919,58 zł – bilety na trasie Istambul – Ouagadougou, 205 zł – bilety na trasie Adana-Istambul-Adana, 313,49 zł wiza do Burkina Faso (kilkukrotny przejazd), 167,20 zł wiza do 5-krajów francuskojęzycznych – WKS, Benin, Togo, Niger, Burkina Faso (wliczona łapówka, aby wiza została wydana z dnia na dzień), 263,48 zł noclegi (17 noclegów w tym CS), pozostałość, czyli 961,38 zł przeznaczona przede wszystkim na transport ok. 3000 km po Afryce zachodniej, jedzenie, woda, drobne pamiątki
Podróż inspirowana znalezionymi biletami na forum fly4free
:) Turcja - Burkina faso -niewiele ponad 200 euro RT
Pierwsze moje zetknięcie z Afryką nie mogę porównać do wyprawy w jej zachodnią część. Kiedy w Egipcie czy Tunezji otoczona byłam luksusowymi hotelami, tak w Burkina Faso nie stawialiśmy w ogóle na wygodę. Jedyną rzeczą o którą dbała trójka ubogich studentów był dach nad głową, a po doświadczeniach z pierwszej nocy również wentylator nad czołem. W tym miejscu króciutko opiszę ceny i warunki noclegów! Mam nadzieję, że komuś się przyda, a jeśli nie to zainspiruje do odkrycia tych miejsc.
Krótko podsumowując za 17 noclegów zapłaciliśmy 58,67 euro za osobę co w przeliczeniu na osobę wychodzi 3,46 euro za noc.
A zrobiliśmy to tak …
Burkina Faso – Ouagadougou, Tenkodogo
Data Miejsce Cena (euro/os.) Warunki
04.03.2013 Ouagadougou (CS) ——
05.03.2013 Ouagadougou 6.10 fan, łazienka
Katedra Notre Dame
06.03.2013 Ouagadougou 6.10 fan, łazienka
Katedra Notre Dame
07.03.2013 Tenkodogo Katedra 3.05 klima, wc, fan, łazienka
Couch Surfing
:)
Katedra
siostra Marina
:)
droga do Beninu
szkola
04.03.2013
Pierwszą noc zdecydowaliśmy się spędzić na CouchSurfingu (https://www.couchsurfing.org). Ze względu na to, iż nie mieliśmy zielonego pojęcia o miejscu do którego przylatujemy – chcieliśmy zatem swoje pierwsze chwile spędzić wśród lokalnych. Czy ta decyzja była odpowiednia? Zdecydowanie! Odkryliśmy prawdziwą Afrykę już pierwszej nocy – jej blaski i cienie! Wiedzieliśmy na co zwracać uwagę w przyszłości. Noc spędziliśmy w murowanym domeczku – dwuosobowy materac, który zamieniliśmy jak zazwyczaj w trzyosobowy, przygotowany moskitier oraz sofa plus stoliczek były naszym wyposażeniem. Adze udało się przeżyć i przespać tą noc, ja i Carlos jednak spędziliśmy ten czas na wzdychaniu i ocieraniu potu. Temperatura wewnątrz pomieszczenia przekraczała 35 stopni, toteż nie była już zdziwiona widokiem 10-osobowej rodziny naszego hosta, które spała na materacach wyniesionych przed dom, gdzie wiatr pozwalał na spokojny sen. Nieprzespaną noc wynagrodził nam jednak prysznic umieszczony na zewnątrz! Zimna woda przy 30 stopniowym upale i do tego afrykański wiatr! Niesamowite przeżycie!
05-07.03.2013
Ponieważ przespane noce były gwarancją udanego dnia zdecydowaliśmy się poszukać pokoju z wentylatorem na kolejne noce, wierząc, że dobry sen zaowocuje większą dawką energii w dzień - tak też było! Jeśli noc zamierzasz spędzić w Afryce to zadbaj o dopływ zimnego powietrza! W Katedrze Notre Dame otrzymaliśmy nocleg u siostry Mariny. Trzyosobowy pokój z wentylatorem i prysznicem. Moskitiery nad łóżkiem zapewniały spokojniejszy sen.
07/08.03.2013
Podczas drogi do beninu postanowiliśmy zatrzymać się w Tenkodogo... Ugoszczeni w katolickiem kościele moglismy nocą w kaplicy, ktora umieszczona była na świeżym powietrzu - podziwiać miliony gwiazd - gdyz to właśnie w tej miejscowości widziałam najpiękniejsze dotąd niebo ...
Benin - czas na luksus po 40h podróży
Afryka, Benin, Cotonou
BENIN – 1104 km w drodze + Cotonou
Data Miejsce Cena (euro/os.) Warunki
08.03.2013 1104 km cały Benin (busy, auta) —— ekstremalne
09.03.2013 Cotonou, Hotel Le Cyclope 10.00 Fan,klima, łazienka, wc
10.03.2013 Cotonou, Saint-Michel 3.05 fan
11.03.2013 Cotonou, Saint-Michel 3.05 fan
12.03.2013 Cotonou, Saint-Michel 3.05 fan
8.03.2013
Czas przedzierania się przez szeroką i dziką dżunglę. W pocie czoła uciekaliśmy przed dzikimi małpkami naszym fordem z 1986 roku. Walczyliśmy z brudem i malarią, wypijając hektolitry wody i podziwiając krowy umieszczane na dachach minibusów. Przez okienko auta kupowaliśmy pożywienie od mieszkańców poruszających się z lodówkami czy talerzami ryb na głowach. Z Agą przećwiczyłam tysiące pozycji jogi, dzieląca nasze siedzenia w pięcioosobowym środku lokomocji z 8 innymi osobami. Obserwowaliśmy dzikie kozy, śpiących na motorach ludzi i wcinałyśmy świeże ananaski. Robiliśmy to wszystko – jednak tej nocy nie spaliśmy! Niezapomniane wrażenia pomimo wielkiej męczarni
9.03.2013
Znalezienie czegokolwiek co nie przypominałoby burdelu, w obcym mieście, po zmroku graniczyło z cudem. Nie przebieraliśmy w ofertach ze względu na zmęczenie oraz nasz zapach – za pierwszy hotel – który zapewni nam klimatyzację oraz łazienkę byliśmy w stanie oddać wszystkie nasze pieniądze. Hotel Le Cyclope (C/270V Segbèya, 05 BP 9098, Cotonou) – tutaj postanowiliśmy pozostać na jedną noc. Chyba najbardziej wyczekiwaną w całej podróży. Komfortowe łóżko, klimatyzacja, wentylator, łazienka, ubikacja, baaa a nawet telewizor i lodówka uczyniły nas najszczęśliwszymi ludźmi na świecie!
10-12.03.2013
Kościół Saint-Michel, Cotonou. Miejsce to przypominało ukraińskie hostele. W pokoju mieliśmy ok. 20 łóżek – wszystkie tylko dla nas. Oczywiście skorzystaliśmy z tej okazji i zajęliśmy każde z nich swoimi ubraniami, torbami, plecakami czy notatkami. Prysznice (3) oraz ubikacje (3) znajdowałby się na końcu balkonów w korytarzach. W pokoju znajdował się jeden wentylator, który był powodem małego przemeblowania, którego dokonaliśmy w salce.
TOGO – Lome, Kpalime
Data Miejsce Cena (euro/os.) Warunki
13.03.2013 Lome (CS) —— Powalające z nóg
14.03.2013 Lome (CS) —— Powalające z nóg
15.03.2013 Lome (CS) —— Powalające z nóg
16.03.2013 Kpalime, 5.08 fan, łazienka, wc
Bafama-Bafama Hotel
VooDoo
CouchSurfing
voodoo
13-15.03.2013
Pomimo wcześniejszych doświadczeń zdecydowaliśmy się po raz kolejny zakosztować smaku CouchSurfing’u. Było to niezapomniane wrażenie. Piękny chociaż nieco zaniedbany apartament, wspólne kolacje gotowane przez hostów i odkrywanie ich stylu życia było na tyle ciekawym wydarzeniem, że postanowiliśmy przedłużyć pobyt w tym miejscu. Razem z nami w tym czasie w Lome na CS przebywała para z Niemiec. Mieszane towarzystwo doprowadziło do wielu ciekawych konwersacji J. Wentylatorek wraz z wielką plazmą, która umilała nam wieczory muzyką, a dnie filmami sprawiły, że na obrzeżach Lome w małej afrykańskiej wiosce czuliśmy się jak w europie. Ben + Martin – dziękujemy.
