0
Tom Stedd 2 września 2020 12:26
100.jpg



101.jpg



102.jpg



103.jpg


Mój rozmówca szczególnie zwrócił uwagę na mogiłę prawdopodobnie rodziny, która zginęła jednego dnia. Nie wiadomo jak, nie wiadomo w którym miejscu, ale pochowani są we wspólnym grobie. Na krzyżu widoczny jest jeszcze ślad po kuli karabinowej.

104.jpg


Mój rozmówca od zawsze mieszka we Lwowie i pamięta przemiany polityczne. Bardzo przyjemnie mi się z nim rozmawiało, chętnie wysłuchałem jego opowieści, również tych mniej przyjemnych. Wyobraźcie sobie, że ten pan ma emeryturę w wysokości niecałych 3000 hrywien, czyli tak mniej więcej 435 zł. Przypomnę, że ceny na Ukrainie są często wyższe, niż w Polsce. Aż coś mi się w środku robiło gdy opowiadał, że chcieli z kolegą kupić sobie 40 deko salcesonu, ale ceny strasznie wzrosły z 52 hrywien do 68 hrywien. Mój rozmówca nie pije, nie pali, przyzwyczaił się do picia tylko wody („Bo jest za darmo”). Opowiadał, że na szczęście nie choruje, ale służba zdrowia na Ukrainie żąda tylko łapówek i nie chce leczyć chorych bez żadnego wsparcia finansowego ze strony rodziny. Jego znajoma złamała nogę, wymagało to operacji, ale niestety nie miała pieniędzy, skutkiem czego noga źle się zrosła i została kaleką, chociaż można było uratować nogę nieskomplikowanym zabiegiem. Szok.
Poszliśmy z moim rozmówcą na bazar, gdzie chciał sobie kupić słoninę („Bardzo dobra, daje siłę”). Gdy wybrał towar, to zapłaciłem za niego, chociaż pan Jarosław bardzo wzbraniał się przed tym gestem podziękowania. Nie chciał żadnych dodatkowych pieniędzy, nie przyjął głupich 100 hrywien. Uszczęśliwiony zaprosił mnie jeszcze na przejażdżkę tramwajem po mieście, gdzie pokazywał ciekawsze budynki, pomniki, wspominał zmiany nazw ulic. „Lwów ucierpiał w czasie wojny bardzo mało, stąd czuć w nim klimat przeszłości” – twierdził mój przewodnik.
Dojechaliśmy do parku, w którym stał pomnik Bartosza Głowackiego (w moich czasach uczyli w szkole, kim była ta postać). Pan Jarosław bardzo chciał, żebym go zobaczył, bo to miejsce szczególnie ważne dla Polaków, którzy wywalczyli renowację monumentu i wstawienie tablicy pamiątkowej. Początkowo polskie litery były na dole tablicy, ale potem władze nakazały zmianę kolejności napisów, stąd widoczne przecięcie.

105.jpg



106.jpg


Rozmowa z moim przewodnikiem dała mi odpowiedź na pytanie, jak wygląda spojrzenie miejscowego Polaka na relacje polsko-ukraińskie. Jakże ono było różne od wersji pani z muzeum NKWD…
Ufff, to chyba na tyle ciężkich tematów. Pora spojrzeć na Lwów okiem nieco sportowym. Jako że interesuję się trochę piłką nożną, to nie mogłem odmówić sobie wizyty w miejscach oznaczonych na mapach Google jako stadiony lub ośrodki sportowe. Pierwszy z nich znajdował się niedaleko Browaru Lwowskiego, a nosił szumną nazwę bazy sportów letnich ze stadionem, basenem, padokiem, kortami, hotelem itp. „Pooglądam fajne miejsca” – pomyślałem sobie, ale już pierwszy obiekt mnie zastopował. Stadion był otoczony praktycznie z każdej strony ścianami, a przez szpary widać było, że jest raczej w nienajlepszej kondycji.

107.jpg



108.jpg


Im dalej tym gorzej. Plac dla koników wyglądał tak:

109.jpg



110.jpg


Inne elementy infrastruktury także wymagały remontu, więc bez żalu obrałem następny punkt na mapie – stadion Torpedo. „Oooo, to brzmi poważnie” – pomyślałem i po kilkunastu minutach znalazłem taki oto obiekt:

111.jpg



112.jpg


Ręce opadły. Zwykłe boisko nazywać stadionem? Zatem szukam radości dalej, tym razem wybrałem stadion o jeszcze dumniejszej nazwie: „Ukraina”. Droga daleka, ale w sumie przyjemna, a z daleka widać już, że to prawdziwy stadion piłkarski. Wokół ślady kibicowskie i chuligańskie sugerujące, kto gra/grał na tym obiekcie: Karpaty Lwów.

113.jpg



114.jpg



115.jpg



116.jpg


Przez uchyloną furtkę wdarłem się na obiekt i pstryknąłem kilka zdjęć ku pamięci.

117.jpg



118.jpg



119.jpg


Znów daleki marsz i znalazłem się na stadionie „Junist” leżącym w Parku im. Bohdana Chmielnickiego. Hmmm, nie tego się spodziewałem. Obiekt częściowo w budowie, a służy zapewne wyłącznie grze w … rugby. Nawet nie wiem za bardzo, o co chodzi w tej dyscyplinie sportu.

