Jesteśmy w trakcie podróży motocyklowej do Turcji na jednym motocyklu, postaramy się wrzucać relacje systematycznie
:) Aktualnie jesteśmy na południu Bułgarii i posiedzimy tu do niedzieli
;) Wrzucam zaległe części, później już będę dodawał systematycznie
Dwa dni podróży już za nami. Dojazd do Bieszczad był bezproblemowy, ale już w górach zaczęło padać. Momentami nawet lać. Nie udało się przekroczyć granicy ze Słowacją szutrową drogą pełną błota podczas deszczu, ponad 400 kilogramów motocykla z bagażami i nami zrobiło swoje i po prostu zapadaliśmy się w błoto.
Połowa Słowacji nadal w deszczu. Rozbiliśmy namiot na dziko obok miejscowości Michalovce nad rzeczką, a kolejnego dnia już tylko droga do Rumunii. Pierwszy raz płynęliśmy promem z motocyklem
;)
W Rumunii szybkie zwiedzanie Satu Mare i pojechaliśmy w kierunku Sapanty. Co dziwne wiele kościołów jest w ciągu dnia zamkniętych na cztery spusty. Zajechaliśmy do monastyru zlokalizowanego obok zakonu. Pogadaliśmy z siostrą zakonną, która pobłogosławiła nam na drogę poprzez pisanie pojedynczych słów przez tłumacz w telefonie
:D , chcemy ruszać dalej i niestety zawracając na kamieniach pod górkę nie starczyło nogi do podparcia się
;) Klasyczna lekka gleba parkingowa, ale na szczęście szybko i bezproblemowo podnieśliśmy motocykl i okazało się, że nie ma nawet najmniejszej rysy i śladu po tym wydarzeniu. Z poczuciem wstydu i bananem na gębie podczas jazdy po serpentynach górskich dotarliśmy do Sapanty. Znajduje się tam wesoły cmentarz, na nagrobkach są namalowane sceny z życia zmarłych, a często nawet okoliczności śmierci.
Dalej już nocleg (tym razem na kempingu. Mieliśmy tylko tam wziąć prysznic, ale z powodu późnej pory i pięknego miejsca zdecydowaliśmy się przenocować.) Spotkaliśmy tam sympatycznych Polaków i na rozmowach przy palince (ichniejszy bimber) spędziliśmy miło wieczór. W nocy niestety trochę zmoczył nas deszcz i właśnie pakujemy się susząc wszystko
;) A zaraz gonimy dalej w kierunku południowym!
Zapraszamy na http://www.facebook.com/latawce2 po najnowsze wieści
:)Kolejny dzień można skrótem określić jako ucieczka przed deszczem na południe. Wyjechaliśmy późno z powodu ulewy, a później było już trochę lepiej. Noclegi obok małych miejscowości są cudowne
;)
To wszystko mieliśmy w promieniu 500 metrów od namiotu.
Kolejny dzień to już zwiedzanie kopalni soli w Turdzie. Obejrzenie wszystkiego nie trwa długo bo około 1-1,5 godziny, ale warto zwiedzić to miejsce.
Pod ziemią znajdziemy diabelski młyn, amfiteatr, mini tor do gry w golfa oraz mamy możliwość przepłynięcia się łódką po podziemnym jeziorze!
Później miał być nocleg w okolicach Transalpiny czyli najwyższej drogi w Rumunii. Droga osiąga wysokość 2145 metrów i od jesieni do maja/czerwca jest zamknięta z powodu opadów śniegu.
Planowaliśmy nocleg, ale z powodu braku miejsca i złej pogody nie mieliśmy gdzie rozbić namiotu.
Zdecydowaliśmy się pokonać trasę około godziny 18. Cały czas padał deszcz, momentami było tylko 6 stopni. W wyższych partiach gór chmury ograniczały widoczność do kilkunastu metrów. Mamy pozdrowienia dla Łukowa!
Przepraszamy za jakość, ale wiatr przewracał statyw, a deszcz zalewał aparat. Napisałem pozdrowienia na odwrocie mapy markerem który kiepsko rysował na mokrym papierze, a rozmokła mapa porwała się na wietrze. Postaramy się o lepsze zdjęcia bo dziś znów zaatakujemy gdyż (na tyle na ile mogliśmy cokolwiek zobaczyć) widoki są niesamowite!
