie ;-) Jestem w kontakcie chatowym z coseats, twierdzą, że oni przekazali do wypożyczalni właściwe dane. "Really sorry for the confusion :( We'll get it fixed for you:)"
Po bardzo długiej godzinie przychodzi wreszcie kolejne potwierdzenie:


13.PNG



już z właściwą datą, kwotą i pośrednikiem. Najwyraźniej wypożyczalnia coś pomieszała, podobno zdarza się to b. rzadko ale jakoś na nas trafiło.
Czuję, że schodzi ze mnie dwutygodniowy stres, i że teraz już naprawdę mogę zacząć cieszyć się tym wyjazdem:)Perth, Fremantle i Rottnest Island

Perth, założone w 1829 roku, jest największym miastem Australii Zachodniej i jednym z najbardziej odizolowanych na świecie – najbliższe miasto, które można uznać za porównywalnie duże, czyli Adelaide (1,4 mln mieszkańców wobec 2,1 mln w Perth), leży aż 2100 km stąd w linii prostej. A drogą? Prawie 2700 km. No cóż, witajcie w Australii. Dawniej tereny te były domem Aborygenów Noongar, znanych dziś jako First Nation, którzy przez tysiące lat żyli tu w harmonii z przyrodą. Choć wiele się zmieniło, ich dziedzictwo wciąż jest widoczne – od nazw takich Yagan Square, w galeriach sztuki - https://artgallery.wa.gov.au/ po festiwale, np. Festiwal Noongar https://www.perthfestival.com.au/program/season-2025 https://cms.perthfestival.com.au/media/ ... ressed.pdf .
Pierwsi europejscy osadnicy byli brytyjskimi i irlandzkimi wolnymi kolonistami, sprowadzono też sporo skazańców, by budowali drogi, mosty i inną infrastrukturę publiczną.
Dziś Perth to ciekawa mieszanka historii i nowoczesności – kolonialne budynki sąsiadują z drapaczami chmur, po centrum kursują darmowe autobusy, a w Kings Park można odwiedzić ogród botaniczny. Dla chętnych jest oceanarium (32 AUD), zoo i wiele innych atrakcji… których nie zaplanowaliśmy na ten dzień ;-)


15.jpg


Nasze potrzeby są w tej chwili bardzo proste: śniadanie, kawa, chillout w parku. No i jeszcze wymiana dolarów amerykańskich na australijskie, revolut działa bardzo dobrze, ale warto mieć trochę gotówki, szczególnie że przy płatności kartą czasem trzeba się liczyć z dodatkową prowizją.
Do centrum przybywamy z lotniska autobusem, bo choć pociąg jest najwygodniejszą opcją, to nie kursuje z terminala czwartego. Nie pamiętam dokładnej ceny, ale około 5 AUD na osobę.

Pierwsze spotkanie z kangurami:) Na prawdziwe przyjdzie nam długo czekać…


13.jpg


Zakupy śniadaniowe robimy w Woolworths, korzystne cenowo są też Aldi. Biorąc przykład z miejscowych - zajmujemy stół z widokiem na rzekę Swan i urządzamy piknik. Idealnym miejscem do takich celów okazuje się Elizabeth Quay, dokładnie tu: https://maps.app.goo.gl/5tVF9EENhN84QABo6 . Obok cumują promy, a w pobliżu znajduje się polecany przez Pawła bar - https://amberjacks.com.au/shop/ (“Gigantyczne porcje, zestaw mix dla 1 osoby spokojnie na kolacje najedzą się 2”), a także publiczna toaleta. Przy okazji - na forum F4F natrafiłam na bardzo ciekawą mapkę i muszę przyznać, że było to jedno z przydatniejszych znalezisk: https://toiletmap.gov.au/ ?
Australijczycy uwielbiają spędzać czas na świeżym powietrzu, a grillowanie to niemal narodowy sport. W parkach i na plażach często można znaleźć darmowe grille (często elektryczne). Fajna opcja, ale my póki co przy śniadaniu:) Rezygnujemy z planu dotarcia do Kings Park, dobrze nam nad tą zatoczką.


