Linia numer 2 prowadzi od samego centrum Mui Wo aż pod samego Buddę, a podróż trwa ok. 30 minut. Koszt to 17.2 HKD, a w weekendy 27 HKD w jedną stronę.
Wzbijaliśmy się coraz wyżej (cały HK to teren bardzo górzysty. Gdy tysiące lat temu poziom wody się podniósł odciął wiele terenów, dlatego też w HK jest aż xxx wysp). Ja spisywałem cały dzień. Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Najpierw ruszyłem przed siebie. Przechodząc przez multum straganów, pstrykając fotki doszedłem do wielkiej bramy. Tutaj zaczynają się sklepy, nie wiem gdzie ta droga mnie doprowadzi, ale idę przed siebie. Po 5 minutach pytam panią gdzie ten wielki Budda. Ona wskazuje palcem, odwracam się a przedemna jest! Wielki posąg Buddy. Nie wiem jak go przeoczyłem
:D
Gdy się obróciłem, zobaczyłem Buddę.
Po kolejnych 5 minutach byłem juz pod dlugimi schodami, które prowadzą pod same stopy Wielkiego Buddy. Przy wejściu jest pewnego rodzaju kasa biletowa. Pani pyta "Czy idziesz pod Wielkiego Budde? Kup bilet". Tyle że wstęp jest darmowy. Sprzedają oni bilety na jakieś jedzenie. Pewnie niejedna osoba, która nie wiedziała nacięła się na ten numer.
Wielki Budda
Dosyć sporo ludzi, szczególnie jak na czwartek. Ale kolejek nie było, szło się dosyć spokojnie. Faktycznie spory jest ten posąg. Jest to największa na świecie statua Buddy. Dzisiaj jest bardzo ładna pogoda, żadnej mgły, która często zakrywa posąg. Warto nie skupiać się tylko na Buddzie, a także zobaczyć okolicę. Taras jest najwyższym punktem w okolicy, więc mamy piękny widok. Ja usiadłem za Budda i podziwiałem malutkie wysepki Hongkongu. Mały odpoczynek i czas wracać. Zanim jednak poszedłem na autobus zrobiłem sobie zdjęcie a'la Budda
:D
Wyspy Hongkongu
Znowu uzupełniałem dziennik. Gdy przyjechaliśmy do Mui Wo szybko wziąłem rower i pojechałem po plecak. Krótkie pożegnanie i na nogach wracam na prom. Tym razem nie do centrum, a do Discovery Bay lub po prostu jak mówią tutejsi "DB". Bardzo mały statek, bardziej taki kuter. Przeprawa trwała 20 minut i kosztowała 12 HKD. Trochę drogo, to tyle co płaciłem za 3x dłuższą podróż. Ale DB to getto białych, więc nie ma co się spodziewać niskich cen.
Promo-kuter
Wysiedliśmy w zupełnie innej przystani. Ta zlokalizowana jest na odludziu. Ale DB nie jest duże, już po 15 minutach spacerku doszedłem do samego centrum. Po drodze mijały mnie małe, golfowe samochodziki. W DB liczba tych pojazdów jest limitowana. Nie można sprowadzać kolejnych autek. Można natomiast odkupić takie autko od posiadacza licencji. Obecnie cena za takie małe, dwuosobowe autko golfowe w DB wynosi ponad 2 000 000 HKD [źródło]. Dlatego też takimi autkami jeżdżą tylko najbogatsi mieszkańcy i ich żony.
Pani w limuzynie za 800 000 zł
W większości są tutaj mieszkańcy rasy białej. Ja odwiedziłem DB, gdy dzieci wracały ze szkoły. Spotkałem kilku uczniów w moim wieku (nigdzie indziej w HK nie widziałem białych nastolatków wracających ze szkoły), ale głównie byli to ok. 10 latkowie, czyli pokolenie już urodzone w "nowym HK". A już najwięcej jest małych, białych (ale też sporo Azjatów) dzieci z Filipinkami, Indonezyjkami. Nianie są bardzo popularne w całym HK. Zazwyczaj pochodzą z Indonezji lub Filipin. Najwięcej jest ich właśnie w DB, bo rodziców na nie po prostu stać. Matka wychodzi o 7, bierze prom do Centrum, wychodzi z pracy po 19, 20, w sam raz by powiedzieć dziecku "dobranoc". Dlatego odbijają sobie w niedziele, wtedy nianie mają wolne. Wychodzą w miasto by spotkać się z innymi nianiami. Rozkładają swoje pikniki naprawdę wszędzie. W parku właściwie nie ma miejsca, dlatego niektóre odpoczywają na stacji metra jedząc, pijąc i rozmawiając z innymi nianiami.
Dzieci się bawią, nianie obok.
Discovery Bay jest nową dzielnicą Hongkongu. Założono ją dopiero w 1970', ale zaczęła się rozrastać kilka lat później. Wszystkie budynki są nowe, a budowa miasta od zera pozwoliła je stworzyć według idealnego planu. Wszystko zostało sfinansowane z prywatnych środków, nawet wodociągi i elektrownie. W centrum dzielnicy znajduje się Plaza. Okrągły budynek z wielkim placem po środku. Na parterach są znane światowe restauracje i sklepy, wyżej są mieszkania. Tuż obok zlokalizowano przystań szybkich promów do centrum i autobusy miejskie.
Plaza
Tutaj nie ma co liczyć na jedzenie z ulicy typu fishballs czy smażone krewetki. Miałem do wyboru Subway lub MacDonald's. Poszedłem do tego drugiego, bo mimo że nie lubię tam jeść w Polsce to tu w HK bardzo mi smakowało śniadanie. Skomponowałem sobie obiad: zestaw z Big Maciem (21$), MacDouble (w promocji 8$), ciastko z jabłkiem, którego 1000 lat nie jadłem tylko 5$. Jak widać za 34$, czyli ok. 15 zł miałem całkiem porządny obiadek. Ależ się najadłem! Wyszedłem w poszukiwaniu toalety, której nie było w środku. Zamiast niej znalazłem młode dziewczyny palące papierosy. Oj ojciec, właściciel banku byłby zły
:D
Obiad
Nie pozostało mi wiele czasu, musiałem jechać na lotnisko. Wziąłem tańszą opcje. Są z "dworca DB" autobusy bezpośrednio na lotnisko, ale one kosztują xxxx HKD. Ja pojechałem tą samą trasą tylko z jedną przesiadką. Najpierw autobus za 10 HKD do ostatniej stacji metra - Tung Chung. 15-20 min jazdy, a stąd co kilka minut jest transport pod lotnisko za 3.5 HKD.
Lotnisko jest ogromne. Łącznie chodziłem myślę przez przynajmniej 45 minut. Moja odprawa była z drugiego terminala. 10 minut drogi i byłem w odpowiednim miejscu. Miałem dużo zapasu czasu, więc sprawdziłem co się dzieje na świecie. Nie zrobiłem odprawy online bo nie było jak wydrukować biletu. Lot do Singapuru wykonuję linią JetStar, tania australijska linia. Boarding na lotnisku jest darmowy. 5 minut wszystko zajęło. Miejsca są numerowane, dostałem ten sam numer co ostatnio w KLM - 22A, czyli przy oknie. Tylko maszyna jest oczywiście inna, zwykły A320, nic szczególnego.
Pociąg na drugi terminal
Kontrola paszportowa przebiegła bardzo sprawnie, pan znowu nawet nie popatrzył na druczek wyjazdowy. Podobnie było z kontrolą bezpieczeństwa, 3 min i po sprawie, żadnych kolejek, bez wyciągania płynów czy włączania komputera. Lotnisko jest perfekcyjnie oznakowane. Nawet ja, który zawsze się wszędzie gubię tutaj nie miałem problemu. By dostać się do bramki musiałem wziąć pociąg. Wszystko sprawnie jak to w HK. Fotele bardzo wygodne, wszędzie wykładzina. Niektóre ławki mają zainstalowane punkty z dostępem do prądu. Wejście UK i USB. Godzinka szybko zleciała
:D ustawiliśmy się do kolejki, gdzie pan przeszedł i zaznaczył sprawdzenie biletu. Nikt nic nie mierzył, nie ważył i dobrze, bo mój plecak chyba przekracza limit
:D
Zapakowano nas w autobus. 10 minut jazdy i wreszcie jesteśmy. Zero przepychania się, bo i tak każdy ma wybrane miejsce. Linia bardzo podobna do WizzAir. Podobna ilość miejsca na nogi. Nie wiem czy nawet nie mniej, bo w Wizzie nigdy nie miałem problemu z miejscem a tutaj trochę go brakuje. Bardzo długo czekaliśmy na pozwolenie na start to zasnąłem. Obudziłem się tylko na start, a później kontynuuowałem moją drzemkę. Druga połowa lotu zleciała mi na podziwianiu burzy, ktorą na szczęście minęliśmy, choć bez turbulencji się nie obeszlo. Uzupełniłem też dziennik. Lądowanie cieżkie, aż podbiło.
Kiedyś w Singapurze był terminal budżetowy. Teraz wszystkie linie lądują na normalnym. Wydaje mi się, że tutaj nie ma autobusów, nigdy. Zrobiłem sobie mała wycieczkę po całym lotnisku. Jutro rano i po południu będę je zwiedzał dokładniej. A teraz rozłożony idę spać.
Na Picasie jest dużo więcej zdjęć. Internet tutaj super działa.Dobrze widzę, że ciężko o tę akceptację postów więc te fotki poprzerzucam... Może w ten sposób nie trzeba będzie akceptować postów.
Dzień 8: Wszystko zgodnie z planem
Mimo że poszedłem spać po 4, to udało mi się wstać po 9. Idealnie. Spakowałem się tak, aby później wrócić do Karen na 5 minut. Plan na dzisiaj był następujący: rano spakować się, rowerem zwiedzić okolicę, wziąć autobus pod Wielkiego Buddę, wrócić tym samym, odebrać plecak od Karen i ruszyć na prom do Discovery Bay. Planuję szybko zwiedzić DB i autobusem pojechać na lotnisko. Lot do Singapuru po godzinie 20. Ale muszę być dużo wcześniej, bo nie zrobiłem odprawy.
HK to nie tylko potężne wieżowce
Z aparatem i butelką wody ruszyłem rowerem do miasta. Muszę przyznać, że mieszka w przepięknej okolicy. Dookoła zielone od drzew góry. Tak wyobrażałem sobie Azję z dala od cywilizacji. Jeździłem bocznymi dróżkami ciągle skręcając w kolejne. Ostatecznie i tak dojechałem do samego centrum - przystani promowej. Ale to jeszcze nie był czas, aby uciekać z Mui Wo. Zawróciłem i znalazłem "Mui Wo Market", wielki budynek ze stoiskami w środku. Zostawiłem rower i poszedłem zwiedzać.
Mui Wo Market
Wewnątrz stoiska z żyjacymi rybami, kwiaty i inne mięso (nawet z NZ, AUS i USA). Mnie zastanawiało jak może smakować płochliwa, niebieska ryba z żołtym ogonem. Obszedłem cały targ, ale nie znalazłem właściwie nic co mógłbym kupić.
Pani patrosząca i sprzedająca ryby
Gdy wyszedłem z targu znalazłem się w samym środku kolejnego, tym razem ulicznego. Sprzedawano tutaj wszystkie różności, od ubrań po jedzenie. Wydaje mi się, że ceny koszulek itd. były tutaj najtańsze ze wszystkich jakie dotychcas widziałem w HK. Ale prawie wszystko damskie i do tego ja już i tak ledwo się dziś spakowałem.
Stoiska z ubraniami
Odebrałem rower pojechałem pod przystań. Znalazłem bardzo ładne miejsce. Po lewej i po prawej górzyste wysepki a po środku zabudowa HK. Chwila relaksu i ruszam dalej.
Budynki Hongkongu w nietypowej scenerii
Wypadałoby coś zjeść na śniadanie. Na Mui Wo nie widziałem żadnych restauracji na ulicy, a głównie takie jedzenie mnie interesuje. Ale nie mam wyboru, jestem głodny. Zobaczyłem restaurację serwującą burgery. Wszedłem do środka, by zapytać się ile kosztuje jeden burger i jak duży on jest. Pan odpowiada, że 38 HKD i rozkłada ręce na odległość 15-20 cm. Dobra a jak z czasem oczekiwania - jedna minuta. Nie zdążyłem nawet odłożyc roweru a pani przyniosła już zamówienie. Tyle że co innego - piwo
:D Wyjaśniliśmy sobie sytuację i poszedłem do Mc Donaldsa. To była moja ostatnia szansa. Miałem już tylko 20 minut do autobusu.
McDonald's w Mui Wo, tuż obok przystani promowej
Bardzo tanio zamowilem zestaw z Big Maciem, 21 HKD. Więc taniej niż w Polsce. Dawno nie jadłem Big Maca, ale ten wydawał się spory, nawet się najadłem tym zestawem. Była 14:12, wyszedłem i skierowałem się na autobus (przystanek był przy wyjściu). Byłem pewien, że autobus odjeżdża za 3 min. Po dziesięciu, zacząłem się zastanawiać dlaczego nie ma kierowcy. Popatrzyłem na rozkład a tutaj 14:30. Zachęcony tanim Big Maciem pobiegłem jeszcze po Cheeseburgera. 10.2 HKD to trochę przesada, gdy za dwa takie mam cały zestaw z dużą kanapką. Zrezygnowałem i poszedłem na autobus.
Moje zamówienie
Linia numer 2 prowadzi od samego centrum Mui Wo aż pod samego Buddę, a podróż trwa ok. 30 minut. Koszt to 17.2 HKD, a w weekendy 27 HKD w jedną stronę.
Wzbijaliśmy się coraz wyżej (cały HK to teren bardzo górzysty. Gdy tysiące lat temu poziom wody się podniósł odciął wiele terenów, dlatego też w HK jest aż xxx wysp). Ja spisywałem cały dzień. Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Najpierw ruszyłem przed siebie. Przechodząc przez multum straganów, pstrykając fotki doszedłem do wielkiej bramy. Tutaj zaczynają się sklepy, nie wiem gdzie ta droga mnie doprowadzi, ale idę przed siebie. Po 5 minutach pytam panią gdzie ten wielki Budda. Ona wskazuje palcem, odwracam się a przedemna jest! Wielki posąg Buddy. Nie wiem jak go przeoczyłem
:D
Gdy się obróciłem, zobaczyłem Buddę.
Po kolejnych 5 minutach byłem juz pod dlugimi schodami, które prowadzą pod same stopy Wielkiego Buddy. Przy wejściu jest pewnego rodzaju kasa biletowa. Pani pyta "Czy idziesz pod Wielkiego Budde? Kup bilet". Tyle że wstęp jest darmowy. Sprzedają oni bilety na jakieś jedzenie. Pewnie niejedna osoba, która nie wiedziała nacięła się na ten numer.
