Co za klimatyczne miejsce i na dodatek jest pusto (statku nie było)
Mahahual to jest absolutnie miejsce do powtórzenia w Meksyku przy kolejnej podróży, z dala od zgiełku kurortów na północy i z fajnym klimatem. Zdecydowanie polecam nawet na dłuższy pobyt!
Nigdzie stąd nie idźcie, jeszcze się będzie działo!Rano budzi nas wschód słońca…
Cały poranek aż do południa wylegujemy się na plaży w Mahahual.
Można posnorkować trochę przy brzegu lub wybrać się na wycieczkę łódką na rafę.
Teoretycznie dzisiaj mamy tylko dojechać do Playa de Carmen, na nasze ostatnie noclegi. To nie jest jakoś bardzo daleko. Patrzę na mapę, hmm jesteśmy blisko Belize… a to nowy kraj…. Szybko dopytujemy w knajpie i rodzi się plan wyskoczenia na parę godzin do Belize. Pan doradza nam zostawić samochód w Chetumal pod dużym centrum handlowym i tam taksówką przekroczyć granicę. Zaraz za granicą jest ponoć wielkie centrum handlowe. Tak właśnie robimy ? Musimy wpakować się w 2 taksówki, rozdaję paszporty i kasę i jedziemy z Chetumal do Santa Elena w Belize.
Przekraczamy most graniczny i na granicy mamy wysiąść i powiedzieć, że my tylko na parę godzin na zakupy i z powrotem do taksówki
Pan pogranicznik coś tam klika, pyta kiedy wracam – odpowiadam „today”. Okay – i zgrabnie kasuje wizę meksykańską w pierwszym z brzegu paszporcie - mojej żony. Zaraz – krzyczę – ale my za chwilę wracamy! Jak to przecież Pan powiedział „two days” no i tak wygląda ich znajomość angielskiego… Pan zmartwiony, przeprasza żonę i mówi aby na powrocie poszukać go tutaj to wytłumaczy kolegom na wjeździe, że to była jego pomyłka. No dobra, wjeżdżamy w końcu do Belize i jedziemy do Santa Elena. Ostatni kawałek do centrum handlowego już na piechotkę. To szereg sklepów, głównie z ciuchami i alkoholem. Niestety dzisiaj jest poniedziałek i większość z nich jest zamknięte ☹ Tego nam nie powiedzieli!
No ale dalej jest klimatycznie : "dzwonili z NAASA, masz tą robotę... "
:lol:
Wracamy tym razem jedną taksówką (meksykańską, kierowca nie miał oporów zabrać nas w 5 osób do osobówki). Na granicy cyrk, Pan przejdzie, dzieci przejdą, Pani zostaje w Belize…. Ło rety ale meksyk, nikt nie gada po angielsku, usiłuję im wytłumaczyć, ze to pomyłka z tą wizą itp., jest afera, idę szukać naszego gościa co nas tak wkopał, jest na szczęście jeszcze, tłumaczy coś gęsto kolegom i w końcu udajemy się do kolejki po wizę dla żony z nowym wnioskiem. Udało się jej nie zostawić w Belize
:roll:
Wracamy przez Bacalar, rzeczywiście laguna ma piękne kolorki.
Cała droga do Playa de Carmen schodzi nam już bez przygód. Docieramy późnym wieczorem. Tutaj mam nocleg z AirBnB w Playacar, czyli w zamkniętej enklawie przy centrum miasta. Wejście tylko dla mieszkańców a na miejscu wille, zamknięte osiedla z basenami i siłowniami, sklepy, restauracje, jeziorka i nawet pole golfowe. Jednym słowem Meksyk dla bogatych. Bardzo pilnują przy bramach aby nikt postronny nie wszedł.
