0
pabien 24 sierpnia 2025 20:11
Ze względu na kolejną podróż, w której będę co chwila zmieniał lokalizację oraz ze względu na niezwykle korzystne warunki zakwaterowania za co serdecznie dziękuję @Zeus i @Garmond mój pobyt w Rwandzie był wybitnie stacjonarny.

Na początku nie było to łatwe, bowiem nie wiem kiedy ostatnio spędziłem więcej niż 3 noce w jednym miejscu, ale potem było coraz lepiej a na koniec fantastycznie.

I to pomimo, że Kigali to tak naprawdę duża wieś rozrzucona na wzgórzach, dobrej architektury prawie tu nie ma, ale są ludzie. O ile im nie żyje się łatwo to dla turystów stworzyli warunki niezwykle przyjazne. I ja tu nie piszę o wycieczkach na wulkany i do goryli tylko o przebywaniu z ludźmi.




Sent from my Pixel 7 using TapatalkJuż na początku podróży zauważyłem, że Rwanda to Afryka inna niż kraje które dotychczas odwiedziłem, ale po kolei.

Formalności wizowe załatwia się szybko, acz w sposób nieintuicyjny. Oni w tym kraju mają zdaje się trochę problemów z optymalizacją procesów.
Podchodzi się do okienka granicznego, tam sprawdzają paszport, wstawiają pieczątkę i odsyłają do kasy, gdzie wnosi się opłatę, aby chwilę później pokazać kwitek i zostać wpuszczonym do kraju.

Internet miałem, więc zadaniem było zdobycie pieniędzy (i dobrze że zrobiłem to na lotnosku). Są dwa bankomaty brzydszy pobiera 5K prowizji (13 zł), ładniejszy 3K. Trudno. Niezbyt nachalni taksówkarze probowali zaproponować mi swoje uslugi, ale kiedy zapytałem którędy do autobusu bez problemu uzyskałem wskazówkę. Stoję sobie na rondzie przy przejściu dla pieszych i zauważam, że coś tu nie gra. Okazało się, że kierowca mnie zauważył i się zatrzymał. Takie rzeczy w Afryce to chyba tylko w Rwandzie. Zrezygnowałem z poszukiwania autobusu (zresztą miałem bagaż rejestrowany, do czego nie jestem przyzwyczajony. Zamówiłem taxi przez aplikację. Była obok (znaczy kierowca, sam pojazd 20 m dalej) Teoretycznie miałem do niej podpięta kartę, ale okazało się, że nie działa, więc dobrze że miałem gotówkę. Taksówkarz nie miał wydać z 15K (cena była 12K, ale ewidentnie się starał. W Rwandzie taksówki i motory jeżdżą jednak głównie za mobile moneyJeszcze w taksówce prowadzonej przez młodego, dobrze znającego angielski kierowcę dowiedziałem się, że Polska jest znana w Rwandzie z tego, że oferuje atrakcyjne stypendia na studia - o stypendiach słyszałem jeszcze kilkukrotnie.

Ciekawe czy to jest jakiś element offsetu za sprzedane karabinki? Ja w każdym razie bardzo cieszę się z takiej inicjatywy.

W taksówce też rozmawiałem o ich dyktatorze. Wszyscy potwierdzali, że Kagame jest dyktatorem, ale bardzo dobrym i oni cenią go wysoko. Na moje następne pytanie 'co po Kagame" nie mieli gotowej odpowiedzi, oprócz jednej dziewczyny, która stwierdziła, że przecież szykuje syna na następcę. Myślę, że to mocno ryzykowne posunięcie.

A właśnie Kagame jest kochany nie tylko za sprawy z czasów wojny domowej, ale za egzekwowanie prawa i brak korupcji. To są sytuacje rzadkie u sąsiadów. Tylko pytanie na ile to jest rozwijanie instytucjonalne a na ile stanowi rezultat rządów twardej ręki. Na dodatek w kraju jest niby miło, przyjemnie, bezpiecznie, jednak zakres działań dotyczących bezpieczeństwa: kamery, kontrolę przed wejściem do budynków jest znaczący i prawdę mówiąc męczący, szczególnie, że te urządzenia są na bieżąco używane, a nie olewane jak np w Kenii.

Na ulicach jest też dużo policji, zarówno drogowej jak i takiej z karabinkami. Do tego mnóstwo fotoradarów (ale to jest jednak inna działka)W Kigali postanowiłem zamieszkać w Downtown. Z kilku powodów, ale przede wszystkim spodziewałem się co najmniej kilku spektakularnych budowli jak w CBD innych afrykańskich metropolii. Tu srogo się zawiodłem. Na dodatek okazało się, że miejsca gdzie coś się dzieje muzycznie są dzińdzie (dokładniej w okolicy Radissona), ale kiedy tam poszedłem uznałem, że mój wybór był lepszy. Na dodatek miałem blisko do pętli miejskich autobusów, niedaleko so dworca międzymiastowego )z którego początkowo nie planowałem korzystać. Tak czy owak, downtown okazało się być najbardziej metropolitalną okolica w Kigali i dobrym punktem wypadowym w inne miejsca. Ma swoją uliczkę z budkami z kawą i wyglądający surrealistycznie inkubator przedsiębiorczości - taki przeniesiony skądkolwiek z zachodu - cute I zielony (ale nie od nas bo my się słabo zieleniny). Do tego kilka w miarę porządnych budynków: urzędu miejskiego, ambasady Szwajcarii, ubezpieczyciela.

Kigali leży na wzgórzach i transport między poszczególnymi jego częściami jest dość czasochłonny nawet pomimo braku większych korków. To mnie ciągle dręczyło i trochę ograniczało moje ruchy. Taksówki są dość drogie, motorków nie lubię, na piechotę za daleko. Ale właśnie oni tam używają piechoty, kiedy nie mają pieniędzy na motorek. Chodzenie nikogo nie dziwi o to akurat jest miłe, w przeciwieństwie do powodu dla którego tak jest.

Są jeszcze autobusy. Tylko z nimi jest pewien ból. Po pierwsze rozszyfrowanie, który dokąd jedzie jest skomplikowane, nie ma żadnej wiarygodnej mapy, choć projekty jej stworzenia powstawały - pewnie nie ma jak ich zmonetyzować. Po wtóre mimo, że to są w miarę nowoczesne pojazdy, a płaci się za nie specjalną karta, to ich rozkład jazdy zależy od tego kiedy się zapełniâ. Są zatem dwie opcje albo można dojechać szybko, ale jechać na stojąco albo trzeba czekać. Długo.

Trochę jednak używałem tych autobusów, choć tylko raz dotarłem do miejsca z którego byłem w pełni zadowolony.

