Nowe połączenie z Krakowa i to w całkiem dobrych cenach kusiło mnie od samego początku. Jako, że nie ma nieciekawych miejsc nie miało za bardzo znaczenia, że celem mojej podróży będzie Bazylea i do tego w zimie.
Z lotniczych ciekawostek dodam, że połączenie realizuje easyJet Switzerland, czyli spółka córka brytyjskich linii. Nowa linia do zaliczenia.
Lotnisko położone jest blisko miasta i można się z niego dostać do centrum autobusem, a najlepsza cenowo opcja to bilet całodniowy za 9 CHF. Bazylea mimo małych rozmiarów ma bardzo gęstą sieć tramwajową, w ciągu dnia tramwaje odjeżdżają z większości przystanków w centrum co chwilę, więc można sobie oszczędzić drogi i zwiedzić więcej. Na zdjęciu tramwaj na rynku obok ratusza.
Jedzenie jest drogie. Na początek po przylocie zjedliśmy drobną przekąskę na rynku. Co ciekawe Szwajcarzy nie boją się zagospodarować historycznego placu w sposób zgodny z jego pierwotnym przeznaczeniem. Są tu kramy z mięsem, serami, czy kwiatami. W Krakowie takie rzeczy są nie do pomyślenia, za to impreza Coca-Coli już tak.
Z Rynku, póki jasno, pojechaliśmy do zoo. Jednego z większych w tym kraju. Robi wrażenie, chociaż część obiektów, jak akwaria czy terraria ma już swoje lata, to szczególnie jeśli ktoś nie był dawno w żadnym zoo, to jest to najciekawsza atrakcja Bazylei. Są pingwiny, lwy, foki, nosorożce i słonie... w dodatku różne małpy, ryby a nawet korniki.
Przy placu przed Teatrem Miejskim znajduje się jedna z rzeźb Szwajcara Jean'a Tinguely'ego. Inne jego dzieło jest zawieszone w holu lotniska. Fontanna w Bazylei pozostaje w ciągłym ruchu.
Kasztany jadalne są też. Niby klimat podobny, ale u nas nie występuje ten rarytas.
Hostele w Bazylei mają porównywalne ceny do hoteli we francuskim Saint Louis. W promocyjnej cenie pokój w hotelu Accora przy samej granicy kosztował nas tyle co nocleg w wieloosobowym pokoju w centrum Bazylei. Przy samej granicy jest pętla tramwajowa do której jedzie się z rynku parę minut. Do dyspozycja własna kuchnia, telewizor i już nie własny basen.
Następny dzień przeznaczyliśmy na Zurych. To jeszcze droższe miasto od Bazylei. Warto kupić bilet na pociąg po promocyjnej cenie w internecie, można zapłacić nawet o połowę mniej. Na dworcu w Zurychu wisi rzeźba Niki de Saint Phalle, prywatnie partnerki twórcy wspomnianej fontanny.
Główna ulica miasta - Bahnhofstrasse - pełna jest banków, drogich restauracji i sklepów z biżuterią. O dziwo udało nam się tu kupić obiad poniżej 80 PLN za posiłek. Sieć handlowa coop oferuje, oprócz zwykłych supermarketów, również restauracje. Są one umieszczone na górnych piętrach domów towarowych w centrach zarówno Zurychu, jak i Bazylei.
Stare Miasto w Zurychu wydaje mi się bardziej urokliwe od tego w Bazylei. Wystarczy zejść z głównej ulicy by spotkać place zabaw, skwery i ciche zaułki, a w dodatku w bliskiej odległości od siebie są wszystkie ważniejsze zabytki. Podobnie jak w Bazylei świetnie zorganizowana jest sieć tramwajowa. W lecie na pewno świetnym miejscem na spacer jest brzeg Jeziora Zuryskiego.
Dwa przystanki autobusem od Opery znajduje się Ogród Chiński, jednak o tej porze był jeszcze zamknięty. Pozostał nam plac zabaw na otarcie łez.
Spośród szwajcarskich miast polecam Lucernę, Berno i rejony Jeziora Genewskiego (Lozanna, Montreux), tak na przyszłe wyprawy. Szwajcaria jest przepiękna, mnie jednak oczarowała głównie przyroda - góry, jeziora, lodowce.
Opis może nie zachęcający, ale ten kraj jest przepiękny. W Szwajcarii byłem 3x. Polecam okolice Interlaken, Berno, Lucernę. Dla wytrwałych lodowiec Trift.
Jasne, że jest niezachęcający. Szwajcaria to piękny kraj, tylko nie na luty i nie na miasta takie jak Bazylea i Zurych. Sam wyjazd był świetny, tylko za tę samą kasę można spędzić tydzień w Hiszpanii, a jak już jechać do Szwajcarii to pewnie lepiej wybrać góry i przyrodę. Pewnie tam wrócę, ale nie w najbliższym czasie. Są po prostu ciekawsze miejsca ;)
Jedna uwaga - jak ktoś nie ma dobowego biletu na Bazyleę, taniej wyjdzie dojechać z Saint Louis do centrum Bazylei autobusem francuskim Distribus nr. 4 (1,3€, odjeżdża spod drzwi hotelu Adagio) niż jednorazowy BVB (3,4 CHF).
wybierasz najdrozsze Panstwo w Europie Zachodniej i narzekasz na ceny...niebywale...
co do Bazylei zapomniales o Katedrze i widoku z niej na cale miasto. O XVI wiecznym ratuszu nawet nie wspominam XD
kasztany jadalne nie rosna na naszej obszarze Polski z wyjatkiem poludnia Polski (sam widzialem w ogrodzie botanicznym w Wroclawiu).
