Odtąd idziemy prosto na zachód wzdłuż zatoki. Widoki są bardzo piękne lub super piękne
W końcu spotykamy pierwszego turystę, który idzie w drugą stronę. Mówimy mu cześć, po czym coś gadamy do siebie. Koleś nagle do nas łamaną polszczyzną pyta się czy mówimy po polsku !?!? Okazał się szwedzkim studentem, który studiuje język polski w Uppsala! No tego to się nie spodziewaliśmy! Popatrzyliśmy na niego jak na kosmitę i poszliśmy dalej delektować się czymś takim
:D
Spotkaliśmy też gęsi kanadyjskie:
Dochodzimy do skoczni, którą widzieliśmy z daleka wczoraj:
Dochodzimy powoli do miejsca, gdzie się łączymy ze szlakiem żółtym. Pogoda się znacznie poprawiła, a w oddali widać nawet wyspę Disko.
Siadam i chłonę. Jeden z najlepszych widoków w życiu:
Idziemy sobie jeszcze na przełaj na skraj półwyspu:
I odpoczywamy na ławce. Tutaj widzimy z daleka jak reszta ekipy idzie ze szlaku żółtego. Spotykamy się i wspólnie delektujemy widokami...
Z beckiem wracamy drewnianą ścieżką, a reszta idzie kawałek dalej i wraca szlakiem czerwonym. Po południu trochę odpoczywamy i dokańczamy butelki z wolnocłowego, aby o 20 być gotowym na rejs pośród gór lodowych. Ale o tym w następnym odcinku.O 20 mieliśmy zaplanowany rejs po zatoce wśród gór lodowych. Zarezerwowaliśmy małą łódkę i znowu wszystkim nie udało się zmieścić. Była nas 8, a dwójka zarezerwowała na większym statku. Tu są wycieczki większym https://diskolineexplorer.com/en/ a tu mniejszym https://worldofgreenland.com/en/
Mniejszy statek wydawał się lepszym pomysłem dopóki nie zobaczyliśmy jak większy statek pruje przez lód jak lodołamacz, a nasz bardzo wolno meandruje dookoła.
Mamy złotą godzinę i dobrą pogodę. Później w sezonie rejsy startują nawet o 22, bo w końcu cały czas jest jasno.
Na statku serwują kawę i herbatę oraz wódeczkę. No, powiedzmy, że nie robili problemu, że przemyciliśmy swoją
;-)
Podpływamy pod fiord i tutaj zaczynają się naprawdę ogromne góry lodowe...
Jak wszyscy wiedzą, na powierzchni jest tylko ok. 1/8 lodowca, reszta pod wodą...
Nie tylko góry robią wrażenie, ale i ich refleksy w oceanie...
A to ten duży statek:
Chwilę stoimy w tym miejscu, jest pięknie.
Tak się zastanawialiśmy skąd te dziury
:)
Kosmos...
Wracamy po 2.5h. Dochodzi 23. Jeszcze chłopaki wołają na zachód słońca, które od ponad tygodnia nie zachodzi. Idę na taras i strzelam fotę na pożegnanie dnia
Temperatura była poniżej 5 stopni, więc okres wegetacyjny jeszcze się nie zaczął. Jak patrzę na prognozy do końca czerwca to cały czas jest max 5 stopni. Jak będzie więcej to zacznie się też chmara komarów i meszek.Dzień 4 na Grenlandii. Wszystkie szlaki już przeszliśmy, więc pomyśleliśmy, że może pójdziemy na przełaj na półwysep na północ od Ilulissat.
Przez poprzednie dwa dni trochę negocjowaliśmy przeloty widokowe, ale jak można było się spodziewać ceny były spore. Są opcje na lot godzinny, 40 minutowy i 20 minutowy. Myśleliśmy o tym 40 minutowym. Chcieliśmy zejść do ok. 1000 zł od osoby, ale chyba w końcu nie dało się poniżej 1200 zejść. Zaczęliśmy trzymać kciuki by na naszym locie o 18:30 była pogoda.
A pogoda dzisiaj była ładna. W hotelu zjedliśmy duże śniadanie, zrobiliśmy ostatnie zakupy i o 11 musieliśmy się wymeldować. Zostawiliśmy graty w hotelu i ruszyliśmy. Po drodze się trochę porozdzielaliśmy. Przeszliśmy całe miasteczko, widać, że dużo się buduje. Nowy pas startowy i lotnisko też się buduje. Szacuje się, że jak je otworzą to Kangerlussuaq straci kompletnie na swojej ważności, bo samoloty mają latać bezpośredni do Ilulissat. W Nuuk zresztą też budują lotnisko.
My za to dochodzimy do wysypiska śmieci i idziemy dalej na przełaj. Jest nas 5. Idzie się dobrze, a widoki też fajne
;-)
Wydaje nam się, że góry lodowe sporo się poruszyły od ostatniego dnia, ale pewnym być nie można.
