0
musiol13 1 października 2014 23:02
Na początku roku była Panama która jest kierunkiem dość nietypowym, postanowiłem podtrzymać tę tendencję.. tym razem czas na IRAN!

iran_flaga_1.jpg



Czas powrócić na “stare śmieci”! Pierwsza wyprawa na kraniec Europy miała miejsce 2 lata temu, kolejna rok temu. Gruzja – kraj nieznany, kuszący, ociekający cudownym jedzeniem oraz wypełniony wspaniałymi ludźmi. “Dziki Wschód” pozostawia nieodpartą chęć powrotu, przypomina o sobie każdego dnia i drąży dziurę w skale… Chcąc nareszcie mieć chwilę wytchnienia postanowiłem – jadę! Tym razem Iran – nowy i tajemniczy! Czy mnie urzeknie? Czy mnie zachwyci? Tego jeszcze nie wiem… A droga całkiem długa – z Warszawy do Tbilisi, tam odwiedzę przyjaciół poznanych dwa lata temu podczas pobytu w Gruzji, później przez Armenię do Iranu. W drodze powrotnej przez Turcję spędzę jeszcze kilka dni w magicznym Istambule i Budapeszt na deser. Przygoda roku, a może przygoda życia? To się okaże!


mapa3.jpg



-- 01 Paź 2014 23:10 --

Iran – po pierwsze wiza !

Iran to kraj odległy, tajemniczy i do tego trudno dostępny. Trudności rozpoczynają się już w Polsce, a dokładnie ze zdobyciem wizy.

Żeby pojechać do tego kraju trzeba się nagimnastykować, a przygotowania do tego rozpocząć odpowiednio wcześniej.

Wizę można otrzymać albo na lotnisku przylatując do Teheranu albo w Ambasadzie Iranu w Polsce jeśli będziemy przekraczać granicę lądową.

Wniosek o wizę turystyczną należy złożyć w Ambasadzie w Warszawie, jednak najpierw trzeba dostać kod – zaproszenie z Ministerstwa Spraw Zagranicznych Iranu, które znajduje się w.. Teheranie oczywiście. Kodu nie dostaje się od tak, należy wypełnić szczegółowy wniosek, w którym trzeba podać nawet swoje miejsce pracy, imię dziadka i przede wszystkim nie być Żydem ;) Jeśli wasze nazwisko może sugerować że macie coś wspólnego z Izraelem lub macie pieczątkę w paszporcie z wjazdu do Izraela to z wizą do Iranu możecie się już pożegnać.

Wniosek można złożyć przez stronę irańskiego MSZ lub na miejscu w Teheranie. Strona MSZ w języku angielskim nie działa.. więc jeśli macie kumpla Irańczyka, który załatwi sprawę za Was to świetnie. Jeśli nie, to trzeba kombinować. Na pomoc przychodzą irańskie agencje turystyczne, które pośredniczą w procesie uzyskiwania kodu. Jednak tu również trzeba uważać. Ja trafiłem na iranianvisa.com który na swojej stronie ogłasza się, że kod będzie załatwiony w maksymalnie 10 dni.

Myślę sobie.. 10 dni potrzebne na kod, tydzień na wyrobienie wizy w Warszawie czyli nawet z jakimś poślizgiem w mniej niż miesiąc się wyrobie.

Pewnego nudnego wieczoru, prawie dwa miesiące przed wylotem stwierdziłem, że wyślę wniosek o rozpoczęcie procesu uzyskiwania kodu do agencji iranianvisa.com i za miesiąc będę spokojnie trzymał wizę w ręce i czekał na wyjazd.

Jak pomyślałem tak zrobiłem. Po dwóch tygodniach oczekiwania na kod, lekko poirytowany opóźnieniem wysłałem maila z przypomnieniem. Odpowiedz dostałem po 3 dniach, że kod będzie za 2 dni. Niestety pomimo moich kilku kolejnych maili kod przysłali po ponad miesiącu od złożenia wniosku. Dostałem go równo 10 dni przed wylotem więc teoretycznie był czas na zrobienie wizy w Warszawie. Następnego dnia składając w Warszawie wszystkie niezbędne dokumenty m.in. dowód zakupu odpowiedniego ubezpieczenia turystycznego który pokrywa transport zwłok (moja mama była pewna, że nie bez powodu trzeba takie ubezpieczenie wykupić) dostaje informacje, że proces uzyskiwania wizy zostaje wydłużony do ponad dwóch tygodni co oznacza, że wizę w paszporcie będę miał wklejoną dopiero 5 dni po wylocie samolotu z Polski. Rozpacz!

Zasypałem Ambasadę mailami błagalnymi i męczyłem codziennie telefonami prosząc o zrobienie wyjątku i wydanie wizy wcześniej.

