0
miki3475 16 maja 2013 07:45
Image
Meczet w dzielnicy Arab Street.

Image
Widać jak te dzielnice są oderwane od singapurskiej rzeczywistości

Pogoda dzisiaj bardzo dopisywała. Słońce aż parzyło (jest to już prawie równik). Dobrze, że nie wyciągnąłem kremu do opalania, bo następnego dnia zabawnie bym wyglądał. Chyba najprzyjemniejsze w Singapurze jest to, że wszędzie dookoła są drzewa i rośliny. Są bardzo zielone, w połączeniu z budynkami bardzo okazale się to prezentuje.

Image
Przejście i ulica, wszędzie rośliny

Image
Gdzieś tutaj wg mojej mapy powinna być ambasada Korei Północnej. Poważnie, przechodziłem obok to pomyślałem, że zobaczę.

Bardzo długim spacerem doszedłem wreszcie do Marina Bay. Dzielnicy nad wodą, z najpopularniejszym hotelem w mieście w kształcie łódki. Na górze jest taras i basem widokowy, ale ten tylko dla gości hotelu.

Image
Hotel Marina Bay Sands

Idealne miejsce na zdjęcie. Wcześniej jednak przyjemny incydent. Młode, skośnookie dziewczyny pytają:
- Sir, photo?
Podchodzę chce wziąć aparat, a one:
- No, no. Photo with us!

Identyczną sytuację miałem w Gruzji rok temu :D Zawsze wtedy się myśli czy na pewno nie wyglądam jakoś źle, albo nieodpowiednio :D

Chinki poszły, to teraz ja potrzebowałem zdjęcia na pamiątkę, że byłem. Widzę pana, który pstryka fotki. Bez problemu zrobił mi zdjęcie, podziękowałem i chce odchodzić a on:
- Where are you from?
- From Poland.
- Żartujesz? :P

Tak, spotkałem w Singapurze Polaka :P Marek co prawda na stałe mieszka w Anglii, ale jest rodowitym Polakiem. Przegadaliśmy trochę, poleciłem mu "hktrip.pl" :twisted:, dlatego go teraz serdecznie pozdrawiam, bo pewnie czyta :P Zdjęcia wyszły super, dzięki :D

Image
Singapur bardzo szybko się rozrasta. Powyższy hotel a'la łódka powstał dopiero w 2010 roku, ale od razu stał się wizytówką miasta.

Nie było tak parno jak w Hongkongu, ale temperatura była zdecydowanie wyższa. Unikałem słońca jak tylko mogłem. Wreszcie siadłem sobie i odpocząłem na ławce w cieniu. 30 minut relaksu z pięknym widokiem po czym zdecydowałem, że czas najwyższy. Mimo, że jest bardzo wczesna pora, mam dużo do zobaczenia, więc nie ma co się obijać.

Image
Marina Bay

Kolejnym punktem mojej wycieczki miał być pomnik symbolu Singapuru - merliona, czyli lwa połączonego z rybą. Ale plan się zmienił, byłem już naprawdę blisko pomnika, gdy w samym centrum, w środku jednego z najbezpieczniejszych państw na świecie usłyszałem krzyki mężczyzny. 50m ode mnie tutejszy mieszkaniec Singapuru (prawdopodobnie korzenie malajskie) wydzierał się i jak szalony biegał w kółko. Obok niego stała kobieta i grupka ludzi na przystanku.
Akurat w momencie, gdy zacząłem się przyglądać całej sprawie (nie spodziewałem się czegoś takiego tutaj) owy mężczyzna zaczął szarpać wspomnianą kobietę. A przypominam, że tutaj nie wolno nawet przytulić nieznajomej, jeśli ta nie wyrazi zgody... Opiszę tę sytuację jak ja ją widziałem. Możliwe, że błędnie odebrałem wszystkie wydarzenia, jednak uważam że byłem od samego początku akcji.

Naprawdę już miałem zareagować, chociażby coś powiedzieć, ale wtedy przypomniałem sobie, gdzie jestem. Byłem pewny, że nie minie 2 minuty a pan będzie leżał skuty przez policję na ziemi. Gdy ten szarpał panią ciągle krzycząc w jej obronie staną od razu mężczyzna 2 razy większy od niego. Zaczęło się grożenie pobiciem przez tego małego. Wielki pan był spokojny, ale stanowczy. Mówił do niego po angielsku. Bardzo możliwe, że kobieta jest związana z tym małym, agresywnym Malajczykiem, ale zdradziła go z wielkoludem. Pan się dowiedział i zaczęła się awantura. Atmosfera zaczęła być coraz bardziej napięta. Gdyby nie ochroniarze, którzy próbowali go uspokoić zaatakowałby go. Wielki odpowiedział mu coś, za co dostał prosto strzała od małego w zęby. Poleciała krew. 2 minuty później wielki przeszedł koło mnie i poszedł sobie.

Image
Agresor w białym podkoszulku

Pan nadal krzyczał, chodził w kółko, coraz większe. Minęło już około 15 minut, nadal agresywny człowiek denerwuje ludzi czekających na przystanku. W okolicy 50m od zdarzenia łącznie około 20-30 osób patrzących się. Nic się nie działo, ochroniarz go już zaczął uspokajać. Ja chciałem kontynuować moją podróż, ale zatrzymywała mnie ciekawość, dlaczego ten pan jeszcze tu jest. I dlaczego nikt tego nie zgłosił, albo dlaczego policji jeszcze nie ma.

Ochroniarze obstawili panią, która prawdopodobnie wykonywała telefon. Panu znowu nerwy puściły. Po 5 minutach przyjechały 3 radiowozy na raz. Bez sygnału. Panowie przywitali się, panie policjantki zajęły się poszkodowaną. Przyjechała także karetka, ucierpiał tez jakiś inny człowiek. Wielki pan zniknął i już tutaj więcej się nie pojawił. Zdenerwowanego pana w żaden sposób nie zabezpieczono, chodził sobie sam, swobodnie po placu. Przez 20 minut pan sobie spokojnie chodził, policjanci rozmawiali między sobą, były śmiechy. Ostatecznie się tak skończyło, że pani pojechała w radiowozie, a małego agresora puścili wolno i sobie poszedł, mimo że w czasie przesłuchania kilka razy ponownie wpadał w szał.

Image
Myślałem, że przyjechali po niego i wyskoczą od razu jak SWAT :D

Nie takiego poziomu bezpieczeństwa się spodziewałem po tym kraju. Jestem bardzo rozczarowany. Nie wiadomo jak sprawa się ostatecznie skończy, ale reakcja policji jest śmieszna. Przez ten czas pan mógłby zaatakować nie jedną osobę. Właściwie nawet ja w kilku momentach czułem realne zagrożenie z jego strony. Jeśli jest tak, że policja przyjechała od razu jak tylko dostała zgłoszenie to boli znieczulica ludzi. Było tyle osób, a żadna nie zareagowała wykonaniem telefonu.

Image
Dużo ludzi, dużo policji. Szkoda, że po tak długim czasie.

Prawo jest surowe, ale nie wiem kto miałby karać za przewinienia. To jedyny raz, kiedy widziałem policję na ulicy. Podobnie jest z przechodzeniem w miejscach do tego nie przeznaczonych. Każdy to robi, wszędzie, nawet w centrum. Wiadomo, z głową, gdy nic nie jedzie. Przez przypadek wwiozłem te gumy. Powoli się ich pozbywam.

Wracając do recenzji. Poszedłem pod wspomnianego już merliona. Ciało ryby symbolizuje korzenie i przeszłość miasta - Singapur był kiedyś wioską rybacką. Z kolei lew pochodzi od oryginalnej nazwy miasta - Singapura, czyli miasto lwa. Ten sam pomnik jest tuż obok (mniejszy), oraz kilkukrotnie większy w Sentosie.

Image

Kolejnym ważnym posągiem dla Singapurczyków jest statua Sir Thomasa Stamforda Rafflesa, brytyjskiego założyciela miasta Singapur. Krótki wpis z wiki, który przedstawia kim jest ten pan:
Quote:
Sir Stamford Raffles w małej wówczas wiosce Singapur ogłosił, że kupcy handlujący tu swoimi towarami będą zwolnieni z podatków. To spowodowało bardzo szybki napływ kupców i innych mieszkańców, z Chin, Indii i Malajów. Sir Raffles zaplanował szczegółowo przyszły rozwój miasta i portu w Singapurze, włącznie ze sporządzeniem szczegółowego projektu, z pełną siatką przyszłych ulic, dzielnic handlowych i mieszkalnych. Wiele z jego wizji zostało później wprowadzonych w życie.


Następny przystanek - Chinatown. Tutaj czuję trochę rozczarowanie. Same bazary z dziadostwem w dodatku sprzedawanym przez Hindusów. Ale najbardziej denerwujący są wszechobecni krawcy, którzy szyją garnitury na zamówienie.
- Hello, where are you from?
- How long will you stay here?
Zawsze tak samo zagadują, lubię sobie pogadać z nieznajomymi za granicą, więc od razu zaczynam rozmowę. Gdy dowiaduje się, że nie mam takiej kasy, albo że nie potrzebuje garnituru przerywa mi w połowie zdania i nawet nic nie mówi tylko zaczepia kolejną osobę. Bardzo chamskie zachowanie. Jak już się prowadzi rozmowę, to nie można zlewać kogoś bez słowa. Jednemu panu to wytłumaczyłem, to uciekł bo mu się natychmiast zachciało pić.

Image
Bazar

Po zwiedzeniu świątyni, była pora obiadowa. Trzeba było wrzucić coś na ząb. Zjadłem w restauracji typu street-food tylko w środku, na miejscu. 4.5 SGD za smażony ryż z warzywami i kurczakiem. Według pana to było danie wegetariańskie i przez 5 minut próbowałem zrozumieć o co mu chodzi. Kurczak smakował jak kurczak, więc dziwne :D

Image
4.5 SGD

Z Chinatown wziąłem metro na najpopularniejszą drogę Singapuru - Orchard Road. Nie interesowało mnie wchodzenie do centrów handlowych, ale chciałem zobaczyć jak wygląda ulica z kilkudziesięcioma galeriami. Na ulicy co kilkadziesiąt metrów sprzedawano także tanie lody, za 1 SGD.

Image
Tłum!

Ostatnim punktem wycieczki było plażowanie. Miałem iść tam za dnia, ale pojawiły się nieoczekiwane przygody i wszystko się wydłużyło. Ale mimo to pragnąłem zobaczyć Sentosę. Jest to wyspa bardzo blisko lądu. Słynie z plaż i dobrej zabawy dla bogatych mieszkańców miasta. Możemy się tam dostać autobusem, gondolą lub najtaniej - pieszo (1$ za wejście). Do pokonania jest tylko 500m. Problem jest taki, że przez godzinę szukałem wejścia na ten most. Nie chce o tym pisać, bardzo mnie to zdenerwowało. W skrócie - trzeba się kierować "Na Promenadę". Pan z informacji nie wiedział, że droga jest zamknięta...

Image
Napis powitalny

Gdy znalazłem się po drugiej stronie zaczęły się kolejne problemy. Słyszałem, że transport na wyspie jest darmowy. Kierowałem się więc do "shuffle bus". Ale on transportuje tylko pod hotele. Wreszcie znalazłem odpowiednią drogę. Po kilometrze marszu dopiero osiągniemy główne centrum. Tutaj jest transport na plaże, ale już nie o tej godzinie. Idę więc pieszo na najbliższą, by chociaż zamoczyć nogi. Woda bardzo ciepła, chętnie bym się wykąpał. Ale (szczególnie na początku) wszędzie pełno śmieci na brzegi, niewiele widać, bo już 9 wieczorem itd. Nie bardzo przypomina to plaże, bardziej klimat klubu z głośną muzyką. Ogromnie żałuję i nie polecam, szczególnie że 3 godziny i sporo nerwów na to straciłem. Mam nadzieję, że Tajlandia będzie lepsza (wiem, Pattaya to ten sam klimat, ale jadę na wysepki obok).

Image
Jedyna przyjemna rzecz jaką znalazłem na Sentosie.

Miałem okropny problem z powrotem. Nie wiedziałem, który autobus wziąć. Internetu brak, pytałem kilku ludzi, ale "Mey Englis nod gut". Początkowo chciałem jechać w ten sam sposób jak z lotniska. Ale to 30 minut metrem i 60 minut autobusem, bardzo się musiałbym cofnąć. Dopiero po wielu nerwach i bieganiu po stacji metra przypomniałem sobie, że rano przecież wysiadałem na Little India. Nie widziałem jaki to numer autobusu, ale na miejscu w miarę ogarnąłem. Cały czas się rozglądałem, czy to już moja okolica, czy jeszcze nie. Bo w autobusach brak komunikatów o aktualnym przystanku.