Dochodzimy do prawie samego końca, dalej jest jeszcze coś w stylu latarni, ale już tam nie dochodzimy.
Wracamy na 14 do hotelu. Postanawiamy spróbować lokalnych przysmaków. Ja biorę hamburgera z renifera, a reszta bierze tatar - opis w wątku "Jedzenie na Grenlandii"
Hotel podrzuca nas na lotnisko. Znowu nie ma żadnej kontroli bagażowej. Mam miejsce z lewej strony.
To mój lot nr 800! A widoki? ah... co tu dużo mówić. Zdjęcia z telefonu, ale coś tam widać.
W Kangerlussuaq znowu się rozdzielamy. Ja z @JanuszOnTour idziemy do Youth Hostel, a reszta do Old Camp. Mamy tym razem dorm 4-osobowy, ale jest tylko nas dwóch. Cena 700DKK za dwie osoby. Wieczorem na kolację rozpracowujemy jeszcze wieloryba i idziemy spać, bo rano chcemy się jeszcze zebrać na szlak.To ta nasza to musiała być średnia, ponieważ nie dało się dotknąć wody czy gór lodowych.Dzień 5 na Grenlandii (i ostatni)
Zrywamy się rano, szybko rzucamy coś na ząb, pakujemy się, zostawiamy bagaże przy recepcji, w której nikogo nie ma i ruszamy na szlak. Chcemy dojść do małego jeziorka, gdzie są resztki małego samolotu pozostałe po katastrofie oraz do jeziora Ferguson. Razem to ok. 9 km.
Zaraz za zabudowaniami jest most i piękne widoki na fiord. Kiedyś tu pewnie był lodowiec, bo wygląda to na morenę denną.
Idziemy najpierw szeroką szutrową drogą aż do drogowskazu nad to małe jeziorko. Idzie się ostro do góry i już trochę odstaję. Chyba mi się włączyło zmęczenie po kilku dniach. Dochodzimy w końcu do jeziorka, miejsce katastrofy jest po drugiej stronie, ale stąd za bardzo go nie widać.
A to resztki tego samolotu. Minęło 55 lat, to chyba jakiś mały samolocik wojskowy USA. Udaje nam się odtworzyć gdzie uderzył i jak leciał.
Mapka pokazuje nam, że jezioro Ferguson jest za grzbietem, ale nie ma tu żadnego szlaku. Idziemy na przełaj. Udaje się po jakimś czasie dojechać do drogi wyjeżdżonej przez quada i oczom ukazuje się jezioro.
Rozglądamy się dookoła i widzimy renifera
:)
Na tym samym stoku dostrzegam piżmowoła arktycznego. Jest dość daleko. Zobaczył nas i razem z reniferem uciekli.
Idziemy kawałek drogą i @JanuszOnTour dostrzega piżmowoła zaraz obok nas. Tym razem jesteśmy cichutko i udaje nam się go podejrzeć z dość bliska:
Sudoku napisał:Czyli 3 dni na Grenlandii wydają się mieć sens.To mnie bardzo cieszy.Jak nie planujesz Arctic Circle Trail to wystarczy, przy sprzyjającej aurze. A jednak mając nieco więcej czasu, w sumie ok. tygodnia, zamiast biletu RT CPH SFJ JAV SFJ CPH można kupić OJ CPH SFJ JAV powrót GOH SFJ CPH albo odwrotnie i drogą morską przemieścić się z Ilullisat do Nuuk lub w stronie przeciwną. Przy dobrej pogodzie widoki niezapomniane, po drodze łajba zawija do Sisimiut. Arctic Umiaq Line. https://aul.gl/en/experience-greenland/My tego czasu nie mieliśmy.@cart lądolodowej toalety nie uwieczniłem, wrzucam "domek letni" w tundrze nieopodal Kangerlussuaq
Świetna ta wycieczka na lodowiec. Też się zastanawiałam co wybrać, tej full day nie przyglądałam się, ale wezmę ją
;) rozumiem że potencjalnie poczekają jak samolot się spóźni?
Generalnie są elastyczni, oczywiście pod warunkiem że się z nimi wcześniej skontaktujesz.Na nas czekali, plany były modyfikowane w zasadzie na bieżąco.
