Bilety do Lizbony kupiłem jeszcze w lipcu 2019 w Swiss za niecałe 350 zł. Od razu dokupiłem 3 wyspy na Azorach za kolejne 350 i byłem najarany na weekend majowy 2020. Wiadomo jednak co się stało i weekend trzeba było odwołać. Kasę za loty z LIS na Azory odzyskałem, a w Swiss zmieniłem przelot do Lizbony na pierwszy tydzień wakacji. Potem jeszcze były różne zmiany i koniec końców poleciałem rejsami Lufthansy 26.06 - 6.07. Muszę powiedzieć, że Swiss porządnie się zachowywał ze zmianą biletów i nie robili żadnych problemów gdy wybierałem pasujące mi rejsy.
Mieliśmy jechać całą rodzinką, ale dzieciak ostatnio naoglądał mi się katastrof lotniczych na youtube i pomimo 99 lotów na koncie stwierdził, że może jednak nie poleci. Żona też stwierdziła, że woli pojechać gdzieś w góry, więc dostałem przyzwolenie by lecieć samemu. Plan miał być mało napięty, ale jak już jestem sam i mam te pełne 9 dni to zrobię sobie roadtrip po miejscach, które jeszcze w tych krajach nie widziałem. Odwołałem wszystkie rezerwacje oprócz pierwszych już opłaconych i zdecydowałem, że będę rezerwował z dnia na dzień.
Nazwałem relację "nieoczywista", bo ominę Lizbonę, Porto, Madryt, Andaluzję, a zwiedzę miejsca mniej znane, aczkolwiek wspaniałe i które zrobiły na mnie dużo większe wrażenie niż myślałem.
Piątek popołudnie czas start. Wrzucam na fejsa pustki na lotnisku:
i... odzywa się @meteorka2207, która też za chwilę się pojawia wraz z synem i leci do Paryża. Zamieniamy więc kilka słów i pakuję się do A320.
Środkowe fotele były puste. Załadowali wszystkich i czekamy..., czekamy i czekamy. Okazuje się, że samolot na lądowaniu miał birdstrike
:D. Wezwali mechanika by wyczyścił silnik i biedak stanął w korku na Żwirki . Odlecieliśmy w końcu ponad godzinę spóźnieni. Czas we FRA jednak miałem i spokojnie zdążyłem na przesiadkę. Otwarte było tylko jedno miejsce do jedzenia, gdzie dało się kupić kanapki.
Do LIS doleciałem przed północą, wziąłem Ubera i dojechałem do hotelu. Samochód miałem do odbioru dopiero przed 10 rano, bo odbiory po 23 były z dopłatą 90 euro :0Dzień 2.
Wstaję rano, jem śniadanie w okolicznym barze (sycące tosty z serem i szynką + kawa za niecałe 3 euro!) i łapię autobus miejski do mojej wypożyczalni Record Go. Biorę już u nich drugi raz. Mają biura pod lotniskami, więc mniej się płaci podatków i ogólnie wynajem jest dość tani. Za samochód klasy C na 10 dni zapłaciłem 700 zł razem z pełnym ubezpieczeniem. Niestety otwarte mają 7-23, a ja o 7.30 mam powrót, więc będę musiał oddać po 9 dniach. Dostaję klasę D - Seata Arona. Taki mały suv, ale nie mogłem uwierzyć, że on miał silnik 1.0 TFSI. Co więcej, jak zacząłem nim jeździć to byłem zdziwiony jak żwawy ten silnik jest i jak dobrze radzi sobie z samochodem. Jedyny ból to mielenie wajchą x6, no ale za to miał tempomat
;)
Jadę prosto na południe, przede mną prawie 300 km do Lagos w Algarve. Nastawiłem na tempomat równe 120 i palił 6.1 litra. W sumie tyle co mój 2.0 TFSI przy takiej prędkości
;)
Taniość Portugalii niestety kończy się na autostradach. Za 250 km do rozwidlenia na Faro/Lagos, zapłaciłem 21.4 euro
:shock:. Revolut nie działał, dobrze, że miałem gotówkę. Potem na autostradzie do Lagos są automatycze czytniki, które pobierają niecałe euro co kilka kilometrów i takie urządzonko pika w samochodzie. Uprzedzę fakty, że do tej pory nie skasowali mnie za żadne opłaty z tego urządzenia.