Wielki Budda
Dosyć sporo ludzi, szczególnie jak na czwartek. Ale kolejek nie było, szło się dosyć spokojnie. Faktycznie spory jest ten posąg. Jest to największa na świecie statua Buddy. Dzisiaj jest bardzo ładna pogoda, żadnej mgły, która często zakrywa posąg. Warto nie skupiać się tylko na Buddzie, a także zobaczyć okolicę. Taras jest najwyższym punktem w okolicy, więc mamy piękny widok. Ja usiadłem za Budda i podziwiałem malutkie wysepki Hongkongu. Mały odpoczynek i czas wracać. Zanim jednak poszedłem na autobus zrobiłem sobie zdjęcie a'la Budda
:D
Wyspy Hongkongu
Znowu uzupełniałem dziennik. Gdy przyjechaliśmy do Mui Wo szybko wziąłem rower i pojechałem po plecak. Krótkie pożegnanie i na nogach wracam na prom. Tym razem nie do centrum, a do Discovery Bay lub po prostu jak mówią tutejsi "DB". Bardzo mały statek, bardziej taki kuter. Przeprawa trwała 20 minut i kosztowała 12 HKD. Trochę drogo, to tyle co płaciłem za 3x dłuższą podróż. Ale DB to getto białych, więc nie ma co się spodziewać niskich cen.
Promo-kuter
Wysiedliśmy w zupełnie innej przystani. Ta zlokalizowana jest na odludziu. Ale DB nie jest duże, już po 15 minutach spacerku doszedłem do samego centrum. Po drodze mijały mnie małe, golfowe samochodziki. W DB liczba tych pojazdów jest limitowana. Nie można sprowadzać kolejnych autek. Można natomiast odkupić takie autko od posiadacza licencji. Obecnie cena za takie małe, dwuosobowe autko golfowe w DB wynosi ponad 2 000 000 HKD [źródło]. Dlatego też takimi autkami jeżdżą tylko najbogatsi mieszkańcy i ich żony.
Pani w limuzynie za 800 000 zł
W większości są tutaj mieszkańcy rasy białej. Ja odwiedziłem DB, gdy dzieci wracały ze szkoły. Spotkałem kilku uczniów w moim wieku (nigdzie indziej w HK nie widziałem białych nastolatków wracających ze szkoły), ale głównie byli to ok. 10 latkowie, czyli pokolenie już urodzone w "nowym HK". A już najwięcej jest małych, białych (ale też sporo Azjatów) dzieci z Filipinkami, Indonezyjkami. Nianie są bardzo popularne w całym HK. Zazwyczaj pochodzą z Indonezji lub Filipin. Najwięcej jest ich właśnie w DB, bo rodziców na nie po prostu stać. Matka wychodzi o 7, bierze prom do Centrum, wychodzi z pracy po 19, 20, w sam raz by powiedzieć dziecku "dobranoc". Dlatego odbijają sobie w niedziele, wtedy nianie mają wolne. Wychodzą w miasto by spotkać się z innymi nianiami. Rozkładają swoje pikniki naprawdę wszędzie. W parku właściwie nie ma miejsca, dlatego niektóre odpoczywają na stacji metra jedząc, pijąc i rozmawiając z innymi nianiami.
Dzieci się bawią, nianie obok.
Discovery Bay jest nową dzielnicą Hongkongu. Założono ją dopiero w 1970', ale zaczęła się rozrastać kilka lat później. Wszystkie budynki są nowe, a budowa miasta od zera pozwoliła je stworzyć według idealnego planu. Wszystko zostało sfinansowane z prywatnych środków, nawet wodociągi i elektrownie. W centrum dzielnicy znajduje się Plaza. Okrągły budynek z wielkim placem po środku. Na parterach są znane światowe restauracje i sklepy, wyżej są mieszkania. Tuż obok zlokalizowano przystań szybkich promów do centrum i autobusy miejskie.
Plaza
Tutaj nie ma co liczyć na jedzenie z ulicy typu fishballs czy smażone krewetki. Miałem do wyboru Subway lub MacDonald's. Poszedłem do tego drugiego, bo mimo że nie lubię tam jeść w Polsce to tu w HK bardzo mi smakowało śniadanie. Skomponowałem sobie obiad: zestaw z Big Maciem (21$), MacDouble (w promocji 8$), ciastko z jabłkiem, którego 1000 lat nie jadłem tylko 5$. Jak widać za 34$, czyli ok. 15 zł miałem całkiem porządny obiadek. Ależ się najadłem! Wyszedłem w poszukiwaniu toalety, której nie było w środku. Zamiast niej znalazłem młode dziewczyny palące papierosy. Oj ojciec, właściciel banku byłby zły
:D
Obiad
Nie pozostało mi wiele czasu, musiałem jechać na lotnisko. Wziąłem tańszą opcje. Są z "dworca DB" autobusy bezpośrednio na lotnisko, ale one kosztują xxxx HKD. Ja pojechałem tą samą trasą tylko z jedną przesiadką. Najpierw autobus za 10 HKD do ostatniej stacji metra - Tung Chung. 15-20 min jazdy, a stąd co kilka minut jest transport pod lotnisko za 3.5 HKD.
Lotnisko jest ogromne. Łącznie chodziłem myślę przez przynajmniej 45 minut. Moja odprawa była z drugiego terminala. 10 minut drogi i byłem w odpowiednim miejscu. Miałem dużo zapasu czasu, więc sprawdziłem co się dzieje na świecie. Nie zrobiłem odprawy online bo nie było jak wydrukować biletu. Lot do Singapuru wykonuję linią JetStar, tania australijska linia. Boarding na lotnisku jest darmowy. 5 minut wszystko zajęło. Miejsca są numerowane, dostałem ten sam numer co ostatnio w KLM - 22A, czyli przy oknie. Tylko maszyna jest oczywiście inna, zwykły A320, nic szczególnego.
Pociąg na drugi terminal
Kontrola paszportowa przebiegła bardzo sprawnie, pan znowu nawet nie popatrzył na druczek wyjazdowy. Podobnie było z kontrolą bezpieczeństwa, 3 min i po sprawie, żadnych kolejek, bez wyciągania płynów czy włączania komputera. Lotnisko jest perfekcyjnie oznakowane. Nawet ja, który zawsze się wszędzie gubię tutaj nie miałem problemu. By dostać się do bramki musiałem wziąć pociąg. Wszystko sprawnie jak to w HK. Fotele bardzo wygodne, wszędzie wykładzina. Niektóre ławki mają zainstalowane punkty z dostępem do prądu. Wejście UK i USB. Godzinka szybko zleciała
:D ustawiliśmy się do kolejki, gdzie pan przeszedł i zaznaczył sprawdzenie biletu. Nikt nic nie mierzył, nie ważył i dobrze, bo mój plecak chyba przekracza limit
:D
Zapakowano nas w autobus. 10 minut jazdy i wreszcie jesteśmy. Zero przepychania się, bo i tak każdy ma wybrane miejsce. Linia bardzo podobna do WizzAir. Podobna ilość miejsca na nogi. Nie wiem czy nawet nie mniej, bo w Wizzie nigdy nie miałem problemu z miejscem a tutaj trochę go brakuje. Bardzo długo czekaliśmy na pozwolenie na start to zasnąłem. Obudziłem się tylko na start, a później kontynuuowałem moją drzemkę. Druga połowa lotu zleciała mi na podziwianiu burzy, ktorą na szczęście minęliśmy, choć bez turbulencji się nie obeszlo. Uzupełniłem też dziennik. Lądowanie cieżkie, aż podbiło.
http://i.imgur.com/Bz7uB48.jpg Wyładunek ludzia
Kiedyś w Singapurze był terminal budżetowy. Teraz wszystkie linie lądują na normalnym. Wydaje mi się, że tutaj nie ma autobusów, nigdy. Zrobiłem sobie mała wycieczkę po całym lotnisku. Jutro rano i po południu będę je zwiedzał dokładniej. A teraz rozłożony idę spać.
Więcej zdjęć na Picasie.Dzień 9: Najlepsze lotnisko na świecie
Do Singapuru przyleciałem zaraz po północy. Każdy przyleci zawsze do strefy tranzytowej. Pytałem na lotnisku nie macie obowiązku jej opuszczać od razu mimo że nie macie kolejnego biletu, więc zapraszam do zwiedzenia najlepszego lotniska na świecie tak jak ja to zrobiłem. Po przylocie zobaczyłem bardzo szybko z czym mam do czynienia (właściwie tylko obskoczyłem) po czym poszedłem szukać najlepszego miejsca do spania. W Terminalu 3, jest najładniejsza strefa do spania ("strefa odpoczynku"), ale tam znajdziemy tylko małe fotele, na których nie da się rozłożyć. Wiedziałem, że gdzieś są rozkładane fotele. Znalazłem je w terminalu 1. Znowu spać poszedłem ok. 4. Musiałem naładować telefon i aparat przy użyciu laptopa. Ale ten ładuje tylko jak jest rozłożony, nie wyłączony. Na początku się trochę bałem, że go rano już nie zobaczę, ale przecież to lotnisko, a przede wszystkim - Singapur, kraj o najmniejszej przestępczości na świecie. Na lotnisku w nocy widziałem policję wyposażoną w długą broń automatyczną, ale tylko sprawdzali czy wszystko jest w porządku.
Tutaj spędziłem ostatnią noc.
Wstałem po godzinie 7, ale na zwiedzanie ruszyłem dopiero po godzinie. Dzisiaj w planie mam całe lotnisko. Poranek rozpocząłem od basenu i jacuzzi. Mieszczą się one oczywiście na lotnisku, w strefie transferowej. Basen w przeciwieństwie do większości atrakcji lotniska jest płatny. Koszt ok. 14 SGD (1 SGD = 2.5zł), więc około 35zł. W cenie otrzymujemy wejście na basen i jacuzzi, ręcznik, szafkę na rzeczy i jeden darmowy, bezalkoholowy napój w barze (kawa, herbata, lemoniada). Przyjemny jest basen po całej nocce na lotnisku, tylko że jest dosyć płytki. No ale nie można oczekiwać cudów na lotnisku.
Basen na lotnisku w Singapurze
Obok są też leżaki skąd możemy obserwować płytę lotniska
Po męczącym basenie trzeba coś zjeść. Ze względu na ceny mnie pozostaje wybrać coś z fast-foodów. Zdecydowałem się na dużą kanapkę w Subway'u. Smaczne jedzonko, do tego dobrze mnie wypchało.
Moja kanapka
Pora na zwiedzanie. Na lotnisku jest bardzo dużo zieleni, parków i ogrodów. Strefy palenia znajdują się na zewnątrz, dookoła równikowa roślinność. Ja na niższy poziom przeszedłem sobie przez park. Wszędzie jest czystko, a wszystko jest zadbane.
Przejście na zewnątrz.
Swoją przygodę z ogrodami zacząłem od ogrodu z kaktusami. Prawdziwe kaktusy rosną na samym lotnisku. Najładniejsze są te kwitnące. Jest też tam mały bar, ale wiadomo - w Singapurze alkohol bardzo drogi.
Ogród z kaktusami
Bardzo przyjemną atrakcją jest też darmowe kino. Przez 24/7 leci 5 nowości w kółko. Mamy do wyboru takie filmy jak "Życie Pi", czy "Hobbit". Znalazłem też kino w terminalu numer 2, ale nie miałem okazji go zobaczyć. Prezentuje się pewnie bardzo podobnie.
Kino w terminalu numer 3.
Prawdopodobnie największym zainteresowaniem cieszy się ogród z żywymi motylami. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem te wszystkie rodzaje owadów. Większość z nich widziałem po raz pierwszy. W Polsce bezustannie 2, może 3 rodzaje się powtarzają. Tutaj miały piękne wzorki i kolory na swoich skrzydłach. Do tego ta roślinność. Naprawdę zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Myślę, że każdy powinien znaleźć 15 minut i zobaczyć ten ogród, gdy tylko będzie w Singapurze.
Motylek
Kolejny ogród.
Wymasowałem się na darmowych masażerach. Bardzo przyjemna sprawa. Dużo jest tylko na stopy, ale da się znaleźć te poniższe - na całe ciało.
Masaże
Między terminalami podróżujemy zautomatyzowaną kolejką. Odjazdy są co kilka minut.
Kolejka automatyczna
Gdy znudzi nam się zwiedzanie lotniska możemy skorzystać z centrum rozrywki. Xbox Kinnect (ale brakowało baterii), PS3, gry na PC, salon z TV, wszystko to znajdziemy za darmo na Changi.
PS3 z kilkoma grami
Pozwiedzałem jeszcze kilka miejsc a poszedłem do strefy imigracyjnej. Wszystko przeszło sprawnie. Jak na kraj, który tak broni swoich granic (np. mają więcej floty powietrznej niż Polska) spodziewałem się większej kontroli. Pani tylko popatrzyła na mój paszport.
Początkowo nie miałem kupować karty na metro i busy ze względu na niezwracalny depozyt 5 SGD. Chciałem korzystać tylko z biletów pojedynczych. Ale gdy tylko zobaczyłem kolejkę do automatu zacząłem to rozważać zmianę decyzji. Jeśli za każdym razem mam czekać w kolejce do automatu to nie ma sensu. Ale ostateczną decyzję podjąłem gdy zobaczyłem, że ceny znacznie się różnią. Przez te 3 dni bez problemu nadrobię te 5 SGD i dodatkowo karta zostanie na pamiątkę.
Kraj kar
Przejechałem kilka stacji metra do dzielnicy Geylag po czym miałem się przesiąść do autobusu. Wystraszyłem się, gdy przypomniałem sobie, że nie wyciągnąłem gum do żucia. Są one tutaj zakazane, a ja przeszedłem kontrolę, miałem więc szczęście że nikt nie sprawdzał mi dokładniej (był tylko skaner). Dzielnica uznawana jest za jedną z tych "gorszych", nawet jak na Singapur. Słynie z czerwonych latarni. Tutaj miałem okazję zobaczyć Singapur po raz pierwszy. Spodziewałem się bardzo sterylnego miasta, a tutaj trochę śmieci na chodnikach było (host mówi, że to dlatego że dzisiaj jest święto państwowe), no ale zobaczymy jeszcze, gdy jutro ruszę do miasta.
Autobusy naprawdę nie są najlepszym środkiem transportu. Są tanie, ale na tym koniec ich plusów. Nie mają tabliczki z nazwą obecnego przystanku, mój nie był czysty, butelka latała po całym autobusie, trochę papierków. Jechałem i jechałem, nie wiedząc kiedy wysiąść. W końcu zasnąłem. Gdy otworzyłem oczy byliśmy na autostradzie. Myślałem, że już dawno minąłem przystanek. Na szczęście wjechaliśmy z powrotem do miasta, a ja sobie powiedziałem, że wysiadam na następnym przystanku. Okazało się, że pomyliłem się tylko o 1-2, więc krótki spacerek i byłem w umówionym miejscu, gdzie miałem spotkać mojego hosta - Kevina.
