Po zwiedzeniu wszystkich zakamarków medresy udaliśmy się na zasłużony posiłek
:) znaleźliśmy świetną knajpkę z pięknym widokiem na wieczorny Marrakesz (postaram się znaleźć namiar) i z obowiązkowymi gośćmi:
Tajin, czyli niebo w gębie <3
Na koniec dnia - mimo że z pełnymi brzuchami - nie odmówiliśmy sobie kilku pysznych soków (nie tylko z pomarańczy, ale polecam też z granata - coś wspaniałego!) i niedużych smakołyków w postaci mięsnych szaszłyczków
:D omnomnom
:) A to wszystko oczywiście - gdzieżby indziej - na placu Jemma el Fna
:)
Dobra zagęszczam ruchy i piszę dalej
;)
Następnego dnia ruszamy w trasę, więc najpierw jedziemy odebrać auto z lotniska. Kilka słów o wynajmie.. po wielu, naprawdę wielu godzinach wyszukiwania aut (baby wybierają pierwszy raz auto na wynajem
:P - nie wiem czy to był dobry pomysł, że to zadanie zostało przydzielone nam, śmiem szczerze wątpić
:P ), zdecydowałyśmy się wziąć auto przez wypożyczalnię Prepaid Car Rental na Rentalcars.com. Za 7dni wynajmu, z 2 dodatkowymi kierowcami (240mad), pełnym ubezpieczeniem i oddaniem auta w innej lokalizacji (Fez lotnisko) zapłacilismy 183 funty (płatność w Ł, bo właścicielka karty siedzi w UK
;) ). Wybór padł na Hyundaia i20 (or similar ). No więc właśnie similar to np. taki
:D :
Tak tak, to auto nazywa się Renault Symbol i w sumie to wszystko miał symboliczne od opon, hamulców po kopa itd
:P Obiecałam sobie, że już więcej na moje auto nie będę narzekać
;) Ogólnie sam wynajem nie był problemowy (generalnie łatwiej było zrobić zdjęcia tam gdzie nie ma rys/obtarć niż tam gdzie one są
:P ), zeszło nam jednak trochę, bo poprosiliśmy o wymianę koła zapasowego (te w aucie miało flaka
:lol: więc chyba w razie co by się nam nie przydało
:P ).
Żeby wskoczyć na drogę N9 w stronę Warzazatu trochę musieliśmy się natrudzić, trzeba było jechać jakimiś objazdami, bo w naszym terminie w Marrakeszu odbywał się szczyt klimatyczny Cop22, więc wiele dróg z lotniska było pozamykanych
:roll: No ale jakoś się udało..
No to jedziemy!
A tu pan w trakcie jazdy ogarnia krowy:
Najcięższy odcinek był oczywiście przez same góry - serpentyny, zjazdy, podjazdy, wąskie mijanki, aż szok, że nasz Symbol dał radę
:shock: Niestety, ale był to również dość czasochłonny odcinek, ale w sumie plan został wykonany - dojechaliśmy do ksaru Ait ben Haddou, który zwiedziliśmy i dalej do Warzazatu na nocleg. A widoki po drodze wynagrodziły wszystko
:)
Wszyscy już o tym pisali, ale trudno nie wspomnieć o "specyfice" jazdy autem po Maroku
:D Jest to przeżycie niezwykle emocjonujące, wręcz fascynujące, uruchamiające wszystkie zmysły i wymagające ogromnego skupienia i zaangażowania
:lol: Na drodze dzieje się wszystko - od spotkania zwierząt maści wszelakiej (psy, osiołki, wielbłądy) po tworzące się nagle kilka pasów jezdni, wyskakujące skutery/wozy/rowery itp. itd. Ogólnie jest ciężko