Wiesz @cypel, to trochę nie tak. My tu mamy wiosnę, a oni jednak w śniegu i wietrze. To nie jest tylko kwestia kasy. Jednak zobaczenie tych mocno niezwyklych rzeczy wymagało trochę wyrzeczeń. A nie robili żadnych hardkorów ponad możliwości, co świadczy nie o miękkości, tylko odpowiedzialnościMi by się nie chciało, choć kiedy oglądałem zdjęcia czasem sobie myślałem, że fanie byłoby to zobaczyć. Na szczęście nie mają tam dobrej architektury.Tak samo te wycieczki z przewodnikiem (przez "zaawansowanych podróżników nazywanym fixerem) do środka Afryki. To też nie tylko za kasę. Za znalezienie się w filmie przyrodniczym i "zwiedzanie plemion" płaci się też potem, sraczkami i innymi niedogodnościami
@cypel jesteś zwyczajnie chamski w swojej wypowiedzi. Czy ktoś tu pisał, że jest to nie wiadomo jaka wielka wyprawa i chwali się, że zdobył K2 zimą? Natomiast z drugiej strony łatwo wcale nie było. Hiking na lodowiec określany jest przez organizatora na trudność 4/5 i wcale nie jest to proste. Szczególnie w tej pogodzie dawało mocno w kość. Drugi dzień, który opisałem był bardzo trudny ze względu na zimno, wiatr, chodzenie po śniegu, wodzie, kamieniach czy roślinności tundrowej. 8/10 zawróciło...Trzeci dzień, który opiszę, w ogóle był bardzo trudny z uwagi na ilość śniegu i zapadanie się po pas. To NIE SĄ szlaki dla wszystkich.Nie rozumiem też czepiania się grupy 10 osób. Byliśmy wszyscy bardzo zgrani, samo zorganizowani i każdy wnosił swój wkład. Obawiałem się tego, ale nie widziałem, żeby był jakikolwiek moment by poczuć się jak na wycieczce zorganizowanej. To był doskonale spędzony czas i w towarzystwie i w tamtym miejscu. Wróciłem bardzo zadowolony.
a ten Mietek to lepiej jak Janusz czy gorzej, bo nie wiem czy się oburzać czy pęcznieć z dumy
:roll: wyprawa była super, zwłaszcza ze u nas pogoda nie rozpieszcza, ciągle gorąco i gorąco
@cart, każdy ma prawo do własnej oceny i ja to szanuję. Trudno powiedzieć, co dla @cypel nie byłoby "wypadem PKS-em nad Zegrze" bo żadnej relacji nigdy nie napisał. Natomiast, jak już tak szczerze komentujemy, to forma tej wypowiedzi jest co najmniej nieelegancka.
@cypel uwaga bardziej do tematu "O tym co to znaczy podróżować"To chyba dobrze że 10 ciekawych świata gości zebrało się na Grenlandii i postanowiło aktywnie spędzić czas na hikingu podziwiając arktyczną przyrodę zamiast walić bronksy nad zalewem (nie że nie można miło czasu spędzić z piwkiem nad wodą - co kto lubi
;) )? I jednocześnie podzielić się wrażeniami z tego pięknego miejsca?Nie przekoloryzowują swojej opowieści, nie piszą o swojej wycieczce że to trekking czy wyprawa, a zgodnie z prawdą tytuł mówi o jednodniowych pieszych wycieczkach (hiking). Czy jeśli coś nie wiąże się z morzem potu i łez, i nie jest niedostępne dla osób bez ponadprzeciętnego przygotowania fizycznego to jest przez to mniej warte?Czy to źle że w pierwszej części wycieczki skorzystali z przewodnika jeśli nie mają doświadczenia w danych warunkach a atrakcja była za daleko jak na dzienną wycieczkę bez własnego transportu?I wreszcie - czy to źle że stać ich na taką formę spędzenia wolnego czasu? Bo odnoszę wrażenie (może mylne) że o to chyba w Twoim poście chodzi najbardziej. Wiadomo że nie każdy ma możliwość finansową polecieć sobie na długi weekend do drogiej destynacji, spać pod dachem i jeszcze przewodnika zatrudniać
;) Ale to tylko cieszyć się że część z nas tak może
:)
Chłopaki no już przestańcie się kłócić
:-)Opowiem Wam o hikingu w moim wydaniu, a uważam, że był to niezły wyczynek.Jestem po wszczepieniu rozrusznika rok temu, serce mam słabe i w każdej chwili jak mówią lekarze mogę strzelić w kineskop, ale... poleciałam sama na miesięczna wycieczkę do Ameryki. W Gujanie Francuskiej dałam radę w piekle, upale i wilgotności. Doszła kontuzja kolana w Boliwii na wysokości blisko 4 tyś m.n.p.m dawałam radę zaciskając zęby, tak chciałam zobaczyć Salar de Uyuni. Nie odpoczywając po tym wyjeździe za cztery dni poleciałam do Grenlandii. Tam się wybrałam na szlak, jednak warunki mnie pokonały, utknęłam niedaleko Muzeum Lodu w zaspie lodowo- śnieżnej i wróciłam. I jestem z siebie dumna, że dałam radę na tych dwóch różnych, jak to ktoś napisał, wycieczkach.Podsumowując, nie oceniajmy innych, bo nie wiemy jakie ma warunki fizyczne, zdrowotne czy nawet poznawcze.