Jutro idę do zoo oraz uciekam od cywilizacji do parku przy samej granicy z Malezją. Przepraszam, że dzisiejsza recenzja taka chaotyczna i pewne z wieloma błędami, ale już prawie 4 w nocy, a ja od 7 na nogach, a zrobiłem łącznie z 15 km, a w tym upale to wyczyn.

Pozdrawiam, duuuużo więcej zdjęć na Picassie. Od teraz jeśli będę miał możliwość będę dodawał więcej niż zawsze.Dzień 11: Zielony Singapur

To co najbardziej mi się podoba w tym mieście to zieleń, która jest wszędzie gdzie popatrzymy. Jest wiele parków i rezerwatów przyrody. Ale nie o to mi chodzi. Rzecz w tym, że drzewa i kwiaty są prawie zawsze wzdłuż ulicy. Aż przyjemnie jest wyjść z domu. To taka nagroda za opuszczenie klimatyzowanego miejsca :D. Jeśli już tak porównujemy HK do Singapuru, to tam niestety zieleń jest tylko w parkach. Tutaj mamy ją wszędzie.
Zmęczony wczorajszym dniem, gdy to cały dzień oglądałem drogie budynki i centra handlowe postanowiłem całkowicie zmienić środowisko. Dzisiaj cały dzień obcowałem z naturą. Na początek (a raczej w połowie dnia) byłem w rezerwacie przyrody a dzień skończyłem parkiem botanicznym.

Podobnie jak wczoraj dzień zacząłem od śniadania w miejscowym targu. Tym razem wybrałem stoisko z jedzeniem chińskim. Nie planowałem jeść chińszyzny na śniadanie, ale zdjęcie mnie zachęciło i straciłem głowę :D Jest to przysmażany ryż, z mięsem kaczki, smażonymi owocami i jakimiś miękkimi orzechami (prawdopodobnie zwykłe ziemne, ale zamoczone w czymś co spowodowało, że stały się miękkie). Wszystko było polane sosem słodko-słonym czy jakoś tak. Nie wiem do czego była ta ciecz w misce, spróbowałem tego nawet, bo na początku myślałem że to napój gratis :D (kiedyś takie coś dostałem). Ale raczej to było do mieszkania, tylko co miałem mieszać z tym, ryż? To kosztowało chyba 3.5 SGD z tego co pamiętam. Te napoje w puszce z kolei tanie nie są a ja je bez przerwy kupuje :D 1-1.3 SGD.

Image

Wczorajszej nocy przygotowałem się, kiedy i gdzie mam brać autobus by dojechać tam gdzie chce. Rezerwat przyrody "Sungei Buloh Wetland" jest schronieniem dla 150 ginących gatunków ptaków. Znajduje się on na samej północy Singapuru, tuż przy granicy z Malezją. Największą wadą parku jest dojazd, bardzo ciężko tam się dostać. W niedziele i święta jest najłatwiej, więc udało mi się, autobus podjeżdża wtedy tuż pod wejście.

Rano potrzebowałem dużo snu, ale musiałem też wcześnie wyjść, bo dużo rekreacji dziś mnie czekało. 10:00 pasowała idealnie. Ale zanim zebrałem się i zjadłem śniadanie było już po 12. Pierwszy autobus złapałem dosyć sprawnie.

Wczoraj wpisałem do Google Grafika "Kranji", aby pokazać koledze gdzie idę. Wyskoczyło wiele zdjęć monarchów brytyjskich przy grobach, zastanowiło mnie to, ale szybko o tym zapomniałem i skupiłem się na tym czego szukałem. Dopiero dziś przeglądając na telefonie rozkład (bo oczywiście w autobusie go nie ma) zauważyłem przystanek "Kranji War Memorial". Skojarzyłem fakty i doszedłem do wniosku, że powinienem się tam przejść, bo to tylko jeden przystanek. Niestety z całego podekscytowania zasiedziałem się w przyjemnym, klimatyzowanym autobusie. Wyskoczyłem z pojazdu dopiero, gdy uświadomiłem sobie że mój przystanek, na którym miałem dokonać zmiany był kilka stacji temu.

15 minut czekania po drugiej stronie i cofnąłem się, tym razem od razu pod Kranji War Memorial. Z przystanku musimy jeszcze przespacerować się 5 minut, bo cmentarz zlokalizowany jest na lekkim wzgórzu. Po drodze spotkałem grupkę Singapurczyków kręcących filmik komediowy na youtube :D Byłem pewien, że strzeliłem im kilka fotek, ale nic takiego nie widzę.
Wreszcie zobaczyłem cmentarz, upamiętnia on żołnierzy z całego świata (głównie z Australii i Wielkiej Brytanii), którzy zginęli w obronie Singapuru, gdy ten był pod okupacją Japońską.

Image
Wzgórze jest miejscem spoczynku dla 4458 żołnierzy poległych podczas działań wojennych. Aż 850 z nich jest niezidentyfikowana.

Image
Po cmentarzu możemy chodzić. Pięknie przystrzyżona trwa, wszystko zadane.

Wracając zagadałem jeszcze do tych młodych Singapurczyków. Mam nadzieję, że dostanę linka jak tylko film się ukarze, tak jak się umówiliśmy :P
Z tego miejsca dzieliło mnie 10 minut drogi do przystanku, gdzie miałem zmienić autobus. Gdy tak szedłem, podziwiając krajobraz i kryjąc się przed słońcem, widziałem jak mój autobus właśnie odjeżdżał :P 19 minut musiałem czekać na kolejny. W międzyczasie przyszedł młody chłopak z Bangladeszu. Myślę, że cały północy Singapur mogliby nazwać swoją dzielnicą. Na niektórych przystankach potrafi wejść 20 osób z tego kraju :P
Mięliśmy bardzo przyjemną rozmowę, choć na początku tak nieśmiało mówił, szybko się otworzył. Wiadomo - pracuje fizycznie tutaj, ale nie chciałby wracać, żyje mu się tutaj bardzo dobrze, mimo ciężkiej pracy. Myślę, że mówił prawdę, patrząc na poziom edukacji w Bangladeszu Singapur jest dla niego rajem. Wydawał się inteligentny, ale brakowało mu wiedzy.

Rozliczyłem sobie moje środki na karcie Ez-link. Ze względu na minimalne doładowanie 10 SGD i brak możliwości zwrotu musiałem zużyć ją do końca tak aby nie doładowywać. Z rachunków wyszło, że muszę teraz kupić normalny bilet na autobus u kierowcy. Taryfy naliczane są za odległość. Ok do mojego przystanku 4.1 km, więc będzie 0.83$, nie ma reszty, mam 1.6 SGD, więc wrzucę całego dolara.
Za kierownicą Pan Chińczyk, który ani słowa poza liczbami nie zna po angielsku.
- Chciałbym jechać do Parku, Kranji
- 1.6
- Jakie 1.6, to 4 km tylko? 83 centy.
- 1.6 i coś pogadał sobie pod nosem
Powiedziałem nawet nazwę przystanku a on przy swoim - 1.6. Zrozumiałem, płacisz albo wychodzisz. Wrzuciłem wszystko co miałem i zdenerwowany usiadłem. Gdy przyjeżdżaliśmy pod mój przystanek wcisnąłem stop, by zatrzymać autobus. Wysiadając próbował mnie powstrzymać machając rękami (ogólnie był bardzo niemiły, ale próbował mi coś powiedzieć). Ja zdenerwowany ochrzaniłem go nawet, że jeździ autobusami a nie zna angielskiego :D Wyskoczyłem z autobusu i mu z pogardą w głosie powiedziałem "bye". Byłem pewien, że myślał, że chce jechać na ostatni przystanek dlatego życzył sobie 1.6, a tłumaczenia na nic się nie zdały.

No ale dobra, gdzie ten park :D? Jestem z dala od cywilizacji, ale wejścia nie widzę :mrgreen: Poszedłem przed siebie i wreszcie znalazłem znak kierujący do parku. Tylko była to informacja dla aut, nie wiedziałem ile mi to zajmie. Po 10 minutach drogi przejechał koło mnie ten sam autobus. Kierowca przeszył mnie tylko spojrzeniem. Wtedy zrozumiałem, że program, który wyznacza mi trasę popełnił błąd i nie wyznaczył jej prawidłowo :P Okazało się, że był przystanek już pod samo wejście, autobus jechał na około, dlatego tez wyższa opłata. No cóż. 15 minut drogi nie było najgorsze, tylko szkoda tych nerwów z kierowcą, on chciał dobrze :D A ja zapłaciłem za podróż, której nie wykonałem przez mój upór :(

Image
Wreszcie jest!

Image
Do kasy biletowej prowadzi ścieżka z planszami z ciekawostkami dotyczącymi rezerwatu i żyjących tu ptaków.

Bilet wstępu w weekendy i święta kosztuje symbolicznego dolara. W dni robocze, wejście jest za darmo. Wraz z biletem dostałem mapkę, która prezentowała się następująco:
Image
Park ma 3 trasy, każda kolejna jest przedłużeniem poprzedniej. Najpierw jest żołta, później czerwona i niebieska. Ale żeby zrobić niebieską, trzeba najpierw przejść czerwoną, a czerwoną poprzedza żółta. Początkowo planowałem zrobienie tylko czerwonej, ale ostatecznie zwiedziłem cały park.

Image
Cały czas idziemy przez tunel drzew.

Image
Po drugiej stronie wody jest już Malezja.

Od 30 minut było słychać burzę, ale nie zapowiadało się, żeby zaczęła się zbliżać. No ale jak to w tej strefie - burza zaskoczyła turystów. Dobrze, że w rezerwacie są małe domki do obserwowania ptaków. Wszedłem i zostałem na dłużej. Ptaków to ja żadnych nie widziałem (za to dobrze słyszałem), przyglądałem się tylko robotnikom czyszczącym jezioro.
Z czasem, gdy burza zaczęła przybierać na sile, a deszcz był coraz mocniejszy także i oni przyszli do tego domku. Czas ten wykorzystałem na krótką drzemkę. Rozłożyłem się na ławce i od razu padłem ze zmęczenia.

Image
Śpię.

Gdy się obudziłem robotnicy wychodzili z domku, by wrócić do pracy. Bardzo mi się nie chciało wstawać :D, ale jeśli im chciało się wyjść do roboty to czemu ja mam uciekać od przyjemnego spacerku :P Od razu zmotywowany ruszyłem szukać przygód. Właściwie to one same stawały przede mną. Przechodząc przez mały mostek nie chciałem przeszkodzić panu w robieniu zdjęć, dlatego starałem się przejść za nim. Idę, idę a tu nagle się zatrzymuję i takie głośne "wow!". Cholernie się wystraszyłem, dobrze że popatrzyłem pod nogi, bo prawie wszedłem na to coś. Stał może 2 metry ode mnie.

Image
Waran paskowany, stał tak bez ruchu aż nie poszedłem.

Od tego momentu patrzyłem cały czas pod nogi. A mały szelest wiewiórki wzbudzał u mnie strach i wzmagał czujność :D Na szczęście warany są bezpieczne dla ludzi, ale w parku są też krokodyle, które już tak przyjemne nie są. Z drugiej strony widok metrowego zwierza koło ciebie z zaskoczenia może przysporzyć strachu. Tuż obok była mała wieżyczka, którą wszedłem.

Image
Ostrzeżenie przed niebezpiecznymi krokodylami.

Wszedłem na punkt widokowy, skąd można było podziwiać park z nieco innej perspektywy.

Image
Widok z wieżyczki.

Idąc dalej, skierowałem się na szlak numer 2, który mnie interesował. Sceneria nie zmieniła się bardzo, ale zauważyłem coś niecodziennego dla mnie. Wielki owoc na środku drogi. Na początku bałem się tego dotknąć, jeszcze ożyje :D Oglądnąłem z każdej strony owoc, by sprawdzić czy nie ma tam na pewno żadnych pająków itd :D

Image
Dżakfrut, bardzo popularny w Azji Płd-Wsch.

Stanąłem na rozwidleniu tras 2 i 3. Według mojej mapki droga numer 3 weźmie o 1 godzinę więcej, ale odległość była mała, więc spróbowałem. Po 15 minutach byłem z powrotem w tym samym miejscu. Pewnie liczą tak, że powinno się oglądać ptaki. Ja żadnych nie mogłem dostrzec, ale naprawdę sam ich śpiew mi wystarczył, żeby się zrelaksować.

Image
Trasa numer 3.

Trasa numer dwa kończy się długim może na kilometr, pół, podestem nad podmokłym terenem. Wszystko jest zadbane i ładnie przedstawione. Aż przyjemność chodzić po takim podeście. Szczególnie, gdy pode mną pływał waran i byłem pewien że nic mi nie zrobi :D

Image
Trasa południowa.

W parku, mimo że niedziela bardzo mało ludzi. Spotkałem może 3 grupki przez cały mój pobyt tutaj. Ale pewnie jakby wzbudzał większe zainteresowanie to i dojazd byłby łatwiejszy, a tak jest problem.