Ludzie wszedzie mili, ale znajomość angielskiego nie jest rewelacyjna. W Kenii są lepsi. Ale jak się już uda znaleźć osobę do porozmawiania jest bardzo dobrze. Ciekawe są rozmowy, z ludźmi dla których najwyraźniej nie istnieją tematy tabu. Można zapytać o wszystko, na wszystko odpowiedzą. Na tematy polityczne też fajnie się rozmawia, oni ewidentnie przyznawali mi prawo do rezerwy wobec ich dyktatora, sami jednak wyrażając zaufanie do niego. No może M23 jest trochę tabuizowany, ale raczej to mi się zapominało zadać na ten temat dodatkowe pytania. Co ciekawe są przekonani o wspaniałości i siłę rwandyjskiej armii. Że dwa razy powiedziałem im, że to było zabawne kiedy ich min Obrony groził RPA, na co oni odpowiadali - no przecież jasne, że jesteśmy silniejsi od RPA. O tej sile jeszcze będzie, ale na razie muszę odsypiać podróż. Tym razem nie było chamskiego biznesu, a tylko miejsce z dodatkową przestrzenią na nogi. Dopiero pod koniec doszedłem do w Iraku, że 2 m na nogi to wystarczająca dużo, aby się tam położyć na najpiękniejszym kocyki lotniczym (może mi córka zrobi torbę z kocyka Ethiopian?)



Trochę czasu mi też zajęło ustalenie gdzie i co się je. Oferta jest i to bardzo zróżnicowana cenowo. Tutaj na pewno nie odkryłem przybytków najtańszych raczej te średnie. Jednak wyjazd miał polegać na nicnierobieniu, więc nie miałem czasu na głębsze obserwacje. Jednak na pewno mam pewną radę - posiłków szukajcie na wyższych piętrach.Wędrowałem sobie po Kigali dniem i wieczorem, w centrum nikt się mną nie interesował, dopóki nie trafiłem do Baru Relax, odwiedzanego wyłącznie przez Rwandyjczykow, gdy trafiałem w bardziej odległe i mniej reprezentacyjne rejony miasta wzbudziłem większe zainteresowanie, zawsze jednak były to uśmiechy, nie odwracanie oczu czy jakieś negatywne reakcje.

A z barem Relax było tak. Wieczorem szukałem jakiejś muzyki obok siebie. Słychać ja było z różnych miejsc, więc zacząłem obczajać. Znowu wymaga to podróży na najwyższe piętra. Pierwszy lokal to była dyskoteka, ludzie tańczyli pięknie, ale muzyka była słaba - europejski pop, nawet nie afrobeat (zresztą ja za współczesnym afrobeatem nie przepadam, ale jak już tańczyć to lepiej do niego niż naszego popu).
Kolejne miejsce to lepszy hotel. Była muzyka do kotleta, środowisko raczej ekspackie i nuuda. Trzecia próba okazała się strzałem w dziesiątkę kapela grała jakieś aftolatino - muzyka całkiem mila, choć sprzęt nagłaśniający nie najwyższej jakości. Ludzie pili, ktoś tam tańczył. Jedyną dziwną rzeczą była nadreprezentacja mężczyzn. Nawet myślałem, że to był bar dla gejów, ale takie rzeczy to raczej nie w Rwandzie, potem okazało się, że to knajpa, gdzie również ogląda się mecze.
Odwiedzałem ją potem wielokrotnie, bo a to mecz "visit Rwanda" Arsenalu z MU, a to jakaś impreza. Za pierwszym razem kelnerki strasznie się chichrały, kiedy mnie zobaczyły, potem już się przyzwyczaiły że.

Autobusy w Kigali mają jeszcze jedną cechę, która powoduje, że się z nich często korzysta. Niechętnie zatrzymują się na przystankach pośrednich, szczególnie jeśli chodzi o wychodzenie. Miało to pewne negatywne konsekwencje, bowiem ominąłem jakąś zabawę ludową w połowie trasy, jadąc na jej koniec, bo obawiałem się że w drodze powrotnej autobus się nie zatrzyma.

Choć mój pierwotny plan nie zakładał wyjazdu poza Kigali, zostałem do niego przekonany. Pozostało wybrać cel. Na początku myślałem o jeziorze Kivu (to jest afrykańskie jezioro w którym można się kąpać - ponownie wbrew stereotypom), ale w sumie chwilę wcześniej byłem na żaglach na Mazurach. W rezultacie pojechałem do Musanze, które jest bramą do głównych atrakcji turystycznych Rwandy: wulkanów i goryli.

Z opuszczenia Kigali cieszę się bardzo, pewnie zmieni ono mój system zwiedzania w kolejnych państwach (zresztą w trakcie następnej wycieczki nie będę miał innego wyboru), bowiem rwandyska prowincja wygląda po prostu ślicznie. Na dodatek autobusu są częste, niedrogie i wygodne, a drogi dobrej jakości. Przy okazji po drodze widziałem panie sprzątające pobocza - to a propos czystości w Rwandzie

Skończę później bo muszę coś zrobićW Musanze szybko znalazł się przwodnik, który oferował tanie wycieczki do jezior albo wulkanów. Ta pierwsza bez opłaty za parkowanie, jak z drugą - nie wiem. Nie byłem zainteresowany, ale powiedziałem, że wezmę tel, może inni skorzystają.
+250 788 727 037 Mugabe Collins

Moim celem był spacer do pobliskich wodospadów, a właściwie wodospadzików. Zamienił się w dwugodzinną wycieczkę, po tym kiedy dołączyła do mnie połowa lokalnego zespołu piłkarskiego. Chłopcy byli bardzo sympatyczni, mówili po angielsku, opowiadali ciekawe rzeczy. Jedno było zabawne - wycieczka jak to w Rwandzie była w dół i górę. Chłopcy wyrażali wątpliwość czy aby nie jest dla mnie za trudna. Nie wiem skąd to wyobrażenie o braku wytrzymałości białasów. Może wynika z tego, że ci których najczęściej widują są wszędzie wożeni?

Wodospadzik i widoki ładniutkie, widoczne w oddali wulkany, mimo słabej przejrzystości powietrze imponujace (przewyższenie to 2000 m, do 4507 m, więc nie w kij dmuchał), przy okazji przechodizliśmy obok cegielni wykorzystującej technologię ręczną sprzed 5000 lat. Właściwie to nie obok, ale przez. Chłopcy powiedzieli mi, że pracujący tam zarabiają 1 dolara dziennie. I od tego momentu uznałem, że moje myślenie o Afryce jest trochę oderwane od realiów, ale to już inna historia.

Chłopcy zaprowadzili mnie również do źródła z wodą mineralną gazowaną i ostatecznie zachęcili do jej spróbowania. Bardzo metaliczna w smaku i fakryczne gazowana - tak jak Cisowianka Perlage (znaczy gazowana nie smakująca - to jest metoda szampanowa, a nie chamska stosowana przy zwyczajnej wodzie mineralnej).

Chłopcy w przeciwieństwie do domniemanej przeze mnie sympatii prezydenta do Arsenalu okazali się być fanami MU, oczywiście team Messi, nie Ronaldo, a nazwisko naszego następcy JP2 (jeśli chodzi o rozpoznawalność zagraniczną) wypowiadali trochę jak Rwandowski

Na koniec opowiedzieli mi o swoim problemie (nie wiem czy prawdziwym czy wymyślonym, ale jeśli tak to dobrze podanym), że zbliża się wielki turniej (w ten weekend więc ich zapytam jak poszło), a oni nie mają piłki, bo bramkarz zbyt silnym wykopem zamienił poprzednią w dziurawy worek, a w związku z tym czy nie mógłbym im zasponsorować nowej. Nie zasponsorowałem całej ale dałem na kawałek.