@Washington czytałem ten ciekawy wątek "O tym co to znaczy podróżować" i ciężko mi się jednoznacznie wypowiedzieć i stanąć po którejś ze stron, bo trochę każdy ma rację, moim zdaniem oczywiście.Co do wycieczki 10 kolegów to nic mi do tego jak kto podróżuje ale pisanie o wyprawie to mocne nadużycie. I Odniosłem się do wypowiedzi @klapio.klapio napisał:Gratulacje dla całej grupy super wyprawy oraz @GregggorChodzi mi o to żeby nazywać rzeczy po imieniu bo dochodzi w dzisiejszych czasach do jakichś kuriozów, że osoba nie mająca pojęcia o fotografii nazywa siebie fotografem, byle bloger pisarzem a klepiący głupoty youtuber redaktorem tudzież dziennikarzem.I nie mówię tego o uczestnikach tej wycieczki tylko ogólna uwaga.@jasiub relacji nie piszę ale staram się wrzucić po powrocie skądś, jakieś, mam nadzieję, przydatne info, ot choćby ze Svalbardu, Laponii, Lofotów itp. itd.peace
@cypel bo ja tak z ciekawości tylko poznawczej, chciałbym się dowiedzieć od dużo bardziej doświadczonego podróżnika... co należy zrobić aby można było się pochwalić, ze to było godne opisania, podzielenie się z innymi zdjęciami czy własnymi odczuciami? Tak na przyszłość chciałbym wiedzieć. No offence
@cypel, znów coś Ci się pomyliło. Wyprawa to słownikowo: "udanie się dokądś, zwykle w odległe lub trudno dostępne miejsce, w jakimś celu, po wcześniejszym starannym przygotowaniu się."Grenlandia zdecydowanie spełnia to kryterium, a i jak wynika z opisu uczestnicy się do niej przygotowali.A jeśli chodzi o pisarstwo, fotografowanie itd, to relacje na tym forum są z założenia amatorskie (choć akurat ta zasada była w przeszłości łamana)A zresztą o czym ja tu piszę, można przecież odbyć wyprawę po piwo, pewnie i Tobie się to kiedyś zdarzyło
Relacja super, bardzo pomocna i zawiera dużo informacji. Czekam na więcej!Sama skusiłam się na loty GL widząc, że przede mną będzie mocna ekipa. Zwłaszcza że każda relacja @cart to dla mnie mega inspiracja. Informacji o Grenlandii jest mało, więc piszcie chłopaki
:) Jak wyglądały u Was posiłki/kolacje? Bo mi przysłali już linki do rezerwacji miejsc w restauracji. Czy to oznacza, że na miejscu nie ma szansy zjeść ad hoc? Trzeba mieć rezerwacje? Cenowo to chyba od 250 DKK w SFJ?PS. gdzie znaleźć tą grupę warszawską?
W Kangerlussuaq z jedzeniem jest lipa. Jest restauracja przy jeziorze Ferguson, ale to kawał drogi. Sklep przy Youth Hostel otworzony jest tylko kilka godzin po południu i nie dane nam było tam zajrzeć. Ja wziąłem kilka małych konserw na śniadanie i kolację. Na lotnisku jest knajpa, ale to też bardziej na zapchanie się. Raczej trzeba polegać na własnym jedzeniu.Natomiast jeśli chodzi o Ilulissat to wybór jest duży - patrz wątek Jedzenie na Grenlandii. W hotelu Hvide Falk jest genialne śniadanie - można popróbować lokalnych specjalności, renifera, woła piżmowego, naleśniki, konfitury i sporo rzeczy na ciepło. Najeść się można po pachy. Na mieście jest sporo opcji od 90 DKK - pizza, smaczne burgery. Lepsze knajpy to ceny 150-250 DKK za posiłek. W sklepach ogromny wybór czego chcesz. Dla szukających taniej, są lodówki z krótkimi terminami przydatności i można było kupić litr jogurtu pitnego za 2 DKK na przykład.Próbowaliśmy większości lokalnych specjałów, w tym wieloryba, kawior, itp. Warto, bo nigdzie indziej tego nie spróbujesz.PS. A grupę warszawską można spotkać na forum w dziale spotkania w realu
;)
cart napisał:W Kangerlussuaq z jedzeniem jest lipa. Jest restauracja przy jeziorze Ferguson, ale to kawał drogi. Przy rezerwacji wysyłają transport po gości, za free w obie strony. Jedzenie tam jest super! Warto!