Image
Więcej tu waranów i gryzoni niż ludzi.

Image
Początkowo miałem tutaj przeczekać burzę, ale wieżyczka podczas burzy to nie najlepszy pomysł.

Skończyłem moją wyprawę po parku i zacząłem się kierować do wyjścia. Zapytałem jeszcze recepcjonistki, z którą wcześniej chwilę rozmawiałem, co to był za owoc itd. Potrzebne były mi też drobne na autobus. Już teraz skorzystałem z bliższego przystanku :mrgreen: Kolejny punkt - ogród botaniczny. Jest stacja tak nazwana, więc mimo że program radził mi jechać inaczej użyję głowy. Najpierw autobusem na stację metra a później kilka przesiadek, ale w metrze trudniej się zgubić.

Mimo że dojazd do parku jest bardzo trudny i zajął mi łącznie >3h to nie żałuje, bo naprawdę warto. Miałem pierwszy raz styczność z lasem równikowym. Będę to bardzo mile wspominał, podobnie tę burzę, którą super oglądało się z obserwatorium ptaków. Moje miejsce numer jeden w Singapurze (nie byłem nadal w ZOO).

Będąc na stacji metra Kranji wszedłem do małej piekarni. Właściwie to były dwie o tej samej nazwie naprzeciw siebie. Ale co dziwniejsze przy każdym produkcie widniała cena, od 1.3 do 1.6, a i tak zawsze za wszystko liczyli 1$ :D

Image
W piekarni. Na początku wziąłem kanapkę z pasą jajeczną i szynką (bardzo dobra) oraz bułkę z parówką a'la hot dog, ale tutaj to była porażka. Jakby nieugotowana ta parówka... To jeszcze deser za dolara - maślana babka piaskowa.

Godziny otwarcia parku botanicznego w Singapurze są bardzo atrakcyjne, od 5 nad ranem aż do północy można za darmo zwiedzać i podziwiać niespotykane dla nas rośliny. Niestety Narodowy Park Orchidei przyjmuje gości tylko do 17:00, ja nie zdążyłem. Ale nie ma co żałować, bo gwarantuje że w parku botanicznym nikt nudził się nie będzie.

Image
Park Botaniczny

Park jest ogromny, żeby tylko przejść trzeba przynajmniej 2-3 godzin. Nie mówię już o przystankach na odpoczynek lub piknikach, których minąłem bardzo dużo.

Image
Pikniki w parku.

Image
Las deszczowy, podobne do tego co dziś widziałem.

Oznakowanie jest doskonałe, naprawdę ciężko się zgubić. Znaki są co kilkanaście metrów i łatwo wybrać drogę w zależności od tego, gdzie chcemy iść.

Image
Ten kwiat bardzo ładnie pachnie, aż sobie wziąłem jeden z ziemi.

Właściwie tak jak wszędzie w Singapurze, nie ma problemu by chodzić wszędzie po trawie gdzie nam się podoba. Póki niczego nie niszczymy nie ma powodu do obaw. Dla wielu osób Park Botaniczny jest zwykłym parkiem miejskim. Przychodzą tutaj pobiegać (zaskakująco dużo białych), czy pograć we frisbee (właściwie nie wiedziałem, że w to się da grać drużynowo :D).
Było też wiele rodziców z małymi dziećmi i właścicieli psów.

Słuchając muzyki zwiedziłem cały park, bardzo miło spędziłem tam czas, szkoda że u nas nie ma tyle zieleni. Wiadomo, że w Singapurowi pomaga strefa w jakiej się znajdują, ale oni naprawdę bardzo dbają o to, żeby wszystko prezentowało się należycie.
Tymczasem polecam: Kult - Singapur :D

Niestety w tym momencie bateria w aparacie padła, ale ja i tak już kierowałem się do wyjścia. Autobus bardzo prosto złapałem pod sam dom. Kolację zjadłem tam gdzie zawsze :P Tym razem cienki makaron z owocami morza. Nie byłem wielkim fanem owoców morza, mogę powiedzieć, że nie cierpiałem krewetek. Ale tutaj, w Azji smakują jakoś inaczej. Chętnie je jem, gdy tylko są dołączone do obiadu. Pożywne danie za 3.5 SGD. Niestety brak zdjęcia.

Jutro samolot o godzinie 17. Więc z samego rana ruszam do ZOO. W poniedziałek będą mniejsze kolejki, dodatkowo dużo lepiej mi się komponują autobusy w ten sposób, dlatego zdecydowałem się zmienić ogród botaniczny na zoo i odwrotnie. Jutro wieczorem będę w Pattaya, mam już zamówiony hostel, nie wiem tylko czy wcześniej nie padnę. Dlatego recenzja jutrzejszego dnia może pojawić się z małym opóźnieniem. Od jutra wieczór zaczynam zwalniać tempo, bo ostatni tydzień to była ciągła gonitwa, ale jestem zadowolony zobaczyłem bardzo dużo i w HK, i w Singapurze. Ale czas na odpoczynek i spanie po 8 godzin dziennie a nie codziennie po 4...

Zapraszam na Picase, tym razem ogrom zdjęć, ale nie miałem jak ich wpasować tutaj do recenzji.Dzień 12: Kolejny kraj

Dzisiaj miałem lot do Bangkoku, ale dopiero o 17:35. Przez cały dzień mogłem więc zwiedzać. Planowałem odwiedzić właściwie tylko singapurskie ZOO. Po czym od razu pojechać na lotnisko. Niestety ze zmęczeniem nie da się wygrać. Mimo że ustawiłem sobir kilka budzików o różnych porach przespałem moją jedyną szansę na ogród zoologiczny. Pamiętam nawet jak stałem nad łóżkiem, nie wiem co się stało :D To wszystko przez tę relację :P Spisywanie jednego dnia i zdjęcia to kilka godzin zazwyczaj, a nie zawsze mam szansę na pisanie w ciągu dnia. Ale spokojnie. Relacja będzie nadal prowadzona, bez obaw ;) Przy czym przez ostatnie prawie dwa tygodnie za dużo się działo. Tempo było bardzo wysokie. Ale dzięki temu zobaczyłem wszystko co chciałem poza kilkoma wyjątkami, wszystkiego mieć nie można.

Gdy wstałem mojego hosta już nie było. Wczoraj już był ledwo żywy, rano pojechał do szpitala. Było już grubo po 10, za późno by iść do ZOO, za wcześnie na lotnisko. Zdecydowałem się, że wrócę do parku botanicznego, aby zobaczyć Narodowy Park Orchidei. Dodatkowo stamtąd jest bardzo dogodny transport na samo lotnisko. Nie ma co dluzej się zastanawiać, zebrałem moje rzeczy, zamknąłem dom i poszedłem, jakby inaczej, na targ/market. Tym razem nie miałem czasu zjeść na miejscu, więc zamówionego kurczaka i kaczkę z makaronem poprosiłem zapakować. Jedno będzie na śniadanie w ogrodzie a drugie na obiad na lotnisku.

Image
Przystanek autobusowy

Musiałem przejść ok. 700m na przystanek. Gdy tam dotarłem byłem cały mokry. Krople potu spływały z mojego czoła. Dzisiaj było bardzo gorąco, przez większość dnia bezchmurnie. Dodatkowo mój cały dom na plecach. Boję się Tajlandii :D

Autobus wziął mnie prosto pod Park Botaniczny. 15 minut spacerku i byłem już w samym centum. Po drodze pomogłem jeszcze parze turystów mimo że sam byłem totalnie zgubiony jeszcze 30 sekund wcześniej.
Usiadlem w cieniu pod drzewkiem na wzgórzu. Zdecydowałem sie najpierw na makaron z kaczką. Nie było to najlepsze danie jakie tu jadłem. Makaron był w porządku sos też całkiem mi pasował, ale w tej kaczce nie było żadnego mięsa. Miałem duzo kawałków kaczki, ale wiekszość to same kości. No ale najadłem się więc ok.

Image
Take-away makaron z kaczką

Ruszyłem do Parku Orchidei. Koszt za wstęp to 5 SGD. Od razu widać różnice miedzy tą płatną strefa a bezpłatnym Parkiem Botanicznym. To strefa dla turystów, przepełniona jest roślinami, gdy cały park to raczej miejsce odpoczynku dla Singapurczyków. Park Orchidei wygląda właściwie jak typowo europejski park botsniczny. Wszędzie pełno roślin, wąskie uliczki i wiele gatunków roślin. W całej tej strefie znajdziemy aż 60 000 kwiatów. Ogromna kolekcja warta odwiedzenia.

Image

Ogród podzielono na wiele stref. Ale oprócz roślin na wolnym powietrzu są też szklarnia (z niską temperaturą), klatka z kwiatami, wiele fontann i inne pomieszczenia z kwiatami. Zabawa przynajmniej na 1.5-2h. Ja tyle czasu nie miałem i po godzinie musiałem uciekać na lotnisko.

Image
A jednak i tak odwiedziłem ZOO :D

Musiałem przejść przez cały park, na jego drugi koniec, gdzie zlokalizowana jest stacja metra. Przechodząc znalazłem urokliwe miejsca, które wczoraj przegapiłem. Bardzo dobrze sobie wyliczyłem srodki na mojej karcie. Zostanie co prawda prawie dwa dolarny na niej, ale nie można ich wykorzystać, bo karty z saldem poniżej 3$ nie są wpuszczane do metra. Pozostanie jako pamiątka. Myślę ze mogłem sobie ja odpuścić, nie tracąc ok. 3-4$, ale myślę że bardzo mi ułatwiła wszystko. Szczególnie na poczatku. No i pamiątka będzie albo będzie na następny raz.

Godzina jazdy metrem i byłem na lotnisku. Stacja mieści się akurat w moim terminalu 2. Zrobiłem odprawę mimo że było więcej niż 2 godziny do odlotu, teoretycznie nikogo tam nie powinno być. W piątek zwiedziłem całe lotnisko w strefie tranzytowej, ale nie widziałem innych terminali publicznie dostępnych. Wziąłem szybką, automatyczną kolejkę do Terminalu 1. Tutaj nad ruchomymi schodami wisza ruszające się kropelki deszczu wykonane ze stopu metalu. Co powoduje że są tak wyjątkowe? Synchronicznie się poruszają tworząc różne przepiękne kształty. Byłem naprawdę pod ogromnym wrażeniem. Zapraszam do zobaczenia filmiku na YT.

Image

Zmieniłem terminal na numer 3. Zaraz po wyjściu z kolejki jest mała wystawa przedstawiająca camping w lesie. Było to idealne miejsce, żebym zjadł mój zapakowany obiad. Właściwie wygladałem jak część wystawy :D Kurczak był już dużo lepszy, bez kości. Makaron ten sam, więc tutaj różnicy nie widzialem.

Image
Terminal 3

W tym terminalu znajduje się wystawa poświęcona lotnisku i lotnictwie. Najpierw trzeba wejść na najwyższe piętro a później iść do samego końca. Dowiedziałem się wiele o historii lotniska, ale było także wiele ciekawostek. Np. o przygotowywaniu jedzenia do samolotów, czy odpędzaniem ptaków. Wokół lotniska posadzono wiele drzew, aby ptaki na nich siadały, przez co nie są zagrożeniem dla samolotów. Z kolei wokół samych pasów startowych trawa ma ok. 15 cm długości co odprasza ptaki od siadania. Na lotnisku bardzo dużo dzieci na zajęciach szkolnych. Biegały po lotnisku wykonując kolejne zadania i wypełniając testy. Sam pomogłem kilku. Muszę przyznać mieli super zajęcia :P Były też puzzle, zwykły zabijacz czasu.

Image
Wejście na wystawę

No wlasnie jak popatrzylem na zegarek była już 16:45, a o 17:15 zamykają bramkę i nikogo nie wpuszczają. A ja w innym terminalu i jeszcze nie przeszedłem kontroli bezpieczeństwa. 10 minut później byłem przed kontrola paszportowa. Opuściłem Singapur, jestem w transycie, ale gdzie kontrola bezpieczeństwa? Szybkim biegiem po 5 minutach byłem pod moją bramką. Kontrola bezpieczeństwa jest dopiero teraz. Wszystko sprawnie, może 2 min, ale musiałem płyny i komputer wyciągać.

Lecę nowymi tanimi liniami z Singapuru - Scoot. Linia powstała w lipcu 2011 i była pewnego rodaju odłamem Singapore Airlines. Bagażu podrecznego mi ani nie ważyli, ani nie mierzyli. A dobrze, bo w Changi są darmowe wagi i sobie sprawdziłem, 10 kg (limit 7kg).
Lecę Boeingiem 777. Nie spodziewałem się, bo byłem pewien ze będzie A320, musiałem pomylić loty. Samolot zdecydowanie nowy i bardzo czysty. Nie widziałem nigdzie żadnego brudu. Obsługa głównie młoda i atrakcyjna. Podszycie pod głową jest wymieniane i chyba zmieniają po każdym locie. Na pokładzie jest ciekawy system rozrywki. Można łącząc się do WiFi samolotu oglądać filmy na własnym tablecie. Oczywiescie to tania linia, więc za taka przyjemność trzeba zapłacić. Całkiem sporo miejsca na nogi i schowek na rzeczy jest duży. Rzadko starcza miejsca na moje rzeczy a tutaj weszlo bez problemu. Super linia, szczerze polecam. Nie ma co porównywać do Ryana, Widzą czy nawet ostatnio sprawdzonego JetStar.

