Zwiedzanie w pływającym hotelu, jakim jest wycieczkowiec ma sporo zalet, a najważniejszą jest że hotel płynie jak śpisz ale ma też jedną zasadniczą wadę - na miejscu jest mocno ograniczony czas. Więc ta relacja będzie po części o sztuce kompromisu. Akurat Wyspy Kanaryjskie i ich porty mają dużą zaletę, bo statek stoi tam często do późnych godzin wieczornych, np 22. Z drugiej strony w listopadzie po 18 robi się ciemno. Odpadał stres związany z korkami i ewentualnymi opóźnieniami. Perspektywa niezdążenia na statek jest dość stresująca.
Jeśli ktoś czytał moją relację z Australii i wysp Pacyfiku, to być może pamięta, że jak magnes przyciągamy katastrofy naturalne i inne pechowe zdarzenia. Często nie dotykają nas bezpośrednio, ale mocno oddziałują na okolicę. Oczywiście to tylko taki nasz żart rodzinny, bo skala tych zjawisk na świecie jest obecnie tak duża, że przy kilku wyjazdach łatwo trafić na coś pechowego. Na Kanarach akurat była drobna kumulacja, nawet powstały o tym artykuły: https://turystyka.wp.pl/s/nakanarach-pl/seria-niefortunnych-zdarzen-na-kanarach-wazne-jest-aby-unikac-tego-typu-obrazow-w-mediach-7223144977463808a
Ale od początku, skąd pomysł na rejs po Kanarach? Z bonu u niemieckiego armatora AIDA. Za wyjazd z nimi na Karaiby dostaliśmy voucher na 400E na następne wakacje. Zbliżał się czas końca jego ważności i trzeba było podjąć jakąś decyzję. Wyjazd na Kanary zawsze był planem B gdybyśmy u tego armatora nie znaleźli nic lepszego. W międzyczasie AIDA wrzuciła na tą trasę swój największy statek AIDA Cosma. W kalendarzu też pojawił się okres 8.11-15.11 z Las Palmas co obejmowało długi weekend, więc mniejsza strata urlopu i dni w szkole u córki. Do naszej stałej ekipy 2+1 doszła jeszcze moja siostra i siostrzenica. Początkowo polowałem na loty Iberia z Berlina, ale przegapiłem najniższą cenę +- 800 zł i później zaczęła rosnąć. Na podobnych warunkach mięliśmy LH z Poznania. Siostra mieszka pod Poznaniem, a my pomiędzy Poznaniem a Berlinem ale bliżej Poznania, więc to był dość naturalny wybór. Do taryfy economy light dokupiliśmy po jednym nadawanym na rodzinę. Kilka miesięcy przed startem rozpoczęło się rezerwowanie samochodów na wyspach. Tylko na Maderze udało mi się znaleźć auto w rozsądnej cenie na mieście. Pozostałe to konieczność wizyty na lotnisku. Do tego rezerwacja wjazdu na Teide.
Już po rezerwacji rejsu dowiedzieliśmy się, że nasz termin to otwarcie sezonu i w związku z tym będą niespodzianki. Jedną z nich miał być koncert Alvaro Solera. Nie mój klimat ale jak w cenie to dlaczego nie?
