Samo jezioro jest całkiem malownicze, ale jego otoczenie nie kojarzy się za bardzo z wypoczynkiem i turystyką. Nad brzegiem rozpościerają się na przykład pola kapusty
A dojścia do wody bronią kolce jeżyn
W okolicy znajduje się także Dorian Steel – nie widziałem, co oznacza, że nie jest to kompleks dominujący w krajobrazie wokół jeziora, nie wiem jednak czy nie jest nieobojętny dla okolicznego środowiska. Niestety, trudno nie odnieść wrażenia, że W Europie zakłady najbardziej szkodliwe dla środowiska rozlokowane są na peryferiach UE lub już poza nimi. Nad jeziorem zatankowałem benzynę, przekonując się, że Fabia jest raczej oszczędnym samochodem i w barze połączonym ze sklepem mięsnym wypiłem kawę po turecku, tfu, tfu, macedońsku. Kolejnym etapem podróży była Gewgwelia. Położona przy autostradzie i przy greckiej granicy wyglądała znacznie bardziej dostatnio niż jakiekolwiek okolice, które widziałem wcześniej. W trakcie wycieczki. Obfitość zakładów stomatologicznych oraz greckie napisy na części z nich skłoniły mnie do przypuszczenia, że miasto to dobrze żyje z leczenia greckich bólów (zębów). Prawda jest pewnie bardziej złożona i nie na pewno nie samymi dentystami to miasto żyje. Mapy prowadziły mnie do pomnika na wzgórzu poprzez ulicę przy której stały nowe, duże, drogo wyglądające wille z SUVami, Mercedesami i BMW w garażach. Pomnik widziałem tylko nie za bardzo wiedziałem jak się do niego dostać. Wysiadłem z mojej Fabii i zatrzymałem jadącego z przeciwka SUVa (był duży, ale to było auto dla ludu) i zapytałem kierowcę jak dostać się do spomenika. Na początku próbował mi tłumaczyć, ale potem powiedział, że mnie zawiezie. Bardzo miło z jego strony, choć myślałem, że dowiezie mnie do ścieżki prowadzącej do pomnika, a podwiózł mnie na samą górą – ja bym tam Skodą nie podjechał. Co więcej powiedział, że zaczeka, aż obejrzę pomnik i odwiezie mnie do samochodu. Trochę sobie porozmawialiśmy o Macedonii, okazało się też, że jego firma przeniosła pomnik z poprzedniej lokalizacji. Wytłumaczył mi również, że pomnik był cały pokryty aluminium, ale ponieważ leży na odludziu a ludzie (którzy nie robią zębów Grekom) są biedni, to trochę pomnik rozebrali. I tak choć ranny, wygląda imponująco
W Gewgelji jest jeszcze jeden pomnik męczeństwa, klasycyzujący powiedzmy, chciałem go sobie odpuścić, ale napatoczył się po drodze, na dodatek w miejscu, w którym postanowiłem zatrzymać się na nie burka (pysznego).
Na tym etapie wycieczki musiałem podjąć decyzję gdzie jechać dalej i z czego zrezygnować. Po obejrzeniu obrazków wyeliminowałem Sztip i Weles (do ostatniego można łatwo dojechać z lotniska czy ze Skopje, więc zobaczę przy okazji) oraz jeden atrakcyjnie wyglądający monument, bowiem wymagał kilkugodzinnego trekkingu. Po tej operacji kolejnym etapem okazało się Negotino, do którego, czego wcale nie chciałem prowadziła autostrada, płatna oczywiście. W tej miejscowości znalazłem obelisk, w sumie niezbyt atrakcyjny oraz pomnik, też pomijalny, choć prowadzące do niego schody dawały nadzieję na coś niezwykłego. Najciekawszym odkryciem w Negotino okazał się być samochód. Wiadomo, że Renault z Dacią lubią się jeszcze z czasów dyktatury Czauczesku (ach ten bezwzględny kapitalizm francuski poza własnym krajem), ale nie wiedziałem, że Dacia produkowała klona Renault 9
Negotino nie wybrałem jednak dlatego, że koniecznie chciałem tam jechać, ale dlatego, że było po drodze do Kawadarci, w którym znajdował się pomnik upamiętniający śmierć zmarłych tam partyzantów. Ten jest niezwykły i można na niego wejść. Niektórzy też uznali, że można po nim mazać. I mimo, że to miejsce upamiętniające tragiczną śmierć, z grobami tuż obok, mazanie chyba nie spotyka się ze zwiększoną aktywnością tamtejszych służb w poszukiwaniu bezczeszczących miejsca pamięci. Warto jeszcze odnotować, że o ile okolice Strumicy były pomidorowo – paprykowe, nad Dorjanem rosły jabłka (i kapusta), to Kawadarci jest zdecydowanie regionem winnym.