Był to market z wieloma budkami serwującymi uliczne jedzenie. Okazało się, że państwo zaczyna kontrolować takie pojedyncze budki, przenosząc je właśnie w jedno miejsce. Uważam, że od strony klienta jest to bardzo dobre rozwiązanie. Na małym obszarze mamy kuchnie z całego świata w bardzo niskich cenach. Czekając zamówiłem sobie zimny napój z trzciny cukrowej.
Napój z lodem kosztował 1.2 SGD, a bez 1.5 SGD (tak, z jest taniej
:D)
Kevin czekał na moją wiadomość SMS, dlatego poprosiłem siedzącą obok panią o pomoc. Po 15 minutach host przyszedł i poszliśmy do mieszkania. Mimo młodego wieku jest profesorem i wykłada język francuski, mieszka w kampusie. Co ciekawe kilka tygodni temu był w Kambodży gdzie złapał dengę, chorobę przenoszoną przez komary. Ale jakoś się trzyma, do tego gości 4 osoby na raz
:D Nie jest to choroba zakaźna, przenoszą ją tylko komary.
Wróciliśmy do mieszkania, gdzie czekał już inny couchsurfer. Chwilę pogadaliśmy a poźniej każdy zgłodniał, ruszyliśmy do pobliskiej indyjskiej restauracji.
Chleb z różnymi potrawami do mieszania.
Kupiliśmy sobie jeszcze po jednym piwie. Najtańsze, choć 0.66l, kosztuje 4.5 SGD. Taniej bardzo ciężko coś znaleźć. Co ciekawe w kraju, gdzie nie można rzuć gumy, przytulać nieznajomych i łączyć się do niezabezpieczonego WiFi, picie alkoholu w miejscach publicznych nie jest problemem. Póki nie będziesz się awanturował i krzyczał nie ma żadnego problemu.Dzień 10: Nie taki Singapur sobie wyobrażałem
Dzisiaj zupełnie padam, marzę o łóżku, ale swoimi komentarzami bardzo zachęcacie mnie do pisania kolejnych odcinków
:D
Przez ostatnie lata bardzo interesowałem się Singapurem. Życiem Singapurczyków, zasadami jakie tutaj panują, ogólnie całym państwem. Także na samą myśl o wyjeździe do tego małego państwa, pojawiał mi się zawsze uśmiech. Zastanawiałem się jak działa to miasto o ostrych zasadach, całkowitym porządku i spokoju. Dopiero, gdy tutaj przyjechałem zobaczyłem jak to właściwie wygląda. Jestem okropnie zawiedziony, nie tym co zobaczyłem, a tym jak sobie wyobrażałem Singapur jako społeczeństwo, państwo a jak to właściwie się prezentuje. Dzisiaj przydarzyło mi się wiele przygód, które spowodowały zmianę mojego zdania. Oczywiście nadal uważam, że w Singapur jest świetnym miejscem do życia, ale nie jest idealny. Ma swoje wady. Jest porządek, ale nie taki jaki oczekiwałem. A co do bezpieczeństwa, to że turystki bez problemu mogą chodzić po dzielnicy muzułmanów o 3 w nocy bez żadnej zaczepki zawdzięczają tylko temu, że nikt nie chce być deportowany do swojej ojczyzny (lub ponieść ciężką karę). Bo policja jest tutaj tragiczna, pewnie nie ma odpowiedniej praktyki po prostu.
Dziś pobiłem samego siebie i wreszcie wstałem o porządnej porze jak na podróż - godzina 7:40 ja już na nogach. Poszliśmy na małe śniadanie do marketu (z różnymi budkami), o którym pisałem wczoraj. Na śniadanie sok z trzciny cukrowej oraz gruby naleśnik z kruszonymi orzechami. Taki jeden kawałek naleśnika kosztuje 70 centów, myślę że 3, 4 to porządne śniadanie. Ja jadłem raz tutaj, raz tam, próbując kolejnych rzeczy, dlatego nie zamawiam niczego sporo. Naleśnik oferowany jest też z kokosem lub masłem orzechowym. Bardzo smaczne i już wiem co rano zjem na śniadanie
:P
Grube naleśniki, złożone z nadzieniem w środku
Zwiedzanie Singapuru rozpocznę od Little India i będę się kierował w kierunku plaży, wybrzeża. Już od dawna mieszało się tutaj wiele kultur. Każdy chce mieszkać obok kogoś, kogo zna i lubi, ma podobne zainteresowania i religię. Dlatego powstają dzielnice, których łączy ta sama religia czy pochodzenie. Najpopularniejszą obok Chinatown jest Little India ("Małe Indie"). Zachowały się tutaj niskie budynki, gdzie wokoło same wieżowce mieszkalne (choć nie tak okazałe jak w HK).
Główna ulica
Nie przygotowywałem się zbytnio do Singapuru, dlatego wszystko co miałem to głowa, trochę rzeczy w pamięci, o których czytałem kiedyś oraz mapkę z lotniska. Głównie chodziłem, ale na dłuższe odległości wziąłem metro. Poszedłem przed siebie i trafiłem na market podobny do tego, który jest w mojej dzielnicy. W środku była nawet świątynia, o rzeźniku obok warzyw i owoców oraz soków już nie wspominam.
Stoiska z warzywami
Papryczka chili bardzo ładnie zapakowana do worka.
Upał niemiłosierny, szczególnie w takim zamkniętym pomieszczeniu. Na orzeźwienie lemoniada, chyba 1 SGD.
Następnie szedłem wzdłuż ulicy, podziwiając bardzo ładną i dosyć nietypową jak na Singapur architekturę. Niestety, nie jest tutaj czysto. Właściwie to bardzo dużo do tego brakuje. Ale wydaje mi się, że Hindusi mają już to w naturze. W 7/11 podczas kupowania wody zacząłem gadać z mieszkańcem Little India. Swego czasu mieszkał w Grecji, później przeniósł się, do Singapuru. Pytałem jak z wizami dla nich. Całkiem łatwo uzyskać wizę o pracę, coś w tym musi być, bo jest ich sporo w całym Singapurze. Ale może rząd ułatwia im wszystkie formalności, bo potrzebuje rąk do pracy, a właśnie oni wykonują prace fizyczne.
Wysypane śmieci na środku drogi
Zaraz obok Little India znajduje się kolejna "zamknięta" dzielnica Arab Street. Tym razem mieszkańców łączy religia - islam. W Singapurze, każdy ma prawo wyboru religii. Nie ma walk między jednymi a drugimi. Nie mogą natomiast wygłaszać swoich poglądów publicznie. 15% społeczeństwa wierzy w Allaha, a znaczna ich część mieszka właśnie w tej dzielnicy.
Znalazłem tutaj dosyć tanie ubrania dla dziewczyn.
Główną atrakcją dzielnicy jest meczet. To był mój kolejny punkt wycieczki. Oczywiście jest obowiązek ściągnięcia obuwia. A osoby, które noszą krótkie spodenki muszą założyć długi, niebieski płaszcz, który zakryje ich ciało. Kobiety nie musiały mieć nakrycia głowy. Wejście darmowe. W środku jest wystawa przedstawiająca islam jako najlepsza religia świata. A kobiety islamu mają większą wolność niż te z zachodu, bo nie muszą przestrzegać trendów mody! Ale poza tymi głupotami spędziłem tam naprawdę miło czas. Szczególnie przyjemnie rozmawiało mi się z panem dbającym o porządek. Zrobił mi zdjęcie w śmiesznym wdzianku i wyszedłem z Arab Street.
Po oszalamiajacej obsludze KLM wyladowalem wreszcie na NAJLEPSZYM lotnisku jakim bylem. Sorry, jestem zajety ogladaniem koncertu live na pianinie w strefie non-schengen
:DW samolocie wszystko spisze i wrzuce tylko. Lot o 21:25 czy jakos tak
:) Powalil mnie ten koles
:D
Wysłałem dalszy ciąg relacji, jak forum zaktualizuje się to post zostanie pokazany (długa wiadomość i dlatego). Pewnie nad tym postem się pojawi.Jakby coś nie tak to tu treść http://codepad.org/NttFNRU4 i proszę modów o jakąś podmianę.
Tez mi się wydaje, że temperaturę. @miki3475 to Ty wyladowales (patrząc na czas Twojego posta) godzinke przede mną. Ja miałem planowane lądowanie o 17.17. My nie kręciliśmy kółek, jedynie byłem ździwiony że lądujemy od strony Hongkongu. Zawsze podchodzili bezpośrednio z zachodu.
Też byłem ogromnie zaskoczony, że lecimy przez cały Hongkong.Możliwe, że to była temperatura. W każdym razie coś skanowano z głową związane.Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki, nie wiem czy dopiero nie napiszę wieczorem recenzji z całego HK. Powiem w skrócie, że mam SUPER widok, nigdy w życiu nic piękniejszego nie widziałem!http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpgAle ten aparat jest fatalny, wyboraźcie sobie ten obraz 10x lepiej. Przepraszam, że takie duże, ale nie chce mi się zmniejszać, a internet tutaj cholernie szybki
:P
miki3475 napisał:...a) Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki,...b) http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpg...Ad.a. z relacji wnioskuje, że trzeba pic piwko zaraz po przebudzeniu i potem przy każdej nadarzającej się okazji a podroż będzie super!Ad.b. w sumie MS-AGH po zmroku wygląda bardzo podobnie
:mrgreen:
W kebabowni niczego innego nieoferują, a teraz to chyba po to przywiozłem piwko z Polski
:PWcześniej pojawiły się pytania, ale nie miałem choćby 20 sekund żeby odpowiedzieć:Czy mapka to zwykły Google Maps z dodatkowymi funkcjami? Fajne znacznikiMapkę (kreski będące połączeniami) zrobiłem w http://www.travellerspoint.com/ a te małe kółeczka zainspirowany screenem na ich stronie główny dodałem w photoshopie. Nie wiem jak tam takie coś dodać, wydaje mi się, że to jest numer podróży a nie kolejny etap.W jakich krajach warto używać karty EUR, a w jakim USD?Nie jestem pewien czy dobrze rozumiem zasadę działanie, ale jeśli masz kartę EUR i zapłacisz w innej walucie to przewalutowanie pójdzie dla MasterCard. Kantor nic z tego nie ma, z karty zniknie tyle EUR po ile przeliczy MC. A wychodzi to BARDZO korzystnie i wielkiej różnicy HKD->USD a HKD->USD->EUR nie ma:https://www.mastercard.com/global/curre ... index.htmlWg tego gdy naszą walutą podstawową jest EUR to 100HKD będzie 10,02EURUSD: 100HKD będzie 12,88USDPatrząc na ceny z kantoru aliora1) 41,99zł2) 42,09złJeśli się nie ciachnąłem to wychodzi nawet, że lepiej używać karty EUR wszędzie (pewnie dlatego, że kantor więcej operuje EUR i może lepszą cenę za tę walute zaoferować).P.S. Ahhh znowu dodało się po czasie i teraz wygląda jak post pod postem :F
miki3475 napisał:Warto napisać, że tramwaje w HK (kursują tylko na wyspie Hong Kong) są dwupiętrowe (jako jedne z 2 lub 3 na świecie)Poza tym jeszcze Blackpool i Aleksandria.
jej ale pięknie
:) nie ma to jak wrócić z całodniowych zajęć na uczelni i rozkoszować się "byciem" w HK, czekamy na dalszy ciąg, w koncu jeszcze troche dni zostało!
Bardzo dziekuje za mile slowa, sa ogromnie motywujace.Dzis najciekawiej nie bedzie bo... wlasnie sie obudzilem, a juz 15:00...Nie wiem czy jechac plazowac czy na Lamme, a moze zostac na Lantau i jechac zobaczyc Budde, ale tu malo busow i nie chce spac pod posagiem
:DZly jestem cholernie, ale poszedlem spac dopiero o 5, wiec jakies uzasadnienie jest. Jutro zrobie wszystko by wyssac ten ostatni dzien do konca, lot mam dopiero wieczorem.Poki co lece bo za 25 min mam prom na Hong Kong.EditDobra jade na lamme bo plywac moge w singapurze i bedzie tam lepiej nawet
eh, ale zazdroszcze Ci tego wyjazdu
:P jedzenie wygląda przepysznie - to danie krewetkowe, ależ mi się go zachciało. Zgłaszam zażalenie i prosze o możliwość "wydrukowania" go w domu juz gotowego. czekam na dalszą relację i zdjecia, pozdrawiam
;)
Ja zakończyłem już swoją relację, więc teraz tu będę spędzał czas
;)Po tym co piszesz to lotnisko w Hongkongu spadłoby na drugie miejsce na mojej liście, kosztem oczywiście Changi. Ciekaw jestem Singapuru, więc czekam na dalszą relację.
No z lodem zamowiłem. To teraz muszę sprobowac bez lodu.Changi zdecydowanie najlepsze na świecie, ale wydaje mi sie ze Amsterdam prowadzi jesli chodzi o spanie. Tutaj mogloby byc wiecej tych lezakow, bo jest ich moze po 10 i niektorzy spali na ziemi (chociaz plus ze wszedzie dywan), z kolei na AMS znalazlem ich naprawde sporo. A czy sa drzewa czy nie to i tak nie robi roznicy jak sie spi.
czaderska ta relacja
:) nie tylko podróżnicza, ale juz nawet wątek kryminalistyczny się wkradł
;) Spotkanie Polaka - szok, ale pozytywny nie mogę się doczekać kolejnego opisu!