120.jpg



121.jpg



122.jpg


„Dobra, pora przejść do konkretów – pomyślałem sobie. – Poszukam na mapie, gdzie leży Arena Lwów”. Stadion, na którym grały reprezentacje podczas Euro rozgrywanego w Polsce i Ukrainie zlokalizowany jest praktycznie tuż za granicą miasta. Dojście pieszo – 2 godziny. Dojazd Uberem – około 12 złotych. Wybór był prosty i po kilkunastu minutach zameldowałem się przed szarym obiektem. Dosłownie szarym i szczelnie zamkniętym.

123.jpg


„Kurczę, zwiedziłbym go” – pomyślałem i na szczęście na płocie zobaczyłem banner z numerem telefonu i informacją o wycieczkach. Trochę bałem się, że jestem za późno (po godzinie 15), ale na szczęście połączyłem się z przewodnikiem i po kilku minutach byłem już na stadionie na wycieczce w stylu VIP, bo sam jeden. Rozmowa przez telefon była krótka:
- 150 hrywien od osoby – powiedział przewodnik.
- Jestem sam – odpowiedziałem.
- A to nie można, minimum dwie osoby – zarzekał się mój rozmówca.
- Jestem sam, ale zapłacę za dwie osoby 300 hrywien – wypaliłem.
- Dobrze, zaraz schodzę – odrzekł przewodnik.
Ubiegając rozliczenie dodam, że zapłaciłem ostatecznie 200 hrywien. Czyżby przewodnik okazał ludzkie serce, albo rozpoznał we mnie bratnią duszę kibicowską, a nie durnia pytającego, dlaczego trawa ma kolor zielony i do czego służą te lampy nad boiskiem? Nie wiem, ale dostałem rabat nie prosząc o niego nawet słowem.
Stadion robi wrażenie, a wiedza przewodnika była naprawdę duża. Mówił łamanym polskim, ukraińskim, rosyjskim, a nawet ciut po angielsku, więc można powiedzieć, że przekaz informacji był prawie pełen. Zdziwiłem się, że murawa we Lwowie jest naturalno-sztuczna – to było największe zaskoczenie tej wycieczki.

124.jpg



125.jpg



126.jpg



127.jpg



128.jpg



129.jpg



130.jpg



131.jpg


Sala konferencyjna przed i po meczach gościła najznakomitszych trenerów świata. A w szatniach przebywali czołowi piłkarze, z Robertem Lewandowskim i Ronaldo na czele.

132.jpg



133.jpg


Jak żartował mój przewodnik, na Arenie w strefie VIP znajduje się największa restauracja we Lwowie, mogąca pomieścić 1500 osób. Sala faktycznie jest spora.

134.jpg



135.jpg


Pomieszczenia businessowe (skyboxy) nie powalają luksusem, ale na pewno fajnie jest oglądać mecz z tej perspektywy. Ceny wynajmu dla zwykłego kibica są zaporowe.

136.jpg


Co ciekawe, na stadionie jest również skybox i loża prezydencka, odgrodzona od gawiedzi kuloodporną szybą. Niestety, tam mnie nie wpuszczono, mogłem jedynie przez szybę oglądać zaciemniony pokój.
Jak wiadomo, porządny stadion nie obędzie się bez muzeum. Przewodnik pokazał mi salę z pamiątkami, w tym koszulki meczowe, programy, piłki, bilety. Stadion Arena Lwów otrzymał nawet jakąś nagrodę podczas konkursu architektonicznego w … Lublinie.

137.jpg



138.jpg



139.jpg



140.jpg



141.jpg


Lwów to także dużo zieleni. W mieście znajduje się kilka parków, a jeden z nich miał miejsce, zwane Jeziorem Łabędzim. Hmmm, ciekawe dlaczego? Obok niego zlokalizowany był pawilon z egzotycznymi roślinami. A jeszcze ciut dalej pomnik Jana Kilińskiego z polskimi napisami.

142.jpg



143.jpg



144.jpg



145.jpg


Całkiem niespodziewanie pojawiło się przede mną wesołe miasteczko. Na mapach Google miejsce to ma jakąś smętną nazwę nie nawiązującą do swojego charakteru. Przy lunaparku znajduje się wspomniany wyżej stadion do rugby.

146.jpg



147.jpg



148.jpg


Jeszcze troszkę nostalgii. Na Cmentarzu Łyczakowskim, jak wspomniałem wcześniej, znajdują się kwatery żołnierzy poległych w trwającej wojnie na wschodzie Ukrainy, a w centrum miasta zlokalizowany był punkt ze zdjęciami pokazującymi przerażające oblicze tych walk. Ludzie w milczeniu oglądali tą wstrząsającą wystawę.

149.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

waldekk 2 września 2020 15:28 Odpowiedz
Tom Stedd napisał:Niedaleko od siebie spoczywają Maria Konopnicka i Iwan Franko, jeden z najwybitniejszych poetów ukraińskich.Oraz Stefan Banach - wybitny polski matematyk. Jego grób znajduje się z lewej strony grobu Marii Konopnickiej.