Wynająłem apartament na 4 piętrze z tarasem dachowym, na którym stoi jacuzzi. Apartament jest na zamkniętym condo z ochroną i mamy dostęp do basenów wewnętrznych. No tak to tu można mieszkać w nieskończoność!
stay tuned...Tak jak obiecałem żonie, spędzamy przedpołudnie w Playacar na pluskaniu się w basenach i jacuzzi oraz opalaniu (taki deal z żoną!)
Teren condo ma niesamowitą roślinność i rzeczywiście można tu odpocząć.
Spacerujemy po Playacar w kierunku centrum Playa de Carmen.
Zaczynamy od załatwienia testów antygenowych. Są potrzebne na naszą przesiadkę w Bostonie jutro. Punktów do robienia testów jest mnóstwo. Koszt 30 usd od osoby i wynik po 10 minutach. No było to wliczone w koszty wycieczki od początku. Deptak w Playa de Carmen to typowa turystyczna pułapka, bardzo drogie pamiątki i restauracje i mnóstwo folkloru.
Wystarczy przejść 3 przecznice dalej i już są małe lokalne knajpki, gdzie siedzą lokalesi a ceny na stoiskach z pamiątkami spadają 10-krotnie. Chcieliśmy pójść na plażę, ale cała zawalona wodorostami, które sprzątają specjalnym sprzętem. Zapach odstrasza. Jednak nasze baseny w condo wygrywają z plażą.
Dzieciaki nie mogą się oprzeć churrosom:
Tak mija nam spokojnie ostatni dzień w Meksyku. Nazajutrz śniadanie w knajpce obok nas w Playacar:
Na ścianie w garażu żegna nas lokalny ….. skorpion!
Jedziemy na lotnisko w Cancun na południowy lot do Bostonu. Taki mamy powrót, Deltą do Bostonu, tam 1.35h na przesiadkę na KLM do Amsterdamu z pełną emigracją US oraz przeładowaniem ręcznym bagaży oraz ponowne przejście przez wszystkie kontrole lotniskowe. Niezły challenge w półtorej godziny. Już tak się w Bostonie przesiadałem więc będzie na pewno spoko. Mam z dzieciakami ważne wizy USA a żona ważną ESTĘ więc przesiadka w USA jest dla nas bezkosztowa (nie licząc testu antygenowego) a bilet w takiej konfiguracji był sporo tańszy. Tym czasem oddajemy samochód i próbujemy zdobyć karty pokładowe (nie dało się przez apkę). Oczywiście urzędnik musi sprawdzić nasze szczepienia, wyniki testów antygenowych i na koniec wizy i Estę (wizy mamy wszyscy w starych paszportach więc przy okienku operuję grubym plikiem dokumentów). Na szczęście wszystko jest ok i dostajemy karty pokładowe na Deltę. KLM zdobędziemy w Bostonie po nadaniu bagażu Idziemy na boarding do Benka 737 Delty w 4-godzinny lot do Bostonu. Przy bramce nadaję za free wszystkie nasze bagaże podręczne do luków, dostaną kartę prosto do Warszawy.
Na pokładzie napoje i snacki. Są też monitorki PTV więc można oglądać filmy.
Po starcie widać Zonę Hotelera w Cancun:
Lądujemy w deszczu w Bostonie i zaczyna nam się spieszyć. Widzę kołującą Lufę więc mamy target zdążyć przed nią do kolejki. Za rękawem pracownik Delty wita wszystkich słowami „Welcome back!” Hehe, nas to nie dotyczy ? Udaje nam się dosłownie rzutem na taśmę wpaść do hali immigration przez wysypem ludzi z Lufthansy i dostajemy się do okienka po 15 minutach oczekiwania. Jesteśmy na tranzycie więc nie ma zbędnych pytań. Zabieramy nasze bagaże i nadajemy je w okienku KLM prosto do Warszawy. Wszystko jest prawie na styk i bez zbędnego biegania. Czeka na nas Airbus 330 KLM w locie do Amsterdamu, dość krótkim ok. 7h.
Na pokładzie jeden ciepły posiłek i dolewki wina do woli.