W Lagos mam piękny apartament 3-osobowy 200m od morza. Rezerwowałem jak miałem jechać z żoną i dzieckiem i gdy chciałem zmienić osobę na jedną to cena skakała ponad 2x, więc miałem szczęście rezerwując jeszcze tanio w czasie szczytu koronawirusa.
Idę na plażę. Jest bar z bar-foodem, więc biorę wielką kanapkę z owocami morza i browarka za 6 euro. Spoko ceny
:)
Plaża duża i ładna. Mało osób, troche się kąpie, ale ja po zamoczeniu nóg stwierdziłem, że jednak jest za zimno
:)
Za to widoki? Kosmiczne
Wdrapuję się na górę i idę szlakiem do Ponta da Piedade. Na szlaku jestem sam.
Jest 27 stopni, ani chmurki, słońce pali. Zjarałem szyję na maksa już pierwszego dnia...
Znak rozpoznawczy Algarve - strome klify i piaszczyste plaże poukrywane co chwilę:
A tu już Ponta da Piedade. Widać kilka małych łuków skalnych:
Schodzę na dół. Można taką łódeczką popłynąć do okolicznych jaskiń za 20 euro.
Idę górą w stronę Lagos, ścieżka się urywa, więc mam trochę problem z przejściem. Widoczki dalej super
:)
W końcu się poddaję i idę przez miasteczko z buta 2.5 km do mojego apartamentu.
Wieczorem wyskakuję jeszcze do centrum Lagos. Pustki
:shock:
Zapomniałem maseczki z samochodu, więc do żadnego sklepu nie chcieli mnie puścić. Poszedłem do apteki kupić to pan z daleka krzyczał gdzie moja maseczka. A jak powiedziałem, że chcę kupić to wyniósł do mnie w jednorazowej torebce! Dopiero wtedy mogłem wejść i zapłacić.
Na kolacje zjadam talerz muszelek za 6.5 euro
:)
Co za dzień!Na Tajwanie jak oddawałem samochód to pan poklikał w telefonie, wpisał numery i pobrał gotówką
:lol: Tak się spodziewam, że przyjdzie po czasie, ale dziwne, że wszystkie blokady z karty mi zdjęli.Nie mam pojęcia, ale to było gdzieś w górę od morza i głównego placu w bocznej uliczce. Pamiętam, że nie można było płacić kartą.Dzień 3.
W Lagos poranek jest piękny. Jadę na południowo-zachodni kraniec Europy, czyli do Sagres. Niestety pogoda się psuje, jest 17 stopni, a ja w krótkich spodenkach i t-shircie totalnie marznę.
Widać tu mury XV wiecznej twierdzy, które zostały odbudowane w XX wieku.
Jak wszędzie w Algarve, są klify i plaże. Kąpiel dla odważnych.
Co mnie zdziwiło to sporo wędkarzy, którzy łowili z tych klifów. A co śmieszne, nie chcieli mnie wpuścić do twierdzy i na klify przed otwarciem o 9:15, a wędkarze pewnie łowili od rana.
Jadę na północ, do Praia de Bordeira. Chmury przeszły i zaczęło się ciepło. Dla mnie, uwielbiającego otwarte przestrzenie, robi się mega ciekawie:
Idę sobie szlakie po tych drewnianych ścieżkach
Oczywiście przechodzę przez barierki by mieć lepsze widoki.
Coś pięknego, potęga morza i urwiste wybrzeża to jest coś co bardzo lubię
Jest nawet odważny surfer
:)
Wcinam jakieś pyszności w knajpce na wybrzeżu i wracam do Lagos odpocząć po południu, popływać w basenie i się wyspać. Normalnie to pewnie bym ruszył na wschód Algarve, ale zostawiam to na kolejny dzień.
namteH napisał:
3. dzień i dalej siedzisz w Lagos? Coś trochę średni ten roadtrip...