Zapytałem o goryle, czy oni je widzieli, bo Kigalańczycy mówili, że nie - za drogo. Okazało się, że jeden z nich wielokrotnie i to za darmo. Jego dziadkowie mieszkają w wiosce obok parku, do której goryle podchodzą, gdy im brakuje jedzenia. Pewnie to oznacza, że goryle, jeśli się spotka z właściwymi osobami są do pooglądania prawie za darmo, czy tam za piłkę do nogiPrzed chwilą jeden z chłopców przesłał mi napisany poprawnym angielskim długi płaczliwy tekst o rodzinnej tragedii i potrzebie wsparcia istotną kwotą. Czyli z piłką to ściema. Odpisałem mu co o tym myślę i że poprzednia historia (na mniejsze pieniadze) została znacznie lepiej sprzedana. To tylko potwierdza moją teorię, że tam gdzie są turyści są też próbujący wyciągnąć od nich pieniądze. Należy pamiętać, że dla nich 1 dolar to nie jest nic, tylko podstawowa dniówka za niewykwalifikowaną pracę. Dniówka za pracę bardziej skomplikowaną, wymagającą kontaktu z klientem to 5 dolarów.

Wracając do wycieczki, zapomniałem wcześniej napisać, że o ile w mieście podstawowym środkiem transportu są motorki, już na jego obrzeżach zastępują je rowery. Zazwyczaj typu Ukraina lub Ukraina wzmocniona z bardzo solidnym bagażnikiem, bez przerzutek oczywiście. Stanowią one środek transportu pasażerskiego i towarowego. Warto zaznaczyć, iż rowerzyści operują w terenie bardzo górzystym, na znacznych wysokościach. W trakcie drogi z Kigali autobus wspiął się na 2137 m (dla przypomnienia nasz nasz najwyżej położony zamieszkały Ząb to wysokość 1000 m.

Siła i umiejętności rowerzystów są imponujące. Podjeżdzając pod górę machają nogami jak przy zjeździe z górki, bez żadnego wstawania, potrafią przewieźć znaczące ładunki oraz prowadzić prosto rower trzymając go z tyłu i podpierając ładunek (jeśli jest zbyt duży na jechanie z nim). W dół jeżdżą z naprawdę wysokimi prędkościami. Dwa rowery w tym jeden z pasażerem wyprzedziły na chwilę autobus, którym jechałem. Przy tym przy zjeżdzie część stosuje ciekawą technikę takiego przysiadu z jedną nogą trzymaną na przedłużonej osi przedniego koła.

Mam jakieś zdjecia, ale żebym je wstawił musi się tapatalk zreperować. O już, to zaraz wrzucam, a potem opowiem o podróży powrotnej. Będzie o krowach, LGBT, panafrykanizmie i rasizmie. Pojawią się Asad i Kadafi-- 27 Sie 2025 16:46 --

Niestety o ile wysyłanie odpowiedzi się zreperowało, to załączanie plików jeszcze nie, więc zdjęcia później

-- 27 Sie 2025 17:28 --

W autobusie w drodze powrotnej przytrafił mi się doskonały towarzysz podróży. Rozmawialiśmy długo i na rózne tematy. Trochę o Afryce, Rwandzie i sąsiadach. Tu pojawiły się kwestie podobieństw i różnic. Przy okazji nie pamiętam, czy pisałem, że w Rwandzie na motorze mogą jeździć tylko 2 osoby i obie muszą mieć kaski. Ten przepis jest przestrzegany - na rowerach już nie trzeba mieć kasku ;). To podobno gigantyczna róznica w porównaniu z Ugadną, gdzie motorami jeździ tyle osób ile się zmieści, a za prośbę o kask można dostać ... w papę. Było też o korupcji i przestrzeganiu prawa. Mój towarzysz podrózy odwiedził wszystkie sąsiednie państwa i Tanzanię ze względu na swoją pracę w logistyce.

Później rozmawialiśmy o kolonializmie, postkolonialiźmie, mieszaniu się zachodu i takich tam, generalnie się zgadzając. W pewnym momencie usłyszałem o Libii - co się z nią stało po Kadafim? I właśnie o to chodzi, dla nas Kadafi był trochę niebezpiecznym wariatem, dla nich jednym z filarów ruchu panafrykańskiego. To jest historia do dalszego zgłębienia, ale nie wiem do końca czy różne ekstrawagancje Muamara nie wpływały jednak negatywnie na jego obraz wśród liderów afrykańskich. I chyba jednak jest tak, że upadek Kadafiego był wynikiem wewnętrznych klanowych rozgrywek nie mieszania się zachodu. Ale też w ramach zachodu przypomniał o tym, że do obalenia Asada przyczynili się ci, którzy wcześniej przez zachód byli uznawani za islamskich terrorystów. Dawniej byli źli, teraz są umiarkowanie dobrzy - przy tym tutaj chyba mamy również do czynienia z istotną zmianą postawy.

Właśnie teraz przypomniałem sobie skąd te tematy się wzięły rozmawialiśmy o religii. On jest ewangelikiem, ale bardzo szanuje muzułmanów, tak samo jak ja, kompletnie nie kojarząc samej religii z terroryzmem - czyli tym co się u nas słyszy, często z ust prominentnych polityków.

I tu się pojawił kolejny wątek. Religia, zapytał mnie jaką ja religię wyznaję i zdziwił się ogromnie, kiedy mu odpowiedziałem, że żadną. I padły fajne pytania: "ale jeśli cię coś gnębi to do kogo się zwracasz?" "Czy to znaczy, że nie uznajesz grzechu" Odnoszę wrażenie, że jego odpowiedzi nie do końca go usatysfakcjonowały. Ale tu jest istotna kwestia, że tak powiem polityczna. Oni w Rwandzie prawdopodobnie w okrągłych 100% są wierzący, odwołują się do tradycyjnego modelu rodziny, życia zgodnie z przykazaniami bożymi. Z tego wynika, że jednak nie tacy mieszkańcy Rwandy, czy innego kraju - bo gdzie indziej kwestie religijności wyglądają podobnie, tylko ja jestem dla prawicowych polityków obcy kulturowo.

Tym samym mogę przejść do kolejnej kwestii. Ja oczywiście opowiadałem mu o moich lewicowych poglądach w zakresie, prawie do samostanowienia, tolerancji, niezgodzie na rasizm itp, itd - dużo tego było. A w pewnym momencie on mi na to, że żachód próbuje teraz im to całe LGBT wciskać - po jego trupie, to się nie mieści w ich tradycji. Ja mu powoli wyjaśniałem, że to nie jest kwestia tradycji tylko postępu, osoby o innej orientacji seksualnej przecież zawsze były we wszystkich społeczeństwach, raczej rzadko były tolerowane, więc pozwolenie im żyć bez ukrywania się jest właśnie postępem. Co więcej osoby będące przeciwko rasizmowi, rozumiejące konieczność migracji będą też wspierać prawa osób LGBT. I vice versa. Jest to zatem immanentna część szerszej postawy, najbardziej jednak podziałało, że to osoby pokroju Trumpa, wcześniej wspomnianego za zabieranie im USAid i walczącego z migrantami będą również anty LGBT.

