Czwartkowe grudniowe popołudnie, na forum fly4free ukazuje się "Mega HIT" - Peru za 1207zł z Europy, http://www.fly4free.pl/hit-tanie-loty-do-peru-lima-1207-pln. Chwila namysłu, hmm.... ciekawy kierunek, odległy kraj, więc okazja na pierwszą tak daleką podróż byłaby niebywała. Mały research w googole, głównie pod kątem pogody w danych terminach, atrakcji turystycznych, cen, sprawdzenie dostępności terminów i przemyślenie kwestii urlopu w pracy i po chwili jest decyzja.... lecimy. Bilety kupujemy na marzec. W sumie w samym Peru pobyt to 10 dni plus kilka dni w zapasie na doloty do Hiszpanii/Anglii. Niestety na więcej wolnego nie było szansy, poza tym do wyjazdu były 4 miesiące, więc różnie to może być, lepiej nie przekombinować z datami i wybrać bezpieczne rozwiązanie, bo niestety biletów zwrócić się nie da.
Kupione bilety układały się w następującą trasę: Barcelona-Madryt-Lima-Madryt-Londyn Gatwick (linie Air Europa). Miesiąc później udało się kupić doloty z pomocą Azuona i użytkowników naszego forum: Gaszpar i kerad85, którym serdeczne dzięki za pomoc. Ostatecznie stworzył się plan lotów, nieco pokrętny, ale za to tani (w sumie zgodnie z zasadą taniego podróżowania) - 1510zł za osobę (Air Europa 1250zł + doloty 260zł):
10 marca: 1) Warszawa - Charleroi 10.05-12.10 2) Charleroi - Barcelona 14.45-16.40 3) Barcelona - Madryt 20.30-21.50 4) Madryt - Lima 23.55-06.25
19 marca 5) Lima - Madryt 11.15-05-00
20 marca 6) Madryt-Bergamo 09.45-12.05 7) Bergamo - Warszawa 14.30-16.35
W lutym powoli trzeba było zbierać szczegółowe informacje na temat Peru i zastanowić się nad zarysem planu zwiedzania. Wielkich problemów nie było, jako że to nie pierwsza tego typu wycieczka na własną rękę tyle tylko, że najbardziej odległa. Dobrą zasadą jest nie planowanie niczego z datami na sztywno, aby potem na miejscu w zależności od rozwoju wypadków móc sobie elastycznie zmieniać plany. Ważne jest też dobre przygotowanie przez wyjazdem w wiedzę o kraju, aby wiedzieć gdzie można jechać i co tam zobaczyć, jak się dostać do poszczególnych miejsc, czego unikać i ogólnie czego się można spodziewać na miejscu.
Nasz plan zakładał po przylocie do Limy bezpośrednią podróż autobusem do Ica (300km), aby udać się do oazy Huacachina – pierwszego postoju. Z planu wykluczyliśmy zwiedzanie Machu Picchu i jeziora Tititaca z powodu braku czasu, co jednak nie pozbawiło naszego wyjazdu atrakcji. Z dotarciem do Limy nie było problemów, na szczęście, bo po drodze przecież newralgiczna przesiadka w Charleroi, która mogła wszystko popsuć. Mimo wszystko lekkie opóźnienia samolotów (jakaś godzinka już na starcie w Warszawie z powodu odladzania samolotu itp.) nie spowodowały zmiany naszej trasy. Lot Airbusem A330-200 z Madrytu do Limy trwający mniej więcej 12 godzin przebiegł bez problemu i dość szybko, tym bardziej, że wylot z Madrytu był o północy, wiec po godzinie była serwowana kolacja, a po niej szybko usnęliśmy. Multimedialny system rozrywki działał bez problemu.
Po wylądowaniu w Limie trochę czasu zeszło z odprawą paszportową z uwagi na długą kolejkę. Po wydostaniu się z lotniska, omijając slalomem wszystkich taksówkarzy zebranych tłumnie przed wejściem poszliśmy, dzięki wskazówkom kolegi z forum "michcioj", na przystanek lokalnych colectivos i taksówek. Widząc przyjeżdżające jeden po drugim busiki, załadowane pasażerami po brzegi, w dość wątpliwym stanie technicznym co widać na zdjęciu poniżej, „odmówiliśmy” sobie przyjemności jazdy takim busem
:D .
Po chwili spośród przyjeżdżających co chwilę taksówek wsiedliśmy jednej z nich, która wizualnie wyglądała nienagannie. Nie było to na szczęście Tico. Za 18 soli dotarliśmy do centrum Limy skąd odjeżdżały autobusy na południe kraju. Dolary wymienialiśmy za pierwszym razem w kantorze z obawy o bezpieczeństwo takiej transakcji na ulicy jak i o kurs. Jak się okazało kurs na ulicy i w kantorze był prawie ten sam, wiec później wymienialiśmy już pieniądze na ulicy, targując się minimalnie co do kursu. Najwyższy jaki osiągnęliśmy to S/.2,60 za 1 USD. Do Ica za S/.30 jechaliśmy autobusem linii Flores (http://www.floreshnos.net). W cenie była popularna w Peru kanapka z kurczakiem, słodkie ciastko oraz napoje.
Po dotarciu do Ica udaliśmy się na spacerek od jednego do drugiego dworca autobusowego aby zanotować godziny i ceny autobusów do Arequipy, następnego celu. Niestety w Peru prawie każdy przewoźnik autobusowy ma swój dworzec. Potem za S/.3 dojechaliśmy do oazy Huacachina, której główną atrakcją są oczywiście wysokie wydmy, jazda specjalnymi samochodami po nic i zjazd na desce ze szczytu.. W oazie spotkaliśmy naszych rodaków mieszkających w Irlandii, którzy tak jak i my w Peru gościli dzięki fly4free i promocji AirEuropa. Oczywiście nie obyło się bez wspólnego piwka, serdeczne pozdrowienia dla Was.