Miałem z góry opłacone 3 noclegi w Lagos, więc ich nie odwoływałem. Jak już ruszę poza, to każdy kolejny będzie w innym miejscu.Dzień 4.
Rano ruszam do Portimao. Plaża (Praia da Rocha) tutaj, że hoho:
Schodzę na dół i idę w drugą stronę na Praia dos Tres Castelos. Fajne klimaty, bo pomiędzy plażami można przejść pod klifami i łukiem skalnym
:)
Widzę kilka kobiet opalających się topless, ale nie mam zdjęć
:P
W pewnym momencie plaża się jednak kończy i nie da się przejść dalej.
Jadę do Carvoeiro. Jest tu spora uliczka typowo turystyczna i kawałek ładnej plaży. Przypomina mi to trochę włoskie wybrzeże:
Przed wejściem na plażę jest licznik i pokazuje czy można wejść czy też jest za dużo ludzi. Wchodzę najpierw na górę i idę 800 metrowym drewnianym chodnikiem, czyli Carvoeiro Boardwalk:
Stwierdzam jednak, że to nie jest to i lepiej obejrzeć obecne tu jaskinie z wody. Z plaży za 20 euro odchodzi łódka i mamy godzinkę na podziwianie tutejszych jaskiń. Dla mnie jest to absolutny must-see w Algarve i każdy kto żałuje kawałka grosza, nie powinien.
Przewodnik widzi, że mam duży aparat i sadza mnie z przodu. Musimy mieć maseczki.
Wpływamy sobie do wielu większych i mniejszych jaskiń, a w nich można spotkać plażę:)
Kilka jaskiń ma słynne okna:
A wybrzeże jak zwykle mocno klifowe i strome
Tu takie większe okno:
A tu są 3 mniejsze, ale nie udało się złapać na wylot:
Dopływamy w końcu do największej atrakcji, czyli tego:
Ludzie biorą kajaki i przypływają tu sobie, niektórzy się opalają w tej dziurze
;)
Na Tajwanie jak oddawałem samochód to pan poklikał w telefonie, wpisał numery i pobrał gotówką
:lol: Tak się spodziewam, że przyjdzie po czasie, ale dziwne, że wszystkie blokady z karty mi zdjęli.
namteH napisał:3. dzień i dalej siedzisz w Lagos? Coś trochę średni ten roadtrip...Miałem z góry opłacone 3 noclegi w Lagos, więc ich nie odwoływałem. Jak już ruszę poza, to każdy kolejny będzie w innym miejscu.
Toledo jest świetne, dla mnie to dużo ciekawsze miejsce niż Madryt. Byłem w Toledo w niedzielę i faktycznie nadal pustki. W Toledo polecam jeszcze wybrać się na spacer poza mury miejskie dla panoramy:
W drodze do Oviedo uległeś chyba duchowej przemianie, bo wcześniej było:"Stwierdziłem, że miejsca sakralne raczej jednak nie są dla mnie i wolę całe popołudnie spędzić w Toledo"
:DZazdroszczę umiejętności robienia pięknych zdjęć nawet przy gorszej pogodzie
:)
Wahałem się co do Tomar i teraz żałuję, że nie podjechaliśmy tam. Niestety, w ramach tego wyjazdu musiałem kilka razy coś redukować. Tak to jest, jak się nie jedzie solo
;)Balear faktycznie urokliwe, ale przy Twojej wcześniejszej plaży katedr, nie robi już takiego wrażenia.Super relacja!
Świetna relacja, gratuluję wyprawy
:)cart napisał:Za 2 tygodnie wracam do Hiszpanii i tym razem zacznę objazd z BCN. Moja podróż z BCN do Bostonu została odwołana, więc nasz plan B to zobaczyć resztę Hiszpanii.Sam w tym roku mam jeszcze krótki wypad do Walencji i Alicante i dłuży do Andaluzji więc liczę na relacje
:)
W Tomar jest nie tylko świetny klasztor, ale to też bardzo przyjemne miasteczko. Warto tam przenocować, przespacerować się po centrum, coś zjeść i posiedzieć w którymś z barów.
boots napisał:Zawsze każdemu polecam Tomar. Pomimo tego zwykle są tam pustki.