Image
Na pokładzie Scoota

Opuściłem Singapur to takie małe podsumowanie. Spędziłem tutaj zdecydowanie za mało czasu. Rezerwując bilety naczytałem się, że nie ma co tam robić i nudzi się po 2 dniach. Absolutna nieprawda. Chętnie zostałbym i na tydzień. Jeśli miałbym więcej czasu to zwiedzanie miasta rozłożyłbym na dwa dni i na spokojnie zwiedził. Przemyślałbym te Sentose, bo może te kolejne plaże są już lepsze. No i to ZOO. Jest co robić i bynajmniej nie mówię o drogich atrakcjach. ZOO nie żałuję, nic już teraz nie poradzę, a przynajmniej jest pretekst żeby po raz kolejny przyjechać za jakiś czas do tego cudownego państwa bezprawia, które tak szybko się rozwija. Bezprawia, bo prawo jest ale każdy patrzy na nie z przymrużeniem oka. Już tęsknię za tym miastem! Teraz już bardzo ciężko mi wybrać, które miasto wolałbym odwiedzić, dynamiczny Hongkong czy zielony Singapur. W obu się zakochałem i długo bez nich nie wytrzymam :P

Image
Port w Singapurze jest jednym z najaktywniejszych na świecie, dlatego statki muszą cumować czasem nawet kilka kilometrów od brzegu.

Wróćmy do Tajlandii. Teraz ja mam na głowie. Aby dostać darmowy internet (ale tylko w strefie tranzytowej), trzeba się zarejestrować w informacji. Zapisałem sobie wszystkie informacje o moim hostelu. Kontrola paszportowa podczas wjazdu przeszła bez żadnych problemów. Nikt nigdy nie sprawdza takich rzeczy jak adres na miejscu itd. w Singapurze jako ze nie miałem adresu hosta użyłem losowego z internetu.

Strefa publiczna brudna i załoczona. Myślę ze musze przestać postrzegać świat kategoriami Hongkongu i Singapuru. W informacji dowiedziałem się że autobusy odjeżdżają z piętra niżej. Tak znalazłem wiele z nich, ale tak jakby zarezerwowane przez wycieczki. Dopiero kolejna pani z informacji pomogła. Kasa biletowa autobusów do Pattaya jest na samym końcu lotniska. Autobus odjeżdża co godzinę miedzy 7 a 22. 5 razy zatrzymuje się w Pattaya, poza dwoma ostatnimi kursami 21:00 i 22:00, wtedy jedzie tylko na dworzec. Ja jadę wlasnie tym przedostatnim. Ale nie mam zbytnio wyboru. Coś pomyśle na miejscu. Koszt 134 THB. Miałem prawie godzinę poszedłem do SubWaya, spodziewając się niskich cen. Byłem rozczarowany. Za kanapkę, ktora na Changi kosztowała 15 zł tu chcieli ponad 30!!! Zjadłem chipsy z 7/11 i popiłem toniciem z puszki. Łącznie 72 THB.

Image
Kolacja

Kilka minut przed 21 pan zaczął wołając zwoływać wszystkich zainteresowanych autobusem. Miejsca są numerowane, ale w miarę możliwości można się przesiąść. Bardzo dużo miejsca na nogi. Właściwie za dużo, siedziałem tak pół rozłożony, dziwnie niewygodna pozycja. Ale autobus ogólnie pierwsza klasa, luksusowy.

Podróż trwała trochę ponad 1h 40min. Okazało się, że broszura jest nieaktualna i autobus nawet o tej godzinie objeżdża wszystkie przystanki. Wysiadłem na ostatnim. Czekała już pani ze zbiorowy transportem. 100 bathów to za dużo jak za 2-3 km, tyle zapłaciłem za 100 km luksusowego autobusu... Nie chciała negocjować to poszedłem sobie. Zapytałem dziewczynę pracującą w porządnej restauracji o hotel, który jest blisko mojego hostelu. Niestety nic nie wiedziała, ale starała się pomóc. Biegała po całym lokalu pytając, w końcu zaprosiła mnie do środka, gdzie było wiele osób z obsługi. Spędziłem tam 10-15 minut próbując zrozumieć co do mnie mówią. Zauważyłem, że mają WiFi, otrzymałem hasło i wszystko było jasne. 2,5km droga prosta. Przejdę się, nie jest bardzo późno, a w ten sposób poznam miasto.

Pattaya słynie z seksturystyki. Pełno tam prostytutek, ale nie one są problemem. Najgorsi są transwestyci. Kobieta powie tylko "Hello" i jeśli pójdziesz dalej wszystko ok. Ale te dziwolągi, gdy przechodzi się obok nich dotykają ręki, gadają coś itd. Zawsze wtedy odskakuje i krzyczę "łee don't touch me!" :mrgreen:

Bardzo dużo Rosjan! Co druga restauracja ma nazwę napisaną w cyrylicy. Na ulicach rosyjski jest bardzo popularny. :mrgreen: W autobusie też mnie wzięto za Rosjanina.

Przy drodze na słupach z prądem istny bajzel. Słychać, że przewody poplątane przegrzewają się i wydają niepokojący dźwięk słyszalny z odległości 50m. Mieszkam niedaleko plaży długiej na kilka km. Jest ona jednak bardzo wąska. Ja planuje wybrać się na pobliską wyspę. W hostelu zostanę 2 noce po czym ruszam dalej do Bangkoku.

Image
Słup elektryczny

Mieszkam w Jomtien Hostel w 6-os dormie. Ale jest nas trzech. Ze mną mieszkają też: Szwajcar, 9 msc w podróży, za 4 dni wraca do domu. Też Francuz, który biega w majtach po pokoju jak gada i mimo, że ledwo mówi po angielsku tak zabalował, że mu to nie przeszkadza :D

Więcej fotek z ogrodu na Picasie.Dzień 13: Gorąca woda w Tajlandii

Dzisiaj wreszcie się udało - długo odkładane plażowanie. Spędziłem przyjemny dzień na pobliskiej wyspie Koh Larn. Przejechałem się skutero-taksówkami. Odkrywałem też inną Pattayę, pełną zieleni i pięknych widoków, ale była też turystyczna strona miasta.

Opisze może hostel. Jomtien Hostel jest zlokalizowany 250m od plaży. Tyle że plaża w Pattayi jest bardzo wąska i brzydka, a w wodzie często pływają śmieci. Okolica raczej w porządku. Można wracać do hostelu o każdej godzinie, bo dostajemy kartę do drzwi. Możliwość dokupienia śniadania za ok. 6zł. W pokoju czysto, łóżka wygodne. Noc w sali wieloosobowej to koszt ok. 25zł. Przy czym klimatyzacja jest tylko w prywatnych. Ale mnie wiatrak przez noc spokojnie wystarczył. Lokalizacja jest z dala od centrum miasta, więc jeśli chcemy dostać się do Pattayi musimy skorzystać z jakiegoś transportu.

Image
Boczna droga, na której znajduje się hostel.

Dziś ruszam promem na pobliską wyspę Koh Larn. Znajduje się tam wiele plaz, które prezentują się dużo lepiej niż moja pobliska. Ale zanim wyszedłem dowiedziałem się że Francuz, z którym mieszkam jest iluzjonistą, pokazał mi kilka sztuczek. Byłem pod wrażeniem ;)

Przydałoby się też zrobić porządne pranie, bo odświeżanie ubrań w rękach zajmuje dużo czasu i nie daje idealnego efektu. Dowiedziałem się że pralnia jest w hostelu. Powiedziałem sobie, że jeśli będzie do 150 THB to zaakceptuję ofertę. Pani popatrzyła na ilość rzeczy i... 40 THB.

Prom odpływa z przystani w centrum Pattayi, 5 km drogi. Więc musiałem tam jakoś dojechać. Jest bardzo gorąco, szkoda czasu na spacer, bo prom za 40 minut, więc inaczej bym nie zdążył. Transportu publicznego tutaj nie ma, ale można skorzystać z motorotaxi lub pick-upa z siedzeniami na przyczepie. Złapałem pierwszego motorzystę, 100 THB bez możliwości negocjacji. Po 5 minutach kolejny to samo, zrozumiałem że mają wszyscy oferują te same stawki bez względu na odległość. Ale próbowałem dalej, chcąc opuścić chociaż na chipsy mówiłem 50, a gdy odrzucał propozycje - 80. Nic z tego. 100m dalej pan zagadywał: 80 bat, 80 bat. Zaakceptowałem i ruszyliśmy.
Miał nawet kask dla klienta co jest rzadkością. 80km/h mkniemy przez miasto. Po kilku minutach już na miejscu (Bali Hai Pier). Kasa biletowa na prom znajduję się w środku przystani. Ostrzegam obok jest firma sprzedająca bilety na tę samą wyspę za 400 THB, to nie ten prom. Właściwy kosztuje tylko 30 THB.


Dodaj Komentarz

Komentarze (103)