16.03.2013
Bafama-Bafama hotel w Kpalime wyglądem przypominał greckie budynki z białymi ścianami oraz niebieskimi okiennicami – tak było po wkroczeniu na jego podwórze. Recepcja natomiast przesycona była tandetą. Palmy przed wejściem poniekąd ratowały to miejsce. Na recepcji zakupić można było jajka oraz napoje, w tle od ścian odbijał się jazz z lat 80’ natomiast na suficie wisiały kolorowe reklamówki z Bonne Annee oraz dziwaczne łańcuchy. Nasz pokój jednak nie posiadał żadnych wad, prócz tego, że w ubikacji która była na wprost naszego łóżka nie było drzwi, a zasłonka z prysznica posiadała dziurę wielkości 5 centymetrów. Wentylator działał jednak bez zarzutu.
Ghana, Cape Coast, Kumasi, Tamale
Data Miejsce Cena (euro/os.) Warunki
17.03.2013 Cape Coast, Hotel Van 6,99 fan, klima, łazienka, wc, lodówka
18.03.2013 Kumasi (CS?) —— fan
19.03.2013 Tamale, 7,20 Wentylator, tv
Christian Council Guest House
"CS"
Hotel...
plakaty w hotelu
17.03.2013
Znalezienie czegokolwiek co nie przypominałoby burdelu, w obcym mieście, po zmroku graniczyło z cudem. Nie przebieraliśmy w ofertach ze względu na brak planu oraz znajomości miasta – za pierwszy hotel – który zapewni nam klimatyzację oraz łazienkę byliśmy w stanie oddać wszystkie nasze pieniądze. Hotel Van (pseudo burdel, obok szkoły podstawowej oraz stacji paliw)– tutaj postanowiliśmy pozostać na jedną noc. Standard pokoju jaki za pierwszym razem pokazał mi recepcjonista utwierdził mnie w przekonaniu, że miejsce to przeznaczone było dla par . Hotel ten jednak dużo wnosił do wychowania seksualnego, gdyż na recepcji można było otrzymać darmowe prezerwatywy, a ściany ozdobione były plakatami ukazującymi przeznaczenie kondomów. Po zapłaceniu jednak otrzymaliśmy czyściutki i wielki nowiutki pokój z wentylatorem, klimatyzacją, telewizorkiem, lodóweczką oraz największą do tej pory łazienką i ubikacją. Łóżko rozmiaru kingsize było w stanie pomieścić 5 osób! Jedyną wadą tej nocy był Carlos śpiący pomiędzy mną, a Agą kradnąc okrywające nas prześcieradło – a tej nocy było wyjątkowo zimno! Nasza sprzeczka w środku nocy (ja wyrzucająca mu po polsku, on mi po hiszpańsku) nie przyniosła pozytywnych rezultatów. Może wystarczyłoby wyłączyć klimatyzację?
18.03.2013
W trakcie autobusowej podróży nocleg w swoim domu w Kumasi zaoferowała nam Leticia oraz jej mąż Stive. Małżeństwo z Ghany dążące do zbudowania wspólnego domu. Mąż pracujący w Kumasi, żona w Cape Coast, a dzieci uczące się Accrze. Niesamowita gościnność i po raz pierwszy zdziwienie na twarzy hostów, kiedy prosimy o jeden pokój dla 3 osób. Mieszkania takiego jak to nie spotkałam do tej pory. Po wejściu przez drzwi frontowe znajdowałeś się na zamkniętym tarasie od którego można było wejść do każdego pokoju z osobna. Salon wyposażony w wielkie głośniki sony, sporych rozmiarów telewizor i skórzane sofy wywołała na naszych twarzach duże zdziwienie. Reszta pokoi była zaniedbana ze względu na to, że nie spędzano w nich czasu, tylko podczas wakacji, jak dzieci wracały na stałe do rodziców. Łazienka nie posiadała światła, toteż dużą pomocą była latareczka, aby się wykąpać trzeba było sięgnąć po wcześniej przygotowane wiaderka. Wentylator działał jednak bez zarzutu.
19.03.2013
Zaraz po dotarciu na stacje autobusową dwie Niemki podały nam instrukcję dotarcia do dwóch chrześcijańskich Guest Hous’ów – Catholic Guesthouse oraz Christian Coucil Guesthouse. Po raz pierwszy odmówiono nam postania w trójkę w jednym pokoju. Zarówno w pierwszym jak i w drugim miejscu. Jak na swój standard noclegi w Ghanie są bardzo drogie. W rezultacie otrzymaliśmy dwa pokoje, wyposażone w telewizory i wentylatory. Łazienki oraz prysznice znajdowałby się na korytarzu. W ogrodzie istniała możliwość rozwieszenia prania, którą wykorzystaliśmy w mgnieniu oka. W nocy zabrakło jednak dostawy prądu, niedziałający wentylator nie przeszkodził jednak w głębokim śnie.
A kiedy nadejdzie czas na powrót ...
Afryka, Burkina Faso, Ouagadougou
20.03.2013
Z Ghany wracamy do punktu wyjścia – Ouagadougou pozytywnie nas zaskoczyło – widzieliśmy rzeczy, które w pierwszych dniach były niezauważalne. Spotkała nas jednak przykra wiadomość – w katedrze nie było już wolnych pokoi. Na terenie katedry znajduje się jednak „Radio Maria”, któro również dysponuje pokojami – i tak oszczędzając jedno euro w porównaniu do noclegu w katedrze, otrzymujemy 3 osobowy pokój z łazienką i ubikacją oraz wentylatorem!
Cenne wskazówki dotyczące odwiedzanego miejsca:
- Szczepienie na żółtą febrę – obowiązkowe - Szczepienia i leki malaryczne można uzyskać za darmo w Turcji (jakby ktoś przypadkiem się wybierał) w miejscowości Mersin między dworcem a portem znajduje się lekarz medycyny tropikalnej – wystarczy powiedzieć, że jest się Erasmusem
:) nie wiem czy w innych placówkach w Turcji, też nie trzeba pokazywać legitymacji – wystarczy tylko paszport - zabrać ze sobą około 20 zdjęć, wielkości tych do dowodu, należy jednak patrzeć się w obiektyw, mieć odsłonięte uszy, i nie pokazywać ząbków. Zdjęcia są tam potrzebne na każdym kroku. 4 zdjęcia to koszt ok.12 zł – wiec chyba tańsze niż w PL, jednak trzeba tylko pamiętać, że w tych warunkach wygląda się fatalnie, a szkoda też czasu na bieganie za zdjęciami. Chociaż cała procedura jest warta obejrzenia
:) - nie bać się spożywać wody „z woreczków” i lokalnych potraw, u nas zero skutków ubocznych - nie planować niczego na tip-top, bo tam wszystko się psuje i na wszystko jest czas - nie jadać w restauracjach, tylko na ulicy, w tych pierwszych jedzenie 10x droższe i 50x gorsze - zabrać kartę VISA, a nie MASTERCARD itd., VISA obsługiwana w każdym bankomacie, - noclegów szukać przy kościołach - ciężko uzyskać wizę do Ghany na miejscu – warto się tym zatem zająć przed przylotem - jeśli odmówią Wam wizy do Ghany – przejść granicę bez niej można w EHOU, nad Lome (malutkie przejście graniczne z analfabetami na bramkach) przy wyjeździe wystarczy powiedzieć, że zapłaciło się za wjazd do Ghany na granicy - nie wychodzić z cienia lub klimatyzowanego pomieszczenia pomiędzy godziną 12 a 15
Jeżeli potrzebujecie więcej informacji postaram się opublikować post na inny temat niż noclegi
:) http://www.facebook.com/amyonroad(JAK DOSZŁO DO ZAKUPU – spokojnie można przejść do 4.03 NOC)
4.03.2103 (gdzieś nad Libią)
Turkish Airlines, siedzenie 11D : aby jak najbardziej przybliżyć to co mnie czeka za parę godzin, na ekranie wyszukuję afrykańskiej muzyki.. i zaczynam spisywać kartki pamiętnika.
