0
Kański 18 lipca 2013 20:42
Nasza podróż trwała około 2,5 tygodnia i jechaliśmy Oplem Corsą 1,2 w gazie (stąd część relacji będzie poświęcona cenom gazu i dostępności stacji). Pokonaliśmy łącznie około 5,5 tysiąca kilometrów. Założenie było proste: zwiedzić Albanię oraz kraje prowadzące do niej i nie wydać ani grosza na noclegi. Trasa prowadziła przez Słowację, Węgry, Chorwację, Czarnogórę, Albanię, Macedonię, Serbię, Węgry i Słowację.
Relacja będzie się składała z kilku części, postaram się o jak najwięcej przydatnych w podróży kwestii.
Tempo było spacerowe, nie spieszyliśmy się więc nie kupiliśmy winiety na słowackie autostrady. Warto zatankować w Polsce przed granicą, a jeśli jedziecie dalej to tankować na końcu Słowacji ponieważ na Węgrzech gaz LPG kosztował ponad 4zł! (Cena w Polsce ok 2,30).
Jadąc w kierunku Chorwacji myślę, że można zainwestować w winietę na Węgrzech (koszt to 2950 HUF czyli ok 44zł, a znacznie zmniejsza czas i autostrada wiedzie prawie od samej granicy ze Słowacją do granicy z Chorwacją).
Przez Budapeszt przejeżdżaliśmy około 2 w nocy w niedzielę, miasto tętniło życiem.
Po przekroczeniu granicy Chorwackiej i pobieżnym sprawdzeniu dowodów osobistych skierowaliśmy się na Plitwickie Jeziora. Znalezienie stacji gazowych w Chorwacji to nie problem, cena to około 3 zł za litr. Pierwsze tankowanie i niezły szok, zawsze maksymalnie do butli mieściło się 31-32 litry, a tutaj weszło 39. Do dziś nie wiem co jest tego przyczyną.
Rankiem dotarliśmy do jezior. Kurs kuny to około 1kuna-60groszy. Dorośli płacą 110,studenci 80, a dzieci 7-18 lat 55 kun. W cenie jest przejażdżka takim oto samochodem:
Image
oraz płyniemy statkiem
Image
Można wybrać kilka wariantów zwiedzania, od wygodnego dwugodzinnego aż po całodzienny spacer.
Image
Zwiedzanie tego miejsca polecam, jest niesamowite. Warto przybyć rano ponieważ około południa robi się już ciasno, a ścieżki (co bardzo mi się podobało) nie mają w większości miejsc barierek.
Image

Image
Dla amatorów małych przekrętów informacja, że bilety sprawdzano (przynajmniej nam) tylko przy płynięciu statkiem, a jeśli ktoś chciał wejść bez płacenia to mógł to zrobić od strony parkingu numer 1 (ale oczywiście to tylko domysły więc nie biorę odpowiedzialności za to ;) )
Dalej ruszyliśmy prosto w kierunku wybrzeża by jadąc wzdłuż morza kierować się do Zadaru szukając noclegu.Po dojechaniu do wybrzeża kierowaliśmy się na południe by znaleźć miejsce do spania. Uprzedzam, w Chorwacji noclegi na dziko są surowo zabronione i słyszałem nawet o aresztowaniu kogoś na kilka godzin za takie nocowanie. Mając tą wiedzę szukaliśmy ustronnego miejsca. Nie było łatwo go znaleźć, jeśli droga odjeżdżała od morza to zawsze były zabudowania i czyjeś działki. ok 30-40 km przed Zadarem udało się nam znaleźć lasek i polną drogę zmierzającą do zatoczek z dzikimi kąpieliskami. Schowaliśmy auto między krzaki i zjedliśmy kolację. Namioty rozkładaliśmy jak było już troszkę ciemniej i plażowicze zbierali się do domów.
Po drodze małe zakupy, z przydrożnego stoiska z warzywami dorwaliśmy gruszkową Rakiję. Jest słabsza w mocy i tak jej nie czuć jak tej w innych rejonach Bałkanów (a może po prostu taką akurat kupiliśmy). Wyjątkowo smaczna i zdradliwa ;)