Na koniec naszej wyprawy przygotowałem dla dzieci niespodziankę – całodzienne zwiedzanie Amsterdamu (tak naprawdę mamy 7,5h przerwy). Lądujemy i od razu idziemy na lekko na pociąg do centrum (bagaże podręczne pojechały bezpośrednio do Polski)
c.d.n.
pabien napisał:
hiszpan napisał:
Pan pogranicznik coś tam klika, pyta kiedy wracam – odpowiadam „today”. Okay – i zgrabnie kasuje wizę meksykańską w pierwszym z brzegu paszporcie - mojej żony. Zaraz – krzyczę – ale my za chwilę wracamy! Jak to przecież Pan powiedział „two days” no i tak wygląda ich znajomość angielskiego…
Jak to? Ty ze swoim nickiem nie mówisz "oj" tylko "2day"?
Bo zagadał w miarę płynnie po angielsku i zbił mnie z tropu....Schiphol jest naprawdę blisko kolejką do centrum Amsterdamu więc zapowiada się długa piesza wycieczka. Dziatwa jest w Amsterdamie po raz pierwszy więc robię parogodzinną pętlę przez miasto (są fajne gotowe trasy w necie). Jest w miarę ładna pogoda a przynajmniej nie pada.
Pewną konsternację wśród mojej młodszej młodzieży budzi przejście przez dzielnicę czerwonych latarni (zapomniałem, że będziemy tam przechodzić) ale jest poranek, sporo zasłonek jeszcze zasuniętych. No i trochę coffeshopów przybyło.. generalnie całe miasto pachnie trawą w każdym zaułku. Parę fotek dla przypomnienia:
Córa zachwycona, stwierdziła, że na pewno będzie tu studiować ?
Oglądamy dom i pomnik Anne Frank, opowiadam dzieciom tą smutną historię.
A ja jak zwykle zachęcam do ruszenia się z lotniska podczas dłuższej przesiadki, wszędzie na świecie to uskuteczniam ? Dzieciaki po nocy w samolocie trzymają się dzielnie, dostają porcję frytek i wracamy na Schiphol.
Do Warszawy zabiera nas już Embraer E190 E2 KLM. Na pokładzie winko i kanapki
Zazdroszczę pokazu na murach... Akurat tego dnia, gdy chciałem go obejrzeć, został odwołany
:( (IV. 2021).Choć nadrobiłem to z nawiązką w Campeche, gdzie pokaz jest rewelacyjny.
tropikey napisał:Zazdroszczę pokazu na murach... Akurat tego dnia, gdy chciałem go obejrzeć, został odwołany
:( (IV. 2021).Choć nadrobiłem to z nawiązką w Campeche, gdzie pokaz jest rewelacyjny.Wiedziałem, że ten pokaz tam będzie dokładnie dzięki Twojej relacji (Tetrycy...) tak więc dzięki!
hiszpan napisał:Pan pogranicznik coś tam klika, pyta kiedy wracam – odpowiadam „today”. Okay – i zgrabnie kasuje wizę meksykańską w pierwszym z brzegu paszporcie - mojej żony. Zaraz – krzyczę – ale my za chwilę wracamy! Jak to przecież Pan powiedział „two days” no i tak wygląda ich znajomość angielskiego…Jak to? Ty ze swoim nickiem nie mówisz "oj" tylko "2day"?
pabien napisał:hiszpan napisał:Pan pogranicznik coś tam klika, pyta kiedy wracam – odpowiadam „today”. Okay – i zgrabnie kasuje wizę meksykańską w pierwszym z brzegu paszporcie - mojej żony. Zaraz – krzyczę – ale my za chwilę wracamy! Jak to przecież Pan powiedział „two days” no i tak wygląda ich znajomość angielskiego…Jak to? Ty ze swoim nickiem nie mówisz "oj" tylko "2day"?Bo zagadał w miarę płynnie po angielsku i zbił mnie z tropu....