Tak tylko dodam swoje 3gr...Lecąc niestety na tak krótko, jak my to zrobiliśmy (bo urlop nie jest z gumy / bo w domu zostawiliśmy rodziny, które też chcą z nami latać w różne miejsca / itd.) nie da rady zrobić "prawdziwego" trekkingu.Przejazd samochodem z lotniska w Kangerlussuaq do punktu startowego Point 660, skąd zaczęliśmy "spacerek" po lodowcu, zajął nam ok. 1,5h w każdą stronę. Do tego kilka godzin na lodowcu i robi się z tego prawie cały dzień.Gdybyśmy chcieli iść pieszo do punktu Point 660, zajęłoby to wg map Google ponad 8h w każdą stronę (ponad 35km w jedną stronę). Ponadto, zarówno droga z Kangerlussuaq do Point 660, jak i chodzenie po lodowcu / chodzenie po szlakach w Ilulissat / przejście nad jezioro Ferguson w Kangerlussuaq, to nie jest chodzenie po płaskim terenie, jak niektórym może się wydawać.. A, jak już to było tu wspomniane, pogoda w tym okresie była taka, że bardzo łatwo wpaść po pas w miękką zaspę, pod którą jest np. woda / pośliznąć się na cienkiej warstwie lodu pokrywającej kamienie/skały - niejeden z nas tego doświadczył i to mimo uważania na to gdzie, się stąpa. Na lodowcu bez raków i kijków bardzo łatwo o wypadek. Było też już o tym tu napisane, że na szlaku w Ilulissat wiało tak mocno, że 8 na 10 osób zawróciło. Dla potwierdzenia wrzucam zdjęcie ukośnych sopli, które powstały podczas tego wiatru.Napisałem to, aby nie porównywać wypadu na Grenlandię z wypadem "pksem nad zegrze".Bo tak samo można kpić z osób, które są praktycznie wnoszone na Mount Everest z całym ekwipunkiem. Przecież to nie jest prawdziwy trekking. Wystarczy zapłacić kilkadziesiąt tys. zł
:)EDIT:<sarkazm on>Rozumiem, że kupno rejsu lodołamaczem, aby podziwiać pływające góry lodowe z bliska, to też była amatorka. Trzeba było płynąć wpław, bo nawet wypożyczenie kajaku to amatorka = wyjęcie portfela.Ciekawe czemu wszystkie mniejsze jednostki płynęły za naszym lodołamaczem, który rozbijał wszechobecne kry / mniejsze górki lodowe?<sarkazm off>
@maxima - w SJF byliśmy podzielieni noclegowo na 2 grupy - większość z nas nocowała w Old Camp (akurat @cart nocował w Youth Hostel), który jest oddalony jakieś 2km od lotniska i trochę dalej od reszty miasteczka. Hostel zapewnia transfer z i na lotnisko, oprócz tego podjeżdza tam miejski autobus. W Old Camp proste śniadanie jest w cenie, do dyspozycji przez całą dobę jest kuchnia (jest kawa i herbata). Warunki są dość spartańskie (szczególnie w relacji cena-komfort
:) ) , ale miejsce ma swój klimat.PS Da się połączyć wycieczkę z kolacją. Po rezerwacji wycieczki przychodzi oferta by dokupić kolację. Jeśli ktoś zdecydowałby się na pewno zawieźliby do restauracji i potem odstawili do miejsca noclegu.
Ja uważam, że chłopaki do swojej wyprawy dość rzetelnie się przygotowali i wycisnęli, ile się da z 4 i pół dnia na Grenlandii. Maj to miesiąc praktycznie najtrudniejszy do trekkingów, w tundrze powoli wszystko topnieje, lecz śnieg jeszcze leży, ale nie na tyle dobry by iść na nartach. Na taki czas z pewnością nie opłacało się brać rakiet, z resztą nie taki był zamysł grupy.Co zobaczyli, to ich. Bardziej ciekaw jestem, czy któryś z ekipy kiedyś tam wróci.
;)
@BooBooZBsą plany - bardzo chciałbym i planuję. Urzekająco surowe, przepiękne miejsca odwiedziliśmy!@cart moja propozycja zmiany tytułu Twojej relacji: Grenlandia: czasem słońce, czasem deszcz...
cypel napisał:Gregggor napisał:Forum wchodzi w wiek dojrzaly
;) O tym mówię. A ja wlasnie nie o tym mowie, marudo.Forum sie zmienia, ludzie sie zmieniaja, inne priorytety ale i inne mozliwosci - a i dla samych widokow ze zdjec moim zdaniem bylo warto!
