Zwykle nie wyjeżdżamy nigdzie podczas szkolnych wakacji w Polsce. Drogo, gorąco, tłoczno, a przecież można spędzić przyjemnie czas we własnym ogrodzie. Prawda? Normalnie pewnie tak, ale lato '25 to jest pogodowa komedia, a nie lato. Do tego okazało się, że córka łącznie w ciągu wakacji wyjeżdża na ponad 20 dni więc uznaliśmy z żoną, że trochę nie chce nam się siedzieć samemu w domu. Pierwsza okazja pojawiła się na początku lipca, bo młoda wybrała się na obóz zuchowy. Pojawił się jakiś pomysł na szybki citybreak ale ostatecznie się nie zdecydowaliśmy - to był jej pierwszy obóz i nie byliśmy pewni jak sobie poradzi. Na marginesie dodam, że poszło jej świetnie, więc może za rok...? Kolejna okazja to wyjazd z dziadkami nad Bałtyk. Tutaj nie udało nam się dopasować urlopu i padło na trzeci termin - długi weekend sierpniowy. Nie mieliśmy żadnych preferencji. Zacząłem szukać lotów i typować różne ciekawe lokalizacje. Całość ostatecznie zebraliśmy w tabelkę i wyszło że w podobnej cenie mamy Bolonię, Zurych i Luksemburg. Problem polega na tym, że jak w takim zestawieniu pojawiają się Włochy to nasze zamiłowanie do tego kraju, a zwłaszcza jedzenia bierze górę. W ten oto sposób zaklepałem loty na stronie Lufthansy i zabrałem się za poszukiwania noclegu. Trochę się wystraszyłem tego mitu sierpnia we Włoszech. Tymczasem wyszukiwarka wypluła mi listę obiektów i spodobał mi się ten: Hotel Castello Artemide Congressi. Wprawdzie ok 30 km od Bolonii ale za to podejrzanie dobra cena. W sumie to jednak nie ma się co dziwić, bo to hotel biznesowo - kongresowy więc na Ferragosto nie miał wzięcia, co chętnie wykorzystaliśmy. Plan był prosty - zobaczyć jak najwięcej w krótkim czasie ale też bez większego ciśnienia.
Dzień 1
Wylot mamy z Poznania o 13.25 więc zdążyłem iść rano do pracy na kilka godzin. Na lotnisko mamy niecałe 2 godziny więc po 9 wyruszamy. Na lotnisku tłumów brak, bo akurat odlatuje tylko Ryanair i Antalya. Na naszych kartach PP z limitem 10 wejść zostało nam łącznie 3, więc uznaliśmy że salonik w Poznaniu jest ostatnim miejscem gdzie chcielibyśmy to przepalić i siadamy pod bramką z książka w ręku. Samolot z MUC pojawia się o czasie, sprawnie się rozładował i rozpoczęto nasz boarding. Wszystko sprawnie. Siedzimy w samolocie i klops. Z zewnątrz jakieś dziwne dźwięki pracującej hydrauliki. Kapitan ogłasza, że mamy jakieś drobne problemy techniczne i próbują to z obsługą naziemną ogarnąć. Po kilkunastu minutach w końcu udało się problem rozwiązać i po krótkim postoju ruszamy. Problem polega na tym, że w MUC mamy krótką przesiadkę. Docelowo to było 50 minut, ale przy opóźnieniu 25 minut nie wygląda to ciekawie. Sprawdziłem jeszcze przed startem, że awaryjnie następny lot do BLQ jest po 22. Z jednej strony 500 Euro odszkodowania, a z drugiej wypożyczalnia będzie już zamknięta, a poza tym szkoda tracić popołudnie. W powietrzu udało się kilka minut nadrobić. Kapitan podał bramki kilku stykowych lotów. Nasza to G32. Niestety ale zatrzymujemy się na płycie, a nie pod rękawem. Zanim nasz autobus rusza rozpoczął się już boarding lotu Air Dolomiti. Wszystko zależy od miejsca gdzie podjedzie autobus. Wbiegamy do terminala kilka minut przed zamknięciem bramki i szok - wysiedliśmy pod G30
:) Wpadamy, a Pani tylko pyta czy my jesteśmy z Poznania? Nawet nie spojrzałem czy to nasz lot. Okazało się, że czekali jeszcze na kilka osób, przez co nasz lot kilka minut się opóźnił. Później już obudziłem się w Bolonii