Cud! Udało się! Dzień przed wylotem z radością i wielką ulgą po długiej walce odebrałem paszport z wklejoną do niego upragnioną irańską wizą!


visa.jpg



Wszystkie praktyczne informację na temat wizy znajdziecie pod tym linkiem

http://pl.warsaw.mfa.ir/index.aspx?fkey ... geid=27329

-- 01 Paź 2014 23:37 --

Pierwszy dzień - Gruzja

W związku z pewnymi komplikacjami kilka dni przed wylotem okazuje się, że w podróż muszę jechać sam. Będzie to dla mnie niezły sprawdzian, ale i duża przygoda. Pierwszym przystankiem będzie Gruzja. Siedząc na lotnisku i czekając na samolot słucham tego https://www.youtube.com/watch?v=5FZ2Vm-HneQ nastraja mnie to i jeszcze bardziej nie mogę doczekać się mojej trzeciej wizyty w tym kraju. Zawsze jest inaczej, mniej wakacyjnie, a bardziej autentycznie. Wielu dziwiło się, że decyduje się jechać sam. Życie trzeba brać takie jakie jest, a nie czekać na idealne okazje. Bo może lepszych nie będzie, a może przed wylotem nie wiem że to własnie jest idealna okazja? Trzeba to sprawdzić!

Wylot z Warszawy do Kutaisi mam późnym popołudniem więc na miejscu jestem po zmroku. Z lotniska odbiera mnie mój gruziński przyjaciel – Gurami i jego kuzyn. Jedziemy na wieś oddaloną od miasta jakieś 30 km. Dojechaliśmy do niewielkiego domku zbudowanego z kamienia. W około ogromny ogród, w nim dużo winorośli.

W środku serdecznym uśmiechem przywitała mnie rodzina Guramiego. Ciocia, wujek, i dwóch kuzynów. Wujek zaprasza wszystkich do stołu i rozpoczynamy gruzińską suprę – tradycyjną kolację, której przewodniczy tamada – najstarszy lub najbardziej poważany w gronie. To on wznosi toasty i wybiera tematy do rozmów przy stole. Gruzińskie toasty to nie zwykłe „na zdrowie” albo „do dna”. Tam pije się za pamięć zmarłych przodków, za kobiety które dbają o dom, za miłość, za przyjaciół, za to by Bóg miał nas w opiece i za ojczyznę. Każdy toast jest wznoszony w podniosłym tonie i każdy traktuje to bardzo poważnie.

Do kolacji nie zasiada tylko ciocia Guramiego. Zgodnie z gruzińską tradycją dba, żeby na stole niczego nie zabrakło i co chwile donosi nowe potrawy.

Oprócz chaczapuri i domowego wina miałem okazję spróbować także domowego chleba z miodem w plastrach prosto z ula.

miod-plastry5.jpg


Cud, miód, malina!

a tak wypieka się tradycyjny chleb

chleb.jpg



chleb4.jpg



chleb3.jpg



Gruzini są bardzo dumni ze swojego kraju i kultury, dbają o swoje tradycje nie tylko w biesiadowaniu. Tego wieczoru byłem świadkiem tradycyjnego gruzińskiego tańca w wykonaniu kuzynów Guramiego. Czy wyobrażacie sobie żeby w Polsce przy rodzinnej kolacji nastolatkowie ot tak, dla urozmaicenia wieczoru wstali od stołu, śpiewając zaczęli tańczyć w sposób podobny do tego?
https://www.youtube.com/watch?v=TYrTzdmW2AY
Ja jestem zaskoczony i zauroczony. Szkoda, że w Polsce coraz mniej uwagi przywiązujemy do tradycji i skłaniamy się ku temu co zachodnie. Moglibyśmy przecież też chwalić się swoją bogatą kulturą. Ważne jest żeby poznawać świat, chłonąć to co nam daję, ale pamiętać o korzeniach i dbać o własną tożsamość.Dzień II Czyli podróż pociągiem z Gruzji do Armenii i przygoda z karetką..

Drugi dzień rozpoczął się od wyjazdu z Kutaisi do stolicy Gruzji – Tbilisi. Na miejscu byliśmy około 20.00. Stąd chciałem się dostać jak najszybciej do Armenii, z której jest już blisko do Iranu. Wieczorem nie ma już żadnych marszrutek na trasie Tbilisi – Erywań więc jedyny możliwy transport to pociąg. Z Tbilisi wyjeżdża o 22.00, a w stolicy Armenii jest o 7.00.


bilet.jpg


bilet Tbilisi – Erywań

W pociągu są miejsca leżące więc ten rodzaj dojazdu do Armenii wydaje się najwygodniejszy. Granicę Gruzińsko-Armeńską pokonujemy nie wysiadając z pociągu. Dodatkowym plusem jest niedawno wprowadzony brak konieczności wykupywania wizy dla Polaków. Za bilet z miejscem leżącym zapłaciłem 35 lari. Pociągi w Gruzji i Armenii komfortem nie ustępują naszemu PKP, a czystością pewnie wygrywają. Dużą atrakcją są też „panie z okienka” sprzedające bilety oraz konduktorzy w pociągu. Na każdym kroku pokazują kto jest urzędnikiem, a kto szarym człowiekiem. Sprawia to wrażenie jakby uczestniczyło się w jakiejś polskiej komedii z czasów komunizmu. Bywa zabawnie, ale czasami irytująco.