:P Dodajmy do tego w większości kiepskiej jakości nawierzchnię, czyt. dziura na dziurze (na szczęście nie wszędzie), no ale jazda robi się mało przyjemna. Ach no i zapomniałabym - jeszcze dwie rzeczy - przy okazji jazdy autem można niestety poznać mniej miłą stronę Marokańczyków, którzy próbują naciągnąć na wiele rzeczy. Nas próbowali zatrzymać dwa razy ci sami panowie stojący na poboczu z niby zepsutym autem, pierwszy raz stali i po prostu machali jakby potrzebowali pomocy, ale przejechaliśmy dalej, po czym za chwilę nas wyprzedzili, znów stanęli na poboczu, tym razem podnosząc maskę (wcześniej tego nie zrobili, więc musieli wyciągnąć większy kaliber ściemy) i znów na nas machali.. Ale ich poznaliśmy, więc tym bardziej się nie zatrzymaliśmy. Nie z nami te numery
8-)
:lol:
Druga sprawa to ograniczenia prędkości i policja na drogach - no niestety w Maroku nie pognasz, znaczy pognasz, ale może to być dość droga zabawa
:P Znaków ograniczenia prędkości jest mnóstwo i bardzo często zaraz przy nich stoi policja - często schowana za zakrętem, krzakami itp. Policja często stoi na wjazdach do miast, przy rozjazdach czy rondach, gdzie nagle jest ograniczenie do 60.. 40.. 20.. i ciach kontrola - czasem tylko poświecą latarką i pozwolą dalej jechać (tak mieliśmy raz w nocy), a czasem zatrzymują na dłuższą kontrolę - dokumenty są sprawdzane dość skrupulatnie. Na szczęście nam się taka kontrola zdarzyła tylko raz i udało się przekonać marokańskich policjantów (przy ograniczeniu do 80), że "niee noo 100 na godzinę to ten nasz Symbol nie pojedzie pod górę"
:lol: No jakoś się udało bez mandatu
:)
Do ksaru Ait ben Haddou dojechaliśmy w idealnej porze - słońce było już całkiem nisko i pięknie oświetlało niesamowity kształt wieżyczek ksaru. Ksar to nic innego jak wioska obronna, składa się na niego kilka kazb. Ait ben Haddou jest dość wyjątkowy - został wpisany na listę Unesco, a budynki zostały zrobione z gliny i nawet w części są nadal zamieszkałe. Ksar jest co jakiś czas restaurowany, rząd marokański wkłada całkiem spore sumy na jego utrzymanie. Poza tym miejsce jest częstym planem dla superprodukcji - kręcono tu Aleksandra, Gladiatora czy Grę o tron (jako miasto Yunkai).Według mnie warto jest zobaczyć to miejsce, przejść się uliczkami ksaru, podziwiać panoramę z najwyższej wieży, z której można dostrzec z jednej strony góry, a z drugiej - pierwsze pustynne krajobrazy.
Z Ait ben Haddou do Warzazatu (pieszczotliwie nazywanym przez nas Warsztatem
:D ) jest 30km. Dojeżdżamy i rozpoczynamy poszukiwania noclegu. Parę miejsc odprawia nas z kwitkiem, ale w końcu znajdujemy hotel o dumnej nazwie Le Riad http://www.hotel-ouarzazate-riad.com/en/ i decydujemy się na nocleg tam. Za pokój 2osobowy ze śniadaniem płacimy 400mad (ok.150zł), ogólnie hotel mogę spokojnie polecić. Zostawiamy rzeczy i idziemy na główny plac Warzazatu celem posilenia się
;) Siadamy w jednej z knajpek, jemy pyszne tajiny i poznajemy syna właściciela knajpki, który - po miłej rozmowie - ma straszne parcie na wysłanie nam zaproszenia na facebooku
:lol:
Następny dzień zaczynamy od zawrócenia do studia filmowego Atlas - i to jest jedyne miejsce w Maroku, którego nie polecam, nic szczególnego tam nie ma, kilka rekwizytów z filmów, makiet czy scenografii, zresztą często w słabym stanie. Na nas nie zrobiło żadnego wrażenia, szkoda czasu i kasy (50mad). No chyba, że ktoś jest megafanem takich superprodukcji jak "Gladiator", "Mumia" czy "Kleopatra".