Samo miasto Ica ma niewiele do zaoferowania dla turysty pod względem atrakcji. Mimo to jest doskonałym miejscem do poznania codziennego życia Peruwiańczyków w małym miasteczku. Ogólnie w centrum jest spore zamieszanie: dużo ludzi, a jeszcze więcej taksówek i mototaxi. Przejazd przez pół miast mototaxi to koszt S/.2. Głównym miejscem w mieście, co oczywiste w Peru, jest Plaza de Armas. Na ulicy można było napić się pysznego soku za S/.1, gdzie często zdarzała się darmowa dolewka. Szczególnie dobry był ten wyrabiany z kukurydzy Maíz morado. Niektóre uliczki oddalone trochę od centrum nie należą do bezpiecznych o czym uprzejmie poinformowała nas jedna starsza pani, u której właśnie kupiliśmy szklankę takiego soku. Nie mniej jednak żadna niemiła sytuacja nas nie spotkała mimo, że chodziłem z aparatem albo w ręku albo w pokrowcu na szyi.
Kolejnym etapem była kilkugodzinna wycieczka do rezerwatu Islas Ballestas, którą w zasadzie zakupiliśmy w naszym hoteliku w Huacachina. Wyjazd z samego rana (jakoś o 6), powrót około 13. Ceny niestety już nie pamiętam, ale były dwie dodatkowe opłaty już w samym Paracas: za wejście na molo S/.2 i za wstęp do parku S/.5. Rano w naszym hotelu jakby zapomnieli, że mamy w ogóle tego dnia jechać na te wyspy. Po obudzeniu pana z recepcji i przypomnieniu, że tak to dziś jedziemy, wykonał nerwowo dwa telefony i w końcu z lekkim poślizgiem przyjechał po nas bus. Bardzo przyzwoity i z klimą. Po zebraniu wszystkich osób z poszczególnych hoteli w Huacachina wyruszyliśmy do Paracas. Na miejscu było już kilka innych grup, czekała speedyboat i przewodnik mówiący również po angielsku. Generalnie warto się wybrać by zobaczyć wyspy i ptaki, w tym największe atrakcje pingwiny i lwy morskie.
Wypytując po dworcach o ceny i rozkłady autobusów do Arequipy (700km od Ica) wybraliśmy przewoźnika CIVA, http://www.excluciva.pe, kurs nocny i autokar o nieco niższym standardzie bez posiłku w czasie podróży. Mała ciekawostka co do ceny. W przeddzień odjazdu cena za bilet wynosiła S/.50, a na kilka godzin przez odjazdem spadła do S/.40, co nas oczywiście mile zaskoczyło i ucieszyło. Podobną tendencję cenową mają się też ceny biletów lotniczych na loty po Peru, że przed odlotem tanieją, ale o autobusach nie wiedzieliśmy. Podróż autobusem była w bardzo lokalnym towarzystwie, co nam w żadnym stopniu nie przeszkadzało. Pozostawała jedynie obawa o możliwą kradzież, jednak nic nam w nocy nie ukradli
:D .
Po drodze widzieliśmy wrak jednego autokaru, który niestety kiedyś spadł w kilkudziesięciometrową przepaść.
Po dotarciu do Arequipy, która jest położona na wysokości 2300 m.n.p.m. u podnóża wulkanu El Misti 5800 m.n.p.m. znaleźliśmy hotelik ze śniadaniem i pysznym koktajlem owocowym w cenie S/.50 za pokój, położony jakieś 10 minut spacerkiem od Plaza de Armas. Podróż z dworca do centrum taksówką to koszt rzędu S/.6-7. Mały odpoczynek po 11-godzinnej podróży i wyruszyliśmy na miasto. Samo miasto już inne niż Ica. Moim zdaniem bardziej turystyczne i mniej lokalne i dlatego żeby właśnie tą peruwiańską lokalność można było zobaczyć warto było odwiedzić Ica. Oczywiście sam Plaza de Armas w Arequipie z widokiem na El Misti w tle z balkonu restauracji fajna sprawa.
Nieco na południe od Plaza de Armas jest rejon licznych straganów, targowisk i lokalnych barów, który też odwiedziliśmy. Co krok można spotkać starsze panie z przedmieść na chodnikach sprzedające warzywa albo różnorodne owoce. Choć nie miały przy sobie wagi, to wcale im to nie przeszkadzało w handlowaniu. Oczywiście nie zabrakło tam też stoisk z napojami oraz lokalnym jedzeniem. My jednak poszliśmy do baru na bardzo popularne w Peru Ceviche, w zestawie z bardzo dużą miską zupy rybnej to koszt zaledwie S/.6. Ceviche podawane było na talerzu ze słodkimi ziemniakami Camote.
Będąc w Arequipie nie sposób ominąć Kanion Colca wobec czego stał się on naszym kolejnym celem. Aby się tam wybrać zakupiliśmy zorganizowaną jednodniową wycieczkę. Cena jaką uzyskaliśmy po lekkim targowaniu w czwartym biurze, które odwiedziliśmy to S/.45 od osoby, plus oczywiście obligatoryjne S/.70 do zapłacenia na miejscu za sam wstęp na Kanion, co moim zdaniem jest lekką przesadą, ale cóż ceny na Machu Picchu są jeszcze wyższe….
Plan wycieczki zakładał wyjazd spod hotelu o 3 w nocy, zebranie wszystkich uczestników z hoteli rozsianych po całym mieście, mały przystanek na wysokości 4910 metrów n.p.m. z widokiem na szczyty o wysokości 5800-6200 m i udanie się na śniadanie do Chivay 3635 m.n.p.m., po którym wyruszyliśmy w dalszą drogę do Kanionu. Cała wycieczka zaczynała się tak wcześnie, gdyż słynne Kondory Wielkie w Kanionie można zobaczyć z reguły przed południem, a są to jedne z największych (zaraz po Albatrosie wędrownym) ptaków latających, które żyją współcześnie. Ich skrzydła osiągają rozpiętość 3 metrów.
Zaraz po wyjechaniu z Chivay asfaltowa droga się skończyła. Po drodze przeprawa przez dwa małe strumyki, które przecinały drogę. Były one niewielkie gdyż ostatnio akurat nie padało w górach. Jednak po deszczu takie niepozorne strumyki bardzo łatwo przybierały już swoje groźniejsze oblicze i stawały się rwące i przejazd już nie był taki łatwy. Z ciekawostek, które opowiadał nam po drodze przewodnik mówił o trzęsieniu zmieni, które nawiedziło ten rejon tydzień przed naszą wizytą. Nie było ono co prawda wielkie, ale jak jechaliśmy to widzieliśmy w dwóch miejscach jak jeszcze trwała naprawa drogi. Nasz bus nie miał problemów z pokonaniem odcinka Chivay-Kanion, ale jak patrzyłem na duże autokary, które jeździły tą drogą to myślę, że podróż nimi nie była już taka bezpieczna.
