Moje rady :Targuj się przy noclegach, bo są mocno zawyżane ceny.Jeśli klienta casa nie będzie miała nic nie zarobi. Najlepiej noclegi rezerwować na miejscu, z tym że mając wstępne na airbnb jakieś namiary na inne możliwości. Polecam wycieczki na Malecon w Hawanie i przejażdzkę autem z lat 60 - tych ( tutaj trzeba uważać na naciągactwo w USD). Po mieście można się poruszać autobusami za grosze (Havana), tyle że z tłumami miejscowych.
Quote:Polecam wycieczki na Maicon w HawanieTam nie byłem. Ale za to sporo czasu włóczyłem się po Malecón.Moim zdaniem przejażdżka takim autem nie jest żadną atrakcją.
@JanuszOnTour Pamiętaj że Revolut na Kubie jest zbanowany. Nie zapłaci się kartą wystawioną poprzez Revolut. Kwestia płatności kartami - najważniejsze aby kartę, którą ma się przy sobie nie była wydana przez bank z US lub z kapitałem US bo nie zadziała m.in CitiBank. Na pewno działa mBank. W sklepach MLC (Pewxy) płatność tylko kartami Visa/MasterCard lub przedpłaconymi lokalnymi. Obciążenie w USD.
Dziękuję za rady. Na razie pierwsze oznaki mogą wskazywać, że nie dolecimy na czas do Stambułu. Zapowiadane opóźnienie z WAW to 3 godziny. Kolejny lot IST-HAV jest za dwa dni. Nawet jakbyśmy zdążyli to bagaże zapewne nie, więc szykuje się ciekawy wyjazd.
chyba się udało zdążyć może ktoś mi wytłumaczyć dlaczego lot via Stambuł Turkish leci górą przez Wielka Brytania , Kanada ? THY183 TK183 B789Turkish Airlines
@mediolan ze względu na wiatr zapewne - zobacz screenshot z windy. Gdyby leciał po najkrótszej trasie, to na południowy zachód od UK i Irlandii miałby spory wiatr czołowy.
Okazuje się, że całe lotnisko ma problem z opóźnieniami. Wynika to z remontu jednego z pasów. Bez problemu udaje się zdążyć i jeszcze wynudzić przez bramką. Same loty bez większej historii. Zabawa zaczęła się po wylądowaniu. Dość sprawnie wymijamy większość pasażerów. Pierwsza jest kontrola covidowa. Przede wylotem warto wypełnić formularz D,Viajeros. Wiele osób tego nie robi i tracą czas na ręczne wypełnianie. Posiadanie QR to taki fakt track. Oczywiście szczepienia itd nie są sprawdzane. Paszporty, bardzo powolne security i czekamy na odbiór bagaży. Zabrałem ze sobą dużo przedmiotów dla gospodarzy i innych ludzi. Dlatego korzystamy z transportu zorganizowanego przez naszą gospodyni. 30€. Wiem, że można taniej to zorganizować. Docieramy do naszego lokum, gdzie spędzimy dwa dni. Casa znajduje się niedaleko Capitolu i po wychyleniu się z naszego tarasu bez problemu ją widzimy. Uzupełniamy formalności. W tym musimy przywitać się z pozostałymi gospodarzami. Dostajemy bongosa do ręki i bez wyczucia rytmu wypowiadamy swoje imiona do bożków. I tym sposobem od razu spotykamy się z synkretyzmem religijnym. Wymieniamy również euro po kursie 230:1Przekazuje pierwszy prezent jaki został zamówiony tj. leki na alergię. Zaczynany przechadzkę po Havana Vieja. Plac, uliczki. Zaczynamy chodzenie bez celu. Jest to popularne miejsce dla turystów, więc problemy lokalnych mieszkańców nie są od razu widoczne. Postanawiam kupić misia z czekolady. Jedynie 130 CUP za sztukę. Dostaje go do ręki więc od razu zaczyna się topić. Odgryzam mu ucho i podchodzi do mnie pierwszy Pan. mówi że jest głodny. Dostaje całą głowę. Wyjmuje banknot 3 CUP z Che, dostaje całego misia. Wiem że sprzedają zarówno monety i banknoty z Che i tak próbują dorobić małe pieniądze na turystach. Wchodzimy na chwilę do muzeum Simona Bolivara. W sumie nic tam nie było. Kilkanaście scen z życia wykonanych z prostej glinianej ceramiki. Pijemy kawę w prawdopodobnie państwowej restauracji. Tak sądzę po cenach, albo ich jeszcze dobrze nie znam. Espresso 30, “sok” 120 tj. Soczek z rurką, mała woda 60. Kawiarnia jest ładna i wystrojem nawiązującym do Lizbony. Café Académico Columnata Egipciana. Następnie odwiedzamy fortece. Wejście dla turysty za 120 CUP. Warto wejść dla ładnego widoku na mury okalające wejście do portu. W samym muzeum najbardziej podobał mi się statek na oko wysoki na 3m a długi na 5-6 metrów. Jest to model statku z XVIII wieku. Santísima Trinidad. Posiadał aż 112 dział. Robimy się głodni i kupujemy dwie pizze z serem. 