Dzień 1 Wylot z POZ mamy o 6.15 więc pobudka jakoś przed 2. Na szczęście warunki pogodowe sprzyjały i dojazd na lotnisko poszedł sprawnie. Na stanowisku LH niewielka kolejka ale szybko pozbyliśmy się dużych bagaży i można udać się do stanowiska kontroli bezpieczeństwa. Lotu do FRA nie pamiętam, bo z żoną zasnęliśmy chyba już przy starcie. Przespałem wodę i tylko na chwilę obudziłem się na czekoladkę
:) Na naszych kartach PP zostały nam łącznie 3 wizyty więc stwierdziliśmy, że zostawiamy to na powrót z LPA. Zresztą we FRA potrzebna jest długa przesiadka, bo trzeba wyjść z strefy tranzytowej, a my mieliśmy nieco ponad godzinę. Drugi segment realizował Discover i tam już był tylko kubek wody na całą podróż. Nawet ciastka albo czekoladki. Pod koniec rejsu zamówiliśmy frytki dla dzieciaków ale były straszliwie paskudne. Córka oddała mi i żonie, a siostrzenica dała radę je jeść za co zapłaciła cenę w LPA, bo frytki wolały wolność. Już na lotnisku żona wysłała mnie z małymi bagażami po samochód, a dziewczyny miały odebrać duże z kołowrotka. W hali wynajmu się przeraziłem, jak zobaczyłem kolejki ale okazało się, że to do lokalnych wypożyczalni. Do Avisa było pusto. Dostałem VW Taigo i poszedłem po dziewczyny. Bagaże szły opornie więc musiałem poczekać ok 20 minut, aż dziewczyny wyjdą. Okazało się, że nasza walizka nie przeżyła podróży:
Zgłaszamy się do okienka serwisowego. Pani wypełnia formularz i po chwili wręcza mi wydruk. Na wydruku dwa linki - jeden do wymiany walizki, a drugi do naprawy. Wszedłem w pierwszy, wybrałem taką samą walizkę Wittchen i jakoś tuż po naszym powrocie kurier pojawił się z przesyłką. Niestety, ale nasza musiała jeszcze dotrzeć na statek, a później do domu. Istniało ryzyko, że całe dno odpadnie więc podjęliśmy decyzję, że kupimy nową walizkę w jakimś sklepie.
Kolejny problem objawił się podczas załadunku bagaży. Za nic w świecie nie da się zmieścić ich do auta. Auto niby duże, ale bagażnik jest ścięty co zabiera sporo miejsca. Robię przemeblowanie i udaje się upchnąć większość. Jedna mała walizka jedzie na kolanach.
Ogólnie jesteśmy w Las Palmas 3 dni przed rejsem i na ten czas wynajęliśmy apartament w centrum miasta ale bardziej w okolicach lokalnych sypialni niż turystycznych. Po szybkim odebraniu kluczy, wtarganiu walizek na 3 piętro (dlatego na tym etapie życia wolę hotele, ale 5 osób wyszło znacznie korzystniej w mieszkaniu) ogarniamy się i jedziemy szukać jedzenia. Mamy zrobiony wstępny research i z listy knajpek w okolicy noclegu wybieram jedną, która jest też najtańsza. To był świetny wybór. Lądujemy w małej knajpce wenezuelskiej: https://maps.app.goo.gl/oRvH2uQM5rm298WF6 Jedzenie jest tanie, pyszne a panie z obsługi nie znają ani słowa po angielsku
:D Po kolacji jeszcze szybkie zakupy. Okazuje się że mają tam Dino
:)
Na razie odpuściliśmy poszukiwania nowej walizki. Jesteśmy zmęczeni a jutro trzeba od rana ruszać w głąb wyspy.@JIK Nie pomyślałem, że może tam taki sklep być. Kupiliśmy w Carrefourze za 50E
@myca007 tragedii nie było, ale ogólnie jest spora różnica między morzem, a oceanem. Był taki moment jak wypływaliśmy z Teneryfy, że z restauracji wychodziłem od ściany do ściany i pytam się: to wino czy tak buja? Ale córka potwierdziła, że ona ma 8 lat i też tak idzie
:) Tyle, że to było po tej burzy/sztormie który tam przeszedł więc ocean był jeszcze mocno wzburzony. Szerzej będzie o tym w relacji.Dzień 2
Dzień zaczynamy od hiszpańskiego śniadania. Udajemy się do miejscowej churreria, niedaleko naszego mieszkania: https://maps.app.goo.gl/Eq4huxazWJp3hRE38 Na miejscu wszystko od churros, przez bocadillos, po inne hiszpańskie przysmaki. W środku tłum miejscowych ale udaje nam się znaleźć stolik. Jest tanio i smacznie, a czekolada w filiżance do maczania churros tak podeszła córce, że chciała dokładkę. Same churros smaczne ale dla mnie osobiście nieco za tłuste.
Po śniadaniu uderzamy prosto do miejscowości Teror. Tam zaczynamy od klasztoru w którym można kupić ciasteczka prosto od zakonnic. Nie znam się na regułach zakonnych i nie wiem czy ta "bramka płatnicza i do wydawania towaru" wynikała z zasady, że nie można zobaczyć zakonnicy, czy to bardziej kwestia bezpieczeństwa.