Sam Kanion robi ogromne wrażenie, choć na pierwszy rzut oka nie widać różnicy wysokości między najwyższym a najniższym punktem – kilka kilometrów.
Tarasy widokowe Kanionu położone są na wysokości 3800m i tu dopadła nas już choroba wysokościowa. Generalnie niemiła sprawa i trochę kręci się w głowie. Przeszło nam, ale dopiero po zjechaniu z Chivay na niżej położony teren.
Dzięki wielkie za relacje
:)Bardzo przydatna bo sam za 6 tyg jestem w Peru a zostało jeszcze trochę planowania.Jaki mieliście budżet przeznaczony na wyprawę, bo nie wiem ile kasy zabrać ze sobą na osobę ?Pozdrawiam
Świetna relacja i rewelacyjne zdjęcia! Peru to moje (wciąż niespełnione) marzenie. Czy jest tam na tyle bezpiecznie, że mogłabym wybrać się tam sama? Jak myślicie?
pewnie, ja bym pojechał sam, jak nie masz w planie zwiedzać slumsów to w moim odczuciu jest bezpiecznie. Zawsze możesz przy następnej promocji się z kimś zgadać i połączyć siły na wspólne podróżowanie.Spoko relacja:)
@ podrozniczk_mmoim zdaniem jest bezpiecznie, główne zagrożenie to chyba drobni złodzieje. W dżungli i slamsach oczywiście już może nie być tak fajnie.@ Kozco do połączenia sił to na forum ktoś pisał, że został okradziony przed takiego współtowarzysza, przykra sprawa...
Bardzo fajna relacja. My jedziemy za 4 tyg. tez z promocji Air Europa, z dzieckiem (14 lat). Podobne miejsca jak Ty + Macchu Picchu i Cusco. Czy zdarzyly sie Wam jakies nieprzewidziane sytuacje w podrozy. Mamy dosc napiety plan i szczerze powiedziawszy prawie wszystko zabukowane. Czy jest problem z biletami czy mozna je kupic dzien przed wyjazdem? Chodzi mi np. Cruz del Sur? Jakies srodki bezpieczenstwa zwiazane w przechowywaniem pieniedz, paszportow, aparatu? Dzieki wielkie za odp.
podrozniczk_m napisał:Świetna relacja i rewelacyjne zdjęcia! Peru to moje (wciąż niespełnione) marzenie. Czy jest tam na tyle bezpiecznie, że mogłabym wybrać się tam sama? Jak myślicie?HejkaJest bezpiecznie, jak sie zachowuje minimalnie przezornie. Mnie jedyna niemila sytuacja spotkala ze strony czlowieka, z ktorym podrozowalam- okradl mnie.Poza tym ludzie sympatyczni, zyczliwi, czasami chca dostac wiecej, niz powinni
;)
Bardzo ciekawa relacja. Szczególnie godne uwagi są zdjęcia. W dobie nadmiernego korzystania z photoshopa i innych programów do edycji zdjęć, Tobie udało się zachować naturalność barw
;) Najbardziej podobają mi się fotografie z Arequipy. Mój chłopak powrócił niedawno z Peru (chyba korzystał z tej samej promocyjnej ceny lotów) i jak do tej pory widziałam jedynie jego zdjęcia z Machu Picchu. Stąd moje tym większe zainteresowanie relacją
;)A co do tematu bezpieczeństwa, który się tu rozwinął... Nie mogę się wypowiedzieć na podstawie własnego doświadczenia, niemniej, mojemu chłopakowi kilkakrotnie próbowano ukraść smartfona. Za ostatnim razem złodziej w Limie już wyrwał mu telefon z ręki, ale ktoś z przechodniów popchnął złodzieja i ten upuścił telefon. Urządzenie trochę ucierpiało, ale jest nadal w posiadaniu mojego chłopaka
;) Stąd myślę, że chyba warto zaopatrzyć się na czas podróży w jakiś stary model komórki, by nie kusić złodziei. Rzekomo również warto unikać spacerów po zmierzchu i wycieczek w mniej bezpieczne dzielnice. Choć w Limie znajdziemy drobnych złodziejaszków ponoć i w bogatszych dzielnicach, bo tam liczą na złupienie turystów.
niezła relacja, fajnie obejrzeć zdjęcia z miejsc które się zna... ale w Peru chyba używa się hiszpańskiego, nie portugalskiego?co do bezpieczeństwa, bez przesady, wszedzie zdarzają się niebezpieczne sytuacje. W podrózy tylko gorzej o pomoc w razie problemow stąd nasze obawy..Ja pojechałam sama z 4-letnim dzieckiem i wróciłyśmy całe:)
odnosnie budzetu, zrobilam mala kalkulacje: za 3 os. wydatki tj. hostele (dobre, wszystkie zarezerwowane), bilety MP (kupione), Star Peru (kupione), Inca Rail (kupione), taksowki w Limie, Olla i Cusco, autobusy (3 trasy) to wydatek $2000 (za 3 os.) do tego jedzenie i inne. Pewnie wyjdzie $2800.
vamamama napisał: w Peru chyba używa się hiszpańskiego, nie portugalskiego?jasne, że tak o ile zna się ten hiszpański. My akurat znamy portugalski i na miejscu układ my portugalski, a oni hiszpański działał świetnie
:D
Hej!Mógłbym Ciebie zapytać o dwie rzeczy?1. Jak nazywa się hostel, w którym zatrzymaliście się w Arequipiei2. Z jakim lokalnym biurem podróży pojechaliście do Kanionu? O której godzinie wróciliście z powrotem do Arequipy? Jest szansa, żeby zrobić wycieczkę tego samego dnia i potem wyruszyć wieczornym autobusem do Limy?Z góry dzięki!