Potem już przeszliśmy na lżejsze tematy. Zapytałem czy ma żonę i dzieci (bo było o tym, że oni się reprodukują, a my nie). Okazało się, że bierze ślub w listopadzie i zbiera na 15 krów, które musi dać za żonę. Zapytałem jak to technicznie się odbywa skoro jego przyszli teściowie mieszkają w Kigali. Okazało się z tej i późniejszych rozmów, że w grę wchodzi ekwiwalent pieniężny, ale jeśli zażądają krów to nie ma bata. Później kiedy rozmawiałem o tym z jedną dziewczyną, powiedziała, że jej ojciec bardzo lubi krowy, więc na pewno w przypadku oddawania jej za mąź nie zgodzi się na żadne ekwiwalenty. Mój rozmówca powiedział jednak, że z tymi krowami (znaczy ekwiwalentem 12 i trzema w naturze) to nie jest tak, że one zostaną u teściów. Wrócą do ich rodziny. Te 3 w naturze pójdą na wesele a ekwiwalen na posag dla żony oraz zrobienie kuchni w ich mieszkaniu.Kiedy sobie tak jechałem przez rwandyjską prowincję zauważyłem, że przez całą drogę widać było zabudowania, a pagórki były podzielone na małe pola uprawne. Wyszło mi na to, że w tym kraju musi być całkiem spora gęstość zaludnienia. Sprawdziłem i wyszło, że to państwo o największym zaludnieniu na km2 w kontynentalnej Afryce. Przy 530 osobach na km2 ma ona wiekszą gęstość zaludnienia niż Holandia i ponadczterokrotnie większą niż Polska.

Wiem, mogłem to sprawdzić wcześniej, ale fajnie jest odkryć takie rzeczy na miejscu. Jak to w Afryce, społeczeństwo jest bardzo młode. Dwudziestolatkowie są już w starszej jego połowie (u nas cezura jest w wieku 42 lat). To też doskonale widać. Kiedy wsiadłem do autobusu w Warszawie nie zgadzał mi się nie tylko kolor skóry ale i wiek pasażerów. Co ciekawe w Rwandzie jak na warunki afrykańskie żyje się dość długo jest to 70 lat (u nas prawie 80, ale np w Rosji 73)

Wycieczka poza miasto była niezwykle ciekawa, jednak skoro na tym wyjeździe skupiałem się na nicnierobieniu nie za bardzo mogłem wybrać się na kolejną. Za to trochę poprzemieszczałem się po mieście. Trafiałem w miejsca mniej i bardziej interesujące. Odkryciem była okolica muzułmańska. Kiedyś zauwazyłem, że niedaleko za downtown jest zagęszczenie różnych knajpek etnicznych. Zastanawiałem się co to za miejsce. Jakaś a'la Europa może. Za pierwszym razem tam nie trafiłem, akurat mapy mi nie działały i wydawało się, że dalej w tamtym kerunku nie ma przejścia. Za drugim razem udało mi się, jednak okazało się, że to nie jest rozrywkowe centrum miasta, a właśnie miejsce, gdzie mieszkają głównie muzułmanie. Bardzo ciekawe, trochę odmienne z meczetami - w tym jednym ślicznym, węższymi ulicami i właśnie knajpkami głównie z kuchniami krajów arabskich.

Jeszcze dalej dojeżdzało się pod Mt Kigali. Tu uwaga dotycząca zabudowy. Zwłaszcza na wzgórzach ludność o różnym stopniu zamożności jest przemieszana. Nie ma enklaw biedy (trochę biedniejsze okolice bywają w wąwozach), nowe lepsze albo bardzo dobre domy są przemieszane ze znacznie skromniejszymi. W ogóle w Rwandzie nie za bardzo widać osoby bogate. Obnoszenie się z zamożnością ewidentnie (zresztą potwierdzali mi to moi rozmówcy) nie jest w Rwandzie dobrze widziane. Jedyny sportowy samochód jaki zauważyłem miał rejestracje z Kongo.

Wypada dodać jeszcze kilka zdań o moim miejscu zamieszkania. Poza jedną nocą był to Hotel 2000 Downtown. Odrobinę zużyty, ale wygodny ze świetną profesjonalną i przemiłą obsługą, dużymi pokojami. Hotel w stylu trochę biznesowym, ale nie big biznes. Zlokalizowany przy ruchliwym centrum handlowym, w dość głośnej okolicy. Ja go pokochałem i zupełnie nie chciało mi się go opuszczać.

Jeśli chodzi o wrażenia z Rwandy to było ciekawie, sporo rzeczy mnie zaskoczyło, kraj ten wydaje się być taką łatwą Afryką (dla zwiedzających). Wszędzie można stosunkowo łatwo dotrzeć jest porządnie, czysto, bezpiecznie - w sensie ruch na ulicach i drogach jest spokojny - bo jeśli chodzi o przestępczość to zdaje się znacząca część Afryki, a szczególnie miejsca gdzie nie ma konfliktów jest wybitnie bezpieczna (za wyjątkiem części RPA). Przynajmniej tak było w krajach, które odwiedziłem.

Jedyne czego mi brakowało to odrobiny spontaniczności. Brakowało do ostatniego dnia, kiedy postanowiłem wybrać się na sąsiednie wzgórze, na którym wypatrzyłem wyglądający na interesujący budynek. Już schodząc z mojego wzgórza (tego od Downtown zauważyłem, że ludzie patrzą na mnie z zaciekawieniem, potem przechodziłem obok dzieci bawiacych się oponami (prowadzonymi patykiem tak, aby się nie przewróciły). One uśmiechając się powtarzały sobie "Muzungu" dalej to samo było ze starszymi dziećmi. Zadziwiające, że było to dosłownie kilkaset metrów od miejsc, gdzie biały nie robi żadnego wrażenia. Dotarłem do interesującego budynku, który zgodnie z oczekowaniami okazał sie być szkołą: nową, ładną lecz jednak trochę rozczarowującą. W drodze powrotnej postanowiłem wstąpić do miejscowej knajpki, gdzie powitano mnie więcej niż entuzjastycznie. Posiedziałem, pouśmiechałem się, powiedziano mi, że jestem najmilszym Muzungu jakiego kiedyolwiek spotkali. A chwilę później zaczęły się, z moim udziałem szalone tańce i swawole. I tu tak jak po drodze nikt ode mnie niczego nie chciał, o nic nie prosił, na nic nie naciagał. Bardzo to było niezwykłe, trochę bojąc się, że czar z czasem pryśnie, ale też nie chcąc się za bardzo upodlić po jakimś czasie wycofałem się z zabawy dziękując i ściskając ze wszystkimi. Że też takie rzeczy zdarzają sie na koniec! Okazało się, że muzyki i tańców szukałem nie do końca tam gdzie trzeba

W efekcie tych wydarzeń zmieniłem swoje plany odnośnie Rwandy. Myślałem o powrocie w perspektywie jakichś 2 lat, teraz chcę tam pojehhać na dłużej na objazdówkę już w trakcie kolejnej pory suchej na początku przyszłego roku.

