+3
Izabela75 9 grudnia 2016 15:00
Jest to mój debiut na forum ;-) na fly4free trafiłam na wiosnę, zainspirowałam się pomysłami forumowiczów na zwiedzanie świata i postanowiłam zrealizować swoje marzenie o Norwegii. W kwietniu kupiliśmy z mężem bilety Wizz na przeloty z Warszawy do Bergen na koniec września/początek października. Nocleg w rozsądnej cenie znalazłam na Airbnb, całe lato spędziłam na czytaniu informacji o Norwegii i co warto zwiedzić w Bergen. Wreszcie nadszedł ten długo oczekiwany dzień ;-) dzieci i psy zostają z dziadkami a my znikamy ;-)
Piątek 30.09
Wylot z Warszawy, w Bergen wita nas burza i piorun uderzający w skrzydło. Bałam się, że to będzie zły znak dla naszej wycieczki ale na szczęście tak nie było. Po godzinie jazdy autobusem z lotniska wysiedliśmy w centrum Bergen. Porobiliśmy zdjęcia drewnianych domków w deszczu i poszliśmy szukać naszego noclegu. Po zostawieniu walizek wróciliśmy do Bryggen, obejrzeliśmy „potwory z głębin” na Targu Rybnym i wykupiliśmy w Informacji Turystycznej rejs po okolicach Bergen i wycieczke Norway in a nutshell. Ponieważ deszcz nie był zbyt silny a chmury były dość wysoko, to wjechaliśmy kolejką na szczyt Floyen. Jazda jest bardzo krótka, widok na Bergen i port był przepiękny mimo kiepskiej pogody i zimna. Zdecydowaliśmy się wracać na piechotę przez las do centrum. Droga jest szeroka i wysypana szutrem, żaden problem. Las był czarujący, soczysta zieleń z szemrzącymi z każdej strony strumykami. I drewnianymi figurami straszącymi zza drzew ;-)
Poszwendaliśmy się trochę po miasteczku, ulice ponad centrum były totalnie wyludnione mimo że to była godz. 18-19 w roboczy dzień. Podeszliśmy jeszcze pod dworzec kolejowy, żeby sprawdzić gdzie musimy się nazajutrz stawić na wycieczkę.
Sobota 01.10
Przed 9 już ruszyliśmy pociągiem z Bergen do Voss, pogoda się poprawiła, zza chmur wyszło słońce i pięknie oświetlało zielone pola i lasy oraz kontrastujące z nimi czerwone rybackie domki. Do kompletu biletów dostaliśmy rozpiskę godzinową co o której odjeżdża. W Voss przesiedliśmy się na autobus, który już czekał przed budynkiem stacji. Zjechaliśmy do Gudvangen nad najwęższy odcinek fjordu Nærøyfjord i przed odpłynięciem mieliśmy jeszcze czas na małe zakupy (ceny odzieży powalające!). Sam rejs – cudo!!! Właśnie z takimi widokami kojarzyła mi się zawsze Norwegia – bardzo wąski fiord, a nad nim strome ośnieżone zbocza. Z rzadka trafiały się jakieś zabudowania. Miałam szczęście bo wypatrzyłam dziką fokę w wodzie ;-) Rejs trwał około dwóch godzin – zaskoczyło mnie że 70% pasażerów to Chińczycy czy Japończycy – nie spodziewałabym się tylu Azjatów w Norwegii.
Rejs kończy się w miejscowości Flam i tam już czeka pociąg powrotny (jest 40 min na zakupy). Linia kolejowa Flam – Myrdal jest nazywana jedną z najpiękniejszych na świecie ponieważ pociąg wspina się z poziomu 2 m n.p.m. do wysokości 850 m n.p.m. i to wszystko w wąskim wąwozie. Widoki z pociągu przepiękne – po prawej stronie otwiera się widok na całą dolinę i drogę „21 zakrętów”. Po prawej za to mamy stacyjkę przy wodospadzie, który zasila tę linię kolejową (jest chwila postoju na robienie zdjęć). Wyjeżdżamy na płaskowyż a tam cudowne jesienne widoki. I wszędzie ta przelewająca się, ciurkająca i szemrząca woda ;-)
Pociąg jedzie do Oslo, my musieliśmy wysiąść w Myrdal i na tej samej stacji zaczekać na pociąg do Bergen – wszystko jest ogłaszane przez głośniki w pociągu, konduktor dodatkowo chodzi po pociągu i udziela informacji.
Niedziela 02.10
O 10 zaokrętowaliśmy się na statku, który wziął nas w rejs dookoła Bergen i w głąb najbliższego fiordu. Widoki ładne, ale to nie to co Norway in a nutshell więc jeśli musicie wybrać jedną z wycieczek to zdecydowanie „Norway in a nutshell”. Rejs trwał ok. 3h z krótkim postojem przy wodospadzie, gdzie grupa ochotników nabierała wody z wodospadu do wiaderka, a potem kapitan częstował pasażerów tą wodą. Zimna, że aż zęby cierpną, ale bardzo smaczna. Śmieszna sytuacja – jedna starsza pani jak zauważyła, że grupka osób pod nadzorem kapitana nakłada na siebie nieprzemakalne kurtki i spodnie, to zaczęła się dopytywać czy toniemy ;-)
Po rejsie szybki zakup pizzy w kiosku z prasą ;-) a potem biegiem na przystanek autobusowy niedaleko Fish Market. Kupiliśmy bilety w automacie, przejechaliśmy parę przystanków i wysiedliśmy u podnóża kolejki linowej na szczyt Ulriken. Pogoda zrobiła się przepiękna, słońce tak przygrzewało ze pozdejmowaliśmy kurtki i bluzy. Bilety na kolejkę można kupić w automacie, zmarnowaliśmy ponad godzinę, zanim wjechaliśmy na gorę. A na szczycie (643m) – ludzi tłum, widok na Bergen bardzo ładny. A te wzgórza w błękitnej mgle, pas morza na horyzoncie, oczka wodne za każdą skałą – po to było warto przyjechać do Bergen! Aż pożałowałam, że nie odpuściliśmy sobie porannego rejsu a w zamian za to moglibyśmy przejść szczytami z Ulriken na Floyen – ok. 5 h. Nasz plan był taki, żeby wjechać na Ulriken kolejką, a potem zejść w dół, ale moje buty zastrajkowały ;-) musieliśmy kupić bilet powrotny i zjechać zanim zamkną kolejkę – zbyt wcześnie jak dla mnie. W złym humorze doczłapałam do naszego domku.
Poniedziałek 3.10
Wczesna pobudka, pożegnanie z naszą miłą gospodynią i biegniemy pod hotel Radisson Bryggen bo tam jest przystanek końcowy autobusu Flybussen, który jedzie na lotnisko. Bilety kupiliśmy po przylocie (round trip).
Lotnisko bardzo małe, ale je rozbudowują. Ponieważ lecieliśmy w środku dnia i to w piękną pogodę, to Norwegia pożegnała nas pięknymi widokami z okna – poszarpane wybrzeże, maleńkie wysepki i ogromny lodowiec. My tu jeszcze wrócimy!

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

jasiek1212 12 grudnia 2016 12:16 Odpowiedz
Gratuluję udanej wyprawy jak i debiutanckiej relacji. Kolejny inspirujący wpis. Pozdrawiam !