„Wszystko zaczęło się dość niewinnie. Ze względu na poranną nudę przeglądałam forum fly4free, aby kolejny raz w marzeniach wyruszyć w jakąś podróż. Tak właśnie w jeden z lutowych poranków znajduję bilety do Wagadugu stolicy Burkina Faso. Obecnie przebywam w Adanie (Turcja), bilety natomiast są bezpośrednio z Istambułu co bardzo mnie cieszy. Przeglądam zatem Internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o BF. Szukam na próżno, gdyż udaje mi się odnaleźć tylko szczątkowe informacje, jednak to bardziej zaczyna pobudzać moją wyobraźnię i chęć zobaczenia co jeszcze nie jest tak do końca znane. Znalezienie kompanów do tej podróży nie było łatwe.. W efekcie końcowym Ja, Aga i Carlos zdecydowaliśmy się na kupno biletów. Pierwszy popełniony błąd … kupujemy bilety w dwóch turach. Ja z Agą , a Carlos następnego dnia. Po paru dniach dostajemy z Aga e-miał zwrotny. W skutek jego przeczytania łzy napływają mi do oczu. Nasza karta nie została zaakceptowana bla,bla,bla … W efekcie na koncie pieniądze zablokowane, brak biletów i póki co tylko Carlom wyleci do Wagadugu… Chyba w życiu tak nie ryczałam, kiedy zobaczyłam, że nie ma już biletów w tej cenie, i kiedy uzmysłowiłam sobie, że to była moja wyprawa, a ja na nią nie pojadę. Nasz kampus w Adanie był piękny, mieliśmy widok na góry i jezioro. Przesiedziałam w tym miejscu chwilę, poryczałam się straszliwie patrząc na te piękne widoki i myśląc co właśnie mnie omija. Jednak to chyba właśnie ta siła płynąca z gór dała mi solidnego kopniaka, powycierałam zapłakaną twarz, wróciłam do laptopa i … szukałam, szukałam, szukałam.. Aż znalazłam. Nie warto się poddawać. Carlos zapłacił tym razem za nasze bilety. Teraz była już spokojna. Przygotowania do wyjazdu szły nam opornie, nawet bardzo opornie. Zero wydrukowanych map. Ba! My nawet ich nie przejrzeliśmy. Zero zebranych wiadomości. NIC. 4 dni przed wylotem udało nam się wybrać do Mersin na darmowe szczepienie przeciwko żółtej febrze. Jeśli chodzi o pakowanie było jeszcze gorzej. Mój plecak był gotowy o 2 w nocy przed wylotem … Nocleg znaleziony został u niejakiego Rasmana przed godzina 12 w nocy. No cóż plan był jeden – BRAK PLANU.
4.03.2013 NOC Wagadugu – Burkina Faso
Nie obyło się bez przygód na lotnisku. Carlos przypomniał sobie, że jego żółta książeczka jest w głównym bagażu, a sprawdzana była ona zaraz po wyjściu z samolotu. Nie stanowiło to jednakże żadnego problemu dla kontrolera. Wiza – nie było to ani tanie, ani proste biorąc pod uwagę, że ani Carlos ani Aga nie mieli ze sobą zdjęć (aż tak byliśmy niezorganizowani). Ponieważ ani ja ani Aga nie znamy francuskiego – wypełnianie naszych wniosków potrwało około 1h – cena za wizę 75 euro. Skoro nie mieliśmy zdjęć kazano nam przyjść nazajutrz na lotnisko. Nasz couchsurfer był wytrwały i czekał na nas pomimo sporego opóźnienia. Ze względu na to, że gadaliśmy po angielsku z taksówkarzem, była ona dla nas oczywiście dużo droższa. Ogólnie odnoszę wrażenie, że wszędzie chcą nas oszukać (a Rasman jest z nimi w zmowie). Taksówka w środku nocy kosztowała nas około 10 euro(sic!!), a odcinek przejechany był dość krótki. Po drodze szukamy bankomatu, jak się okazuje Mastercard nie jest ogólnie akceptowana, zatem fundusze jednego z nas odpadają, a pozostała dwójka musi wyrobić się z kasą za wszystkich. Po dotarciu na miejsce wiem, że mam do czynienia z prawdziwą wioską. Dookoła pustka. Nieco przerażająca, w środku nocy. Przed nami tylko wysokie mury, po ich przekroczeniu widzę ludzi śpiących na ziemi. Ponad 15 osób. Host tłumaczy, że to jego rodzina. Jako goście mamy spać w pomieszczeniu. Musicie bowiem wiedzieć, że jego dom składał się z paru kwadratowych pomieszczeń, prysznica, który był w środku małego labiryntu, oraz wychodka. Krótko rozmawiamy jeszcze z Rasmanem (który nie zna słowa po angielsku). Teraz czas na sen. Wchodzimy do pomieszczenia, jest tam materac 3 osobowy, nad którym unosi się moskitiera. Jesteśmy już bardzo zmęczeni. Usypiamy.
OPIS NOCLEGU – couchsurfing Pierwszą noc zdecydowaliśmy się spędzić na CouchSurfingu (https://www.couchsurfing.org). Ze względu na to, iż nie mieliśmy zielonego pojęcia o miejscu do którego przylatujemy – chcieliśmy zatem swoje pierwsze chwile spędzić wśród lokalnych. Czy ta decyzja była odpowiednia? Zdecydowanie! Odkryliśmy prawdziwą Afrykę już pierwszej nocy – jej blaski i cienie! Wiedzieliśmy na co zwracać uwagę w przyszłości. Noc spędziliśmy w murowanym domeczku – dwuosobowy materac, który zamieniliśmy jak zazwyczaj w trzyosobowy, przygotowany moskitier oraz sofa plus stoliczek były naszym wyposażeniem. Adze udało się przeżyć i przespać tą noc, ja i Carlos jednak spędziliśmy ten czas na wzdychaniu i ocieraniu potu. Temperatura wewnątrz pomieszczenia przekraczała 35 stopni, toteż nie była już zdziwiona widokiem 15-osobowej rodziny naszego hosta, które spała na materacach wyniesionych przed dom, gdzie wiatr pozwalał na spokojny sen. Nieprzespaną noc wynagrodził nam jednak prysznic umieszczony na zewnątrz! Zimna woda przy 30 stopniowym upale i do tego afrykański wiatr! Niesamowite przeżycie!