tomek87 napisał:Hej!Mógłbym Ciebie zapytać o dwie rzeczy?1. Jak nazywa się hostel, w którym zatrzymaliście się w Arequipiei2. Z jakim lokalnym biurem podróży pojechaliście do Kanionu? O której godzinie wróciliście z powrotem do Arequipy? Jest szansa, żeby zrobić wycieczkę tego samego dnia i potem wyruszyć wieczornym autobusem do Limy?Z góry dzięki!Wyjazdy do Kanionu Colca sa o 3 rano z Arequipy. Powrot na godz. 18-19, wiec jest mozliwosc wyjazdu autobusem do Limy.
tomek87 napisał:1. Jak nazywa się hostel, w którym zatrzymaliście się w Arequipiew Arequipie spałem w Marlon's House http://www.hostelworld.com/hosteldetail ... &sc_pos=11tomek87 napisał:2. Z jakim lokalnym biurem podróży pojechaliście do Kanionu? O której godzinie wróciliście z powrotem do Arequipy? Jest szansa, żeby zrobić wycieczkę tego samego dnia i potem wyruszyć wieczornym autobusem do Limy?Nazwy biura nie pamiętam, ale mają biuro przy Plaza de Armas. Jest tam kilka biur z resztą, więc warto popytać o ceny. Ramy czasowe wycieczki to rzeczywiście godz. 3-19. Nas bus zabierał z hostelu, a powrót był na Plaza de Armas.W razie dalszych pytań zapraszam do wątku http://fly4free.pl/forum/viewtopic.php?f=129&t=22451
Witam! Fajna relacja!!Mam pytanie odnośnie tego programu jaki masz na telefon , który określa Twoje położenie. Słyszałeś może że ktoś wchodził na El misti bez żadnego biura, tylko został podwieziony busem na pewną wysokość?Pozdrowienia Dzięki
nika71 napisał:Witam! Fajna relacja!!Mam pytanie odnośnie tego programu jaki masz na telefon , który określa Twoje położenie. Słyszałeś może że ktoś wchodził na El misti bez żadnego biura, tylko został podwieziony busem na pewną wysokość?Pozdrowienia DziękiUżywałem nawigacji Garmin Mobile XT na telefon z symbianem, ale na androida też chyba jest coś podobnego. Co do wejścia na El Misti, niestety nie mam wiedzy w tym temacie.
wyjeżdżam do Peru w weekend i zastanawiam się czy mój telefon będzie odbierał tam. Patrząc na to, jaki ma zakres i to że mój operator ma tam roaming - to wszystko powinno być ok. Natomiast znajomi znajomych mówili, że im telefony tam nie odbierały, dlatego jestem ciekawa jak to wygladało u innnych forumowiczów.
Niestety mój play odmówił podłączenia się do sieci zarówno w Limie jak i Paracas/Ica. Tajemniczo złapał zasięg (1 raz) w Iquitos i tyle. Za to we wszystkich wymienionych miejscach orange działał bez zarzutu. Pamiętaj, że w Am. Pd. mają amerykańskie częstotliwości, więc telefon raczej trzyzakresowy...Ogólnie z tymi niebezpieczeństwami bym nie przesadzał. Chodziłem z iphonem po centrum po zmierzchu, jeździłem busami i nigdy nie miałem żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Z wyjątkiem bankomatów, które często nie przyjmują polskich kart. Dzięki fly4free za tani bilet!
Ja wczoraj dolecialem do Limy. Telefon smiga bez problemow - play. Problem na lotnisku z ATM faktycznie, tylko jeden rodzaj i nie akceptowal mojej karty. Na szczescie mialem USD w gotowce.
@panroboProsze czy moglbys sie zorientowac czy jest problem z wymiana GBP w Limie czy Cusco. Z gory dziekuje.Lecimy za 2 tyg. Niestety nie mam wodoodpornej letniej kurtki, tylko cieplejsze, zimowe, czy czesto leje? powinnam kupic?
aviel napisał:@panroboProsze czy moglbys sie zorientowac czy jest problem z wymiana GBP w Limie czy Cusco. Z gory dziekuje.Lecimy za 2 tyg. Niestety nie mam wodoodpornej letniej kurtki, tylko cieplejsze, zimowe, czy czesto leje? powinnam kupic?Z tego co widzialem to glownie wymieniaja USD i EUR. Byc moze znajdziesz jakies miejsce, gdzie idzie wymieniac GBP ale bedzie to wymagac czasu. Zalecam zmiane GBP na USD i po klopocie. Cienka kurtka wystarczy.
Kantorów jest tyle co u nas w latach 90. Dodatkowo pod bankami, a czasem i supermarketami stoją cinkciarze, którzy wymieniają i nie sądzę, żeby czymś pogardzili. Wystarczy się zapytać w hotelu. Wymieniałem nawet franki szwajcarskie (fakt, że po fatalnym kursie - 95$ za 100 franków
;)) ale nie sądzę, żeby ktoś się oburzał na funty. Przy wymianie wydają banknoty które stemplują stempelkiem kantoru czy wręcz cinkciarza. Tak, żeby nie było, że wam wydali lewe banknoty. Mnie się ani razu nie zdarzyło dostać fałszywki. No ale to może kwestia farta
;)Jeśli chodzi o bankomaty to szczególnie często (czytaj zawsze) odmawiały współpracy te żółte. Ani wbk ani sync ani citibank. Inne sieci (pomarańczowe, zielone) raczej bez problemów
;)
dziekuje bardzo za odpowiedzi. Mam troche zgryza poniewaz zawsze biore ze soba gotowke (GBP) na co najmniej polowe podrozy, wymieniam na miejscu i to wychodzi najlepiej. Ale w Am. Pd jeszcze nie bylam i czytalam stare posty gdzie ludzie skarzyli sie na niemoznosc wymiany GBP. Nie zabardzo chce wyplacac z bankomatu, poniewaz moj bank pobiera oplate za wybranie z bankomatu, oplate za zakup waluty no i rata jest nienajlepsza. Poza tym ostatnio w czasie podrozy bank zablokowal mi karte, poniewaz nie zglosilam, ze bede uzywac karty w Kambodzy (zglosilam tylko Malezje i Singapur ale po zablokowaniu konta karta nawet tam nie dzialala). Tym sposobem zostalam bez kasy na reszte podrozy. Dobrze, ze mialam troche gotowki, kredytowke no i Azja okazala sie duuuzo tansza niz zakladalam.
mi było po prostu wygodniej z kartą; a nie dasz rady kupic soli przed wyjazdem? wydaje mi się to łatwiejsze. Uwazajcie na banknoty żeby wam ktos lekko podartego nie wydał bo kazdy takim gardzi i trzeba isc do banku wymieniac.