Też uważam, że Hongkong jest ciekawszy dla podróżnika budżetowego. Singapur to droga zabawa. A jeśli już z czegoś chcemy skorzystać (a jest z czego) to trzeba słono zapłacić.Metro w Hongkongu jest dużo lepsze. Ceny właściwie podobne oba mają, ale w Hongkongu wszystko jest dużo prostsze. Tam zazwyczaj nachodzą się na siebie dwie stacje dwóch linii, tak aby przesiadka była jak najwygodniejsza, po prostu przechodzi się kilka metrów i linia zmieniona. Bardzo rzadko trzeba zmieniać poziomy, w Singapurze wczoraj miałem taką sytuację, że musiałem wejść 2 piętra wyżej, przejść kilkadziesiąt metrów i piętro w dół. W HK od razu zrobiliby z tym porządek.Dodatkowo poza ścisłym centrum całe metro jest nad ziemią. Przez to jest bardziej hałaśliwe, ale przede wszystkim wolniejsze. W HK natomiast nie było dla nich problemem zrobienie 3 tuneli pod wodą, nie mówię już że zazwyczaj jedzie się pod ziemią.Singapur wygra jednak jeśli chodzi o jedzenie. Niskie ceny jak w HK, ale większy wybór ze względu na mix kulturowy. Choć McDonlad's dużo droższy, reszta w atrakcyjnych cenach. Bardzo mi się podobają te markety z wszystkimi budkami w jednym miejscu. Ogromny plus Singapuru.W HK jest więcej miejsc, które można zwiedzić, ale nie trzeba płacić. Tak np. wyspy, góry, plaże. Jest ciekawszy, ale Singapur dużo ładniejszy ze względu na zieleń, która jest WSZĘDZIE!Jest jeszcze sprawa kart na autobusy, metro itd. Oba miasta ją mają. Ale w HK działa to sprawniej i wygodniej. Kupując dajemy depozyt 50 HKD (12-14 zł), kartę po wyjeździe możemy zwrócić. Na HK Octopusie możemy mieć depozyt do -35 HKD. Tutaj, gdy jest poniżej 3$ to automat nie chce wpuścić do metra, a co do tego depozytu nie jest zwracany - 5$. Octopusem HK możemy płacić wszędzie, w sklepach, restauracjach. Tutaj jest tylko na komunikację.Jeśli miałbym wybrać jechać do HK na kilka dni albo do Singapuru to zdecydowanie HK. Ale gdy 2 dni w HK a 5 dni w Singpurze, to opcja 2. Bo jakby nie patrzeć to oba miasta bardzo się do siebie nie różnią. Wszędzie Chińczycy i chińskie jedzenie. Kultura podobna. Warto zobaczyć oba i samemu wybrać swoje miasto. Jeśli miałbym zostać i pracować Singapur byłby o niebo lepszy, ale jako turysta wybieram HK
:)Właśnie wróciłem z wycieczki po Singapurze, której celem było oderwanie się od cywilizacji, budynków, których wczoraj było za dużo i zaczęło mnie to przytłaczać. Za kilkanaście min zacznę pisać relację i późnym wieczorem (u mnie) powinna być.GoldDigger napisał:zawsze marzyłem o takim wyjeździe, życzę wam naprawdę super spędzonego czasu tam! tobie
:D sam jeżdżę, ale dzięki wielkie Tobie i całej reszcie za miłe słowa.
No bije bije właściwie, Hongkong do zwiedzania (szczególnie że w 1h można być w Macau) a Singapur do życia. Ale proszę nie sugerujcie się moimi komentarzami, pojedzcie i sprawdźcie sami
:) Wasze odczucia mogą być inne.Ja tymczasem przespałem moją jedyną szanse na ZOO. Jest już 10:40, niby obudziłem się o 7, ale naprawdę nie wiem w jaki sposób poszedłem spać dalej, bo pamiętam jak już stałem na nogach
:mrgreen: Ze zmęczeniem nie da się wygrać, ja tymczasem muszę coś wymyślić żeby zobaczyć na szybko.
Tylko czemu akurat do najbrzydszego miejsca w Tajlandii się wybrałeś? Szkoda, trzeba było ciut dalej uciec chociażby na pobliską wyspę Ko Chang. Relacja świetna
;)
Relacja świetna, ale mam wrażenie że wszystko planujesz tak raczej na bieżąco, bez większego przygotowania. Hong-Kongu nie znam, ale Singapur zrobiłeś moim zdaniem bardzo pobieżnie wybierając raczej mniej ciekawe atrakcje, a pomijając kilka ważnych miejsc.
Wiem, źe nie jest to idealne miejsce, ale chodziło o to, że ciężko było jechać autobusem lub pociągiem gdzieś indziej. Myślałem bardziej o południu ale straciłbym za dużo czasu, a jeśli chciałbym lecieć samolotem to już koszt wzrasta znacznie, a i tak obecnie dla mnie to sporo. Dodatkowo tylko Pattaya oferowała transport z lotniska w akceptowalnej cenie.Zbyhu nie mam zbytnio czasu na bardzo dokładne przygotowanie, ale nie mogę powiedzieć że totalnie idę na spontan. Jakie miejsca były też warte uwagi? Info przyda się na następny raz. Myślę że akurat zobaczyłem wsystko co Singapur oferuje dodatkowo skorzystałem z opcji rzadko wybieranej przez turystów - rezerwatu przyrody itd. Oczywiście mógłbym jeszcze wjechać na sam szczyt Mariny albo skorzystać z Singapur Flyer, ale uważam że Singapur nie oferuje jakoś tak dobrej panoramy jak HK i swoje pieniądze starałem się tam inwestować i myślę że nie straciłem. Jeśli chodzi o popularna atrakcje Universal Studio na Sentosie to musiałem wybrać albo Ocean Park na HK albo to. W HK miałem więcej czasu, tutaj musiałbym rezygnować ze zwiedzania czegoś. Uważam ze z tych ważnych atrakcji Singapuru nie zobaczyłem tylko ZOO, na które brakło czasu.
Z opisu odczułem że spędziłeś masę czasu na Changi mając go tak niewiele na Singapur.Z pozostałych uwag to:Sentosa koniecznie w dzień, Universal Studios zdecydowanie do pominięcia. Nie wiem czy się zgodzisz, ale Orchard Road jest wg mnie stratą czasu - same galerie handlowe i sklepy. Zabrakło spaceru przez imprezowe Clarke Quay i pełne expatów Boat Quay - najlepiej chyba wieczorem (może impreza w którymś z klubów?). Zamiast rezerwatu lepiej moim zdaniem było skoczyć na wycieczkę rowerową na Pulau Ubin. Zdecydowanie zamiast botanicznego ZOO, Night Safari też jest niezłe - ale byś już nie wcisnął chyba
:) (BTW w botanicznym przegapiłeś chyba pomnik Chopina
:) ). Flyer jest całkiem spoko, widać całą panoramę na zatokę i CBD a z drugiej strony na pełno statków na redzie. Lau Pa Sat nie wiem czemu zabrakło, dla mnie napewno w top 10. Warto też skoczyć na Singapore Sling do Raffle's Hotel i poczuć trochę kolonialnego klimatu. Posiedziałbym też dłużej w Little India i Chinatown, nacieszył się tym zupełnie odmiennym charakterem od zabieganego CBD, zjadł coś charakterystycznego w obu. Jedzenia też mi brakowało. Tradycyjnej laksy, chicken rice, char kway teow, mee goreng, nasi lemak, murtabaka, można wymieniać i wymieniać
:) Obiecaj że zjesz pad thai w Tajlandii
:)Zostawiłeś na pewno sporo na następny raz. Mam wrażenie że się Singapurem trochę zawiodłeś - wróć kiedyś, spróbuj jeszcze raz, może będzie inaczej
:) Jeszcze raz gratuluję relacji
:)
Bardzo dużo spędziłem czasu na Changi, bo uwielbiam lotniska
:D A takich jak to nie spotka się w Europie, więc cieszę się ze zwiedzania. Orchard Road jest idealnym miejscem jeśli przyjechało się z grubym portfelem i planuje się zakupy (do tego Singapur jest idealny). Ale myślę, że można się przejść, poczuć ogrom wszystkich budynków, to tylko 30-60 minut.Miał być park botaniczny i ZOO. Nie chciałbym rezygnować z jednego, żeby pójść do drugiego. Wyszło jak wyszło.Nie wiem jakoś uważam, że Singapur najlepszym miejscem do imprezowania nie jest, za jedno piwo tam mam w Bangkoku kilka
:D Kluby to raczej nie mój klimat.Z rezerwatu za żadne skarby bym nie zrezygnował. Jeśli miałbym wybrać tylko jedną atrakcję, która mi się najbardziej podobała to jest to na pewno ten park. Ale pewnie ten Pulau Ubin też jest równie przyjemny. Trzeba byłoby zobaczyć oba.No to Night Safari bardzo kusi no ale kupę kasy to coś kosztuje :/Faktycznie nie wiedziałem o Chopinie, a szkoda.Hmm byłem w wielu podobnych miejscach jak to Lau Pa Sat. Ale dzięki!Oj tyle czytałem kiedyś o tym Raffle's Hotel, a teraz o tym zapomniałem
:| Wielka szkoda, mogłeś mi nie przypominać teraz mam wyrzuty sumienia
:DMyślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze
;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.
miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze
;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego...
:)
Blackall napisał:miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze
;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego...
:)to podziele sie jeszcze moja opinia na ten temat, couchsurfing to najlepszy sposob na poznanie kraju, w ten sposob jestes kumplem, przyjacielem, towarzyszem,w hotelu zawsze bedziesz turysta ,wiem co pisze bo Mikiego poznalem przez couchsurfingu w Gruzji
:)Mikolaj - gratulacje dla mnie jestes najlepszym ambasadorem prawdy życiowej:"...wszystko jest możliwe! – Wczorajsze marzenia to dzisiejsza rzeczywistość"
miki3475 napisał:Na miejscu pytam od razu o drogę z tą ulicą. Młodzi mieszkańcy BKK nie wiedzą, ale biegają po placu i pytają innych ludzi. Ok, to ta droga. Idę idę i skrętu w lewo jak nie było tak nie ma. Pora kogoś zapytać. Rozmawiałem z dziewczyną 10 minut i zupełnie nie rozumiem o co jej chodziło, ale głupio było tak odejść gdy bardzo chciała mi pomóc. W skrócie zrozumiałem, że jestem na złej drodze i muszę cofnąć się do samego metra, co też uczyniłem. Tam wchodząc w kolejną drogę nie zgadzały się numery wyjścia z metra. Moja ulica powinna być po środku, więc ostatecznie na początku byłem na dobrej drodze i nie potrzebnie się cofałem. Wróciłem i teraz bardziej uważałem na drogę.Wreszcie znalazłem rozwidlenie, wszedłem w jedną z bocznych dróżek i szukałem hostelu, który tutaj nie istnieje. Straciłem ponad godzinę, przeszedłem całą ulicę kilkakrotnie. Nikt tutaj o czymś takim nie słyszał. Wreszcie zdecydowałem się prosić o pożyczenie telefonu, by do nich zadzwonić. Okazało się, że jestem w zupełnie złej części. Adres jest zupełnie inny niż mój z hostelbookers. Bardzo się zdenerwowałem. W dodatku zaczął padać deszcz. Wróciłem na stację, wsiadłem w metro i pojechałem tam gdzie chcieli. Odebrała mnie jakaś dziewczyna, z którą nawet nie miałem ochoty rozmawiać. Pani zaskoczona, że mapka jest zła. Adres jako nazwa ulicy się zgadza, ale jeśli skorzystamy z zakładki "mapa" to jest tam co innego... Bardzo mnie to zdenerwowało, bo straciłem 2h. Hostel duży, wiele osób, raczej czysto i ładnie, ale moje wrażenia już się nie zmienią na pewno, ocena będzie jaka będzie.A sprawdz co ci pokaże google maps po wklepaniu adresu/nazwy hotelu. Mam podejrzenie, że hostelbookers nie ma konkretnych danych z każdego hotelu/hostelu tylko po prostu korzysta z API googla i wyświetla to, co mu odpowie.
Miki nie oceniaj miejsca po tym, że coś nie idzie według Twojego planu. Przecież jadąc do Tajlandii każdy wie, że turysta to potencjalne źródło dochodu Tajów. Ja przeczytałem wcześniej kilka relacji i wiedziałem czego mogę sie spodziewać. Po prostu potraktowałem to jako element, którego nie da się pominąć. Oni mają taki sposób zarabiania i nikt tego nie zmieni
;)Ja przez ich opieszałość o mały włos bym nie zdąrzył na samolot (taksówka tak się wlokła) - jednak ani przez chwile nie zmieniłem swojego pozytywnego zdania o tym kraju. Uważam, że to mój błąd bo powinienem to wziąć pod uwagę planując podróżowanie po tym kraju.Przyjemniejszych chwil w BKK
:)Odnośnie tych pick-upów to ja sam w nim jechałem za kwote 40thb, gdzie taksówkarz krzyczał 150thb, a rikszarz za tą samą trasę 80thb. Widocznie mu się opłacało
;)
|...o...| rozbawiło mnie Twoje określnenie jak oczami transów wygląda miki3475 ;D Naprawdę fajnie relacjonujesz, podziwiam że pojechałeś sam, wielki szacun. Ten hostel niezbyt fajna akcja. Ale wątki kryminalne zaskakujące, jednak niezbyt pozytywne. Czekam na dalszy ciąg relacji
:)
Mixer, opisuje jak one wyglądają. Jeśli są mało ciekawe to nic już na to nie poradzę. Hmm możesz co najwyżej przeskakiwać do następnego akapitu. A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Blackall, "Nie mogliśmy zlokalizować adresu", więc ktoś musiał ręcznie to zrobić. Ale myślę, że nie ważne czy to komputer czy człowiek. Patrze, mapka na ich ofercie jest, miałem 5 minut na przygotowanie, więc strzeliłem fotkę i tyle. W informacji o dojeździe jest, żeby jechać na inną stację metra i tam do nich zadzwonić to cię odbiorą. Ale o godzinie 22 nie chciałem nikomu zawracać tyłka. Patrze, że to kilka minut drogi to przecież przejdę się.Andi, ja wiedziałem, że tak będzie. Ale nadal to jest strasznie irytujące. W Bangkoku wygląda to zupełnie inaczej. Wczoraj się trochę nachodziłem, z wielką torbą więc idealny klient, bo pewnie nie chce się przemęczać i weźmie taxi. Tutaj NIKT z może 50-100 taxi, motorów i tuktuków które mijałem nie zaproponował mi "hej, może wsiądziesz, tylko 100 THB", albo nie próbował mi na siłę sprzedać małego kawałka ananasa i arbuza za 100 THB... Wg mnie tutaj jest zdecydowanie lepiej jeśli chodzi o natręctwo, ale sprawdzę dzisiaj.|...o...|, 18 lat.Dzięki za radę, to chyba też problem BKK, więc się przyda
:mrgreen: wiikack, dzięki po raz kolejny za miłe słowa
;)Ruszam, poczytam coś przez 10 minut o atrakcjach BKK bo prawie nic nie wiem. Na szczęście dziś będę zwiedzał z użytkowniczką jadesobie, więc będzie łatwiej.Dzięki i pozdrawiam z zimnego pokoju
:mrgreen:
miki3475 napisał: A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Nie przejmuj się tymi komentarzami
:) na forum jest pełno osób, które uważają, że jak za coś zapłaciłeś mało (względne pojęcie), to nie masz prawa nic oczekiwać
;) No i są też tacy co pozjadali rozumy, wszystko widzieli i uważają, że to ich obowiązek udzielać dobrych rad innym - no i krytykować
:) bo przecież nie można odkrywać świata na swój sposób
:) Spokojnego pobytu w BKK
:)
Twoja relacja jest bardzo ciekawa i chętnie ją czytam:) ale proponuje trochę więcej poczytać (przewodników, forum) przed wycieczką - dobór miejsc do zwiedzania i odpowiednie przygotowanie logistyczne to ponad 80% szans na udaną wycieczkę
;)Tajlandia jest jednym z najpiękniejszych miejsc w Azji, ale jadąc do Pattaya nie powinieneś się spodziewać nic innego niż to co zastałeś - ogólnie tajowie to bardzo mili i nienachalni ludzie, a szansa bycia oszukanym jest jedną z najmniejszych w całej Azji - aż się boję co byś zrobił w Indiach
:P Mimo wszystko podziwiam za odwagę (taka podróż w tym wieku:) i życzę powodzenia!