Do Gruzji wylatywałem z mocnym przeziębieniem, które drugiego dnia zmieniło się w naprawdę paskudną chorobę. Miałem gorączkę, bardzo mocny kaszel i katar i… bilet w ręce do Armenii. Została godzina do odjazdu pociągu, a ja nie wiedziałem co zrobić. Jeśli wyjadę z Gruzji do Armenii i rozchoruję się bardziej to narobię sobie kłopotu. Jeśli nie wsiądę do pociągu to stracę przynajmniej cały dzień. Ogromny dylemat i burza mózgów. Jest 21.00, o tej porze nie znajdziemy żadnego lekarza, tym bardziej bezpłatnie. Wpadliśmy z Guramim na pomysł że zadzwonimy na pogotowie i zapytamy jakie leki mogę sobie kupić w aptece. Po krótkiej rozmowie okazało się że to żaden problem dla gruzińskiego pogotowia żeby na sygnale podjechać w 5 minut ze szpitala pod McDonalds’a w którym akurat byliśmy i mnie zbadać. Jak obiecali, tak zrobili. Po chwili słyszymy sygnały karetki, która parkuje na podjeździe do McDrive i po 20 minutach od telefonu na pogotowie wychodzę z karetki z receptą i diagnozą. Biorąc leki wyzdrowieje w 3 dni. To chciałem usłyszeć. Jadę do Armenii, a dalej do Iranu!



wypis-z-karetki.jpg


wypis z karetkiDzień III Trasa Armenia – Iran

Na dworcu w Erywaniu melduję się o 7.25 czyli z dokładnością co do minuty! Biorę taksówkę. Stara Wołga, w środku zamiast pokrowców, dywany na siedzeniach, w radiu jakaś ormiańska muzyka, jest klimat! Jedziemy do hostelu. Do odjazdu autobusu z Armenii do Iranu miałem jakieś 2 godziny, więc zdążyłem wziąć prysznic i zjeść śniadanie. Dworzec znajduje się przy alei Admirała Isakov’a. Z mojego hostelu który był w centrum dotarłem tam w 10 minut. Bilety do Iranu kosztują 50$. Niestety na miejscu okazało się, że wszystkie bilety do Teheranu są wyprzedane i mogę jechać dopiero jutro. Przy wejściu do autobusu spotkałem pewnego Irańczyka z takim samym problemem. Zaproponował mi że możemy zrzucić się na taksówkę do miejscowości Nordooz, położonej na granicy Armenii z Iranem, co będzie nas kosztowało po 35$. Droga do granicy zajęła nam około 6 godzin i biegła przez wąską część Armenii pomiędzy Azerbejdżanem ( z którym Aremnia jest w stanie wojny) i Górskim Karabachem ( który jest terytorium Azerbejdżanu okupowanym przez Ormian). Tydzień wcześniej w tych okolicach doszło do najpoważniejszych walk od ponad 20 lat. Na szczęście tego dnia było względnie bezpiecznie i mieliśmy tylko jedną kontrolę wojskową po drodze.


mapka.jpg




armenia.jpg




dsc_0151.jpg



Nie zmarnowałem czasu i starałem się dowiedzieć jak najwięcej o Iranie od mojego nowego znajomego. Dowiedziałem się że można mieć dwie żony w Iranie, ale jest to rzadkość i te żony raczej nie wiedzą o sobie nawzajem.. ;) Facebook jest zablokowany, ale pomysłowi Irańczycy stworzyli aplikację omijającą zabezpieczenia więc w teorii facebook’a nie ma, w praktyce wszyscy z niego korzystają. Przeciwieństwem jest zakaz picia alkoholu, którego złamanie jest surowo karane. Za przyłapanie na piciu po raz pierwszy dostaje się 100 batów, po raz drugi 200, a trzeci raz karany jest śmiercią przez powieszenie.

Po dotarciu do granicy okazało się, że przejście graniczne trzeba pokonać pieszo.


granica.jpg



Po stronie armeńskiej poszło bardzo gładko, prześwietlenie bagażu, kontrola paszportu i to wszystko. Żeby wjechać, a raczej wejść do Iranu trzeba pokonać trzy kontrole! Przy pierwszej tylko kontrola paszportu, ale dla pograniczników mój paszport był niemałą atrakcją bo jak powiedzieli, pierwszy raz trzymali w rękach dokument z Lechistanu (tak Polska nazywana jest w Iranie). Druga kontrola do już dokładne sprawdzenie paszportu, oraz wyrywkowe kilkanaście pytań dotyczących tego co wpisałem we wniosku wizowym i porównanie czy wszystko się zgadza. Na dodatek na osobnej kartce żołnierz zadający mi te pytania zapisywał imię, nazwisko, imię ojca, dziadka, cel wizyty, rok urodzenia oraz miejsce urodzenia – szkoda że nie widzieliście jego miny kiedy kilkakrotnie musiałem mu przeliterować Stargard SZCZECIŃSKI, a on próbował to wymówić :D Trzecia kontrola to prześwietlenie i dokładne przeszukanie każdego bagażu. Następny żołnierz zapytał mnie tylko skąd jestem, odpowiedziałem „Lechistan”, a on szeroko się uśmiechnął i stwierdził że na pewno nie mam narkotyków i nie musze być przeszukiwany, na dodatek życzył mi powodzenia i miłego czasu spędzonego w Iranie. Pierwsze zetknięcie się z Iranem bardzo pozytywne!Iran – nie tak to miało wyglądać..