I to by było na tyle (chyba że mi się coś przypomni). Mam jeszcze trochę zdjęć, ale czekam na naprawę tapatalkaPrawdę mówiąc mam gdzieś poprawność, to są moje poglądy i jestem w stanie ich bronićTym własnie są podróże poznawaniem innych, próbowaniem zrozumienia, szukaniem porozumienia, czasem również próbowaniem wytłumaczenia różnych spraw przekazania swojego punktu widzenia.

Afrykę odkryłem dla siebie bardzo niedawno i się w niej zakochałem po nieskonsumowanym romansie z Ameryką Południową - zachwycająca, tylko ciężko mi się tam porozumieć.

Ludzie w Afryce są przecudowni w kontakrach. Uśmiechnięci otwarci, ciekawi drugich. Różni i podobni.

A właśnie jest coś czego zapomniałem napisać, a dla mnie to jest zupełnie kluczowe. Nasze wyobrażenie o Afryce jest zbudowane na stereotypach. Na dodatek znaczna ich część pochodzi od turystów, którzy w trakcie swoich pobytów nie mieli kontaktu ze zwykłymi mieszkańcami - zresztą nie są nimi zainteresowani - przecież przyjechali oglądać zwierzęta. Pewnie większość turystów jest eskortowana od odebrania z lotniska do odwiezienia na nie z powrotem. Poza hotel tylko wyjeżdżają. Kolejna porcja, tych którzy samodzielnie nabywają "activities" spotyka się głównie z osobami je organizującymi i porusza wyznaczonymi szlakami (gdzie już czekają "typowi" Aftykańczycy mówiąc: "Hungry," "give me bob"

Mądrzę się tak, choć zdaję sobie sprawę z tego jak bardzo niewiele wiem o tym kontynencie, ale wiem, że nieprawdziwe są wszystkie te zdania:

"Jedziesz do Afryki - tam jest strasznie gorąco"
"Przecież w Afryce jest drogo"
"Tam jest niebezpiecznie"
i chyba najgorszy
"Afrykańczycy są leniwi"
Trudno znaleźć coś bardziej nieprawdziwego niż to stwierdzenie. W Afryce pracuje się dużo lub bardzo dużo. Pracują wszyscy i od młodego wieku. W porównaniu z nimi, my a przynajmniej ja jesteśmy leniami (ja patentowanym). Problemem jest to, że oni wykonują często beznadziejnie prace, w wielu przypadkach są one źle zorganizowane, zdarza się, że wykonujacym je brakuje kompetencji, ale pracują (albo czekają na pracę jeśli jej nie mają, ale czekają nie w domu, tylko tam, gdzie ich mogą poszukować. Ten widok dziesiątków osób czekających na jakieś zajecie (pewnie zwylke targanie towarów, jest niezwykle dojmujący). Zresztą te zdania o niskiej efektywności pracy, brakach organizacyjnych i niedostatkach w wykształceniu słyszałem od nich samych. Co zresztą przypomniało mi podobne słowa, wypowiadane przez nas samych przy porównywaniu wydajności pracy u nas i na Zachodzie - zaledwie dwie dekady temu. Nagle okazało się, że wydajność cudownie się poprawiła.

A teraz przykład z europejskiego podwórka: sprzedawcy małych wieżyczek Eiffla w Paryżu. Przecież oni się nie obijają, tylko próbują zarobić pieniądze. Ktoś im tę pracę zorganizował, być może ten sam, który pomógł za ciężką kasę im się tam dostać, obiecując niewiadomo co.

W kwestii bezpieczeństwa chyba najwiekszy śmiech u moich rozmówców wywołał przywołany przeze mnie dialog z taksówkarzem w Vic Falls
- musisz wziąć taksówkę, bo o tej porze jest niebezpiecznie
- taa, już to słyszałem, nikt nie ma zamiaru mi zrobić krzywdy
- Ale to nie ludzie są niebezpieczeństwem tylko zwierzęta.

Ten obraz hipopotama czy innego lwa czychajacego na białego przechodnia na nocnych ulicach miasta wywoływał paroksyzmy śmiechu.To dla mnie bardzo pożyteczna informacja, bo @miloszp ciągle chce mnie wysłać na zwierzątka do Kasane, a ja będę w Zambii w październiku. Właśnie dowiedziałem się, że jest most do Bostwany, więc można uniknąć wizy ZimbabweNie czytałem, bo w Zimbabwe i Botswanie miałem inne plany niż większość :)@kostek966 ja sobie też polecam Zambię i bardzo się ekscytuję na myśl, że tam będę. Na razie muszę jeszcze ogarnąć transport z Dar (znaczy znam opcje i to nawet 3, ale żadnych biletów jeszcze nie mam) i ta trasa zdaje się być równie ekscytującaO, fajnie że to wrzuciłeś, bo ja się zastanawiałem czy jakieś zwierzę poza insektami zabija ludzi w Afryce. Okazuje się, że owszem i nawet więcej lub znacznie więcej (węże, krokodyle) niż myślałem

Poniżej top 10

https://www.rif.org/literacy-central/re ... t-deadly-0Afrykańskie drogi są równie śmiertelne co komary (a bo inne dane mówią, że w wyniku chorób przenoszonych przez komary ginie 220,000 osób rocznie)
https://www.afro.who.int/publications/r ... egion-2023Już działa dodawanie zdjęć przez Tapatalk.

Na początek rowerzyści

Image

Image

Tutaj po wyprzedzeniu autobusu, jadący z prędkością pewnie 40 km/h

Image

Image

Wersje ładunkowe. To drewno nie jest w żaden sposób imponującym ładunkiem, ale nie mam innego

I trochę innych rzeczy

Image

Widok z Mt Kigali

Image

Wspomniany wcześniej meczet

Image

Lewandowskiego nie widziałem, ale JP2 nie pojawiał się w rozmowach (zwróćcie uwagę, że w przeciwieństwie do PL jest to wersja w pełni zdrowia)

Image

Mozaika musi być

Image

A to jeden z najbardziej imponujących rysunków - tam praca jest tańsza niż wydruk

Image

To szkoła, cel wycieczki na sąsiednie wzgórze, gdzie załapałem się na tańce i swawole.

Image Image Image

Image

Image

Zdjęcia z wycieczki na prowincję

Image

Kapela z Baru Relax

Image

Reklama rwandyjskiego fixera

Image

Image

Dwie fotografie z muzeum kolonializmu. Pewnie gdyby nie było aut terenowych to europejscy turyści nadal by tak podróżowali. Jak wynika z informacji o wystawie z ekspedycji do obecnej Rwandy, miała ona miejsce w Zoo.

A na sam koniec ładna ceramiczna dekoracja z budynku firmy ubezpieczeniowejA no i zapomniałem, tym razem były zwierzęta.