Planujesz jakieś zwiedzanie w tym Bangkoku?Grand Palace obowiązkowo, do tego Wat Pho z leżącym Buddą i Wat Arun, polecam też Dusit (wchodzisz na tym samym bilecie), a zwłaszcza Anantasamakhom Throne Hall - weszliśmy już tam trochę na siłę, a widziałem tam chyba najpiękniejsze rzeczy w życiu - mają tam pokaźny zbiór prezentów dawanych królowi i królowej z różnych okazji - masa złota i niesamowity poziom rzemiosła.Próbowałem znaleźć jakieś zdjęcia, swoich nie mam bo nawet komórki każą w szafkach zostawić, ale wygląda na to że ciężko jest je nawet w internecie dorwać. Tu jest jedna ze złotych bark: http://www.globalgoodnews.com/cultural- ... 5532449047
Ta ryba nie mogła kosztować więcej niż 30-40 bathów podobnie ośmiorniczki, nie wydaje mi się, żebym zapłacił za nie (1 wykałaczka, na niej 3 ośmiorniczki) powyżej 20 bathów, może max. 30. Bardzo tanie jedzenie. Dzisiaj miałem cały obiad za 60 bathów w tym samym miejscu.Tak zwiedzałem cały dzień, nie byłem w pałacu królewskim, bo są skrajne opinie, a to coś kosztuje 500 bathów. Byłem totalnie bez kasy, tzn. nie chciałem wypłacać więcej. Idealnie starczyło mi i zostało na poranne dostanie się na lotnisko.No właśnie, lot mam niby o 10, ale wolę wstać o 6:00, zebrać się i ruszyć na lotnisko, bo szczególnie rano Bangkok zakorkowany a ja korzystam z tego drugiego lotniska. Toteż, pójdę spać dużo wcześniej, wszystko sobie przygotuję, a relację z dzisiejszego dnia napiszę w samolocie. Będzie wrzucona jutro na lotnisku w Macau. Pozdrawiam.
No jest cholernie goraco, ale nie ma takiej wilgotnosci powietrza jak w HK. Tutaj w Makau jest masakra, 35 stopni jak w Bangkoku, zero chmurek i klimat jak w HK.
Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?
Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau
:( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać
:P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A więc powiem, że Cię podziwiam, bo większość 18-latków, których znam nie odważyłoby się lecieć w pojedynkę nawet do Egiptu, a co dopiero tak daleko i to bez BP. A kasę to woleliby wydać na imprezki.
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Za moich pomaturalnych czasow budzetowo to jechalo sie pod namiot na Polwysep Helski. Czasem na bogato byly domki, a typowy low cost to lawka na dworcu PKS w Jastrzebiej Gorze po uprzedniej konsumpcji tzw. "telewizorów"
:D A pisze to dlatego, ze czytajac takie relacje (a czyta sie swietnie!; watki "kryminalne" rzadza
:) ) zal dupsko sciska, ze kiedys, jak jeszcze byly dobre ekipy osiedlowe czy szkolne, nie bylo takich mozliwosci podrozowania. Co do jedzenia to moja pierwsza mysl przy kazdej fotce to: ciekawe jaka jest % zawartosc szczura w potrawie, albo "psa, przemilenoego razem z buda"
;) Ale i tak bym jadl te wszytskie swierszcze i inne robale.Ehhh szkoda kasyna
:( Mogles odrobic tripa albo i zarobic na kolejnego.Powodzenia dalej.
miki3475 napisał:Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau
:( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać
:P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.Czekamy
;)
Przepraszam ale ostatnio to już naprawdę 3h snu przez ostatnie dni. Chciałem wycisnąć wszystko z tego tripa. Siedzę teraz w Amsterdamie, zwiedzam miasto. Makau i HK ostatni dzien będze na 100% dzisiaj, bo mam 6h czekania na autobus dzisiaj. A co do Amsterdamu i podsumowania to może jutro. Przepraszam i pozdrawiam z Amsterdamu
;)
Masz to samo co ja
;) O ile w trakcie wycieczki siedząc wieczorem przy piwku można sobie pisać, to podczas powrotu tyle spraw się nakłada, że ciężko aby coś napisać. Ja końcówkę pisałem siedząc w PB, trasa WAW-KRK to niecałe 5h więc sporo aby nadrobić.
Mam tak samo, wstaje rano ( o 12
:P ) klikam w zakładke relacji a tu nic ;D ale wiem że nie piszesz,bo zajęty/zmęczony jesteś
:) tylko nie wiem co bedzie, gdy sie relacja skończy, albo musisz zacząć opisywać do robisz w Polsce, albo nam coś pozmyślać hahah ;D
a ciasteczka w Makau próbowałeś? tez można się najeść tyle tych rodzajów tam mają
:) niektóre z mięsem lub algami, ale najlepsze z migdałami
;)Warte spaceru są jeszcze okolice Muzeum Morskiego i Makau Tower
:) No i można się wybrać pod chińską granicę
;) oczywiście darmowym busem
;)
miki3475 napisał:Angrenne napisał:A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.W Azji jedzenie z ulicy najlepsze!!! Od dziadka ze starego woka albo grilla
:)Szaszłyczki z krewetek albo makaron, pycha.O dziwo, jedząc cały tydzień "na ulicy", poczułam się źle dopiero po kolacji w restauracji
:P
;)
Quote:Na ostatnią noc wyprawy miałem niespodziewany couchsurfing. Gdy byłem w Singapurze, Erica z HK przypadkiem znalazła informacje że odwiedzam jej miasto. Poprosiła mnie czy nie mógłbym wziąć laptopa dla jej dobrego znajomego z Krakowa. Oczywiście żaden to problem, szczególnie że to malutki netbook. Od razu się zgodziłem, a Erica nalegała bym spał u niej. Zaoferowała mi też ostatni chiński obiad, mówiąc że jej kolega już jej zapłacił za przesyłkę i ona tylko wydaje jego pieniądze (oczywiście on o tym wie, są bardzo dobrymi znajomymi).Oj, nie podoba mi się to :/ Nie wiesz że nigdy, ale to przenigdy jadąc przez granicę nie bierze się ŻADNYCH rzeczy od nieznajomych? Nigdy!!! Przecież to może być jakiś przemyt :/ Na poparcie moich słów: http://www.rp.pl/artykul/414188.html?print=tak Chroń siebie, zostaw to, nie ryzykuj.
Dla mnie osoba ta byla zaufana i wczesniej wszystko sprawdzilem. Jesli cos wzbudziloby moje podejrzenie powiedzialbym ze nie moge tego zrobic. Sprawdzilem laptopa dokladnie, bo tez o tym myslalem. Wszystko bylo w porzadku. Rownie dobrze gdy stoisz w kolejce do kontroli bezpieczenstwa ktos moglby ci wrzucic mala paczuszke, ktora bylaby odebrana na lotnisku docelowym. Nie mozna zawsze doszukiwac sie zlych zamiarow, trzeba zbadac sprawe i dopiero ocenic. Wszystko bylo oki.Poki co przespalem z 18h, ale dzis powinna byc dalsza czesc.
miki3475 napisał:Na początek muszę bardzo przeprosić za zwlekanie z opublikowaniem kolejnych części. Jak tylko przyjechałem padłem, przez pierwsze dwa dni dosłownie zdychałem. Nie miałem apetytu, nie jadłem ZUPEŁNIE nic przez 2 pierwsze dni od przyjazdu (tylko trochę soku, wody, herbaty). Pierwszej nocy przespałem 22 godziny... Fatalnie się czułem, ból w kościach, senność, wspomniany brak apetytu. Od zgłoszenia się do lekarza powstrzymywał mnie tylko brak gorączki. Mimo to trochę bałem się, że mogłem przywieźć coś ze sobą. Ale we wszystkich chorobach temperatura ciała jest znacząco podwyższona. Wczoraj już było trochę lepiej, ale miałem wiele spraw do załatwienia, musiałem się wreszcie ogarnąć. Dziś nie narzekam, wróciłem do siebie i zabieram się za ostatnie etapy podróży i kończące podsumowanie. Przepraszając za tę zwłokę, liczę że nadal będą osoby chętne czytać ostatnie wpisy dziennika
;) Z tego co napisałeś wychodzi, że dopadł Cię JET LAG
;-) http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_nag%C5%82ej_zmiany_strefy_czasowejGratuluję wyprawy i fajnej relacji. Teraz zrób sobie z tego fotoksiążkę i pamiątka na lata
:-)
Tylko to powinno być w drugą stronę. Myślę, że teraz to bardziej ogólne zmęczenie, bo bardzo długo nie spałem. Kilka ostatnich dni to był istny hardcore, kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu. Ale jestem zadowolony, bo plan zrealizowany
:PBędą jeszcze 2 odcinki:- Bonusowy Amsterdam i powrót- PodsumowanieDziś już wszystko normalnie więc lada moment się pewnie ukażą. Mam nadzieję, że jutro starczy czasu i skończę
;)Pzdr
Świetna relacja. Czytałem ją od deski do deski codziennie. Niby tak prosto napisana, żadnych fajerwerków, ale czytało się ją naprawdę super, chyba dlatego, że była taka szczera.miki3475 napisał:kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu Kurcze, a właśnie podczas relacji odniosłem wrażenie, że niezły musi być z Ciebie śpioch : ) Bo właśnie tak wydawało mi się, że nad wyraz dużo spałeś : PPozdrawiam serdecznie i czekam na bonusowe relacje.
W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea
;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.
Hehe - kraj smutnych ludzi
:DTakie samo wrażenie miałem jak sam wróciłem z Azji, tylko wtedy mi się gęba śmiała
:) Pół roku tam spędziłem i nawet nie wiedziałem jak mi tego brakowało
:)
maxima napisał:W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea
;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.Tak dla pełnej ścisłości to odnowione muzeum Van Gogha jest już od początku maja otwarte dla zwiedzających
:)
Dzień ∞: PodsumowanieNo i przyszło mi wreszcie podsumować wyjazd. Robię to z żalem, bo zamykam 3-tygodniowy rozdział mojego życia, którym dosłownie żyłem przez pewien czas. Tak jak pisałem wielokrotnie do wielu miejsc wrócę jeszcze nie raz. Już tęsknię
:mrgreen: Podsumowanie podzielę na małe sekcje, co będzie czytelniejsze dla osób, które bazując na tych informacjach same będą chciały się wybrać w podobną podróż do tych krajów.Ogólne wrażeniaNie mogę powiedzieć, że była to moja pierwsza daleka podróż. No nie, ale była zdecydowanie najciekawszą, najprzyjemniejszą, najbardziej uczącą wyprawą w moim życiu - po prostu najlepszy trip dotychczas, bez dwóch zdań. Poznałem wiele ludzi, podszkoliłem język, ale przede wszystkim spróbowałem wreszcie tej azjatyckiej kultury, o której tak marzyłem przez cały czas. Spełniłem marzenia
;)KosztCeny biletów zawarte były w pierwszym poście:Quote:Warszawa-Amsterdam-Hongkong-Amsterdam-Warszawa - KLM - ok. 1410zł (cashback w syncu)Hongkong-Singapur - JetStar - 258złSingapur-Bangkok - Scoot - 275złBangkok-Macau - AirAsia - 54,12 EURPolskiBus, w którym aktualnie siedzę to koszt ok. 30zł (ZNE-WAW-ZNE).Łącznie wychodzi około 2200złDodatkowo na miejscu wypłacałem oczywiście pieniądze:1 dnia wypłaciłem 1000 HKD = 128,83 USD = 420,71zł22.05 kolejne 500 HKD = 54,63 EUR = 230,05zł (jak widać w porównaniu do powyższego straciłem kupę kasy, ale to opiszę niżej).W Singapurze aż 250 SGD, bo resztę po Singapurze wymieniłem w kantorze w Tajlandii = 168,67 EUR = 710,28złW Bangkoku 2180,00 THB = 72,89 USD = 241,23zł184,00 MOP za prom do Hongkongu = 23,01 USD = 76,15zł131,20 HKD w sklepie ostatniego dnia w Hongkongu = 16,90 USD = 55,94zł300,00 HKD na Ladies Market (właściwie o 150 za dużo, musiałem wymyślać co kupić, mimo że tego nie potrzebowałem) = 38,65 USD = 127,91złW Amsterdamie wydałem około 13 EUR, czyli 55złW Warszawie nie więcej niż 40złDodatkowo około 100zł na prezenty z Polski dla CouchSurferówŁącznie: 2057,27zł, nie ukrywam nie spodziewałem się takiej liczby, trochę wpadłem teraz w depresję
:D ale z drugiej strony jak tak patrzę to po prostu BYŁO WARTO!. Ale czuję, że o około 500 za dużo, niepotrzebne ale naprawdę nie wiem gdzie
:DKoszt 3 tygodniowej wycieczki po Azji: 4257,27złHongkongTo miejsce mnie zdecydowanie zaskoczyło, nie spodziewałem się że będę gdzieś czuł się tak dobrze. Wszystko było po prostu perfekcyjne. Najlepsze w Hongkongu jest to, że jednego dnia można zwiedzić całe ścisłe centrum, a następnego wziąć metro i autobus i totalnie się wyciszyć na wędrówce w górach. Do tego wszędzie ta ulepszona, chińska kultura, która dla nas jest czymś nowym. Miasto jest przepiękne, jedzenie bardzo smaczne a każdy kogo poznałem sympatyczny - czego tutaj nie lubić?Jest co robić przez 10 dni, ale ja nie nudziłbym się tutaj nawet przez 2 tygodnie.SingapurJak już wiecie spodziewałem się czegoś innego. Porządku, surowego prawa, policji, drogiego alkoholu. Z tego wszystkiego tylko drogie piwo się sprawdziło. Ale to państwo bezprawia (bo właściwie tak jest
:P) ma swoje zalety. Nigdy nie widziałem tak zielonego miasta. Nie chciałbym tutaj jednak siedzieć więcej niż tydzień, zanudzony na śmierć nie kupiłbym sobie nawet piwa, bo portfel pusty. Dobre miejsce by żyć, raczej średniawe na zwiedzanie. Changi bezapelacyjnie najlepszym lotniskiem świata!TajlandiaW Pattaya może faktycznie jest dużo prostytutek, ale nie trzeba na nie patrzeć. Da się miło spędzić czas, jeśli tylko uciekniemy jak najdalej od tego miasta. Siedząc długo w Bangkoku to może być ciekawe miejsce na wyrwanie się z wielkiego molocha, w końcu 10-20zł za luksusowy autobus to nie jest przecież duży koszt za leżenie na plaży dupskiem przez cały dzień
:DBangkokiem byłem bardzo zawiedziony, nie widziałem nic tam ciekawego. Nie cieszyło mnie zwiedzanie świątyń. Może dlatego, że nie jestem fanem muzeów, a może byłem przytłoczony tą szopką robioną przez Tajów na turystach, zrobią wszystko dla 100 bathów... Ceny alkoholu jak w Polsce, trochę dużo jak na tani kraj jakim jest Tajlandia. Ogromny plus za jedzenie, ale myślę, że w całym kraju można to wszystko dostać.MakauMały, urokliwy region. Bardzo miłe uczucie chwilowego powrotu do Europy. O ile wszystkie atrakcje obejrzymy w ciągu jednego dnia to nie zapominajmy jeszcze o południu, gdzie jest ogromny obszar zieleni, w sam raz na piesze wycieczki.PieniądzeUżywałem kantoru Aliora, ale trochę się na tym przejechałem. Miałem 2 karty USD i EUR. Podstawową walutą MasterCard jest USD, ale byłem pewien, że jeśli używam EUR to po prostu będzie przewalutowanie na karcie. Użyłem kalkulatora MC, wybierając podstawową walutę EUR. Wyszło bardzo atrakcyjnie, dlatego skorzystałem. W efekcie moje dolary singapurskie zostały przeliczone na USD, ale to niestety już nie zmieniło się na EUR. Alior przeliczył go po złodziejskim kursie i w efekcie straciłem łącznie około 60-70zł... Dlatego radzę uważać. Co do karty USD to wszystko super
:)W Tajlandii początkowo wymieniłem dolary singapurskie w kantorze, ale musiałem i tak i tak wypłacić z bankomatu - opłaty nie uniknąłem, nawet miałem trochę większą 180 bathów.PrądW Hongkongu i Singapurze były angielskie wtyczki, także najprostszy adapter wystarczy. W Tajlandii początkowo stosowałem mój rozbudowany adapter za 19 HKD
:D Ale w drugim hostelu nie chciał działać. Miałem już kupować specjalny adapter, gdy dowiedziałem się, że wystarczy wepchnąć europejskie wejście - działa bez najmniejszego problemu
:DJedzenieCzyli najlepsze co jest w Azji. Jak wiecie jadłem wszystko na ulicach. Wszystko bez wyjątku, nie patrzyłem kto to sprzedaje, czy ma brudne ręce. Zupełnie nic mi nigdy nie zaszkodziło (z ulicy). Burger Kinga z Mongkoku jedynie nie polecam, bo brzuszek może lekko boleć
:D W McDonaldsie HK bardzo tanio i smacznie jak na Mc. W Tajlandii jedzenie super, choć najostrzejsze ze wszystkich. W Singapurze mamy właściwie kuchnie całego świata, także do wyboru do koloru. W każdym miejscu ceny bardzo niskie i bez problemu za te 10-12zł można zjeść coś naprawdę konkretnego. Jeśli stosujemy zasadę "większa kolejka - lepsze jedzenie" to na pewno nigdy nie będziemy zawiedzeni
;)PodziękowaniaNa koniec chciałbym bardzo podziękować wszystkim osobom śledzącym wytrwale wątek, w tym mej kobiecie
:D, znajomym, przyjaciołom i rodzinie (nawet babci biegała do sąsiadki, by wchodzić na F4F
:D) Pozdrawiam i dziękuję za pomoc i opinie w czasie podróży!Pozdrawiam Mikołaj!
Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!
Świetna relacja
;) czytało się lekko i przyjemnie - każdy dzień. Jedynie mało zdjęć jak i tutaj na forum F4F i na picasie
:D;) ... oj chciałoby się oglądnąć wiecej
:D:P. Rozumiem jednak brak czasu i wysiłek jaki trzeba w to wszystko włożyć
:) a i jeszcze jak najwięcej trzeba przecież zobaczyć
:) ...dzięki za świetną relacje live i pozdrawiam.
koncentrator napisał:Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!Wręcz modelowy przykład!
:)
pytania do autora ?:)roznice pomiedzy wrazeniami z poszczegolnych krajów rzeczywiscie byly takie duze ?z moich doswiadczen z tego rodzajow tripow (couchsurfing, low cost),jest ze w 75 % najfajniej jest na poczatku,pytam, bo chcialbym sie wybrac do Azji i z opisu wyglada, ze powinnem do HK (jak by wybierac z tych 3)PS pozdrowienia dla babci:)
Wcześniej czytałem tak raczej przypadkiem. Dziś z w przypływie pobudzonego zainteresowania jakaś część przypadła mi do gustu. ....... I przyszło natchnienie. Przeczytałem "od deski do deski"
:-)Cóż moge powiedzieć ... świetna, inspirujaca, pouczająca i mega fajna / przyjazna relacja.Dziękuje i gratuluję. Gorąco pozdrawiam Ciebie, Twoja kobiete, znajomym, przyjaciół, rodzine i oczywiście (nie bez powodu) dumną z Ciebie babcie.Nic tylko, życzyć Ci dalszych podbojów i oczywiście relacji dla nas.Mikołaj - tak trzymaj
:-) !
Wielkie dzięki po raz kolejny
;)A co do pytania lahcimmm2:Możliwe że jest coś takiego jak piszesz, że kolejne miejsca podobają się już mniej. Zmęczenie się zwiększa, sił coraz mniej, a właściwie w tym HK przeżyłem taki szok kulturowy, co pewnie odbiło się na wrażeniach. Z drugiej jednak strony jakkolwiek próbuję popatrzeć na ten Hongkong to wydaje się po prostu najciekawszym miejscem spośród: Singapuru, Makau czy Bangkoku. Ale w żadnym z tych miast nudno i tak i tak nie będzie
;)
dokładna relacja, od rzeczy opisna. o dzieki Ci za to.
;)a btw. dragon fruit jest bez smaku - fakt, potwierdzam. ja sie z tym owocem spotkalam jako przerywnik w delektowaniu sie 'aromatycznymi' serami szwajcarskimi. w takim przypadku 'owoc bez smaku' działa tak, jak wachanie kawy w perfumerii
;)
Moje zamówienie
Linia numer 2 prowadzi od samego centrum Mui Wo aż pod samego Buddę, a podróż trwa ok. 30 minut. Koszt to 17.2 HKD, a w weekendy 27 HKD w jedną stronę.
Wzbijaliśmy się coraz wyżej (cały HK to teren bardzo górzysty. Gdy tysiące lat temu poziom wody się podniósł odciął wiele terenów, dlatego też w HK jest aż xxx wysp). Ja spisywałem cały dzień. Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Najpierw ruszyłem przed siebie. Przechodząc przez multum straganów, pstrykając fotki doszedłem do wielkiej bramy. Tutaj zaczynają się sklepy, nie wiem gdzie ta droga mnie doprowadzi, ale idę przed siebie. Po 5 minutach pytam panią gdzie ten wielki Budda. Ona wskazuje palcem, odwracam się a przedemna jest! Wielki posąg Buddy. Nie wiem jak go przeoczyłem :D
Gdy się obróciłem, zobaczyłem Buddę.
Po kolejnych 5 minutach byłem juz pod dlugimi schodami, które prowadzą pod same stopy Wielkiego Buddy. Przy wejściu jest pewnego rodzaju kasa biletowa. Pani pyta "Czy idziesz pod Wielkiego Budde? Kup bilet". Tyle że wstęp jest darmowy. Sprzedają oni bilety na jakieś jedzenie. Pewnie niejedna osoba, która nie wiedziała nacięła się na ten numer.
Wielki Budda
Dosyć sporo ludzi, szczególnie jak na czwartek. Ale kolejek nie było, szło się dosyć spokojnie. Faktycznie spory jest ten posąg. Jest to największa na świecie statua Buddy. Dzisiaj jest bardzo ładna pogoda, żadnej mgły, która często zakrywa posąg. Warto nie skupiać się tylko na Buddzie, a także zobaczyć okolicę. Taras jest najwyższym punktem w okolicy, więc mamy piękny widok. Ja usiadłem za Budda i podziwiałem malutkie wysepki Hongkongu. Mały odpoczynek i czas wracać. Zanim jednak poszedłem na autobus zrobiłem sobie zdjęcie a'la Budda :D
Wyspy Hongkongu
Znowu uzupełniałem dziennik. Gdy przyjechaliśmy do Mui Wo szybko wziąłem rower i pojechałem po plecak. Krótkie pożegnanie i na nogach wracam na prom. Tym razem nie do centrum, a do Discovery Bay lub po prostu jak mówią tutejsi "DB". Bardzo mały statek, bardziej taki kuter. Przeprawa trwała 20 minut i kosztowała 12 HKD. Trochę drogo, to tyle co płaciłem za 3x dłuższą podróż. Ale DB to getto białych, więc nie ma co się spodziewać niskich cen.
Promo-kuter
Wysiedliśmy w zupełnie innej przystani. Ta zlokalizowana jest na odludziu. Ale DB nie jest duże, już po 15 minutach spacerku doszedłem do samego centrum. Po drodze mijały mnie małe, golfowe samochodziki. W DB liczba tych pojazdów jest limitowana. Nie można sprowadzać kolejnych autek. Można natomiast odkupić takie autko od posiadacza licencji. Obecnie cena za takie małe, dwuosobowe autko golfowe w DB wynosi ponad 2 000 000 HKD [źródło]. Dlatego też takimi autkami jeżdżą tylko najbogatsi mieszkańcy i ich żony.
Pani w limuzynie za 800 000 zł
W większości są tutaj mieszkańcy rasy białej. Ja odwiedziłem DB, gdy dzieci wracały ze szkoły. Spotkałem kilku uczniów w moim wieku (nigdzie indziej w HK nie widziałem białych nastolatków wracających ze szkoły), ale głównie byli to ok. 10 latkowie, czyli pokolenie już urodzone w "nowym HK". A już najwięcej jest małych, białych (ale też sporo Azjatów) dzieci z Filipinkami, Indonezyjkami. Nianie są bardzo popularne w całym HK. Zazwyczaj pochodzą z Indonezji lub Filipin. Najwięcej jest ich właśnie w DB, bo rodziców na nie po prostu stać. Matka wychodzi o 7, bierze prom do Centrum, wychodzi z pracy po 19, 20, w sam raz by powiedzieć dziecku "dobranoc". Dlatego odbijają sobie w niedziele, wtedy nianie mają wolne. Wychodzą w miasto by spotkać się z innymi nianiami. Rozkładają swoje pikniki naprawdę wszędzie. W parku właściwie nie ma miejsca, dlatego niektóre odpoczywają na stacji metra jedząc, pijąc i rozmawiając z innymi nianiami.
Dzieci się bawią, nianie obok.
Discovery Bay jest nową dzielnicą Hongkongu. Założono ją dopiero w 1970', ale zaczęła się rozrastać kilka lat później. Wszystkie budynki są nowe, a budowa miasta od zera pozwoliła je stworzyć według idealnego planu. Wszystko zostało sfinansowane z prywatnych środków, nawet wodociągi i elektrownie. W centrum dzielnicy znajduje się Plaza. Okrągły budynek z wielkim placem po środku. Na parterach są znane światowe restauracje i sklepy, wyżej są mieszkania. Tuż obok zlokalizowano przystań szybkich promów do centrum i autobusy miejskie.
Plaza
Tutaj nie ma co liczyć na jedzenie z ulicy typu fishballs czy smażone krewetki. Miałem do wyboru Subway lub MacDonald's. Poszedłem do tego drugiego, bo mimo że nie lubię tam jeść w Polsce to tu w HK bardzo mi smakowało śniadanie. Skomponowałem sobie obiad: zestaw z Big Maciem (21$), MacDouble (w promocji 8$), ciastko z jabłkiem, którego 1000 lat nie jadłem tylko 5$. Jak widać za 34$, czyli ok. 15 zł miałem całkiem porządny obiadek. Ależ się najadłem! Wyszedłem w poszukiwaniu toalety, której nie było w środku. Zamiast niej znalazłem młode dziewczyny palące papierosy. Oj ojciec, właściciel banku byłby zły :D
Obiad
Nie pozostało mi wiele czasu, musiałem jechać na lotnisko. Wziąłem tańszą opcje. Są z "dworca DB" autobusy bezpośrednio na lotnisko, ale one kosztują xxxx HKD. Ja pojechałem tą samą trasą tylko z jedną przesiadką. Najpierw autobus za 10 HKD do ostatniej stacji metra - Tung Chung. 15-20 min jazdy, a stąd co kilka minut jest transport pod lotnisko za 3.5 HKD.
Lotnisko jest ogromne. Łącznie chodziłem myślę przez przynajmniej 45 minut. Moja odprawa była z drugiego terminala. 10 minut drogi i byłem w odpowiednim miejscu. Miałem dużo zapasu czasu, więc sprawdziłem co się dzieje na świecie. Nie zrobiłem odprawy online bo nie było jak wydrukować biletu. Lot do Singapuru wykonuję linią JetStar, tania australijska linia. Boarding na lotnisku jest darmowy. 5 minut wszystko zajęło. Miejsca są numerowane, dostałem ten sam numer co ostatnio w KLM - 22A, czyli przy oknie. Tylko maszyna jest oczywiście inna, zwykły A320, nic szczególnego.