Trzeba rzeczywiscie zglosic bankowi, ze sie wyjezdza. Mi w ciagu tej podrozy sync zablokowal karte po raz drugi. Na szczescie wysylaja sms i wystarczy im opdisac jedna literke, ze to ja uzywalem karty.
Cześć,wróciłem w czwartek z Peru i z kartami bankomatowymi to tam różnie bywa. Byliśmy tam w 6 osób, sam nigdy nie miałem problemów z wypłatą kartą mBanku (ale starą z 2011 r., taka jeszcze bez PayPassa), za to znajomi bardzo często nie mogli pobrać pieniędzy z tego samego mBanku używając karty wydanej później. Co ciekawe często wystarczyło przyjść do tego samego bankomatu za kilka godzin i karta działała prawidłowo.Generalnie w Peru bankomatów w miastach jest bardzo dużo (tak jak i banków, które podobnie jak u nas zalały centra i ulice reprezentacyjne). Ja wziąłem dodatkowo dolary, ale zapłaciłem nimi tylko za Machu Picchu i Uyuni w Boliwii. Poza tym tylko bankomaty. Kurs w mBanku całkiem uczciwy, bez dodatkowych prowizji - 1,21 za sol i 0,47 za boliviana. Nigdy nie trafiłem na bankomat, który pobrałby jakąś dodatkowa prowizję (używałem np. GlobalNet - to te lotniskowe, BCN).Różnej maści kantorów i "kantorów" jest bardzo dużo, cinkciarze stoją na każdym rogu w miejscach turystycznych (kurs ok 2,5 - 2,6 sol za dolara), dolarami można bardzo często płacić za wycieczki, hotele, a nawet na stacjach benzynowych po bardzo zbliżonych kursach. Nie wiem jak jest z wymianą funtów, ale w miastach nie powinieneś mieć z tym problemów (widziałem kantory z dużą liczbą flag), chociaż może Ci się to nie opłacać - nam np. dużo bardziej opłacało się wymienić boliviany, które zostały z Boliwii jeszcze tam na dolary, a dolary w Peru na sole, niż gdybyśmy chcieli przeprowadzić bezpośrednią transakcję bolivian > sol. Po prostu dolary i euro są dużo popularniejsze i ich kurs jest konkurencyjny, a pozostałe waluty wydają się być traktowane jako bardziej kłopotliwe.
Jako że dopiero wróciłam z Peru mogę podać "świeże" info.Play i roaming - nie miałam problemu, zasięg był. Zasięgu nie miałam tylko w tych miejscach, co nawet peruwiańscy operatorzy nie dawali rady, czyli gdzieś w górach w połowie drogi pomiędzy dużymi miejscowościami. Nic nie musiałam aktywować przed wyjazdem, wszystko działało bez zarzutu. Dla pełnej informacji podaję że mam w miarę nowy model smartfona.Bankomaty - temat rzeka. Najlepiej wziąć kasę w dolarach na połowę wyjazdu. Nie ma problemu z kantorami, są co krok. W limie kurs kantorowy był taki sam jak kurs uliczny. Ale zawsze to lepiej wymieniać w budynku, a nie na ulicy. Co do bankomatów to zdarzyło się, że próbowałam wyciągnąć kasę z bankomatów jednego banku. Udało mi się dopiero w czwartym... W pierwszych trzech wyskakiwał napis, że mam nieaktywną kartę lub transakcja nie może być zrealizowana. Ponieważ miałyśmy ze znajomą różne karty w różnych bankach i różnych walutach, to wyrobiłam sobie pewne zdanie. Najkorzystniej wyszło wybierać z mbanku z konta w złotówkach. I z kartami mbanku było najmniej problemu. Nie polecam wybierać gotówki z kont w dolarach. Kwota jest przeliczana na euro, a dopiero potem na sole....
Rowniez dzis wrocilismy z Peru. Co najbardziej mnie zaskoczylo to uprzejmosc ludzi. Zawsze starali sie pomocz usmiechem na twarzy, nigdy nie zostalismy oszukani na wymianie badz wydawaniu reszty czy w restauracji (zastanawiam sie czy to dlatego, ze bylismy z dzieckiem czy dlatego, ze moj maz jest dwa razy wiekszy od przecietnego Peruwianczyka:)) Wszystko poszlo super, zadnych problemow, wybieranie z bankomatow dla nas bardziej sie oplacalo jako, ze za 1 GBP dawano nam 3.63 Sola a bank przeliczyl nam 4.07 Sola. Kolosalna roznica. Moj kochany bak w trosce o mie znowu zablokowal mi konto po dwoch wyplatach ale to juz inna historia.Jeszcze jedna uwaga. Robilismy Gringo Trail w odwrotna strone. Nie polecam. Wszystko co najladniejsze, najllepsze widzielismy na poczatku potem juz niestety tylko coraz gorzej. Zdecydowanie MP i Sacred Valley lepiej zostawic na koniec.
no takie sa moje wrazenia, po prostu rozczarowywalam sie coraz bardziej, tym brakiem roslinnosci, piachem i brudem. poza tym
:) nie kupilam nic na poczatku bo myslalam, ze jeszcze wszystkiego bedzie w brud i .... wrocilam praktycznie bez pamiatek.