silazak 16 maja 2013 08:49 Odpowiedz
Mikołaj jako ,ze jesteś moim krajanem to trzymam podwójnie kciuki :)Powodzenia chłopaku !!!
mixer 16 maja 2013 09:42 Odpowiedz
Bardzo mi się podoba ten nowy trend w relacjach :)Udanej podróży życzę!
dzianisan 16 maja 2013 14:47 Odpowiedz
Trzymam kciuki za udaną podróż i pamiętaj o mojej stronce. ;)
wiikack 16 maja 2013 15:45 Odpowiedz
no to dwie świetne relacje się szykują, czekam na dalsze info :) miłej i owocnej podróży ! :)
andi 16 maja 2013 18:10 Odpowiedz
Super co dwie relacje to nie jedna. Dodatkowo Ty poszerzasz ją o nowe trasy. Pisz, będziemy czytac ;)
miki3475 16 maja 2013 20:04 Odpowiedz
Po oszalamiajacej obsludze KLM wyladowalem wreszcie na NAJLEPSZYM lotnisku jakim bylem. Sorry, jestem zajety ogladaniem koncertu live na pianinie w strefie non-schengen :DW samolocie wszystko spisze i wrzuce tylko. Lot o 21:25 czy jakos tak :) Powalil mnie ten koles :D
wiikack 17 maja 2013 01:21 Odpowiedz
super ze pozytywne wrazenia, czekam na dalszy ciag :) powodzenia!
gooorcz 17 maja 2013 05:32 Odpowiedz
W jakich krajach warto używać karty EUR, a w jakim USD?
miki3475 17 maja 2013 10:50 Odpowiedz
Wysłałem dalszy ciąg relacji, jak forum zaktualizuje się to post zostanie pokazany (długa wiadomość i dlatego). Pewnie nad tym postem się pojawi.Jakby coś nie tak to tu treść http://codepad.org/NttFNRU4 i proszę modów o jakąś podmianę.
maxima 17 maja 2013 11:18 Odpowiedz
na pewno siatkówkę oka? ja kojarzę, że mierzyli temperaturę ciała w obawie przed SARS ;) termometrem na czole... zarówno na lotnisku, jak i po powrocie z Macauhttp://www.info.gov.hk/info/sars/bullet ... n0423e.htm
andi 17 maja 2013 15:17 Odpowiedz
Tez mi się wydaje, że temperaturę. @miki3475 to Ty wyladowales (patrząc na czas Twojego posta) godzinke przede mną. Ja miałem planowane lądowanie o 17.17. My nie kręciliśmy kółek, jedynie byłem ździwiony że lądujemy od strony Hongkongu. Zawsze podchodzili bezpośrednio z zachodu.
miki3475 17 maja 2013 16:06 Odpowiedz
Też byłem ogromnie zaskoczony, że lecimy przez cały Hongkong.Możliwe, że to była temperatura. W każdym razie coś skanowano z głową związane.Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki, nie wiem czy dopiero nie napiszę wieczorem recenzji z całego HK. Powiem w skrócie, że mam SUPER widok, nigdy w życiu nic piękniejszego nie widziałem!http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpgAle ten aparat jest fatalny, wyboraźcie sobie ten obraz 10x lepiej. Przepraszam, że takie duże, ale nie chce mi się zmniejszać, a internet tutaj cholernie szybki :P
namteh 17 maja 2013 17:10 Odpowiedz
miki3475 napisał:...a) Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki,...b) http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpg...Ad.a. z relacji wnioskuje, że trzeba pic piwko zaraz po przebudzeniu i potem przy każdej nadarzającej się okazji a podroż będzie super!Ad.b. w sumie MS-AGH po zmroku wygląda bardzo podobnie :mrgreen:
miki3475 17 maja 2013 17:14 Odpowiedz
W kebabowni niczego innego nieoferują, a teraz to chyba po to przywiozłem piwko z Polski :PWcześniej pojawiły się pytania, ale nie miałem choćby 20 sekund żeby odpowiedzieć:Czy mapka to zwykły Google Maps z dodatkowymi funkcjami? Fajne znacznikiMapkę (kreski będące połączeniami) zrobiłem w http://www.travellerspoint.com/ a te małe kółeczka zainspirowany screenem na ich stronie główny dodałem w photoshopie. Nie wiem jak tam takie coś dodać, wydaje mi się, że to jest numer podróży a nie kolejny etap.W jakich krajach warto używać karty EUR, a w jakim USD?Nie jestem pewien czy dobrze rozumiem zasadę działanie, ale jeśli masz kartę EUR i zapłacisz w innej walucie to przewalutowanie pójdzie dla MasterCard. Kantor nic z tego nie ma, z karty zniknie tyle EUR po ile przeliczy MC. A wychodzi to BARDZO korzystnie i wielkiej różnicy HKD->USD a HKD->USD->EUR nie ma:https://www.mastercard.com/global/curre ... index.htmlWg tego gdy naszą walutą podstawową jest EUR to 100HKD będzie 10,02EURUSD: 100HKD będzie 12,88USDPatrząc na ceny z kantoru aliora1) 41,99zł2) 42,09złJeśli się nie ciachnąłem to wychodzi nawet, że lepiej używać karty EUR wszędzie (pewnie dlatego, że kantor więcej operuje EUR i może lepszą cenę za tę walute zaoferować).P.S. Ahhh znowu dodało się po czasie i teraz wygląda jak post pod postem :F
koncentrator 18 maja 2013 21:38 Odpowiedz
miki3475 napisał:Warto napisać, że tramwaje w HK (kursują tylko na wyspie Hong Kong) są dwupiętrowe (jako jedne z 2 lub 3 na świecie)Poza tym jeszcze Blackpool i Aleksandria.
wiikack 18 maja 2013 22:22 Odpowiedz
jej ale pięknie :) nie ma to jak wrócić z całodniowych zajęć na uczelni i rozkoszować się "byciem" w HK, czekamy na dalszy ciąg, w koncu jeszcze troche dni zostało!
wiikack 20 maja 2013 14:41 Odpowiedz
ta zupka wygląda przepysznie:) wyobraziłam sobie kogoś jedzącego nasz rosoł i płaczącego przy nim - widok niezapomniany ;)
szoszo 21 maja 2013 07:24 Odpowiedz
miki3475 - potrafisz umilić czas spędzany w pracy. Twoje relacje do porannej kawy są jak znalaz:) Powodzenia i czekamy na więcej
orfik11 21 maja 2013 22:55 Odpowiedz
Witam. Fantastyczna relacja. Czekam na dalsze relacje. Pozdrawiam
lahcimmm2 21 maja 2013 23:07 Odpowiedz
Zgadzam sie "Wysoki" poziom relacji :)poplywales dzisiaj ?
miki3475 22 maja 2013 09:07 Odpowiedz
Bardzo dziekuje za mile slowa, sa ogromnie motywujace.Dzis najciekawiej nie bedzie bo... wlasnie sie obudzilem, a juz 15:00...Nie wiem czy jechac plazowac czy na Lamme, a moze zostac na Lantau i jechac zobaczyc Budde, ale tu malo busow i nie chce spac pod posagiem :DZly jestem cholernie, ale poszedlem spac dopiero o 5, wiec jakies uzasadnienie jest. Jutro zrobie wszystko by wyssac ten ostatni dzien do konca, lot mam dopiero wieczorem.Poki co lece bo za 25 min mam prom na Hong Kong.EditDobra jade na lamme bo plywac moge w singapurze i bedzie tam lepiej nawet
wiikack 22 maja 2013 19:16 Odpowiedz
eh, ale zazdroszcze Ci tego wyjazdu :P jedzenie wygląda przepysznie - to danie krewetkowe, ależ mi się go zachciało. Zgłaszam zażalenie i prosze o możliwość "wydrukowania" go w domu juz gotowego. czekam na dalszą relację i zdjecia, pozdrawiam ;)
maxima 24 maja 2013 08:41 Odpowiedz
pod tym Buddą to sprzedają też bilety do muzeum, które mieści się pod posągiem
m3lm4k 24 maja 2013 19:34 Odpowiedz
Changi nie przestaje zachwycac!Jak zamowisz kiedys z lodem to zrozumiesz czemu jest taniej :D
andi 24 maja 2013 19:45 Odpowiedz
Ja zakończyłem już swoją relację, więc teraz tu będę spędzał czas ;)Po tym co piszesz to lotnisko w Hongkongu spadłoby na drugie miejsce na mojej liście, kosztem oczywiście Changi. Ciekaw jestem Singapuru, więc czekam na dalszą relację.
miki3475 24 maja 2013 20:12 Odpowiedz
No z lodem zamowiłem. To teraz muszę sprobowac bez lodu.Changi zdecydowanie najlepsze na świecie, ale wydaje mi sie ze Amsterdam prowadzi jesli chodzi o spanie. Tutaj mogloby byc wiecej tych lezakow, bo jest ich moze po 10 i niektorzy spali na ziemi (chociaz plus ze wszedzie dywan), z kolei na AMS znalazlem ich naprawde sporo. A czy sa drzewa czy nie to i tak nie robi roznicy jak sie spi.
klapio 25 maja 2013 17:56 Odpowiedz
Ekstra się czyta, chyba najlepsza relacja jaką czytałem :-)Zazdroszczę podróży i pozdrawiam :-D
wiikack 25 maja 2013 23:40 Odpowiedz
czaderska ta relacja :) nie tylko podróżnicza, ale juz nawet wątek kryminalistyczny się wkradł ;) Spotkanie Polaka - szok, ale pozytywny nie mogę się doczekać kolejnego opisu!
malyczak 26 maja 2013 13:12 Odpowiedz
Narazie czytając tą rewelacyjną relację HG -Singapur 1:0 pod względem wrażeń
golddigger 26 maja 2013 14:32 Odpowiedz
zawsze marzyłem o takim wyjeździe, życzę wam naprawdę super spędzonego czasu tam! Mam nadzieję,że też kiedyś uda mi się tam polecieć:)
miki3475 26 maja 2013 14:51 Odpowiedz
Też uważam, że Hongkong jest ciekawszy dla podróżnika budżetowego. Singapur to droga zabawa. A jeśli już z czegoś chcemy skorzystać (a jest z czego) to trzeba słono zapłacić.Metro w Hongkongu jest dużo lepsze. Ceny właściwie podobne oba mają, ale w Hongkongu wszystko jest dużo prostsze. Tam zazwyczaj nachodzą się na siebie dwie stacje dwóch linii, tak aby przesiadka była jak najwygodniejsza, po prostu przechodzi się kilka metrów i linia zmieniona. Bardzo rzadko trzeba zmieniać poziomy, w Singapurze wczoraj miałem taką sytuację, że musiałem wejść 2 piętra wyżej, przejść kilkadziesiąt metrów i piętro w dół. W HK od razu zrobiliby z tym porządek.Dodatkowo poza ścisłym centrum całe metro jest nad ziemią. Przez to jest bardziej hałaśliwe, ale przede wszystkim wolniejsze. W HK natomiast nie było dla nich problemem zrobienie 3 tuneli pod wodą, nie mówię już że zazwyczaj jedzie się pod ziemią.Singapur wygra jednak jeśli chodzi o jedzenie. Niskie ceny jak w HK, ale większy wybór ze względu na mix kulturowy. Choć McDonlad's dużo droższy, reszta w atrakcyjnych cenach. Bardzo mi się podobają te markety z wszystkimi budkami w jednym miejscu. Ogromny plus Singapuru.W HK jest więcej miejsc, które można zwiedzić, ale nie trzeba płacić. Tak np. wyspy, góry, plaże. Jest ciekawszy, ale Singapur dużo ładniejszy ze względu na zieleń, która jest WSZĘDZIE!Jest jeszcze sprawa kart na autobusy, metro itd. Oba miasta ją mają. Ale w HK działa to sprawniej i wygodniej. Kupując dajemy depozyt 50 HKD (12-14 zł), kartę po wyjeździe możemy zwrócić. Na HK Octopusie możemy mieć depozyt do -35 HKD. Tutaj, gdy jest poniżej 3$ to automat nie chce wpuścić do metra, a co do tego depozytu nie jest zwracany - 5$. Octopusem HK możemy płacić wszędzie, w sklepach, restauracjach. Tutaj jest tylko na komunikację.Jeśli miałbym wybrać jechać do HK na kilka dni albo do Singapuru to zdecydowanie HK. Ale gdy 2 dni w HK a 5 dni w Singpurze, to opcja 2. Bo jakby nie patrzeć to oba miasta bardzo się do siebie nie różnią. Wszędzie Chińczycy i chińskie jedzenie. Kultura podobna. Warto zobaczyć oba i samemu wybrać swoje miasto. Jeśli miałbym zostać i pracować Singapur byłby o niebo lepszy, ale jako turysta wybieram HK :)Właśnie wróciłem z wycieczki po Singapurze, której celem było oderwanie się od cywilizacji, budynków, których wczoraj było za dużo i zaczęło mnie to przytłaczać. Za kilkanaście min zacznę pisać relację i późnym wieczorem (u mnie) powinna być.GoldDigger napisał:zawsze marzyłem o takim wyjeździe, życzę wam naprawdę super spędzonego czasu tam! tobie :D sam jeżdżę, ale dzięki wielkie Tobie i całej reszcie za miłe słowa.
mixer 26 maja 2013 20:02 Odpowiedz
Relacja w dalszym ciągu bardzo ciekawa.Ale chyba dosyć młody jesteś, że Cię tyle rzeczy dziwi i zaskakuje :D
maxima 26 maja 2013 20:57 Odpowiedz
Mixer napisał: Ale chyba dosyć młody jesteś, że Cię tyle rzeczy dziwi i zaskakuje :Dale mimo wszystko podróże kształcą :)
andi 26 maja 2013 21:43 Odpowiedz
Kurcze, a taki byłem ciekaw tego Singapuru. Z tego co piszesz to Hongkong (według mnie) bije go na głowe.
miki3475 27 maja 2013 04:45 Odpowiedz