Kolejne dni to podejście numer 2 do Transalpiny, na szczęście zakończone sukcesem!
Dalej już tylko droga w kierunku Bułgarii.
Podsumowując Rumunia jest świetna, drogi coraz lepsze, ludzie na każdym kroku machali, uśmiechali się i wyrażali serdeczność.
Północny-zachód Bułgarii? Pierwsze wrażenie to kilka żebrzących osób pod marketem i bloki wyglądające tak, że bałbym się tam wejść. Syf, kiła i mogiła.
Dalsze plany zakładały szukanie noclegu więc szybkie zerknięcie na mapę i jedziemy pod miejscowość Rabisha bo jest tam duże jezioro. Jadąc do niej mijamy smutne zapadłe miejscowości bez żadnych perspektyw, pozamykane fabryki oraz całą masę powybijanych szyb. Do tego zaczyna się burza zasłaniająca całe niebo.
Zmrok zapadał, a my widzieliśmy tylko puste domy z rozsypującymi się ścianami, powybijanymi oknami oraz zamknięte niszczejące betonowe molochy. Do tego dodajmy rozpoczynającą się ulewę, cyganów mieszkających w budynkach gdzie nikt normalny nie chciałby zamieszkać i mamy obraz jak z horroru.
Dojeżdżamy do jeziora licząc na jakąkolwiek infrastrukturę, a tu widok z pagórka pokazuje jedno światło gdzieś w oddali. Zero czegokolwiek oprócz lasu. Zapadła szybka decyzja, że jedziemy jak najdalej bo miejsce nie zachęca do rozbicia namiotu, a przy tej pogodzie możemy obudzić się pod wodą.
Tak przy okazji przy samym jeziorze znajduje się jaskinia Magura, ponad dwa kilometry długości. Niewątpliwie jest to atrakcja, ale podjeżdżając na parking przywitała nas ciemność, a hotel okazał się zamkniętym „czymś” z pootwieranymi oknami i pustką w środku.
Kadry z kamery tego nie oddają, a deszcz był coraz mocniejszy i nie było szans na wyjęcie aparatu. Było przerażająco. Te puste domy, cyganie na poboczach… Im większy deszcz tym mniejsze były chęci na spanie pod namiotem, zwłaszcza w tak nieprzychylnym miejscu i do tego w ciemności. Decyzja, jedziemy gdzieś przenocować pod dachem. Droga w kierunku Montany to w dużej mierze puste wsie, na drodze albo ciężarówki albo auta na zagranicznych blachach.
Przerwa na jedzenie na stacji benzynowej, Czuję się trochę oszukany
:D
Dwie parówki?
Ciągle leje. W Montanie jedziemy za policjantem, który oglądał mecz na stacji benzynowej bo sami nie potrafimy znaleźć hotelu. 100zł za dwójkę w spelunie? O północy w pływających butach się nie wybrzydza…
Kolejny dzień to już darmowy (dzięki kodom z serwisu TravelPony) nocleg w Sofii, stolicy Bułgarii. Dzięki temu, że nie mieli już zwykłych pokoi dostaliśmy apartament, udało się zrobić pranie i nawet je wysuszyć dzięki suszarce
;)
Sofia jest hmm… specyficzna. Wieje komuną.
Życiem tętnią parki gdyż w Bułgarii alkohol można spożywać wszędzie. Znajomi siadają przy piwku na ławkach i rozmawiają, sympatycznie to wygląda
:)
Akurat trafiliśmy na wyjście (chyba) prezydenta i była masa dziennikarzy.
A jak wygląda McDonald’s na dworcu w Sofii? Jak kiosk! Nie jest to żadna podróbka, to normalna „restauracja”
Macieqx napisał:Co to za namiot jeśli można wiedzieć?
:)Quechua t3 ultralight pro - trzyosobowy.Jest dość drogi, ale to bardzo fajny namiot, tylko 3 kg wagi, po złożeniu ma mniej niż 40 cm długości co przy podróżowaniu motocyklem jest dużym plusem
:)
Bardzo fajna relacja, czytam i oglądam tym bardziej z zainteresowaniem, że łączycie dwie pasje, które są mi bardzo bliskie - podróże i motocykle. Czekam na c.d. a po powrocie zapraszam do Pirates House ( https://www.facebook.com/pages/Pirates- ... fref=photo ) do Sanoka, może jakaś prelekcja ??