To uzupełnię z drugiej strony
:D Nasza trasa obejmowała szlak żółty, z którego dzień wcześniej zeszliśmy, powrót do heliportu, w którym spotykają się wszystkie szlaki, a następnie spacer kładką do klifu, przejście fragmentu szlaku niebieskiego i powrót szlakiem czerwonym do heliportu. To co dzień wcześniej było nieprzyjemną walką z wiatrem taraz stało się przyjemną wędrówką, podczas której mogliśmy do woli cieszyć się piękymi widokami. Pod koniec trasy wyszło nawet pełne słońce, co zostało uwiecznione na zdjęciu wrzuconym wyżej przez @novart. Zdjęć za dużo nie będzie,, bo @cart ma lepsze z tych samych miejsc
:lol:
Już na początku widać, że pogododa będzie nam sprzyjać.Tak oznaczane są kluczowe miejsca na szlakach Pierwszy raz podczas naszego pobytu wychodzi słońce Wzdłuż czerwonego szlaku są pola, na których mieszkają psy. Podobno w Illuisat kiedyś było tyle samo psów co ludzi. Obecnie proporcje się zmieniły - jest około 2000 psów przy 5000 mieszkańców Lepiej do nich nie podchodzić, ale niektóre podchodzą do nas. W nagrodę za udaną wycieczkę w Ilulissat Isfjordscenter (na skrzyżowaniu szlaków) można zjeść grenlandzkiego loda.
Fajne światło na tym wieczornym rejsie, nam wieczorny odwołali i przełożyli na południowy, ale też było co oglądać. Ta góra z dziurami na początku maja wyglądała jakby się wzorowała na Parku Güell w Barcelonie.
Ta z dziurami na koniec kwietnia miała tylko dwa otwory!My pływaliśmy dwa razy mała motorówką, z przodu której mogłam robić ujecia z poziomu wody, dotykać lodu, wody. Też szła jak taran przez kry.
Te formacje śnieżne na morzu są niesamowite Zaskoczony jestem że aż tyle śniegu na Grenlandii było, wydawało i się że w okolicach lata jest tam trochę więcej zieleni
Temperatura była poniżej 5 stopni, więc okres wegetacyjny jeszcze się nie zaczął. Jak patrzę na prognozy do końca czerwca to cały czas jest max 5 stopni.Jak będzie więcej to zacznie się też chmara komarów i meszek.
Super Wam się udało wycisnąć co najlepsze w te parę dni! Ekstra relacja. Aż się łezka w oku kręci, na końcu niebieskiego mąż mi się oświadczył
:D Co do niebieskiego to my byliśmy miesiąc później, pod koniec czerwca i było tylko trochę śniegu, ale i tak uważam, że teren był dosyć wymagający. Zapadaliśmy się nie w śniegu, tylko w rozmiękczonym, nasiąkniętym wodą torfie. Plus MILIONY komarów.
Świetne zdjęcia i bardzo fajna relacja z nietuzinkowej wyprawy!A te dziury w górach lodowych to mogą być fragmenty śródlodowych "koryt" rzecznych, którymi woda płynie w cieplejszych okresach.
Wg mnie większa łódź jest lepsza i daje więcej możliwości podpłynięcia w strefy, gdzie jest do ominięcia blisko siebie więcej niż jedną kra [ konia z rzędem temu jak się odmienia liczba mnoga od kra bez sprawdzania w necie [emoji3] ]. Dodatkowo jak było wcześniej napisane większa łódź płynie często pierwsza, a mniejsze się podczepiają pod ogon i płyną za nią.Na większej łodzi jest dodatkowo prezentacja o tym jak powstaje lód i o jego odmianach oraz drink z kawałkiem wcześniej wyłowionej kry lodowej + lokalny gin + lokalna mieszanka unikalnych ziół. Jest słodki w smaku i bardzo smaczny [emoji6]
@cart, mam nadzieję, że nie popełnię faux pas jak do Twoich zdjęć dorzucę 2 brzydsze
:) - a mianowicie wspomniane wyspisko śmieci (btw. na mapach googla go nie znajdziecie, ale na maps.me już tak).
Od siebie odpisze, ze kartą da się zapłacić wszędzie gdzie byliśmy. Można wziąć drobna sumę gotówki na wszelki wypadek, ale nie jest bezwzględnie konieczna.
Autobus jeździ z lotniska do Old Camp, potem wraca na lotnisko i jedzie do dalej do osady, po której robi kółko i wraca na lotnisko.Co do gotówki, zawsze lepiej ją mieć niż nie mieć, natomiast tu, jak wyżej pisano, w zasadzie nie była potrzebna.
Przy wykupieniu noclegu w Old Camp transfer jest for free. Z lotniska o dowolnej porze a z Campu na lotnisko tylko rano. A ponieważ check-out jest do 9 rano więc i tak łapiemy się na ten bezpłatny transfer. W późniejszych godzinach są autobusy "publiczne" ale raczej mało kto z nich korzysta. Ja kiedyś szedłem z buta, przyjemny spacerek 20 min.
maxima napisał:@cart @jasiub @Antia czy na Grenlandii sa jakies preferencje karta/gotówką? Jest sens przywozić korony czy w sklepach i knajpach wystarczy karta?HejNie miałam wcale koron, ale potrzebne były przy płatności za rejsy ppd lodowiec, można było też utargować cenę. Poza tym wszędzie płatność kartą, telefonem.