Ptaszysko miejskie - tuż obok mojego hotelu. W tygodniu siedzą na drzewach, ale w niedzielę kiedy handel zamiera, schodzą na pasy

Image

Do tego fauna z Mt Kigali. Motylek i małpka

Image

Widzę, że małpka się nie załączyła. Nie ma wielkiej straty, taka zwyczajna była

Dodaj Komentarz

Komentarze (17)

pabien 25 sierpnia 2025 17:08 Odpowiedz
Już na początku podróży zauważyłem, że Rwanda to Afryka inna niż kraje które dotychczas odwiedziłem, ale po kolei.Formalności wizowe załatwia się szybko, acz w sposób nieintuicyjny. Oni w tym kraju mają zdaje się trochę problemów z optymalizacją procesów.Podchodzi się do okienka granicznego, tam sprawdzają paszport, wstawiają pieczątkę i odsyłają do kasy, gdzie wnosi się opłatę, aby chwilę później pokazać kwitek i zostać wpuszczonym do kraju.Internet miałem, więc zadaniem było zdobycie pieniędzy (i dobrze że zrobiłem to na lotnosku). Są dwa bankomaty brzydszy pobiera 5K prowizji (13 zł), ładniejszy 3K. Trudno. Niezbyt nachalni taksówkarze probowali zaproponować mi swoje uslugi, ale kiedy zapytałem którędy do autobusu bez problemu uzyskałem wskazówkę. Stoję sobie na rondzie przy przejściu dla pieszych i zauważam, że coś tu nie gra. Okazało się, że kierowca mnie zauważył i się zatrzymał. Takie rzeczy w Afryce to chyba tylko w Rwandzie. Zrezygnowałem z poszukiwania autobusu (zresztą miałem bagaż rejestrowany, do czego nie jestem przyzwyczajony. Zamówiłem taxi przez aplikację. Była obok (znaczy kierowca, sam pojazd 20 m dalej) Teoretycznie miałem do niej podpięta kartę, ale okazało się, że nie działa, więc dobrze że miałem gotówkę. Taksówkarz nie miał wydać z 15K (cena była 12K, ale ewidentnie się starał. W Rwandzie taksówki i motory jeżdżą jednak głównie za mobile money
barbal10 25 sierpnia 2025 17:08 Odpowiedz
Czekamy na ciąg dalszy...
pabien 25 sierpnia 2025 23:08 Odpowiedz
Jeszcze w taksówce prowadzonej przez młodego, dobrze znającego angielski kierowcę dowiedziałem się, że Polska jest znana w Rwandzie z tego, że oferuje atrakcyjne stypendia na studia - o stypendiach słyszałem jeszcze kilkukrotnie.Ciekawe czy to jest jakiś element offsetu za sprzedane karabinki? Ja w każdym razie bardzo cieszę się z takiej inicjatywy.W taksówce też rozmawiałem o ich dyktatorze. Wszyscy potwierdzali, że Kagame jest dyktatorem, ale bardzo dobrym i oni cenią go wysoko. Na moje następne pytanie 'co po Kagame" nie mieli gotowej odpowiedzi, oprócz jednej dziewczyny, która stwierdziła, że przecież szykuje syna na następcę. Myślę, że to mocno ryzykowne posunięcie.A właśnie Kagame jest kochany nie tylko za sprawy z czasów wojny domowej, ale za egzekwowanie prawa i brak korupcji. To są sytuacje rzadkie u sąsiadów. Tylko pytanie na ile to jest rozwijanie instytucjonalne a na ile stanowi rezultat rządów twardej ręki. Na dodatek w kraju jest niby miło, przyjemnie, bezpiecznie, jednak zakres działań dotyczących bezpieczeństwa: kamery, kontrolę przed wejściem do budynków jest znaczący i prawdę mówiąc męczący, szczególnie, że te urządzenia są na bieżąco używane, a nie olewane jak np w Kenii.Na ulicach jest też dużo policji, zarówno drogowej jak i takiej z karabinkami. Do tego mnóstwo fotoradarów (ale to jest jednak inna działka)
pabien 26 sierpnia 2025 12:08 Odpowiedz
W Kigali postanowiłem zamieszkać w Downtown. Z kilku powodów, ale przede wszystkim spodziewałem się co najmniej kilku spektakularnych budowli jak w CBD innych afrykańskich metropolii. Tu srogo się zawiodłem. Na dodatek okazało się, że miejsca gdzie coś się dzieje muzycznie są dzińdzie (dokładniej w okolicy Radissona), ale kiedy tam poszedłem uznałem, że mój wybór był lepszy. Na dodatek miałem blisko do pętli miejskich autobusów, niedaleko so dworca międzymiastowego )z którego początkowo nie planowałem korzystać. Tak czy owak, downtown okazało się być najbardziej metropolitalną okolica w Kigali i dobrym punktem wypadowym w inne miejsca. Ma swoją uliczkę z budkami z kawą i wyglądający surrealistycznie inkubator przedsiębiorczości - taki przeniesiony skądkolwiek z zachodu - cute I zielony (ale nie od nas bo my się słabo zieleniny). Do tego kilka w miarę porządnych budynków: urzędu miejskiego, ambasady Szwajcarii, ubezpieczyciela.Kigali leży na wzgórzach i transport między poszczególnymi jego częściami jest dość czasochłonny nawet pomimo braku większych korków. To mnie ciągle dręczyło i trochę ograniczało moje ruchy. Taksówki są dość drogie, motorków nie lubię, na piechotę za daleko. Ale właśnie oni tam używają piechoty, kiedy nie mają pieniędzy na motorek. Chodzenie nikogo nie dziwi o to akurat jest miłe, w przeciwieństwie do powodu dla którego tak jest.Są jeszcze autobusy. Tylko z nimi jest pewien ból. Po pierwsze rozszyfrowanie, który dokąd jedzie jest skomplikowane, nie ma żadnej wiarygodnej mapy, choć projekty jej stworzenia powstawały - pewnie nie ma jak ich zmonetyzować. Po wtóre mimo, że to są w miarę nowoczesne pojazdy, a płaci się za nie specjalną karta, to ich rozkład jazdy zależy od tego kiedy się zapełniâ. Są zatem dwie opcje albo można dojechać szybko, ale jechać na stojąco albo trzeba czekać. Długo.Trochę jednak używałem tych autobusów, choć tylko raz dotarłem do miejsca z którego byłem w pełni zadowolony.Ludzie wszedzie mili, ale znajomość angielskiego nie jest rewelacyjna. W Kenii są lepsi. Ale jak się już uda znaleźć osobę do porozmawiania jest bardzo dobrze. Ciekawe są rozmowy, z ludźmi dla których najwyraźniej nie istnieją tematy tabu. Można zapytać o wszystko, na wszystko odpowiedzą. Na tematy polityczne też fajnie się rozmawia, oni ewidentnie przyznawali mi prawo do rezerwy wobec ich dyktatora, sami jednak wyrażając zaufanie do niego. No może M23 jest trochę tabuizowany, ale raczej to mi się zapominało zadać na ten temat dodatkowe pytania. Co ciekawe są przekonani o wspaniałości i siłę rwandyjskiej armii. Że dwa razy powiedziałem im, że to było zabawne kiedy ich min Obrony groził RPA, na co oni odpowiadali - no przecież jasne, że jesteśmy silniejsi od RPA. O tej sile jeszcze będzie, ale na razie muszę odsypiać podróż. Tym razem nie było chamskiego biznesu, a tylko miejsce z dodatkową przestrzenią na nogi. Dopiero pod koniec doszedłem do w Iraku, że 2 m na nogi to wystarczająca dużo, aby się tam położyć na najpiękniejszym kocyki lotniczym (może mi córka zrobi torbę z kocyka Ethiopian?)Trochę czasu mi też zajęło ustalenie gdzie i co się je. Oferta jest i to bardzo zróżnicowana cenowo. Tutaj na pewno nie odkryłem przybytków najtańszych raczej te średnie. Jednak wyjazd miał polegać na nicnierobieniu, więc nie miałem czasu na głębsze obserwacje. Jednak na pewno mam pewną radę - posiłków szukajcie na wyższych piętrach.