Kolejnym etapem podróży był Prilep, który okazał się regionem uprawy tytoniu. Po drodze jeszcze na terenie niezurbanizowanym, przed jakąś kopalnią kruszywa znajduje się jeszcze taki uroczy pomnik. Jest on dedykowany walczącym w wąwozie Drenovo – co też lokalizuje, gdzie po drodze znajduje się to miejsce.
W samym Prilepie w Parku Rewolucji znajduje się ciekawa koncepcyjnie Mogiła Niepokonanych. Mi te urny kojarzą się z figurami szachowymi, mojej córce z żabami.
Nieopodal jest pomnik, który od tyłu wygląda o tyle lepiej niż od przodu. Dosłowność przedstawienia dramatycznie obniża jego jakość
W mieście, dla chętnych na mały urbex jest też opuszczony hotel. To drugi taki pozostawiony sobie budynek, który spotkałem i tak jak poprzedni (mniej ciekawy, a w środku nic nie zostało) był po prostu otwarty
Z Prilepu udałem się do miejsca nr 1 w kategorii Spomeniki must see – do Kruszewa. Okazało się ono górskim kurortem, a pomnik znajdował się na samym końcu drogi wiodącej niezliczonymi serpentynami. Ale warto było po stokroć. Pomnik upamiętnia macedońskie walki i przeciw Turkom i przeciw faszystom. Zaczyna się bez fajerwerków
Idzie pod górę
I po lewej stronie pojawia się owo Makedonium
Powstanie llinden ma jeszcze jeden pomnik niedaleko Kruszewa. Warto tam pojechać, nawet nie dla niego tylko dla widoku na tytoniową dolinę tuż przed pomnikiem. Z tamtego miejsca również startuje się lotniami. W drugą stronę jest natomiast widok na góry. Nie wiem czy to są miejsca tak rzadko odwiedzane, czy Macedończycy nie znają się na grzybach, ale zatrzymując się, aby zrobić zdjęcie znalazłem kanię jak na zdjęciu
To jeszcze nie był koniec tego intensywnego dnia, ale reszta musi poczekać na następny odcinekWydawało mi się, że wstawiam je tak samo jak w poprzednim poście. Dziś już nic na to nie poradzę, jutro spróbuję naprawićNaprawione, dziękiPowoli zbliżał się wieczór, a mój plan zakładał jeszcze dużo zwiedzania i dojechanie do Ochrydy. Zjechałem z gór, więc była szansa, że poruszanie będzie szło bardziej sprawnie. Po drodze miałem miejscowość o ciekawej nazwie – Demir Hisar, jednak tamtejszy pomnik okazał się mocno taki sobie.
Kolejna po drodze była Bitola. Jakoś źle zabrałem się do zwiedzania tego miasta, bowiem najciekawsza rzecz – fontanna, a przy okazji polonicum nie istnieje, a wyglądała tak https://commons.wikimedia.org/wiki/File ... untain.JPG Pomnik deportowanych Żydów przegapiłem, pozostał więc dom kultury z pomnikiem przed nim. Dom Kultury bardzo w porządku.