5.03 WIZOWY DZIEŃ Wagadugu – Burkina Faso
Budzę się. Jest ciemno, nic nie widzę. Naprawdę nic. Słyszę tylko jakieś szmery. Obudziła mnie duchota tego miejsca. Nie byłam w stanie już usnąć. Powietrz naciskało na moją klatkę piersiową, cała byłam mokra, a do tego jeszcze ten szmer. Nic nie widział, ale czułam jakby ktoś był w tym pomieszczeniu. Po omacku dotarłam do plecaka. Szmery ucichły. Wyciągnęłam portfel, w którym miałam wszystkie dokumenty i położyłam go sobie pod głowę. Starając się zasnąć, zauważam że Carlos zanadto się wierci. Rozmawiamy szpetem, aby nie obudzić Agi ( jak się później okazało dziewczyna śpi jak skała nawet na stojąco
;)
:) ) i dochodzimy do wniosku, że jutro musimy znaleźć inny nocleg. Zasypiamy nad ranem. Budzi mnie pianie koguta. Wychodzę z dusznego pokoju. Oślepia mnie ostre słońce. Na niebie ani jednej chmury. Na ziemi nie ma już nikogo, materace też zniknęły, teraz biegają tu kury i kozy. Na stołku siedziała matka Rasmana, była do pół naga, obierała jakieś warzywa. Wita mnie Rasman. Jego matka widząc mnie jest zmieszana stara się zakryć biust. Mój wzrok też gdzieś ucieka, nie wiem zbytnio jak się zachować. Po paru minutach spotyka mnie jedna z najpiękniejszych rzeczy w życiu. Prysznic w labiryncie murów pod gołym niebem w blasku słońca. Wreszcie zmyłam z siebie lepki pot, zimna, orzeźwiająca woda myła moje ciało, a promienie lekko je muskały. Mogłam stać tam wiecznie. Przyjemność trwała jednak tylko kilka chwil.
Po tym jak wszyscy skorzystaliśmy z porannej toalety, wyruszyliśmy razem z Rasmanem i jego angielskojęzycznym kolegą – Lanuidem do fotografa. 4 zdjęcia kosztują od 9 do 12 zł. Sposób ich wykonania jest więcej niż śmieszny. Brak płótna za osobą fotografującą jest zastąpiony czarnoskórym mężczyzną stojącym za fotografowaną osobą, trzymającym w ręku białe prześcieradło. Zdjęcie wykonywane jest zwykłym aparatem cyfrom i drukowane jest w przeciągu paru minut.
Udajemy się po wizę do Burkina Faso, następnie do pięciu krajów francuskojęzycznych. Na lotnisku dowiadujemy się że wiza wielo przejazdowa kosztuje ok. 360 zł, znów szukamy bankomatu, już czuję , że ta podróż będzie o wiele droższa niż mi się wydawało . Przez godzinę czekamy na paszporty.
Teraz czas na kolejne wizy do Nigru, WKS, Togo i Beninu. Cena takiego kompletu to ok. 150 zł ( w tym już łapówka, aby szybciej została wydana). Na miejscu okazuje się jednak, że zdjęcie Carlosa nie nadaje się do wizy, gdyż uśmiechając się wystawił zęby. Czeka nas zatem kolejna wizyta u fotografa … Nareszcie czas coś zjeść. Udajemy się do restauracji na ryż z sosem (pyszny!). Zapominam dodać, że ciągle piejmy hektolitry wody, która i jak po paru minutach zamienia się w pot. Płacimy za obiad nasz i naszych przewodników. Rasman i Lanuid to dobre chłopaki. Mają około 20 lat, trochę kręcą kiedy pytamy co robią. Dla nas są jednak bardzo pomocni. Zadziwia nas jednak jeden fakt. Są oni bardzo biedni, posiadają natomiast całkiem dobry aparat fotograficzny, telefony, notebooka. Po chwili ginie telefon Carlosa. Ginie no i … znika do dziś w niewyjaśnionych okolicznościach. Odwiedzamy bazar w Wagadugu. Jest on sporych rozmiarów, o ile się nie mylę jeden z większych w tej części Afryki. Jestem już dość zmęczona po całym dniu. Słońce bardzo mi dokucza. Znów jestem lepka i ciągle chce mi się pić. Ciężko będzie się przyzwyczaić. Do tego zaczepki na bazarze. „Pooglądaj moje rzeźby… posłuchaj moich instrumentów… zobacz moje kolczyki”. Jestem podenerwowana, nie wiem gdzie będziemy spać. Chcę wziąć prysznic. Wyjaśniamy Rasmanowi, że nie zostaniemy dziś u niego na noc. Rozumie nasze wyjaśnienia. Zabieramy plecaki i szukamy nowego noclegu. Słońce zaczyna zachodzić. Krążymy po ulicach stolicy Burkina Faso. Naszym oczom ukazuje się wielka Katedra Notre Dame. Tam spotykamy kolumbijską siostrę Marinę, która właśnie zamykała biuro. Zdążyła jednak zaoferować nam nocleg.
Biorę prysznic. Czuję się już dużo lepiej. Jestem jednak zmęczona. Leżę na łóżku, uzupełniam karty pamiętnika. Nagle słyszę swoje imię. To Carlos. Mówi do mnie po hiszpańsku… pytam go co powiedział, on nadal używa słów, których nie potrafię zrozumieć. Źrenice jego oczu uciekają ku górze. Wygląda na bardzo zmęczonego … lub chorego i nie dociera do nie co mówię. Pierwsza moja myśl – TROPIKALNA CHOROBA – kolejna myśl – co teraz? Wygląda fatalnie. Po chwili okazuje się, że przystojny ( na co dzień) Hiszpan tak reaguje na zmęczenie. Teraz wspominam to z uśmiechem w tamtej chwili była jednaka pewna, że już po nim, albo nas … W tym dniu mieliśmy okazję korzystać z tysiąca taksówek. Były one w większości w opłakanym stanie. Często leciała w nich głośna muzyka. Ich cena jest dość niska, wahała się pomiędzy 3 a 10 zł. Za odległości jakie nimi pokonywaliśmy była naprawdę niska. Ten sposób przemieszczania się po Wagadugu bardzo nam odpowiadał. OPIS NOCLEGU Ponieważ przespane noce były gwarancją udanego dnia zdecydowaliśmy się poszukać pokoju z wentylatorem na kolejne noce, wierząc, że dobry sen zaowocuje większą dawką energii w dzień - tak też było! Jeśli noc zamierzasz spędzić w Afryce to zadbaj o dopływ zimnego powietrza! W Katedrze Notre Dame otrzymaliśmy nocleg u siostry Mariny. Trzyosobowy pokój z wentylatorem i prysznicem. Moskitiery nad łóżkiem zapewniały spokojniejszy sen. Cena: 6,10 euro
06.03 PRZYBIJ PIĄTKĘ Wagadugu – Burkina Faso
Budzimy się dość wcześnie. Idziemy zwiedzić miasto. Dochodzimy do miejsca gdzie organizowany był przed kilkoma dniami Festiwal Filmowy.
Obserwujemy ludzi, słuchamy reggae, podglądamy szkoły, fotografujemy oraz pijemy, pijemy, pijemy wodę. Dziś czuję się znacznie lepiej. Około 11 godziny chowamy się w cieniu. W ogrodzie jemy rybę.
Po południ kiedy największe słońce przestaje parzyć, spotykamy się z Rasmanem i Lanuidem.
Idziemy odebrać wizę, tam spotykamy polaków, których poznaliśmy w samolocie. Okazuje się, że zawsze jak przylatują w ten rejon wynajmują przewodnika, który jest ich kierowca itd. Czekamy kilka godzin. W biurze zawieramy znajomości. Obserwujemy jakże śmieszny sposób witania się czarnoskórych. Który podczas czekania na wizy szlifujemy. Na powitanie od najmłodszego do najstarszego ( a w tym wypadku wygląda to naprawdę cool ) przybija się piątkę, a następnie pstryka palcami swoimi oraz osoby z którą się witamy. Często po tym rytuale mężczyźni klepą się po plecach.
Pozdrawiam erasmuski z Adany
:)jednak jak już piszesz relacje z nietypowego kierunku to większość osób poza praktycznymi informacjami będzie interesować co warto zobaczyć, odwiedzić itd - tu mamy najwięcej opisów noclegów
;)
Czy posiada ktoś jakąkolwiek informację dotyczącą wizy (jednej) do wymienionych krajów Afryki Zach? Mam na myśli WKS, Burkinę, Togo, Benin.Jakieś doświadczenia z wizą do Ghany?W listopadzie mam w planach WKS, Togo, Benin, Ghanę, Liberię i Sierra Leone... ale z wizami będzie niezły zachód
:)
Pozi, dasz jakiś cynk jak z wizami na przejściach granicznych poza tym co robiłeś w Lądku;)? Kupiłem dziś ten błąd z Paryża do Abidżanu i zastanwiam się, czy robić wizę entente w Hiszpanii, czy płacić na przejściach?Pzdr i dzięki, Art.
Przynajmniej trzy osoby juz załatwiały wizę do WKS, w tym obejmującą pięć krajów. Może któraś z tych osób, podzieli się doświadczeniem i wiedzą, której sami szukali?!
;)
2830,13 zł/ os. CAŁOŚĆ WYPRAWY
919,58 zł – bilety na trasie Istambul – Ouagadougou,
205 zł – bilety na trasie Adana-Istambul-Adana,
313,49 zł wiza do Burkina Faso (kilkukrotny przejazd),
167,20 zł wiza do 5-krajów francuskojęzycznych – WKS, Benin, Togo, Niger, Burkina Faso (wliczona łapówka, aby wiza została wydana z dnia na dzień),
263,48 zł noclegi (17 noclegów w tym CS),
pozostałość, czyli 961,38 zł przeznaczona przede wszystkim na transport ok. 3000 km po Afryce zachodniej, jedzenie, woda, drobne pamiątki
Podróż inspirowana znalezionymi biletami na forum fly4free :) Turcja - Burkina faso -niewiele ponad 200 euro RT
Pierwsze moje zetknięcie z Afryką nie mogę porównać do wyprawy w jej zachodnią część. Kiedy w Egipcie czy Tunezji otoczona byłam luksusowymi hotelami, tak w Burkina Faso nie stawialiśmy w ogóle na wygodę. Jedyną rzeczą o którą dbała trójka ubogich studentów był dach nad głową, a po doświadczeniach z pierwszej nocy również wentylator nad czołem. W tym miejscu króciutko opiszę ceny i warunki noclegów! Mam nadzieję, że komuś się przyda, a jeśli nie to zainspiruje do odkrycia tych miejsc.
Krótko podsumowując za 17 noclegów zapłaciliśmy 58,67 euro za osobę co w przeliczeniu na osobę wychodzi 3,46 euro za noc.
A zrobiliśmy to tak …
Burkina Faso – Ouagadougou, Tenkodogo
Data Miejsce Cena (euro/os.) Warunki
04.03.2013 Ouagadougou (CS) ——
05.03.2013 Ouagadougou 6.10 fan, łazienka
Katedra Notre Dame
06.03.2013 Ouagadougou 6.10 fan, łazienka
Katedra Notre Dame
07.03.2013 Tenkodogo Katedra 3.05 klima, wc, fan, łazienka
Couch Surfing :)
Katedra
siostra Marina :)
droga do Beninu
szkola
04.03.2013
Pierwszą noc zdecydowaliśmy się spędzić na CouchSurfingu (https://www.couchsurfing.org). Ze względu na to, iż nie mieliśmy zielonego pojęcia o miejscu do którego przylatujemy – chcieliśmy zatem swoje pierwsze chwile spędzić wśród lokalnych. Czy ta decyzja była odpowiednia? Zdecydowanie! Odkryliśmy prawdziwą Afrykę już pierwszej nocy – jej blaski i cienie! Wiedzieliśmy na co zwracać uwagę w przyszłości. Noc spędziliśmy w murowanym domeczku – dwuosobowy materac, który zamieniliśmy jak zazwyczaj w trzyosobowy, przygotowany moskitier oraz sofa plus stoliczek były naszym wyposażeniem. Adze udało się przeżyć i przespać tą noc, ja i Carlos jednak spędziliśmy ten czas na wzdychaniu i ocieraniu potu. Temperatura wewnątrz pomieszczenia przekraczała 35 stopni, toteż nie była już zdziwiona widokiem 10-osobowej rodziny naszego hosta, które spała na materacach wyniesionych przed dom, gdzie wiatr pozwalał na spokojny sen. Nieprzespaną noc wynagrodził nam jednak prysznic umieszczony na zewnątrz! Zimna woda przy 30 stopniowym upale i do tego afrykański wiatr! Niesamowite przeżycie!
05-07.03.2013
Ponieważ przespane noce były gwarancją udanego dnia zdecydowaliśmy się poszukać pokoju z wentylatorem na kolejne noce, wierząc, że dobry sen zaowocuje większą dawką energii w dzień - tak też było! Jeśli noc zamierzasz spędzić w Afryce to zadbaj o dopływ zimnego powietrza! W Katedrze Notre Dame otrzymaliśmy nocleg u siostry Mariny. Trzyosobowy pokój z wentylatorem i prysznicem. Moskitiery nad łóżkiem zapewniały spokojniejszy sen.
07/08.03.2013
Podczas drogi do beninu postanowiliśmy zatrzymać się w Tenkodogo... Ugoszczeni w katolickiem kościele moglismy nocą w kaplicy, ktora umieszczona była na świeżym powietrzu - podziwiać miliony gwiazd - gdyz to właśnie w tej miejscowości widziałam najpiękniejsze dotąd niebo ...
Benin - czas na luksus po 40h podróży
Afryka, Benin, Cotonou
BENIN – 1104 km w drodze + Cotonou
Data Miejsce Cena (euro/os.) Warunki
08.03.2013 1104 km cały Benin (busy, auta) —— ekstremalne
09.03.2013 Cotonou, Hotel Le Cyclope 10.00 Fan,klima, łazienka, wc
10.03.2013 Cotonou, Saint-Michel 3.05 fan
11.03.2013 Cotonou, Saint-Michel 3.05 fan
12.03.2013 Cotonou, Saint-Michel 3.05 fan
8.03.2013
Czas przedzierania się przez szeroką i dziką dżunglę. W pocie czoła uciekaliśmy przed dzikimi małpkami naszym fordem z 1986 roku. Walczyliśmy z brudem i malarią, wypijając hektolitry wody i podziwiając krowy umieszczane na dachach minibusów. Przez okienko auta kupowaliśmy pożywienie od mieszkańców poruszających się z lodówkami czy talerzami ryb na głowach. Z Agą przećwiczyłam tysiące pozycji jogi, dzieląca nasze siedzenia w pięcioosobowym środku lokomocji z 8 innymi osobami. Obserwowaliśmy dzikie kozy, śpiących na motorach ludzi i wcinałyśmy świeże ananaski. Robiliśmy to wszystko – jednak tej nocy nie spaliśmy! Niezapomniane wrażenia pomimo wielkiej męczarni
9.03.2013
Znalezienie czegokolwiek co nie przypominałoby burdelu, w obcym mieście, po zmroku graniczyło z cudem. Nie przebieraliśmy w ofertach ze względu na zmęczenie oraz nasz zapach – za pierwszy hotel – który zapewni nam klimatyzację oraz łazienkę byliśmy w stanie oddać wszystkie nasze pieniądze. Hotel Le Cyclope (C/270V Segbèya, 05 BP 9098, Cotonou) – tutaj postanowiliśmy pozostać na jedną noc. Chyba najbardziej wyczekiwaną w całej podróży. Komfortowe łóżko, klimatyzacja, wentylator, łazienka, ubikacja, baaa a nawet telewizor i lodówka uczyniły nas najszczęśliwszymi ludźmi na świecie!
10-12.03.2013
Kościół Saint-Michel, Cotonou. Miejsce to przypominało ukraińskie hostele. W pokoju mieliśmy ok. 20 łóżek – wszystkie tylko dla nas. Oczywiście skorzystaliśmy z tej okazji i zajęliśmy każde z nich swoimi ubraniami, torbami, plecakami czy notatkami. Prysznice (3) oraz ubikacje (3) znajdowałby się na końcu balkonów w korytarzach. W pokoju znajdował się jeden wentylator, który był powodem małego przemeblowania, którego dokonaliśmy w salce.
TOGO – Lome, Kpalime
Data Miejsce Cena (euro/os.) Warunki
13.03.2013 Lome (CS) —— Powalające z nóg
14.03.2013 Lome (CS) —— Powalające z nóg
15.03.2013 Lome (CS) —— Powalające z nóg
16.03.2013 Kpalime, 5.08 fan, łazienka, wc
Bafama-Bafama Hotel
VooDoo
CouchSurfing
voodoo
13-15.03.2013
Pomimo wcześniejszych doświadczeń zdecydowaliśmy się po raz kolejny zakosztować smaku CouchSurfing’u. Było to niezapomniane wrażenie. Piękny chociaż nieco zaniedbany apartament, wspólne kolacje gotowane przez hostów i odkrywanie ich stylu życia było na tyle ciekawym wydarzeniem, że postanowiliśmy przedłużyć pobyt w tym miejscu. Razem z nami w tym czasie w Lome na CS przebywała para z Niemiec. Mieszane towarzystwo doprowadziło do wielu ciekawych konwersacji J. Wentylatorek wraz z wielką plazmą, która umilała nam wieczory muzyką, a dnie filmami sprawiły, że na obrzeżach Lome w małej afrykańskiej wiosce czuliśmy się jak w europie. Ben + Martin – dziękujemy.
16.03.2013
Bafama-Bafama hotel w Kpalime wyglądem przypominał greckie budynki z białymi ścianami oraz niebieskimi okiennicami – tak było po wkroczeniu na jego podwórze. Recepcja natomiast przesycona była tandetą. Palmy przed wejściem poniekąd ratowały to miejsce. Na recepcji zakupić można było jajka oraz napoje, w tle od ścian odbijał się jazz z lat 80’ natomiast na suficie wisiały kolorowe reklamówki z Bonne Annee oraz dziwaczne łańcuchy. Nasz pokój jednak nie posiadał żadnych wad, prócz tego, że w ubikacji która była na wprost naszego łóżka nie było drzwi, a zasłonka z prysznica posiadała dziurę wielkości 5 centymetrów. Wentylator działał jednak bez zarzutu.
Ghana, Cape Coast, Kumasi, Tamale
Data Miejsce Cena (euro/os.) Warunki
17.03.2013 Cape Coast, Hotel Van 6,99 fan, klima, łazienka, wc, lodówka
18.03.2013 Kumasi (CS?) —— fan
19.03.2013 Tamale, 7,20 Wentylator, tv
Christian Council Guest House
"CS"
Hotel...
plakaty w hotelu
17.03.2013
Znalezienie czegokolwiek co nie przypominałoby burdelu, w obcym mieście, po zmroku graniczyło z cudem. Nie przebieraliśmy w ofertach ze względu na brak planu oraz znajomości miasta – za pierwszy hotel – który zapewni nam klimatyzację oraz łazienkę byliśmy w stanie oddać wszystkie nasze pieniądze. Hotel Van (pseudo burdel, obok szkoły podstawowej oraz stacji paliw)– tutaj postanowiliśmy pozostać na jedną noc. Standard pokoju jaki za pierwszym razem pokazał mi recepcjonista utwierdził mnie w przekonaniu, że miejsce to przeznaczone było dla par . Hotel ten jednak dużo wnosił do wychowania seksualnego, gdyż na recepcji można było otrzymać darmowe prezerwatywy, a ściany ozdobione były plakatami ukazującymi przeznaczenie kondomów. Po zapłaceniu jednak otrzymaliśmy czyściutki i wielki nowiutki pokój z wentylatorem, klimatyzacją, telewizorkiem, lodóweczką oraz największą do tej pory łazienką i ubikacją. Łóżko rozmiaru kingsize było w stanie pomieścić 5 osób! Jedyną wadą tej nocy był Carlos śpiący pomiędzy mną, a Agą kradnąc okrywające nas prześcieradło – a tej nocy było wyjątkowo zimno! Nasza sprzeczka w środku nocy (ja wyrzucająca mu po polsku, on mi po hiszpańsku) nie przyniosła pozytywnych rezultatów. Może wystarczyłoby wyłączyć klimatyzację?
18.03.2013
W trakcie autobusowej podróży nocleg w swoim domu w Kumasi zaoferowała nam Leticia oraz jej mąż Stive. Małżeństwo z Ghany dążące do zbudowania wspólnego domu. Mąż pracujący w Kumasi, żona w Cape Coast, a dzieci uczące się Accrze. Niesamowita gościnność i po raz pierwszy zdziwienie na twarzy hostów, kiedy prosimy o jeden pokój dla 3 osób. Mieszkania takiego jak to nie spotkałam do tej pory. Po wejściu przez drzwi frontowe znajdowałeś się na zamkniętym tarasie od którego można było wejść do każdego pokoju z osobna. Salon wyposażony w wielkie głośniki sony, sporych rozmiarów telewizor i skórzane sofy wywołała na naszych twarzach duże zdziwienie. Reszta pokoi była zaniedbana ze względu na to, że nie spędzano w nich czasu, tylko podczas wakacji, jak dzieci wracały na stałe do rodziców. Łazienka nie posiadała światła, toteż dużą pomocą była latareczka, aby się wykąpać trzeba było sięgnąć po wcześniej przygotowane wiaderka. Wentylator działał jednak bez zarzutu.
19.03.2013
Zaraz po dotarciu na stacje autobusową dwie Niemki podały nam instrukcję dotarcia do dwóch chrześcijańskich Guest Hous’ów – Catholic Guesthouse oraz Christian Coucil Guesthouse. Po raz pierwszy odmówiono nam postania w trójkę w jednym pokoju. Zarówno w pierwszym jak i w drugim miejscu. Jak na swój standard noclegi w Ghanie są bardzo drogie. W rezultacie otrzymaliśmy dwa pokoje, wyposażone w telewizory i wentylatory. Łazienki oraz prysznice znajdowałby się na korytarzu. W ogrodzie istniała możliwość rozwieszenia prania, którą wykorzystaliśmy w mgnieniu oka. W nocy zabrakło jednak dostawy prądu, niedziałający wentylator nie przeszkodził jednak w głębokim śnie.
A kiedy nadejdzie czas na powrót ...
Afryka, Burkina Faso, Ouagadougou
20.03.2013
Z Ghany wracamy do punktu wyjścia – Ouagadougou pozytywnie nas zaskoczyło – widzieliśmy rzeczy, które w pierwszych dniach były niezauważalne. Spotkała nas jednak przykra wiadomość – w katedrze nie było już wolnych pokoi. Na terenie katedry znajduje się jednak „Radio Maria”, któro również dysponuje pokojami – i tak oszczędzając jedno euro w porównaniu do noclegu w katedrze, otrzymujemy 3 osobowy pokój z łazienką i ubikacją oraz wentylatorem!