mariol napisał:ja też na początku byłam na Machu. Zdecydowanie jest to najmocniejszy punkt programu. Może faktycznie lepiej byłoby go zostawić na koniec?hjkaja tak wlasnie zrobilam, MP na koniec i wyszlo super
:) Pamiatki, nauczona podrozami, kupuje zawsze wtedy, kiedy mi cos ciekawego wpadnie w oko
:)
a to dziwne bo pamiątek jest pełno wszędzie. nie wiem gdzie dokładnie byłaś, w każdym razie w Arequipie jest masa sklepów z pamiątkami jak i w Limie gdzie te rzeczy są produkowane. Moim zdaniem poza pisco i solonymi suszonymi bananami - chifles - nie warto przywozic masowo produkowanych bibelotów. podobało mi się tak samo w roznych miejscach Peru, MP nie zrobiło na mnie mega wrazenia, wolę market San Pedro w Cusco:)
tak w Arequipie i nawet w Ica czy Paracas to taka masowka w Olla bylo duzo fajniejszych "oryginalniejszych" rzeczy, ktore wpadly mi w oko, rowniez na markecie w Cusco a pozniej to juz nic ciekawego nie bylo
:( coz - moja strata
jak dla mnie najfajniesze rzeczy do kupienia byly w cuzco. Potem byl mniejszy wybór, gorsza jakosc. Dobrze, że kupiłam tam wiekszosc interesujacych mnie rzeczy. Inaczej tez przyjechalabym bez pamiatek.Co do Machu to zrobilo na mnie przeogromne wrazenie. Po prostu jest tam pieknie.
Zacna relacja! Chylę czoła!Chciałem tylko zorientować się w jednej kwestii:Czy możesz polecić hotelik, w którym spałeś w oazie Huacachina i gdzie wykupiłeś wycieczkę na wyspy Islas Ballestas?Będę bardzo wdzięczny za pomoc
:)
dafik napisał:Zacna relacja! Chylę czoła!Chciałem tylko zorientować się w jednej kwestii:Czy możesz polecić hotelik, w którym spałeś w oazie Huacachina i gdzie wykupiłeś wycieczkę na wyspy Islas Ballestas?Będę bardzo wdzięczny za pomoc
:)Cześć ja wróciłem z Peru 3 tygodnie temu i mogę pomóc w odpowiedzi na Twoje pytania.Hoteli w oazie jest pełno, właściwie same hotele i hostele, wiec bez problemu coś znajdziesz. Z tego co pamiętam to nawet były hostele z prywatnymi basenami.Co do Islas Ballestas tę wycieczkę możesz kupić też wszędzie
:) każdy próbuję coś wcisnąć turystom
:) Ja kupowałem w hostelu wraz z objazdówką po parku narodowym i płaciłem 45 soli/osSpaliśmy w Paracas Backpackers House w Paracas.Mam nadzieję, że trochę pomogłem.
Dziękuję za informacje,ja do oazy dotrę z Arequipy i zastanawiam się nad pozostaniem tam dwóch dni i jednego dnia wykupić w oazie wycieczkę na wyspy i do parku, po czym wrócić na nocleg i wypoczynek do oazy a kolejnego ruszyć do Limy.
dafik napisał:Dziękuję za informacje,ja do oazy dotrę z Arequipy i zastanawiam się nad pozostaniem tam dwóch dni i jednego dnia wykupić w oazie wycieczkę na wyspy i do parku, po czym wrócić na nocleg i wypoczynek do oazy a kolejnego ruszyć do Limy.Ja jechałam z Arequipy do Nazca. W Nazca spędziłam tylko parę godzin, żeby zobaczyć linie. Potem z Nazca jechałam do Paracas. W Paracas miałam nocleg w Backpackers House. Tam wykupiłam 2 wycieczki:1) rano na Islass Ballestas2) ok godz 13 Rezerwat Paracas. Lączny koszt ok.65 soliPotem na wieczór jechałam do Ica, skąd taksówką do oazy Huacachina (koszt 4 sole).W oazie miałam nocleg w hostelu Desert Nights. Następnego dnia po poludniu jechalam do Limy.Oba hostele mogę polecic. Była ciepła woda, wi fi działalo w pokojach, czysto i obsługa miła.
dafik napisał:Dziękuję za informacje,ja do oazy dotrę z Arequipy i zastanawiam się nad pozostaniem tam dwóch dni i jednego dnia wykupić w oazie wycieczkę na wyspy i do parku, po czym wrócić na nocleg i wypoczynek do oazy a kolejnego ruszyć do Limy.Nie lepiej było by Ci zostać w oazie 1-2 dni, później pojechać do Paracas na jeden dzień i obskoczyć Park oraz wyspy i stamtąd jechać do Limy? Dzięki temu nie bedzięsz robił dodatkowych kilometrów jeżdżąc w ta i z powrotem.Zobacz na mapie gdzie to jest:)W ten sposób zaoszczędzisz trochę czasu.Ja jechałem Lima - Paracas - Ica - Arequipa - Puno - Cusco(Machu)- Lima
Będę wdzięczna za informację jakie leki braliście? Czy dotknęła was choroba wysokogórska w MP?Moskitiera się przyda?Jakie nietypowe rzeczy zabrać?Wybieramy się na przełomie września/października.
Kasia Ktoś napisał:Będę wdzięczna za informację jakie leki braliście? Czy dotknęła was choroba wysokogórska w MP?Moskitiera się przyda?Jakie nietypowe rzeczy zabrać?Wybieramy się na przełomie września/października.Leków żadnych poza standardowym zestawem nie brałem. Choroba wysokościowa trochę przeszkadzała na początku, zważywszy że od razu poleciałem do Puno. Wszystko było ok, dopóki nie trzeba było wejść na pierwsze piętro
;) . Moskitiera zbędna, nietypowe akcesoria także.