14.jpg


Przeglądamy hotele w Broome, decydujemy się na The Continental Hotel Broome https://theconti.com.au/ , wyjściowa cena to 306 euro za 3 noce, ale korzystając z moich rozmaitych zniżek płacimy ostatecznie 340 AUD. Odwołujemy kampera z Transfercar, prowokując ich wreszcie do odpowiedzi na moje maile. Wyjaśniają, że raz potwierdzona rezerwacja nie podlega żadnym zmianom – lokalizacja, daty i godziny odbioru muszą pozostać takie, jak wskazano przy składaniu zapytania. Tłumaczą też, że odległość 3 km od lotniska do biura wypożyczalni jest standardowa i nie powinna stanowić problemu…
No nic, było minęło;-)
W mieście zaczyna się robić gorąco, ruszamy więc nad ocean, do miejscowości Fremantle. Do Perth zamierzamy wrócić przed lotem powrotnym do Polski.
Tym razem decydujemy się na pociąg, do stacji kolejowej docieramy pieszo, znajduje się tutaj https://maps.app.goo.gl/k9f6Zex94uyKgbCfA . W automacie kupujemy bilet:


16.jpg


i wsiadamy do Fremantle Line.


17.jpg


Fremantle wita nas przyjemną bryzą od oceanu. Miasto to, założone w 1829 roku jako port dla Perth, zachowało wyjątkowy kolonialny charakter – budynki z XIX wieku w stylu wiktoriańskim nadają mu niepowtarzalny urok. Spacerując ulicami, naprawdę można poczuć klimat dawnej Australii.


18.jpg


Obecnie Fremantle to tętniące życiem miasto portowe, pełne kulturalnych wydarzeń, kafejek, galerii sztuki - np. Japingka Aboriginal Art Gallery https://japingkaaboriginalart.com/, muzeów - https://visit.museum.wa.gov.au/shipwrecks . Jednym z najbardziej znanych zabytków jest nieczynne więzienie Fremantle, wpisane na listę UNESCO. Planując wyjazd rozważaliśmy nawet nocleg w budynku znajdującym się na jego terenie - http://www.booking.com/hotel/au/fremant ... ha.pl.html , jednak ostatecznie zdecydowaliśmy się na Hotel Australia Fremantle.


19.jpg


Nie ma on najlepszych ocen na bookingu (7,4) ale szczerze go pokochałam. Urokliwy budynek z XIX wieku z klimatycznym pubem na parterze, darmowa pralnia, kawa, herbata i różne produkty typu mleko, keczup, ciasteczka (znalezione ku naszemu zaskoczeniu w sali telewizyjnej). Pozytywnie nastawieni pracownicy, w pokoju czysto, w częściach wspólnych - różnie. Te minusy pewnie za brak łazienek w pokojach, są wspólne. Na pewno nie jest to jednak hotel dla osób wymagających luksusów. Ceny przystępne, darmowy, ogrodzony parking. Położenie też super - kilka minut na piechotę do dworca, kilkanaście do centrum, a najważniejsze dla nas, że około 10 do przystani promu na Rottnest Island:)
Do Hotel Australia Fremantle docieramy około 14 i dobrze wykorzystujemy czas do zameldowania (15). Zajmujemy miejsca w przyhotelowym pubie, który okupują brodaci Australijczycy i zamawiamy dwie solidne porcje fish and chips. Pycha.


20.jpg


Dla zainteresowanych - menu:


21.jpg



22.jpg


Niestety nie ma wieści o plecaku, mieliśmy cichą nadzieję, że będzie już na nas tu czekał.
Odpoczywamy zatem chwilę w pokoju i zamiast zanurzyć się w życiu kulturalnym tej ciekawej miejscowości… ruszamy na zakupy. Gdy bagaż jest opóźniony, linie lotnicze powinny pokryć koszty zakupu podstawowych rzeczy, takich jak odzież czy kosmetyki – alternatywnie można skorzystać z ubezpieczenia turystycznego, jeśli się je posiada. Przypominam sobie, że jedno z naszych oferuje zwrot do 250 euro. Ale aż tak nie szalejemy. Trafiamy do K-Mart, gdzie w naprawdę w przystępnych cenach ubieramy Szoniego od stóp do głów, chichocząc pod nosem “Dzięki Turkiszu Drogi”. Dla zainteresowanych cenami wrzucam paragony.