Jedziemy dalej w stronę doliny Dades. Pogoda lekko się pogorszyła - zrobiło się pochmurno, ale ładne widoki nadal umilają nam drogę.
stay tuned
;)Dzięki za posty motywacyjne
:D
Kolejny dzień jest dość męczący - cały w aucie, początkowo chcieliśmy dojechać tego dnia do Merzougi i od razu uderzać na pustynię, ale: - pogoda była taka sobie - pochmurno - droga była taka sobie - dojazd do doliny Dades okazał się mocno mocno kręty i czasochłonny - i nie chcieliśmy lecieć na pustynię na wariata.. Więc trochę zwolniliśmy tempo, co się okazało dobrym rozwiązaniem, bo kolejny dzień był już słoneczny a noc bezchmurna, czyli idealna na wyprawę na pustynię
:)
Ale zanim pustynia - najpierw nasza dalsza droga w stronę doliny Dades i krótki stop na smaczny obiad z mega widokiem
:)
Żeby dojechać do doliny Dades musieliśmy zjechać z głównej drogi N10 w R704. Do słynnej serpentyny jest ok.30km, a droga wije się jak szalona, więc znów - nie pognasz
:D Ale widoki ciekawe - góry i wąwozy przybierają wszystkie odcienie od czerwieni do brązu, a budynki wciśnięte przy drodze dopasowują się do nich barwą. Czasem wygląda to jak jedna wielka kopalnia
;)
Drogą R704 spokojnie można by było poprowadzić jakiś rajd
:)
No i Symbol dał radę wdrapać się na sławną serpentynę
;)
Byłam 10 lat w Maroku na przełomie grudnia i stycznia - podczas 14 dniowej podróży 1 dzień pochmurno-deszczowy (w Marrakeszu właśnie), a poza tym temperatura wyższa, niż mieliście. Można było się opalać w kostiumie.
:)Z chęcią powrócę do klimatów arabskich, więc czekam na ciąg dalszy.
:D
meteorka2207 napisał:Hahaha, byłam w Marrakeszu latem 2008 roku i mam identyczne fotki
;-)wyjęłaś mi to z ust, kilka kadrów jota w jotę!
:D aż trudno uwierzyć
:)no i nasza restauracja na przeciwko grobowców! najlepsza!
Dziękuję za miłe słowa
:) Teraz niestety muszę przerwać relację na ok.2tygodnie, myślałam,że się wyrobię przed kolejnym wyjazdem, ale niestety za dużo na glowie
:( Ale jak wrócę to szybciutko kończę - obiecuję
;)@Legion1 dobrze pamiętam,że lecieliśmy w podobnym terminie?
:)
@olajaw tak byliśmy praktycznie w tym samym terminie
:) z tym, że My na pustynię ruszyliśmy na 3 dni zorganizowaną wycieczką z Marrakeszu, a potem mieliśmy Essaourię i Rabat
;)
olajaw napisał:Dziękuję za miłe słowa
:) Teraz niestety muszę przerwać relację na ok.2tygodnie, myślałam,że się wyrobię przed kolejnym wyjazdem, ale niestety za dużo na glowie
:( Ale jak wrócę to szybciutko kończę - obiecuję
;)Czekam na ciag dalszy i pozdrawiam cieplutko.
:)
@klapio dziękuję
:) bezpośrednich lotów może nie ma dużo (tylko Agadir), ale Ryanairem dolecisz z przesiadką całkiem bezproblemowo i wygodnie do większości miast w Maroku
:)
Fajna relacja.Szczególnie zauroczyły mnie wieczorne zdjęcia z Szafszawanu. Nastrój jak z baśni tysiąca i jednej nocy
;)Zgadzam się z przedmówcami - świetne zdjęcia
:)
Super relacja, mam nadzieję, że skorzystam z niej w przyszłym roku
:) Fajne i ładne zdjęcia, tylko wydaje mi się, że niektóre są za duże - nawet na moim sporym monitorze nie wyświetlają się w całości, co utrudnia ich odbiór
;). Wspominałaś wcześniej o nie najlepszym hostingu, ja ostatnio korzystam z flickra i na razie bez większych zarzutów. Tak w ogóle czy tylko mnie nie wyświetlają się prawidłowo wszystkie zdjęcia?