pabien 27 sierpnia 2025 12:08 Odpowiedz
Wędrowałem sobie po Kigali dniem i wieczorem, w centrum nikt się mną nie interesował, dopóki nie trafiłem do Baru Relax, odwiedzanego wyłącznie przez Rwandyjczykow, gdy trafiałem w bardziej odległe i mniej reprezentacyjne rejony miasta wzbudziłem większe zainteresowanie, zawsze jednak były to uśmiechy, nie odwracanie oczu czy jakieś negatywne reakcje.A z barem Relax było tak. Wieczorem szukałem jakiejś muzyki obok siebie. Słychać ja było z różnych miejsc, więc zacząłem obczajać. Znowu wymaga to podróży na najwyższe piętra. Pierwszy lokal to była dyskoteka, ludzie tańczyli pięknie, ale muzyka była słaba - europejski pop, nawet nie afrobeat (zresztą ja za współczesnym afrobeatem nie przepadam, ale jak już tańczyć to lepiej do niego niż naszego popu).Kolejne miejsce to lepszy hotel. Była muzyka do kotleta, środowisko raczej ekspackie i nuuda. Trzecia próba okazała się strzałem w dziesiątkę kapela grała jakieś aftolatino - muzyka całkiem mila, choć sprzęt nagłaśniający nie najwyższej jakości. Ludzie pili, ktoś tam tańczył. Jedyną dziwną rzeczą była nadreprezentacja mężczyzn. Nawet myślałem, że to był bar dla gejów, ale takie rzeczy to raczej nie w Rwandzie, potem okazało się, że to knajpa, gdzie również ogląda się mecze.Odwiedzałem ją potem wielokrotnie, bo a to mecz "visit Rwanda" Arsenalu z MU, a to jakaś impreza. Za pierwszym razem kelnerki strasznie się chichrały, kiedy mnie zobaczyły, potem już się przyzwyczaiły że. Autobusy w Kigali mają jeszcze jedną cechę, która powoduje, że się z nich często korzysta. Niechętnie zatrzymują się na przystankach pośrednich, szczególnie jeśli chodzi o wychodzenie. Miało to pewne negatywne konsekwencje, bowiem ominąłem jakąś zabawę ludową w połowie trasy, jadąc na jej koniec, bo obawiałem się że w drodze powrotnej autobus się nie zatrzyma.Choć mój pierwotny plan nie zakładał wyjazdu poza Kigali, zostałem do niego przekonany. Pozostało wybrać cel. Na początku myślałem o jeziorze Kivu (to jest afrykańskie jezioro w którym można się kąpać - ponownie wbrew stereotypom), ale w sumie chwilę wcześniej byłem na żaglach na Mazurach. W rezultacie pojechałem do Musanze, które jest bramą do głównych atrakcji turystycznych Rwandy: wulkanów i goryli.Z opuszczenia Kigali cieszę się bardzo, pewnie zmieni ono mój system zwiedzania w kolejnych państwach (zresztą w trakcie następnej wycieczki nie będę miał innego wyboru), bowiem rwandyska prowincja wygląda po prostu ślicznie. Na dodatek autobusu są częste, niedrogie i wygodne, a drogi dobrej jakości. Przy okazji po drodze widziałem panie sprzątające pobocza - to a propos czystości w RwandzieSkończę później bo muszę coś zrobić
pabien 27 sierpnia 2025 17:08 Odpowiedz
W Musanze szybko znalazł się przwodnik, który oferował tanie wycieczki do jezior albo wulkanów. Ta pierwsza bez opłaty za parkowanie, jak z drugą - nie wiem. Nie byłem zainteresowany, ale powiedziałem, że wezmę tel, może inni skorzystają. +250 788 727 037 Mugabe CollinsMoim celem był spacer do pobliskich wodospadów, a właściwie wodospadzików. Zamienił się w dwugodzinną wycieczkę, po tym kiedy dołączyła do mnie połowa lokalnego zespołu piłkarskiego. Chłopcy byli bardzo sympatyczni, mówili po angielsku, opowiadali ciekawe rzeczy. Jedno było zabawne - wycieczka jak to w Rwandzie była w dół i górę. Chłopcy wyrażali wątpliwość czy aby nie jest dla mnie za trudna. Nie wiem skąd to wyobrażenie o braku wytrzymałości białasów. Może wynika z tego, że ci których najczęściej widują są wszędzie wożeni?Wodospadzik i widoki ładniutkie, widoczne w oddali wulkany, mimo słabej przejrzystości powietrze imponujace (przewyższenie to 2000 m, do 4507 m, więc nie w kij dmuchał), przy okazji przechodizliśmy obok cegielni wykorzystującej technologię ręczną sprzed 5000 lat. Właściwie to nie obok, ale przez. Chłopcy powiedzieli mi, że pracujący tam zarabiają 1 dolara dziennie. I od tego momentu uznałem, że moje myślenie o Afryce jest trochę oderwane od realiów, ale to już inna historia.Chłopcy zaprowadzili mnie również do źródła z wodą mineralną gazowaną i ostatecznie zachęcili do jej spróbowania. Bardzo metaliczna w smaku i fakryczne gazowana - tak jak Cisowianka Perlage (znaczy gazowana nie smakująca - to jest metoda szampanowa, a nie chamska stosowana przy zwyczajnej wodzie mineralnej). Chłopcy w przeciwieństwie do domniemanej przeze mnie sympatii prezydenta do Arsenalu okazali się być fanami MU, oczywiście team Messi, nie Ronaldo, a nazwisko naszego następcy JP2 (jeśli chodzi o rozpoznawalność zagraniczną) wypowiadali trochę jak RwandowskiNa koniec opowiedzieli mi o swoim problemie (nie wiem czy prawdziwym czy wymyślonym, ale jeśli tak to dobrze podanym), że zbliża się wielki turniej (w ten weekend więc ich zapytam jak poszło), a oni nie mają piłki, bo bramkarz zbyt silnym wykopem zamienił poprzednią w dziurawy worek, a w związku z tym czy nie mógłbym im zasponsorować nowej. Nie zasponsorowałem całej ale dałem na kawałek.Zapytałem o goryle, czy oni je widzieli, bo Kigalańczycy mówili, że nie - za drogo. Okazało się, że jeden z nich wielokrotnie i to za darmo. Jego dziadkowie mieszkają w wiosce obok parku, do której goryle podchodzą, gdy im brakuje jedzenia. Pewnie to oznacza, że goryle, jeśli się spotka z właściwymi osobami są do pooglądania prawie za darmo, czy tam za piłkę do nogi