:)
Lotnisko w Bolonii nieco podniszczone, ale wszystko idzie sprawnie. Bagażu nadawanego na szczęście nie mieliśmy więc szybko udajemy się do punktu Sicily by Car. Tam dostajemy klucze do Lancii Ypsilon. Co ciekawe, dałem pani z okienka dowód osobisty ale ostatecznie poprosiła o paszport. Na szczęście zawsze ze sobą bierzemy. Ok 18 dojeżdżamy do hotelu. Dostajemy klucze do pokoju, a nasze zainteresowanie wzbudza ta wystawa w holu:
Moja wiedza dotycząca F1 ogranicza się do tego, że wiem kto to jest Schumacher, Lewis Hamilton i Kubica
:) Oczywiście Senna i jego tragedia jest mi pobieżnie znany ale hotelowa wystawka zaciekawiła nas na tyle, że postanowimy zgłębić temat ale to w swoim czasie. Teraz ogarniamy się i rozglądamy za jedzeniem. Tradycyjnie zrobiliśmy wcześniej reaserch i pozaznaczaliśmy ciekawe miejsca z jedzeniem w rozsądnej cenie na każdym etapie podróży. Oczywiście przez Ferragosto cały nasz wysiłek poszedł na marne, bo akurat te lokale były zamknięte. Na szczęście jeszcze jest 14 sierpnia, nie wszyscy wyjechali i kilka knajp jest czynnych. Standardowo po włosku, od 19.30 więc mamy trochę czasu na relaks. Lądujemy na starówce i jemy tagiatelle ragu. Żona tradycyjne, a ja z mięsa kaczki. Do tego po deserze i karafka wina. Byliśmy mocno głodni, więc pozostał lekki niedosyt. Miałem na mapie słynną w okolicy cukiernię Lo Spuntino dal fornaio. Czynne do 21 więc postanawiamy wybrać się na krótki spacer. Docieramy pół godziny przed zamknięciem ale lokal nadal tętni życiem. Zamawiamy 2 aperole i pytam panią o ich słynne ciastka savoiardi. Oczy od razu zrobiły się 2 razy większe i od razu zostaliśmy zasypani pytaniami skąd jesteśmy i jakie mamy plany. Same ciastka żadne wow - ot biszkopty ale reklamowała je królowa matka. Ze względu na datę listu z podziękowaniami (1903r) wnioskuję że chodzi o włoską la Regina Madre, czyli Małgorzatę Sabaudzką, żonę Humberta I, matkę Wiktora Emanuela III. Jak wspomniałem ciastko jak ciastko, ale dostaliśmy też deskę focacci i nachosów. Po 21 wychodzimy i na przeciwko w parku trwa jakiś festyn ale odpuszczamy bo chcemy wcześniej wstać.
Jak to wyglądało w kontekście Ferragosto? W miasteczku dość pusto, a knajpek otwarte ok połowa. Upału nie odczuliśmy, bo było już po południu. Największy plus szczytu sezonu urlopowego we Włoszech? Tani hotel 4 gwiazdkowy. Za pobyt czwartek - niedziela zapłaciliśmy 800 zł ze śniadaniami. Symulowałem to samo na weekendy we wrześniu i październiku w tym hotelu i dostawałem wyniki z przedziału 1600-4000 zł
:)
Jutro zapowiada się intensywny dzień.Ale mi zepsułeś suspens
:P tak pojechaliśmy na tor. W dniu w którym to zrobimy wyjaśnię też dlaczego tam jest ta wystawa.Dzień 2
Wstajemy dość wcześniej, żeby już o 7 zameldować się na śniadaniu. Oczekiwań nie mieliśmy zbyt dużych, bo to Włochy, więc pewnie rogalik i kawa. Okazało się, że stół uginał się od słodkości ale był też spory wybór dań na słono, od tradycyjnej jajecznicy, po wędlinę włoską i ser zwykły oraz pleśniak. Kawę można było nalać z dzbanka (Americano) lub podawała obsługa świeżo zrobioną. Do tego pyszne nadziewane rogaliki znane nam dość dobrze ze statków Costa. Zapomniałem dodać, że wczoraj wieczorem przed hotelem było 5-6 aut. Głównie włoskie ale też Francuzi i Niemcy, więc na śniadaniu tłumu nie było.