Quote:Oczywiście urzędnik musi sprawdzić nasze szczepienia, wyniki testów antygenowych i na koniec wizy i EstęW jaki sposób nasze europejskie certyfikaty były sprawdzane? Skanowany był kod czy tylko rzucenie okiem na wydrukowany certyfikat?Mam pewien problem ze zrozumieniem tego wszystkiego. Europejski QR kod jest ważny tylko w europie i kilku krajach podpiętych pod europejski system z tego co czytam na stronie komisji europejskiej. Quote:These rules apply only to the vaccination certificates used for the purpose of travel in the EU.Quote:EU Digital Covid Certificate will facilitate safe and free movement of EU citizens during the COVID-19 pandemic within the EU area.Jeśli ważność kodu się skończy to wychodzi na to, że tylko w europie. Inne kraje nie podpięte pod system nie mają na 99% możliwości zeskanowania kodu, a tym samym sprawdzenia ważności(swoją drogą, to wygląda jak subskrybcja na podróżowanie, 270 dni i koniec) Dlatego zastanawiam się i w sumie to nikt nie może mi pomóc, linie lotnicze nie udzielają takich informacji;wysyłają formułkę kopiuj-wklej typu linie lotnicze nie zajmują się restrykcjami w podróżowaniu na pytanie jak wygląda sprawdzanie certyfikatu w przypadku wyjazdu poza europę z certyfikatem ktory stracił ważność.Restrykcje do USA to tylko dwie dawki, nie ma żadnej mowy o jakiejś ważności kodu.
hehe1234 napisał:W jaki sposób nasze europejskie certyfikaty były sprawdzane? Skanowany był kod czy tylko rzucenie okiem na wydrukowany certyfikat?Normalnie facet przy okienku przeglądał polskie wydrukowane certyfikaty ale patrzył chyba raczej czy nazwisko się zgadza, żadnego skanowania.Wiedziałem, że jest to wymagane w podróży do USA i miałem wydrukowane (byłem 2 razy w tym roku). Oprócz tego oczywiście test (może być najtańszy) zrobiony dzień przed wylotem i wiza/esta.
Wieczorem idziemy na owoce morza:
Oraz raczymy się kolejną margeritą
Co za klimatyczne miejsce i na dodatek jest pusto (statku nie było)
Mahahual to jest absolutnie miejsce do powtórzenia w Meksyku przy kolejnej podróży, z dala od zgiełku kurortów na północy i z fajnym klimatem. Zdecydowanie polecam nawet na dłuższy pobyt!
Nigdzie stąd nie idźcie, jeszcze się będzie działo!Rano budzi nas wschód słońca…
Cały poranek aż do południa wylegujemy się na plaży w Mahahual.
Można posnorkować trochę przy brzegu lub wybrać się na wycieczkę łódką na rafę.
Teoretycznie dzisiaj mamy tylko dojechać do Playa de Carmen, na nasze ostatnie noclegi. To nie jest jakoś bardzo daleko. Patrzę na mapę, hmm jesteśmy blisko Belize… a to nowy kraj….
Szybko dopytujemy w knajpie i rodzi się plan wyskoczenia na parę godzin do Belize. Pan doradza nam zostawić samochód w Chetumal pod dużym centrum handlowym i tam taksówką przekroczyć granicę. Zaraz za granicą jest ponoć wielkie centrum handlowe.
Tak właśnie robimy ? Musimy wpakować się w 2 taksówki, rozdaję paszporty i kasę i jedziemy z Chetumal do Santa Elena w Belize.
Przekraczamy most graniczny i na granicy mamy wysiąść i powiedzieć, że my tylko na parę godzin na zakupy i z powrotem do taksówki
Pan pogranicznik coś tam klika, pyta kiedy wracam – odpowiadam „today”. Okay – i zgrabnie kasuje wizę meksykańską w pierwszym z brzegu paszporcie - mojej żony. Zaraz – krzyczę – ale my za chwilę wracamy! Jak to przecież Pan powiedział „two days” no i tak wygląda ich znajomość angielskiego…
Pan zmartwiony, przeprasza żonę i mówi aby na powrocie poszukać go tutaj to wytłumaczy kolegom na wjeździe, że to była jego pomyłka.