Poznany przeze mnie w Armenii Irańczyk miał na imię Mahdi, około 35 lat, ubrany był w garnitur i mówił że jest dyrektorem szkoły podstawowej. Facet budzi zaufanie, ale jednak gdzieś z tyłu głowy mam te nagłówki z gazet o fanatycznych muzułmanach, szczególnie radykalnych w Iranie.


mapka (1).jpg



Przechodząc przez granicę Mehdi powiedział, że czeka tu na niego jego znajomy taksówkarz i może podrzucić nas do Jolfy ( miasta położonego około 80km od miejsca w którym przekraczałem granicę, a z którego łatwo dostanę się do Tebrizu ). Za 20 minut będzie kompletnie ciemno, do tego pojedziemy drogą która biegnie wzdłuż granicy z Azerbejdżanem i na której (ze względu na ostatnie walki pomiędzy Azerami, a Ormianami) został wprowadzony zakaz zatrzymywania i wysiadania z samochodu bo można zostać uznanym za szpiega i ostrzelanym ze strony Azerskiej. Myślę sobie – niewesoło. Nie miałem jednak wyjścia i idę z dwoma Irańczykami do samochodu. Chce usiąść z tyłu po lewej stronie, ale drzwi są zablokowane. Kolega Mehdiego mówi żebym odłożył plecak do bagażnika i dopiero wsiadał. Klapa otwiera się, a tam.. kosa i karnister z benzyną! Pierwsza myśl – zetną mnie, a później spalą ! Wsiadam do tyłu, siedzę przy zablokowanych drzwiach, a od mojej strony siedzi Irańczyk, ruszamy. Kierowca pędzi jak szalony po górskiej drodze. Nie czuje się bezpiecznie, jest zupełnie ciemno, jesteśmy oddaleni od cywilizacji o około 800km, z jednej strony zablokowane drzwi, z drugiej Irańczyk którego znam 6 godzin, a w bagażniku kosa.. Gdyby nie to, że byłem w Iranie, o którym nasłuchałem się tylu nieprawdziwych informacji to nawet nie zwróciłbym uwagi na te „straszne” szczegóły, ale wyobraźnia zapracowała i 80km ciągnęło się i ciągnęło z lekkim dreszczykiem emocji. Oczywiście wszystko skończyło się dobrze, a najlepszym akcentem było to, że jechałem najtańszą taksówką w swoim życiu – zapłaciłem 3$ za 80km ! Wszystko dzięki temu, że paliwo w Iranie jest po około 70gr, a gaz po 40gr. I tak prawie wszyscy jeżdżą na gazie i jeszcze narzekają że za drogo!!!

Z Jolfy łapiemy kolejną taksówkę do Tebrizu, gdzie przesiadamy się do autobusu który zawiezie nas do Teheranu. Za bilet płacę 8$, a do przejechania jest ponad 600km. Kiedy czekaliśmy 2 godziny na odjazd autobusu, poszedłem do jednej z knajp. Typowa dla miejscowych. Specjał – tortilla z gotowanymi ziemniakami i sadzonym jajkiem + oranżada. Dziwne połączenie, ale po takiej podróży wszystko smakuje. Właściciel trochę mówił po angielsku i zapytał skąd jestem. Znów zadziałało magiczne „Lechistan” i zjednałem sobie kolejnego przyjaciela! Powiedział, że wspaniale że odwiedzam Iran, że koniecznie muszę opowiedzieć w Polsce jak bardzo lubią turystów i że jestem teraz jego gościem i nie mogę płacić za kolację :) Ze świetnym humorem i pełnym brzuchem wyjeżdżam do Teheranu.

Na miejscu meldujemy się o 7 rano, wysiadam zaspany z autobusu. Niesamowicie zatłoczony dworzec autobusowy, wszędzie pełno ludzi. Do naszego autobusu podbiega kilku cinkciarzy żeby wymienić $ na riale, wszyscy wymieniają więc wymieniam i ja. To był mój największy błąd. Kiedy podałem pieniądze on po prostu zwiał z nimi pomiędzy autobusami. Nawet nie zdążyłem zareagować, a już zniknął w tłumie. Pieniędzy w portfelu zostało mi tylko na bilet do Stambułu i na jeden dzień noclegu. Pieniędzy z bankomatu nie wyciągniemy europejskimi kartami ze względu na sankcje nałożone przez Zachód na Iran. Moja turecka wiza będzie pozwalała na wjazd dopiero za 4 dni. Nie mam pieniędzy na nocleg ani na jedzenie do tego czasu, nie mogę ich wyciągnąć z bankomatu, do tego właśnie moje marzenia o zwiedzeniu Iranu pryskają. Rozpacz!



Kupuje więc bilet do Erywania, a stamtąd pojadę do Tbilisi gdzie zostanie mi kilka dni, z tych które miałem spędzić w Iranie. Jeśli po przyjeździe do Armenii złapię marszrutkę do Gruzji od razu to nie stracę dużo czasu. Nic innego mi nie zostało, muszę wracać, podziwiać Iran zza szyby autobusu i liczyć na to, że szybko tu wrócę. Jednak następnym razem, czy to w Iranie czy w każdym innym miejscu na świecie będę mądrzejszy o to przykre doświadczenie. Ktoś mógłby powiedzieć, że Iran jest niebezpieczny.