Na liście są dostępne 4 smaki ale okazuje się, że są tylko 2 więc bierzemy oba. Koszt paczki ciastek to 4 Euro. Po zakupie zjeżdżamy nieco w dół do centrum miasta. Miejscowość słynie z Basilico Nuestra Señora del Pino, czyli kultu Matki Boskiej Sosnowej, patronki wyspy
Miejscowość była udekorowana, ale nie udało mi się ustalić jakie to święto. Fiesta del Pino było 7/8 września więc raczej nie powinno być po nim już śladu, ale kto wie?
A tutaj poranny aerobik
Z Teroru jedziemy do Artenara. Muszę przyznać, że góry Gran Canarii do najłatwiejszych, jeśli chodzi o jazdę autem, nie należą. Cieszę się tylko, że w przeciwieństwie do Majorki w majówkę nie muszę się męczyć z trenującymi kolarzami. Na wjeździe do miasteczka jest mały parking i punkt widokowy:
Jezus prawie jak ze Świebodzina, ale mniejszy
W centrum miasta znajdujemy Iglesia de San Matías
Z drugiej strony miasteczka takie widoki:
Wyżej było muzeum etnograficzne pokazujące mieszkania w jaskiniach w jakich żyli Guanczanowie. Jednak nie wchodziliśmy do środka bo była duża wycieczka i i zrobił się zator.
@JIKNie pomyślałem, że może tam taki sklep być. Kupiliśmy w Carrefourze za 50E @myca007tragedii nie było, ale ogólnie jest spora różnica między morzem, a oceanem. Był taki moment jak wypływaliśmy z Teneryfy, że z restauracji wychodziłem od ściany do ściany i pytam się: to wino czy tak buja? Ale córka potwierdziła, że ona ma 8 lat i też tak idzie
:) Tyle, że to było po tej burzy/sztormie który tam przeszedł więc ocean był jeszcze mocno wzburzony. Szerzej będzie o tym w relacji.
Jakby co to na Luis Morote jest ileś tam sklepów z walizkami i ceny mają przyzwoite - zostawiam dla potomności, jakby ktoś szukał blisko portu, a nie chciało mu się lecieć do Carrefura i Primarka w CC Las Arenas. Mnie kiedyś też Discover rozwalił walizkę- dużo bujania z nimi było.
-- 25 Lis 2025 15:01 -- JIK napisał:@bruce09lili z tego co pamiętam blisko Las Palams jest Primark, a tam kupisz - tanią (?) - walizkę.Na wyspach są ogromne China Market, tam też na pewno walizki były... to na przyszłość jakby ktoś potrzebował... -- 25 Lis 2025 15:18 -- bruce09lili napisał:O ile wczoraj teren był trudny, to dzisiaj sklasyfikowałbym jako bardzo trudny. Kolejnym celem jest Caldera de Bandama. Parkujemy przy klubie golfowym i fotografujemy idealnie okrągły krater..Jeśli ta droga była dla Ciebie bardzo trudna to dobrze, że nie jechałeś wschodnim wybrzeżem z południa na północ GC-200
@piekara114Może trochę dramatyzuje na potrzeby opowieści ? ale było kilka dziwnych przejazdów. Jedna droga była dość wąska i trzeba było szukać jakiś miejsc do mijanek. Raz też miałem sytuację że dojeżdżam do stopu i mam maskę zadartą tak absurdalnie do góry że nie byłem w stanie się rozejrzeć. Zastanawiam się czy niskie auto w tym miejscu by się nie zawiesiło.
Gran Canaria też mnie nie urzekła, na pierwszym miejscu (z Kanarków) Fuerta, a potem Lanzarote. Może na brak wow na dwóch dużych wyspach (i na Maderze) miała wpływ pogoda i sporo czasu w aucie? efekt lizania lizaka przez papierek... niby jest, ale sporo brakuje...Zastanowiło mnie jedno, czemu zamawiałeś auta na lotnisku i traciłeś czas na dojazdy? Skoro w portach lub miasteczku przy porcie Cicar ma swoje oddziały...