No dobra, wjeżdżamy w końcu do Belize i jedziemy do Santa Elena. Ostatni kawałek do centrum handlowego już na piechotkę.
To szereg sklepów, głównie z ciuchami i alkoholem. Niestety dzisiaj jest poniedziałek i większość z nich jest zamknięte ☹ Tego nam nie powiedzieli!
No ale dalej jest klimatycznie : "dzwonili z NAASA, masz tą robotę... " :lol:
Wracamy tym razem jedną taksówką (meksykańską, kierowca nie miał oporów zabrać nas w 5 osób do osobówki). Na granicy cyrk, Pan przejdzie, dzieci przejdą, Pani zostaje w Belize….
Ło rety ale meksyk, nikt nie gada po angielsku, usiłuję im wytłumaczyć, ze to pomyłka z tą wizą itp., jest afera, idę szukać naszego gościa co nas tak wkopał, jest na szczęście jeszcze, tłumaczy coś gęsto kolegom i w końcu udajemy się do kolejki po wizę dla żony z nowym wnioskiem. Udało się jej nie zostawić w Belize :roll:
Wracamy przez Bacalar, rzeczywiście laguna ma piękne kolorki.
Cała droga do Playa de Carmen schodzi nam już bez przygód. Docieramy późnym wieczorem.
Tutaj mam nocleg z AirBnB w Playacar, czyli w zamkniętej enklawie przy centrum miasta. Wejście tylko dla mieszkańców a na miejscu wille, zamknięte osiedla z basenami i siłowniami, sklepy, restauracje, jeziorka i nawet pole golfowe. Jednym słowem Meksyk dla bogatych. Bardzo pilnują przy bramach aby nikt postronny nie wszedł.
Wynająłem apartament na 4 piętrze z tarasem dachowym, na którym stoi jacuzzi. Apartament jest na zamkniętym condo z ochroną i mamy dostęp do basenów wewnętrznych. No tak to tu można mieszkać w nieskończoność!
stay tuned...Tak jak obiecałem żonie, spędzamy przedpołudnie w Playacar na pluskaniu się w basenach i jacuzzi oraz opalaniu (taki deal z żoną!)
Teren condo ma niesamowitą roślinność i rzeczywiście można tu odpocząć.
Spacerujemy po Playacar w kierunku centrum Playa de Carmen.
Zaczynamy od załatwienia testów antygenowych. Są potrzebne na naszą przesiadkę w Bostonie jutro. Punktów do robienia testów jest mnóstwo. Koszt 30 usd od osoby i wynik po 10 minutach. No było to wliczone w koszty wycieczki od początku.
Deptak w Playa de Carmen to typowa turystyczna pułapka, bardzo drogie pamiątki i restauracje i mnóstwo folkloru.
Wystarczy przejść 3 przecznice dalej i już są małe lokalne knajpki, gdzie siedzą lokalesi a ceny na stoiskach z pamiątkami spadają 10-krotnie.
Chcieliśmy pójść na plażę, ale cała zawalona wodorostami, które sprzątają specjalnym sprzętem. Zapach odstrasza. Jednak nasze baseny w condo wygrywają z plażą.
Dzieciaki nie mogą się oprzeć churrosom:
Tak mija nam spokojnie ostatni dzień w Meksyku.
Nazajutrz śniadanie w knajpce obok nas w Playacar:
Na ścianie w garażu żegna nas lokalny ….. skorpion!
Jedziemy na lotnisko w Cancun na południowy lot do Bostonu. Taki mamy powrót, Deltą do Bostonu, tam 1.35h na przesiadkę na KLM do Amsterdamu z pełną emigracją US oraz przeładowaniem ręcznym bagaży oraz ponowne przejście przez wszystkie kontrole lotniskowe. Niezły challenge w półtorej godziny. Już tak się w Bostonie przesiadałem więc będzie na pewno spoko.