23.jpg


Wybiegając trochę w przyszłość - ostatecznie to nie Turkish oddaje nam za te zakupy kasę. Odsyła nas do Malaysia Airline, która bije się w piersi, przyznaje do błędu i obiecuje że zrobi przelew… który do dziś nie przyszedł ;-) Ale ubezpieczenie z Paribasa zadziałało wzorowo.
Kładziemy się spać w nadziei, że uda się przespać jetlag. Mi on na szczęście zbytnio nie doskwiera, ale chcę się wyspać przed jutrem:)

Z załączników przesłanych na maila razem z biletami dowiadujemy się, że:
“promy SeaLink Rottnest Island odpływają z O’Connor Landing, Victoria Quay w Fremantle codziennie, z wyjątkiem Bożego Narodzenia. Rottnest Island znajduje się 19 kilometrów od miasta portowego Fremantle, przeprawa promowa trwa około 30 minut. Przed odpłynięciem należy zarezerwować sobie co najmniej 30 minut na odprawę, aby odebrać kartę/y pokładowe, identyfikatory rowerowe itp. i dokonać odpowiednich ustaleń dotyczących bagażu. Jeśli podróżujesz bez bagażu rejestrowanego i masz kod QR SeaLink Rottnest Island, nie musisz się odprawiać i możesz udać się bezpośrednio do wejścia na pokład. Jeśli odprawiasz bagaż, musisz najpierw odprawić się w naszym biurze biletowym, aby odebrać identyfikatory bagażowe. Wejście na pokład dla wszystkich pasażerów kończy się 10 minut przed odpłynięciem”. Ale gdybyście zaspali, to się nie poddawajcie, widzieliśmy kilku wskakujących na ostatnią chwilę ;-)
My stawiamy się w porcie około 6:40 i na spokojnie zajmujemy miejsca na górnym pokładzie. Tak najbardziej lubię. Kawa z widokiem na Ocean Indyjski smakuje przepysznie:)


24.jpg


Generalnie polecam, przypominam namiar - https://www.sealink.com.au/


25.jpg


Wyspa Rottnest ma 11 kilometrów długości i 4,5 kilometra w najszerszym punkcie i można ją zwiedzać nawet pieszo.


26.jpg


Dostępny jest autobus Hop-On Hop-Off, który kursuje między głównymi punktami wyspy ale najpopularniejszym środkiem transportu na wyspie są rowery. Można je wypożyczyć na miejscu lub, jak my - zarezerwować wcześniej online (https://ria.rentrax.io/nine). Ale pierwszym punktem programu jest spotkanie z uroczymi kuokami.


26a.jpg


Wyglądają jak połączenie kangura ze szczurem. Jak do tego doszło…? Nie wiem. Niezła imprezka musiała być ;-) Był kiedyś Holender, który też nie wiedział i nazwał wyspę Rottnest, czyli „szczurze gniazdo” - sądził, że to gryzonie, a nie torbacze.
A skoro już o nich mowa – kuoki to zwierzęta o dość specyficznych priorytetach. Gdy poczują zagrożenie, nie ratują młodych, tylko wyrzucają je z torby, żeby same mogły uciec. Staram się nie oceniać…;-) ale... cieszę, się że na Rottnest nie ma zbyt wielu drapieżników, więc kuoki mogą spokojnie zajmować się tym, co robią najlepiej – byciem najsłodszymi torbaczami świata i pozowaniem do selfie ? .
Wiele osób przyjeżdża tu właśnie po to, by zrobić sobie zdjęcie z "najszczęśliwszym zwierzęciem na świecie". I nam się udało:)


27.jpg


Wypożyczenie rowerów było naprawdę dobrym pomysłem, polecam z całego serca.
Turkusowe zatoki, białe plaże, latarnia morska, foki i generalnie wiatr we włosach:)
Zobaczcie sami.


28.jpg



29.jpg


Foki mieszkają na zachodnim krańcu wyspy. Przy odrobinie szczęścia można też stamtąd zobaczyć delfiny i wieloryby.


33.jpg


Do fok można dotrzeć niepozorną ścieżką na prawo od Cape Vlamingh (przystanek 11, West End).


34.jpg


To ich królestwo:


35.jpg


Na latarnię morską Wadjemup niestety można wchodzić tylko z mini wycieczką, co pół godziny. Nam się nie chciało czekać, wypiliśmy za to pod ową latarnią kawę ?