Autor relacji siłujący się z rozłożeniem namiotu. W kolejnych dniach szło sprawniej ;)
Image

Nocleg przebiegł spokojnie, kolejny dzień to zwiedzanie Zadaru i jazda dalej na południe do Splitu
Zadar, ogólnie miasto oceniam pozytywnie choć byliśmy w nim bardzo krótko. Całą Chorwację potraktowaliśmy troszkę po macoszemu zwiedzając tylko największe miasta.
Image

Image

Image

Tego samego dnia zajrzeliśmy do Splitu, średnio zachwyciło mnie ścisłe centrum (bo tylko je zobaczyliśmy), może ktoś wię wypowie czy zobaczyłem po prostu za mało i czy jest ładniejsze niż się wydaje. Byliśmy w Chorwacji chyba akurat kiedy wstępowali do UE stąd w wielu miejscach flagi.

Image

Image

Image

Image

Po Splicie szukaliśmy noclegu jadąc na południe. Szukaliśmy i szukaliśmy... Gdy zapadał zmrok byliśmy w takiej desperacji, że prawie rozbiliśmy namioty w kamieniołomie, ale zniechęcił nas położony blisko dom. Samochód postawiony przy ścieżce skutecznie przyciągnąłby uwagę. Zapadła decyzja, że jedziemy jak najdalej się da w kierunku Dubrownika. Było już tak ciemno, że znalezienie sensownego noclegu graniczyłoby z cudem. By dojechać do południowej części Chowracji trzeba paręnaście kilometrów jechać przez Bośnię. Przekroczyliśmy granicę, sprawdzono tylko dowody, zapytano czy z Polski i bez problemu wjechaliśmy i wyjechaliśmy z tego kraju.
Dotarliśmy do Dubrownika około północy, okazuje się, że tam w całym mieście obowiązuje płatne parkowanie przez całą dobę. Zrezygnowaliśmy z nocnego zwiedzania i pojechaliśmy przed miasto by spędzić jedyny nocleg w samochodzie. Rano kąpiel w morzu (bardzo orzeźwiająca) i zwiedzanie Dubrownika.

Miasto zachwyca. Wąskie uliczki, małe knajpki (choć ceny wysokie). Cała masa turystów, zwłaszcza wielu z Polski. Podłączyliśmy się chwilę do grupy mającej przewodnika i troszkę posłuchaliśmy.

Image

Ogromny zbiornik wody pitnej, po lewej stronie drzewa z kwaśnymi pomarańczami. Jak opowiadała przewodniczka miasto było nie do zdobycia. W przypadku oblężenia mieli duże zapasy pożywienia, wody (na wypadek przerwania wodociągu doprowadzającego ją) oraz zapas witamin z drzewek z pomarańczami których było tam wiele.
Image

"Rzępolenie" grajka nadawało bardzo ciekawy klimat
Image

Image

Image

Image

Wieża z dzwonem, a w tle latające jaskółki które były wszędzie w tym mieście. Niestety jest to rekonstrukcja ponieważ oryginalna zawaliła się w trzęsieniu ziemi.
Image

Można popływać kajakami, nie sposób przegapić tej możliwości ponieważ na każdym kroku wręczane są ulotki namawiające nas do tego.
Image

Spacer murami w południe w pełnym słońcu to duże wyzwanie, my odpuściliśmy.
Image

Chorwacja była najdroższym krajem z całej naszej wyprawy. Gdybym miał wybór Chorwacja czy np Czarnogóra to mimo dalszej drogi jechałbym do tej drugiej. Ale o niej już niedługo.
Po zwiedzeniu Dubrownika jechaliśmy prosto do Czarnogóry, sprawdzenie dowodów osobistych i jesteśmy.

Powoli zaczyna się szukanie miejsca do spania...Kolejny nocleg upatrzyliśmy sobie w okolicy (nie mam pewności w tym momencie) wsi Morinj. Wybór padł na amatorskie boisko piłkarskie, a 30 metrów od niego był bar na plaży gdzie piwo Niksicko było po 1,5 euro za pół litra, były też toalety i prysznic. Żyć nie umierać :)

Image

Ciepła woda w zatoce, tanie piwo, przejrzysta woda i drobne kamyczki. Do tego próby nurkowania i czuliśmy się jak w raju :)
Image

Bojki na kąpieliskach w tamtych rejonach nie są raczej dla pływaków i nie wyznaczają kąpieliska, ale chodzi w nich raczej o to, żeby nie wpływały tam statki. Są one usytuowane miejscami na głębokości minimum 6 metrów.
Około południa po solidnym wypoczynku pojechaliśmy w kierunku Kotoru. Po drodze stał znak oznaczający jaskinię.