:?:Na 99% wracam do Portugalii w przyszłym roku (tym razem z żoną) i Tomar będzie na liście
:)
klapio napisał:Sam w tym roku mam jeszcze krótki wypad do Walencji i Alicante i dłuży do Andaluzji więc liczę na relacje
:)No ja raczej na północną Hiszpanię się nastawiam. W Andaluzji już byłem, choć nie widziałem kilku miejsc, jak np. Cordoby.A i z Santander do Walencji raczej nie będzie mi się chciało jechać
;)Zostanie mi właśnie tylko okręg Walencji i Murcia na kiedyś.
@cart Twoje zdjęcia dla mnie to mistrzostwo świata (fajnie, ze trafiłeś w taki czas, gdy turyści nie wypełniali szczelnie kadru:), czy móglbyś zdradzić, jaki to sprzęt (oczywiście nie umniejszając oku fotografa;)?
Moja ochota na ten półwysep ciągle rośnie. A dzięki tej relacji nabrałem sporo nowych inspiracji. Do tego super zdjęcia!cart napisał:Za 2 tygodnie wracam do Hiszpanii i tym razem zacznę objazd z BCN. Moja podróż z BCN do Bostonu została odwołana, więc nasz plan B to zobaczyć resztę Hiszpanii.z chęcią zapoznam się z resztą półwyspu, więc kolejna Twoja relacja mile widziana
:)
Super relacja !!! Ja od 12 lat zwiedzam Hiszpanię, głównie wybrzeże Morza Śródziemnego oraz część środkowo-wschodnią. Do odkrycia pozostała Galicja, kraj Basków, Asturia, Kalabria, Kastylia i Leon, Extramadura i Navarra. Życie jest a krótkie, żeby zwiedzić samą Hiszpanię, a co dopiero Europę, czy cały świat :-)
Super relacja !!! Ja od 12 lat zwiedzam Hiszpanię, głównie wybrzeże Morza Śródziemnego oraz część środkowo-wschodnią. Do odkrycia pozostała Galicja, kraj Basków, Asturia, Kalabria, Kastylia i Leon, Extramadura i Navarra. Życie jest a krótkie, żeby zwiedzić samą Hiszpanię, a co dopiero Europę, czy cały świat
:-)
Co do tytułu, to w moim zdaniem jest to "Portugalia i Hiszpania oczywista" - ale fakt, że w tak krótkim czasie nie zmieszczą się miejsca mniej znane obok tych najsłynniejszych.Zdjęcia wspaniałe.Pozdrawiam
Mieliśmy jechać całą rodzinką, ale dzieciak ostatnio naoglądał mi się katastrof lotniczych na youtube i pomimo 99 lotów na koncie stwierdził, że może jednak nie poleci. Żona też stwierdziła, że woli pojechać gdzieś w góry, więc dostałem przyzwolenie by lecieć samemu. Plan miał być mało napięty, ale jak już jestem sam i mam te pełne 9 dni to zrobię sobie roadtrip po miejscach, które jeszcze w tych krajach nie widziałem. Odwołałem wszystkie rezerwacje oprócz pierwszych już opłaconych i zdecydowałem, że będę rezerwował z dnia na dzień.
Nazwałem relację "nieoczywista", bo ominę Lizbonę, Porto, Madryt, Andaluzję, a zwiedzę miejsca mniej znane, aczkolwiek wspaniałe i które zrobiły na mnie dużo większe wrażenie niż myślałem.
Piątek popołudnie czas start. Wrzucam na fejsa pustki na lotnisku:
i... odzywa się @meteorka2207, która też za chwilę się pojawia wraz z synem i leci do Paryża. Zamieniamy więc kilka słów i pakuję się do A320.