30.jpg



30.1.jpg


Są też tacy mieszkańcy:


36.jpg



35.1.jpg


I jeszcze NIEBIESKIE DRZEWO, które jest symbolem wspierania zdrowia psychicznego.
Blue Tree Project to organizacja charytatywna, która stara się zmienić sposób, w jaki ludzie mówią o zdrowiu psychicznym. Można je znaleźć w całej Australii i innych częściach świata.


31.jpg


Co mogę jeszcze powiedzieć o Rottnest? To nie tylko piękne krajobrazy, sympatyczne zwierzęta i snorkeling ale też miejsce z ciekawą historią – od czasów rdzennych mieszkańców Noongar, którzy nadali jej nazwę Wadjemup, po okres, gdy wyspa służyła jako miejsce odosobnienia dla skazańców. Dziś jest to miejsce idealne na jednodniową wycieczkę, ale są też miejsca noclegowe, gdyby ktoś chciał zostać dłużej.

My jednak - po kilkudziesięciu kilometrach na rowerkach, plażowaniu i pikniku - wsiadamy o 18:00 na prom i wracamy na kontynent. Jutro lot do Broome:) I jeszcze miła niespodzianka w hotelu - dotarł plecak. W zasadzie już wczoraj wieczorem, ale jakoś utknął u ochroniarzy. Dobrze, że zapytaliśmy;-)Dzięki Sorella, miło Cię tu widzieć :* :)Broome, Cable Beach, Gantheaume Point

Prawie 250 lotów za mną, ale to, co widzę z okien Virgin Australia, naprawdę robi wrażenie. Czerwone ziemie outbacku, popękana powierzchnia jakby wycięta w geometryczne wzory, a potem turkusowe wody oceanu i biel piaszczystych zatok – coś niesamowitego! Najpierw widać ogromne, puste przestrzenie, aż nagle pojawiają się pasma lasów namorzynowych i mleczno-turkusowe wody przybrzeżne, które wyglądają jak namalowane.
Lot trwa 2,5 godziny, na pokładzie są napoje i rozrywka na telefon, ale kto potrzebuje rozrywki, gdy widoki za oknem zapierają dech w piersiach?


1.jpg



2.jpg


Lądujemy w Broome na malutkim barakowym lotnisku i mamy wreszcie poczucie, że jesteśmy na Krańcu Świata. W Perth dało się wyczuć ducha Korony, a momentami nawet lekki klimat USA (przynajmniej takie mieliśmy skojarzenia), ale tu wszystko wydaje się zupełnie inne – spokojniejsze, bardziej dzikie, jakby czas płynął wolniej.
Odbieramy nasze plecaki z taśmy i idziemy sprawdzić jak tu jest.
Jak to dobrze, że nie musimy łapać taxi (uberów i boltów brak) i pędzić po kampera ;-)


20241102_145012.jpg


Do hotelu ruszamy na piechotę, zawsze to okazja do zobaczenia czegoś po drodze.


Teoretycznie w Broome powinna już być pora deszczowa, ale... jak widać na zdjęciach ? Mieszkańcy twierdzą, że przyjdzie bliżej grudnia. Gorąco, wilgotno i fajnie pusto, bo już po sezonie. Komarów na szczęście brak, choć mocno się tego obawialiśmy, w Darwin podobno ich pełno.


20241103_115241.jpg


Ale na parę wycieczek można się jeszcze załapać. Dość ekskluzywnych:


20241103_123903.jpg


Broome powstało pod koniec XIX wieku i od razu zyskało sławę dzięki… perłom. To właśnie tu zaczęła się gorączka połowu pereł, która ściągnęła do miasta awanturników, rybaków i poszukiwaczy fortuny z całego świata – od Japończyków, przez Chińczyków, po Malajczyków. Dziś perły nadal są częścią lokalnej gospodarki, ale klimat miasteczka to raczej luz niż gorączkowy pośpiech. Jak to w nadmorskim kurorcie – tylko takim, gdzie zamiast bursztynów i gofrów z bitą śmietaną można kupić perłowe kolczyki i naszyjniki.


20241103_122757.jpg



20241103_123812.jpg


Miasteczko znane jest też zjawiska nazywanego schodami do księżyca, japońskiego cmentarza, ogromnej Cable Beach.