Cenne wskazówki dotyczące odwiedzanego miejsca:
- Szczepienie na żółtą febrę – obowiązkowe
- Szczepienia i leki malaryczne można uzyskać za darmo w Turcji (jakby ktoś przypadkiem się wybierał) w miejscowości Mersin między dworcem a portem znajduje się lekarz medycyny tropikalnej – wystarczy powiedzieć, że jest się Erasmusem :) nie wiem czy w innych placówkach w Turcji, też nie trzeba pokazywać legitymacji – wystarczy tylko paszport
- zabrać ze sobą około 20 zdjęć, wielkości tych do dowodu, należy jednak patrzeć się w obiektyw, mieć odsłonięte uszy, i nie pokazywać ząbków. Zdjęcia są tam potrzebne na każdym kroku. 4 zdjęcia to koszt ok.12 zł – wiec chyba tańsze niż w PL, jednak trzeba tylko pamiętać, że w tych warunkach wygląda się fatalnie, a szkoda też czasu na bieganie za zdjęciami. Chociaż cała procedura jest warta obejrzenia :)
- nie bać się spożywać wody „z woreczków” i lokalnych potraw, u nas zero skutków ubocznych
- nie planować niczego na tip-top, bo tam wszystko się psuje i na wszystko jest czas
- nie jadać w restauracjach, tylko na ulicy, w tych pierwszych jedzenie 10x droższe i 50x gorsze
- zabrać kartę VISA, a nie MASTERCARD itd., VISA obsługiwana w każdym bankomacie,
- noclegów szukać przy kościołach
- ciężko uzyskać wizę do Ghany na miejscu – warto się tym zatem zająć przed przylotem
- jeśli odmówią Wam wizy do Ghany – przejść granicę bez niej można w EHOU, nad Lome (malutkie przejście graniczne z analfabetami na bramkach) przy wyjeździe wystarczy powiedzieć, że zapłaciło się za wjazd do Ghany na granicy
- nie wychodzić z cienia lub klimatyzowanego pomieszczenia pomiędzy godziną 12 a 15
Jeżeli potrzebujecie więcej informacji postaram się opublikować post na inny temat niż noclegi :)
http://www.facebook.com/amyonroad(JAK DOSZŁO DO ZAKUPU – spokojnie można przejść do 4.03 NOC)
4.03.2103 (gdzieś nad Libią)
Turkish Airlines, siedzenie 11D : aby jak najbardziej przybliżyć to co mnie czeka za parę
godzin, na ekranie wyszukuję afrykańskiej muzyki.. i zaczynam spisywać kartki pamiętnika.
„Wszystko zaczęło się dość niewinnie. Ze względu na poranną nudę przeglądałam forum fly4free, aby kolejny raz w marzeniach wyruszyć w jakąś podróż. Tak właśnie w jeden z lutowych poranków znajduję bilety do Wagadugu stolicy Burkina Faso. Obecnie przebywam w Adanie (Turcja), bilety natomiast są bezpośrednio z Istambułu co bardzo mnie cieszy. Przeglądam zatem Internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o BF. Szukam na próżno, gdyż udaje mi się odnaleźć tylko szczątkowe informacje, jednak to bardziej zaczyna pobudzać moją wyobraźnię i chęć zobaczenia co jeszcze nie jest tak do końca znane.
Znalezienie kompanów do tej podróży nie było łatwe.. W efekcie końcowym Ja, Aga i Carlos zdecydowaliśmy się na kupno biletów.
Pierwszy popełniony błąd … kupujemy bilety w dwóch turach. Ja z Agą , a Carlos następnego dnia. Po paru dniach dostajemy z Aga e-miał zwrotny. W skutek jego przeczytania łzy napływają mi do oczu. Nasza karta nie została zaakceptowana bla,bla,bla … W efekcie na koncie pieniądze zablokowane, brak biletów i póki co tylko Carlom wyleci do Wagadugu… Chyba w życiu tak nie ryczałam, kiedy zobaczyłam, że nie ma już biletów w tej cenie, i kiedy uzmysłowiłam sobie, że to była moja wyprawa, a ja na nią nie pojadę.
Nasz kampus w Adanie był piękny, mieliśmy widok na góry i jezioro. Przesiedziałam w tym miejscu chwilę, poryczałam się straszliwie patrząc na te piękne widoki i myśląc co właśnie mnie omija. Jednak to chyba właśnie ta siła płynąca z gór dała mi solidnego kopniaka, powycierałam zapłakaną twarz, wróciłam do laptopa i … szukałam, szukałam, szukałam.. Aż znalazłam. Nie warto się poddawać. Carlos zapłacił tym razem za nasze bilety. Teraz była już spokojna.
Przygotowania do wyjazdu szły nam opornie, nawet bardzo opornie. Zero wydrukowanych map. Ba! My nawet ich nie przejrzeliśmy. Zero zebranych wiadomości. NIC. 4 dni przed wylotem udało nam się wybrać do Mersin na darmowe szczepienie przeciwko żółtej febrze. Jeśli chodzi o pakowanie było jeszcze gorzej. Mój plecak był gotowy o 2 w nocy przed wylotem … Nocleg znaleziony został u niejakiego Rasmana przed godzina 12 w nocy. No cóż plan był jeden – BRAK PLANU.
4.03.2013 NOC
Wagadugu – Burkina Faso
Nie obyło się bez przygód na lotnisku. Carlos przypomniał sobie, że jego żółta książeczka jest w głównym bagażu, a sprawdzana była ona zaraz po wyjściu z samolotu. Nie stanowiło to jednakże żadnego problemu dla kontrolera.
Wiza – nie było to ani tanie, ani proste biorąc pod uwagę, że ani Carlos ani Aga nie mieli ze sobą zdjęć (aż tak byliśmy niezorganizowani). Ponieważ ani ja ani Aga nie znamy francuskiego – wypełnianie naszych wniosków potrwało około 1h – cena za wizę 75 euro. Skoro nie mieliśmy zdjęć kazano nam przyjść nazajutrz na lotnisko.
Nasz couchsurfer był wytrwały i czekał na nas pomimo sporego opóźnienia. Ze względu na to, że gadaliśmy po angielsku z taksówkarzem, była ona dla nas oczywiście dużo droższa. Ogólnie odnoszę wrażenie, że wszędzie chcą nas oszukać (a Rasman jest z nimi w zmowie). Taksówka w środku nocy kosztowała nas około 10 euro(sic!!), a odcinek przejechany był dość krótki. Po drodze szukamy bankomatu, jak się okazuje Mastercard nie jest ogólnie akceptowana, zatem fundusze jednego z nas odpadają, a pozostała dwójka musi wyrobić się z kasą za wszystkich.
Po dotarciu na miejsce wiem, że mam do czynienia z prawdziwą wioską. Dookoła pustka. Nieco przerażająca, w środku nocy. Przed nami tylko wysokie mury, po ich przekroczeniu widzę ludzi śpiących na ziemi. Ponad 15 osób. Host tłumaczy, że to jego rodzina.
Jako goście mamy spać w pomieszczeniu. Musicie bowiem wiedzieć, że jego dom składał się z paru kwadratowych pomieszczeń, prysznica, który był w środku małego labiryntu, oraz wychodka.
Krótko rozmawiamy jeszcze z Rasmanem (który nie zna słowa po angielsku). Teraz czas na sen. Wchodzimy do pomieszczenia, jest tam materac 3 osobowy, nad którym unosi się moskitiera. Jesteśmy już bardzo zmęczeni. Usypiamy.
OPIS NOCLEGU – couchsurfing
Pierwszą noc zdecydowaliśmy się spędzić na CouchSurfingu (https://www.couchsurfing.org). Ze względu na to, iż nie mieliśmy zielonego pojęcia o miejscu do którego przylatujemy – chcieliśmy zatem swoje pierwsze chwile spędzić wśród lokalnych. Czy ta decyzja była odpowiednia? Zdecydowanie! Odkryliśmy prawdziwą Afrykę już pierwszej nocy – jej blaski i cienie! Wiedzieliśmy na co zwracać uwagę w przyszłości. Noc spędziliśmy w murowanym domeczku – dwuosobowy materac, który zamieniliśmy jak zazwyczaj w trzyosobowy, przygotowany moskitier oraz sofa plus stoliczek były naszym wyposażeniem. Adze udało się przeżyć i przespać tą noc, ja i Carlos jednak spędziliśmy ten czas na wzdychaniu i ocieraniu potu. Temperatura wewnątrz pomieszczenia przekraczała 35 stopni, toteż nie była już zdziwiona widokiem 15-osobowej rodziny naszego hosta, które spała na materacach wyniesionych przed dom, gdzie wiatr pozwalał na spokojny sen. Nieprzespaną noc wynagrodził nam jednak prysznic umieszczony na zewnątrz! Zimna woda przy 30 stopniowym upale i do tego afrykański wiatr! Niesamowite przeżycie!