Dalszy etap to jezioro Prespa i tamtejszy pomnik upamiętniający konferencję partyjną. Niestety okazało się, że leży ono za kolejną górą, więc czekała mnie jazda najpierw w górę potem na dół. Ponieważ robiło się późno a jezioro okazało się niezwykle malownicze postanowiłem, że zostaję nad Prespą, zwłaszcza, że booking.com pokazał mi hotel ze świetnymi ocenami w bardzo dobrej cenie.
Jezioro jest dzielone tym razem między 3 państwa: Macedonię, Grecję i Albanię. Oprócz konferencji partii komunistycznej całkiem nie dawno, odbyła się tam inna uroczystość, związana z uzgodnieniem nowej oficjalnej nazwy kraju. Jak się okazało oficjalny obiad z tej okazji miał miejsce w moim hotelu. Samo jezioro jest przeciwieństwem ochrydzkiego. Nie jest zagospodarowane turystycznie. Są nad nim 3 hotele w tym dwa duże, zamknięte – jeden ma cudowną bramę, choć poprzedni globus zastąpiono deseczką. I ponoć ma bardzo prozdrowotny mikroklimat.
Sam hotel ma nazwę cudownie wyglądającą w cyrylicy
I jest faktycznie lejkwju, choć kiedy niebo jest zachmurzone, widok przypomina raczej siwju
Następny hotel, który widziałem był z zewnątrz ładniejszy, też oferował lejkvju, tym którzy mieli pokoje z przeciwnej strony niż robiłem zdjęcie, a nazywa się Drim – ale to było już kolejnego dnia i stanowi zapowiedź ostatniego odcinka opowieści.
Hotel Drim znajduje się w Strudze, podobnie jak spomenik, pierwszy z tych, które miałem zobaczyć tego dnia
Struga to miasto opanowane przez żywioł albański. To widać jest więcej chaosu, nawet trochę inaczej się jeździ. Widać też znacznie więcej życia niż w części zamieszkanej przez etnicznych Macedończyków. Albo tam gdzie nie widać życia stoją nowiutkie, wielkie i koniecznie eklektyczne w stylu budynki. Tak jest np. w miejscowości Veleszta – bogatym przedmieściu Strugi. Nie mam niestety za bardzo dokumentacji fotograficznej, nie chciało mi się zatrzymywać- nie to było celem wycieczki. Może kiedyś pojadę specjalnie przyglądać się tej architekturze.
Dojran - proszę zaznacz lokalizację tego ośrodka? Przejeżdżam przez miejscowość jadąc do Grecji i nie kojarzę tego miejsca....
A od do plaż nad jeziorem Dojran to w sezonie są tam ładne zagospodarowane plaże (ładnej jak na plaże nad jeziorem). Jak znajdę wieczorem fotkę to wrzucę....
Właściwie to nie wiem co powiedzieć ponad: Jaki Braun!Byłem nad tą Prespą, zauważyłem wjazd, nic nie było zamknięte. Powinienem pomyśleć, że za takim wjazdem musi się kryć coś niezwykłego.I oczywiście tak jesthttps://youtu.be/eZ7_yCoE0NkTrzeba będzie wrócić
@pabien czy dobrze odczytałem z relacji, że ów odcinek "dla kozic nie dla Skód Fabii" to droga R2246 (https://goo.gl/maps/vp3Y7iW2GynjvakbA), i że owo okropnie długie wahadło było jakoś na tym odcinku?Czy dobrze też interpretuję, że przejeżdżałeś koło Bigorskiego monasteru św. Jana Chrzciciela i nie zajechałeś go zwiedzić?
Odbpowiedź brzmi:Trzy razy TAK.Moim celem były obiekty z czasów Jugosławii, a jest ich na tyle dużo, że musiałem sporo z nich pominąć. Zresztą z tego co widzę to tmonastyr jest zasadniczo obiektem prac rekonstrukcyjnych już za czasów obecnej Macedonii - w takim razie projekt Skopje 2014 jest ciekawszy - nie ze względu na walory artystyczne oczywiście, ale skalę szaleństwa połączonego z głupotą, która za nim stoi. I w efekcie mamy cudowny kontrast między styropianowymi fasadami i jarmarcznym klasycyzmem z XXI wieku a doskonałym brutalizmem czy modernistycznej - jak tamtejsze MSN zaprojektowane przez polskie Tygrysy, z czasów po trzęsieniu ziemii.Przy okazji zapomniałem dodać jednej indoemacji dotyczącej jeżdżenia po Macedonii. Tam po ulicach jeździ olbrzymia liczba pojazdów innych niż samochody. Bywają to furmanki, choć częściej traktory, zazwyczaj kilkudziesięcioletnie. Kiedy jechałem przez Resen przez chwilę byłem jedynym kierującym samochód reszta to byli traktorzyści. W tym jeden w kasku motocyklowym - może miał kłopoty z zatokami - na pewno nie był to traktor rajdowy. W Weleszcie natomiast minąłem walec, który próbował włączyć się do ruchu. Wjechał na ulicę za mną i tak sobie jechał przez miejscowość. To wszystko ma pewien wpływ na płynność jazdy, na szczęście ograniczony, ponieważ ruch tam, poza miastamu jest raczej mały.
Generalnie bardzo ciekawa architektura w nieciekawych anturażach. Kolejny dowód na to, że Bałkany po uporządkowaniu będą bardzo ciekawą alternatywą do zwiedzania.
Nie zgadzam się. Otoczenie jest wspaniałe - przecież znaczna część pomników jest na szczytach z rozległą panoramą.A jeśli chodzi o uporządkowanie, to po pierwsze nic go nie zapowiada, po wtóre jeśli będzie wyglądało tak jak w naszym regionie, to lepiej, aby go nie było.Betonowe rynki tam gdzie piździ, albo zamek w Wilnie - ruiny nówka sztuka z kolejką na górkę, która ma 50 metrów, to pierwsze przykłady jak być nie powinno, które przychodzą mi do głowy.
Samo jezioro jest całkiem malownicze, ale jego otoczenie nie kojarzy się za bardzo z wypoczynkiem i turystyką. Nad brzegiem rozpościerają się na przykład pola kapusty
A dojścia do wody bronią kolce jeżyn
W okolicy znajduje się także Dorian Steel – nie widziałem, co oznacza, że nie jest to kompleks dominujący w krajobrazie wokół jeziora, nie wiem jednak czy nie jest nieobojętny dla okolicznego środowiska. Niestety, trudno nie odnieść wrażenia, że W Europie zakłady najbardziej szkodliwe dla środowiska rozlokowane są na peryferiach UE lub już poza nimi.
Nad jeziorem zatankowałem benzynę, przekonując się, że Fabia jest raczej oszczędnym samochodem i w barze połączonym ze sklepem mięsnym wypiłem kawę po turecku, tfu, tfu, macedońsku.
Kolejnym etapem podróży była Gewgwelia. Położona przy autostradzie i przy greckiej granicy wyglądała znacznie bardziej dostatnio niż jakiekolwiek okolice, które widziałem wcześniej. W trakcie wycieczki. Obfitość zakładów stomatologicznych oraz greckie napisy na części z nich skłoniły mnie do przypuszczenia, że miasto to dobrze żyje z leczenia greckich bólów (zębów). Prawda jest pewnie bardziej złożona i nie na pewno nie samymi dentystami to miasto żyje.
Mapy prowadziły mnie do pomnika na wzgórzu poprzez ulicę przy której stały nowe, duże, drogo wyglądające wille z SUVami, Mercedesami i BMW w garażach. Pomnik widziałem tylko nie za bardzo wiedziałem jak się do niego dostać. Wysiadłem z mojej Fabii i zatrzymałem jadącego z przeciwka SUVa (był duży, ale to było auto dla ludu) i zapytałem kierowcę jak dostać się do spomenika. Na początku próbował mi tłumaczyć, ale potem powiedział, że mnie zawiezie. Bardzo miło z jego strony, choć myślałem, że dowiezie mnie do ścieżki prowadzącej do pomnika, a podwiózł mnie na samą górą – ja bym tam Skodą nie podjechał. Co więcej powiedział, że zaczeka, aż obejrzę pomnik i odwiezie mnie do samochodu. Trochę sobie porozmawialiśmy o Macedonii, okazało się też, że jego firma przeniosła pomnik z poprzedniej lokalizacji. Wytłumaczył mi również, że pomnik był cały pokryty aluminium, ale ponieważ leży na odludziu a ludzie (którzy nie robią zębów Grekom) są biedni, to trochę pomnik rozebrali. I tak choć ranny, wygląda imponująco
W Gewgelji jest jeszcze jeden pomnik męczeństwa, klasycyzujący powiedzmy, chciałem go sobie odpuścić, ale napatoczył się po drodze, na dodatek w miejscu, w którym postanowiłem zatrzymać się na nie burka (pysznego).