20241103_122548.jpg


Są tu mangrowce, cieplutki Ocean Indyjski, baobaby, a zamiast mew latają wielkie nietoperze!


20241103_111359.jpg


Już wiem, że to będą piękne trzy dni.
I tak faktycznie jest. Mamy czas na chillout w trochę opustoszałym hotelu, kąpiele w basenach i oceanie, planowanie kolejnych etapów podróży i eksplorację okolicy.


The Continental Hotel.jpg


The Continental Hotel godny polecenia. Choć pewnie niejeden … nie ucieszyłby się z wizyty takiego gościa:



Dodaj Komentarz

Komentarze (10)

ancyna 4 stycznia 2025 23:08 Odpowiedz
Szybko zauważyłam pewną niewygodną prawidłowość – nowe pojazdy pojawiają się na tych stronach zazwyczaj około 1 w nocy naszego czasu, kiedy w Australii właśnie zaczyna się dzień i Jack czy Lizzie wypiją już pierwszą kawę. Zdarzało mi się budzić w środku nocy, odświeżać stronki na telefonie, a potem wracać do łóżka. Sprawdzałam je także w ciągu dnia, w różnych miejscach i momentach. Nawet gdy trafiała się odpowiadająca mi oferta, samo kliknięcie „zarezerwuj” nie wystarczało – to był dopiero pierwszy krok. Rezerwacja musiała zostać zaakceptowana przez pośrednika i przekazana do wypożyczalni kamperów do ostatecznego zatwierdzenia. Minął tydzień, a ja wciąż bez sukcesu.Na dwa tygodnie przed terminem podróży zapadły decyzje: lecimy!Zabookowałam dwa noclegi w okolicach Perth: https://www.tripadvisor.com.au/Hotel_Re ... ralia.html - teoretycznie za 145 euro, ale wykorzystując 2 rewardsy od hotels zapłaciłam całe 112 zł ?, aktywując przy okazji ubezpieczenie turystyczne z karty Paribas Gold. Na drugi dzień po planowanym przylocie kupiłam bilety na prom na Rottnest Island - wyspę, którą koniecznie chciałam odwiedzić: https://www.sealink.com.au/ . Na 9 dni przed terminem dało się je kupić w całkiem promocyjnej cenie - 160 zł za osobę w dwie strony (płacąc Revolutem), w kwocie tej zawarta jest już opłata za wstęp. Zarezerwowałam też rowery na dzienny pobyt: https://ria.rentrax.io/nine, 86 zł pax. Odpowiedniego kampera nadal nie było, zaczęłam nastawiać się na wynajem auta na prawie cały okres pobytu i spokojną podróż wzdłuż oceanu aż do Exmouth. Właściwie to zaczęła mnie pociągać wizja jazdy bez większego planu, przed siebie, tyle ile będzie się chciało. Nie pędzić, a powoli delektować się tym ogromnym krajem. I tak całego nie zobaczę, chcę odpocząć - myślałam. Wtedy przyszło mi do głowy by pogadać o tej wyprawie z AI. Co się okazało? Że to co robiłam wcześniej godzinami (a nawet czasem tygodniami), Sztuczna Inteligencja ogarnia w parę sekund. Że moją rolą jest tylko odpowiednio zdefiniować swoje potrzeby, klarownie jej to wytłumaczyć i zweryfikować czy nie gada głupot. Muszę stwierdzić, że jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tej nowej rzeczywistości, w której rzucam hasło typu “atrakcje po drodze” i dostaję obszerny plan podróży i na koniec jeszcze dobrotliwe rady typu:"Sprawdzajcie prognozy pogody i warunki drogowe przed wyjazdem.Pamiętajcie o odpowiednim zapasie paliwa, zwłaszcza w mniej zaludnionych rejonach.Dajcie znać, jeśli potrzebujecie jeszcze jakichś zmian lub dodatkowych informacji!"