No bije bije właściwie, Hongkong do zwiedzania (szczególnie że w 1h można być w Macau) a Singapur do życia. Ale proszę nie sugerujcie się moimi komentarzami, pojedzcie i sprawdźcie sami :) Wasze odczucia mogą być inne.Ja tymczasem przespałem moją jedyną szanse na ZOO. Jest już 10:40, niby obudziłem się o 7, ale naprawdę nie wiem w jaki sposób poszedłem spać dalej, bo pamiętam jak już stałem na nogach :mrgreen: Ze zmęczeniem nie da się wygrać, ja tymczasem muszę coś wymyślić żeby zobaczyć na szybko.
mixer 27 maja 2013 21:19 Odpowiedz
Liczę na szczegółowy opis Pattayi + okolic, nie zawiedź mnie ;)
hubert 27 maja 2013 23:03 Odpowiedz
Tylko czemu akurat do najbrzydszego miejsca w Tajlandii się wybrałeś? Szkoda, trzeba było ciut dalej uciec chociażby na pobliską wyspę Ko Chang. Relacja świetna ;)
zbyhu 28 maja 2013 04:50 Odpowiedz
Relacja świetna, ale mam wrażenie że wszystko planujesz tak raczej na bieżąco, bez większego przygotowania. Hong-Kongu nie znam, ale Singapur zrobiłeś moim zdaniem bardzo pobieżnie wybierając raczej mniej ciekawe atrakcje, a pomijając kilka ważnych miejsc.
miki3475 28 maja 2013 04:59 Odpowiedz
Wiem, źe nie jest to idealne miejsce, ale chodziło o to, że ciężko było jechać autobusem lub pociągiem gdzieś indziej. Myślałem bardziej o południu ale straciłbym za dużo czasu, a jeśli chciałbym lecieć samolotem to już koszt wzrasta znacznie, a i tak obecnie dla mnie to sporo. Dodatkowo tylko Pattaya oferowała transport z lotniska w akceptowalnej cenie.Zbyhu nie mam zbytnio czasu na bardzo dokładne przygotowanie, ale nie mogę powiedzieć że totalnie idę na spontan. Jakie miejsca były też warte uwagi? Info przyda się na następny raz. Myślę że akurat zobaczyłem wsystko co Singapur oferuje dodatkowo skorzystałem z opcji rzadko wybieranej przez turystów - rezerwatu przyrody itd. Oczywiście mógłbym jeszcze wjechać na sam szczyt Mariny albo skorzystać z Singapur Flyer, ale uważam że Singapur nie oferuje jakoś tak dobrej panoramy jak HK i swoje pieniądze starałem się tam inwestować i myślę że nie straciłem. Jeśli chodzi o popularna atrakcje Universal Studio na Sentosie to musiałem wybrać albo Ocean Park na HK albo to. W HK miałem więcej czasu, tutaj musiałbym rezygnować ze zwiedzania czegoś. Uważam ze z tych ważnych atrakcji Singapuru nie zobaczyłem tylko ZOO, na które brakło czasu.
zbyhu 28 maja 2013 05:57 Odpowiedz
Z opisu odczułem że spędziłeś masę czasu na Changi mając go tak niewiele na Singapur.Z pozostałych uwag to:Sentosa koniecznie w dzień, Universal Studios zdecydowanie do pominięcia. Nie wiem czy się zgodzisz, ale Orchard Road jest wg mnie stratą czasu - same galerie handlowe i sklepy. Zabrakło spaceru przez imprezowe Clarke Quay i pełne expatów Boat Quay - najlepiej chyba wieczorem (może impreza w którymś z klubów?). Zamiast rezerwatu lepiej moim zdaniem było skoczyć na wycieczkę rowerową na Pulau Ubin. Zdecydowanie zamiast botanicznego ZOO, Night Safari też jest niezłe - ale byś już nie wcisnął chyba :) (BTW w botanicznym przegapiłeś chyba pomnik Chopina :) ). Flyer jest całkiem spoko, widać całą panoramę na zatokę i CBD a z drugiej strony na pełno statków na redzie. Lau Pa Sat nie wiem czemu zabrakło, dla mnie napewno w top 10. Warto też skoczyć na Singapore Sling do Raffle's Hotel i poczuć trochę kolonialnego klimatu. Posiedziałbym też dłużej w Little India i Chinatown, nacieszył się tym zupełnie odmiennym charakterem od zabieganego CBD, zjadł coś charakterystycznego w obu. Jedzenia też mi brakowało. Tradycyjnej laksy, chicken rice, char kway teow, mee goreng, nasi lemak, murtabaka, można wymieniać i wymieniać :) Obiecaj że zjesz pad thai w Tajlandii :)Zostawiłeś na pewno sporo na następny raz. Mam wrażenie że się Singapurem trochę zawiodłeś - wróć kiedyś, spróbuj jeszcze raz, może będzie inaczej :) Jeszcze raz gratuluję relacji :)
miki3475 28 maja 2013 16:29 Odpowiedz
Bardzo dużo spędziłem czasu na Changi, bo uwielbiam lotniska :D A takich jak to nie spotka się w Europie, więc cieszę się ze zwiedzania. Orchard Road jest idealnym miejscem jeśli przyjechało się z grubym portfelem i planuje się zakupy (do tego Singapur jest idealny). Ale myślę, że można się przejść, poczuć ogrom wszystkich budynków, to tylko 30-60 minut.Miał być park botaniczny i ZOO. Nie chciałbym rezygnować z jednego, żeby pójść do drugiego. Wyszło jak wyszło.Nie wiem jakoś uważam, że Singapur najlepszym miejscem do imprezowania nie jest, za jedno piwo tam mam w Bangkoku kilka :D Kluby to raczej nie mój klimat.Z rezerwatu za żadne skarby bym nie zrezygnował. Jeśli miałbym wybrać tylko jedną atrakcję, która mi się najbardziej podobała to jest to na pewno ten park. Ale pewnie ten Pulau Ubin też jest równie przyjemny. Trzeba byłoby zobaczyć oba.No to Night Safari bardzo kusi no ale kupę kasy to coś kosztuje :/Faktycznie nie wiedziałem o Chopinie, a szkoda.Hmm byłem w wielu podobnych miejscach jak to Lau Pa Sat. Ale dzięki!Oj tyle czytałem kiedyś o tym Raffle's Hotel, a teraz o tym zapomniałem :| Wielka szkoda, mogłeś mi nie przypominać teraz mam wyrzuty sumienia :DMyślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze ;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.
blackall 28 maja 2013 16:52 Odpowiedz
miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze ;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego... :)
lahcimmm2 28 maja 2013 18:00 Odpowiedz
Blackall napisał:miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze ;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego... :)to podziele sie jeszcze moja opinia na ten temat, couchsurfing to najlepszy sposob na poznanie kraju, w ten sposob jestes kumplem, przyjacielem, towarzyszem,w hotelu zawsze bedziesz turysta ,wiem co pisze bo Mikiego poznalem przez couchsurfingu w Gruzji :)Mikolaj - gratulacje dla mnie jestes najlepszym ambasadorem prawdy życiowej:"...wszystko jest możliwe! – Wczorajsze marzenia to dzisiejsza rzeczywistość"
mixer 29 maja 2013 22:13 Odpowiedz
Niesamowite te Twoje historie kryminalne :ironia:I bulwers spowodowany obecnością dziewczyną :DPoza tym relacja jak zwykle trzyma poziom :)
blackall 29 maja 2013 22:33 Odpowiedz
miki3475 napisał:Na miejscu pytam od razu o drogę z tą ulicą. Młodzi mieszkańcy BKK nie wiedzą, ale biegają po placu i pytają innych ludzi. Ok, to ta droga. Idę idę i skrętu w lewo jak nie było tak nie ma. Pora kogoś zapytać. Rozmawiałem z dziewczyną 10 minut i zupełnie nie rozumiem o co jej chodziło, ale głupio było tak odejść gdy bardzo chciała mi pomóc. W skrócie zrozumiałem, że jestem na złej drodze i muszę cofnąć się do samego metra, co też uczyniłem. Tam wchodząc w kolejną drogę nie zgadzały się numery wyjścia z metra. Moja ulica powinna być po środku, więc ostatecznie na początku byłem na dobrej drodze i nie potrzebnie się cofałem. Wróciłem i teraz bardziej uważałem na drogę.Wreszcie znalazłem rozwidlenie, wszedłem w jedną z bocznych dróżek i szukałem hostelu, który tutaj nie istnieje. Straciłem ponad godzinę, przeszedłem całą ulicę kilkakrotnie. Nikt tutaj o czymś takim nie słyszał. Wreszcie zdecydowałem się prosić o pożyczenie telefonu, by do nich zadzwonić. Okazało się, że jestem w zupełnie złej części. Adres jest zupełnie inny niż mój z hostelbookers. Bardzo się zdenerwowałem. W dodatku zaczął padać deszcz. Wróciłem na stację, wsiadłem w metro i pojechałem tam gdzie chcieli. Odebrała mnie jakaś dziewczyna, z którą nawet nie miałem ochoty rozmawiać. Pani zaskoczona, że mapka jest zła. Adres jako nazwa ulicy się zgadza, ale jeśli skorzystamy z zakładki "mapa" to jest tam co innego... Bardzo mnie to zdenerwowało, bo straciłem 2h. Hostel duży, wiele osób, raczej czysto i ładnie, ale moje wrażenia już się nie zmienią na pewno, ocena będzie jaka będzie.A sprawdz co ci pokaże google maps po wklepaniu adresu/nazwy hotelu. Mam podejrzenie, że hostelbookers nie ma konkretnych danych z każdego hotelu/hostelu tylko po prostu korzysta z API googla i wyświetla to, co mu odpowie.
andi 29 maja 2013 22:58 Odpowiedz
Miki nie oceniaj miejsca po tym, że coś nie idzie według Twojego planu. Przecież jadąc do Tajlandii każdy wie, że turysta to potencjalne źródło dochodu Tajów. Ja przeczytałem wcześniej kilka relacji i wiedziałem czego mogę sie spodziewać. Po prostu potraktowałem to jako element, którego nie da się pominąć. Oni mają taki sposób zarabiania i nikt tego nie zmieni ;)Ja przez ich opieszałość o mały włos bym nie zdąrzył na samolot (taksówka tak się wlokła) - jednak ani przez chwile nie zmieniłem swojego pozytywnego zdania o tym kraju. Uważam, że to mój błąd bo powinienem to wziąć pod uwagę planując podróżowanie po tym kraju.Przyjemniejszych chwil w BKK :)Odnośnie tych pick-upów to ja sam w nim jechałem za kwote 40thb, gdzie taksówkarz krzyczał 150thb, a rikszarz za tą samą trasę 80thb. Widocznie mu się opłacało ;)
wiikack 30 maja 2013 02:25 Odpowiedz
|...o...| rozbawiło mnie Twoje określnenie jak oczami transów wygląda miki3475 ;D Naprawdę fajnie relacjonujesz, podziwiam że pojechałeś sam, wielki szacun. Ten hostel niezbyt fajna akcja. Ale wątki kryminalne zaskakujące, jednak niezbyt pozytywne. Czekam na dalszy ciąg relacji :)
miki3475 30 maja 2013 04:01 Odpowiedz
Mixer, opisuje jak one wyglądają. Jeśli są mało ciekawe to nic już na to nie poradzę. Hmm możesz co najwyżej przeskakiwać do następnego akapitu. A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Blackall, "Nie mogliśmy zlokalizować adresu", więc ktoś musiał ręcznie to zrobić. Ale myślę, że nie ważne czy to komputer czy człowiek. Patrze, mapka na ich ofercie jest, miałem 5 minut na przygotowanie, więc strzeliłem fotkę i tyle. W informacji o dojeździe jest, żeby jechać na inną stację metra i tam do nich zadzwonić to cię odbiorą. Ale o godzinie 22 nie chciałem nikomu zawracać tyłka. Patrze, że to kilka minut drogi to przecież przejdę się.Andi, ja wiedziałem, że tak będzie. Ale nadal to jest strasznie irytujące. W Bangkoku wygląda to zupełnie inaczej. Wczoraj się trochę nachodziłem, z wielką torbą więc idealny klient, bo pewnie nie chce się przemęczać i weźmie taxi. Tutaj NIKT z może 50-100 taxi, motorów i tuktuków które mijałem nie zaproponował mi "hej, może wsiądziesz, tylko 100 THB", albo nie próbował mi na siłę sprzedać małego kawałka ananasa i arbuza za 100 THB... Wg mnie tutaj jest zdecydowanie lepiej jeśli chodzi o natręctwo, ale sprawdzę dzisiaj.|...o...|, 18 lat.Dzięki za radę, to chyba też problem BKK, więc się przyda :mrgreen: wiikack, dzięki po raz kolejny za miłe słowa ;)Ruszam, poczytam coś przez 10 minut o atrakcjach BKK bo prawie nic nie wiem. Na szczęście dziś będę zwiedzał z użytkowniczką jadesobie, więc będzie łatwiej.Dzięki i pozdrawiam z zimnego pokoju :mrgreen:
maxima 30 maja 2013 10:29 Odpowiedz
miki3475 napisał: A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Nie przejmuj się tymi komentarzami :) na forum jest pełno osób, które uważają, że jak za coś zapłaciłeś mało (względne pojęcie), to nie masz prawa nic oczekiwać ;) No i są też tacy co pozjadali rozumy, wszystko widzieli i uważają, że to ich obowiązek udzielać dobrych rad innym - no i krytykować :) bo przecież nie można odkrywać świata na swój sposób :) Spokojnego pobytu w BKK :)