Prosto po śniadaniu ruszamy na północ. Naszym pierwszym celem jest Werona. Dojazd zajmuje nam niecałe 2 godzinki. Pierwszy szok to brak ruchu na mieście. Kierujemy się do centrum i udaje się bez problemu znaleźć miejsce wzdłuż rzeki. Na znaku przeczytałem, że za parking płaci się 24/7 więc słusznie założyłem, że 15 sierpnia opłata też będzie konieczna. Maksymalny czas parkowania to 2h, a koszt nie był drastyczny, bo chyba 2 Euro/h.
Od razu ruszamy w stronę balkonu Julii, w obawie przed tłumem turystów. Po drodze mijamy pomnik Romeo i Julii
W tym samym parku był jeszcze pomnik Garibaldiego
Sam balkon jest dość zwyczajny i zaczyna się robić tłoczno, więc szybko stamtąd uciekamy
Jeszcze tylko rzut oka na ścianę listów
Udajemy się do ścisłego centrum
Wchodzimy na Cortile del Mercato Vecchio
Wracamy na główny plac
Chyba pewna firma ubezpieczeniowa inspirowała się przy tworzeniu swojego logo
Idziemy Corso Sant'Anastasia
Na jej końcu była Basilica di Sant' Anastasia
Ze względu na dobry czas postanowiliśmy zajrzeć do środka
A przed wejściem
Ruszamy dalej
Pomnik Dantego
Krajalnica do wędlin:
Katedra w Weronie:
W środku była akurat msza
Zbaczamy jeszcze na Piazzetta Bra Molinari, żeby potem przekroczyć most Ponte Pietra
Po przekroczeniu mostu siadamy na chwilę przerwy i małego Aperola i Campari.
Kri$ napisał:Też nie jestem miłośnikiem ani znawcą F1, po prostu dorastałem w czasach Senny i Schumachera nie moje czasy, ale ostatnio oglądałam o nim film chyba na Netflixie
Okolice Monachium znam słabo. Tylko w przelocie, więc nie pomogę. Dzielę się informacjami o miejscach, które znam a nie, jak co poniektórzy, co o nich przeczytali w necie i dorabiają swoje teorie.
:lol: Co do zakątków Włoch i innych służę pomocą.Przyjemności.
Jeszcze taka jedna drobna ciekawostka. Oprócz kelnera z Chorwacji w Niemczech spotkaliśmy jeszcze kilka osób dobrze mówiących po polsku. Pani sprzedająca bilety w Linderhof mówiła dość płynnie. Lecąc w tamtą stronę ktoś w sklepie na lotnisku (już nie pamiętam który to sklep). A jeszcze wcześniej, przy innej okazji jak mieliśmy przesiadkę we FRA i szukaliśmy sklepu M&M, żeby zakręcić kołem fortuny z apki Uptrip, to też pani z obsługi świetnie mówiła po polsku. Cechą wspólną tych wszystkich pań był wiek ok 50-60 lat, więc stawiam, że to fala emigracji lat 80/90.