Mam z dzieciakami ważne wizy USA a żona ważną ESTĘ więc przesiadka w USA jest dla nas bezkosztowa (nie licząc testu antygenowego) a bilet w takiej konfiguracji był sporo tańszy.
Tym czasem oddajemy samochód i próbujemy zdobyć karty pokładowe (nie dało się przez apkę). Oczywiście urzędnik musi sprawdzić nasze szczepienia, wyniki testów antygenowych i na koniec wizy i Estę (wizy mamy wszyscy w starych paszportach więc przy okienku operuję grubym plikiem dokumentów). Na szczęście wszystko jest ok i dostajemy karty pokładowe na Deltę. KLM zdobędziemy w Bostonie po nadaniu bagażu
Idziemy na boarding do Benka 737 Delty w 4-godzinny lot do Bostonu. Przy bramce nadaję za free wszystkie nasze bagaże podręczne do luków, dostaną kartę prosto do Warszawy.
Na pokładzie napoje i snacki. Są też monitorki PTV więc można oglądać filmy.
Po starcie widać Zonę Hotelera w Cancun:
Lądujemy w deszczu w Bostonie i zaczyna nam się spieszyć. Widzę kołującą Lufę więc mamy target zdążyć przed nią do kolejki.
Za rękawem pracownik Delty wita wszystkich słowami „Welcome back!” Hehe, nas to nie dotyczy ?
Udaje nam się dosłownie rzutem na taśmę wpaść do hali immigration przez wysypem ludzi z Lufthansy i dostajemy się do okienka po 15 minutach oczekiwania. Jesteśmy na tranzycie więc nie ma zbędnych pytań. Zabieramy nasze bagaże i nadajemy je w okienku KLM prosto do Warszawy. Wszystko jest prawie na styk i bez zbędnego biegania.
Czeka na nas Airbus 330 KLM w locie do Amsterdamu, dość krótkim ok. 7h.
Na pokładzie jeden ciepły posiłek i dolewki wina do woli.
Na koniec naszej wyprawy przygotowałem dla dzieci niespodziankę – całodzienne zwiedzanie Amsterdamu (tak naprawdę mamy 7,5h przerwy). Lądujemy i od razu idziemy na lekko na pociąg do centrum (bagaże podręczne pojechały bezpośrednio do Polski)
c.d.n.
Jak to? Ty ze swoim nickiem nie mówisz "oj" tylko "2day"?
Bo zagadał w miarę płynnie po angielsku i zbił mnie z tropu....Schiphol jest naprawdę blisko kolejką do centrum Amsterdamu więc zapowiada się długa piesza wycieczka. Dziatwa jest w Amsterdamie po raz pierwszy więc robię parogodzinną pętlę przez miasto (są fajne gotowe trasy w necie). Jest w miarę ładna pogoda a przynajmniej nie pada.
Pewną konsternację wśród mojej młodszej młodzieży budzi przejście przez dzielnicę czerwonych latarni (zapomniałem, że będziemy tam przechodzić) ale jest poranek, sporo zasłonek jeszcze zasuniętych.
No i trochę coffeshopów przybyło.. generalnie całe miasto pachnie trawą w każdym zaułku.
Parę fotek dla przypomnienia:
Córa zachwycona, stwierdziła, że na pewno będzie tu studiować ?
Oglądamy dom i pomnik Anne Frank, opowiadam dzieciom tą smutną historię.
A ja jak zwykle zachęcam do ruszenia się z lotniska podczas dłuższej przesiadki, wszędzie na świecie to uskuteczniam ?
Dzieciaki po nocy w samolocie trzymają się dzielnie, dostają porcję frytek i wracamy na Schiphol.
Do Warszawy zabiera nas już Embraer E190 E2 KLM. Na pokładzie winko i kanapki