washington 30 maja 2013 13:13 Odpowiedz
Twoja relacja jest bardzo ciekawa i chętnie ją czytam:) ale proponuje trochę więcej poczytać (przewodników, forum) przed wycieczką - dobór miejsc do zwiedzania i odpowiednie przygotowanie logistyczne to ponad 80% szans na udaną wycieczkę ;)Tajlandia jest jednym z najpiękniejszych miejsc w Azji, ale jadąc do Pattaya nie powinieneś się spodziewać nic innego niż to co zastałeś - ogólnie tajowie to bardzo mili i nienachalni ludzie, a szansa bycia oszukanym jest jedną z najmniejszych w całej Azji - aż się boję co byś zrobił w Indiach :P Mimo wszystko podziwiam za odwagę (taka podróż w tym wieku:) i życzę powodzenia!
miki3475 30 maja 2013 20:13 Odpowiedz
Mała obsuwa w grafiku. Dzisiaj już padam. Zasypiam co 5 minut pisząc relację. Dokończę więc rano ;) Odcinek 15 dopiero za kilka godzin.
mixer 1 czerwca 2013 10:43 Odpowiedz
Pamiętasz może w jakiej cenie były na przykład te ryby z chilli, albo Twoje ośmiorniczki?
zbyhu 1 czerwca 2013 11:27 Odpowiedz
Planujesz jakieś zwiedzanie w tym Bangkoku?Grand Palace obowiązkowo, do tego Wat Pho z leżącym Buddą i Wat Arun, polecam też Dusit (wchodzisz na tym samym bilecie), a zwłaszcza Anantasamakhom Throne Hall - weszliśmy już tam trochę na siłę, a widziałem tam chyba najpiękniejsze rzeczy w życiu - mają tam pokaźny zbiór prezentów dawanych królowi i królowej z różnych okazji - masa złota i niesamowity poziom rzemiosła.Próbowałem znaleźć jakieś zdjęcia, swoich nie mam bo nawet komórki każą w szafkach zostawić, ale wygląda na to że ciężko jest je nawet w internecie dorwać. Tu jest jedna ze złotych bark: http://www.globalgoodnews.com/cultural- ... 5532449047
miki3475 1 czerwca 2013 17:25 Odpowiedz
Ta ryba nie mogła kosztować więcej niż 30-40 bathów podobnie ośmiorniczki, nie wydaje mi się, żebym zapłacił za nie (1 wykałaczka, na niej 3 ośmiorniczki) powyżej 20 bathów, może max. 30. Bardzo tanie jedzenie. Dzisiaj miałem cały obiad za 60 bathów w tym samym miejscu.Tak zwiedzałem cały dzień, nie byłem w pałacu królewskim, bo są skrajne opinie, a to coś kosztuje 500 bathów. Byłem totalnie bez kasy, tzn. nie chciałem wypłacać więcej. Idealnie starczyło mi i zostało na poranne dostanie się na lotnisko.No właśnie, lot mam niby o 10, ale wolę wstać o 6:00, zebrać się i ruszyć na lotnisko, bo szczególnie rano Bangkok zakorkowany a ja korzystam z tego drugiego lotniska. Toteż, pójdę spać dużo wcześniej, wszystko sobie przygotuję, a relację z dzisiejszego dnia napiszę w samolocie. Będzie wrzucona jutro na lotnisku w Macau. Pozdrawiam.
andi 2 czerwca 2013 09:50 Odpowiedz
A mówiłem, że w Bangkoku gorąc niemiłosierny hehe. Super się czyta, oglądając fotki czuje się jakbym tam znowu był ;)
miki3475 2 czerwca 2013 10:19 Odpowiedz
No jest cholernie goraco, ale nie ma takiej wilgotnosci powietrza jak w HK. Tutaj w Makau jest masakra, 35 stopni jak w Bangkoku, zero chmurek i klimat jak w HK.
andi 2 czerwca 2013 10:22 Odpowiedz
Trafiłeś na bezchmurne Macau/Hongkong co w tym okresie jest rzadkością. Jak patrzą na kamerki to rzeczywiście piękna pogoda :)
angrenne 2 czerwca 2013 19:54 Odpowiedz
Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?
miki3475 2 czerwca 2013 21:37 Odpowiedz
Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau :( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać :P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.
angrenne 2 czerwca 2013 22:59 Odpowiedz
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A więc powiem, że Cię podziwiam, bo większość 18-latków, których znam nie odważyłoby się lecieć w pojedynkę nawet do Egiptu, a co dopiero tak daleko i to bez BP. A kasę to woleliby wydać na imprezki.
gruda 3 czerwca 2013 02:14 Odpowiedz
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Za moich pomaturalnych czasow budzetowo to jechalo sie pod namiot na Polwysep Helski. Czasem na bogato byly domki, a typowy low cost to lawka na dworcu PKS w Jastrzebiej Gorze po uprzedniej konsumpcji tzw. "telewizorów" :D A pisze to dlatego, ze czytajac takie relacje (a czyta sie swietnie!; watki "kryminalne" rzadza :) ) zal dupsko sciska, ze kiedys, jak jeszcze byly dobre ekipy osiedlowe czy szkolne, nie bylo takich mozliwosci podrozowania. Co do jedzenia to moja pierwsza mysl przy kazdej fotce to: ciekawe jaka jest % zawartosc szczura w potrawie, albo "psa, przemilenoego razem z buda" ;) Ale i tak bym jadl te wszytskie swierszcze i inne robale.Ehhh szkoda kasyna :( Mogles odrobic tripa albo i zarobic na kolejnego.Powodzenia dalej.
maxima 3 czerwca 2013 10:21 Odpowiedz
takie info uzupełniające a propo Twojej wizyty w Makau :)http://www.pb.pl/3155964,70969,w-tym-ka ... -6-mln-usd
ledo 3 czerwca 2013 14:04 Odpowiedz
High five dla Ciebie za taki trip w takim wieku!,
mixer 4 czerwca 2013 09:04 Odpowiedz
miki3475 napisał:Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau :( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać :P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.Czekamy ;)
maxima 4 czerwca 2013 10:06 Odpowiedz
Miki już pewnie w AMS siedzi i czeka na lot do WAW :)
szoszo 4 czerwca 2013 10:25 Odpowiedz
Jak codzień przychodze do pracy, odpalam poranna kawę, patrze- a relacji nie ma:D Czekamy i udanego powrotu :)
miki3475 4 czerwca 2013 10:30 Odpowiedz
Przepraszam ale ostatnio to już naprawdę 3h snu przez ostatnie dni. Chciałem wycisnąć wszystko z tego tripa. Siedzę teraz w Amsterdamie, zwiedzam miasto. Makau i HK ostatni dzien będze na 100% dzisiaj, bo mam 6h czekania na autobus dzisiaj. A co do Amsterdamu i podsumowania to może jutro. Przepraszam i pozdrawiam z Amsterdamu ;)
andi 4 czerwca 2013 13:58 Odpowiedz
Masz to samo co ja ;) O ile w trakcie wycieczki siedząc wieczorem przy piwku można sobie pisać, to podczas powrotu tyle spraw się nakłada, że ciężko aby coś napisać. Ja końcówkę pisałem siedząc w PB, trasa WAW-KRK to niecałe 5h więc sporo aby nadrobić.
wiikack 4 czerwca 2013 19:22 Odpowiedz
Mam tak samo, wstaje rano ( o 12 :P ) klikam w zakładke relacji a tu nic ;D ale wiem że nie piszesz,bo zajęty/zmęczony jesteś :) tylko nie wiem co bedzie, gdy sie relacja skończy, albo musisz zacząć opisywać do robisz w Polsce, albo nam coś pozmyślać hahah ;D
maxima 4 czerwca 2013 23:34 Odpowiedz
a ciasteczka w Makau próbowałeś? tez można się najeść tyle tych rodzajów tam mają :) niektóre z mięsem lub algami, ale najlepsze z migdałami ;)Warte spaceru są jeszcze okolice Muzeum Morskiego i Makau Tower :) No i można się wybrać pod chińską granicę ;) oczywiście darmowym busem ;)
biochemik 5 czerwca 2013 00:11 Odpowiedz
miki3475 napisał:Angrenne napisał:A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.W Azji jedzenie z ulicy najlepsze!!! Od dziadka ze starego woka albo grilla :)Szaszłyczki z krewetek albo makaron, pycha.O dziwo, jedząc cały tydzień "na ulicy", poczułam się źle dopiero po kolacji w restauracji :P ;)
biochemik 5 czerwca 2013 00:28 Odpowiedz
Fajnie obejrzeć relację i powspominać Bangkok. Link do moich fotek z Tajlandii, na których są wspomniane smażone świerszcze i skorpiony :)https://plus.google.com/photos/11577321 ... nfLBmabpDg
wayne 5 czerwca 2013 16:04 Odpowiedz
Quote:Na ostatnią noc wyprawy miałem niespodziewany couchsurfing. Gdy byłem w Singapurze, Erica z HK przypadkiem znalazła informacje że odwiedzam jej miasto. Poprosiła mnie czy nie mógłbym wziąć laptopa dla jej dobrego znajomego z Krakowa. Oczywiście żaden to problem, szczególnie że to malutki netbook. Od razu się zgodziłem, a Erica nalegała bym spał u niej. Zaoferowała mi też ostatni chiński obiad, mówiąc że jej kolega już jej zapłacił za przesyłkę i ona tylko wydaje jego pieniądze (oczywiście on o tym wie, są bardzo dobrymi znajomymi).Oj, nie podoba mi się to :/ Nie wiesz że nigdy, ale to przenigdy jadąc przez granicę nie bierze się ŻADNYCH rzeczy od nieznajomych? Nigdy!!! Przecież to może być jakiś przemyt :/ Na poparcie moich słów: http://www.rp.pl/artykul/414188.html?print=tak Chroń siebie, zostaw to, nie ryzykuj.
miki3475 6 czerwca 2013 06:42 Odpowiedz
Dla mnie osoba ta byla zaufana i wczesniej wszystko sprawdzilem. Jesli cos wzbudziloby moje podejrzenie powiedzialbym ze nie moge tego zrobic. Sprawdzilem laptopa dokladnie, bo tez o tym myslalem. Wszystko bylo w porzadku. Rownie dobrze gdy stoisz w kolejce do kontroli bezpieczenstwa ktos moglby ci wrzucic mala paczuszke, ktora bylaby odebrana na lotnisku docelowym. Nie mozna zawsze doszukiwac sie zlych zamiarow, trzeba zbadac sprawe i dopiero ocenic. Wszystko bylo oki.Poki co przespalem z 18h, ale dzis powinna byc dalsza czesc.
szoszo 6 czerwca 2013 06:59 Odpowiedz
No to czekamy:)
zbyhu 7 czerwca 2013 15:17 Odpowiedz
ten pork chop bun wygląda kropkę w kropkę jak portugalska bifana :D
klapio 7 czerwca 2013 21:46 Odpowiedz
Dawaj ostatnią część !!! :-D
marceel85 8 czerwca 2013 09:46 Odpowiedz
też czekam z niecierpliwością na ostatnią cześć :)...śledzę Twój wątek i świetnie się czyta;):D ... gratuluję wyprawy :)
andi 8 czerwca 2013 21:45 Odpowiedz
Kolejna część bardzo fajnie napisana, super :)
sigge 9 czerwca 2013 23:49 Odpowiedz
miki3475 napisał:Na początek muszę bardzo przeprosić za zwlekanie z opublikowaniem kolejnych części. Jak tylko przyjechałem padłem, przez pierwsze dwa dni dosłownie zdychałem. Nie miałem apetytu, nie jadłem ZUPEŁNIE nic przez 2 pierwsze dni od przyjazdu (tylko trochę soku, wody, herbaty). Pierwszej nocy przespałem 22 godziny... Fatalnie się czułem, ból w kościach, senność, wspomniany brak apetytu. Od zgłoszenia się do lekarza powstrzymywał mnie tylko brak gorączki. Mimo to trochę bałem się, że mogłem przywieźć coś ze sobą. Ale we wszystkich chorobach temperatura ciała jest znacząco podwyższona. Wczoraj już było trochę lepiej, ale miałem wiele spraw do załatwienia, musiałem się wreszcie ogarnąć. Dziś nie narzekam, wróciłem do siebie i zabieram się za ostatnie etapy podróży i kończące podsumowanie. Przepraszając za tę zwłokę, liczę że nadal będą osoby chętne czytać ostatnie wpisy dziennika ;) Z tego co napisałeś wychodzi, że dopadł Cię JET LAG ;-) http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_nag%C5%82ej_zmiany_strefy_czasowejGratuluję wyprawy i fajnej relacji. Teraz zrób sobie z tego fotoksiążkę i pamiątka na lata :-)
miki3475 9 czerwca 2013 23:56 Odpowiedz
Tylko to powinno być w drugą stronę. Myślę, że teraz to bardziej ogólne zmęczenie, bo bardzo długo nie spałem. Kilka ostatnich dni to był istny hardcore, kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu. Ale jestem zadowolony, bo plan zrealizowany :PBędą jeszcze 2 odcinki:- Bonusowy Amsterdam i powrót- PodsumowanieDziś już wszystko normalnie więc lada moment się pewnie ukażą. Mam nadzieję, że jutro starczy czasu i skończę ;)Pzdr
szoszo 10 czerwca 2013 07:41 Odpowiedz
Kolego, co dzień czytałem Twoja relację i jestem pełen podziwu dla Ciebie oraz jestem strasznie zazdrosny:p . Tak trzymaj!
ipkol 10 czerwca 2013 20:04 Odpowiedz