Ja czułem się tam bezpieczniej niż np. w Armenii, a to że zostałem okradziony to czysty przypadek i moja nieuwaga. Tak naprawdę wszędzie na świecie są dobrzy i źli ludzie, trzeba być tylko uważnym i zachować trochę czujności.

Podczas jazdy autobusem, podziwiając takie widoki za oknem było mi jeszcze bardziej przykro, że wymarzony Iran ucieka mi w tak głupi sposób z przed nosa.


dsc_0164.jpg




dsc_0165.jpg




dsc_0168.jpg




dsc_0169.jpg




dsc_0175.jpg




dsc_0184.jpg




pustynia.jpg



A co do samych autobusów w Iranie to prawdziwa klasa VIP, autokar dużych rozmiarów zamiast standardowych 40 miejsc ma tylko 24. Fotele są w pełni rozkładane do pozycji leżącej. W zagłówkach przed nami wbudowane są monitory z grami i filmami, do tego słodycze i napoje w tracie całej podróży są gratis. A za bilet Teheran – Erywań czyli 1150km płaci się tylko 40$.


dsc_0161.jpg

Gruzińska wieś

Wieś.. traktory, kombajny, krowy, cisza i święty spokój. To wszystko kojarzy się nam z wsią, ale co zakątek świata to definicja wsi inna, łączy je wszystkie właśnie święty spokój, który w Gruzji ma znaczenie dominujące.


wies2.jpg



Powrót z Iranu choć przymusowy okazał się całkiem przyjemny. Poznałem kilku Irańczyków, którzy byli bardzo zainteresowani jedynym turystą w autobusie. Najczęściej pytali jak Iran jest postrzegany w Europie. Mogą godzinami rozmawiać o polityce i przekonywać, że to co widzimy w mediach jest nieprawdą. Uważają swój kraj za niezależny od reszty świata i są z tego dumni. Na koniec wymieniliśmy się mailami i numerami telefonu, które mam nadzieję wykorzystam przy następnej wizycie w Iranie.



Po 30 godzinach od wyjazdu z Teheranu byłem z powrotem w Gruzji. Nocowałem u swojego znajomego, a następnego dnia rano wyjechaliśmy do Kacheti – rolniczego regionu we wschodniej Gruzji, który słynie ze znakomitego wina.


kachetia.jpg



Tam w jednej z wsi mieszka jego babcia, którą bardzo często odwiedza. Przebywanie u rodziny na wsi jest bardzo popularne wśród mieszkańców Tbilisi. Często zdarza się że każdy wolny weekend, a nawet dzień w tygodniu spędzają z rodziną poza miastem.


wies.jpg



Jeśli tylko kiedyś będziecie mieli taką możliwość żeby zboczyć z nawet rzadko uczęszczanego turystycznego szlaku i żeby chociaż kilka dni spędzić jak mieszkaniec kraju który właśnie odwiedzacie to zróbcie to!


wies3.jpg



Ja miałem przyjemność podwójną bo życie na gruzińskiej wsi toczy się bardzo powoli, a czas płynie leniwie.
Rano śniadanie, ser, świeże warzywa i to co zostało od wczorajszej kolacji. Do picia oczywiście domowe wino, które robi się w takich glinianych naczyniach zakopanych w ziemi.


wino.jpg



Po jedzeniu trzeba odpocząć, usiąść w cieniu winogrona i zagrać w tryktrak – który jest ulubioną gruzińską grą.


tryktrak.jpg



W międzyczasie przerwa na papierosa lub soczystego, czerwonego arbuza. W trakcie jedzenia i gry nie jesteśmy sami, a to sąsiad przyjdzie na herbatę, a to drugi przyniesie trochę wina, a to jakiś kuzyn wpadnie na godzinę z wizytą. Niby nic się nie dzieje, ale cały czas jest wesoło, ktoś się wokoło kręci i zagaduje. Czas w ten sposób upływa aż do popołudnia, warto się wtedy wybrać na jakiś spacer po okolicy. Żeby zobaczyć trochę więcej wykorzystaliśmy do tego celu starą Wołgę.


wolga.jpg



Samochód nie zachował się w idealnym stanie, ale to nie problem. Gruzińska pomysłowość nie zna granic! Bak od paliwa ? Wystarczy plastikowa butelka po piwie i wężyk prosto do silnika.


wolga3.jpg



Stacyjka też nie potrzebna bo można odpalić na styk kabelkami. Nie wspominając o reszcie brakujących ‘drobiazgów”.


wolg21.jpg



Żeby przybliżyć sobie wrażenia z jazdy obejrzyjcie te dwa filmy:

https://www.youtube.com/watch?v=qZzuOEdQ5a4
https://www.youtube.com/watch?v=E9jp-WMRdCg

Tak jeżdżąc po okolicy natrafiliśmy na coś czego bym się wtedy nie spodziewał, a teraz wydaje mi się całkiem logiczne. Wschodnia Gruzja, kilkanaście kilometrów od granicy z Azerbejdżanem, do najbliższego większego miasta może kilkadziesiąt. Tylko kilka rozproszonych wsi i ogromna przestrzeń prawie nigdy nie odwiedzana przez nikogo z zewnątrz. No koniec świata! I co tam się mogło znajdować? Wygląda na spieczone w słońcu pole słoneczników.. ale pod słonecznikami rośnie coś jeszcze!