Środkowe fotele były puste. Załadowali wszystkich i czekamy..., czekamy i czekamy. Okazuje się, że samolot na lądowaniu miał birdstrike :D. Wezwali mechanika by wyczyścił silnik i biedak stanął w korku na Żwirki . Odlecieliśmy w końcu ponad godzinę spóźnieni. Czas we FRA jednak miałem i spokojnie zdążyłem na przesiadkę. Otwarte było tylko jedno miejsce do jedzenia, gdzie dało się kupić kanapki.
Do LIS doleciałem przed północą, wziąłem Ubera i dojechałem do hotelu. Samochód miałem do odbioru dopiero przed 10 rano, bo odbiory po 23 były z dopłatą 90 euro :0Dzień 2.
Wstaję rano, jem śniadanie w okolicznym barze (sycące tosty z serem i szynką + kawa za niecałe 3 euro!) i łapię autobus miejski do mojej wypożyczalni Record Go. Biorę już u nich drugi raz. Mają biura pod lotniskami, więc mniej się płaci podatków i ogólnie wynajem jest dość tani. Za samochód klasy C na 10 dni zapłaciłem 700 zł razem z pełnym ubezpieczeniem. Niestety otwarte mają 7-23, a ja o 7.30 mam powrót, więc będę musiał oddać po 9 dniach.
Dostaję klasę D - Seata Arona. Taki mały suv, ale nie mogłem uwierzyć, że on miał silnik 1.0 TFSI. Co więcej, jak zacząłem nim jeździć to byłem zdziwiony jak żwawy ten silnik jest i jak dobrze radzi sobie z samochodem. Jedyny ból to mielenie wajchą x6, no ale za to miał tempomat ;)
Jadę prosto na południe, przede mną prawie 300 km do Lagos w Algarve. Nastawiłem na tempomat równe 120 i palił 6.1 litra. W sumie tyle co mój 2.0 TFSI przy takiej prędkości ;)
Taniość Portugalii niestety kończy się na autostradach. Za 250 km do rozwidlenia na Faro/Lagos, zapłaciłem 21.4 euro :shock:. Revolut nie działał, dobrze, że miałem gotówkę. Potem na autostradzie do Lagos są automatycze czytniki, które pobierają niecałe euro co kilka kilometrów i takie urządzonko pika w samochodzie. Uprzedzę fakty, że do tej pory nie skasowali mnie za żadne opłaty z tego urządzenia.
W Lagos mam piękny apartament 3-osobowy 200m od morza. Rezerwowałem jak miałem jechać z żoną i dzieckiem i gdy chciałem zmienić osobę na jedną to cena skakała ponad 2x, więc miałem szczęście rezerwując jeszcze tanio w czasie szczytu koronawirusa.
Idę na plażę. Jest bar z bar-foodem, więc biorę wielką kanapkę z owocami morza i browarka za 6 euro. Spoko ceny :)
Plaża duża i ładna. Mało osób, troche się kąpie, ale ja po zamoczeniu nóg stwierdziłem, że jednak jest za zimno :)
Za to widoki? Kosmiczne
Wdrapuję się na górę i idę szlakiem do Ponta da Piedade. Na szlaku jestem sam.
Jest 27 stopni, ani chmurki, słońce pali. Zjarałem szyję na maksa już pierwszego dnia...
Znak rozpoznawczy Algarve - strome klify i piaszczyste plaże poukrywane co chwilę:
A tu już Ponta da Piedade. Widać kilka małych łuków skalnych:
Schodzę na dół. Można taką łódeczką popłynąć do okolicznych jaskiń za 20 euro.
Idę górą w stronę Lagos, ścieżka się urywa, więc mam trochę problem z przejściem. Widoczki dalej super :)
W końcu się poddaję i idę przez miasteczko z buta 2.5 km do mojego apartamentu.
Wieczorem wyskakuję jeszcze do centrum Lagos. Pustki :shock:
Zapomniałem maseczki z samochodu, więc do żadnego sklepu nie chcieli mnie puścić. Poszedłem do apteki kupić to pan z daleka krzyczał gdzie moja maseczka. A jak powiedziałem, że chcę kupić to wyniósł do mnie w jednorazowej torebce! Dopiero wtedy mogłem wejść i zapłacić.