Zdjęcia super! Lubię takie z ogromną przestrzenią, krajobrazy pełne powietrza
:) -- 18 Lip 2014 09:50 -- Zdjęcia super! Lubię takie z ogromną przestrzenią, krajobrazy pełne powietrza
:)
Wow - fajna przygoda, świetne zdjęcia więc ślędzę z zaciekawieniem
:)Przykre, że takie miejsca jak park tańczących niedźwiedzi w ogóle muszą istnieć, ale pocieszające jest to, że są ludzie, którzy starają się "naprawić" błędy popełnione przez innych, bezdusznych ludzi więc dzięki za jego opis.Czekam na ciąg dalszy i zazdroszczę świetnej wyprawy
:)
Jakbym miał się martwić to bardziej o zdrowie, motocykl to rzecz nabyta
;)Zawsze staramy się wyszukać bezpieczne miejsce, albo w totalnej głuszy gdzie mamy pewność, że żadna osoba się tam nie znajdzie albo w okolicy siedzib ludzkich. Fajnie jest też zapytać się właściciela działki/domu obok czy można się przespać. Od razu wiadomo jak wygląda sąsiedztwo i czy jest to na pierwszy rzut oka zaufana osoba. Kolejna kwestia, że robiąc dobre wrażenie i uzyskując zgodę taka osoba sama pilnuje żebyśmy byli bezpieczni, a często również zaprosi na herbatę lub kawę
:)Aktualnie jesteśmy już w Kapadocji i pewnie dziś coś dorzucimy.
bronek40 napisał:nie boicie się, ze ktoś wam buchnie moto jak śpicie w namiocie?macie jakąś linkę z prądem, jakieś wnyki założone na złodzieja?Około 270 kilogramów waży motocykl + bagaże. Jeśli śpimy na dziko to w motocyklu jest włączony alarm i zabezpieczona kierownica. Nawet 4 silnych gości nie potrafiłoby przenieść go kilku metrów bez obudzenia kogokolwiek
;) Btw, wczoraj pokonaliśmy góry przeklęte! 3 godziny jazdy zajęło nam przejechanie 30 kilometrów wysokogórskiej ścieżki zwanej drogą SH20 w Albanii. Udało się bez jakiejkolwiek gleby mimo padającego przez 20 km deszczu. Było ciężko, ale wrażenia świetne!
Quote:O tyle o ile w głębi kraju jest normalnie i sympatycznie to na wybrzeżu każdy miejscowy myśli tylko o tym jak najszybciej opróżnić twój portfel. Kemping za 2 osoby, motocykl i namiot – 120zł. Litrowe piwo w plastikowej butelce w markecie – 10zł. Porcja w restauracji – 40zł. Do tego tłumy ludzi. Nie rozumiem tego fenomenu – kawałek dalej jest Czarnogóra z mniejszą ilością turystów i lepszymi cenami.Do Chorwacji dojedziesz na 1 raz z 1 kierowcą. Do Czarnogóry już nie bardzo. Do tego o wiele mniejsze wybrzeże, więc i ofert miejsc noclegowych mniej więc i tak większą ilość turystów nie zostałaby przyjęta - a jakby nagle wszyscy się zwiedli do Czarnogóry to będziesz miał tam drugą Chorwację z takimi cenami
;) więc chyba lepiej, że są miejsca w Europie, gdzie nie ma tylu tłumów turystów
;)Nie zapomnij także, że płaca w Chorwacji są wyższe niż w PolsceA widzieliście obok Mostaru źródło rzeki Buna oraz mniejszą miejscowość Počitelj?