170CUP za sztukę. Jest to jeden z wielu biznesów, który jest jednocześnie wejście do domu. Spacerując dalej spotykamy różnych nagabywaczy. Raczej nie natrętni szczególnie jak próbuje się z nimi dukać po hiszpańsku. No i jest i on. Mauricio jeżeli nie przekręcam imienia. Wiadomo, że będzie coś chciał w zamian. Spotkamy go zaraz przy La Bodeguita del Medio gdzie turyści w środku dosłownie depczą po sobie. Od słowa do słowa postanawia zaprowadzić nas na drinki gdzie są tylko lokalni. Zgadzamy się rozmawiamy o niczym. Dochodzimy do baru chcemy zamówić jeden drink dla niego i jeden dla nas. Niestety zamknięte. Miejsce rzeczywiście lokalne, z lekkim potencjałem do szukania pań do czego bardzo zachęca. I tu zaczynają się schody. Nie odpuszczamy i tym razem wybiera inne miejsce, które od razu wygląda na za piękne i za drogie. Więc tu jednak odmawiamy wypicia. Darmowy drink mu przepadł, więc jakoś polubownie, choć widzę że z niesmakiem daje mu tipa za rady i rozstajemy się. Oferował również wymianę za 240:1. Sami znajdujemy sklepo-dom i kilka towarów. Kawa za 10, piwa, woda papierosy. Jest to napój z dużego termosu. Bardziej to cukier z kawą. Zbliżamy się do muzeum rewolucji. Wejście 200CUP, ale jest remont, a cena taka sama. Pani od biletów też chyba czuła, że to słabo wygląda. Postanawiamy oglądać Granme z zza płotu. No i podchodzi do nas pani. Rozmawiamy o wspomnianej cenie biletów. Nauczycielka salsy od poniedziałku do piątku. Podpowiada gdzie zjeść z miejsc, które mamy wstępnie zaznaczone na naszych mapach. Odchodzi, robimy zdjęcia, znowu rozmawiamy. Pytam, czy czegoś potrzebuje. Mówi że nie, ale jest problem z lekami. Mówię, że mamy je w domu i możemy coś przekazać. Temat zmienił się jednak na rozmowę o cygarach i jakoś tak wyszło, że trafiliśmy do domu, gdzie mogliśmy je kupić. Nie wiem czy taki był cel od początku. Może tak, może nie. Wchodzimy do domu starszej pani, która wyciąga torbę z cygarami. Różne pudełka, jeszcze nie zaklejone. Można obejrzeć, dotknąć. Podobno pani pracuje w fabryce i stąd je ma. W środku banderole. Po długich rozmowach kupujemy 2x10 cygar. Czy sa to oryginały? Nie wiem. Nawet jak zrobili nas w balona to tak piękny sposób i w takim miejscu, że warto było. Na obiad udajemy się do Don Pucho. Langusta w cenie kurczaka i innych mięs. Ja zamawiam grillowaną za 2100, a kolega ropa vieja. Drinki, soki. Kawa i deser w cenie. Całość z serwisem 6000. Powrót do naszego lokum kolejna wymiana tym razem 235:1. Szybki prysznic i kolejne kilometry bez celu. Tak kończy się dzień pierwszy. Dzieje się dużo. Zdjęcia nie chcą współpracować.
@JanuszOnTour: jestem żywo zainteresowany informacją o dostępie do Internetu,jest to w sumie rzecz (jego brak) która powodowała że na Karaibach jeszcze Kubę omijałem.
:)
Internet jako tako istnieje. Korzystam tylko z tego udostępnionego przez gospodarzy. Czasami jest on płatny (np. 1€ za dzień w pierwszej casie), ale zawsze powolny. Jutro zaczynamy długi powrót, więc relacja tekstowa powstanie na pokładzie samolotu, a postaram się ją zakończyć w Stambule. Mam też kartę SIM od kolegi, który był tu dwa miesiące temu. Niestety sama nie zalogowała się do sieci, a nie chciałem tracić czasu lub wyjaśniać dlaczego nie działa w punktach ETCSA.
JanuszJanuszewski napisał:Ponuro ten kraj wygląda.Bez przesady, choć oczywiście nie zazdroszczę im i żyć tam bym nie chciał. Jestem w tym wieku, że jeszcze się załapałem na PRL i u nas tak samo/podobnie było.
Taki to spam zdjęć na koniec. Nie bójcie się utraty ESTA. Zwykła wiza też jest dla ludzi ;)