Na tym etapie wycieczki musiałem podjąć decyzję gdzie jechać dalej i z czego zrezygnować. Po obejrzeniu obrazków wyeliminowałem Sztip i Weles (do ostatniego można łatwo dojechać z lotniska czy ze Skopje, więc zobaczę przy okazji) oraz jeden atrakcyjnie wyglądający monument, bowiem wymagał kilkugodzinnego trekkingu. Po tej operacji kolejnym etapem okazało się Negotino, do którego, czego wcale nie chciałem prowadziła autostrada, płatna oczywiście.
W tej miejscowości znalazłem obelisk, w sumie niezbyt atrakcyjny oraz pomnik, też pomijalny, choć prowadzące do niego schody dawały nadzieję na coś niezwykłego. Najciekawszym odkryciem w Negotino okazał się być samochód. Wiadomo, że Renault z Dacią lubią się jeszcze z czasów dyktatury Czauczesku (ach ten bezwzględny kapitalizm francuski poza własnym krajem), ale nie wiedziałem, że Dacia produkowała klona Renault 9
Negotino nie wybrałem jednak dlatego, że koniecznie chciałem tam jechać, ale dlatego, że było po drodze do Kawadarci, w którym znajdował się pomnik upamiętniający śmierć zmarłych tam partyzantów. Ten jest niezwykły i można na niego wejść. Niektórzy też uznali, że można po nim mazać. I mimo, że to miejsce upamiętniające tragiczną śmierć, z grobami tuż obok, mazanie chyba nie spotyka się ze zwiększoną aktywnością tamtejszych służb w poszukiwaniu bezczeszczących miejsca pamięci.
Warto jeszcze odnotować, że o ile okolice Strumicy były pomidorowo – paprykowe, nad Dorjanem rosły jabłka (i kapusta), to Kawadarci jest zdecydowanie regionem winnym.
Kolejnym etapem podróży był Prilep, który okazał się regionem uprawy tytoniu. Po drodze jeszcze na terenie niezurbanizowanym, przed jakąś kopalnią kruszywa znajduje się jeszcze taki uroczy pomnik. Jest on dedykowany walczącym w wąwozie Drenovo – co też lokalizuje, gdzie po drodze znajduje się to miejsce.
W samym Prilepie w Parku Rewolucji znajduje się ciekawa koncepcyjnie Mogiła Niepokonanych. Mi te urny kojarzą się z figurami szachowymi, mojej córce z żabami.
Nieopodal jest pomnik, który od tyłu wygląda o tyle lepiej niż od przodu. Dosłowność przedstawienia dramatycznie obniża jego jakość
W mieście, dla chętnych na mały urbex jest też opuszczony hotel. To drugi taki pozostawiony sobie budynek, który spotkałem i tak jak poprzedni (mniej ciekawy, a w środku nic nie zostało) był po prostu otwarty
Z Prilepu udałem się do miejsca nr 1 w kategorii Spomeniki must see – do Kruszewa. Okazało się ono górskim kurortem, a pomnik znajdował się na samym końcu drogi wiodącej niezliczonymi serpentynami. Ale warto było po stokroć. Pomnik upamiętnia macedońskie walki i przeciw Turkom i przeciw faszystom.
Zaczyna się bez fajerwerków
Idzie pod górę
I po lewej stronie pojawia się owo Makedonium
Powstanie llinden ma jeszcze jeden pomnik niedaleko Kruszewa. Warto tam pojechać, nawet nie dla niego tylko dla widoku na tytoniową dolinę tuż przed pomnikiem. Z tamtego miejsca również startuje się lotniami. W drugą stronę jest natomiast widok na góry. Nie wiem czy to są miejsca tak rzadko odwiedzane, czy Macedończycy nie znają się na grzybach, ale zatrzymując się, aby zrobić zdjęcie znalazłem kanię jak na zdjęciu
To jeszcze nie był koniec tego intensywnego dnia, ale reszta musi poczekać na następny odcinekWydawało mi się, że wstawiam je tak samo jak w poprzednim poście. Dziś już nic na to nie poradzę, jutro spróbuję naprawićNaprawione, dziękiPowoli zbliżał się wieczór, a mój plan zakładał jeszcze dużo zwiedzania i dojechanie do Ochrydy.
Zjechałem z gór, więc była szansa, że poruszanie będzie szło bardziej sprawnie. Po drodze miałem miejscowość o ciekawej nazwie – Demir Hisar, jednak tamtejszy pomnik okazał się mocno taki sobie.
Kolejna po drodze była Bitola. Jakoś źle zabrałem się do zwiedzania tego miasta, bowiem najciekawsza rzecz – fontanna, a przy okazji polonicum nie istnieje, a wyglądała tak
https://commons.wikimedia.org/wiki/File ... untain.JPG
Pomnik deportowanych Żydów przegapiłem, pozostał więc dom kultury z pomnikiem przed nim. Dom Kultury bardzo w porządku.
Dalszy etap to jezioro Prespa i tamtejszy pomnik upamiętniający konferencję partyjną. Niestety okazało się, że leży ono za kolejną górą, więc czekała mnie jazda najpierw w górę potem na dół. Ponieważ robiło się późno a jezioro okazało się niezwykle malownicze postanowiłem, że zostaję nad Prespą, zwłaszcza, że booking.com pokazał mi hotel ze świetnymi ocenami w bardzo dobrej cenie.
Jezioro jest dzielone tym razem między 3 państwa: Macedonię, Grecję i Albanię. Oprócz konferencji partii komunistycznej całkiem nie dawno, odbyła się tam inna uroczystość, związana z uzgodnieniem nowej oficjalnej nazwy kraju. Jak się okazało oficjalny obiad z tej okazji miał miejsce w moim hotelu.
Samo jezioro jest przeciwieństwem ochrydzkiego. Nie jest zagospodarowane turystycznie. Są nad nim 3 hotele w tym dwa duże, zamknięte – jeden ma cudowną bramę, choć poprzedni globus zastąpiono deseczką. I ponoć ma bardzo prozdrowotny mikroklimat.
Sam hotel ma nazwę cudownie wyglądającą w cyrylicy
I jest faktycznie lejkwju, choć kiedy niebo jest zachmurzone, widok przypomina raczej siwju
Następny hotel, który widziałem był z zewnątrz ładniejszy, też oferował lejkvju, tym którzy mieli pokoje z przeciwnej strony niż robiłem zdjęcie, a nazywa się Drim – ale to było już kolejnego dnia i stanowi zapowiedź ostatniego odcinka opowieści.
Hotel Drim znajduje się w Strudze, podobnie jak spomenik, pierwszy z tych, które miałem zobaczyć tego dnia
Struga to miasto opanowane przez żywioł albański. To widać jest więcej chaosu, nawet trochę inaczej się jeździ. Widać też znacznie więcej życia niż w części zamieszkanej przez etnicznych Macedończyków.
Albo tam gdzie nie widać życia stoją nowiutkie, wielkie i koniecznie eklektyczne w stylu budynki. Tak jest np. w miejscowości Veleszta – bogatym przedmieściu Strugi. Nie mam niestety za bardzo dokumentacji fotograficznej, nie chciało mi się zatrzymywać- nie to było celem wycieczki. Może kiedyś pojadę specjalnie przyglądać się tej architekturze.