Co do jedzenia to poki co glownym przysmakiem sa kebaby, wiec jezeli nastapia zmiany pokoleniowe w naszych podniebieniach to bedziemy cieszyc sie jadalnymi kasztanami i kartoflami robionymi na straganach rynkowych...btw
w wielu miastach Polski sa organizowane jarmarki regionalne z przysmakami z regionow wiejskich. Wystarczy rozejrzec sie po okolicy,
@mkobyszewski Nie rozumiem o czym ty do mnie piszesz :D Wybrałem najdroższe państwo w Europie i napisałem jakie jest drogie - co w tym dziwnego? Gdybym z jakimś szokiem czy oburzeniem to opisał to rozumiem, ale opisałem swoje subiektywne doświadczenia i rady jak tanio tam zjeść i pojeździć. Nie widziałem kasztanów jadalnych sprzedawanych na ulicy, a mieszkam na południu Polski, więc też o tym napisałem. Chciałbym móc je zjeść i mam takie marzenie - to też subiektywna opinia, jak to w blogu bywa. Co ma do tego festiwal kulinarny? Radzę się nie przyczepiać bez powodu ;)
Z lotniczych ciekawostek dodam, że połączenie realizuje easyJet Switzerland, czyli spółka córka brytyjskich linii. Nowa linia do zaliczenia.
Lotnisko położone jest blisko miasta i można się z niego dostać do centrum autobusem, a najlepsza cenowo opcja to bilet całodniowy za 9 CHF. Bazylea mimo małych rozmiarów ma bardzo gęstą sieć tramwajową, w ciągu dnia tramwaje odjeżdżają z większości przystanków w centrum co chwilę, więc można sobie oszczędzić drogi i zwiedzić więcej. Na zdjęciu tramwaj na rynku obok ratusza.
Jedzenie jest drogie. Na początek po przylocie zjedliśmy drobną przekąskę na rynku. Co ciekawe Szwajcarzy nie boją się zagospodarować historycznego placu w sposób zgodny z jego pierwotnym przeznaczeniem. Są tu kramy z mięsem, serami, czy kwiatami. W Krakowie takie rzeczy są nie do pomyślenia, za to impreza Coca-Coli już tak.
Z Rynku, póki jasno, pojechaliśmy do zoo. Jednego z większych w tym kraju. Robi wrażenie, chociaż część obiektów, jak akwaria czy terraria ma już swoje lata, to szczególnie jeśli ktoś nie był dawno w żadnym zoo, to jest to najciekawsza atrakcja Bazylei. Są pingwiny, lwy, foki, nosorożce i słonie... w dodatku różne małpy, ryby a nawet korniki.
Przy placu przed Teatrem Miejskim znajduje się jedna z rzeźb Szwajcara Jean'a Tinguely'ego. Inne jego dzieło jest zawieszone w holu lotniska. Fontanna w Bazylei pozostaje w ciągłym ruchu.
Kasztany jadalne są też. Niby klimat podobny, ale u nas nie występuje ten rarytas.
Hostele w Bazylei mają porównywalne ceny do hoteli we francuskim Saint Louis. W promocyjnej cenie pokój w hotelu Accora przy samej granicy kosztował nas tyle co nocleg w wieloosobowym pokoju w centrum Bazylei. Przy samej granicy jest pętla tramwajowa do której jedzie się z rynku parę minut. Do dyspozycja własna kuchnia, telewizor i już nie własny basen.
Następny dzień przeznaczyliśmy na Zurych. To jeszcze droższe miasto od Bazylei. Warto kupić bilet na pociąg po promocyjnej cenie w internecie, można zapłacić nawet o połowę mniej. Na dworcu w Zurychu wisi rzeźba Niki de Saint Phalle, prywatnie partnerki twórcy wspomnianej fontanny.
Główna ulica miasta - Bahnhofstrasse - pełna jest banków, drogich restauracji i sklepów z biżuterią. O dziwo udało nam się tu kupić obiad poniżej 80 PLN za posiłek. Sieć handlowa coop oferuje, oprócz zwykłych supermarketów, również restauracje. Są one umieszczone na górnych piętrach domów towarowych w centrach zarówno Zurychu, jak i Bazylei.
Stare Miasto w Zurychu wydaje mi się bardziej urokliwe od tego w Bazylei. Wystarczy zejść z głównej ulicy by spotkać place zabaw, skwery i ciche zaułki, a w dodatku w bliskiej odległości od siebie są wszystkie ważniejsze zabytki. Podobnie jak w Bazylei świetnie zorganizowana jest sieć tramwajowa. W lecie na pewno świetnym miejscem na spacer jest brzeg Jeziora Zuryskiego.
Dwa przystanki autobusem od Opery znajduje się Ogród Chiński, jednak o tej porze był jeszcze zamknięty. Pozostał nam plac zabaw na otarcie łez.
Z wycieczki skleciłem krótki film: https://vimeo.com/92359336
Inna relacja na http://blizejdalej.blogspot.com/ gdzie znajdziecie również poprzednie wyprawy.