Dzięki @Pabloo i dzięki @meteorka2207
:) Chyba jednak muszę niektóre zdjęcia pozmniejszać, bo u mnie też (ale tylko na komputerze w pracy, w domu ok) nie wszystkie się dogrywają (głównie problem raczej dotyczy tych "pionowych"). Mam nadzieję, że w końcu będzie ok
:roll:
A teraz w ramach przerwy na reklamy zapraszam na kanał Discovery Channel i odcinek nr 134243 "Jak to jest zrobione - szaliczek"
:D
:D
:Dhttps://youtu.be/YmB32EpYvGUI jeszcze jeden film, tym razem znaleziony w sieci - kto pił berber whisky wie, że sposób jej nalewania jest dość specyficzny - tutaj z przymrużeniem oka:
:Dhttps://www.facebook.com/pg/RedOneOffic ... e_internalPrzy okazji dodam, że berber whisky, czyli miętowa zielona herbata jest nazywana w Maroku płynem życia, a dodawana do niego duża ilość cukru symbolizuje dobrobyt i szczęście - więc raczej nie należy odmawiać, gdy zostaniemy nią poczęstowani
:) A to na pewno co najmniej kilka razy się nam w Maroku przydarzy
:)
olajaw napisał:Przy okazji dodam, że berber whisky, czyli miętowa zielona herbata jest nazywana w Maroku płynem życia, a dodawana do niego duża ilość cukru symbolizuje dobrobyt i szczęście - więc raczej nie należy odmawiać, gdy zostaniemy nią poczęstowani
:) A to na pewno co najmniej kilka razy się nam w Maroku przydarzy
:)Tak, tylko trzeba sie przelamac, jak ktos nie uzywa cukru, tak jak np. ja.Ja zawsze tlumacze, ze cukier jest dla bogatych, nie dla biednych, wtedy sie posmieja i mozna pojsc na kompromis.
;)Pozdr.
Ja słodzę herbatę/kawę tylko symbolicznie, gorzkie mi nie przejdą przez gardło, ale taki ulepek jak serwowana w Maroku berber whisky też był dużą skrajnością
:) Ale w połączeniu z pyszną świeżą miętą jak dla mnie do wypicia
;) Natomiast koleżanka, która ze mną była w Maroku za każdym razem krzyczała 'but.. no sugar please!'
:D Trochę dziwnie Marokańczycy się na nią patrzyli
;)
Po zwiedzeniu wszystkich zakamarków medresy udaliśmy się na zasłużony posiłek :) znaleźliśmy świetną knajpkę z pięknym widokiem na wieczorny Marrakesz (postaram się znaleźć namiar) i z obowiązkowymi gośćmi:
Tajin, czyli niebo w gębie <3
Na koniec dnia - mimo że z pełnymi brzuchami - nie odmówiliśmy sobie kilku pysznych soków (nie tylko z pomarańczy, ale polecam też z granata - coś wspaniałego!) i niedużych smakołyków w postaci mięsnych szaszłyczków :D omnomnom :) A to wszystko oczywiście - gdzieżby indziej - na placu Jemma el Fna :)
Następnego dnia ruszamy w trasę, więc najpierw jedziemy odebrać auto z lotniska. Kilka słów o wynajmie.. po wielu, naprawdę wielu godzinach wyszukiwania aut (baby wybierają pierwszy raz auto na wynajem :P - nie wiem czy to był dobry pomysł, że to zadanie zostało przydzielone nam, śmiem szczerze wątpić :P ), zdecydowałyśmy się wziąć auto przez wypożyczalnię Prepaid Car Rental na Rentalcars.com. Za 7dni wynajmu, z 2 dodatkowymi kierowcami (240mad), pełnym ubezpieczeniem i oddaniem auta w innej lokalizacji (Fez lotnisko) zapłacilismy 183 funty (płatność w Ł, bo właścicielka karty siedzi w UK ;) ). Wybór padł na Hyundaia i20 (or similar ). No więc właśnie similar to np. taki :D :
Tak tak, to auto nazywa się Renault Symbol i w sumie to wszystko miał symboliczne od opon, hamulców po kopa itd :P Obiecałam sobie, że już więcej na moje auto nie będę narzekać ;) Ogólnie sam wynajem nie był problemowy (generalnie łatwiej było zrobić zdjęcia tam gdzie nie ma rys/obtarć niż tam gdzie one są :P ), zeszło nam jednak trochę, bo poprosiliśmy o wymianę koła zapasowego (te w aucie miało flaka :lol: więc chyba w razie co by się nam nie przydało :P ).