Dzień 1
Wylot mamy z Poznania o 13.25 więc zdążyłem iść rano do pracy na kilka godzin. Na lotnisko mamy niecałe 2 godziny więc po 9 wyruszamy. Na lotnisku tłumów brak, bo akurat odlatuje tylko Ryanair i Antalya. Na naszych kartach PP z limitem 10 wejść zostało nam łącznie 3, więc uznaliśmy że salonik w Poznaniu jest ostatnim miejscem gdzie chcielibyśmy to przepalić i siadamy pod bramką z książka w ręku. Samolot z MUC pojawia się o czasie, sprawnie się rozładował i rozpoczęto nasz boarding. Wszystko sprawnie. Siedzimy w samolocie i klops. Z zewnątrz jakieś dziwne dźwięki pracującej hydrauliki. Kapitan ogłasza, że mamy jakieś drobne problemy techniczne i próbują to z obsługą naziemną ogarnąć. Po kilkunastu minutach w końcu udało się problem rozwiązać i po krótkim postoju ruszamy. Problem polega na tym, że w MUC mamy krótką przesiadkę. Docelowo to było 50 minut, ale przy opóźnieniu 25 minut nie wygląda to ciekawie. Sprawdziłem jeszcze przed startem, że awaryjnie następny lot do BLQ jest po 22. Z jednej strony 500 Euro odszkodowania, a z drugiej wypożyczalnia będzie już zamknięta, a poza tym szkoda tracić popołudnie. W powietrzu udało się kilka minut nadrobić. Kapitan podał bramki kilku stykowych lotów. Nasza to G32. Niestety ale zatrzymujemy się na płycie, a nie pod rękawem. Zanim nasz autobus rusza rozpoczął się już boarding lotu Air Dolomiti. Wszystko zależy od miejsca gdzie podjedzie autobus. Wbiegamy do terminala kilka minut przed zamknięciem bramki i szok - wysiedliśmy pod G30 :) Wpadamy, a Pani tylko pyta czy my jesteśmy z Poznania? Nawet nie spojrzałem czy to nasz lot. Okazało się, że czekali jeszcze na kilka osób, przez co nasz lot kilka minut się opóźnił. Później już obudziłem się w Bolonii :)
Lotnisko w Bolonii nieco podniszczone, ale wszystko idzie sprawnie. Bagażu nadawanego na szczęście nie mieliśmy więc szybko udajemy się do punktu Sicily by Car. Tam dostajemy klucze do Lancii Ypsilon. Co ciekawe, dałem pani z okienka dowód osobisty ale ostatecznie poprosiła o paszport. Na szczęście zawsze ze sobą bierzemy. Ok 18 dojeżdżamy do hotelu. Dostajemy klucze do pokoju, a nasze zainteresowanie wzbudza ta wystawa w holu:
Moja wiedza dotycząca F1 ogranicza się do tego, że wiem kto to jest Schumacher, Lewis Hamilton i Kubica :) Oczywiście Senna i jego tragedia jest mi pobieżnie znany ale hotelowa wystawka zaciekawiła nas na tyle, że postanowimy zgłębić temat ale to w swoim czasie. Teraz ogarniamy się i rozglądamy za jedzeniem. Tradycyjnie zrobiliśmy wcześniej reaserch i pozaznaczaliśmy ciekawe miejsca z jedzeniem w rozsądnej cenie na każdym etapie podróży. Oczywiście przez Ferragosto cały nasz wysiłek poszedł na marne, bo akurat te lokale były zamknięte. Na szczęście jeszcze jest 14 sierpnia, nie wszyscy wyjechali i kilka knajp jest czynnych. Standardowo po włosku, od 19.30 więc mamy trochę czasu na relaks. Lądujemy na starówce i jemy tagiatelle ragu. Żona tradycyjne, a ja z mięsa kaczki. Do tego po deserze i karafka wina. Byliśmy mocno głodni, więc pozostał lekki niedosyt. Miałem na mapie słynną w okolicy cukiernię Lo Spuntino dal fornaio. Czynne do 21 więc postanawiamy wybrać się na krótki spacer. Docieramy pół godziny przed zamknięciem ale lokal nadal tętni życiem. Zamawiamy 2 aperole i pytam panią o ich słynne ciastka savoiardi. Oczy od razu zrobiły się 2 razy większe i od razu zostaliśmy zasypani pytaniami skąd jesteśmy i jakie mamy plany. Same ciastka żadne wow - ot biszkopty ale reklamowała je królowa matka. Ze względu na datę listu z podziękowaniami (1903r) wnioskuję że chodzi o włoską la Regina Madre, czyli Małgorzatę Sabaudzką, żonę Humberta I, matkę Wiktora Emanuela III. Jak wspomniałem ciastko jak ciastko, ale dostaliśmy też deskę focacci i nachosów. Po 21 wychodzimy i na przeciwko w parku trwa jakiś festyn ale odpuszczamy bo chcemy wcześniej wstać.