Kasia Ktoś napisał:Będę wdzięczna za informację jakie leki braliście? Czy dotknęła was choroba wysokogórska w MP?Moskitiera się przyda?Jakie nietypowe rzeczy zabrać?Wybieramy się na przełomie września/października.Moskitiera rzecz zbędna. Szczerze powiedziawszy ja nie natknęłam się na insekty.Z leków warto wziąć ze sobą jakiś specyfik na ewentualną biegunkę. Ja miałam ze sobą nifuroksazyd. Na szczęście nie przydał się. Ale w tym miejscu muszę wspomnieć, że raczej byłam ostrożna z jedzeniem, a przed wyjazdem robiłam szczepienia. Miałam ze sobą też grypex i inne rzeczy na przeziębienie, które przydały się bardzo - padłam na grypę w połowie wyjazdu i leki przeciwgorączkowe były jak zbawienie. Choroba wyskościowa mnie nie dotknęła, mojej współtowarzyszki podróży też nie. Z nietypowych rzeczy to chyba nie miałam nic. Albo już nie pamiętam
:)
Kupione bilety układały się w następującą trasę: Barcelona-Madryt-Lima-Madryt-Londyn Gatwick (linie Air Europa). Miesiąc później udało się kupić doloty z pomocą Azuona i użytkowników naszego forum: Gaszpar i kerad85, którym serdeczne dzięki za pomoc. Ostatecznie stworzył się plan lotów, nieco pokrętny, ale za to tani (w sumie zgodnie z zasadą taniego podróżowania) - 1510zł za osobę (Air Europa 1250zł + doloty 260zł):
10 marca:
1) Warszawa - Charleroi 10.05-12.10
2) Charleroi - Barcelona 14.45-16.40
3) Barcelona - Madryt 20.30-21.50
4) Madryt - Lima 23.55-06.25
19 marca
5) Lima - Madryt 11.15-05-00
20 marca
6) Madryt-Bergamo 09.45-12.05
7) Bergamo - Warszawa 14.30-16.35
W lutym powoli trzeba było zbierać szczegółowe informacje na temat Peru i zastanowić się nad zarysem planu zwiedzania. Wielkich problemów nie było, jako że to nie pierwsza tego typu wycieczka na własną rękę tyle tylko, że najbardziej odległa. Dobrą zasadą jest nie planowanie niczego z datami na sztywno, aby potem na miejscu w zależności od rozwoju wypadków móc sobie elastycznie zmieniać plany. Ważne jest też dobre przygotowanie przez wyjazdem w wiedzę o kraju, aby wiedzieć gdzie można jechać i co tam zobaczyć, jak się dostać do poszczególnych miejsc, czego unikać i ogólnie czego się można spodziewać na miejscu.
Nasz plan zakładał po przylocie do Limy bezpośrednią podróż autobusem do Ica (300km), aby udać się do oazy Huacachina – pierwszego postoju. Z planu wykluczyliśmy zwiedzanie Machu Picchu i jeziora Tititaca z powodu braku czasu, co jednak nie pozbawiło naszego wyjazdu atrakcji. Z dotarciem do Limy nie było problemów, na szczęście, bo po drodze przecież newralgiczna przesiadka w Charleroi, która mogła wszystko popsuć. Mimo wszystko lekkie opóźnienia samolotów (jakaś godzinka już na starcie w Warszawie z powodu odladzania samolotu itp.) nie spowodowały zmiany naszej trasy. Lot Airbusem A330-200 z Madrytu do Limy trwający mniej więcej 12 godzin przebiegł bez problemu i dość szybko, tym bardziej, że wylot z Madrytu był o północy, wiec po godzinie była serwowana kolacja, a po niej szybko usnęliśmy. Multimedialny system rozrywki działał bez problemu.
Po wylądowaniu w Limie trochę czasu zeszło z odprawą paszportową z uwagi na długą kolejkę. Po wydostaniu się z lotniska, omijając slalomem wszystkich taksówkarzy zebranych tłumnie przed wejściem poszliśmy, dzięki wskazówkom kolegi z forum "michcioj", na przystanek lokalnych colectivos i taksówek. Widząc przyjeżdżające jeden po drugim busiki, załadowane pasażerami po brzegi, w dość wątpliwym stanie technicznym co widać na zdjęciu poniżej, „odmówiliśmy” sobie przyjemności jazdy takim busem :D .
Po chwili spośród przyjeżdżających co chwilę taksówek wsiedliśmy jednej z nich, która wizualnie wyglądała nienagannie. Nie było to na szczęście Tico. Za 18 soli dotarliśmy do centrum Limy skąd odjeżdżały autobusy na południe kraju. Dolary wymienialiśmy za pierwszym razem w kantorze z obawy o bezpieczeństwo takiej transakcji na ulicy jak i o kurs. Jak się okazało kurs na ulicy i w kantorze był prawie ten sam, wiec później wymienialiśmy już pieniądze na ulicy, targując się minimalnie co do kursu. Najwyższy jaki osiągnęliśmy to S/.2,60 za 1 USD. Do Ica za S/.30 jechaliśmy autobusem linii Flores (http://www.floreshnos.net). W cenie była popularna w Peru kanapka z kurczakiem, słodkie ciastko oraz napoje.
Po dotarciu do Ica udaliśmy się na spacerek od jednego do drugiego dworca autobusowego aby zanotować godziny i ceny autobusów do Arequipy, następnego celu. Niestety w Peru prawie każdy przewoźnik autobusowy ma swój dworzec. Potem za S/.3 dojechaliśmy do oazy Huacachina, której główną atrakcją są oczywiście wysokie wydmy, jazda specjalnymi samochodami po nic i zjazd na desce ze szczytu.. W oazie spotkaliśmy naszych rodaków mieszkających w Irlandii, którzy tak jak i my w Peru gościli dzięki fly4free i promocji AirEuropa. Oczywiście nie obyło się bez wspólnego piwka, serdeczne pozdrowienia dla Was.
Samo miasto Ica ma niewiele do zaoferowania dla turysty pod względem atrakcji. Mimo to jest doskonałym miejscem do poznania codziennego życia Peruwiańczyków w małym miasteczku. Ogólnie w centrum jest spore zamieszanie: dużo ludzi, a jeszcze więcej taksówek i mototaxi. Przejazd przez pół miast mototaxi to koszt S/.2. Głównym miejscem w mieście, co oczywiste w Peru, jest Plaza de Armas. Na ulicy można było napić się pysznego soku za S/.1, gdzie często zdarzała się darmowa dolewka. Szczególnie dobry był ten wyrabiany z kukurydzy Maíz morado. Niektóre uliczki oddalone trochę od centrum nie należą do bezpiecznych o czym uprzejmie poinformowała nas jedna starsza pani, u której właśnie kupiliśmy szklankę takiego soku. Nie mniej jednak żadna niemiła sytuacja nas nie spotkała mimo, że chodziłem z aparatem albo w ręku albo w pokrowcu na szyi.