Świat oszalał ;-) Tymczasem AI pstryknęła cyfrowymi palcami i wyrzuciła z siebie:Dzień 1: 3 listopada – Perth do Cervantes09:00 – Wyjazd z Perth.11:00 – Wydmy w Lancelin – przystanek na krótki spacer po imponujących białych wydmach.12:00 – Wyjazd do Cervantes (60 km, 45 min).12:45 – Lunch w Cervantes (np. Lobster Shack – znana z lokalnych owoców morza).14:00-16:00 – Zwiedzanie Pinnacles Desert w Nambung National Park (unikalne formacje skalne w piasku).16:30 – Zakwaterowanie: Cervantes Pinnacles Motel lub alternatywa: Cervantes Lodge Backpackers (tańsza opcja, od 50 AUD/os.).18:00 – Kolacja: Seafood Delights – popularne miejsce z owocami morza i lokalną kuchnią.Dzień 2: 4 listopada – Cervantes do Geraldton09:00 – Wyjazd z Cervantes.10:30 – Lesueur National Park (krótka wycieczka po parku, słynącym z bogactwa roślinności, zwłaszcza dzikich kwiatów).12:00 – Wyjazd do Geraldton (100 km, 1 godzina).13:15 – Lunch w Salt Dish – budżetowe dania z lokalnymi składnikami.14:30-15:30 – Zwiedzanie: HMAS Sydney Memorial – imponujący pomnik marynarki wojennej.16:00-17:00 – Zwiedzanie Point Moore Lighthouse – krótki spacer i wizyta przy latarni morskiej.17:30 – Zakwaterowanie: Geraldton Backpackers on the Foreshore lub alternatywa: Chapman Valley Eco Farm Stay – budżetowy nocleg na farmie (od 60 AUD/os.).18:30 – Kolacja: Jaffle Shack – lokalna knajpka serwująca niedrogie dania.Dzień 3: 5 listopada – Geraldton do Hamelin Pool09:00 – Wyjazd z Geraldton.12:00 – Toolonga Nature Reserve (krótka wycieczka, jeśli są asfaltowe drogi, malownicze tereny naturalne, dobre na krótki postój).13:00 – Przejazd do Hamelin Pool (100 km, 1 godzina).14:00-15:30 – Zwiedzanie stromatolitów w Hamelin Pool (najstarsze żywe organizmy na świecie).16:00 – Zakwaterowanie: Hamelin Pool Caravan Park lub alternatywa: Monkey Mia Dolphin Resort).18:30 – Kolacja w restauracji kempingowej.Dzień 4: 6 listopada – Hamelin Pool do Monkey Mia09:00 – Wyjazd z Hamelin Pool.09:30-10:00 – Shell Beach (niesamowita plaża pokryta miliardami muszelek, spacer wzdłuż brzegu).10:30 – Eagle Bluff Lookout (krótki przystanek na widoki z klifu na Shark Bay).12:00 – Lunch w Denham (polecana knajpa: Shark Bay Takeaway – niedrogie ryby i frytki).14:00 – Przyjazd do Monkey Mia.15:00-16:00 – Relaks na plaży, ewentualnie krótki spacer.17:00 – Zakwaterowanie: Monkey Mia Dolphin Resort lub Denham Seaside Tourist Village (alternatywa w Denham).18:30 – Kolacja w hotelowej restauracji.Dzień 5: 7 listopada – Monkey Mia - Carnarvon06:30-07:30 – Poranne karmienie delfinów w Monkey Mia (organizowane przez WA’s Department of Parks and Environment).09:00 – Wyjazd do Carnarvon (300 km, 3,5 godziny).12:30 – Lunch w Carnarvon (np. Harbourside Cafe – popularna lokalna kawiarnia z widokiem na port).14:00-16:00 – Spacer po Fascine – malowniczy nadbrzeżny deptak, i wizyta na One Mile Jetty (historyczny pomost).17:00 – Zakwaterowanie: Carnarvon Motel lub alternatywa: Farmstay w Carnarvon (np. Outback Oasis Caravan Park, opcje budżetowe).18:30 – Kolacja w Gascoyne Junction Pub & Cafe.Dzień 6: 8 listopada – Carnarvon do Coral Bay09:00 – Wyjazd z Carnarvon.12:00 – Przyjazd do Coral Bay.12:30 – Lunch w Bill's Tavern – budżetowa restauracja, popularna wśród turystów.13:00-17:00 – Relaks i snorkelling na plaży w Coral Bay.17:00 – Zakwaterowanie: Ningaloo Coral Bay Backpackers lub alternatywa: Coral Bay Eco Lodge.18:30 – Kolacja w Ningaloo Reef Cafe.Dzień 7: 9 listopada – Coral Bay (Ningaloo Marine Park)09:00 – Dzień wycieczek: snorkelling