5.03 WIZOWY DZIEŃ
Wagadugu – Burkina Faso
Budzę się. Jest ciemno, nic nie widzę. Naprawdę nic. Słyszę tylko jakieś szmery. Obudziła mnie duchota tego miejsca. Nie byłam w stanie już usnąć. Powietrz naciskało na moją klatkę piersiową, cała byłam mokra, a do tego jeszcze ten szmer. Nic nie widział, ale czułam jakby ktoś był w tym pomieszczeniu. Po omacku dotarłam do plecaka. Szmery ucichły. Wyciągnęłam portfel, w którym miałam wszystkie dokumenty i położyłam go sobie pod głowę. Starając się zasnąć, zauważam że Carlos zanadto się wierci. Rozmawiamy szpetem, aby nie obudzić Agi ( jak się później okazało dziewczyna śpi jak skała nawet na stojąco ;) :) ) i dochodzimy do wniosku, że jutro musimy znaleźć inny nocleg.
Zasypiamy nad ranem.
Budzi mnie pianie koguta. Wychodzę z dusznego pokoju. Oślepia mnie ostre słońce. Na niebie ani jednej chmury. Na ziemi nie ma już nikogo, materace też zniknęły, teraz biegają tu kury i kozy. Na stołku siedziała matka Rasmana, była do pół naga, obierała jakieś warzywa. Wita mnie Rasman. Jego matka widząc mnie jest zmieszana stara się zakryć biust. Mój wzrok też gdzieś ucieka, nie wiem zbytnio jak się zachować.
Po paru minutach spotyka mnie jedna z najpiękniejszych rzeczy w życiu. Prysznic w labiryncie murów pod gołym niebem w blasku słońca. Wreszcie zmyłam z siebie lepki pot, zimna, orzeźwiająca woda myła moje ciało, a promienie lekko je muskały. Mogłam stać tam wiecznie. Przyjemność trwała jednak tylko kilka chwil.
Po tym jak wszyscy skorzystaliśmy z porannej toalety, wyruszyliśmy razem z Rasmanem i jego angielskojęzycznym kolegą – Lanuidem do fotografa.
4 zdjęcia kosztują od 9 do 12 zł. Sposób ich wykonania jest więcej niż śmieszny. Brak płótna za osobą fotografującą jest zastąpiony czarnoskórym mężczyzną stojącym za fotografowaną osobą, trzymającym w ręku białe prześcieradło. Zdjęcie wykonywane jest zwykłym aparatem cyfrom i drukowane jest w przeciągu paru minut.
Udajemy się po wizę do Burkina Faso, następnie do pięciu krajów francuskojęzycznych.
Na lotnisku dowiadujemy się że wiza wielo przejazdowa kosztuje ok. 360 zł, znów szukamy bankomatu, już czuję , że ta podróż będzie o wiele droższa niż mi się wydawało . Przez godzinę czekamy na paszporty.
Teraz czas na kolejne wizy do Nigru, WKS, Togo i Beninu. Cena takiego kompletu to ok. 150 zł ( w tym już łapówka, aby szybciej została wydana). Na miejscu okazuje się jednak, że zdjęcie Carlosa nie nadaje się do wizy, gdyż uśmiechając się wystawił zęby. Czeka nas zatem kolejna wizyta u fotografa …
Nareszcie czas coś zjeść. Udajemy się do restauracji na ryż z sosem (pyszny!). Zapominam dodać, że ciągle piejmy hektolitry wody, która i jak po paru minutach zamienia się w pot.
Płacimy za obiad nasz i naszych przewodników.
Rasman i Lanuid to dobre chłopaki. Mają około 20 lat, trochę kręcą kiedy pytamy co robią. Dla nas są jednak bardzo pomocni. Zadziwia nas jednak jeden fakt. Są oni bardzo biedni, posiadają natomiast całkiem dobry aparat fotograficzny, telefony, notebooka.
Po chwili ginie telefon Carlosa. Ginie no i … znika do dziś w niewyjaśnionych okolicznościach.
Odwiedzamy bazar w Wagadugu. Jest on sporych rozmiarów, o ile się nie mylę jeden z większych w tej części Afryki. Jestem już dość zmęczona po całym dniu. Słońce bardzo mi dokucza. Znów jestem lepka i ciągle chce mi się pić. Ciężko będzie się przyzwyczaić. Do tego zaczepki na bazarze. „Pooglądaj moje rzeźby… posłuchaj moich instrumentów… zobacz moje kolczyki”. Jestem podenerwowana, nie wiem gdzie będziemy spać. Chcę wziąć prysznic.
Wyjaśniamy Rasmanowi, że nie zostaniemy dziś u niego na noc. Rozumie nasze wyjaśnienia. Zabieramy plecaki i szukamy nowego noclegu. Słońce zaczyna zachodzić. Krążymy po ulicach stolicy Burkina Faso. Naszym oczom ukazuje się wielka Katedra Notre Dame. Tam spotykamy kolumbijską siostrę Marinę, która właśnie zamykała biuro. Zdążyła jednak zaoferować nam nocleg.
Biorę prysznic. Czuję się już dużo lepiej. Jestem jednak zmęczona. Leżę na łóżku, uzupełniam karty pamiętnika. Nagle słyszę swoje imię. To Carlos. Mówi do mnie po hiszpańsku… pytam go co powiedział, on nadal używa słów, których nie potrafię zrozumieć. Źrenice jego oczu uciekają ku górze. Wygląda na bardzo zmęczonego … lub chorego i nie dociera do nie co mówię. Pierwsza moja myśl – TROPIKALNA CHOROBA – kolejna myśl – co teraz? Wygląda fatalnie.
Po chwili okazuje się, że przystojny ( na co dzień) Hiszpan tak reaguje na zmęczenie. Teraz wspominam to z uśmiechem w tamtej chwili była jednaka pewna, że już po nim, albo nas …
W tym dniu mieliśmy okazję korzystać z tysiąca taksówek. Były one w większości w opłakanym stanie. Często leciała w nich głośna muzyka. Ich cena jest dość niska, wahała się pomiędzy 3 a 10 zł. Za odległości jakie nimi pokonywaliśmy była naprawdę niska. Ten sposób przemieszczania się po Wagadugu bardzo nam odpowiadał.
OPIS NOCLEGU
Ponieważ przespane noce były gwarancją udanego dnia zdecydowaliśmy się poszukać pokoju z wentylatorem na kolejne noce, wierząc, że dobry sen zaowocuje większą dawką energii w dzień - tak też było! Jeśli noc zamierzasz spędzić w Afryce to zadbaj o dopływ zimnego powietrza! W Katedrze Notre Dame otrzymaliśmy nocleg u siostry Mariny. Trzyosobowy pokój z wentylatorem i prysznicem. Moskitiery nad łóżkiem zapewniały spokojniejszy sen. Cena: 6,10 euro
06.03 PRZYBIJ PIĄTKĘ
Wagadugu – Burkina Faso
Budzimy się dość wcześnie. Idziemy zwiedzić miasto. Dochodzimy do miejsca gdzie organizowany był przed kilkoma dniami Festiwal Filmowy.
Obserwujemy ludzi, słuchamy reggae, podglądamy szkoły, fotografujemy oraz pijemy, pijemy, pijemy wodę. Dziś czuję się znacznie lepiej. Około 11 godziny chowamy się w cieniu. W ogrodzie jemy rybę.
Po południ kiedy największe słońce przestaje parzyć, spotykamy się z Rasmanem i Lanuidem.
Idziemy odebrać wizę, tam spotykamy polaków, których poznaliśmy w samolocie. Okazuje się, że zawsze jak przylatują w ten rejon wynajmują przewodnika, który jest ich kierowca itd.
Czekamy kilka godzin. W biurze zawieramy znajomości. Obserwujemy jakże śmieszny sposób witania się czarnoskórych. Który podczas czekania na wizy szlifujemy. Na powitanie od najmłodszego do najstarszego ( a w tym wypadku wygląda to naprawdę cool ) przybija się piątkę, a następnie pstryka palcami swoimi oraz osoby z którą się witamy. Często po tym rytuale mężczyźni klepą się po plecach.