Żeby wskoczyć na drogę N9 w stronę Warzazatu trochę musieliśmy się natrudzić, trzeba było jechać jakimiś objazdami, bo w naszym terminie w Marrakeszu odbywał się szczyt klimatyczny Cop22, więc wiele dróg z lotniska było pozamykanych :roll: No ale jakoś się udało..
No to jedziemy!
A tu pan w trakcie jazdy ogarnia krowy:
Najcięższy odcinek był oczywiście przez same góry - serpentyny, zjazdy, podjazdy, wąskie mijanki, aż szok, że nasz Symbol dał radę :shock: Niestety, ale był to również dość czasochłonny odcinek, ale w sumie plan został wykonany - dojechaliśmy do ksaru Ait ben Haddou, który zwiedziliśmy i dalej do Warzazatu na nocleg. A widoki po drodze wynagrodziły wszystko :)
Wszyscy już o tym pisali, ale trudno nie wspomnieć o "specyfice" jazdy autem po Maroku :D Jest to przeżycie niezwykle emocjonujące, wręcz fascynujące, uruchamiające wszystkie zmysły i wymagające ogromnego skupienia i zaangażowania :lol:
Na drodze dzieje się wszystko - od spotkania zwierząt maści wszelakiej (psy, osiołki, wielbłądy) po tworzące się nagle kilka pasów jezdni, wyskakujące skutery/wozy/rowery itp. itd. Ogólnie jest ciężko :P Dodajmy do tego w większości kiepskiej jakości nawierzchnię, czyt. dziura na dziurze (na szczęście nie wszędzie), no ale jazda robi się mało przyjemna.
Ach no i zapomniałabym - jeszcze dwie rzeczy - przy okazji jazdy autem można niestety poznać mniej miłą stronę Marokańczyków, którzy próbują naciągnąć na wiele rzeczy. Nas próbowali zatrzymać dwa razy ci sami panowie stojący na poboczu z niby zepsutym autem, pierwszy raz stali i po prostu machali jakby potrzebowali pomocy, ale przejechaliśmy dalej, po czym za chwilę nas wyprzedzili, znów stanęli na poboczu, tym razem podnosząc maskę (wcześniej tego nie zrobili, więc musieli wyciągnąć większy kaliber ściemy) i znów na nas machali.. Ale ich poznaliśmy, więc tym bardziej się nie zatrzymaliśmy. Nie z nami te numery 8-) :lol:
Druga sprawa to ograniczenia prędkości i policja na drogach - no niestety w Maroku nie pognasz, znaczy pognasz, ale może to być dość droga zabawa :P Znaków ograniczenia prędkości jest mnóstwo i bardzo często zaraz przy nich stoi policja - często schowana za zakrętem, krzakami itp. Policja często stoi na wjazdach do miast, przy rozjazdach czy rondach, gdzie nagle jest ograniczenie do 60.. 40.. 20.. i ciach kontrola - czasem tylko poświecą latarką i pozwolą dalej jechać (tak mieliśmy raz w nocy), a czasem zatrzymują na dłuższą kontrolę - dokumenty są sprawdzane dość skrupulatnie. Na szczęście nam się taka kontrola zdarzyła tylko raz i udało się przekonać marokańskich policjantów (przy ograniczeniu do 80), że "niee noo 100 na godzinę to ten nasz Symbol nie pojedzie pod górę" :lol: No jakoś się udało bez mandatu :)
Do ksaru Ait ben Haddou dojechaliśmy w idealnej porze - słońce było już całkiem nisko i pięknie oświetlało niesamowity kształt wieżyczek ksaru. Ksar to nic innego jak wioska obronna, składa się na niego kilka kazb. Ait ben Haddou jest dość wyjątkowy - został wpisany na listę Unesco, a budynki zostały zrobione z gliny i nawet w części są nadal zamieszkałe. Ksar jest co jakiś czas restaurowany, rząd marokański wkłada całkiem spore sumy na jego utrzymanie. Poza tym miejsce jest częstym planem dla superprodukcji - kręcono tu Aleksandra, Gladiatora czy Grę o tron (jako miasto Yunkai).Według mnie warto jest zobaczyć to miejsce, przejść się uliczkami ksaru, podziwiać panoramę z najwyższej wieży, z której można dostrzec z jednej strony góry, a z drugiej - pierwsze pustynne krajobrazy.