w Turquoise Bay, kajakowanie w Osprey Bay.12:00 – Lunch na plaży (piknik).13:00-17:00 – Eksploracja Jurabi Turtle Center.17:00 – Powrót na nocleg: Ningaloo Coral Bay Backpackers.Dzień 8-9: 10-11 listopada – Coral Bay do Exmouth09:00 – Wyjazd do Exmouth (200 km, 2 godziny).11:00-17:00 – Zwiedzanie Cape Range National Park.17:00 – Zakwaterowanie: Potshot Hotel Resort.18:30 – Kolacja: Whalebone Brewing Company Dzień 10: 12 listopada – Exmouth do Kalbarri09:00 – Wyjazd z Exmouth.15:00 – Przyjazd do Kalbarri (snorkelling, papugi).17:00 – Zakwaterowanie: Kalbarri Palm Resort.Dzień 11: 13 listopada – Kalbarri National ParkCały dzień na zwiedzanie parku (szlaki, punkty widokowe).Dzień 12: 14 listopada – Kalbarri do Yanchep09:00 – Wyjazd do Yanchep.Dzień 13: 15 listopada – Yanchep National Park- PerthPrzyznam, że czasu na szczegółową weryfikację mi zabrakło ale i tak nie zamierzałam się trzymać sztywno tego pieczołowicie rozpisanego harmonogramu ;-) Tymczasem na 5 dni przed wylotem obudziłam się bladym świtem i jak co dzień zajrzałam na strony z relokacjami. I.. JEST! Wymarzony, wyczekany, teraz już się uda, czuję to! Co prawda nie z Exmouth, a z Broome, ale to nawet lepiej – stamtąd łatwiej ogarnąć lot powrotny. Po szybkim sprawdzeniu, że Virgin Australia proponuje akceptowalną cenę, w moim zaspanym mózgu wszystko złożyło się w jedną całość. Dobra, klikam! Serce bije mi tak mocno jakbym jakimś cudem zdecydowała się przebiec maraton, mijają długie sekundy. Nerwowo odświeżam skrzynkę i jest:) Mail od Transfercar z info: “Your relocation request has been accepted” :)) i za chwilę drugi z oficjalnym potwierdzeniem Britza o zaakceptowaniu relokacji. Yess!Odbiór dwuosobowego kampera 2 listopada z Broome, zdanie 8 listopada w Perth. No dobra, to teraz lot Perth-Broome, ceny nie powalają, 900 zł za osobę (z bagażem), no ale na parę dni przed datą podróży raczej niczego lepszego spodziewać się nie mogę. Pierwszego listopada jesteśmy na Rottnest, to wybieram na drugiego. Kupuję. I wtedy się budzę ;-) A właściwie dobudzam i przyglądam się wnikliwiej temu co ja właściwie zrobiłam. Uświadamiam sobie, że:- przylot do Broome jest o 13:55, a wypożyczalnia Britza czynna jest do 15, w dodatku wcale nie jest na samym lotnisku a kilka km od niego (choć Transfercar oznaczył ją jako Broome Airport), więc najmniejsze opóźnienie może pokrzyżować nasze plany- mamy tylko 7 dni na dotarcie do Perth, a w ten sposób tracimy prawie cały pierwszy, jechać można tylko do zachodu słońca, potem jazda nie jest bezpieczna (zwierzęta na drogach) i nie działa ubezpieczenie- właśnie zapłaciłam 1800 zł za bilety do Broome, którego nawet nie zdążymy zobaczyć, bo natychmiast trzeba ruszać w trasęMoja radość ulotniła się bezpowrotnie ale liczyłam jeszcze na możliwość odkręcenia całej sytuacji, wysłałam na wszelkie możliwe maile wiadomość z pytaniem czy może moglibyśmy odebrać to auto choć dzień później, jednak niestety nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Postanowiłam szukać dalej i w ostateczności anulować tę niefortunną rezerwację, co wiązałoby się jednak z utratą opłaty, którą pośrednik pobrał w ramach zabezpieczenia - 90 AUD (ok. 240 zł), pobrane po zaakceptowaniu relokacji. No trudno, cóż zrobić. Ale póki co żadna nowa oferta na trasę z Broome się nie pojawiała i