Niestety nie, po pierwsze czas gonił i musieliśmy uciekać szukać noclegu, a po drugie bazowałem na atrakcjach na szybko znalezionych w internecie. Tych miejsc akurat nie przyuważyłem. Ważne żeby mieć w każdym fajnym kraju kilka ciekawych miejsc, których się nie zobaczyło bo jest do czego wracać
;)
Z dumą prezentujemy krótki filmik z przejazdu widokową i technicznie trudną trasą SH20 w Albańskich Górach Przeklętych. Przejazd 30 kilometrów trwał 3 godziny, z czego przez 20 km padał deszcz.https://www.youtube.com/watch?v=Ir_L_u228n0
Kański napisał:Z dumą prezentujemy krótki filmik z przejazdu widokową i technicznie trudną trasą SH20 w Albańskich Górach Przeklętych. Przejazd 30 kilometrów trwał 3 godziny, z czego przez 20 km padał deszcz.https://www.youtube.com/watch?v=Ir_L_u228n0Mocne, podziwiam za zorganizowanie tego wypadu (a my narzekamy na zakopiankę
;) )
Wrzucam zaległe części, później już będę dodawał systematycznie
Dwa dni podróży już za nami. Dojazd do Bieszczad był bezproblemowy, ale już w górach zaczęło padać. Momentami nawet lać. Nie udało się przekroczyć granicy ze Słowacją szutrową drogą pełną błota podczas deszczu, ponad 400 kilogramów motocykla z bagażami i nami zrobiło swoje i po prostu zapadaliśmy się w błoto.
Połowa Słowacji nadal w deszczu. Rozbiliśmy namiot na dziko obok miejscowości Michalovce nad rzeczką, a kolejnego dnia już tylko droga do Rumunii. Pierwszy raz płynęliśmy promem z motocyklem ;)
W Rumunii szybkie zwiedzanie Satu Mare i pojechaliśmy w kierunku Sapanty. Co dziwne wiele kościołów jest w ciągu dnia zamkniętych na cztery spusty. Zajechaliśmy do monastyru zlokalizowanego obok zakonu. Pogadaliśmy z siostrą zakonną, która pobłogosławiła nam na drogę poprzez pisanie pojedynczych słów przez tłumacz w telefonie :D , chcemy ruszać dalej i niestety zawracając na kamieniach pod górkę nie starczyło nogi do podparcia się ;) Klasyczna lekka gleba parkingowa, ale na szczęście szybko i bezproblemowo podnieśliśmy motocykl i okazało się, że nie ma nawet najmniejszej rysy i śladu po tym wydarzeniu. Z poczuciem wstydu i bananem na gębie podczas jazdy po serpentynach górskich dotarliśmy do Sapanty. Znajduje się tam wesoły cmentarz, na nagrobkach są namalowane sceny z życia zmarłych, a często nawet okoliczności śmierci.
Dalej już nocleg (tym razem na kempingu. Mieliśmy tylko tam wziąć prysznic, ale z powodu późnej pory i pięknego miejsca zdecydowaliśmy się przenocować.) Spotkaliśmy tam sympatycznych Polaków i na rozmowach przy palince (ichniejszy bimber) spędziliśmy miło wieczór. W nocy niestety trochę zmoczył nas deszcz i właśnie pakujemy się susząc wszystko ;) A zaraz gonimy dalej w kierunku południowym!
Zapraszamy na http://www.facebook.com/latawce2 po najnowsze wieści :)Kolejny dzień można skrótem określić jako ucieczka przed deszczem na południe. Wyjechaliśmy późno z powodu ulewy, a później było już trochę lepiej. Noclegi obok małych miejscowości są cudowne ;)
To wszystko mieliśmy w promieniu 500 metrów od namiotu.
Kolejny dzień to już zwiedzanie kopalni soli w Turdzie. Obejrzenie wszystkiego nie trwa długo bo około 1-1,5 godziny, ale warto zwiedzić to miejsce.
Pod ziemią znajdziemy diabelski młyn, amfiteatr, mini tor do gry w golfa oraz mamy możliwość przepłynięcia się łódką po podziemnym jeziorze!
Później miał być nocleg w okolicach Transalpiny czyli najwyższej drogi w Rumunii. Droga osiąga wysokość 2145 metrów i od jesieni do maja/czerwca jest zamknięta z powodu opadów śniegu.
Planowaliśmy nocleg, ale z powodu braku miejsca i złej pogody nie mieliśmy gdzie rozbić namiotu.
Zdecydowaliśmy się pokonać trasę około godziny 18. Cały czas padał deszcz, momentami było tylko 6 stopni. W wyższych partiach gór chmury ograniczały widoczność do kilkunastu metrów. Mamy pozdrowienia dla Łukowa!