Image

Niewiele myśląc i nie sprawdzając w przewodniku czy mamy tam opisane takie miejsce wzięliśmy dość kiepskie latarki i zapuściliśmy się do środka. Wrażenia niesamowite, odkrywanie jaskini o której nie wie się nic. Później doczytałem w przewodniku, że jaskinia idzie coraz głębiej i gdy w górach pada to woda przedostaje się nią do zatoki.

Image

Z powodu ciemności ciężko było zrobić dobre zdjęcia, aparat nie łapał ostrości.
Image

Image
Ponad 30 stopni na dworze, a w jaskini przyjemny chłód i ciemność...

Wychodząc z jaskini można ujrzeć taki widok:
Image
Są to dwie małe wysepki na których są obiekty sakralne które można zobaczyć tylko płynąc tam łódką.

Dojechaliśmy do Kotoru, na to miasto możecie swobodnie przeznaczyć cały dzień. Jest piękne i urocze. Wysokie skały, na skałach budowle obronne, zresztą, zobaczcie sami

Image

Na terenie starego miasta była wystawa twórczości dzieci i kilkanaście metrów nad ziemią wisiało pranie. Nic w tym dziwnego gdyby nie to, że wieszaki miały około pół metra, a niektóre ciuchy około 4 metrów wielkości :)

Image

Image

Zajrzeliśmy do niewielkiej cerkwi, stanęliśmy za progiem ponieważ nie mieliśmy specjalnie ubioru do wejścia (upał ponad 33 stopnie w cieniu), zaprosił nas do środka pop, bardzo sympatyczny człowiek pozwolił zrobić sobie zdjęcie. Muzyka w tle nadawała temu miejscu wyjątkowego charakteru
Image
Nie wiem czy po prostu był taki miły czy wynikało to z tego, że sprzedawał w środku pamiątki i dewocjonalia ;)

Zjedliśmy cevapy (400 gramów mięsa, 200 frytek oraz solidna buła za 3,80 euro) w barze i ledwo byłem w stanie się ruszyć.
Wygląda to tak jak po lewej na zdjęciu
Image
Najpierw smaży się całość, a później kroi mięso i dosmaża te mniejsze kawałki.

Dalej przyszedł czas na nocleg, chwilę zajęło nam szukanie miejsca. Ostatecznie wybór padł na plażę (?) za samym miasteczkiem, bodajże Krasici lub okolica. Spaliśmy w namiocie na betonie, nikt nas nie niepokoił, jedynie nad ranem słyszałem jak jakiś człowiek wołał na psa żeby nie ruszał namiotu.

Image

ImageBudva nas rozczarowała więc będzie z niej tylko jedno zdjęcie. całe stare miasto to tylko sklepiki z ciuchami dla bogatych turystów, zero klimatu.
Image

Nocleg był w miejscowości Bulgarskoj gdzie była fajna polanka osłonięta z każdej strony krzakami, spokojnie tam się wyspaliśmy.
Image

Obudziło nas 29 stopni około godziny 7 rano. Poranny plażing, pizza z pieca opalanego drewnem za 2 euro (mała, ale w upale wystarczyła na 2 osoby)


Czarnogórska część wycieczki dobiegała końca. Na zdjęciu Sveti Stefan, dawna wioska rybacka położona na wyspie, aktualnie jest to półwysep zamieniony na ekskluzywny prywatny hotel. Noclegi zaczynają się od około 700 euro (dane z internetu), a za wstęp też trzeba płacić.

Image

Dalej odjechaliśmy od morza by przekroczyć granicę z Albanią. Droga znacząco zmieniła jakość, było wąsko choć uroczo. wokół pagórki oraz drzewa oliwkowe. Tuż przed granicą (około 20km) trafiliśmy na świeżo naprawioną jezdnię, ale już tam (dość blisko morza) daje się zauważyć duże zróżnicowanie części nadmorskiej i tej w głębi kraju

Image

Robiąc drobne zakupy w markecie przed granicą spotkaliśmy grupę samochodów ze zlotu aut zabytkowych. Niesamowite jak były one odrestaurowane.
Image

Image

Image

Image

Gdzieś czytałem, że opuszczając Czarnogórę płaci się jakieś opłaty. My nic nie zapłaciliśmy, być może zostało to już zniesione. Przy wjeździe do Albanii żadnej kontroli oprócz dokumentów, celnik zapytał o cel przyjazdu. Nie dostaliśmy żadnej kartki wjazdu auta, nie upominałem się. Przy wyjeździe nikt o to też nie prosił.
20 metrów po przekroczeniu granicy szok... Cyganie pod plandekami, śmieci wzdłuż ulicy i kiepski asfalt. No, ale nic, jedziemy dalej. Mogło (i było) już być tylko lepiej ;)

W miejscowości Lezhe wymieniliśmy pieniądze w banku. Jeśli chcecie wymienić gotówkę to uważajcie bo banki zamykają tam nawet o 15-16. Na drogach dużo policji, ale nie czepiali się cudzoziemców.

Po wymienieniu gotówki szybkie jedzenie w fast foodzie (niech nie zwiedzie was nazwa, mają tam często bardzo smaczne jedzenie).
100 leków to po wymianach około 3,20zł

Image

Zamówiliśmy suflaki, coś jak nasz kebab, ale ma też frytki w środku.
Image

Z powodu braku czasu ominęliśmy oznakowane ruiny w tym mieście i pojechaliśmy szukać noclegu w kierunku morza.
Jechaliśmy autostradą, tylko z nazwy. Miejscami przy poboczu brak pokryw studzienek, brak pasów.
U nas autostrada to droga bezkolizyjna. W Albanii skrzyżowania są często, ludzie też jeżdżą jak chcą. Nieraz widziałem jak 3 "pasami" jechały samochody, środkiem jechał pod prąd rower, a poboczem jechał samochód też pod prąd. Z ciekawostek w Albanii wszędzie są stacje benzynowe. Gaz jest tani (2,20-2,30zł za litr) i dostępny praktycznie na każdej stacji.
Na drogach 80% aut to Mercedesy które kiedyś gdy dróg nie było za wiele potrafiły jako jedyne poradzić sobie i się nie psuć.
Coraz więcej jest też warsztatów samochodowych, w relacjach straszono, że nie ma ich wcale i na części trzeba często czekać 2 tygodnie lub więcej. Nie wiem jak z tą drugą kwestią, ale warsztatów było dość dużo i wydawały się dobrze wyposażone.
Kraj w bardzo szybkim tempie się rozwija i wiele informacji za rok będzie nieaktualnych.
Image

Image

Człowiek sprzedający świeże owoce morza na ulicy. Kiedy gestem zapytałem o możliwość zrobienia zdjęcia zawstydził się i chciał odejść ;)
Image

Zaszliśmy do centrum handlowego do marketu których nie za wiele w Albanii. Jedna kwestia która mnie zachwyciła to ich suknie ślubne. Oceńcie sami:


Dodaj Komentarz

Komentarze (15)

vivere 18 lipca 2013 20:50 Odpowiedz
zbiornik powinno się napełniać max do 80% pojemności pewnie zatankowali Ci 100% ;)zobaczysz na zasięgu czy faktycznie tyle było...
wojtano 18 lipca 2013 21:42 Odpowiedz
Zapowiada się ciekawie
klapio 29 lipca 2013 01:07 Odpowiedz
Bardzo ciekawa relacja, zazdroszczę wyprawy do Albanii. Z ciekawości jest tam aż tak dużo bunkrów ? Oraz zahaczyliście też o Tiranę ? A co do zdjęć w jaskini to podpowiem na przyszły raz że jak nie może Ci aparat złapać ostrości to warto poświecić na dane miejsce latarką gdzie ostrzysz i jak złapię już ostrość to przełączyć na tryb manualny obiektywu i wtedy zrobić zdjęcie. Dodam również że w takim miejscu jak się nie ma statywu to warto położyć aparat np na jakiejś skale i ustawić czas naświetlania 30 sek, wygląda to lepiej niż z lampą :-)
kanski 29 lipca 2013 11:27 Odpowiedz
Byliśmy w Tiranie, w kolejnej części będzie o niej :) Nie mam teraz za wiele czasu żeby wrzucić całość, teraz jeszcze wyjazd na woodstock, ale postaram się dziś coś napisać. Co do świecenia latarkami, mieliśmy jedną "czołówkę" i dwa telefony, mimo świecenia w jedno miejsce nie chciało złapać ostrości ;) Może to i lepiej? Następnym razem weźmiemy lepsze latarki i pójdziemy dalej :)Bunkry się spotyka, tak dużych jak ten na zdjęciu jest mało (a może my kiepsko patrzyliśmy), ale mniejszych jest dość dużo.
pasjonat 4 sierpnia 2013 19:25 Odpowiedz
Świetna relacja dzięki sporej ilości zdjęć. Z niecierpliwością czekam na kolejną część :)
jkyellow 5 sierpnia 2013 11:00 Odpowiedz
Super relacja, czekam na cd ;) jakim aparatem robione zdjęcia ?Pozdrowienia z Siedlec :D
urszular 1 czerwca 2014 16:43 Odpowiedz
Wspaniała relacja! Planuję jechać w te rejony w tym roku i jestem jeszcze bardziej zachęcona ;)
reporter 1 czerwca 2014 17:14 Odpowiedz
Przypomniałeś mi moją wyprawę na Bałkany w 2012 roku :) Polecam każdemu !! Ponad 2 tygodnie i około 6000 km, wspomnienia na całe życie.Wspomnienia piękne i właśnie od Bałkanów zaczęła się u mnie chęć do podróżowania po rożnych krajach.Wybieram się w następnym roku jak urlop tylko dostanę.. i tym razem właśnie samochodem z LPG..
lukas63 1 czerwca 2014 18:21 Odpowiedz
super relacja :) bardzo ekonomiczna :) ile wyszło za os. za cały trip?Quote:Byliśmy w Chorwacji chyba akurat kiedy wstępowali do UE stąd w wielu miejscach flagi.W Chorwacji zawsze w wielu miejscach są flagi - to taki ich zwyczaj i przywiązanie do patriotyzmu
kanski 1 czerwca 2014 19:18 Odpowiedz
Nie sprecyzowałem, wszędzie flagi UE oraz Chorwackie ;)Nie pamiętam już dokładnie, ale wyszło łącznie jakoś do 1500zł za osobę - chyba nawet bliżej 1200. Sam gaz do auta wyszedł po 330zł za osobę (jechały 4) - ale auto jechało bardziej niż ekonomiczne. W najbliższe lato planuję podobną formułę tylko, że motocyklem i do Turcji. Noclegi też pewnie na dziko (bynajmniej nie z powodu oszczędności, ale ogromu wrażeń jaki taka forma spania zapewnia) ;)
reporter 1 czerwca 2014 21:34 Odpowiedz
silnik 1.2 dawał radę przy załadowanym samochodzie i bagażach ?:)spalanie odbiegało od normy? pytam ponieważ wiem jakie są drogi i oprócz autostrad sporo górek :)
tere696 1 czerwca 2014 23:57 Odpowiedz
Spalanie nie było chyba mega niskie?? 5500km za 1320zł to daje 24zł na 100km
kanski 2 czerwca 2014 09:56 Odpowiedz
Właśnie było mega niskie, sam się zdziwiłem, że mogę przejechać aż tyle km na jednym tankowaniu ;)Tempo spacerowe (ok 80km/h, rzadko więcej), ekonomiczna jazda bo nigdzie się nie spieszyliśmy i efektem było naprawdę niskie spalanie, nawet w górach. Silnik dawał radę, choć w albańskich górach było trochę jazdy na drugim, a czasem i pierwszym biegu ;)
rejka 11 grudnia 2014 12:14 Odpowiedz
Ciekawa relacja:)
adamuto 1 stycznia 2015 15:09 Odpowiedz
W tym roku wybieramy się na Bałkany. Dzięki za relację!