iran6.jpg



-- 24 Paź 2014 00:05 --


ziolo3.jpg



ziolo.jpg



Ogromne pole marihuany! Zrobiłem kilka zdjęć i szybko się stamtąd zabieraliśmy żeby nie narobić sobie kłopotów, których od początku wyprawy mi nie brakowało.


ziolo2.jpg




iran10.jpg




iran9.jpg




iran7.jpg

Stambuł – miasto które wyostrza wszystkie zmysły

Po atrakcjach na gruzińskiej wsi nie bardzo chciało się stamtąd wyjeżdżać. Jednak perspektywa orientalnego Stambułu była niezwykle kusząca. Kolorowe dywany, zapach prażonych kasztanów, dźwięk nawoływania do modlitwy płynący z minaretów i wąskie uliczki sprawiają że takie miejsce jest tylko jedno na świecie..

stambul1.jpg



Podróż z Tbilisi do celu trwała dokładnie 25 godzin. Bilet na autobus można kupić nawet w dzień odjazdu, a autobusy wyjeżdżają co dwie godziny.

Odnalezienie hostelu wśród krętych uliczek Stambułu sprawiło mi trochę kłopotu, ale z pomocą miejscowych dałem radę. Mój dom na najbliższe dni był położony jakieś 70m od Muzeum Adama Mickiewicza, który zmarł w tym mieście.

stambul2.jpg



Szybki prysznic, herbata i małe śniadanie. Wyruszam!

Tuż za rogiem trafiłem na kebab, który wstrzymał mój podbój Stambułu na jeszcze małą chwilę, ale było warto!

stambul3.jpg


stambul3.jpg



W Stambule który jako jedno z dwóch miast na świecie położony jest na dwóch kontynentach (drugim takim miastem jest Panama City) spędziłem kilka dni, ale zacznijmy od początku:

1. Jak tanio dostać się do Stambułu?

Można na kilka sposobów. Z Berlina do Stambułu latają linie Pegasus, które bardzo często mają promocję na tej trasie i bilety możemy kupić już za kilkaset złoty (np. 400zł) w dwie strony. Drugi trochę bardziej skomplikowany, ale równie tani sposób to przelot liniami Wizzair z Warszawy do Stambułu z przesiadką i np. kilkudniowym pobytem w Budapeszcie. Trzecia opcja jest dla bardziej wytrwałych czyli autostop.

Czwarta czyli moja, dość skomplikowana którą już znacie po przeczytaniu poprzednich postów.

2. Jak dojechać z lotniska do centrum?

W obu powyższych przypadkach samoloty lądują na lotnisku S.Gokcen, które położone jest w azjatyckiej części miasta i oddalone jest od centrum o około 40km.

Czas dojazdu to około godzina jeśli nie ma większych korków, do dwóch godzin w przypadku większego ruchu. Najszybszym i przystępnym cenowo dojazdem do centrum jest skorzystanie z autobusów linii Havatas które odjeżdżają z przystanku przed terminalem i zatrzymują się w centrum przy ulicy Abdülhak Hamit Caddesi położonej około 500m od placu Taksim. Koszt przejazdu to 13 TL.

3. Komunikacja w Stambule

Tu sprawa wydaje się bardzo prosta. Najważniejsze to kupno Istanbul card. Kartę kupujemy za 7TL i możemy dzięki niej podróżować metrem, tramwajem, autobusem lub promem. Jeśli odbywamy podróż z przesiadkami to przy wejściu do pierwszego środka transportu ściąga z karty 1,95 TL, przy pierwszej przesiadce ściąga 1,25 TL, przy drugiej 1 TL, przy trzeciej i każdej kolejnej 0,75 TL. Bez karty za każdorazowy przejazd płacimy 3TL więc rachunek jest bardzo prosty. W Stambule są 3 linie metra, a poruszanie się nimi jest bardzo proste, w centrum możemy korzystać z tramwajów, ale równie przydatnym środkiem transportu są promy gdzie podróż jest o wiele szybsza i tańsza niż przedostanie się na drugą stronę Bosforu mostami, stąd są bardzo popularne wśród mieszkańców Stambułu.

stambul5.jpg



stambul6.jpg



4. Gdzie spać w Stambule?

Każdemu kto chce spędzić swój pobyt w Stambule w miarę tanio, a przy tym chciałby poznać autentyczny klimat tego miasta, odradzam nocowanie w dzielnicy Sultanahmet. Znajdują się w jej pobliżu wszystkie najważniejsze zabytki, ale przez to jest bardzo zatłoczona i zdecydowanie droższa przez swój turystyczny charakter. Ciężko w niej znaleźć knajpki zajmowane przez Turków, a zdecydowanie łatwiej trafić na Japończyka z kamerą. Ja nocowałem w dzielnicy Beyoglu, jakieś 10 minut spacerem od placu Taksim z którego metrem, tramwajem lub również pieszo dotrzemy w ciągu pół godziny w okolice Golden Horn – czyli najważniejszych atrakcji Stambułu. Zaletą takiego rozwiązania jest możliwość doświadczenia miejscowych zwyczajów, zrobienia zakupów na małym targu ze świeżymi warzywami, wypicia herbaty, zjedzenia kolacji czy choćby kebabu w takim miejscu, w taki sposób i za takie pieniądze jak robią to miejscowi.

stambul7.jpg



5. Co jeść w Stambule?

Bardzo dobre pytanie na które jest jednak więcej odpowiedzi niż tylko kebab. Oczywiście to danie jest typowym MUST EAT nie tylko w Stmabule, ale w całej Turcji. Kebab jest zdecydowanie inny niż ten znany nam w Polsce. Znajdziemy tam zdecydowanie więcej mięsa i będzie to przeważnie jagnięcina lub baranina, dużo surowych warzyw (a nie tak jak w Polsce surówka) i raczej nie możemy liczyć tam na sosy, a tym bardziej nie na czosnkowy ;) W wielu restauracjach znajdziemy przepyszne owoce morza, a szczególnie przy moście Galata warto poszukać kanapek z świeżo złowionymi rybami. Nieoderwalnym elementem miejskiego krajobrazu są budki z wyciskanymi na miejscu sokami z niezliczonej ilości owoców oraz prażone kasztany których zapach czuć na każdej ulicy. Niebo w gębie!

6. Co warto przywieźć ze Stambułu?

Oprócz standardowych pamiątek tj. kubki, breloczki i magnesy Stambuł daje wiele innych możliwości. Dla zakupoholików obowiązkowym miejscem będzie Kryty Bazar. W czasach Bizancjum znajdował się w tym miejscu plac na którym kupcy sprzedawali swoje towary, od XV w. w tym miejscu są kryte hale, a do końca XIX sprzedawano w tym miejscu jeszcze niewolników. W chwili obecnej Bazar to 30ha powierzchni, 61 ulic i 3500 sklepików w których można kupić dosłownie wszystko począwszy od biżuterii, przez orientalne przyprawy, a kończąc oczywiście na słynnych tureckich podróbkach markowych rzeczy. Każdy znajdzie tam coś dla siebie, a nawet jeśli nie będzie zainteresowany kupnem to warto odwiedzić to miejsce żeby poczuć klimat orientalnego bazaru, choć nieco zagłuszonego tłumem turystów. Drugie ważne miejsce to Istiklal Caddesi. To turecki odpowiednik paryskiej Chanselise czy nowojorskiej Piątej Alei. Ekskluzywne sklepy przeplatają się tam z licznymi restauracjami, gdzie klienci modnych butików mieszają się z turystami i przeróżnej maści ulicznymi grajkami i artystami. Kolorytu dodaje jeszcze fakt, że po całej długości tej ulicy poruszają się zabytkowe tramwaje z uczepionymi do ich zewnętrznych relingów przechodniami i pasażerami „na gapę”. Warto tu pojawić się późnym piątkowym lub sobotnim popołudniem by zobaczyć Istiklal Caddesi w pełnej krasie.

stambul8.jpg



stambul9.jpg



-- 27 Paź 2014 21:20 --


stambul10.jpg



7. Co warto zobaczyć w Stambule i ile to kosztuje?

Stambuł to gwarne, ogromne miasto, w którym każda dzielnica ma swój charakter. Spacery nad wodą, zabytki, parki, targi i bazary, plaże, a nawet o wiele więcej znajdziecie w tym mieście. Warto nawet przez chwile nie patrzeć w mapę, pozwolić sobie się zgubić i pochodzić krętymi uliczkami bez celu. To miasto w którym dwie największe kultury – chrześcijaństwo i islam – zostawiły wiele zabytków.



Haghia Sofia – W przeszłości świątynia chrześcijańska, następnie meczet, a obecnie muzeum. Budynek uważany za najwspanialszy obiekt architektury i budownictwa całego pierwszego tysiąclecia naszej ery. Była to najwyższa rangą świątynia Cesarstwa Bizantyjskiego. Zdecydowanie MUST SEE. Koszt 25TL.

stambul13.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (10)

elwirka 6 października 2014 19:15 Odpowiedz
Po przeczytaniu relacji, może nawet bym znalazła dla ciebie trochę współczucia z racji ciągłego pecha w podróży. Ale tak naprawdę, to sam jesteś sobie winien, bo brak ci wyobraźni. Wyjeżdżasz z Polski jak sam określiłeś paskudnie przeziębiony nie zabierając jakichkolwiek lekarstw, a potem robisz cyrki z wzywaniem pogotowia do McDonaldsa. O wręczaniu cinkciarzowi w Iranie prawie całej waluty już nawet nie wspomnę. Wydaje mi się, że gdzieś zgubiłeś zdrowy rozsądek.
bartas8891 6 października 2014 19:35 Odpowiedz
Nie ma co tutaj krytykowac. Ja tez wyjezdzalem nie raz przeziebiony , ale dla prawdziwych podroznikow nie jest to problem , co do lekarstw to jak ktos podrozuje z podrecznym bagazem to sie czasami zastanawia czy miejsce na paracetamol znajdzie. Z wezwaniem pogotowia nie widze nic zlego w sumie nawet wpadl na dobry pomysl. Co do pieniedzy to zawsze jest dobrze miec cos gleboko schowanego...ale nie kazdy ma oszczednosci...i niektorzy jada na zywiol. I takie cos mi sie podoba bo jesli bedziesz za duzo myslec to nigdy nigdzie nie pojedziesz. Glowa do gory i podrozuj dalej nastepny wypad bedzie bardziej udany. Dla pocieszenia ja rozwalilem telefon i przestal mi dzialac aparat (DSLR) wedlug niektorych to pewnie zgubilem zdrowy rozsadek bo nie wykupilem ubezpieczenia na sprzet elektroniczny.
musiol13 6 października 2014 21:19 Odpowiedz
Tak jak napisał bartas8891 na lekarstwa nie znalazłem już miejsca, a co do wymiany kasy to teraz już wiem że to nie był dobry pomysł. Nie pisze tu tego żeby się użalać nad ciągle doskwierającym mi pechem w podróży tylko chce zdać relacje z wyjazdu bo być może dzięki temu ktoś inny nie popełni takiego błędu jak ja. Pisząc to tu liczyłem się z krytyką, ale samodzielne podróżowanie nie jest takie proste. Jeśli miałaś już okazję tego doświadczyć to zaskakuje mnie Twój punkt widzenia, a jeśli nie to jadąc sama pewnie się o tym przekonasz. Na szczęście dalsza część podróży była dużo bardziej udana, co będziecie mogli przeczytać w kolejnych postach.
elwirka 7 października 2014 06:30 Odpowiedz
Jeśli nadal uważacie, że wzywanie karetki do przeziębienia to dobry pomysł, to nie wiem, czy jest sens pisać cokolwiek. Zadaniem ekipy z karetki jest ratowanie życia, a nie darmowe konsultacje medyczne. Autor wątku przez dwa dni w Gruzji nie znalazł chwili czasu na zakupy w aptece. Aptekarze to ludzie kształceni, wiedzą co to ibuprom i paracetamol, a nawet jak im po angielsku czy rosyjsku powiedzieć co nam dolega, to dorzucą garść innych specjałów. Prezentując postawę: "nie pójdę do lekarza, bo pewnie będę musiał zapłacić (czyli jak rozumiem nie wykupiłeś ubezpieczenia jakiegokolwiek), lepiej wezwę darmowe pogotowie", to nic dziwnego, że cię w końcu los pokarał i zesłał złodzieja;-)
musiol13 15 października 2014 18:51 Odpowiedz
Następny etap podróży znajdziecie na blogu http://heading2somewhere.wordpress.com/ ... nska-wies/
jankowal 16 października 2014 15:32 Odpowiedz
Pięknie, to się nazywa kuszenie :-)
mnowakrgw 17 listopada 2014 14:06 Odpowiedz
Odnośnie podróży z Tbilisi do Stambułu - jaki jest koszt takiej podróży autobusem? Z góry dziękuję i gratuluję zachowania zimnej krwi po przygodzie w Iranie:)
musiol13 17 listopada 2014 23:41 Odpowiedz
Koszt biletu autobusowego to 40$, standard autokaru bardzo wysoki, w cenie napoje i drobny poczęstunek :)
michcioj 18 listopada 2014 00:27 Odpowiedz
musiol13 napisał:Na miejscu meldujemy się o 7 rano, wysiadam zaspany z autobusu. Niesamowicie zatłoczony dworzec autobusowy, wszędzie pełno ludzi. Do naszego autobusu podbiega kilku cinkciarzy żeby wymienić $ na riale, wszyscy wymieniają więc wymieniam i ja. To był mój największy błąd. Kiedy podałem pieniądze on po prostu zwiał z nimi pomiędzy autobusami. Nawet nie zdążyłem zareagować, a już zniknął w tłumie. Pieniędzy w portfelu zostało mi tylko na bilet do Stambułu i na jeden dzień noclegu. Pieniędzy z bankomatu nie wyciągniemy europejskimi kartami ze względu na sankcje nałożone przez Zachód na Iran. Moja turecka wiza będzie pozwalała na wjazd dopiero za 4 dni. Nie mam pieniędzy na nocleg ani na jedzenie do tego czasu, nie mogę ich wyciągnąć z bankomatu, do tego właśnie moje marzenia o zwiedzeniu Iranu pryskają. Rozpacz!czlowieku dorosnij, naprawde rece opadaja, jak mogles dac sie tak oszukac ??? cala kase dac do reki jakiemus muzulamnskiemu cwaniaczkowi na dworcu ? masz troche mozgu ? dlaczego np. nie probowales zamiec 10 dolcow na start a reszte w kantorze/banku ??rece rece opadaja. pozatym jak inni mowili co to za cyrk w gruzji z pogotowiem ? dorosly jestes, wyjezdzasz z lekami na przeziebienie/grype,zle sie czujesz, idziesz jak czlowiek do apteki, pytasz o inne leki i idziesz do lekarza, zeby ci pomogl to twoje zdrowie, nieleczone grypa ma powiklania i np. uszkadza serce, ale no ba, przeciez to kosztuje pieniadze. poprostu wstyd...
jarekgdynia 19 listopada 2014 11:12 Odpowiedz
Dajcie już spokój i nie ciśnijcie tak naszego bohatera. Kto z Was nie zrobił jakiegoś błędu? Na pewno drugi raz byłby bardziej uważny ale stało się, trudno. Duży szacunek że mimo takich problemów zachowałeś zimną krew i kontynuowałeś podróż. Dodatkowo dałeś relacje na forum, może ktoś to przeczyta i nie da się tak okraść. Życze mniej takich "przygód" w trasie.