Z Ait ben Haddou do Warzazatu (pieszczotliwie nazywanym przez nas Warsztatem :D ) jest 30km. Dojeżdżamy i rozpoczynamy poszukiwania noclegu. Parę miejsc odprawia nas z kwitkiem, ale w końcu znajdujemy hotel o dumnej nazwie Le Riad http://www.hotel-ouarzazate-riad.com/en/ i decydujemy się na nocleg tam. Za pokój 2osobowy ze śniadaniem płacimy 400mad (ok.150zł), ogólnie hotel mogę spokojnie polecić.
Zostawiamy rzeczy i idziemy na główny plac Warzazatu celem posilenia się ;) Siadamy w jednej z knajpek, jemy pyszne tajiny i poznajemy syna właściciela knajpki, który - po miłej rozmowie - ma straszne parcie na wysłanie nam zaproszenia na facebooku :lol:
Następny dzień zaczynamy od zawrócenia do studia filmowego Atlas - i to jest jedyne miejsce w Maroku, którego nie polecam, nic szczególnego tam nie ma, kilka rekwizytów z filmów, makiet czy scenografii, zresztą często w słabym stanie. Na nas nie zrobiło żadnego wrażenia, szkoda czasu i kasy (50mad). No chyba, że ktoś jest megafanem takich superprodukcji jak "Gladiator", "Mumia" czy "Kleopatra".
Jedziemy dalej w stronę doliny Dades. Pogoda lekko się pogorszyła - zrobiło się pochmurno, ale ładne widoki nadal umilają nam drogę.
stay tuned ;)Dzięki za posty motywacyjne :D
Kolejny dzień jest dość męczący - cały w aucie, początkowo chcieliśmy dojechać tego dnia do Merzougi i od razu uderzać na pustynię, ale:
- pogoda była taka sobie - pochmurno
- droga była taka sobie - dojazd do doliny Dades okazał się mocno mocno kręty i czasochłonny
- i nie chcieliśmy lecieć na pustynię na wariata..
Więc trochę zwolniliśmy tempo, co się okazało dobrym rozwiązaniem, bo kolejny dzień był już słoneczny a noc bezchmurna, czyli idealna na wyprawę na pustynię :)
Ale zanim pustynia - najpierw nasza dalsza droga w stronę doliny Dades i krótki stop na smaczny obiad z mega widokiem :)
Żeby dojechać do doliny Dades musieliśmy zjechać z głównej drogi N10 w R704. Do słynnej serpentyny jest ok.30km, a droga wije się jak szalona, więc znów - nie pognasz :D Ale widoki ciekawe - góry i wąwozy przybierają wszystkie odcienie od czerwieni do brązu, a budynki wciśnięte przy drodze dopasowują się do nich barwą. Czasem wygląda to jak jedna wielka kopalnia ;)
Drogą R704 spokojnie można by było poprowadzić jakiś rajd :)
No i Symbol dał radę wdrapać się na sławną serpentynę ;)