pabien 27 sierpnia 2025 23:08 Odpowiedz
Przed chwilą jeden z chłopców przesłał mi napisany poprawnym angielskim długi płaczliwy tekst o rodzinnej tragedii i potrzebie wsparcia istotną kwotą. Czyli z piłką to ściema. Odpisałem mu co o tym myślę i że poprzednia historia (na mniejsze pieniadze) została znacznie lepiej sprzedana. To tylko potwierdza moją teorię, że tam gdzie są turyści są też próbujący wyciągnąć od nich pieniądze. Należy pamiętać, że dla nich 1 dolar to nie jest nic, tylko podstawowa dniówka za niewykwalifikowaną pracę. Dniówka za pracę bardziej skomplikowaną, wymagającą kontaktu z klientem to 5 dolarów.Wracając do wycieczki, zapomniałem wcześniej napisać, że o ile w mieście podstawowym środkiem transportu są motorki, już na jego obrzeżach zastępują je rowery. Zazwyczaj typu Ukraina lub Ukraina wzmocniona z bardzo solidnym bagażnikiem, bez przerzutek oczywiście. Stanowią one środek transportu pasażerskiego i towarowego. Warto zaznaczyć, iż rowerzyści operują w terenie bardzo górzystym, na znacznych wysokościach. W trakcie drogi z Kigali autobus wspiął się na 2137 m (dla przypomnienia nasz nasz najwyżej położony zamieszkały Ząb to wysokość 1000 m.Siła i umiejętności rowerzystów są imponujące. Podjeżdzając pod górę machają nogami jak przy zjeździe z górki, bez żadnego wstawania, potrafią przewieźć znaczące ładunki oraz prowadzić prosto rower trzymając go z tyłu i podpierając ładunek (jeśli jest zbyt duży na jechanie z nim). W dół jeżdżą z naprawdę wysokimi prędkościami. Dwa rowery w tym jeden z pasażerem wyprzedziły na chwilę autobus, którym jechałem. Przy tym przy zjeżdzie część stosuje ciekawą technikę takiego przysiadu z jedną nogą trzymaną na przedłużonej osi przedniego koła.Mam jakieś zdjecia, ale żebym je wstawił musi się tapatalk zreperować. O już, to zaraz wrzucam, a potem opowiem o podróży powrotnej. Będzie o krowach, LGBT, panafrykanizmie i rasizmie. Pojawią się Asad i Kadafi
pawelsz 27 sierpnia 2025 23:08 Odpowiedz
Quote:żachód próbuje teraz im to całe LGBT wciskać - po jego trupie, to się nie mieści w ich tradycji. Ja mu powoli wyjaśniałem, że to nie jest kwestia tradycji tylko postępuAfirmacja dewiacji jest postępem ???Pabien, z przyjemnością czytam wszystkie Twoje relacje. Ciekawie piszesz, pozytywnie odróżniasz się od większości Autorów...Nie psuj zatem poprawnościowym bełkotem tego, co robisz najlepiej
jasiub 29 sierpnia 2025 12:08 Odpowiedz
@pabien, odnośnie zwierząt brzmi to komicznie, ale czasami to jest prawda :) Taka historia przytrafiła nam się w zeszłym roku. Na granicy z Zambii z Botswaną próbowano nam wcisnąć taksówkę (za chore 20$) do marketu w Kazunguli strasząc słoniami. 20$ za 2km no nie - idziemy. Po kilkuset metrach na drodze zobaczyliśmy stado słoni i wziąłem przejeżdzającą taksówkę by koło nich przejechać :)
pabien 29 sierpnia 2025 12:08 Odpowiedz
To dla mnie bardzo pożyteczna informacja, bo @miloszp ciągle chce mnie wysłać na zwierzątka do Kasane, a ja będę w Zambii w październiku. Właśnie dowiedziałem się, że jest most do Bostwany, więc można uniknąć wizy Zimbabwe
kostek966 29 sierpnia 2025 12:08 Odpowiedz
@pabien, to tylko pokazuje, że nie czytasz forum, bo temat Zambia Botswana był wałkowany intensywnie pół roku, zaczynając od mojego opisu z przed niecałych 2 lat i potem 24 na wiosnę było tam mnóstwo ludzi.I jeśli podoba Ci się Afryka to właśnie bardzo podobne odczucia miałem w Livingston, gdzie bardzo bezpiecznie i uśmiechnięci życzliwi ludzie, będziesz zadowolony, a i zwierzątka przy odrobinie szczęścia są w dużych ilościach i ciekawe, nawet w kasane można spotkać.P.S. co do taxi czy w jedną czy w drugą stronę, to większość opłaty zabiera myto za przejazd przez ten właśnie nowy most
sudoku 29 sierpnia 2025 17:08 Odpowiedz
@jasiub Chyba nie do końca się jeszcze ucywilizowało, bo słonie grasują:Quote:Two tourists killed in elephant attack at South Luangwa national park in Zambiahttps://www.bbc.com/news/articles/cp86jkdn838o
pabien 29 sierpnia 2025 17:08 Odpowiedz
O, fajnie że to wrzuciłeś, bo ja się zastanawiałem czy jakieś zwierzę poza insektami zabija ludzi w Afryce. Okazuje się, że owszem i nawet więcej lub znacznie więcej (węże, krokodyle) niż myślałemPoniżej top 10https://www.rif.org/literacy-central/re ... t-deadly-0
kostek966 29 sierpnia 2025 17:08 Odpowiedz
No tak, ciekawe czy te liczby z owadami i wężami są realistyczne czy to tylko takie domysły, natomiast jeśli chodzi o ssaki to jest to porównywalne z liczbą zabitych na naszych drogach niestety
pabien 29 sierpnia 2025 23:08 Odpowiedz
Afrykańskie drogi są równie śmiertelne co komary (a bo inne dane mówią, że w wyniku chorób przenoszonych przez komary ginie 220,000 osób rocznie)https://www.afro.who.int/publications/r ... egion-2023
kameander 29 sierpnia 2025 23:08 Odpowiedz
Gdy na pytanie rwandyjskiego przewodnika "Jakie jest najniebezpieczniejsze miejsce w Afryce?" odpowiedziałem - za botswańskim przewodnikiem sprzed paru miesięcy - że "Każde miejsce między hipopotamem a jego akwenem" i trafiłem zgodnie z oczekiwaniami, wniosek mógł być w zasadzie dwojaki: albo to panafrykański running joke, albo coś jest na rzeczy.
jasiub 29 sierpnia 2025 23:08 Odpowiedz
No więc, gdy tam nocowałem zasada była taka, że namioty mają być rozstawione na tyle rzadko by słonie i hipopotamy przeszły swobodnie pomiędzy. Budzę się w nocy za potrzebą, coś chrumka i mruczy. Otwieram namiot, patrzę i zdecydowałem się, że jednak nie wyjdę. Może ktoś naprawdę musiał wyjść ...