Czytałem całą relację z zaciekawieniem, bo w styczniu ten sam statek i ten sam rejs mamy.Co do samochodów na lotniskach to pewnie chodzi o cenę, bo w porcie liczą sobie 2x drożej. Jeśli można kilka pytań bardziej szczegółowych (podstawy już znam bo rejsowałem z AIDĄ): 1. Obawiamy się najbardziej pogody i mocnego bujania. Mógł byś szerzej opisać czy jest to uciążliwe? Czy masz wiedzę jakie były fale/warunki że statek nie popłynął na jedną z wysp?2. W jakich godzinach było pierwsze wejście na statek na GC?3. Ile kosztują drinki bez pakietów? W internecie znalazłem od 6-10e, nadal aktualne?4. Gazetki już nie przynoszą do kabin?5. Czy na Teneryfie można kupić bilety na autobusy u kierowcy? Będziemy w 4 os i czy jest to bezproblemowe?
@piekara114Samochody zamawiałem na lotniskach ze względu na cenę. Różnica czasami była 130 zł vs 550 zł, więc nawet po doliczeniu taxi wychodziło taniej. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że bardzo wielu Niemców (co jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem) wypożyczało auta z rejsu. Na Lanzarote i Teneryfie nawet któraś lokalna wypożyczalnia miała oddział w samym porcie, ale to się szybko rozchodzi. Maderę bym klasyfikował gdzieś pomiędzy Gran Canarią, Teneryfą, a Lanzarote i Fuerteventurą. Może przy głębszym zwiedzeniu wrażenie byłoby lepsze. Sama Teneryfa i GC były bardzo komercyjne. Miejscowości nadmorskie jakoś tak dziwnie z naszym przysłowiowym Mielnem nam się kojarzyły. Pewnie wrażenie potęguje też to, że byliśmy na różnych wyspach w różnych rejonach świata, więc też trochę ciężko nas zachwycić. @dbw861. Wydaje mi się, że na oceanie buja nieco mocniej niż na morzach, ale Cosma to był duży statek, więc aż tak nie było tego czuć. Tylko raz porządnie bujało jak po burzy wypływaliśmy z Teneryfy. Wydaje mi się, że to było tylko na początkowym etapie, jak już statek wypłynął na ocean to było lepiej. To było w dzień, kiedy odwołano Fuerteventurę ale nie umiem określić jak mocno bujało w czasie przymusowego postoju. Zamknięto wszystkie porty na Kanarach i nie wiem na ile to profilaktyka, ale coś tam pisali w internetach o wielkich falach. 2. od 143. Powiedziałbym, że od 7-11 Euro. Mam PDF z menu z baru basenowego. Mogę wysłać. 4. Nie. Wszystko jest na aplikacji i w TV. Wydaje mi się, że papierowa jest na życzenie. 5. Nie wiem, bo jeździliśmy autem.
Podejrzewam, że na Fuerte nie poplyneliście z powodu sztormu Claudia, który uderzył w Kanary 11-13.XI. 13go jego końcówka uderzyła w Lanzarote (na której akurat byłam, 4 statki wycieczkowe nie dostały zgody na wpłynięcie do portu, dzień wcześniej przyjmował port statki z Fuerty): dla mnie to był deszcz i trochę wiatru (do halnego bardzo mu było daleko), ale na Teneryfie było już mocno nieciekawie. W wyniku fal, które uderzyły w falochron 3 osoby zginęły (są w necie filmiki), dużo zniszczeń, podpopień (tak to pokazywali w hiszpańskiej tv).
Tak, to ten sztorm. Z tego co wiem od taksówkarza, który wiózł mnie na lotnisko po auto, to 13.11 w porcie na Lanzarote uziemiona była, któraś mniejsza AIDA, chyba Bella. 12 listopada na Teneryfie pogoda popsuła się dopiero późnym popołudniem, a 13 w dodatkowym dniu było dość wietrznie i większa część wyspy pochmurna. Ale jak pisałem w relacji - udało nam się naleźć spokojne miejsce, gdzie można było plażować. Pas słońca zaczynał się na południe od Santa Cruz, a kończył na lotnisku południowym. Dalej na zachód za lotniskiem już była beznadziejna pogoda.