Jak to wyglądało w kontekście Ferragosto? W miasteczku dość pusto, a knajpek otwarte ok połowa. Upału nie odczuliśmy, bo było już po południu. Największy plus szczytu sezonu urlopowego we Włoszech? Tani hotel 4 gwiazdkowy. Za pobyt czwartek - niedziela zapłaciliśmy 800 zł ze śniadaniami. Symulowałem to samo na weekendy we wrześniu i październiku w tym hotelu i dostawałem wyniki z przedziału 1600-4000 zł :)
Jutro zapowiada się intensywny dzień.Ale mi zepsułeś suspens :P tak pojechaliśmy na tor. W dniu w którym to zrobimy wyjaśnię też dlaczego tam jest ta wystawa.Dzień 2
Wstajemy dość wcześniej, żeby już o 7 zameldować się na śniadaniu. Oczekiwań nie mieliśmy zbyt dużych, bo to Włochy, więc pewnie rogalik i kawa. Okazało się, że stół uginał się od słodkości ale był też spory wybór dań na słono, od tradycyjnej jajecznicy, po wędlinę włoską i ser zwykły oraz pleśniak. Kawę można było nalać z dzbanka (Americano) lub podawała obsługa świeżo zrobioną. Do tego pyszne nadziewane rogaliki znane nam dość dobrze ze statków Costa. Zapomniałem dodać, że wczoraj wieczorem przed hotelem było 5-6 aut. Głównie włoskie ale też Francuzi i Niemcy, więc na śniadaniu tłumu nie było.
Prosto po śniadaniu ruszamy na północ. Naszym pierwszym celem jest Werona. Dojazd zajmuje nam niecałe 2 godzinki. Pierwszy szok to brak ruchu na mieście. Kierujemy się do centrum i udaje się bez problemu znaleźć miejsce wzdłuż rzeki. Na znaku przeczytałem, że za parking płaci się 24/7 więc słusznie założyłem, że 15 sierpnia opłata też będzie konieczna. Maksymalny czas parkowania to 2h, a koszt nie był drastyczny, bo chyba 2 Euro/h.
Od razu ruszamy w stronę balkonu Julii, w obawie przed tłumem turystów. Po drodze mijamy pomnik Romeo i Julii
W tym samym parku był jeszcze pomnik Garibaldiego
Sam balkon jest dość zwyczajny i zaczyna się robić tłoczno, więc szybko stamtąd uciekamy
Jeszcze tylko rzut oka na ścianę listów
Udajemy się do ścisłego centrum
Wchodzimy na Cortile del Mercato Vecchio
Wracamy na główny plac
Chyba pewna firma ubezpieczeniowa inspirowała się przy tworzeniu swojego logo
Idziemy Corso Sant'Anastasia
Na jej końcu była Basilica di Sant' Anastasia
Ze względu na dobry czas postanowiliśmy zajrzeć do środka
A przed wejściem
Ruszamy dalej
Pomnik Dantego
Krajalnica do wędlin:
Katedra w Weronie:
W środku była akurat msza
Zbaczamy jeszcze na Piazzetta Bra Molinari, żeby potem przekroczyć most Ponte Pietra
Po przekroczeniu mostu siadamy na chwilę przerwy i małego Aperola i Campari.