Kolejnym etapem była kilkugodzinna wycieczka do rezerwatu Islas Ballestas, którą w zasadzie zakupiliśmy w naszym hoteliku w Huacachina. Wyjazd z samego rana (jakoś o 6), powrót około 13. Ceny niestety już nie pamiętam, ale były dwie dodatkowe opłaty już w samym Paracas: za wejście na molo S/.2 i za wstęp do parku S/.5. Rano w naszym hotelu jakby zapomnieli, że mamy w ogóle tego dnia jechać na te wyspy. Po obudzeniu pana z recepcji i przypomnieniu, że tak to dziś jedziemy, wykonał nerwowo dwa telefony i w końcu z lekkim poślizgiem przyjechał po nas bus. Bardzo przyzwoity i z klimą. Po zebraniu wszystkich osób z poszczególnych hoteli w Huacachina wyruszyliśmy do Paracas. Na miejscu było już kilka innych grup, czekała speedyboat i przewodnik mówiący również po angielsku. Generalnie warto się wybrać by zobaczyć wyspy i ptaki, w tym największe atrakcje pingwiny i lwy morskie.
Wypytując po dworcach o ceny i rozkłady autobusów do Arequipy (700km od Ica) wybraliśmy przewoźnika CIVA, http://www.excluciva.pe, kurs nocny i autokar o nieco niższym standardzie bez posiłku w czasie podróży. Mała ciekawostka co do ceny. W przeddzień odjazdu cena za bilet wynosiła S/.50, a na kilka godzin przez odjazdem spadła do S/.40, co nas oczywiście mile zaskoczyło i ucieszyło. Podobną tendencję cenową mają się też ceny biletów lotniczych na loty po Peru, że przed odlotem tanieją, ale o autobusach nie wiedzieliśmy. Podróż autobusem była w bardzo lokalnym towarzystwie, co nam w żadnym stopniu nie przeszkadzało. Pozostawała jedynie obawa o możliwą kradzież, jednak nic nam w nocy nie ukradli :D .
Po drodze widzieliśmy wrak jednego autokaru, który niestety kiedyś spadł w kilkudziesięciometrową przepaść.
Po dotarciu do Arequipy, która jest położona na wysokości 2300 m.n.p.m. u podnóża wulkanu El Misti 5800 m.n.p.m. znaleźliśmy hotelik ze śniadaniem i pysznym koktajlem owocowym w cenie S/.50 za pokój, położony jakieś 10 minut spacerkiem od Plaza de Armas. Podróż z dworca do centrum taksówką to koszt rzędu S/.6-7. Mały odpoczynek po 11-godzinnej podróży i wyruszyliśmy na miasto. Samo miasto już inne niż Ica. Moim zdaniem bardziej turystyczne i mniej lokalne i dlatego żeby właśnie tą peruwiańską lokalność można było zobaczyć warto było odwiedzić Ica. Oczywiście sam Plaza de Armas w Arequipie z widokiem na El Misti w tle z balkonu restauracji fajna sprawa.
Nieco na południe od Plaza de Armas jest rejon licznych straganów, targowisk i lokalnych barów, który też odwiedziliśmy. Co krok można spotkać starsze panie z przedmieść na chodnikach sprzedające warzywa albo różnorodne owoce. Choć nie miały przy sobie wagi, to wcale im to nie przeszkadzało w handlowaniu. Oczywiście nie zabrakło tam też stoisk z napojami oraz lokalnym jedzeniem. My jednak poszliśmy do baru na bardzo popularne w Peru Ceviche, w zestawie z bardzo dużą miską zupy rybnej to koszt zaledwie S/.6. Ceviche podawane było na talerzu ze słodkimi ziemniakami Camote.
Będąc w Arequipie nie sposób ominąć Kanion Colca wobec czego stał się on naszym kolejnym celem. Aby się tam wybrać zakupiliśmy zorganizowaną jednodniową wycieczkę. Cena jaką uzyskaliśmy po lekkim targowaniu w czwartym biurze, które odwiedziliśmy to S/.45 od osoby, plus oczywiście obligatoryjne S/.70 do zapłacenia na miejscu za sam wstęp na Kanion, co moim zdaniem jest lekką przesadą, ale cóż ceny na Machu Picchu są jeszcze wyższe….
Plan wycieczki zakładał wyjazd spod hotelu o 3 w nocy, zebranie wszystkich uczestników z hoteli rozsianych po całym mieście, mały przystanek na wysokości 4910 metrów n.p.m. z widokiem na szczyty o wysokości 5800-6200 m i udanie się na śniadanie do Chivay 3635 m.n.p.m., po którym wyruszyliśmy w dalszą drogę do Kanionu. Cała wycieczka zaczynała się tak wcześnie, gdyż słynne Kondory Wielkie w Kanionie można zobaczyć z reguły przed południem, a są to jedne z największych (zaraz po Albatrosie wędrownym) ptaków latających, które żyją współcześnie. Ich skrzydła osiągają rozpiętość 3 metrów.
[img]http://imagizer.imageshack.us/v2/1024x768q90/401/sam2438u.jpg[/img
Zaraz po wyjechaniu z Chivay asfaltowa droga się skończyła. Po drodze przeprawa przez dwa małe strumyki, które przecinały drogę. Były one niewielkie gdyż ostatnio akurat nie padało w górach. Jednak po deszczu takie niepozorne strumyki bardzo łatwo przybierały już swoje groźniejsze oblicze i stawały się rwące i przejazd już nie był taki łatwy. Z ciekawostek, które opowiadał nam po drodze przewodnik mówił o trzęsieniu zmieni, które nawiedziło ten rejon tydzień przed naszą wizytą. Nie było ono co prawda wielkie, ale jak jechaliśmy to widzieliśmy w dwóch miejscach jak jeszcze trwała naprawa drogi. Nasz bus nie miał problemów z pokonaniem odcinka Chivay-Kanion, ale jak patrzyłem na duże autokary, które jeździły tą drogą to myślę, że podróż nimi nie była już taka bezpieczna.
Sam Kanion robi ogromne wrażenie, choć na pierwszy rzut oka nie widać różnicy wysokości między najwyższym a najniższym punktem – kilka kilometrów.
Tarasy widokowe Kanionu położone są na wysokości 3800m i tu dopadła nas już choroba wysokościowa. Generalnie niemiła sprawa i trochę kręci się w głowie. Przeszło nam, ale dopiero po zjechaniu z Chivay na niżej położony teren.