Jeśli ktoś czytał moją relację z Australii i wysp Pacyfiku, to być może pamięta, że jak magnes przyciągamy katastrofy naturalne i inne pechowe zdarzenia. Często nie dotykają nas bezpośrednio, ale mocno oddziałują na okolicę. Oczywiście to tylko taki nasz żart rodzinny, bo skala tych zjawisk na świecie jest obecnie tak duża, że przy kilku wyjazdach łatwo trafić na coś pechowego. Na Kanarach akurat była drobna kumulacja, nawet powstały o tym artykuły:
https://turystyka.wp.pl/s/nakanarach-pl/seria-niefortunnych-zdarzen-na-kanarach-wazne-jest-aby-unikac-tego-typu-obrazow-w-mediach-7223144977463808a
Ale od początku, skąd pomysł na rejs po Kanarach? Z bonu u niemieckiego armatora AIDA. Za wyjazd z nimi na Karaiby dostaliśmy voucher na 400E na następne wakacje. Zbliżał się czas końca jego ważności i trzeba było podjąć jakąś decyzję. Wyjazd na Kanary zawsze był planem B gdybyśmy u tego armatora nie znaleźli nic lepszego. W międzyczasie AIDA wrzuciła na tą trasę swój największy statek AIDA Cosma. W kalendarzu też pojawił się okres 8.11-15.11 z Las Palmas co obejmowało długi weekend, więc mniejsza strata urlopu i dni w szkole u córki. Do naszej stałej ekipy 2+1 doszła jeszcze moja siostra i siostrzenica. Początkowo polowałem na loty Iberia z Berlina, ale przegapiłem najniższą cenę +- 800 zł i później zaczęła rosnąć. Na podobnych warunkach mięliśmy LH z Poznania. Siostra mieszka pod Poznaniem, a my pomiędzy Poznaniem a Berlinem ale bliżej Poznania, więc to był dość naturalny wybór. Do taryfy economy light dokupiliśmy po jednym nadawanym na rodzinę. Kilka miesięcy przed startem rozpoczęło się rezerwowanie samochodów na wyspach. Tylko na Maderze udało mi się znaleźć auto w rozsądnej cenie na mieście. Pozostałe to konieczność wizyty na lotnisku. Do tego rezerwacja wjazdu na Teide.
Już po rezerwacji rejsu dowiedzieliśmy się, że nasz termin to otwarcie sezonu i w związku z tym będą niespodzianki. Jedną z nich miał być koncert Alvaro Solera. Nie mój klimat ale jak w cenie to dlaczego nie?
Dzień 1
Wylot z POZ mamy o 6.15 więc pobudka jakoś przed 2. Na szczęście warunki pogodowe sprzyjały i dojazd na lotnisko poszedł sprawnie. Na stanowisku LH niewielka kolejka ale szybko pozbyliśmy się dużych bagaży i można udać się do stanowiska kontroli bezpieczeństwa. Lotu do FRA nie pamiętam, bo z żoną zasnęliśmy chyba już przy starcie. Przespałem wodę i tylko na chwilę obudziłem się na czekoladkę :)
Na naszych kartach PP zostały nam łącznie 3 wizyty więc stwierdziliśmy, że zostawiamy to na powrót z LPA. Zresztą we FRA potrzebna jest długa przesiadka, bo trzeba wyjść z strefy tranzytowej, a my mieliśmy nieco ponad godzinę. Drugi segment realizował Discover i tam już był tylko kubek wody na całą podróż. Nawet ciastka albo czekoladki. Pod koniec rejsu zamówiliśmy frytki dla dzieciaków ale były straszliwie paskudne. Córka oddała mi i żonie, a siostrzenica dała radę je jeść za co zapłaciła cenę w LPA, bo frytki wolały wolność. Już na lotnisku żona wysłała mnie z małymi bagażami po samochód, a dziewczyny miały odebrać duże z kołowrotka. W hali wynajmu się przeraziłem, jak zobaczyłem kolejki ale okazało się, że to do lokalnych wypożyczalni. Do Avisa było pusto. Dostałem VW Taigo i poszedłem po dziewczyny. Bagaże szły opornie więc musiałem poczekać ok 20 minut, aż dziewczyny wyjdą. Okazało się, że nasza walizka nie przeżyła podróży:
Zgłaszamy się do okienka serwisowego. Pani wypełnia formularz i po chwili wręcza mi wydruk. Na wydruku dwa linki - jeden do wymiany walizki, a drugi do naprawy. Wszedłem w pierwszy, wybrałem taką samą walizkę Wittchen i jakoś tuż po naszym powrocie kurier pojawił się z przesyłką. Niestety, ale nasza musiała jeszcze dotrzeć na statek, a później do domu. Istniało ryzyko, że całe dno odpadnie więc podjęliśmy decyzję, że kupimy nową walizkę w jakimś sklepie.