radość ze zbliżającego wyjazdu zatruła mi wizja opóźnień Virgin Airlines, odbiór auta prawie tuż przed zmrokiem, a gdzie tu jeszcze jakieś zakupy na drogę, nie mówiąc już o pozwiedzaniu okolicy :( A potem pędzenia przed siebie by zdążyć na czas do Perth, bo jak nie dotrzemy do 8 listopada, to musimy liczyć się z karą - 150 AUD jeśli nie dotrzemy ostatniego dnia do 15:00, a 1000 jeśli będzie to po 16:00 lub później. A trasa, którą mieliśmy pokonać to około 2800 km, niemało jak się chce jeszcze coś zobaczyć, a nie być tylko kierowcą Britza, w dodatku bez pensji i za swoje paliwo ;-) No to sobie załatwiłam chillout i odpoczynek w Australii ;-) Nie wiedząc co nas tam ostatecznie czeka i czy nie będziemy musieli wracać z tego Broome np. na stopa, postanowiliśmy odświeżyć trochę nasz ekwipunek turystyczny i ostatecznie do Australii wybraliśmy się z ogromnymi (jak na dzieci tanich linii i bagaży podręcznych) plecakami, namiotem szybkorozkładalnym, pompowanymi materacami, a także płetwami, maskami i całą resztą “normalnego” bagażu. Trochę koszmar ;-) Plecaki ważyły 13 i 15 kg (plus podręczny) – zdecydowanie nie mój styl pakowania.Zbliżał się dzień wylotu.
tropikey 5 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
Napięcie rośnie :)Z niecierpliwością czekam na wyjaśnienie: "zdążą, czy nie?". Tak, czy inaczej wyczuwam tu bogate źródło inspiracji na kolejny wyjazd :)
mania-turowska 12 stycznia 2025 23:08 Odpowiedz
To jest jak dziennik pokładowy jakiegoś Cooka czy Amundsena!!! :o I wiecie co? Jeśli ktoś z Was wybiera się do Australii, to może zaufać Ancynie w 200%. Wiem, bo to moja osobista siostra. Jak ona coś zaplanuje, to nawet "bieg wydarzeń" (nieoczekiwane zwroty akcji, które też przecież lubimy w podróżach) się nie przeciśnie! Ale akurat pośród interioru lepiej, by nic się nie popsuło. Jeszcze nie wiem jak, ale w końcu odwiedzę Land Down Under. Byłoby głupio przeżyć życie i nie zobaczyć ani jednej kuoki.
ancyna 12 stycznia 2025 23:08 Odpowiedz
Dzięki Sorella, miło Cię tu widzieć :* :)
bbartekk2 19 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
-- 19 Sty 2025 11:24 -- Świetnie się czyta i ogląda zdjęcia szczególnie że byliśmy na zachodzie Australii w listopadzie 2024. Niestety nie udało się z relokacją, natomiast może następnym razem. -- 19 Sty 2025 11:35 -- Świetnie się czyta i ogląda zdjęcia szczególnie że byliśmy na zachodzie Australii w listopadzie 2024. Niestety nie udało się z relokacją, natomiast może następnym razem.
ancyna 19 stycznia 2025 17:08 Odpowiedz
@bbartekk2 Może się gdzieś minęliśmy:)Dzięki za komentarz, motywujące. To również do @tropikey :)Siadam do kolejnego odcinka, choć już wena juz gdzieś w kolejnych podróżach ;-) Ale nie chcę by szczegóły tej podróży zaginęły gdzieś w odmętach mojej pamięci.
agagy 25 stycznia 2025 23:08 Odpowiedz
Oszczędnie dozujesz odcinki, a tak fajnie piszesz. Super podróż.
ancyna 28 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
@AgaGy Powiem Ci, że to ciężka praca z tymi relacjami, nie wiem czy jeszcze się kiedyś zdecyduję ;-) Ale dzięki za miłe słowo.
klapio 8 lutego 2025 17:08 Odpowiedz
Skończyłem czytać, super relacja :) Ale narobiłaś ochoty na Australię! :)
ancyna 8 lutego 2025 23:08 Odpowiedz
@klapio Ja już mam ochotę wracać, ma to COŚ :) Dzięki za przeczytanie i miłe słowo.