Na kolacje zjadam talerz muszelek za 6.5 euro :)
Co za dzień!Na Tajwanie jak oddawałem samochód to pan poklikał w telefonie, wpisał numery i pobrał gotówką :lol:
Tak się spodziewam, że przyjdzie po czasie, ale dziwne, że wszystkie blokady z karty mi zdjęli.Nie mam pojęcia, ale to było gdzieś w górę od morza i głównego placu w bocznej uliczce. Pamiętam, że nie można było płacić kartą.Dzień 3.
W Lagos poranek jest piękny. Jadę na południowo-zachodni kraniec Europy, czyli do Sagres. Niestety pogoda się psuje, jest 17 stopni, a ja w krótkich spodenkach i t-shircie totalnie marznę.
Widać tu mury XV wiecznej twierdzy, które zostały odbudowane w XX wieku.
Jak wszędzie w Algarve, są klify i plaże. Kąpiel dla odważnych.
Co mnie zdziwiło to sporo wędkarzy, którzy łowili z tych klifów. A co śmieszne, nie chcieli mnie wpuścić do twierdzy i na klify przed otwarciem o 9:15, a wędkarze pewnie łowili od rana.
Jadę na północ, do Praia de Bordeira. Chmury przeszły i zaczęło się ciepło. Dla mnie, uwielbiającego otwarte przestrzenie, robi się mega ciekawie:
Idę sobie szlakie po tych drewnianych ścieżkach
Oczywiście przechodzę przez barierki by mieć lepsze widoki.
Coś pięknego, potęga morza i urwiste wybrzeża to jest coś co bardzo lubię
Jest nawet odważny surfer :)
Wcinam jakieś pyszności w knajpce na wybrzeżu i wracam do Lagos odpocząć po południu, popływać w basenie i się wyspać. Normalnie to pewnie bym ruszył na wschód Algarve, ale zostawiam to na kolejny dzień.
Miałem z góry opłacone 3 noclegi w Lagos, więc ich nie odwoływałem. Jak już ruszę poza, to każdy kolejny będzie w innym miejscu.Dzień 4.
Rano ruszam do Portimao. Plaża (Praia da Rocha) tutaj, że hoho:
Schodzę na dół i idę w drugą stronę na Praia dos Tres Castelos. Fajne klimaty, bo pomiędzy plażami można przejść pod klifami i łukiem skalnym :)
Widzę kilka kobiet opalających się topless, ale nie mam zdjęć :P
W pewnym momencie plaża się jednak kończy i nie da się przejść dalej.
Jadę do Carvoeiro. Jest tu spora uliczka typowo turystyczna i kawałek ładnej plaży. Przypomina mi to trochę włoskie wybrzeże:
Przed wejściem na plażę jest licznik i pokazuje czy można wejść czy też jest za dużo ludzi.
Wchodzę najpierw na górę i idę 800 metrowym drewnianym chodnikiem, czyli Carvoeiro Boardwalk:
Stwierdzam jednak, że to nie jest to i lepiej obejrzeć obecne tu jaskinie z wody. Z plaży za 20 euro odchodzi łódka i mamy godzinkę na podziwianie tutejszych jaskiń. Dla mnie jest to absolutny must-see w Algarve i każdy kto żałuje kawałka grosza, nie powinien.
Przewodnik widzi, że mam duży aparat i sadza mnie z przodu. Musimy mieć maseczki.
Wpływamy sobie do wielu większych i mniejszych jaskiń, a w nich można spotkać plażę:)
Kilka jaskiń ma słynne okna:
A wybrzeże jak zwykle mocno klifowe i strome
Tu takie większe okno:
A tu są 3 mniejsze, ale nie udało się złapać na wylot:
Dopływamy w końcu do największej atrakcji, czyli tego:
Ludzie biorą kajaki i przypływają tu sobie, niektórzy się opalają w tej dziurze ;)
Coś pięknego. Te jaskinie nazywają się Benagil.