Przepraszamy za jakość, ale wiatr przewracał statyw, a deszcz zalewał aparat. Napisałem pozdrowienia na odwrocie mapy markerem który kiepsko rysował na mokrym papierze, a rozmokła mapa porwała się na wietrze. Postaramy się o lepsze zdjęcia bo dziś znów zaatakujemy gdyż (na tyle na ile mogliśmy cokolwiek zobaczyć) widoki są niesamowite!
Kolejne dni to podejście numer 2 do Transalpiny, na szczęście zakończone sukcesem!
Dalej już tylko droga w kierunku Bułgarii.
Podsumowując Rumunia jest świetna, drogi coraz lepsze, ludzie na każdym kroku machali, uśmiechali się i wyrażali serdeczność.
Północny-zachód Bułgarii? Pierwsze wrażenie to kilka żebrzących osób pod marketem i bloki wyglądające tak, że bałbym się tam wejść. Syf, kiła i mogiła.
Dalsze plany zakładały szukanie noclegu więc szybkie zerknięcie na mapę i jedziemy pod miejscowość Rabisha bo jest tam duże jezioro. Jadąc do niej mijamy smutne zapadłe miejscowości bez żadnych perspektyw, pozamykane fabryki oraz całą masę powybijanych szyb. Do tego zaczyna się burza zasłaniająca całe niebo.
Zmrok zapadał, a my widzieliśmy tylko puste domy z rozsypującymi się ścianami, powybijanymi oknami oraz zamknięte niszczejące betonowe molochy. Do tego dodajmy rozpoczynającą się ulewę, cyganów mieszkających w budynkach gdzie nikt normalny nie chciałby zamieszkać i mamy obraz jak z horroru.
Dojeżdżamy do jeziora licząc na jakąkolwiek infrastrukturę, a tu widok z pagórka pokazuje jedno światło gdzieś w oddali. Zero czegokolwiek oprócz lasu. Zapadła szybka decyzja, że jedziemy jak najdalej bo miejsce nie zachęca do rozbicia namiotu, a przy tej pogodzie możemy obudzić się pod wodą.
Tak przy okazji przy samym jeziorze znajduje się jaskinia Magura, ponad dwa kilometry długości. Niewątpliwie jest to atrakcja, ale podjeżdżając na parking przywitała nas ciemność, a hotel okazał się zamkniętym „czymś” z pootwieranymi oknami i pustką w środku.
Kadry z kamery tego nie oddają, a deszcz był coraz mocniejszy i nie było szans na wyjęcie aparatu. Było przerażająco. Te puste domy, cyganie na poboczach… Im większy deszcz tym mniejsze były chęci na spanie pod namiotem, zwłaszcza w tak nieprzychylnym miejscu i do tego w ciemności. Decyzja, jedziemy gdzieś przenocować pod dachem. Droga w kierunku Montany to w dużej mierze puste wsie, na drodze albo ciężarówki albo auta na zagranicznych blachach.
Przerwa na jedzenie na stacji benzynowej, Czuję się trochę oszukany :D
Dwie parówki?
Ciągle leje. W Montanie jedziemy za policjantem, który oglądał mecz na stacji benzynowej bo sami nie potrafimy znaleźć hotelu. 100zł za dwójkę w spelunie? O północy w pływających butach się nie wybrzydza…
Kolejny dzień to już darmowy (dzięki kodom z serwisu TravelPony) nocleg w Sofii, stolicy Bułgarii. Dzięki temu, że nie mieli już zwykłych pokoi dostaliśmy apartament, udało się zrobić pranie i nawet je wysuszyć dzięki suszarce ;)
Sofia jest hmm… specyficzna. Wieje komuną.
Życiem tętnią parki gdyż w Bułgarii alkohol można spożywać wszędzie. Znajomi siadają przy piwku na ławkach i rozmawiają, sympatycznie to wygląda :)
Akurat trafiliśmy na wyjście (chyba) prezydenta i była masa dziennikarzy.
A jak wygląda McDonald’s na dworcu w Sofii? Jak kiosk! Nie jest to żadna podróbka, to normalna „restauracja”
Kolejny dzień to już Monastyr w Rile