Świetna relacja. Czytałem ją od deski do deski codziennie. Niby tak prosto napisana, żadnych fajerwerków, ale czytało się ją naprawdę super, chyba dlatego, że była taka szczera.miki3475 napisał:kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu Kurcze, a właśnie podczas relacji odniosłem wrażenie, że niezły musi być z Ciebie śpioch : ) Bo właśnie tak wydawało mi się, że nad wyraz dużo spałeś : PPozdrawiam serdecznie i czekam na bonusowe relacje.
mixer 10 czerwca 2013 21:20 Odpowiedz
Gratulacje :)A będzie jeszcze podsumowanie o któym pisałeś :D?
maxima 10 czerwca 2013 21:39 Odpowiedz
W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea ;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.
miki3475 10 czerwca 2013 21:53 Odpowiedz
Będzie będzie oczywiście :)A przepraszam, właśnie pisząc to nie byłem pewien, ale zaryzykowałem bo miejsce się zgadzało. Przepraszam za pomyłkę.
zbyhu 11 czerwca 2013 00:35 Odpowiedz
Hehe - kraj smutnych ludzi :DTakie samo wrażenie miałem jak sam wróciłem z Azji, tylko wtedy mi się gęba śmiała :) Pół roku tam spędziłem i nawet nie wiedziałem jak mi tego brakowało :)
maczala1 11 czerwca 2013 08:28 Odpowiedz
maxima napisał:W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea ;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.Tak dla pełnej ścisłości to odnowione muzeum Van Gogha jest już od początku maja otwarte dla zwiedzających :)
miki3475 11 czerwca 2013 20:11 Odpowiedz
Dzień ∞: PodsumowanieNo i przyszło mi wreszcie podsumować wyjazd. Robię to z żalem, bo zamykam 3-tygodniowy rozdział mojego życia, którym dosłownie żyłem przez pewien czas. Tak jak pisałem wielokrotnie do wielu miejsc wrócę jeszcze nie raz. Już tęsknię :mrgreen: Podsumowanie podzielę na małe sekcje, co będzie czytelniejsze dla osób, które bazując na tych informacjach same będą chciały się wybrać w podobną podróż do tych krajów.Ogólne wrażeniaNie mogę powiedzieć, że była to moja pierwsza daleka podróż. No nie, ale była zdecydowanie najciekawszą, najprzyjemniejszą, najbardziej uczącą wyprawą w moim życiu - po prostu najlepszy trip dotychczas, bez dwóch zdań. Poznałem wiele ludzi, podszkoliłem język, ale przede wszystkim spróbowałem wreszcie tej azjatyckiej kultury, o której tak marzyłem przez cały czas. Spełniłem marzenia ;)KosztCeny biletów zawarte były w pierwszym poście:Quote:Warszawa-Amsterdam-Hongkong-Amsterdam-Warszawa - KLM - ok. 1410zł (cashback w syncu)Hongkong-Singapur - JetStar - 258złSingapur-Bangkok - Scoot - 275złBangkok-Macau - AirAsia - 54,12 EURPolskiBus, w którym aktualnie siedzę to koszt ok. 30zł (ZNE-WAW-ZNE).Łącznie wychodzi około 2200złDodatkowo na miejscu wypłacałem oczywiście pieniądze:1 dnia wypłaciłem 1000 HKD = 128,83 USD = 420,71zł22.05 kolejne 500 HKD = 54,63 EUR = 230,05zł (jak widać w porównaniu do powyższego straciłem kupę kasy, ale to opiszę niżej).W Singapurze aż 250 SGD, bo resztę po Singapurze wymieniłem w kantorze w Tajlandii = 168,67 EUR = 710,28złW Bangkoku 2180,00 THB = 72,89 USD = 241,23zł184,00 MOP za prom do Hongkongu = 23,01 USD = 76,15zł131,20 HKD w sklepie ostatniego dnia w Hongkongu = 16,90 USD = 55,94zł300,00 HKD na Ladies Market (właściwie o 150 za dużo, musiałem wymyślać co kupić, mimo że tego nie potrzebowałem) = 38,65 USD = 127,91złW Amsterdamie wydałem około 13 EUR, czyli 55złW Warszawie nie więcej niż 40złDodatkowo około 100zł na prezenty z Polski dla CouchSurferówŁącznie: 2057,27zł, nie ukrywam nie spodziewałem się takiej liczby, trochę wpadłem teraz w depresję :D ale z drugiej strony jak tak patrzę to po prostu BYŁO WARTO!. Ale czuję, że o około 500 za dużo, niepotrzebne ale naprawdę nie wiem gdzie :DKoszt 3 tygodniowej wycieczki po Azji: 4257,27złHongkongTo miejsce mnie zdecydowanie zaskoczyło, nie spodziewałem się że będę gdzieś czuł się tak dobrze. Wszystko było po prostu perfekcyjne. Najlepsze w Hongkongu jest to, że jednego dnia można zwiedzić całe ścisłe centrum, a następnego wziąć metro i autobus i totalnie się wyciszyć na wędrówce w górach. Do tego wszędzie ta ulepszona, chińska kultura, która dla nas jest czymś nowym. Miasto jest przepiękne, jedzenie bardzo smaczne a każdy kogo poznałem sympatyczny - czego tutaj nie lubić?Jest co robić przez 10 dni, ale ja nie nudziłbym się tutaj nawet przez 2 tygodnie.SingapurJak już wiecie spodziewałem się czegoś innego. Porządku, surowego prawa, policji, drogiego alkoholu. Z tego wszystkiego tylko drogie piwo się sprawdziło. Ale to państwo bezprawia (bo właściwie tak jest :P) ma swoje zalety. Nigdy nie widziałem tak zielonego miasta. Nie chciałbym tutaj jednak siedzieć więcej niż tydzień, zanudzony na śmierć nie kupiłbym sobie nawet piwa, bo portfel pusty. Dobre miejsce by żyć, raczej średniawe na zwiedzanie. Changi bezapelacyjnie najlepszym lotniskiem świata!TajlandiaW Pattaya może faktycznie jest dużo prostytutek, ale nie trzeba na nie patrzeć. Da się miło spędzić czas, jeśli tylko uciekniemy jak najdalej od tego miasta. Siedząc długo w Bangkoku to może być ciekawe miejsce na wyrwanie się z wielkiego molocha, w końcu 10-20zł za luksusowy autobus to nie jest przecież duży koszt za leżenie na plaży dupskiem przez cały dzień :DBangkokiem byłem bardzo zawiedziony, nie widziałem nic tam ciekawego. Nie cieszyło mnie zwiedzanie świątyń. Może dlatego, że nie jestem fanem muzeów, a może byłem przytłoczony tą szopką robioną przez Tajów na turystach, zrobią wszystko dla 100 bathów... Ceny alkoholu jak w Polsce, trochę dużo jak na tani kraj jakim jest Tajlandia. Ogromny plus za jedzenie, ale myślę, że w całym kraju można to wszystko dostać.MakauMały, urokliwy region. Bardzo miłe uczucie chwilowego powrotu do Europy. O ile wszystkie atrakcje obejrzymy w ciągu jednego dnia to nie zapominajmy jeszcze o południu, gdzie jest ogromny obszar zieleni, w sam raz na piesze wycieczki.PieniądzeUżywałem kantoru Aliora, ale trochę się na tym przejechałem. Miałem 2 karty USD i EUR. Podstawową walutą MasterCard jest USD, ale byłem pewien, że jeśli używam EUR to po prostu będzie przewalutowanie na karcie. Użyłem kalkulatora MC, wybierając podstawową walutę EUR. Wyszło bardzo atrakcyjnie, dlatego skorzystałem. W efekcie moje dolary singapurskie zostały przeliczone na USD, ale to niestety już nie zmieniło się na EUR. Alior przeliczył go po złodziejskim kursie i w efekcie straciłem łącznie około 60-70zł... Dlatego radzę uważać. Co do karty USD to wszystko super :)W Tajlandii początkowo wymieniłem dolary singapurskie w kantorze, ale musiałem i tak i tak wypłacić z bankomatu - opłaty nie uniknąłem, nawet miałem trochę większą 180 bathów.PrądW Hongkongu i Singapurze były angielskie wtyczki, także najprostszy adapter wystarczy. W Tajlandii początkowo stosowałem mój rozbudowany adapter za 19 HKD :D Ale w drugim hostelu nie chciał działać. Miałem już kupować specjalny adapter, gdy dowiedziałem się, że wystarczy wepchnąć europejskie wejście - działa bez najmniejszego problemu :DJedzenieCzyli najlepsze co jest w Azji. Jak wiecie jadłem wszystko na ulicach. Wszystko bez wyjątku, nie patrzyłem kto to sprzedaje, czy ma brudne ręce. Zupełnie nic mi nigdy nie zaszkodziło (z ulicy). Burger Kinga z Mongkoku jedynie nie polecam, bo brzuszek może lekko boleć :D W McDonaldsie HK bardzo tanio i smacznie jak na Mc. W Tajlandii jedzenie super, choć najostrzejsze ze wszystkich. W Singapurze mamy właściwie kuchnie całego świata, także do wyboru do koloru. W każdym miejscu ceny bardzo niskie i bez problemu za te 10-12zł można zjeść coś naprawdę konkretnego. Jeśli stosujemy zasadę "większa kolejka - lepsze jedzenie" to na pewno nigdy nie będziemy zawiedzeni ;)PodziękowaniaNa koniec chciałbym bardzo podziękować wszystkim osobom śledzącym wytrwale wątek, w tym mej kobiecie :D, znajomym, przyjaciołom i rodzinie (nawet babci biegała do sąsiadki, by wchodzić na F4F :D) Pozdrawiam i dziękuję za pomoc i opinie w czasie podróży!Pozdrawiam Mikołaj!
koncentrator 11 czerwca 2013 20:26 Odpowiedz
Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!
marceel85 12 czerwca 2013 10:33 Odpowiedz
Świetna relacja ;) czytało się lekko i przyjemnie - każdy dzień. Jedynie mało zdjęć jak i tutaj na forum F4F i na picasie :D;) ... oj chciałoby się oglądnąć wiecej :D:P. Rozumiem jednak brak czasu i wysiłek jaki trzeba w to wszystko włożyć :) a i jeszcze jak najwięcej trzeba przecież zobaczyć :) ...dzięki za świetną relacje live i pozdrawiam.
mixer 12 czerwca 2013 12:11 Odpowiedz
koncentrator napisał:Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!Wręcz modelowy przykład! :)
dzianisan 13 czerwca 2013 10:48 Odpowiedz
Naprawdę wyśmienita relacja, opisy, które sprawiały,że nie mogłem doczekać się kolejnego wpisu, niekiedy humorystyczne, SUPER.
malyczak 13 czerwca 2013 20:32 Odpowiedz
Relacja rewelacja ! Dzięki
tom971 13 czerwca 2013 20:42 Odpowiedz
Do peanów dołączę i ja.Bardzo dobrze się czytało
ejewe 13 czerwca 2013 22:51 Odpowiedz
Świetna relacja, przyjemnie się czytało
lahcimmm2 14 czerwca 2013 19:02 Odpowiedz
pytania do autora ?:)roznice pomiedzy wrazeniami z poszczegolnych krajów rzeczywiscie byly takie duze ?z moich doswiadczen z tego rodzajow tripow (couchsurfing, low cost),jest ze w 75 % najfajniej jest na poczatku,pytam, bo chcialbym sie wybrac do Azji i z opisu wyglada, ze powinnem do HK (jak by wybierac z tych 3)PS pozdrowienia dla babci:)
wiikack 16 czerwca 2013 00:01 Odpowiedz
dzięki za wspaniałą i fascynującą relacje ;)
kriss 16 czerwca 2013 08:41 Odpowiedz
Wcześniej czytałem tak raczej przypadkiem. Dziś z w przypływie pobudzonego zainteresowania jakaś część przypadła mi do gustu. ....... I przyszło natchnienie. Przeczytałem "od deski do deski" :-)Cóż moge powiedzieć ... świetna, inspirujaca, pouczająca i mega fajna / przyjazna relacja.Dziękuje i gratuluję. Gorąco pozdrawiam Ciebie, Twoja kobiete, znajomym, przyjaciół, rodzine i oczywiście (nie bez powodu) dumną z Ciebie babcie.Nic tylko, życzyć Ci dalszych podbojów i oczywiście relacji dla nas.Mikołaj - tak trzymaj :-) !
miki3475 16 czerwca 2013 16:59 Odpowiedz
Wielkie dzięki po raz kolejny ;)A co do pytania lahcimmm2:Możliwe że jest coś takiego jak piszesz, że kolejne miejsca podobają się już mniej. Zmęczenie się zwiększa, sił coraz mniej, a właściwie w tym HK przeżyłem taki szok kulturowy, co pewnie odbiło się na wrażeniach. Z drugiej jednak strony jakkolwiek próbuję popatrzeć na ten Hongkong to wydaje się po prostu najciekawszym miejscem spośród: Singapuru, Makau czy Bangkoku. Ale w żadnym z tych miast nudno i tak i tak nie będzie ;)
ordys1990 19 czerwca 2013 11:06 Odpowiedz
Naprawdę świetna relacja, aż samemu chce się jechać ;pp pisz dalej na forum :)
natka26 18 lipca 2013 16:54 Odpowiedz
dokładna relacja, od rzeczy opisna. o dzieki Ci za to. ;)a btw. dragon fruit jest bez smaku - fakt, potwierdzam. ja sie z tym owocem spotkalam jako przerywnik w delektowaniu sie 'aromatycznymi' serami szwajcarskimi. w takim przypadku 'owoc bez smaku' działa tak, jak wachanie kawy w perfumerii ;)
elbe 5 kwietnia 2014 10:22 Odpowiedz
Dobra relacja !