Pociąg na drugi terminal
Kontrola paszportowa przebiegła bardzo sprawnie, pan znowu nawet nie popatrzył na druczek wyjazdowy. Podobnie było z kontrolą bezpieczeństwa, 3 min i po sprawie, żadnych kolejek, bez wyciągania płynów czy włączania komputera. Lotnisko jest perfekcyjnie oznakowane. Nawet ja, który zawsze się wszędzie gubię tutaj nie miałem problemu. By dostać się do bramki musiałem wziąć pociąg. Wszystko sprawnie jak to w HK. Fotele bardzo wygodne, wszędzie wykładzina. Niektóre ławki mają zainstalowane punkty z dostępem do prądu. Wejście UK i USB. Godzinka szybko zleciała :D ustawiliśmy się do kolejki, gdzie pan przeszedł i zaznaczył sprawdzenie biletu. Nikt nic nie mierzył, nie ważył i dobrze, bo mój plecak chyba przekracza limit :D
Zapakowano nas w autobus. 10 minut jazdy i wreszcie jesteśmy. Zero przepychania się, bo i tak każdy ma wybrane miejsce. Linia bardzo podobna do WizzAir. Podobna ilość miejsca na nogi. Nie wiem czy nawet nie mniej, bo w Wizzie nigdy nie miałem problemu z miejscem a tutaj trochę go brakuje. Bardzo długo czekaliśmy na pozwolenie na start to zasnąłem. Obudziłem się tylko na start, a później kontynuuowałem moją drzemkę. Druga połowa lotu zleciała mi na podziwianiu burzy, ktorą na szczęście minęliśmy, choć bez turbulencji się nie obeszlo. Uzupełniłem też dziennik. Lądowanie cieżkie, aż podbiło.
https://lh4.googleusercontent.com/-xbXI8_kST2o/UZ5jaWsIM0I/AAAAAAAAAvo/fi9DUQlqnP0/s640/SAM_0957.JPG
Wyładunek ludzia
Kiedyś w Singapurze był terminal budżetowy. Teraz wszystkie linie lądują na normalnym. Wydaje mi się, że tutaj nie ma autobusów, nigdy. Zrobiłem sobie mała wycieczkę po całym lotnisku. Jutro rano i po południu będę je zwiedzał dokładniej. A teraz rozłożony idę spać.
Na Picasie jest dużo więcej zdjęć. Internet tutaj super działa.Dobrze widzę, że ciężko o tę akceptację postów więc te fotki poprzerzucam... Może w ten sposób nie trzeba będzie akceptować postów.
Dzień 8: Wszystko zgodnie z planem
Mimo że poszedłem spać po 4, to udało mi się wstać po 9. Idealnie. Spakowałem się tak, aby później wrócić do Karen na 5 minut. Plan na dzisiaj był następujący: rano spakować się, rowerem zwiedzić okolicę, wziąć autobus pod Wielkiego Buddę, wrócić tym samym, odebrać plecak od Karen i ruszyć na prom do Discovery Bay. Planuję szybko zwiedzić DB i autobusem pojechać na lotnisko. Lot do Singapuru po godzinie 20. Ale muszę być dużo wcześniej, bo nie zrobiłem odprawy.
HK to nie tylko potężne wieżowce
Z aparatem i butelką wody ruszyłem rowerem do miasta. Muszę przyznać, że mieszka w przepięknej okolicy. Dookoła zielone od drzew góry. Tak wyobrażałem sobie Azję z dala od cywilizacji. Jeździłem bocznymi dróżkami ciągle skręcając w kolejne. Ostatecznie i tak dojechałem do samego centrum - przystani promowej. Ale to jeszcze nie był czas, aby uciekać z Mui Wo. Zawróciłem i znalazłem "Mui Wo Market", wielki budynek ze stoiskami w środku. Zostawiłem rower i poszedłem zwiedzać.
Mui Wo Market
Wewnątrz stoiska z żyjacymi rybami, kwiaty i inne mięso (nawet z NZ, AUS i USA). Mnie zastanawiało jak może smakować płochliwa, niebieska ryba z żołtym ogonem. Obszedłem cały targ, ale nie znalazłem właściwie nic co mógłbym kupić.
Pani patrosząca i sprzedająca ryby
Gdy wyszedłem z targu znalazłem się w samym środku kolejnego, tym razem ulicznego. Sprzedawano tutaj wszystkie różności, od ubrań po jedzenie. Wydaje mi się, że ceny koszulek itd. były tutaj najtańsze ze wszystkich jakie dotychcas widziałem w HK. Ale prawie wszystko damskie i do tego ja już i tak ledwo się dziś spakowałem.
Stoiska z ubraniami
Odebrałem rower pojechałem pod przystań. Znalazłem bardzo ładne miejsce. Po lewej i po prawej górzyste wysepki a po środku zabudowa HK. Chwila relaksu i ruszam dalej.
Budynki Hongkongu w nietypowej scenerii
Wypadałoby coś zjeść na śniadanie. Na Mui Wo nie widziałem żadnych restauracji na ulicy, a głównie takie jedzenie mnie interesuje. Ale nie mam wyboru, jestem głodny. Zobaczyłem restaurację serwującą burgery. Wszedłem do środka, by zapytać się ile kosztuje jeden burger i jak duży on jest. Pan odpowiada, że 38 HKD i rozkłada ręce na odległość 15-20 cm. Dobra a jak z czasem oczekiwania - jedna minuta. Nie zdążyłem nawet odłożyc roweru a pani przyniosła już zamówienie. Tyle że co innego - piwo :D Wyjaśniliśmy sobie sytuację i poszedłem do Mc Donaldsa. To była moja ostatnia szansa. Miałem już tylko 20 minut do autobusu.
McDonald's w Mui Wo, tuż obok przystani promowej
Bardzo tanio zamowilem zestaw z Big Maciem, 21 HKD. Więc taniej niż w Polsce. Dawno nie jadłem Big Maca, ale ten wydawał się spory, nawet się najadłem tym zestawem. Była 14:12, wyszedłem i skierowałem się na autobus (przystanek był przy wyjściu). Byłem pewien, że autobus odjeżdża za 3 min. Po dziesięciu, zacząłem się zastanawiać dlaczego nie ma kierowcy. Popatrzyłem na rozkład a tutaj 14:30. Zachęcony tanim Big Maciem pobiegłem jeszcze po Cheeseburgera. 10.2 HKD to trochę przesada, gdy za dwa takie mam cały zestaw z dużą kanapką. Zrezygnowałem i poszedłem na autobus.
Moje zamówienie
Linia numer 2 prowadzi od samego centrum Mui Wo aż pod samego Buddę, a podróż trwa ok. 30 minut. Koszt to 17.2 HKD, a w weekendy 27 HKD w jedną stronę.
Wzbijaliśmy się coraz wyżej (cały HK to teren bardzo górzysty. Gdy tysiące lat temu poziom wody się podniósł odciął wiele terenów, dlatego też w HK jest aż xxx wysp). Ja spisywałem cały dzień. Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Najpierw ruszyłem przed siebie. Przechodząc przez multum straganów, pstrykając fotki doszedłem do wielkiej bramy. Tutaj zaczynają się sklepy, nie wiem gdzie ta droga mnie doprowadzi, ale idę przed siebie. Po 5 minutach pytam panią gdzie ten wielki Budda. Ona wskazuje palcem, odwracam się a przedemna jest! Wielki posąg Buddy. Nie wiem jak go przeoczyłem :D
Gdy się obróciłem, zobaczyłem Buddę.
Po kolejnych 5 minutach byłem juz pod dlugimi schodami, które prowadzą pod same stopy Wielkiego Buddy. Przy wejściu jest pewnego rodzaju kasa biletowa. Pani pyta "Czy idziesz pod Wielkiego Budde? Kup bilet". Tyle że wstęp jest darmowy. Sprzedają oni bilety na jakieś jedzenie. Pewnie niejedna osoba, która nie wiedziała nacięła się na ten numer.
Wielki Budda
Dosyć sporo ludzi, szczególnie jak na czwartek. Ale kolejek nie było, szło się dosyć spokojnie. Faktycznie spory jest ten posąg. Jest to największa na świecie statua Buddy. Dzisiaj jest bardzo ładna pogoda, żadnej mgły, która często zakrywa posąg. Warto nie skupiać się tylko na Buddzie, a także zobaczyć okolicę. Taras jest najwyższym punktem w okolicy, więc mamy piękny widok. Ja usiadłem za Budda i podziwiałem malutkie wysepki Hongkongu. Mały odpoczynek i czas wracać. Zanim jednak poszedłem na autobus zrobiłem sobie zdjęcie a'la Budda :D
Wyspy Hongkongu
Znowu uzupełniałem dziennik. Gdy przyjechaliśmy do Mui Wo szybko wziąłem rower i pojechałem po plecak. Krótkie pożegnanie i na nogach wracam na prom. Tym razem nie do centrum, a do Discovery Bay lub po prostu jak mówią tutejsi "DB". Bardzo mały statek, bardziej taki kuter. Przeprawa trwała 20 minut i kosztowała 12 HKD. Trochę drogo, to tyle co płaciłem za 3x dłuższą podróż. Ale DB to getto białych, więc nie ma co się spodziewać niskich cen.
Promo-kuter
Wysiedliśmy w zupełnie innej przystani. Ta zlokalizowana jest na odludziu. Ale DB nie jest duże, już po 15 minutach spacerku doszedłem do samego centrum. Po drodze mijały mnie małe, golfowe samochodziki. W DB liczba tych pojazdów jest limitowana. Nie można sprowadzać kolejnych autek. Można natomiast odkupić takie autko od posiadacza licencji. Obecnie cena za takie małe, dwuosobowe autko golfowe w DB wynosi ponad 2 000 000 HKD [źródło]. Dlatego też takimi autkami jeżdżą tylko najbogatsi mieszkańcy i ich żony.
Pani w limuzynie za 800 000 zł
W większości są tutaj mieszkańcy rasy białej. Ja odwiedziłem DB, gdy dzieci wracały ze szkoły. Spotkałem kilku uczniów w moim wieku (nigdzie indziej w HK nie widziałem białych nastolatków wracających ze szkoły), ale głównie byli to ok. 10 latkowie, czyli pokolenie już urodzone w "nowym HK". A już najwięcej jest małych, białych (ale też sporo Azjatów) dzieci z Filipinkami, Indonezyjkami. Nianie są bardzo popularne w całym HK. Zazwyczaj pochodzą z Indonezji lub Filipin. Najwięcej jest ich właśnie w DB, bo rodziców na nie po prostu stać. Matka wychodzi o 7, bierze prom do Centrum, wychodzi z pracy po 19, 20, w sam raz by powiedzieć dziecku "dobranoc". Dlatego odbijają sobie w niedziele, wtedy nianie mają wolne. Wychodzą w miasto by spotkać się z innymi nianiami. Rozkładają swoje pikniki naprawdę wszędzie. W parku właściwie nie ma miejsca, dlatego niektóre odpoczywają na stacji metra jedząc, pijąc i rozmawiając z innymi nianiami.
Dzieci się bawią, nianie obok.
Discovery Bay jest nową dzielnicą Hongkongu. Założono ją dopiero w 1970', ale zaczęła się rozrastać kilka lat później. Wszystkie budynki są nowe, a budowa miasta od zera pozwoliła je stworzyć według idealnego planu. Wszystko zostało sfinansowane z prywatnych środków, nawet wodociągi i elektrownie. W centrum dzielnicy znajduje się Plaza. Okrągły budynek z wielkim placem po środku. Na parterach są znane światowe restauracje i sklepy, wyżej są mieszkania. Tuż obok zlokalizowano przystań szybkich promów do centrum i autobusy miejskie.
Plaza
Tutaj nie ma co liczyć na jedzenie z ulicy typu fishballs czy smażone krewetki. Miałem do wyboru Subway lub MacDonald's. Poszedłem do tego drugiego, bo mimo że nie lubię tam jeść w Polsce to tu w HK bardzo mi smakowało śniadanie. Skomponowałem sobie obiad: zestaw z Big Maciem (21$), MacDouble (w promocji 8$), ciastko z jabłkiem, którego 1000 lat nie jadłem tylko 5$. Jak widać za 34$, czyli ok. 15 zł miałem całkiem porządny obiadek. Ależ się najadłem! Wyszedłem w poszukiwaniu toalety, której nie było w środku. Zamiast niej znalazłem młode dziewczyny palące papierosy. Oj ojciec, właściciel banku byłby zły :D
Obiad
Nie pozostało mi wiele czasu, musiałem jechać na lotnisko. Wziąłem tańszą opcje. Są z "dworca DB" autobusy bezpośrednio na lotnisko, ale one kosztują xxxx HKD. Ja pojechałem tą samą trasą tylko z jedną przesiadką. Najpierw autobus za 10 HKD do ostatniej stacji metra - Tung Chung. 15-20 min jazdy, a stąd co kilka minut jest transport pod lotnisko za 3.5 HKD.
Lotnisko jest ogromne. Łącznie chodziłem myślę przez przynajmniej 45 minut. Moja odprawa była z drugiego terminala. 10 minut drogi i byłem w odpowiednim miejscu. Miałem dużo zapasu czasu, więc sprawdziłem co się dzieje na świecie. Nie zrobiłem odprawy online bo nie było jak wydrukować biletu. Lot do Singapuru wykonuję linią JetStar, tania australijska linia. Boarding na lotnisku jest darmowy. 5 minut wszystko zajęło. Miejsca są numerowane, dostałem ten sam numer co ostatnio w KLM - 22A, czyli przy oknie. Tylko maszyna jest oczywiście inna, zwykły A320, nic szczególnego.
Pociąg na drugi terminal
Kontrola paszportowa przebiegła bardzo sprawnie, pan znowu nawet nie popatrzył na druczek wyjazdowy. Podobnie było z kontrolą bezpieczeństwa, 3 min i po sprawie, żadnych kolejek, bez wyciągania płynów czy włączania komputera. Lotnisko jest perfekcyjnie oznakowane. Nawet ja, który zawsze się wszędzie gubię tutaj nie miałem problemu. By dostać się do bramki musiałem wziąć pociąg. Wszystko sprawnie jak to w HK. Fotele bardzo wygodne, wszędzie wykładzina. Niektóre ławki mają zainstalowane punkty z dostępem do prądu. Wejście UK i USB. Godzinka szybko zleciała :D ustawiliśmy się do kolejki, gdzie pan przeszedł i zaznaczył sprawdzenie biletu. Nikt nic nie mierzył, nie ważył i dobrze, bo mój plecak chyba przekracza limit :D
Zapakowano nas w autobus. 10 minut jazdy i wreszcie jesteśmy. Zero przepychania się, bo i tak każdy ma wybrane miejsce. Linia bardzo podobna do WizzAir. Podobna ilość miejsca na nogi. Nie wiem czy nawet nie mniej, bo w Wizzie nigdy nie miałem problemu z miejscem a tutaj trochę go brakuje. Bardzo długo czekaliśmy na pozwolenie na start to zasnąłem. Obudziłem się tylko na start, a później kontynuuowałem moją drzemkę. Druga połowa lotu zleciała mi na podziwianiu burzy, ktorą na szczęście minęliśmy, choć bez turbulencji się nie obeszlo. Uzupełniłem też dziennik. Lądowanie cieżkie, aż podbiło.
http://i.imgur.com/Bz7uB48.jpg
Wyładunek ludzia
Kiedyś w Singapurze był terminal budżetowy. Teraz wszystkie linie lądują na normalnym. Wydaje mi się, że tutaj nie ma autobusów, nigdy. Zrobiłem sobie mała wycieczkę po całym lotnisku. Jutro rano i po południu będę je zwiedzał dokładniej. A teraz rozłożony idę spać.
Więcej zdjęć na Picasie.Dzień 9: Najlepsze lotnisko na świecie
Do Singapuru przyleciałem zaraz po północy. Każdy przyleci zawsze do strefy tranzytowej. Pytałem na lotnisku nie macie obowiązku jej opuszczać od razu mimo że nie macie kolejnego biletu, więc zapraszam do zwiedzenia najlepszego lotniska na świecie tak jak ja to zrobiłem. Po przylocie zobaczyłem bardzo szybko z czym mam do czynienia (właściwie tylko obskoczyłem) po czym poszedłem szukać najlepszego miejsca do spania. W Terminalu 3, jest najładniejsza strefa do spania ("strefa odpoczynku"), ale tam znajdziemy tylko małe fotele, na których nie da się rozłożyć. Wiedziałem, że gdzieś są rozkładane fotele. Znalazłem je w terminalu 1. Znowu spać poszedłem ok. 4. Musiałem naładować telefon i aparat przy użyciu laptopa. Ale ten ładuje tylko jak jest rozłożony, nie wyłączony. Na początku się trochę bałem, że go rano już nie zobaczę, ale przecież to lotnisko, a przede wszystkim - Singapur, kraj o najmniejszej przestępczości na świecie. Na lotnisku w nocy widziałem policję wyposażoną w długą broń automatyczną, ale tylko sprawdzali czy wszystko jest w porządku.
Tutaj spędziłem ostatnią noc.
Wstałem po godzinie 7, ale na zwiedzanie ruszyłem dopiero po godzinie. Dzisiaj w planie mam całe lotnisko. Poranek rozpocząłem od basenu i jacuzzi. Mieszczą się one oczywiście na lotnisku, w strefie transferowej. Basen w przeciwieństwie do większości atrakcji lotniska jest płatny. Koszt ok. 14 SGD (1 SGD = 2.5zł), więc około 35zł. W cenie otrzymujemy wejście na basen i jacuzzi, ręcznik, szafkę na rzeczy i jeden darmowy, bezalkoholowy napój w barze (kawa, herbata, lemoniada). Przyjemny jest basen po całej nocce na lotnisku, tylko że jest dosyć płytki. No ale nie można oczekiwać cudów na lotnisku.
Basen na lotnisku w Singapurze
Obok są też leżaki skąd możemy obserwować płytę lotniska
Po męczącym basenie trzeba coś zjeść. Ze względu na ceny mnie pozostaje wybrać coś z fast-foodów. Zdecydowałem się na dużą kanapkę w Subway'u. Smaczne jedzonko, do tego dobrze mnie wypchało.
Moja kanapka
Pora na zwiedzanie. Na lotnisku jest bardzo dużo zieleni, parków i ogrodów. Strefy palenia znajdują się na zewnątrz, dookoła równikowa roślinność. Ja na niższy poziom przeszedłem sobie przez park. Wszędzie jest czystko, a wszystko jest zadbane.
Przejście na zewnątrz.
Swoją przygodę z ogrodami zacząłem od ogrodu z kaktusami. Prawdziwe kaktusy rosną na samym lotnisku. Najładniejsze są te kwitnące. Jest też tam mały bar, ale wiadomo - w Singapurze alkohol bardzo drogi.
Ogród z kaktusami
Bardzo przyjemną atrakcją jest też darmowe kino. Przez 24/7 leci 5 nowości w kółko. Mamy do wyboru takie filmy jak "Życie Pi", czy "Hobbit". Znalazłem też kino w terminalu numer 2, ale nie miałem okazji go zobaczyć. Prezentuje się pewnie bardzo podobnie.
Kino w terminalu numer 3.
Prawdopodobnie największym zainteresowaniem cieszy się ogród z żywymi motylami. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem te wszystkie rodzaje owadów. Większość z nich widziałem po raz pierwszy. W Polsce bezustannie 2, może 3 rodzaje się powtarzają. Tutaj miały piękne wzorki i kolory na swoich skrzydłach. Do tego ta roślinność. Naprawdę zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Myślę, że każdy powinien znaleźć 15 minut i zobaczyć ten ogród, gdy tylko będzie w Singapurze.
Motylek
Kolejny ogród.
Wymasowałem się na darmowych masażerach. Bardzo przyjemna sprawa. Dużo jest tylko na stopy, ale da się znaleźć te poniższe - na całe ciało.
Masaże
Między terminalami podróżujemy zautomatyzowaną kolejką. Odjazdy są co kilka minut.
Kolejka automatyczna
Gdy znudzi nam się zwiedzanie lotniska możemy skorzystać z centrum rozrywki. Xbox Kinnect (ale brakowało baterii), PS3, gry na PC, salon z TV, wszystko to znajdziemy za darmo na Changi.
PS3 z kilkoma grami
Pozwiedzałem jeszcze kilka miejsc a poszedłem do strefy imigracyjnej. Wszystko przeszło sprawnie. Jak na kraj, który tak broni swoich granic (np. mają więcej floty powietrznej niż Polska) spodziewałem się większej kontroli. Pani tylko popatrzyła na mój paszport.
Początkowo nie miałem kupować karty na metro i busy ze względu na niezwracalny depozyt 5 SGD. Chciałem korzystać tylko z biletów pojedynczych. Ale gdy tylko zobaczyłem kolejkę do automatu zacząłem to rozważać zmianę decyzji. Jeśli za każdym razem mam czekać w kolejce do automatu to nie ma sensu. Ale ostateczną decyzję podjąłem gdy zobaczyłem, że ceny znacznie się różnią. Przez te 3 dni bez problemu nadrobię te 5 SGD i dodatkowo karta zostanie na pamiątkę.
Kraj kar
Przejechałem kilka stacji metra do dzielnicy Geylag po czym miałem się przesiąść do autobusu. Wystraszyłem się, gdy przypomniałem sobie, że nie wyciągnąłem gum do żucia. Są one tutaj zakazane, a ja przeszedłem kontrolę, miałem więc szczęście że nikt nie sprawdzał mi dokładniej (był tylko skaner). Dzielnica uznawana jest za jedną z tych "gorszych", nawet jak na Singapur. Słynie z czerwonych latarni. Tutaj miałem okazję zobaczyć Singapur po raz pierwszy. Spodziewałem się bardzo sterylnego miasta, a tutaj trochę śmieci na chodnikach było (host mówi, że to dlatego że dzisiaj jest święto państwowe), no ale zobaczymy jeszcze, gdy jutro ruszę do miasta.
Autobusy naprawdę nie są najlepszym środkiem transportu. Są tanie, ale na tym koniec ich plusów. Nie mają tabliczki z nazwą obecnego przystanku, mój nie był czysty, butelka latała po całym autobusie, trochę papierków. Jechałem i jechałem, nie wiedząc kiedy wysiąść. W końcu zasnąłem. Gdy otworzyłem oczy byliśmy na autostradzie. Myślałem, że już dawno minąłem przystanek. Na szczęście wjechaliśmy z powrotem do miasta, a ja sobie powiedziałem, że wysiadam na następnym przystanku. Okazało się, że pomyliłem się tylko o 1-2, więc krótki spacerek i byłem w umówionym miejscu, gdzie miałem spotkać mojego hosta - Kevina.
Był to market z wieloma budkami serwującymi uliczne jedzenie. Okazało się, że państwo zaczyna kontrolować takie pojedyncze budki, przenosząc je właśnie w jedno miejsce. Uważam, że od strony klienta jest to bardzo dobre rozwiązanie. Na małym obszarze mamy kuchnie z całego świata w bardzo niskich cenach. Czekając zamówiłem sobie zimny napój z trzciny cukrowej.
Napój z lodem kosztował 1.2 SGD, a bez 1.5 SGD (tak, z jest taniej :D)
Kevin czekał na moją wiadomość SMS, dlatego poprosiłem siedzącą obok panią o pomoc. Po 15 minutach host przyszedł i poszliśmy do mieszkania. Mimo młodego wieku jest profesorem i wykłada język francuski, mieszka w kampusie. Co ciekawe kilka tygodni temu był w Kambodży gdzie złapał dengę, chorobę przenoszoną przez komary. Ale jakoś się trzyma, do tego gości 4 osoby na raz :D Nie jest to choroba zakaźna, przenoszą ją tylko komary.
Wróciliśmy do mieszkania, gdzie czekał już inny couchsurfer. Chwilę pogadaliśmy a poźniej każdy zgłodniał, ruszyliśmy do pobliskiej indyjskiej restauracji.
Chleb z różnymi potrawami do mieszania.
Kupiliśmy sobie jeszcze po jednym piwie. Najtańsze, choć 0.66l, kosztuje 4.5 SGD. Taniej bardzo ciężko coś znaleźć. Co ciekawe w kraju, gdzie nie można rzuć gumy, przytulać nieznajomych i łączyć się do niezabezpieczonego WiFi, picie alkoholu w miejscach publicznych nie jest problemem. Póki nie będziesz się awanturował i krzyczał nie ma żadnego problemu.Dzień 10: Nie taki Singapur sobie wyobrażałem
Dzisiaj zupełnie padam, marzę o łóżku, ale swoimi komentarzami bardzo zachęcacie mnie do pisania kolejnych odcinków :D
Przez ostatnie lata bardzo interesowałem się Singapurem. Życiem Singapurczyków, zasadami jakie tutaj panują, ogólnie całym państwem. Także na samą myśl o wyjeździe do tego małego państwa, pojawiał mi się zawsze uśmiech. Zastanawiałem się jak działa to miasto o ostrych zasadach, całkowitym porządku i spokoju. Dopiero, gdy tutaj przyjechałem zobaczyłem jak to właściwie wygląda. Jestem okropnie zawiedziony, nie tym co zobaczyłem, a tym jak sobie wyobrażałem Singapur jako społeczeństwo, państwo a jak to właściwie się prezentuje. Dzisiaj przydarzyło mi się wiele przygód, które spowodowały zmianę mojego zdania.
Oczywiście nadal uważam, że w Singapur jest świetnym miejscem do życia, ale nie jest idealny. Ma swoje wady. Jest porządek, ale nie taki jaki oczekiwałem. A co do bezpieczeństwa, to że turystki bez problemu mogą chodzić po dzielnicy muzułmanów o 3 w nocy bez żadnej zaczepki zawdzięczają tylko temu, że nikt nie chce być deportowany do swojej ojczyzny (lub ponieść ciężką karę). Bo policja jest tutaj tragiczna, pewnie nie ma odpowiedniej praktyki po prostu.
Dziś pobiłem samego siebie i wreszcie wstałem o porządnej porze jak na podróż - godzina 7:40 ja już na nogach. Poszliśmy na małe śniadanie do marketu (z różnymi budkami), o którym pisałem wczoraj. Na śniadanie sok z trzciny cukrowej oraz gruby naleśnik z kruszonymi orzechami. Taki jeden kawałek naleśnika kosztuje 70 centów, myślę że 3, 4 to porządne śniadanie. Ja jadłem raz tutaj, raz tam, próbując kolejnych rzeczy, dlatego nie zamawiam niczego sporo. Naleśnik oferowany jest też z kokosem lub masłem orzechowym. Bardzo smaczne i już wiem co rano zjem na śniadanie :P
Grube naleśniki, złożone z nadzieniem w środku
Zwiedzanie Singapuru rozpocznę od Little India i będę się kierował w kierunku plaży, wybrzeża. Już od dawna mieszało się tutaj wiele kultur. Każdy chce mieszkać obok kogoś, kogo zna i lubi, ma podobne zainteresowania i religię. Dlatego powstają dzielnice, których łączy ta sama religia czy pochodzenie. Najpopularniejszą obok Chinatown jest Little India ("Małe Indie"). Zachowały się tutaj niskie budynki, gdzie wokoło same wieżowce mieszkalne (choć nie tak okazałe jak w HK).
Główna ulica
Nie przygotowywałem się zbytnio do Singapuru, dlatego wszystko co miałem to głowa, trochę rzeczy w pamięci, o których czytałem kiedyś oraz mapkę z lotniska. Głównie chodziłem, ale na dłuższe odległości wziąłem metro. Poszedłem przed siebie i trafiłem na market podobny do tego, który jest w mojej dzielnicy. W środku była nawet świątynia, o rzeźniku obok warzyw i owoców oraz soków już nie wspominam.
Stoiska z warzywami
Papryczka chili bardzo ładnie zapakowana do worka.
Upał niemiłosierny, szczególnie w takim zamkniętym pomieszczeniu. Na orzeźwienie lemoniada, chyba 1 SGD.
Następnie szedłem wzdłuż ulicy, podziwiając bardzo ładną i dosyć nietypową jak na Singapur architekturę. Niestety, nie jest tutaj czysto. Właściwie to bardzo dużo do tego brakuje. Ale wydaje mi się, że Hindusi mają już to w naturze. W 7/11 podczas kupowania wody zacząłem gadać z mieszkańcem Little India. Swego czasu mieszkał w Grecji, później przeniósł się, do Singapuru. Pytałem jak z wizami dla nich. Całkiem łatwo uzyskać wizę o pracę, coś w tym musi być, bo jest ich sporo w całym Singapurze. Ale może rząd ułatwia im wszystkie formalności, bo potrzebuje rąk do pracy, a właśnie oni wykonują prace fizyczne.
Wysypane śmieci na środku drogi
Zaraz obok Little India znajduje się kolejna "zamknięta" dzielnica Arab Street. Tym razem mieszkańców łączy religia - islam. W Singapurze, każdy ma prawo wyboru religii. Nie ma walk między jednymi a drugimi. Nie mogą natomiast wygłaszać swoich poglądów publicznie. 15% społeczeństwa wierzy w Allaha, a znaczna ich część mieszka właśnie w tej dzielnicy.
Znalazłem tutaj dosyć tanie ubrania dla dziewczyn.
Główną atrakcją dzielnicy jest meczet. To był mój kolejny punkt wycieczki. Oczywiście jest obowiązek ściągnięcia obuwia. A osoby, które noszą krótkie spodenki muszą założyć długi, niebieski płaszcz, który zakryje ich ciało. Kobiety nie musiały mieć nakrycia głowy. Wejście darmowe. W środku jest wystawa przedstawiająca islam jako najlepsza religia świata. A kobiety islamu mają większą wolność niż te z zachodu, bo nie muszą przestrzegać trendów mody! Ale poza tymi głupotami spędziłem tam naprawdę miło czas. Szczególnie przyjemnie rozmawiało mi się z panem dbającym o porządek. Zrobił mi zdjęcie w śmiesznym wdzianku i wyszedłem z Arab Street.