Quote:Trekking na lodowiec wybraliśmy dość spontanicznie. Rozglądaliśmy się za czymś zorganizowanym i opcje były 3:1. podjazd pod Russell Glacier za 695 DKK, ok. 4h całość2. podjazd pod Ice Cap 660 za 695 DKK, ok. 5h całość3. 8h trekking na lodowiec, startując z Ice Cap 660 i po drodze widząc Russell Glacier, za 995 DKKDzięki Panowie za polecenie opcji nr 3. Dzis też było super. Zdjęcia podobne, jeziora już nie zamarznięte i nawet byli śmiałkowie, którzy się kąpali
:) cały trek zajął nam ponad 4h. Również polecam wycieczkę.
gdyby ktoś rozważał wycieczki pt whale watching - w zatoce i przy fiordzie w Ilulissat były bez problemu widoczne. jedno zdjecie z łodzi (przy okazji jak wracaliśmy z Eqi), a drugie z tarasu w hotelu Hvide Falk - bez problemu można wejść nawet jak się nie jest gościem hotelu czy restauracji
@maxima: a jak teraz w lecie z komarami czy jakimiś innymi owadami? Daje się to rzeczywiście jakoś we znaki (bo takie gdzieś były informacje, że to problem w "ciepłych" miesiącach)?
@marek2011 na niebieskim i żółtym szlaku były, choć nie wiem czy więcej niż nad Biebrzą (byłam 2 dni przed wylotem na Grenlandię i tez mi dokuczały). W miastach komarów i muszek nie ma. Na szlakach niektórzy mieli takie czapki ochronne na głowę. Jeśli ktoś ma odzież trekingową to raczej się nie przebiją. Na pewno nie są to jakieś wielkie roje. W Polsce w lesie czy nad jeziorem wygląda to podobnie IMO. Raczej wielce nie cierpiałam z tego powodu.
Odtąd idziemy prosto na zachód wzdłuż zatoki. Widoki są bardzo piękne lub super piękne
W końcu spotykamy pierwszego turystę, który idzie w drugą stronę. Mówimy mu cześć, po czym coś gadamy do siebie. Koleś nagle do nas łamaną polszczyzną pyta się czy mówimy po polsku !?!?
Okazał się szwedzkim studentem, który studiuje język polski w Uppsala! No tego to się nie spodziewaliśmy! Popatrzyliśmy na niego jak na kosmitę i poszliśmy dalej delektować się czymś takim :D
Spotkaliśmy też gęsi kanadyjskie:
Dochodzimy do skoczni, którą widzieliśmy z daleka wczoraj:
Dochodzimy powoli do miejsca, gdzie się łączymy ze szlakiem żółtym. Pogoda się znacznie poprawiła, a w oddali widać nawet wyspę Disko.
Siadam i chłonę. Jeden z najlepszych widoków w życiu:
Idziemy sobie jeszcze na przełaj na skraj półwyspu:
I odpoczywamy na ławce. Tutaj widzimy z daleka jak reszta ekipy idzie ze szlaku żółtego. Spotykamy się i wspólnie delektujemy widokami...
Z beckiem wracamy drewnianą ścieżką, a reszta idzie kawałek dalej i wraca szlakiem czerwonym. Po południu trochę odpoczywamy i dokańczamy butelki z wolnocłowego, aby o 20 być gotowym na rejs pośród gór lodowych. Ale o tym w następnym odcinku.O 20 mieliśmy zaplanowany rejs po zatoce wśród gór lodowych. Zarezerwowaliśmy małą łódkę i znowu wszystkim nie udało się zmieścić. Była nas 8, a dwójka zarezerwowała na większym statku.
Tu są wycieczki większym https://diskolineexplorer.com/en/ a tu mniejszym https://worldofgreenland.com/en/
Mniejszy statek wydawał się lepszym pomysłem dopóki nie zobaczyliśmy jak większy statek pruje przez lód jak lodołamacz, a nasz bardzo wolno meandruje dookoła.
Mamy złotą godzinę i dobrą pogodę. Później w sezonie rejsy startują nawet o 22, bo w końcu cały czas jest jasno.
Na statku serwują kawę i herbatę oraz wódeczkę. No, powiedzmy, że nie robili problemu, że przemyciliśmy swoją ;-)
Podpływamy pod fiord i tutaj zaczynają się naprawdę ogromne góry lodowe...
Jak wszyscy wiedzą, na powierzchni jest tylko ok. 1/8 lodowca, reszta pod wodą...
Nie tylko góry robią wrażenie, ale i ich refleksy w oceanie...
A to ten duży statek:
Chwilę stoimy w tym miejscu, jest pięknie.
