Czy kojarzycie promocję z strony głównej z przed około roku – Kreta (Chania) z Wrocławia za 132zł? Dzięki niej tuż po Wielkanocy, na 4 dni udaliśmy się na Kretę. Postanowiłem napisać krótką relację z tej przepięknej i różnorodnej greckiej wyspy gdyż na forum znajduje się z niej tylko jedna krótka relacja, zaś uważam że zasługuje ona na zdecydowanie więcej
:) (poza tym chwilowo utknąłem na pisaniu relacji z Turcji i potrzebowałem krótkiego przerywnika
;) )
Na Wielkanoc nie planowaliśmy nigdzie jechać, jednak takie oferty zdarzają się rzadko, długo więc się nie zastanawialiśmy
:) Trzeba było tylko znaleźć najtańszy nocleg – tu przyszedł z pomocą najlepszy chyba jeśli chodzi o noclegi przedsezonowe na wyspach portal – hotels4u – za 4 noce w 4* apartamencie w Kato Gouves zapłaciliśmy 21 funtów
:D Jako że czasu mieliśmy niewiele a apetyt na zwiedzanie duży - wypożyczyliśmy samochód ze strony http://www.rentcars24.com (niewymagana karta kredytowa) za kwotę 77euro – dziką bestię o silniku 1.0 nazwaną Hyundai Atos. Jako że Kreta to wyspa bardzo górzysta, a drogi na niej nie są najlepsze – zabawy było co niemiara
:)
Ale po kolej..
Dzień 0 Przylot Sam dojazd z Warszawy do Wrocławia i przelot były standardowo nużące i bez przygód, jednak po przylocie zaczęło się robić ciekawie. Najpierw pan który miał na nas czekać z autem owszem, czekał, ale siedząc sobie na ławeczce i czekając aż sami go znajdziemy
;) Formalności przebiegły sprawnie i bezproblemowo, po samochód musieliśmy udać się na parking poza lotniskiem gdzie nas podrzucono. Niestety – auto wypożyczane było w wersji empty-empty. A było już pość późno (22) i był poniedziałek Wielkanocny. Dostaliśmy dokładną instrukcję gdzie znajdziemy stację i by koniecznie na niej zatankować bo samochód jeździ już niemal na oparach. Tyle że wskazana stacja była.. zamknięta. Trochę zaniepokojeni ustawiliśmy wyszukiwanie stacji benzynowych na gpsie – natrafiając na kolejne 2 zamknięte. Już nieźle spanikowani postanowiliśmy cofnąć się na parking z którego braliśmy auto – tam jednak już był tylko pracownik parkingu rozmawiający jedynie po grecku.. po nieudanej rozmowie na migi zadzwonił do znajomego który umie po angielsku, wytłumaczyliśmy mu nasz problem a on przetłumaczył na grecki. Bawiąc się w ten sposób kilkukrotnie doszliśmy do porozumienia że będzie on niedługo jechał z lotniska do domu – żebyśmy poczekali i pojechali za nim to zaprowadzi nas na stację samoobsługową, ta na pewno będzie otwarta. Nie zostało nam nic innego jak zgodzić się na ten plan
;) Krótko – stresu było dużo, ale na stację dotarliśmy (po drodze zresztą spotykając kawalkadę 3 wypożyczonych aut które też rozpytując się ludzi w końcu dotarły na tą samą jedyną stację). Koło 23:30 wyruszyliśmy w końcu do naszego apartamentu – czekało nas raptem 150km górzystej drogi (na szczęście droga nr 90 jest tamtejszym odpowiednikiem autostrady – czyli na nasze – jest znośna). Po 1 wreszcie udało nam się dotrzeć do Kato Gouves i odnaleźć nasz nocleg, klucze czekały zostawione dla nas tak jak się umawialiśmy. Jak na 13zł od osoby za noc miejsce prezentowało się całkiem nieźle
:) Sypialnia, salon, kuchnia, łazienka - wszystko urządzone w greckim stylu Szybko poszliśmy spać bo czekało nas intensywne kilka dni
Dzień 1 Okolice Heraklionu – na rozgrzewkę Kato Gouves – Knossos – Heraklion – Agia Pelagia http://goo.gl/maps/RBXvk
Pierwszego dnia postanowiliśmy zacząć zwiedzanie łagodnie, od najbliższych okolic, poprzedniego dnia dotarliśmy w końcu bardzo późno. Zaczęliśmy od spaceru po Kato Gouves. Nie jest to miejsce w którym chcielibyśmy spędzać wczasy - nijaka, kamienista plaża, i nic do roboty – jedynym pozytywnym akcentem był piękny kościółek nad brzegiem morza (podobno bardzo popularne miejsce ślubów, nawet ludzie z Heraklionu lubią je tu urządzać). Dla nas jednak Kato stanowiło świetną bazę wypadową i nic ponadto. Postanowiliśmy jednak dać mu jeszcze jedną szansę i wjechać na okoliczny punkt widokowy – opuszczony radar wojskowy. To była świetna decyzja
:) Kolejnym punktem naszej wycieczki był słynny pałac w Knossos – antyczna siedziba króla Minosa i straszliwego Minotaura
;) Wstęp dla studentów 3 euro, w pakiecie z muzeum archeologicznym w Heraklionie 5 euro. Niewątpliwie obowiązkowe miejsce dla fanów historii i archeologii – ruiny jak na swój wiek (mają nawet do 2000 lat p.n.e.) są dobrze zachowane. Mimo że nas nie kręcą tego typu atrakcje to warto było go odwiedzić, choć nie spędziliśmy w pałacu za dużo czasu. Następnie udaliśmy się do samego Heraklionu. Miasto to nie ma za wiele do zaoferowania. Najładniejszym (i najbardziej rozpoznawalnym) miejscem jest Koules – wenecki zamek w porcie. Poza tym można przejść się miejskim deptakiem, zajrzeć do bizantyjskich kościółków (tu kościół św Tytusa) oraz odwiedzić muzeum archeologiczne. Które z kompletnie niewiadomych dla nas przyczyn było tego dnia zamknięte (mimo że o tej godzinie powinno być nadal otwarte). No trudno. Pożegnaliśmy Heraklion, i pojechaliśmy wreszcie w naprawdę interesujące nas miejsce, w kierunku Agia Pelagia – na plażę. Podczas naszej wycieczki główną inspiracją dla nas była strona http://www.cretanbeaches.com/. To na podstawie jej rekomendacji wybieraliśmy miejsca które chcielibyśmy odwiedzić. W okolicy Heraklionu najlepsze opinie (5*) miała Fylakes w Agia Pelagia. Musieliśmy więc sprawdzić czy zasłużenie
;) Tu spotkało nas rozczarowanie. W kwietniowy, wietrzny, chłodny i pochmurny dzień małe zatoczki za nic nie chciały przypominać tych które widzieliśmy wcześniej na zdjęciach, pięknych, z krystaliczną wodą – prawdę mówiąc nie było tam żadnej plaży – przez pogodę woda zalała i tak niewielkie wysepki piachu. Internet przynajmniej nie kłamał odnośnie tego że ciężko do nich dotrzeć
;) No cóż, jadąc na początku kwietnia liczyliśmy się z tym że pogoda może nie być plażowa, z tego też powodu zrezygnowaliśmy ostatniego punktu jaki mieliśmy zaplanowany tego dnia – z odwiedzenia kolejnej fajnej plaży, już koło naszej mieściny – Chersoniso. Mieliśmy tylko nadzieję że kolejne dni przyniosą więcej słońca.
Dzień 2 Na południe od Heraklionu – w poszukiwaniu odludnych plaż Gortyna – Tripiti/Trafoulas – Agiofarago – Matala – Kommos http://goo.gl/maps/soGUd
I kolejne dni przyniosły więcej słońca:) Ten dzień miał być dla nas pierwszą objazdówką po najładniejszych plażach. Zanim jednak na nie dotarliśmy czekał nas dłuugi dzień jazdy przez piękne góry - gdy podjeżdżając pod wzniesienia na dwójce i cisnąc gaz do oporu by zapobiec staczaniu się auta zastanawiałem się nad wypożyczeniem następnym razem czegoś z „odrobinę” większym silnikiem
;) Dla takich krajobrazów warto było jechać! Ponadto czekał nas drobny przystanek w ruinach starożytnej Gortyny (miasta będącego stolicą Krety za panowania rzymskiego) Naszym pierwszym prawdziwym celem były jednak plaże na wschód od Lentas - Trafoulas, Tripiti a potem dalej Agios Ioannis i na koniec Voidomatis. Jednak dojazd do nich był makabryczny! Gruntowe drogi, prowadzące przez góry, zero oznakowania – błądziliśmy, pytaliśmy się, a jak się zmęczyliśmy to odpoczywaliśmy na cudownych plażach. Na nic nasz wysiłek – drogi do dwóch ostatnich (Agios Ioannis i Voidomatis) nie znaleźliśmy – bowiem gps wskazał nam że powinniśmy pojechać ścieżką która wyglądała jakby została wydeptana przez kozice
;) Zawróciliśmy. Jadąc wzdłuż wybrzeża i podziwiając kolejne śliczne widoki kierowaliśmy się do miejsca które miało wywrzeć na nas niezapomniane wrażenie - Agiofarago. Niełatwo jest tam dotrzeć – zjazd do parku jest nieoznaczony, droga chyba jest tylko dla samochodów terenowych (choć nasz Atos jak na muszkietera przystało dzielnie dawał sobie radę), zaś na koniec i tak trzeba wyjść z auta i wyruszyć w pieszą wędrówkę. Warto! Bowiem w tym miejscu czekało na nas wszystko – treking przez cudowny wąwóz piękny kościół św Antoniego ukryty wśród skał kozy
:P i wreszcie TA plaża (największe wrażenie robi po wejściu na okalające ją góry). Byś może niektórzy z Was kojarzą to miejsce z sceny z filmu „Atlas Chmur”. Usatysfakcjonowani wróciliśmy do auta, próbując dotrzeć do kolejnej dzikiej plaży w obrębie tego samego parku – Vathi. Niestety, tu nawet Atos
;) nie dał rady, potrzebne było by naprawdę dobre zawieszenie – musieliśmy zrezygnować i pojechaliśmy zobaczyć dwie ostatnie plaże tego dnia. Na początek Matalę śliczne małe miasteczko, w którym przy plaży znajdują się jaskinie gdzie jeszcze nie tak dawno żyła komuna hipisów – trudno im się dziwić, miejsce ma niezaprzeczalny urok. Tuż obok znajduje się Kommos – z starożytnymi ruinami, będące miejscem lęgu żółwi. Niestety żółwi nie ma tam w kwietniu
;) Zmęczeni intensywnym dniem wsiedliśmy do samochodu, i pojechaliśmy do naszego apartamentu. Nie mogąc się doczekać co przyniesie kolejny dzień
:)
Trzeci dzień naszej wiosennej przerwy zaczęliśmy udając się przez góry (jakże by inaczej) na jedyne płaskie miejsce na całej wyspie, miejsce wszelkich upraw, zasiedlane już w czasach neolitycznych – otoczony ze wszystkich stron górami płaskowyż Lasithi a dokładnie do miejsca narodzin Zeusa – jaskini Dikteon, czasami nazywanej Psychro (od wioski obok). Pomijając aspekt mitologiczny jaskinia ta prezentuje niesamowite formacje skalne i w żadnym wypadku nie można jej pominąć. Następnie pojechaliśmy zobaczyć słynną wyspę-fortecę (wenecką, a jakże) a potem leprozorium – by tam dotrzeć najpierw minęliśmy po drodze znany kurort – Eloundę, by dotrzeć wreszcie do Plaki miejsca odpływania łódek na Spinalongę! Niestety, tu nasze plany po raz kolejny musiały zostać zmodyfikowane – co prawda zdążyliśmy na ostatnią łódkę na wyspę, ale nie zdążyli byśmy nic na Spinalondze zwiedzić – płynęła ona tylko odebrać osoby z wyspy i zaraz wracała :/ Za taką atrakcję to dziękujemy.. dlatego radzę wszystkim dokładnie sprawdzić godziny kursów łódek (co zrobiliśmy) i pominąć tą ostatnią! Zamiast tego popodziwialiśmy jeszcze trochę widoki i udaliśmy się przez wąziutki przesmyk na najładniejszą plażę w okolicy - Kolokytha Dotrzeć tam to kolejne wyzwanie (jak zawsze okazała się pomocna strona cretanbeaches i wcześniejsze przestudiowanie zdjęć z satelity google maps) – ale zdecydowanie było warto! Skuszeni słońcem i błękitem wody wzięliśmy naszą pierwszą morską kąpiel – była to bardzo szybka kąpiel bo woda była lodowata
;) Na szczęście słońce cały czas dawało z siebie wszystko więc szybko wyschliśmy, i mogliśmy udać się zobaczyć ostatnią plażę dnia dzisiejszego – Istro. Jeśli ktoś przekłada szerokie piaszczyste plaże nad wąskie, zaciszne zakątki pośród gór – to to miejsce na pewno przypadnie mu do gustu. Na koniec dnia zostawiliśmy sobie perełkę – urocze miasteczko Agios Nikolaos – którego widok na port może znacie tylko nie wiecie że to było właśnie to miejsce (my znaliśmy je z puzzli
;) ) Po tak udanym dniu ciężko by było nam nie zauważyć że każdy kolejny oferował coraz lepsze widoki – kolejny, a zarazem ostatni dzień zapowiadał się więc wspaniale
;)
Tego dnia spakowaliśmy wszystkie rzeczy, opuściliśmy apartament i wyruszyliśmy bardzo wcześnie – mieliśmy bowiem do pokonania ponad 370km po górzystych drogach i samolot do złapania wieczorem. Chcieliśmy bowiem zobaczyć najsłynniejsze plaże na Krecie. Zaczynając od Elafonisi. Niestety i tym razem wszystko nie mogło pójść zgodnie z planem. Już na samym początku odbicia z 90 na nasz cel, bodajże w wiosce Topolia, okazało się że dalsza droga jest zamknięta.. Na skutek obsunięcia się kamieni, cały szlak aż do Elos został wyłączony z ruchu. Niezrażeni postanowiliśmy objechać go lokalnymi drogami – fundując sobie niezły rollercoaster po kreteńskich dróżkach
:) Dobrze że mieliśmy najmniejsze z możliwych aut bo czasami i nasz Hyundai ledwo się mieścił na tych drogach. Gdzieś za Vathi, już nie daleko od naszego celu zobaczyliśmy parę backpackersów idących poboczem. Niewiele myśląc zatrzymaliśmy się i zapytaliśmy czy nie chcą podwózki? Tym oto sposobem zabraliśmy dwójkę młodych, 18 letnich autostopowiczów z Niemiec. Od kilku dni wędrowali przez góry w kierunku Elafonisi. Jednak bardziej z przymusu, treking bowiem już im się trochę znudził a w tym odludnym miejscu nie mieli zbytnio czego złapać
;) Po krótkiej rozmowie okazało się że ich następnym planem było dotarcie do Chanii – powiedzieliśmy że tam będziemy jechać pod wieczór, jeśli chcą to mogą się zabrać w drodze powrotnej z nami – muszą się jednak przygotować na cały dzień odwiedzania najładniejszych plaż w zachodniej Krecie
;) Jak się domyślacie nie protestowali za bardzo
:P Wróćmy jednak do Elafonisi – naszym oczom ukazał bowiem się taki widok
:) Można się ucieszyć
:P Tuż obok znajduje się też kolejna piękna plaża, a właściwie rezerwat cedrów porastający śliczne diuny - Kedrodasos. Dostanie się tam przedefiniowało słowo trudno
;) Wśród dróg dla pasterzy i ich kóz nasz samochód spisywał się świetnie.. tyle że pogubiliśmy się co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście razy – ścieżki co chwila się rozwidlały, skręcały, były poodgradzane płotem – słowem – masakra
;) A na google maps wygląda to tak prosto.. Na szczęście po 40 minutach błądzenia (Niemcy mieli już nieciekawe miny
;) ) natknęliśmy się na pasterza który w końcu wskazał nam drogę. Czy cały ten wysiłek opłacał się – oceńcie to sami Droga powrotna była łatwiejsza, wróciliśmy na normalną asfaltówkę bez większych problemów. Problem mieliśmy z odnalezieniem naszej kolejnej plaży – Platanakia – mimo usilnego szukania nie odnaleźliśmy drogi dojazdowej do niej. Jako że czasu nie mieliśmy za wiele, pominęliśmy ją, i wprost pojechaliśmy do pięknej Falasarny. Widok z daleka był świetny a z bliska jeszcze lepszy
:)
Fajna relacja
;) Tak samo pokonaliśmy drogę na Balos (atosem) - wrażenia niezapomniane
;) Byliśmy pod koniec września, było gorąco. Świetne miejsce, chętnie wrócę tam kiedyś!
Byłem na wielu wyspach i wybrzeżach i Kreta zdecydowanie jest w TOP 5
;) Naprawdę super.Mam nadzieję, że nie będzie nietaktem, jeśli się wbiję do wątku z własną galerią z Krety (maj zeszłego roku).Kreta galeria zdjęć
Witam wszystkich:) Mam pytanie do użytkownika tupungato: jakich mniej więcej temperatur można się spodziewać z maju na Krecie? Planuję wyjazd w połowie maja i zastanawiam się, czy lepiej zabrać ze sobą strój kąpielowy czy jednak nie będzie potrzebny:) Będę wdzięczna za pomoc.
Washington napisał:Na koniec dnia zostawiliśmy sobie perełkę – urocze miasteczko Agios Nikolaos – którego widok na port może znacie tylko nie wiecie że to było właśnie to miejsce (my znaliśmy je z puzzli
;) )Na fotce z puzzli miasteczko uchwycone było chyba delikatnie pod innym kątem
;)
Super relacja, fajne foty, ślad gps jest dodatkową wskazówką dla chcących podążyć Waszym śladem. Ja skorzystam na 100%. Wydawało mi się, że poznałem Kretę całkiem nieźle, ale widzę, że mam jeszcze dużo do nadrobienia.Co do samochodów na Krecie i w całej Grecji, to przeważają niestety małe samochody z małą pojemnością ze względu na podatki, które są kilkukrotnie większe przy dużych pojemnościach. Bardzo dokładnie widoczne jest to szczególnie na wyspach. Będąc tydzień na Krecie 90 % widzianych/mijanych samochodów to małe miejskie popierdółki, sam miałem Hyundaya Getz-a, który osiągał prędkość na tzw. autostradzie max 110/h, a w przeważającej większości około 70.Wypożyczając samochód na Krecie i na terenie całej Grecji zresztą polecam naszą rodzimą firmę: http://www.autoway-polska.comPo pierwsze firma prowadzona jest przez pasjonatów podróży ze specjalizacją Grecja. Ceny max takie jak na miejscu, a często taniej. Odbierając samochód na lotnisku w Heraklionie wyszedł po nas sympatyczny Grek mówiący świetnie po angielsku i po polsku! Nie potrzeba karty kredytowej, nie jest konieczna zapłata z góry, a nawet nie ma obowiązku wpłaty zaliczki!!! Ubezpieczenie obejmuje wszystko, teoretycznie nie wolno jeździć po drogach gruntowych, ale jak miałem dojechać na Balos:) W praktyce pojazd ma dojechać z powrotem o własnych siłach, w jakim stanie to nie istotne. Nikt się nie przejmuje obiciami, zadrapaniami, czy wgnieceniami."Washington" mam wrażenie, że podając koszty wkradł się u Ciebie jakiś błąd. Piszesz, że na miejscu na wszystko łącznie z paliwem wydaliście 165zł. piszesz też, że przejechaliście ponad 1100km, jak to możliwe? Kreta jak sam wspomniałeś jest mocno górzysta, samochody z niewielką mocą, co przekłada się na duże spalanie. "Mój" Getz średnio przekraczał 8 litrów na 100km. i podejrzewam, że "Wasz" Atos palił podobnie, daje to powiedzmy 80 l paliwa na całą wyprawę, cena benzyny w 2013r. na Krecie oscylowała w okolicach 1,8 euro co daje nam 144 euro. Kurcze powiedz gdzie kupujesz euro poniżej 1 pln????? Tylko nie pisz na forum, bo wszystko wykupią
:)
Jeszcze taka mała wskazówka dla planujących podróże samochodem po Krecie. Średnia prędkość poza autostradą raczej nie przekracza 30km/h. Warto wziąć to pod uwagę planując podróże, szczególnie jak się podróżuje z dziećmi. Ale już droga na plażę Balos to średnia max 10km. Na mapie wygląda to zupełnie inaczej:)Podróżując po Krecie używałem nawigacji z Automapą i Garmina z lokalnymi mapami. Polecam tą drugą, w przeciwieństwie do Automapy zawiera wszystkie, nawet najmniejsze dróżki. Przynajmniej mi się nie udało trafić na drogę, której Garmin by nie widział.
:D masz rację - gdzieś się wkradł błąd ale nie wiem gdzie - przejrzałem właśnie wyciągi z banku z kwietnia ubiegłego roku (wcześniej przy pisaniu relacji opierałem się na notatkach zrobionych po podróży) - zaraz przeanalizujemy całą sytuację i dojdziemy co umknęło
;)na miejscu wydałem dokładnie 170 euro (które przeliczone po złodziejskim kursie DB 4,32 dało kwotę 735,29 zł)przed wyjazdem opłaciłem hotel - przeliczony przez bank na 109,95zł, oraz loty za 264złdaje to więc całkowitą kwotę na 2 osoby 1109,24zł czyli 554,62zł (na razie kwota się zgadza)pierwszy błąd widzę na tym etapie - dojazdy z/do Wrocławia były przecież w zł a nie w euro, zapomniałem więc dodać je do kwoty ogólnej - czyli jednak 594,62 zł/osa odejmując po kolei (i pisząc koszta w przeliczeniu na osobę)hotel - 54.97złlot - 132złsamochód (wypożyczenie) - 166,32zł (77euro/2*4,32)dojazdy z/do Wrocławia 40zł (2*PB)zostaje kwota na jedzenie i paliwo dokładnie 201,33zł (a nie 165zł jak pisałem wcześniej)czyli 402,66zł na dwie osoby za paliwo i jedzenie a w zasadzie za paliwo (jedzenia z tego było może z 20zł - sporo przywieźliśmy z Polski, a na miejscu kupiliśmy jedynie chleb, oliwę, pomidory, ogórek i fetę - robiąc sobie sałatki greckie i kanapki z fetą
:) )zostaje więc na paliwo ok 380złczy to możliwe?Paliwo stało wtedy koło 1,7e chyba a nie 1,8 - co daje nam do kupienia za tą kwotę 51.7 litrówczyli samochód musiał spalać koło 5 litrów - wykonalneJako że zawsze staram się jeździć z minimalnym budżetem to i w podobny sposób jeżdżę samochodem
;) - zjeżdżając z góry albo hamuję silnikiem, albo jak mam gdzie się rozpędzić jadę na luzie by potem wykorzystać pęd do wjechania pod górę, na prostych staram się nie wchodzić na wysokie obroty itd - w ten sposób spalanie nawet w górzystym terenie na 1 litrowym silniku da się utrzymać koło 5 litrówMam nadzieję że teraz już wszystko jasne, przepraszam za oszukanie na 40zł
;) zaraz poprawię koszta w podsumowaniuCo do nawigacji to ja korzystałem właśnie z Automapy i nie było źle - na wszystkich "normalnych" drogach Krzysiu spisywał się dobrze, a że nie widział ścieżek dla kóz.. tego po nim i tak się nie spodziewałem
;)
Kurcze, wszystkim dookoła samochody palą po 5-6l, a u mnie jakoś zawsze się zbliżają do 10
:(Co do nawigacji, to Krzysiu kilka razy kazał mi jechać pod prąd, kilka razy źle wyznaczył trasę, a w małych wioskach się biedaczek całkiem zagubił. Ale to i tak lepiej niż w Portugalii, gdzie notorycznie kazał mi zawracać na autostradach.Ale nic nie przebije Krzysia jak kiedyś stojąc na tarasie widokowym przy kopalni odkrywkowej Bełchatów, nad kilkuset metrową przepaścią, Krzyś powiedział do mnie " Jedź prosto"
:)
Dodam jeszcze, że ta zatoczka Fylakes w Agia Pelagia tam jest, tylko nie widać jej na Twoim zdjęciu
:) Od tej strony, od której próbowaliście wejść praktycznie nie da się do niej dostać (jedyny sposób to skoczyć z wysoka do wody i dopłynąć, niektórzy tak robili). My przeszliśmy przez ośrodek (bodajże Capsis). Na zdjęciu widać takie dwa zestawy pomarańczowych schodów do wody. Nimi właśnie się schodzi, potem brodzi się w wodzie w lewo (z punktu widzenia Twojego zdjęcia) i trafia się na mikroskopijną uroczą plażę pod skałą (nie widać jej na zdjęciu, jest jakby za załomem skały). W dobry dzień nikogo tam nie ma, w pechowy przypływają 4 motorówki pełne ludzi.
Baardzo przydatna relacja Washington'a!! Jestem w szoku że w tak krótkim czasie, w tak odległe od siebie miejsca można zaplanować wycieczkę! Ja się wybieram na 2 tygodnie, ale pozwiedzany chyba tylko zachód Krety. Oczywiście z najpiękniejszymi plażami w tym rejonie!
(poza tym chwilowo utknąłem na pisaniu relacji z Turcji i potrzebowałem krótkiego przerywnika ;) )
Na Wielkanoc nie planowaliśmy nigdzie jechać, jednak takie oferty zdarzają się rzadko, długo więc się nie zastanawialiśmy :) Trzeba było tylko znaleźć najtańszy nocleg – tu przyszedł z pomocą najlepszy chyba jeśli chodzi o noclegi przedsezonowe na wyspach portal – hotels4u – za 4 noce w 4* apartamencie w Kato Gouves zapłaciliśmy 21 funtów :D Jako że czasu mieliśmy niewiele a apetyt na zwiedzanie duży - wypożyczyliśmy samochód ze strony http://www.rentcars24.com (niewymagana karta kredytowa) za kwotę 77euro – dziką bestię o silniku 1.0 nazwaną Hyundai Atos. Jako że Kreta to wyspa bardzo górzysta, a drogi na niej nie są najlepsze – zabawy było co niemiara :)
Ale po kolej..
Dzień 0 Przylot
Sam dojazd z Warszawy do Wrocławia i przelot były standardowo nużące i bez przygód, jednak po przylocie zaczęło się robić ciekawie. Najpierw pan który miał na nas czekać z autem owszem, czekał, ale siedząc sobie na ławeczce i czekając aż sami go znajdziemy ;) Formalności przebiegły sprawnie i bezproblemowo, po samochód musieliśmy udać się na parking poza lotniskiem gdzie nas podrzucono. Niestety – auto wypożyczane było w wersji empty-empty. A było już pość późno (22) i był poniedziałek Wielkanocny. Dostaliśmy dokładną instrukcję gdzie znajdziemy stację i by koniecznie na niej zatankować bo samochód jeździ już niemal na oparach. Tyle że wskazana stacja była.. zamknięta. Trochę zaniepokojeni ustawiliśmy wyszukiwanie stacji benzynowych na gpsie – natrafiając na kolejne 2 zamknięte. Już nieźle spanikowani postanowiliśmy cofnąć się na parking z którego braliśmy auto – tam jednak już był tylko pracownik parkingu rozmawiający jedynie po grecku.. po nieudanej rozmowie na migi zadzwonił do znajomego który umie po angielsku, wytłumaczyliśmy mu nasz problem a on przetłumaczył na grecki. Bawiąc się w ten sposób kilkukrotnie doszliśmy do porozumienia że będzie on niedługo jechał z lotniska do domu – żebyśmy poczekali i pojechali za nim to zaprowadzi nas na stację samoobsługową, ta na pewno będzie otwarta. Nie zostało nam nic innego jak zgodzić się na ten plan ;) Krótko – stresu było dużo, ale na stację dotarliśmy (po drodze zresztą spotykając kawalkadę 3 wypożyczonych aut które też rozpytując się ludzi w końcu dotarły na tą samą jedyną stację). Koło 23:30 wyruszyliśmy w końcu do naszego apartamentu – czekało nas raptem 150km górzystej drogi (na szczęście droga nr 90 jest tamtejszym odpowiednikiem autostrady – czyli na nasze – jest znośna). Po 1 wreszcie udało nam się dotrzeć do Kato Gouves i odnaleźć nasz nocleg, klucze czekały zostawione dla nas tak jak się umawialiśmy. Jak na 13zł od osoby za noc miejsce prezentowało się całkiem nieźle :) Sypialnia, salon, kuchnia, łazienka - wszystko urządzone w greckim stylu
Szybko poszliśmy spać bo czekało nas intensywne kilka dni
Dzień 1 Okolice Heraklionu – na rozgrzewkę
Kato Gouves – Knossos – Heraklion – Agia Pelagia
http://goo.gl/maps/RBXvk
Pierwszego dnia postanowiliśmy zacząć zwiedzanie łagodnie, od najbliższych okolic, poprzedniego dnia dotarliśmy w końcu bardzo późno. Zaczęliśmy od spaceru po Kato Gouves. Nie jest to miejsce w którym chcielibyśmy spędzać wczasy - nijaka, kamienista plaża, i nic do roboty – jedynym pozytywnym akcentem był piękny kościółek nad brzegiem morza (podobno bardzo popularne miejsce ślubów, nawet ludzie z Heraklionu lubią je tu urządzać).
Dla nas jednak Kato stanowiło świetną bazę wypadową i nic ponadto. Postanowiliśmy jednak dać mu jeszcze jedną szansę i wjechać na okoliczny punkt widokowy – opuszczony radar wojskowy. To była świetna decyzja :)
Kolejnym punktem naszej wycieczki był słynny pałac w Knossos – antyczna siedziba króla Minosa i straszliwego Minotaura ;) Wstęp dla studentów 3 euro, w pakiecie z muzeum archeologicznym w Heraklionie 5 euro. Niewątpliwie obowiązkowe miejsce dla fanów historii i archeologii – ruiny jak na swój wiek (mają nawet do 2000 lat p.n.e.) są dobrze zachowane. Mimo że nas nie kręcą tego typu atrakcje to warto było go odwiedzić, choć nie spędziliśmy w pałacu za dużo czasu.
Następnie udaliśmy się do samego Heraklionu. Miasto to nie ma za wiele do zaoferowania. Najładniejszym (i najbardziej rozpoznawalnym) miejscem jest Koules – wenecki zamek w porcie.
Poza tym można przejść się miejskim deptakiem, zajrzeć do bizantyjskich kościółków (tu kościół św Tytusa)
oraz odwiedzić muzeum archeologiczne. Które z kompletnie niewiadomych dla nas przyczyn było tego dnia zamknięte (mimo że o tej godzinie powinno być nadal otwarte). No trudno. Pożegnaliśmy Heraklion, i pojechaliśmy wreszcie w naprawdę interesujące nas miejsce, w kierunku Agia Pelagia – na plażę.
Podczas naszej wycieczki główną inspiracją dla nas była strona http://www.cretanbeaches.com/. To na podstawie jej rekomendacji wybieraliśmy miejsca które chcielibyśmy odwiedzić. W okolicy Heraklionu najlepsze opinie (5*) miała Fylakes w Agia Pelagia. Musieliśmy więc sprawdzić czy zasłużenie ;) Tu spotkało nas rozczarowanie. W kwietniowy, wietrzny, chłodny i pochmurny dzień małe zatoczki za nic nie chciały przypominać tych które widzieliśmy wcześniej na zdjęciach, pięknych, z krystaliczną wodą – prawdę mówiąc nie było tam żadnej plaży – przez pogodę woda zalała i tak niewielkie wysepki piachu.
Internet przynajmniej nie kłamał odnośnie tego że ciężko do nich dotrzeć ;)
No cóż, jadąc na początku kwietnia liczyliśmy się z tym że pogoda może nie być plażowa, z tego też powodu zrezygnowaliśmy ostatniego punktu jaki mieliśmy zaplanowany tego dnia – z odwiedzenia kolejnej fajnej plaży, już koło naszej mieściny – Chersoniso. Mieliśmy tylko nadzieję że kolejne dni przyniosą więcej słońca.
Dzień 2 Na południe od Heraklionu – w poszukiwaniu odludnych plaż
Gortyna – Tripiti/Trafoulas – Agiofarago – Matala – Kommos
http://goo.gl/maps/soGUd
I kolejne dni przyniosły więcej słońca:) Ten dzień miał być dla nas pierwszą objazdówką po najładniejszych plażach. Zanim jednak na nie dotarliśmy czekał nas dłuugi dzień jazdy przez piękne góry - gdy podjeżdżając pod wzniesienia na dwójce i cisnąc gaz do oporu by zapobiec staczaniu się auta zastanawiałem się nad wypożyczeniem następnym razem czegoś z „odrobinę” większym silnikiem ;) Dla takich krajobrazów warto było jechać!
Ponadto czekał nas drobny przystanek w ruinach starożytnej Gortyny (miasta będącego stolicą Krety za panowania rzymskiego)
Naszym pierwszym prawdziwym celem były jednak plaże na wschód od Lentas - Trafoulas, Tripiti a potem dalej Agios Ioannis i na koniec Voidomatis. Jednak dojazd do nich był makabryczny! Gruntowe drogi, prowadzące przez góry, zero oznakowania – błądziliśmy, pytaliśmy się, a jak się zmęczyliśmy to odpoczywaliśmy na cudownych plażach.
Na nic nasz wysiłek – drogi do dwóch ostatnich (Agios Ioannis i Voidomatis) nie znaleźliśmy – bowiem gps wskazał nam że powinniśmy pojechać ścieżką która wyglądała jakby została wydeptana przez kozice ;) Zawróciliśmy. Jadąc wzdłuż wybrzeża i podziwiając kolejne śliczne widoki
kierowaliśmy się do miejsca które miało wywrzeć na nas niezapomniane wrażenie - Agiofarago. Niełatwo jest tam dotrzeć – zjazd do parku jest nieoznaczony, droga chyba jest tylko dla samochodów terenowych (choć nasz Atos jak na muszkietera przystało dzielnie dawał sobie radę), zaś na koniec i tak trzeba wyjść z auta i wyruszyć w pieszą wędrówkę. Warto! Bowiem w tym miejscu czekało na nas wszystko – treking przez cudowny wąwóz
piękny kościół św Antoniego ukryty wśród skał
kozy :P
i wreszcie TA plaża
(największe wrażenie robi po wejściu na okalające ją góry).
Byś może niektórzy z Was kojarzą to miejsce z sceny z filmu „Atlas Chmur”.
Usatysfakcjonowani wróciliśmy do auta, próbując dotrzeć do kolejnej dzikiej plaży w obrębie tego samego parku – Vathi. Niestety, tu nawet Atos ;) nie dał rady, potrzebne było by naprawdę dobre zawieszenie – musieliśmy zrezygnować i pojechaliśmy zobaczyć dwie ostatnie plaże tego dnia. Na początek Matalę
śliczne małe miasteczko, w którym przy plaży znajdują się jaskinie
gdzie jeszcze nie tak dawno żyła komuna hipisów
– trudno im się dziwić, miejsce ma niezaprzeczalny urok.
Tuż obok znajduje się Kommos – z starożytnymi ruinami, będące miejscem lęgu żółwi. Niestety żółwi nie ma tam w kwietniu ;)
Zmęczeni intensywnym dniem wsiedliśmy do samochodu, i pojechaliśmy do naszego apartamentu. Nie mogąc się doczekać co przyniesie kolejny dzień :)
Dzień 3 Okolice Agios Nikolaos
Psychro – Plaka – Kolokytha – Istro – Agios Nikolaos
http://goo.gl/maps/kkomy
Trzeci dzień naszej wiosennej przerwy zaczęliśmy udając się przez góry (jakże by inaczej)
na jedyne płaskie miejsce na całej wyspie, miejsce wszelkich upraw, zasiedlane już w czasach neolitycznych – otoczony ze wszystkich stron górami płaskowyż Lasithi
a dokładnie do miejsca narodzin Zeusa – jaskini Dikteon, czasami nazywanej Psychro (od wioski obok). Pomijając aspekt mitologiczny jaskinia ta prezentuje niesamowite formacje skalne
i w żadnym wypadku nie można jej pominąć.
Następnie pojechaliśmy zobaczyć słynną wyspę-fortecę (wenecką, a jakże) a potem leprozorium – by tam dotrzeć najpierw minęliśmy po drodze znany kurort – Eloundę,
by dotrzeć wreszcie do Plaki
miejsca odpływania łódek na Spinalongę!
Niestety, tu nasze plany po raz kolejny musiały zostać zmodyfikowane – co prawda zdążyliśmy na ostatnią łódkę na wyspę, ale nie zdążyli byśmy nic na Spinalondze zwiedzić – płynęła ona tylko odebrać osoby z wyspy i zaraz wracała :/ Za taką atrakcję to dziękujemy.. dlatego radzę wszystkim dokładnie sprawdzić godziny kursów łódek (co zrobiliśmy) i pominąć tą ostatnią!
Zamiast tego popodziwialiśmy jeszcze trochę widoki
i udaliśmy się przez wąziutki przesmyk na najładniejszą plażę w okolicy - Kolokytha
Dotrzeć tam to kolejne wyzwanie (jak zawsze okazała się pomocna strona cretanbeaches i wcześniejsze przestudiowanie zdjęć z satelity google maps) – ale zdecydowanie było warto! Skuszeni słońcem i błękitem wody wzięliśmy naszą pierwszą morską kąpiel – była to bardzo szybka kąpiel bo woda była lodowata ;)
Na szczęście słońce cały czas dawało z siebie wszystko więc szybko wyschliśmy, i mogliśmy udać się zobaczyć ostatnią plażę dnia dzisiejszego – Istro. Jeśli ktoś przekłada szerokie piaszczyste plaże nad wąskie, zaciszne zakątki pośród gór – to to miejsce na pewno przypadnie mu do gustu.
Na koniec dnia zostawiliśmy sobie perełkę – urocze miasteczko Agios Nikolaos – którego widok na port może znacie tylko nie wiecie że to było właśnie to miejsce (my znaliśmy je z puzzli ;) )
Po tak udanym dniu ciężko by było nam nie zauważyć że każdy kolejny oferował coraz lepsze widoki – kolejny, a zarazem ostatni dzień zapowiadał się więc wspaniale ;)
Dzień 4 – Zachodnie wybrzeże
Elafonisi – Kedrodasos – Falasarna – Balos – Chania
http://goo.gl/maps/AcIpl
Tego dnia spakowaliśmy wszystkie rzeczy, opuściliśmy apartament i wyruszyliśmy bardzo wcześnie – mieliśmy bowiem do pokonania ponad 370km po górzystych drogach i samolot do złapania wieczorem. Chcieliśmy bowiem zobaczyć najsłynniejsze plaże na Krecie. Zaczynając od Elafonisi. Niestety i tym razem wszystko nie mogło pójść zgodnie z planem. Już na samym początku odbicia z 90 na nasz cel, bodajże w wiosce Topolia, okazało się że dalsza droga jest zamknięta..
Na skutek obsunięcia się kamieni, cały szlak aż do Elos został wyłączony z ruchu. Niezrażeni postanowiliśmy objechać go lokalnymi drogami – fundując sobie niezły rollercoaster po kreteńskich dróżkach :) Dobrze że mieliśmy najmniejsze z możliwych aut bo czasami i nasz Hyundai ledwo się mieścił na tych drogach. Gdzieś za Vathi, już nie daleko od naszego celu zobaczyliśmy parę backpackersów idących poboczem. Niewiele myśląc zatrzymaliśmy się i zapytaliśmy czy nie chcą podwózki? Tym oto sposobem zabraliśmy dwójkę młodych, 18 letnich autostopowiczów z Niemiec. Od kilku dni wędrowali przez góry w kierunku Elafonisi. Jednak bardziej z przymusu, treking bowiem już im się trochę znudził a w tym odludnym miejscu nie mieli zbytnio czego złapać ;) Po krótkiej rozmowie okazało się że ich następnym planem było dotarcie do Chanii – powiedzieliśmy że tam będziemy jechać pod wieczór, jeśli chcą to mogą się zabrać w drodze powrotnej z nami – muszą się jednak przygotować na cały dzień odwiedzania najładniejszych plaż w zachodniej Krecie ;) Jak się domyślacie nie protestowali za bardzo :P
Wróćmy jednak do Elafonisi – naszym oczom ukazał bowiem się taki widok :)
Można się ucieszyć :P
Tuż obok znajduje się też kolejna piękna plaża, a właściwie rezerwat cedrów porastający śliczne diuny - Kedrodasos. Dostanie się tam przedefiniowało słowo trudno ;) Wśród dróg dla pasterzy i ich kóz
nasz samochód spisywał się świetnie.. tyle że pogubiliśmy się co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście razy – ścieżki co chwila się rozwidlały, skręcały, były poodgradzane płotem – słowem – masakra ;) A na google maps wygląda to tak prosto.. Na szczęście po 40 minutach błądzenia (Niemcy mieli już nieciekawe miny ;) ) natknęliśmy się na pasterza który w końcu wskazał nam drogę. Czy cały ten wysiłek opłacał się – oceńcie to sami
Droga powrotna była łatwiejsza, wróciliśmy na normalną asfaltówkę bez większych problemów. Problem mieliśmy z odnalezieniem naszej kolejnej plaży – Platanakia – mimo usilnego szukania nie odnaleźliśmy drogi dojazdowej do niej. Jako że czasu nie mieliśmy za wiele, pominęliśmy ją, i wprost pojechaliśmy do pięknej Falasarny. Widok z daleka był świetny
a z bliska jeszcze lepszy :)