Kolejny problem objawił się podczas załadunku bagaży. Za nic w świecie nie da się zmieścić ich do auta. Auto niby duże, ale bagażnik jest ścięty co zabiera sporo miejsca. Robię przemeblowanie i udaje się upchnąć większość. Jedna mała walizka jedzie na kolanach.
Ogólnie jesteśmy w Las Palmas 3 dni przed rejsem i na ten czas wynajęliśmy apartament w centrum miasta ale bardziej w okolicach lokalnych sypialni niż turystycznych. Po szybkim odebraniu kluczy, wtarganiu walizek na 3 piętro (dlatego na tym etapie życia wolę hotele, ale 5 osób wyszło znacznie korzystniej w mieszkaniu) ogarniamy się i jedziemy szukać jedzenia. Mamy zrobiony wstępny research i z listy knajpek w okolicy noclegu wybieram jedną, która jest też najtańsza. To był świetny wybór. Lądujemy w małej knajpce wenezuelskiej:
https://maps.app.goo.gl/oRvH2uQM5rm298WF6
Jedzenie jest tanie, pyszne a panie z obsługi nie znają ani słowa po angielsku :D
Po kolacji jeszcze szybkie zakupy. Okazuje się że mają tam Dino :)
Na razie odpuściliśmy poszukiwania nowej walizki. Jesteśmy zmęczeni a jutro trzeba od rana ruszać w głąb wyspy.@JIK
Nie pomyślałem, że może tam taki sklep być. Kupiliśmy w Carrefourze za 50E
@myca007
tragedii nie było, ale ogólnie jest spora różnica między morzem, a oceanem. Był taki moment jak wypływaliśmy z Teneryfy, że z restauracji wychodziłem od ściany do ściany i pytam się: to wino czy tak buja? Ale córka potwierdziła, że ona ma 8 lat i też tak idzie :) Tyle, że to było po tej burzy/sztormie który tam przeszedł więc ocean był jeszcze mocno wzburzony. Szerzej będzie o tym w relacji.Dzień 2
Dzień zaczynamy od hiszpańskiego śniadania. Udajemy się do miejscowej churreria, niedaleko naszego mieszkania:
https://maps.app.goo.gl/Eq4huxazWJp3hRE38
Na miejscu wszystko od churros, przez bocadillos, po inne hiszpańskie przysmaki. W środku tłum miejscowych ale udaje nam się znaleźć stolik. Jest tanio i smacznie, a czekolada w filiżance do maczania churros tak podeszła córce, że chciała dokładkę. Same churros smaczne ale dla mnie osobiście nieco za tłuste.
Po śniadaniu uderzamy prosto do miejscowości Teror. Tam zaczynamy od klasztoru w którym można kupić ciasteczka prosto od zakonnic. Nie znam się na regułach zakonnych i nie wiem czy ta "bramka płatnicza i do wydawania towaru" wynikała z zasady, że nie można zobaczyć zakonnicy, czy to bardziej kwestia bezpieczeństwa.
Na liście są dostępne 4 smaki ale okazuje się, że są tylko 2 więc bierzemy oba. Koszt paczki ciastek to 4 Euro. Po zakupie zjeżdżamy nieco w dół do centrum miasta. Miejscowość słynie z Basilico Nuestra Señora del Pino, czyli kultu Matki Boskiej Sosnowej, patronki wyspy
Miejscowość była udekorowana, ale nie udało mi się ustalić jakie to święto. Fiesta del Pino było 7/8 września więc raczej nie powinno być po nim już śladu, ale kto wie?
A tutaj poranny aerobik
Z Teroru jedziemy do Artenara. Muszę przyznać, że góry Gran Canarii do najłatwiejszych, jeśli chodzi o jazdę autem, nie należą. Cieszę się tylko, że w przeciwieństwie do Majorki w majówkę nie muszę się męczyć z trenującymi kolarzami.
Na wjeździe do miasteczka jest mały parking i punkt widokowy:
Jezus prawie jak ze Świebodzina, ale mniejszy
W centrum miasta znajdujemy Iglesia de San Matías
Z drugiej strony miasteczka takie widoki:
Wyżej było muzeum etnograficzne pokazujące mieszkania w jaskiniach w jakich żyli Guanczanowie. Jednak nie wchodziliśmy do środka bo była duża wycieczka i i zrobił się zator.