Tak się zastanawialiśmy skąd te dziury :)
Kosmos...
Wracamy po 2.5h. Dochodzi 23. Jeszcze chłopaki wołają na zachód słońca, które od ponad tygodnia nie zachodzi. Idę na taras i strzelam fotę na pożegnanie dnia
Jak będzie więcej to zacznie się też chmara komarów i meszek.Dzień 4 na Grenlandii.
Wszystkie szlaki już przeszliśmy, więc pomyśleliśmy, że może pójdziemy na przełaj na półwysep na północ od Ilulissat.
Przez poprzednie dwa dni trochę negocjowaliśmy przeloty widokowe, ale jak można było się spodziewać ceny były spore. Są opcje na lot godzinny, 40 minutowy i 20 minutowy. Myśleliśmy o tym 40 minutowym. Chcieliśmy zejść do ok. 1000 zł od osoby, ale chyba w końcu nie dało się poniżej 1200 zejść. Zaczęliśmy trzymać kciuki by na naszym locie o 18:30 była pogoda.
A pogoda dzisiaj była ładna. W hotelu zjedliśmy duże śniadanie, zrobiliśmy ostatnie zakupy i o 11 musieliśmy się wymeldować. Zostawiliśmy graty w hotelu i ruszyliśmy. Po drodze się trochę porozdzielaliśmy. Przeszliśmy całe miasteczko, widać, że dużo się buduje. Nowy pas startowy i lotnisko też się buduje. Szacuje się, że jak je otworzą to Kangerlussuaq straci kompletnie na swojej ważności, bo samoloty mają latać bezpośredni do Ilulissat. W Nuuk zresztą też budują lotnisko.
My za to dochodzimy do wysypiska śmieci i idziemy dalej na przełaj. Jest nas 5. Idzie się dobrze, a widoki też fajne ;-)
Wydaje nam się, że góry lodowe sporo się poruszyły od ostatniego dnia, ale pewnym być nie można.
Dochodzimy do prawie samego końca, dalej jest jeszcze coś w stylu latarni, ale już tam nie dochodzimy.
Wracamy na 14 do hotelu. Postanawiamy spróbować lokalnych przysmaków. Ja biorę hamburgera z renifera, a reszta bierze tatar - opis w wątku "Jedzenie na Grenlandii"
Hotel podrzuca nas na lotnisko. Znowu nie ma żadnej kontroli bagażowej. Mam miejsce z lewej strony.
To mój lot nr 800! A widoki? ah... co tu dużo mówić. Zdjęcia z telefonu, ale coś tam widać.
W Kangerlussuaq znowu się rozdzielamy. Ja z @JanuszOnTour idziemy do Youth Hostel, a reszta do Old Camp. Mamy tym razem dorm 4-osobowy, ale jest tylko nas dwóch. Cena 700DKK za dwie osoby.
Wieczorem na kolację rozpracowujemy jeszcze wieloryba i idziemy spać, bo rano chcemy się jeszcze zebrać na szlak.To ta nasza to musiała być średnia, ponieważ nie dało się dotknąć wody czy gór lodowych.Dzień 5 na Grenlandii (i ostatni)
Zrywamy się rano, szybko rzucamy coś na ząb, pakujemy się, zostawiamy bagaże przy recepcji, w której nikogo nie ma i ruszamy na szlak. Chcemy dojść do małego jeziorka, gdzie są resztki małego samolotu pozostałe po katastrofie oraz do jeziora Ferguson. Razem to ok. 9 km.
Zaraz za zabudowaniami jest most i piękne widoki na fiord. Kiedyś tu pewnie był lodowiec, bo wygląda to na morenę denną.
Idziemy najpierw szeroką szutrową drogą aż do drogowskazu nad to małe jeziorko. Idzie się ostro do góry i już trochę odstaję. Chyba mi się włączyło zmęczenie po kilku dniach.
Dochodzimy w końcu do jeziorka, miejsce katastrofy jest po drugiej stronie, ale stąd za bardzo go nie widać.
A to resztki tego samolotu. Minęło 55 lat, to chyba jakiś mały samolocik wojskowy USA. Udaje nam się odtworzyć gdzie uderzył i jak leciał.
Mapka pokazuje nam, że jezioro Ferguson jest za grzbietem, ale nie ma tu żadnego szlaku. Idziemy na przełaj. Udaje się po jakimś czasie dojechać do drogi wyjeżdżonej przez quada i oczom ukazuje się jezioro.
Rozglądamy się dookoła i widzimy renifera :)
Na tym samym stoku dostrzegam piżmowoła arktycznego. Jest dość daleko. Zobaczył nas i razem z reniferem uciekli.
Idziemy kawałek drogą i @JanuszOnTour dostrzega piżmowoła zaraz obok nas. Tym razem jesteśmy cichutko i udaje nam się go podejrzeć z dość bliska: